|
Wigilia bezdusznego
Wigilia bezdusznego |
No i co się stało? Gwiazda na choince za wysoko,
ludzie zbłąkani próbują skraść drugiej osobie,
kawałek świata,
dają grać na sobie, dają wspinać się zbyt wysoko,
nie widząc tego, co czeka na nich na dole.
Opłatek, wigilia bezdomnych, bezdusznych
bym ją nazwał,
jest ciepło stołu, ciepła w nas nie ma,
gdzie się podziałaś, gdzie się zgubiłem,
wsiadłem w sanie i odjechałem, wysoko.
Jechałem i widziałem, ech, rok temu nas,
czas błyskał przy świecy, czasu było dość w nas,
jadę dalej i co ja widzę? Kominek palący,
trawa biała od łez zamarzniętych mrozem.
To wzruszenie jedno, ono pozostało,
tęsknotą, kładę się na środek ulicy i krzyczę ja głośno,
zatrzymajcie się ludzie! Siadajcie przy mnie,
nic was nie goni, nic was nie spieszy.
Wtem zatrzymało się auto, ja z góry widziałem,
jak wyszłaś z niego i usiadłaś,
ja byłem nagi, nieodziany w szlachetność,
siedziałem i marzłem, wiecznością wieczność.
Dałaś mi płaszcz, jego kawałkiem otuliłaś,
ja z góry widziałem, że co mówisz?
że wróciłaś? Prezent na gwiazdkę, pod choinkę?
Znów łza spływa, zamarza pod nami.
Kładziemy się na drodze i razem wołamy,
ej, wy tam! Nie rozjeżdżajcie nas!
Kładźcie się pod nami, cieszcie się z chwili,
gdy możecie razem z drugą osobą
zamarzać - uwalniając się od świata... |
|
wróć, ogrzej, zamarznij... |
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
TESSA |
2015.12.19; 18:35:37 |
niestety, pomimo tęsknoty utwór nie ma duszy. |
|
|