Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (8)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Heretyk
- lucja.haluch
pan Kot
- lucja.haluch
Z mitami
- TESSA
Zmartwychwstały w nas
- lucja.haluch
więcej...

Dziś napisano 18 komentarzy.

Z psem, z ludźmi nie można...

Z psem, z ludźmi nie można...

Zygmunt Jan Prusiński


Z PSEM, Z LUDŹMI NIE MOŻNA...

Nie jestem pewny, może jestem zbyt
wymagający z grupy homo sapiens.
Moim w pobliżu świecie: kot, kret, kruk,
są i kolory złociste – przeważają liście.
Często rozmawiam że ścieżką w lesie –
nie wiem dokąd ona prowadzi...
Jaszczurka ucieka przed wężem,
to wiem, i rosa ucieka przed słońcem.
Z ludźmi różnie bywa, spieszą się przed
tęczą i za tęczą, przed rzeką i za rzeką.
W domu porozmawiam z psem –
to inteligentne zwierzę, a ludzie...?
Nie do końca bym postawił na nich,
to mi przypomina dotykanie pokrzyw.


30.11.2007 - Ustka

Wiersz z książki "Kraj Herberta"


autor ZJP
http://photos.nasza-klasa.pl/54828617/1451/main/e865420785.jpeg
Napisz do autora

« poprzedni ( 831 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2017-01-28, 05:42:49
typ: inne
wyświetleń (225)
głosuj (61)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

bordoblues 2017.01.28; 08:27:04
W domu porozmawiam z psem –
to inteligentne zwierzę, a ludzie...?
Nie do końca bym postawił na nich,
to mi przypomina dotykanie pokrzyw.

puenta - nic dodać, nic ująć
pozdrawiam +

zygpru1948 2017.01.28; 07:02:43
autorzy poematu: Mar Canela i Zygmunt Jan Prusiński

- Okładka tomu wierszy "Madryckie ścieżki poezji"

https://fotek.pl/upload/dd/o142807-dd.jpg

zygpru1948 2017.01.28; 06:10:52
korekta...

spoglądając na cztery wieże Madrytu

zygpru1948 2017.01.28; 05:45:03
Karol Zieliński

Tekst przedmowy:


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu "Madryckie ścieżki poezji".



Treścią tych komunikatów jest, ze strony mężczyzny wyznanie miłości, zaś ze strony kobiety brak jej przyjęcia. Mężczyzna zdaje sobie z tego sprawę i posługuje się słowem „kocham” bardzo ostrożnie, sugerując, że jest to „kochanie” jej poetyckiego ciała itp. (czyli w sumie niegroźne). Podmiot poetycki wie, że w dzisiejszych czasach miłość patriarchalna mężczyzny musi ustąpić przed feministyczną kobiecością, która miłości znanej w dotychczasowej postaci, nie chce. Musi się dopiero wykrystalizować jakiś nowy typ miłości, odpowiadający dzisiejszej mentalności i zmysłowości kobiecej.
Miłość jest zawsze egoistyczna i polega na jej altruistycznym przekraczaniu, ale dotychczas odbywało się to na paternalistycznych warunkach, a teraz chodzi o to, by kobieta miała w tym decydujący udział, z racji specyfiki swego psychofizycznego ciała, które jest (do czasu przekwitania), nieustannie rozdarte. A to powoduje takie konsekwencje, jakby mężczyzna chodził przez pół życia z rozprutym brzuchem z wnętrznościami na wierzchu. Mężczyźni muszą sobie zdawać z tego sprawę, że za niezrozumienie tego fenomenu płacą osamotnieniem. Być może drogą do integracji między-płciowej jest, aby mężczyzna towarzyszył kobiecie jako wieczny ginekolog i psychoterapeuta. Może to jest baza i podstawa wykrystalizowania się nowych wzorców miłości w wieku MATRIXA i New Age. Bo jak powiedział Lewi Strauss, małżeństwo nie jest po to, żeby służyło zaspakajaniu niskich popędów i przyjemności.

Wracając do konstrukcji formalnej tego poematu, wypada podsumować, że ma on trzech gospodarzy (przy czym gospodarz reprezentujący Autora-poetę (ale tylko w chwili pisania poematu) jest stroną dominują, do której przystosowuje się skwapliwie gospodarz kobiecej części poematu. Zresztą nie jest tak do końca, bowiem gospodarz kobiecej części poematu tak steruje dyskursem, że w ciągu naprzemiennego dialogu, zamiast być do końca stroną odpowiadającą na inicjatywne zapytania, kwestie i zaczepki (fachowcy od komunikacji nazywają to „turowaniem” - ładnie), sama gospodyni przejmuje inicjatywę ze strony „przesłuchiwanej”, przywoływanej i podporządkowanej, stają się dominującą, przesłuchując i podporządkowując sobie mężczyznę, który się zgadza na wszystkie jej żądania i wymagania. Z których najważniejszym jest wyrzeczenie się praw miłości.

Poemat posiada również dwóch narratorów i super-narratora, który odpowiada za logiczną całość, w ten sposób, aby „nieskładna poetycka gadanina, oświadczenia, wyznania, wykrzykniki, westchnienia i kłamstwa ułożyły się w opowiadanie, czyli wyjaśniały, czego ta historia dotyczy. A historia opowiadana w tym poemacie, wcale nie jest jednoznaczna i jasna. Nie jest to historia typu: „Herman i Dorota”, „Rusłan i Ludmiła”, „Tristan i Izolda", czy „Cierpienia Młodego Wertera”. Sprawa jest bardziej skomplikowana, bo ludzie XXI wieku są bardziej skomplikowani niż prostolinijna Izolda, czy bezbronna ekonomicznie Lotta z „Młodego Wertera”.
Postawy dzisiejszych kobiet, żon i kochanek, w czasach Goethego byłyby zupełnie niezrozumiałe. Mężczyzna w ciągu ostatniego tysiąclecia niewiele się zmienił, natomiast kobieta jest nie do poznania. Takie zachowania i mentalności jakie są powszechne u dzisiejszej kobiety, w starożytności były ujawniane tylko wtedy gdy pisarze opisywali kurtyzany. Np. Owidiusz w „Sztuce kochania” , albo Apulejusz „Złoty osioł”. (również, vide: Boccacio).

Sprawę autorów-poetów mamy już załatwioną i wiemy, że posługują się oni językiem symboli. Matematyk też potrafi za pomocą wzorów (w których predykatami będą symbole serduszek) wyznać koleżance matematyczce: „Kocham cię!”, a ona odpowiedzieć mu za pomocą wzoru: „Dymaj się platfusie!”

W wypadku poematu pt. „Madryckie ścieżki poezji”, odbyło się to za pomocą użycia słów mowy polskiej, jakże bogatej w odniesienia do tropów i motywów kultury śródziemnomorskiej. Podczas odczytywania tych symboli trzeba zwrócić uwagę na motywy „lasu”, „sowy”, „żab”, „kapelusza”, „jabłoni”, „drzewa”, „lasu”, „księżyca” itp. Poemat ten jest pod tym względem tradycyjny, że gdybyśmy nie rozumieli tych „poetyckich słów-kluczy”, to niewiele byśmy zrozumieli. Motywy te w kluczowych kwestiach poematu otwierają okienka do sąsiednich „monad” i komunikują się z nimi (wydając odpowiednie oświadczania).
Głębsza analiza wykazałaby, że jest to poemat metafizyczny, pisany przez dwóch ludzi o bogatych i często bolesnych doświadczeniach życiowych. Byłby to ciekawy dokument (gdyby był oświetlony odpowiednią analizą) zagubionych w bezsensie XXI wieku dwóch dusz ludzkich, które bezskutecznie poszukują się nawzajem.

Wprawdzie autor tego wstępu nie jest bezkrytycznym zwolennikiem freudyzmu, ale motyw „lasu”, „kapelusza”, „anioła”, „pantofli”, „cienia” itd. są pochodzenia tak starodawnego, że giną w pomroce dziejów. Zawsze oznaczały one lęk, zagubienie, pragnienie schronienia się w seksie i w miłości i poszukiwania dróg wyjścia „we dwoje”. Dante Alighieri błądził w „lesie”, „Anioł” uratował Tobiasza, „pantofel”, od Kopciuszka, dalej: pantomima, Pantaleon, pantalony… comedia del arte. „Cień”, „osioł i cień”, a choćby cienie w platońskiej jaskini. Tropy stare jak świat antyczny. Wszystkie te hasła rzuca „,kochanek” (tak, bym nazwał autora-mężczyznę), o „żabach” (także Arystofanes) wspomina „kochanka” – adresatka erotyków mężczyzny.

Po kolei: gospodarzem poematu nie jest autor ani narrator. Narrator jest tu lewie zaznaczony i to silniej po stronie kobiecej niż męskiej. To narrator po stronie kobiecej zawiadamia nas, że jest już znudzona całą tą fałszywą i nieprawdziwą sytuacją i chce rozpocząć nowe, realne życie (np. str. 143). Natomiast narrator po stronie mężczyzny zawiadamia bezustannie o jego ugodowości i chęci przedłużenia romansu w nadziei, szczęśliwego zakończenia. Natomiast narratorka ze strony kobiecej od samego początku, pełna rezerwy, pod koniec mówi: „już czas minął”. A właściwie, to nie jest to świadoma decyzja narratorki ile gospodyni kobiecej części poematu. To ona podejmuje decyzje o skracaniu „romansowego czasu”, to ona decyduje ile uczucia i „zachęty” pokazać ma autorka adresatowi swych wypowiedzi.
Tym niemniej wydaje się, że to gospodarz męskiej części poematu jest włodarzem całości tego poetyckiego „folwarku”. To on dopuścił do sytuacji, że w danym poetyckim roku, na poetyckim rynku, „na poetyckim targu i jarmarku” (czy jak go tam zwał); (w tym poemacie) po tyle a po tyle jest wieprz, po tyle a tyle kosztuje wół, a po tyle kwintal żyta. Oczywiście chodzi to o poetyckiego „wieprza” i poetyckiego „wołu”. Odpowiednio do tego kosztuje pogrzeb, beczka węgrzyna, rwanie zęba u cyrulika, ślub u plebana, wiano panny młodej i UCZUCIA MIŁOSNE. One też mają swoją cenę.

Gospodarz poematu zgodził się na taki a nie inny taryfikator i handel miłością, jak ten klasyfikator żywca w punkcie skupu Gminnych Spółdzielni, pomiędzy poetą Prusińskim a poetką Canelą, wyrażanych w pieniądzu zwanym erotykiem.
Erotyk jest utkany ze słów i z „mowy”, ale przecież powiedziano, że skoro milczenie jest złotem to „mowa jest srebrem” i ma swoją wymierną cenę. Za dobra „mowę” na cześć króla Stefana Batorego, uszlachcono kmiecego żaczka na uniwersytecie w Wilnie, który ją wygłosił. Mowa ma więc swoją cenę! Za krasomówstwo na cześć królewską w dawnej Europie można było otrzymać szlachectwo. Słowo często bywa „droższe od pieniędzy” i jest jak weksel.

Przyglądając się poszczególnym wierszom tego poematu, trudno się oprzeć wrażeniu, że są to w istocie listy zastawne, handlowe, zapewnienia o wzajemnych uczuciach miłości, przyjaźni, lojalności, poddaństwie, pamięci etc. Wystarczy podstawić tu tytuły suzerena i wasala, i mamy korespondencję między królem a baronem. Mamy tu jakby korespondencję, która wyszła w kancelarii królewskiej w postaci aktów notarialnych umowy prawnej między stronami, które zobowiązują się do… do Miłości!
Więcej tych zobowiązań jest po stronie „kochanka”, mniej po stronie ”kochanki” . I tu widać rolę gospodarza poematu, że zgadza się na to rozwiązanie.
Wrażenie jakiegoś uroczystego kontraktu jest tym większe, że wszystko to się odbywa w oprawie uroczystego słowa.

Pokusiłbym się o stwierdzenie, że język tego poematu przypomina miejscami narrację poematu o Tristanie i Izoldzie. Tu też jest mowa o fatalności, o fatalnym zauroczeniu, jakby po wypiciu miłosnego napoju, który odurnił Zygmunta Prusińskiego. I nic tylko ją kocha i nawołuje a ona go studzi! Bo nie wypiła tego napoju.

Zresztą „kochanek” jest również zauroczony kochanką (którą nazywa Mar) jak Tristan Izoldą. Co jest tym bardziej niezrozumiałe, że nikt mu się nie dał napić napoju miłosnego, a widać że jest pod wpływem jakiegoś wywaru. Jest zauroczony wpływem Mar Caneli i tokuje jak ogłupiały głuszec. Świadczy oto o tym, jak mężczyzna przełomu XX/XXI wieku jest spragniony miłości.
Dotychczasowe rozumienie czym są erotyki pokazywały mężczyznę w roli pana i „właściciela” wdzięków kobiety. Owszem, podziwiał on wdzięki swej kochanki i wielbił je niemal mistycznie, ale był ich dysponentem i panem, albo w ogóle erotyków nie pisał.
Tymczasem na przykładzie naszego „kochanka” (Zygmunta) widzimy, że adoruje on na klęczkach przedmioty miłosnej podniety, niczym średniowieczny Hrabia Albdoni, Madonnę z dzieciątkiem. Adoruje i zapewnia, że „kocha jej cień”.

W klasycznym erotyku, podmiot liryczny wyznaje wiarę w publiczną doskonałość takich czy innych wdzięków, takiej czy innej sytuacji erotycznej związanej w kochankiem/kochanką przy pozwoleniu gospodarza poematu, na „tyle i tylko tyle”, na ile to jest zgodne z konwencjami epoki i dobrym smakiem literackim, za przestrzeganie których właśnie ów gospodarz odpowiada.
Użyłem zwrotu: „w publiczną doskonałość takich czy innych wdzięków” (kobiety bądź mężczyzny), nieprzypadkowo, bowiem piękność postaci, piękno twarzy kobiety i przystojność mężczyzny „wykuwa się z czasem (epoki) na targowisku próżności, mody i opinii społecznej, gdzie „ona – kobieta uchodzi za piękność godną pożądania”, a on za „partię”, godną ze względu na urodę, poślubienia (choćby był goły, bez majątku, jak święty turecki)!
Wszystko to ma posmak ocierania się o społeczny, akceptowalny i jawny burdel (jakim jest życie społeczne), czyli o prostytucję małżeńską, którą ten sakrament jest w istocie. Przecież nie ma sacrum bez profanum i odwrotnie. Ludzie nie goniliby za własną atrakcyjnością seksualną, gdyby nie była ona dodatkowo podgrzana powszechnym pożądaniem. Mam na myśli to, że kobieta jest w naszych oczach tym piękniejsza, im bardziej jest pożądaną przez innych. Nikt nie kocha brzyduli ani brzydala. Nikt garbatego nie chce! Przykładowo, brzydala czy brzydulę nikt nie chce za męża/żonę (choćby była dziewicą) nawet za dopłatą, natomiast piękną kobietę pragną hołubić wszyscy mężczyźni, nawet gdy już ją wcześniej miało pięciu i dziesięciu, w myśl, że lepiej jest lizać (autentyczne i zasłyszane) czekoladę we dwójkę, niż gówno samemu.

W naszym przypadku, to jest poematu pt. „Madryckie ścieżki poezji”, kobieta jest piękna i godna pożądania a kochanek interesujący. A przecież jednak nie dochodzi od efektywnego zbliżenia, w takim sensie, że sobie na koniec wyznają miłość i chęć połączenia się we wspólnym pożyciu … ale dochodzi do smutnego, acz bardzo estetycznego, rozstania. Dlaczego?
Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć PT czytelnik – jak go nie wyręczę.

Ja tylko odpowiem, że na takie rozwiązanie dogadali się gospodarza poematu z gospodynią części kobiecej, żeby przerwać ten nie rokujący (ekonomicznie) nadziei na rozwinięcie romans, ku zaskoczeniu Zygmunta Prusińskiego, który jak lew usiłował walczyć o uczucie „kochanki” i zaklinał ją, aby kontynuować go w Maladze, dokąd ona wyjechała pakując w pośpiechu walizki i spoglądając na cztery wierze Madrytu we „wstecznym lusterku samochodu”.

Powiadam, że mam takie wrażenie, że Prusiński, jako kochanek w poemacie, był niemile zaskoczony zgodą na takie zakończenie poematu, zgodą swego gospodarza. Ale niestety autorzy często bywają bezsilni wobec gospodarzy swych poematów. Konsekwencje tego uporu są takie, że Zygmunt-kochanek, jeśli kocha Mar (a dlaczegóż by nie – do cholery) poza poematem, jako człowiek prywatny, musi jej to wyznać w cztery oczy, poza poematem, mówiąc, kocham cię Marzeno, Marzanno, Marianno, czy jak tam… jako Zygmunt Prusiński. Innej drogi nie ma.

Tak samo postępował Zygmunt hr. Krasiński, że wyznawał miłość Delfinie nie jako wzniosły poeta, ale jako męska szowinistyczna świnia, którą tak przypiliło (w portkach), że jeśli go ona nie przyjmie na swój ”ogródeczek”, to… on przestanie pisać romantyczne wiersze ze stratą dla narodowej kultury itd. itp.
I nie pomogą tu żadne seksualne męskie wykręty, bo się nie zgodzi na nie gospodarz poematu.

Ergo, gospodarz poematu jest instytucją ponadczasową, wziętą prosto z boskiego, przedwiecznego logosu, który opowiada za moralność ludzkości. I on tu pilnuje, żeby w poezji nie było za dużo prywatnego kurewstwa.

Z punktu wiedzenia teorii literatury, autor (jako osoba fizyczna) jest często bezsilny wobec gospodarza swego poematu, nie sposób bowiem uzyskać na "papierze" sensownej wypowiedzi, która by w elegancki sposób, nie rażąc dobrego smaku samego autora (nie mówiąc już o czytelniku) omijała estetyczne kody bez zgody gospodarza poematu. Gospodarz poematu jest bowiem również (między innymi) wyrazicielem i strażnikiem dobrego gustu epoki.


_____________Część III


Wiersze na topie:
1. ja Weronika (30)
2. a wtedy (30)
3. żniwo (30)
4. "układacz snów" (30)
5. Kurtyzana żywiołów (29)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (280)
2. darek407 (234)
3. Jojka (200)
4. pawlikov_hoff (119)
5. globus (93)
więcej...