|
Wobec Anny Tadeusza Woźniaka
Wobec Anny Tadeusza Woźniaka |
Zygmunt Jan Prusiński
WOBEC ANNY TADEUSZA WOŹNIAKA
To nic, że śpiewał o niej w młodości;
„Hej, Anno”! Gdy nauczyłem się grać na gitarze,
to samo robiłem: „Hej Anno, usłysz mnie” –
to Tadek w wielkim stylu, ja trochę później
na piaszczystym wzgórzu, w Otwocku,
wzywałem moją Annę; czy była szczęśliwa?
Ale dzięki niej rosłem w mężczyznę,
uczyła mnie dotykać miejsca wdzięku. –
Lubiłem ją w chustce z kwiatami,
taka drobna dziewczyna mogła zadziwić
temperamentem leśnych konwalii.
Cóż za skojarzenia gorąca Anno?
Dziś tylko mgła przepływa nad trawami.
Jaszczurka tańczy z żabką znane rytmy,
jest cicho, jest zupełnie gościnnie.
Tylko stare kości brzęczą jak dzwonki,
fiołki kokietują swoją barwą.
27.08.2008 - Ustka
Wiersz z książki "Kraj Herberta"
autor ZJP
https://fotek.pl/upload/dddd/o149796-dddd.jpg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
lucja.haluch |
2017.02.06; 07:06:53 |
Wspomnienia z czasów wyrastania na mężczyznę..
zawsze są ciepłe..Pozdrawiam |
zygpru1948 |
2017.02.06; 04:56:37 |
korekta...
więc w przybliżeniu od tamtej pory minęła nam połowa życia |
zygpru1948 |
2017.02.06; 04:13:38 |
Zygmunt Jan Prusiński
WĘDROWNI PO REDAKCJACH
Widoki z mojego okna
Skuteczna akustyka. Noszą ją w sobie, by wykrzyczeć w ciszy. Zdają się na paragrafy żywotnej wiedzy, że są ważni. Akustyka jest dobrą stroną, bo głos niesie. Wytapiają i przetapiają się w niej słowa napisane przez poetów. Ale kiedy jest wiersz krzykiem, takowym protestem, to dla mnie odbiorcy, jest to krzyk ważny. A wówczas cenię sobie tego bliźniego.
Mój dawny kumpel, o którym będę pisał z lat młodości ze świata (peerelowskiej literatury), to znaczy „świata”, bo akurat drżeliśmy jak drzewa kolorowe w jesieni w czasie wichury, to okres ważny (1979-1981) dla Polski, a my z grzywami jak konie na powietrzu, gnaliśmy na przekór wszystkim i wszystkiemu. Pisaliśmy wiersze. Może inaczej, uczyliśmy się pisać poezję.
Wacek – Wacław Pomorski, pisze w „Autografie” (nr 5, X 2007) w wierszu „Wyznanie”: „chcę żarzyć z dnia na dzień mocniej (...) – być potrzebnym / zawsze gotowy do usług”. Pomorski w tych słowach reklamuje swoje usługi – bo tak trzeba go rozumieć, że chce poznawać to tworzywo uczuć ku ludzkim instynktom, tak, pomagać wierszami, może przez to budzić właściwości dobra. Pomorski jest oddanym mężczyzną swojej ukochanej żonie. To takie rzadkie... W wierszu „Fuksje” pisze o odejściu bliskich i najbliższych. Dat nie znamy, więc i on nie jest pewny, tylko tyle: „jeśli Bóg będzie łaskaw”. No tak wszystko zależne jest od Pana Boga. Ale nie bacząc na odejścia, poeta pisze: „z determinacją czyścimy balkony / zbieramy zeschłe listki / już omdlewających / wrześniowych fuksji / i spoglądamy ukradkiem na ruchliwy / szary jęzor ulicy...”
Ładny to fragment. Tylko czy ten „szary jęzor ulicy” nie jest zupełnie osamotnioną pustką. Gdzieś pisałem, że gdyby nie kościół w miasteczku czy w mieście, to w niedzielę ludzi w ogóle nie ujrzysz. Jedynie kota, psa bez właściciela i towarzyskie mewy, jak u mnie w Ustce. Właśnie w takich zimowych miesiącach. Gdyby nie one, te zwierzęta, to człowiek zupełnie by zapadł w ciszę...
W drugiej części tego wiersza jest opis – wyznanie do żony: „Niech tylko strzasnę ci z włosów / tę zaplątaną w nich śmieszną / chitynową muszkę...” To takie rycerskie i czyste. I gdybym mógł dodać, to Wacek był wierny w swej przysiędze nie tylko przy ołtarzu. To ewenement. Rzadki. Bo czym więcej biedy tym i więcej słabości. Instynkty budzą się i w beznadziei. Wziąć się zapić, by na moment odejść od tych wielkich słów jakie powinniśmy realizować, spełniać.
W wierszu „Modlitwa”, poeta pisze: „Kiedy się modlę, / rozklejam się jak tapeta nasiąknięta wilgocią / bo jeszcze mam Panu / wiele do powiedzenia”.
Może tak zakończę ten szkic, że gdyby świat ludzki składał się tylko z takich osobowości i osobliwości jakim jest autor tych wierszy, Wacław Pomorski z Bytowa, wojen by nie było. A jeżeli tych wojen by nie było, to i by nie istniała nienawiść.
* * *
W tym samym „Autografie” napotykam na wiersze Zygmunta Flisa. No stary weteran poezji – przepraszam za ten przymiotnik Zygmuncie, tu chodzi o ten kontakt z literaturą piękną. Najpierw motto: „Ludzie zawsze przynosili mi ból / nawet ci dobrzy – własny” – Julian Przyboś. Wiem, że Przyboś dla Flisa był nie tylko kolegą co i mistrzem poezji. Poeta ze Słupska w wierszu „Samotność” pisze tak: „Należy umieć zgodzić się na samotność / (...) i tylko wtedy biel staje się czysta jak milczenie”. I o dziwo muszę mojemu imiennikowi przyznać rację. Samotność „jest doskonała tak / że nieustannie pragniemy od niej uciec”. Poeta ma za sobą tę samotność, bagaż doświadczeń. Na zewnątrz udawał szczęśliwego wybrańca losu, ale to tylko pozory. Dlatego tak pięknie pisze o tej samotności. To tak jakby w nieznanej ciemności człowiek szukał płomienia. Mały blask ratuje na chwilę, wzmacnia się (cieniem bliskiego) lub poszukuje w intymnych kształtach kobiety, która by odebrała kilka rzeczy od mężczyzny, żeby uwierzył w to piękno dzieła natury jakiem jest z dala upragniona muza. Kobieta. Tak wygląda to z kilku tu opublikowanych wierszy.
W wierszu „List do nieobecnego” poeta pisze: „Mój nieobecny przyjacielu / (...) Nieobecny przy tej rozmowie / Jednak znaczą / nieobecne słowa / i każdy z nas / próbuje na swój sposób / je rozumieć”. Poeta słowa kieruje do przyjaciela, który zginął w wypadku drogowym, i jakby sobie tłumaczył: „Niezbyt uważnie przestrzegałeś / znaków drogowych / lub zbyt byłeś wierny / znakom wieczności”. W wierszu „Poeta przy oknie” trzecia jego część jest wizytówką (w ciszy erotyzmu), trochę jakby niepewny albo trochę wstydliwy, ale musi to powiedzieć choćby szeptem: „Czy poeta przy umytym oknie / i uchylonym we wczesną jesień / pojmuje właściwie / aluzyjność kobiecego ciała / na tyle tajemniczą / że nawet do wiersza / wchodzi niecenzuralnie / opięta szczelnie / w kostium opalenizny / z bielą miejsc intymnych”.
W wierszu „Ustka” jest najciekawsza ostatnia jego część: „A jednak kobiety / stoją nad brzegiem / z twarzami otwartymi na lek / jak słowa kornej prośby / A jednak kobiety wracając do domów / idą wolne jak aktorzy greckich tragedii / z ciężarem świateł nad głową”.
Zygmuncie, ja cię rozumiem. Wiersz dobrze napisany ma kilka odcieni, choć fabuła jest otwarta – chyba że to jest filozoficzne rozważanie. Rozumiem cię dlatego, że z takim szacunkiem piszesz o miłości – a może i o (prawdziwym głodzie) tej kobiety nie spotkanej jeszcze. Bo kobieta poecie powinna pomagać więcej.
* * *
Gdański „Autograf” jest gościnny. Oto mam przed sobą trzy wiersze Jerzego Dąbrowy-Januszewskiego. Może przedstawię wiersz „Impresyjnie”:
„Bywają słowa w linijce wiersza (...)
to tak jakby tylko bywały
na poetyckim balu (...)
Słowa w linijce wiersza (...)
Na parapecie świtu
niewyspany ptak recytuje (...)
o bogactwie wzlotów
o niezrozumiałym świecie
zapisanym w papilarnych labiryntach”.
No cóż, można rozwinąć każdy wers, ba, każde słowo poety. To tylko zależy i od chęci i od improwizacji. Chciałem przedstawić moich kolegów, z lat ich poznania w roku 1979, bo właśnie jesienią wstąpiłem do słupskiego środowiska literackiego. Byliśmy wówczas młodsi o 29 lat, więc w przybliżeniu od tamtej pory minęło nam połowa życia. Każdy po drodze pisał i nie odkładał czy zrywał przyjaznego kontaktu z poezją. Chyba dla nas wszystkich, była ona do nas wierniejsza niż my sami do siebie. Ale to był inny słupski i polski świat, tamten trudniejszy od tego obecnego. Na pewno inny – nawet i zapisane za nami wiersze o tym świadczą. Bo każdy z osobna inaczej trawił to światło i kolor, który sobie dobierał lub wybierał według gustu (kamiennej poetyki). Bo przetrwała.
Wacław Pomorski, Zygmunt Flis, Jerzy Dąbrowa-Januszewski i ja, zostaliśmy przy niej – przyznając bez odpowiedzi, że nas nie tylko uwiodła ta poezja, ale i, zniewoliła.
7-8.02.2008 r.
* * *
KOLEGOM TAMTYM MŁODYM
Załamywała się siła kłamstwa
szły propagandowe hasła na ulice
nawet i te małe ulice miały garba
To nic że światło skracało nam zakręty
okno młodości szorstkie za firanką –
nawet marzenia ukrywaliśmy przed sobą
Tylko pić wódę głośno i tak czyniliśmy
ale pieśni o wolności w gardle zostały –
byliśmy ozdobą w pojedynczych wierszach
choć cenzura czaiła się bezruchem węża...
Zygmunt Jan Prusiński
8.02.2008 - Ustka
http://www.najigoche.kaszuby.pl/artykul/artykul=251,w-drowni-po-redakcjach/
NAJI GOCHE | e-mail: goch@oferuje.pl
_________________________________________ |
|
|