Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (6)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Wyszeptane
- Kama
Miłość mnie wybawi...
- lucja.haluch
Z wiatrem
- Super-Tango
pomiędzy
- lucja.haluch
więcej...

Dziś napisano 13 komentarzy.

Wieloznaczność echa z dzieciństwie

Wieloznaczność echa z dzieciństwie

Zygmunt Jan Prusiński


WIELOZNACZNOŚĆ ECHA Z DZIECIŃSTWA

Stary Rynek w Nowej Rudzie
balsam zakryty
a wspomnienia z małą łezką
szumny szmer
otwiera twe dzieła
tak niewinne jak oczy
które patrzą na mnie.

I jest scheda idealnie ułożona
coś na kształt dzieła
wyodrębniony i skaleczony
lata zbiegły się rozpędzone
tak zaiskrzyła jutrzenka
że tam byłaś małą dziewczynką.

Przynosiłem ci lody i rurki z kremem
nawet nie wiedziałaś
a może się domyśliłaś
że te moje podboje miały sens
by zostać moją kobietą
jakże docenioną.

Czy jest większa siła od miłości
którą skradam ci z serca?

Jam już taki dorosły
kradnę kwiaty z pól Boga
by bukiet słowny był wielkością
słów utkanych w łodygach
na to podłoże kochania?

Nie mylę się z adresatką
która czeka na ten wiersz.


11.1.2013 - Ustka
Piątek 15:03

Wiersz z książki "Poetyckie tango"


Muza
http://photos.nasza-klasa.pl/22077582/860/other/std/417e0de0a2.jpeg
Napisz do autora

« poprzedni ( 1997 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2021-06-28, 03:19:47
typ: przyroda
wyświetleń (187)
głosuj (84)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2021.06.28; 17:26:54
Anna Świrszczyńska


Pojedynek z bogiem

Przyszedł do niej
młody bóg o silnej szyi.
– Chcę się z tobą kochać –
– I ja chcę tego.

Spojrzał i zabił oczami
małego ptaka w locie.
– Jestem z ognia –
powiedział.
– Wykąpię się w twoim ogniu
i odmienię go.
Nie będziesz więcej zabijał
małych ptaków.

– Jestem piękny,
– Zjem twoją piękność
i będę bogata
jak słońce.

– Moja miłość zabija
tak samo jak spojrzenie.
– Już mnie zabito. Jestem
nieśmiertelna.

Śmiał się
i ona się śmiała.
– Będziemy się kochać –
rzekła.

zygpru1948 2021.06.28; 03:30:36
Kazimierz Furman (1949-2009)



Brzemię

Bękarcie nieba pogodnego
Któryś zniewolił i martwe i żywe
Ciało Chrystusa na krzyżowym stosie
Którego męka skwierczy ludzkim tłuszczem
I podków szczęśliwość zdjętą ze zdechłych koni
To jakby w kości przodków ręce zakorzenić
Bezczeszcząc pamięć życia i szkieletów

Byłeś pisklęciem kukułczym wyklutym w mym łonie
Bękartem czasu i jego powiewem
Jako wilk wściekły z ostrokołem kłów
Aż je próchnica czasu nie zeżarła
Na ziemię pamięci
I na pamięć ziemi
Takoż się Kain od brata odżegnywał
Tak się ta ziemia gruzom swym kłaniała

Niosłem w sobie jej brzemienny ciężar
W którym głód skomlił
I nóż fałszywie dobywał z kieszeni
By kroić nim pole na chlebowe kromki
Na którym kobiety boskie krzyże znaczą
Mężowie w mozole ważą sól na plecach
A dzieci beztrosko sikają w ściernisko

Niosłem twą wagę
Na jednej szali zawisł ochłap dobra
Druga u głowy ucięta dyndała
Jakby chciał topielec wynurzyć się z wody
Która mu ściska szyję rąk kręgami
By życia pozbawić
A płacz się nie rodził z tej sprawiedliwości
Choć w oczach łez ocean przybierał
A drzewa straszył nagły nawrót wiatru
Który w swym zamyśle miał oczy odmrażać
I w takiej chorobie śniegiem je zasypać
Nie piaskiem a śniegiem
By nie było słychać dudnienia o trumnę

Niosłem te twój czerwony kamień
Od krwi - od jej wrzenia - aż skronie pękały
Tak drzewa na mrozie rodzą ból spod kory
Kobiety kurwują gdy im przyjdzie zrodzić
A w oczach ich rany łzawią się gromami
I stawało się krecio
Grobem majaczyło pod narzutą ziemi
Skąd głos się dobywał
Szeptem
Który spoczął na skrzydłach wiatraków
By w pamięci mącznej ziarno swe pogrzebać
Jakby powtórnie ziemia miała rodzić

I jakbym stanął nad jej brzemiennością
Syn ojcowskiej kosy
Puszczam w ruch wyklepaną ostrość
A skrzydło wiatraka upada pod nogi
Jak mewy błysk odbity w lustrze oceanu
A orzeł kołuje
I słyszę ciche rodzenie się chleba powszedniego
Jest to pole wtedy jak ugór kobiecy
Nagie
Gdy sprzątnięte
Szczęśliwe gdy rodzi
Ty u wagi stajesz
Ty którego imienia nikt nie zna na pamięć

A pole
Ta ziemia
Kraj cały w granicach przebrzmiałych
Ziemia bez której życie traci sens
Korzeniami
Darnią
Strzelistością drzew
Wspina się ku niebu
Wołając o pomstę gór błyskawicami
Szeptem modlitewnym
Sercem
Które wzlatuje w górę bez kamienia
Do wrót niebiańskich kroplami krwi puka

Ty dłonie wyciągasz

Pole dojrzałe ucieka w cień lasu
Człowiek zostaje z nadstawioną dłonią
Człowiek żebraczy

Pęka krajobraz
Horyzont się łamie
Niosłem tę gorejącą gwiezdność
Przybitą mej twarzy historycznym skoblem
Na kraj lawiną spłynął warkocz ognia
Ludzie w przestraszeniu opuszczali domy
Nieśli walizy
Bo tyle nieść mogli

Niosłem miast krzyża i ziemi brzemiennej
Wątpliwą przyjaźń mrożonego śniegu
Idąc przed siebie poganiany psami
Kąsany słowem
Nękany zakazem
Szedłem swym krajem w głogu cierpliwość
I w paproć co rani

Dźwigałem matkę ojca i pradziada
Na rękach wiotkich jak brzegi z wikliną

Szedłem przez miasta które umierały
Przez kalendarz szedłem kryjąc ważne daty
Schodziłem ze sceny
Słyszałem oklaski tłumione pałkami
A dziady z tej sceny wyszli na ulice

Szedłem
A wszystko naokół płonęło
I nagła radość wkradła się do serca
W ustach poczułem smak świeżej padliny
Splunąłem w pysk ciepłej bestii życia
Chuja obnażyłem
Kto chce niech zobaczy
Pościel wyjąłem całą w spermawicie
Aż zdziwił się księżyc

Imieniem zwałem korzenione dłonie
Nazywałem krajem ból serdecznych dat
Cicho wyzwalałem nadzieję
Jeszcze ciszej wątpienie i wątpienia kształt

I oto stoję ze złamanym skrzydłem rozgwiazdy
Przeserdecznie modlący się w sobie
Jakbym za chwilę miał zdechnąć
Jakbym za chwilę znów miał się narodzić

I nieruchomieje szala wagi
A dłoń spoczywa w kieszeni
Gdzie nóż ukryty
Nóż
Którym kartofle rozbieram do naga
Jak kobietę z majtek

I jest ptak we mnie
I nie ma już góry
Daleka mi rzeka
Do stóp się łasi swoim drugim brzegiem
I nie ma gwiazdy na pogodnym niebie
Sierp księżyca znikł

Radośnie wybuchają zaciśnięte pięści
Następuje rozkurcz uciskanych dni

Czerwiec 1980


Z tomu: Brzemię (2009).

zygpru1948 2021.06.28; 03:27:18
Ludwik Filip Czech - Udane życie


Najnowszy zbiór wierszy Henryka Kozaka nosi tytuł „Nostalgia”. To zestaw 57 tekstów podzielony na dwa podrozdziały. Jeden z nich to „Udane życie”. Mam wrażenie, że taki powinien być tytuł tej książki. Czytam bowiem wiersze człowieka i artysty dojrzałego, przepełnionego pokorą i empatią, dla którego poetycka robota to żmudna codzienność, nie odświętne fajerwerki. Widać to już na poziomie języka – w jasności przekazu, unikaniu metafor, w słusznym założeniu, że wiersze nie powinny onieśmielać, ale uwodzić. Że przeciętny czytelnik nie szuka w poezji intelektualnych roszad, ale prawdy. I taką życiową prawdę w tym zbiorze znajdzie. Choćby w wierszu „O farcie”, w którym autor potyka się z losem i chociaż przegrywa z nim „najczęściej do zera”, to jednak nie dezerteruje. Przeciwnie, codziennie stawia mu czoła. Rezultatem tej walki jest długie życie, ale również samotność.

W „Zaglądając w przyszłość” czytamy:

Jest środa 15 lipca dwa tysiące piętnastego roku
Siedem po dziewiątej właśnie
Ukończyłem 70 lat
Zapowiada się pogodny dzień
[…]
Ale do wieczora
Nikt z życzeniami
Nie przyjechał

Dopiero późną nocą
Pojąłem dlaczego

Niepotrzebnie wszyscy
Aż tak się pośpieszyli
Przecież
Mogli na mnie zaczekać
[…]



Nie tylko zmarli poszerzają obszar tej samotności. Niemniej skutecznie robi to zanurzona w przeszłości pamięć. Krajobrazy dzieciństwa ("Ucieczka"), beztroskie wspomnienia z młodości ("Byliśmy"), wreszcie obraz kurczącej się rodziny ("Saga rodzinna żałobna") – to wszystko odciska na poecie wiadome piętno. Utracone raje stają się tutaj pożywką dla poezji, akcentują tożsamość autora, jego kulturową odrębność. Jednocześnie ich bezpowrotność kształtuje tragizm tych wierszy. Ich dramaturgia ma również podłoże czysto materialne, praktyczne. Poeta, chociaż od dekad mieszkaniec Lublina, swoje serce pozostawił na rodzinnym Podlasiu. Obejście rodzinnego domu zamienił na wielkomiejskie podwórko, szeroko rozpostarty horyzont na widok z balkonu. Stał się wiec więźniem współczesności, zakładnikiem przypadkowych sąsiadów, czterech betonowych ścian. Był zmuszony wkomponować się w rzeczywistość bez korzeni, bez tradycji. W „Liście do rodziny na wsi” czytamy:

[…]
I w dzień i w nocy
Szczekają
Zamknięte w mieszkaniach
Psy
Na balkon przyfruwają gawrony i sroki
A o świcie
Bardzo hałasują wróble
Jak w naszym bzie

Brakuje mi tylko
Sitnickich przestrzeni
I słońca
[…]



Stało się zatem tak, że po stracie swojej małej ojczyzny świat poety niebezpiecznie się skurczył. Doszła do tego bolesna świadomość upływu czasu, poczucie egzystowania w przestrzeni niechcianej, na marginesie nowych, społecznych reguł. Czytamy o tym choćby w utworze „Odmówiłem”. W soczystym „Blokowisku” odnajdujemy poetę w miejskim, zurbanizowanym piekle, gdzie neonowe fasady, sklepy z gaciami i garmażerią znaczą więcej niż człowiek. „Obcy tu jestem i niepotrzebny” – stwierdza poeta. Gdzie zatem może odnaleźć ukochane Podlasie? W jakiej przestrzeni przechowa dla potomnych własną przeszłość? Odpowiedz jest zadziwiająco prosta – w biurku. W pięknym wierszu „Takie biurko” odnajdujemy wszystko – ślad rodzinnej tradycji, „wojny i wojenki”, stare fotografie, alkohole, wiersze i poematy, wreszcie drogą poecie korespondencję z Tadeuszem Nowakiem. Owe biurko jest jego ojcowizną w miniaturze. We wspomnianym wierszu czytamy:

Moje biurko po przodkach
Stare jak ja i sąsiad razem wzięci
Pamiętające II Rzeczpospolitą
Wojny i wojenki
[…]
Pod gazetami na dnie
Ukrywam przed żoną
Nalewki na bimbrze z Włodawy
[…]
A w szufladach
Poematy i wiersze
Dawno już umarłego poety
Kilka nieudanych powieści
Trochę listów
Z różnych epok
[…]



W tym arsenale symboli kluczowe miejsce zajmuje literatura. Towarzyszyła autorowi w dzieciństwie, towarzyszy w dojrzałości. Wyjątkowe miejsce zajmują tutaj książki. Na tym miejskim ugorze są dla poety przyjaciółmi, członkami rodziny. Adoptowanymi braćmi. Ich los utożsamia z własnym. Starzeje się z nimi, blaknie. W „Książkach z mojej biblioteki” dostrzegamy wyraźnie tą symbiozę. Książki to dla poety „dobra rodowe”, ważniejsze od rodzinnych sreber. Własną poezję przechowuje jednak w najgłębszej szufladzie. Jakby była tylko dodatkiem, mniej znaczyła. Nie zanudza więc czytelnika opisem własnych męk twórczych, oszczędza mu taniej dydaktyki, nie peroruje z katedry. Wręcz przeciwnie - oswaja szczerym wyznaniem, że obecnie pisuje wiersze w pracy, że inspiruje go błaha codzienność, splot pospolitych zdarzeń („Siedlisko uroczysko”). Jest zwyczajny i szczery. Zna też granicę między powagą a śmiesznością. Potrafi bawić się słowem. Stąd obecność w tym zbiorze tekstów ironicznych, zdystansowanych, potraktowanych z humorem („Julia”) albo („Miasto”). W tym ostatnim czytamy:

Potężne jest miasto w którym żyję
W niedostępnych urzędach
Dbają o mnie potężni urzędnicy
A najwyższych grzędach
Polerują piórka
Najważniejsi w stadzie
Patrycjusze nuworysze
[…]
Kochanie
Kochane przyjazne łaskawe
Jest nasze miasto

Jak znany
Obłaskawiony wróg



Czytając „Nostalgię” Henryka Kozaka poczułem w sobie wewnętrzną równowagę i spokój. A to nie zdarza mi się często. Moja rozhisteryzowana natura polubiła ten zbiór. Za łagodność, literacką konsekwencję, za dyscyplinę. Za rzetelny komunikat, bez śladu pretensjonalności. Życzę poecie kolejnych publikacji i sukcesów.

Książkę polecam.


Henryk Kozak, „Nostalgia”, Towarzystwo Miłośników Podlasia, Biała Podlaska 2015, ss. 91.


Wiersze na topie:
1. na znak (30)
2. jest dobrze (30)
3. po sąsiedzku (30)
4. ludzka utopia (30)
5. "kto sieje wiatr zbiera razy" (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (446)
2. Jojka (319)
3. darek407 (271)
4. Gregorsko (154)
5. pit (69)
więcej...