|
Żeglarz chłopczyna
Żeglarz chłopczyna |
Nie wiem, szczerze powiedziawszy,
czy to raczej kpina jest, czy zaszczyt.
Może bardziej, jawna drwina,
patrzeć jako próbuję chłopczyna.
Jak tam prędko poprzez szelest się przemyka,
raz głowę wychyli i wtem nie raz znika.
Jak do Adamowego żebra wciąż ukradkiem,
stara się przepłynąć przez może swym statkiem.
Na daremno, czy tu chodzi o żagle?
Może, morze go pochłonęło zanadto.
Wyrwało mu ster, połknęło i zjadło,
może on sam morzu się oddał.
Może polubił, gdy to faza przechodnia,
zmienia wciąż kursy, z południa na północ,
z zachodu na wschód, co godzinę, co dnia,
nowymi marzeniami zapełniając mu noc.
I jak tu, dla biedaka, błędnego żeglarza,
nie uronić łzy, nie zapłakać.
Wiem, że chciałby przestać skakać,
jak w poszukiwaniu chleba dłonie żebraka.
Chciałoby się słowami własnej modlitwy,
zebrać ręce i jak w odzie do Litwy.
Podniosłym głosem, oszukując słowa,
krzyczeć, błagać, lecz daremnie. |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
|
|