Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (8)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Heretyk
- lucja.haluch
pan Kot
- lucja.haluch
Z mitami
- TESSA
Zmartwychwstały w nas
- lucja.haluch
więcej...

Dziś napisano 18 komentarzy.

Zabielany mężczyzna

Zabielany mężczyzna

Zygmunt Jan Prusiński


ZABIELANY MĘŻCZYZNA

Motto: „Obiecuję ci, że będziesz mnie
szukał w każdej kobiecie, którą poznasz
i nigdy mnie tam nie znajdziesz.”
– Marlena Poznań –


Właśnie to dzisiaj znalazłem w sieci
nawet spodobała się ta cała łamigłówka
czy ktoś szuka w innej kobiecie poznaną
mnie to nie obchodzi – każda kobieta
ma inną barwę i smak – oznaczam
jej zasługi na korzyść miłości
żadna nie jest podobna do ostatniej
tak jak ty w tym przypadku jesteś
zupełnie sobą – masz swoje wady
ale one nie niszczą to co czynimy
wszak próby nie kaleczą a leczą
twój świat poniekąd zadbany
moimi rękami – staram się kochać
emocją w sąsiedztwie drzew
mijaliśmy niedawno olsze – jak
spotkamy graba tam ciebie uwiodę.


22.07.2020 – Ustka
Środa 15:00

Wiersz z książki „Anioł doliny”


autor ZJP
https://m.salon24.pl/e95817b62767b489280d494569ba0243,1200,900,0,0.jpg


Muza
https://s27.flog.pl/media/foto_300/12980245_pozdrawiam-wszystkich-serdecznie.jpg
Napisz do autora

« poprzedni ( 1740 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2020-07-28, 07:49:57
typ: życie
wyświetleń (201)
głosuj (34)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2020.07.28; 13:50:38
Aforyzm?

Moje ciało płonie, mam temperament, którym mogłabym obdarzyć całe stado "zwykłych" kobiet.

Hellow, 34 Kostrzyn nad Odrą

zygpru1948 2020.07.28; 13:49:47
Sławek, jesteś mądrym człowiekiem - Twój intelekt jest trafny w ocenach. Twoje opinie drukuję na Salonie 24 na moim autorskim blogu Biały Blues Poezji. Będą z Ciebie ludzie w Literaturze! Pozdrawiam i dziękuję - Zygmunt z Ustki.

zygpru1948 2020.07.28; 08:18:02
ANIOŁ DOLINY - część pierwsza

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński

ROZTAŃCZĘ CIĘ W MIŁOŚCI


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1064957,aniol-doliny-czesc-i

zygpru1948 2020.07.28; 08:17:18
Zygmunt Jan Prusiński


CZEGO SIĘ SPODZIEWASZ BOŻE...

- Czego się spodziewasz Boże że bazar judaszów
na klepisku rozsiadł się okrakiem i pokojową fajkę
pali z cynizmem na oczach i ustach?

A siedlisko pikanterii i zapachy czosnku dzieli
wiatr po jednym ząbku według wagi ciała?

Nie sposób krzyknąć do huby z zaprzysiężeniem
i dziwną wykładnią mędrców syjonu pochylonych
nad dziurą w ziemi w zapadłej prowincji…

Lepiej skonać niż te mądrości przyskarbić albo
błotem się umyć niż z ich poręki szczęście brać
do wazonu w tajemnicy przed alternatywą.

A cóż mi to za autorytety w niesłabnącej sławie
wijących się w zdradzie jak węże południa
a w brudnej sadzawce myśli płukać…

To że nosicie krzyż Jezusa nie upoważnia was
do jakiegokolwiek wyczyszczania własnych sumień –
w Pieśni Zdrady Absolutnej jako poeta gardzę wami!


28.09.2009 - Ustka

zygpru1948 2020.07.28; 08:12:11
Marek Jastrząb - Wydaj książkę i zdechnij!

Zacząłem sobie przypominać, ile książek, bezcennych, a zbutwiałych starodruków nawet, ile arcydzieł literatury światowej udało mi się wydrzeć z lochów niejednej składnicy surowców wtórnych! Po godzinach oficjalnej pracy, kierownik placówki wpuszczał mnie na zaplecze i pozwalał mi (za ćwiartkę czystej) uprawiać wysokogórską wspinaczkę na wierch papierowej hałdy i gdy on leżał u jej stóp, ja bawiłem się w archeologa. A gdy składnica była już przegrzebana, budziłem faceta i szliśmy do wagi. Kładłem na niej urobek, czyli wszystkie znalezione książki, a gość mi je sprzedawał. Cena była taka, że jeśli wszystkie ważyły pięć kilo, to w zamian musiałem mu przynieść pięć kilo gazet. Tym sposobem wszystko się zgadzało i dzięki temu ja miałem sporą bibliotekę, on zaś - porządek w burdelu.

Czasy się zmieniły i funkcję makulaturowych magazynierów przejęły urzędy od odmawiania pomocy, wsparcia i dawania literatom popalić. Dla nich też nie było różnicy między książką a papierzyskami. Sprytne ludzie zwietrzyły interes i wzięły sprawy w swoje ręce: zaczęły otwierać się na potrzeby wygłodniałego społeczeństwa. Kwitła więc produkcja bubli i na masową skalę powstawały rachitycznie wydawnictwa.

Tak jak niegdyś w byle garażu siedział na skrzynce od piwa przyszły komputerowy Gates, teraz w byle internetowej piwnicy siedział sobie WIELMOŻNY PAN WYDAWCA i czekał na frajera z kasą. Czyhał na reflektantów i łyskał brylantyną niewiedzy. Naiwny klient wpadał mu w szpony i z drżącym rękopisem w rozlatanych rękach kucał z zachwytu, bo na wstępie dowiadywał się, że spłodził wiekopomne arcydzieło, które rozejdzie się w mig, a jak dobrze pójdzie, to jeszcze szybciej. Za co PAN WYDAWCA ręczył osobistym honorem.

Zanim przyszły noblista zrozumiał, że wydawca nie mógł go przeczytać, bo jeszcze niczego nie opublikował, już był ugotowany na miękko i gładko łykał kolejne banialuki. Jedną z nich była informacja, że nie poniesie kosztów, bo kosztami obarczy się sponsora. Tyle że sponsor jak raz wyjechał do SPA w Berdyczowie i zamiast niego może skorzystać z usług obywatela Komornika, na którego konto należy wpłacić marne grosze w liczbie trzech tysięcy złotych plus VAT. Tyle samo, albo o dwa złote mniej plus VAT, uiścić należy w księgarni, by książka nie powędrowała do ciemnego kąta, lecz znalazła się na miejscu, gdzie ją widać. Przy czym za widok książki uplasowanej pod sufitem, buli się mniej, niż za widok tejże pomieszczonej na wysokości oczu zezowatego kurdupla. Ale najdroższe są miejsca w sąsiedztwie półek z bestselerami. Tam aż kotłuje się od oglądających, cmokających i odchodzących z kwitkiem. Na długich, chłodniczych ladach spoczywają komiksy, krzyżówki, rozmaite SF, magazyny pełne okrutnych narracji, ckliwych opowiastek zajeżdżających bajkową scenografią emfatycznych historyjek prowokujących do tarcia oczu i pociągania nosem, aromatyczne pomady w harlequinowskim stylu, jakieś kolorowe thrillery, fabularna przędza na wyczerpanym papierze, przygodowe rachatłukum, biesiadne tańce i hulanki z tasakami, garkotłukowy chłam, natomiast powieści Wojdowskiego, Kuśniewicza, Nałkowskiej lub Berezy próżno by szukać; księgarski subiekt nigdy o takich nie słyszał, no a w instrukcji obsługi klienta nie ma przepisu, by znać produkty przeterminowane.

Owszem, jeżeli autor nie wydoli finansowo i zrezygnuje z wywieszania się w księgarni, może cały swój nakład pierdyknąć pod wyro i pobawić w komiwojażerkę. Ale uwaga: od tego również potrącany jest podatek na rozbój kultury.


Handlarze artystycznym towarem

Różnica między stroicielem fortepianów a kompozytorem, należy do namacalnych namacalności i oczywistych oczywistości. Ale jak jeden bez drugiego nie może istnieć i oboje są fachowcami w swoich branżach, to kompletnym nieporozumieniem jest zamiana ich ról. Zanim pękniemy ze śmiechu, wyobraźmy sobie, że do Bacha przychodzi naprawiacz klawiszy, siada za instrumentem, wyniośle i bezceremonialnie strofuje mistrza pouczając go w sprawach polifonii, a na deser wręcza mu instrukcję obsługi piszczałek pod tytułem zreperuj je sam. Albo Beethovena, jak idzie do sklepu, kupuje parę desek, pół tony gwoździ, zanosi do domu i zbija sobie klawesyn.

zygpru1948 2020.07.28; 08:11:14
Podobnie w literaturze: jeden jest oprawiaczem książek, a drugi je pisze. Tak jak jeden jest kulturalny, a drugi pracuje w kulturze. W tym miejscu zaczyna się robić poważnie, bo zdaję sobie pytanie: kim jest obecny artysta, człowiek uprawiający zawód literackiego biznesmena? I odpowiadam: to figura na wskroś pragmatyczna; już nie twórca, lecz jeszcze nie człowiek interesu. Ot, złota rączka niepewnego geszeftu.

Słowo sprzedaż robi obezwładniającą karierę. Jest słowem kultowym. Podobnie jak niegdyś szałowy, fajowy, obłędny, odlotowy. Kultowy, znaczyło dawniej - obrzędowy, rytualny, religijny. Teraz kultowe jest wszystko, co się dobrze sprzedaje, ma powodzenie i cieszy się ponadprzeciętną oglądalnością. Kultowy może być sedes, rzecz jasna, jeżeli przedtem należał do popularnej gwiazdy.

Andrzej Wajda nakręcił film "Wszystko na sprzedaż". Film, jak na tamten czas, obezwładnił mnie bezwzględnością moralnej oceny: myśl każdą i rzecz wszelką można opchnąć. Dzisiaj ziejąca z niego celuloidowa „prawda ekranu", śmieszy mnie tylko swoją poczciwością gdyż z biegiem dni łagodny okres groteskowego szpanerstwa przeszedł ewolucję: zwyrodniał, wynaturzył się, rozwinął macki i porósł w normę, która już nikogo nie dziwi. Do głosu dorwał się absurd, zgroza, zmienił w koszmarną wizję naszego upadku na kolejne dno.

Sprzedawanie siebie jest hasłem na dziś i coraz częściej okazuje się, że produkt może być byle jaki, gdyż liczy się wyłącznie zysk. Przy czym utwór nie jest ważny. Natomiast ważna, a nawet istotna jest jego sprzedaż. Jeżeli książka spoczywa na odpowiedniej wystawie, to znaczy wbija się w czytelnicze oko, leży z dala od magazynu, a w pobliżu medialnego rozgłosu, jeśli znani recenzenci raczą przeczytać i merytorycznie ocenić to, co znalazło się między okładkami, a rankingi potwierdzą ich werdykty, autor może chodzić w stepującej glorii fantazjując o palmach i kokosach. Ale, by tak się stało, kandydat na wniebowziętego musi spełnić szereg warunków.

Pierwszym i niezbywalnym jest posiadanie finansowego zaplecza: literat marzący o intratnym opyleniu swoich prefabrykatów, musi mieć kasę na opłacenie sukcesu. W przeciwnym razie pozostanie mu niesmaczne przeświadczenie, że choć spłodził arcydzieło, to jego twórczość bardziej pasuje do pawlacza, niż do splendorów; jakkolwiek jest znana nielicznym członkom rodziny, paru sąsiadom z bloku i jednej sklepikarce z osiedla, to przecież nie są to wystarczające powody do zadowolenia; chciałby być znany szerzej, otrzymywać dobre recenzje, pęcznieć z dumy i nerwowo liczyć szmal.

Toteż jako zamożny inaczej, zajmuje się żebractwem; w tonie kuczno-błagalnym zamieszcza swoje płaczliwe supliki i zdesperowane ogłoszenia skierowane do Literackich Instytucji, Fundacji i Stowarzyszeń Promujących Walkę Z Kulturą. Dołącza do dzielnej grupy literatów żyjących współcześnie i stanie się własnym menadżerem. Absolutnie skutecznym profesjonalistą. Fachurą w każdej dziedzinie zahaczającej o twórcze i wydawnicze procesy. A więc musi umieć wszystko, lub prawie. Zrobić nieśmieszną korektę. Znać się na kosztach druku, łamaniu stron, właściwej czcionce, doborze odpowiedniego papieru, sensownej reklamie, szukaniu i znajdowaniu niedostrzegalnych SPONSORÓW.

Jednakowoż literat szukający wsparcia jak abstynent procentowych ambrozji, szybko dochodzi do wniosku, że takich jak on, jest przeszło więcej i chcąc wypłynąć na szerokie wody, musi razem z nimi tłuc się po niszach, piwnicach i straconych złudzeniach. Gdyż kiedy nie ma w sobie straganiarskiej żyłki, nie umie czy nie potrafi sprzedać swoich artykułów, znika z rynku w rytmie cza-czy i słuch o nim wędruje tam, gdzie ciemno, głucho i panuje zawzięte milczenie.

Chyba, że cierpi na nadmiar gotówki i nie kłopocze się wydaniem własnej książki. Wtedy poleca fachmanom swój przyszły bestseller i już oni zadbają by miała ręce i nogi, sprzedawała się jak Bóg przykazał i nie straszyła gustem, sam zaś może zająć się pisaniem. Ma wolną głowę i nie doskwiera mu upierdliwa myśl, że aby nabazgrać książkę, powinien być drukarzem, introligatorem, czy innym Gutenbergiem.

zygpru1948 2020.07.28; 08:00:59
Marek Jastrząb

Rozważania o wielokropku pochodzenia bezpańskiego


Wszyscy wiedzą, jak nadrzędną, a nawet wiodącą rolę w "Iliadzie" pełni kropka. Odyseusz bez niej wyglądałby jak brzydka i wierna Helena w stroju nagrobkowym.

Tak samo szampańsko paskudnie przedstawia się zagadnienie stosowalności wykrztuśnika w dziełach o charakterze wiekopomnym.

Trudno sobie wyobrazić Achillesa zabitego przez Hektora, natomiast Homera bez analizy - jak najbardziej. W każdym razie łatwiej, niż strzelającego z biodra.

Lecz facio nazywający się Blablak, potrafi to sobie dostrzec konwencjonalnym okiem dzisiejszej duszy [recenzent, rzeczoznawca, ekspert od przypuszczalnych mniemań twórcy, głównie zaś tłumacz jego rozwichrzonych intencji, wymądrza się, powarkuje własną elokwencją i mozoli się klarowaniem czytelnikowi tego, co autor miał na myśli, a zwłaszcza tego, co mu nie przyszło do głowy z powodów niedopuszczalnych i przekraczających ludzkie pojęcie.Według niego, czytelnik jest prymityw, ciemna masa, nie ma własnego zdania i należy go bez przerwy oświecać].

b

Wiadomo nie od dziś, że statystyka należy do nauk intensywnie rozwijanych ostatnio. Blablak udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że minimalizując liczbę przecinków, pytajników i zaprzeczników do maksimum, zaoszczędza się niejedną cysternę cennej substancji i dzięki tak poczynionym cięciom w temacie farba, wydać można o te trywialne parę książek ponad normę.

Blablak, z którego jesteśmy tak nieugięcie dumni, wprowadził do krytycznej pamięci nie tylko Iliadę i jej znaki hamulcowe, ale poszedł za ciosem i dokonał inetrpunkcyjnego rozbioru wszystkich utworów literatury wybitniackiej: nie szczędząc sił i środków, zajął się klasyfikowaniem arcydzieł pod kątem ortograficznego nadużywalnictwa.

Stwierdził, że nawias stosowany z nieczęsta, podnosi walory smakowe utworu, a używany bez opamiętania, wywołuje ciężką obstrukcję. Choć nie miał pod ręką księgi Don Kichote, zauważył, że na jej 557 stronie (dwa centymetry w lewo od słowa rycerz) znajduje się niefunkcjonalny przecinek, i obliczył, że ilość zawartego w nim tuszu o barwie poczciwej mendy, pomnożona przez dotychczasowy nakład dzieła, pozwoliłaby wydać jeszcze jeden skądinąd ważki tomik z poetyckim potencjałem w egzemplarzach słownie trzech.

Nadmienić się godzi, że jego bez mała jakby odkrywcze prace, przyniosły spory wsad w rozważania o wielokropku pochodzenia bezpańskiego. Dokonał on mianowicie spostrzeżenia, iż zamiast wysłużonych trzech, z powodzeniem wystarczą dwie kropki, a mając nieskrępowane dojścia do bibliograficznych lochów, podjął się chałupniczej mordęgi polegającej na wyświetleniu roli Wielkich Liter w tekstach pisanych przez Leworęcznych Kawalarzy z Tybetu (sekretne zapisy wykonywane przez Praworęcznych Wtórniaków z Eutanazji Środkowej potraktował jako premedytacyjne figlarstwo zacofanych mamrociarzy).

c

Żółtko, znane z wichrzycielskich skłonności do przesady, stara się grać pierwsze skrzypce w przymusowej spółce z białkiem, lecz głównym rozgrywającym ich sporu pozostaje kura.

Kogut - marzyciel mówi, że do odbioru poezji, prozy, malarstwa, czy muzyki, konieczne jest przygotowanie. Kura na to, że skąd znowu, że, by się podnieść z grzędy i wzruszyć do łez, słucha Beethovena. Nie musi latać po podwórku z fakultetami cioteczki Sorbony, by mieć ochotę na znoszenie jajek i.t.d. , ale gdy ma durnieć z podziwu nad utworami rozeschłych fanatyków, np. Blablaka, z mety dostaje wysypki, odkochuje się w weterynarzu, ma migrenę, estetyczną biegunkę i drażni ją światło.

W ten sposób można streścić wiersz Staffa - "Mowa":

"nie trzeba rozumieć śpiewu słowika
Aby się nim zachwycać".

Żółtko i białko, to treść i forma, kura, to czytelnik, a pytanie o pierwszeństwo jajka nad kurą, to bigos nie nasz, tylko szklanej kuli koguta, czyli krytyka Blablaka; jak wiadomo, ma on rację z urzędu i to niekoniecznie tyko wtedy, gdy ją ma.


17 maj 2008


Wiersze na topie:
1. ja Weronika (30)
2. a wtedy (30)
3. żniwo (30)
4. "układacz snów" (30)
5. Kurtyzana żywiołów (29)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (280)
2. darek407 (234)
3. Jojka (200)
4. pawlikov_hoff (121)
5. Gregorsko (92)
więcej...