Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (1)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Tylko ciebie kocham-(pantum)
- Konik polny
"Park osiedlowy"
- Kama
Księżycową nocą
- Konik polny
Jedyny dom II
- Konik polny
więcej...

Dziś napisano 2 komentarzy.

W tej jesieni odprowadziłem ciebie 2

W tej jesieni odprowadziłem ciebie 2

Zygmunt Jan Prusiński


W TEJ JESIENI ODPROWADZIŁEM CIEBIE 2

Listopadowy zarys przed nami
powrócisz nad morze by znowu opisywać
spacery tkliwe noszące ciekawość

choćby pierwszego wiatru który się zbliży
nieoczekiwanie przyjazny i zaprowadzi
sosnowymi ścieżkami poezji.

Podziękowałaś przez telefon
nie wiem po co te słowa wypowiedziane
przecież kto ma się tobą opiekować
lepiej ode mnie w tajemnicy

poukładanej przy każdym pocałunku
zbierasz ten plon uścisku
namalowani w jesiennej oprawie
choć przyznasz że obecny październik
nie był taki jak ubiegły w Chlewiskach.

Stajemy się stateczni
jakoby ważni w swoich wierszach
próbujemy ten smak miłości
poznawać bo zawsze jest inaczej

gdy wkraczam by uspokoić
twoje wnętrze na zapas i mieć
na własność te chwile.

Tradycyjnie
po drodze kilka ujęć
bym miał cię przez chwilę na zdjęciach
zajrzał jakby do środka później
kiedy będziesz w innym miejscu

szukała mnie
i w tych rysunkach wspomnień
opisywała myślami dobre rzeczy
po jedenastu dniach pobytu.


28.10.2016 - Ustka
Piątek 08:35

Wiersz z książki "Sen jabłoni"...


autor ZJP
https://fotek.pl/upload/d/o146917-d.jpg


Margot Bene
https://fotek.pl/upload/d/o146854-d.jpg
Napisz do autora

« poprzedni ( 761 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2016-10-31, 05:34:29
typ: przyroda
wyświetleń (340)
głosuj (58)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2016.11.01; 20:35:46
"Czuję w nich delikatność a zarazem męską siłę i zdecydowanie..."

- Tak napisała - mila

Nie będę się bronił chyba tak jest.
Podobno mężczyźni ze znaku WAGI są najbardziej męscy - tak pisze nauka o Znakach Zodiaku.

___________Dziękuję i pozdrawiam - Zygmunt

mila 2016.11.01; 08:55:48
,,gdy wkraczam by uspokoić
twoje wnętrze na zapas i mieć
na własność te chwile.

Tradycyjnie
po drodze kilka ujęć
bym miał cię przez chwilę na zdjęciach
zajrzał jakby do środka później
kiedy będziesz w innym miejscu"

Móc nasycić się na zapas...celebrować każde spojrzenie, dotyk, wszystkie kolory i dźwięki, zapachy...Tak bardzo chcemy dać siebie ukochanej osobie, by mogla nas pielęgnować w sobie i odnaleźć te chwile razem. Pragniemy zatrzymać tę ulotność w wierszach i na fotografii. Najbardziej dotknęły mnie frazy ,,gdy wkraczam by uspokoić
twoje wnętrze na zapas i mieć
na własność te chwile"

Czuję w nich delikatność a zarazem męską siłę i zdecydowanie...

zygpru1948 2016.10.31; 07:55:51
Zygmunt Jan Prusiński PÓŁNOC Z DIABŁEM W OKNIE - Część II ...Cytat Margot Bene: "Tak, dbajmy jak piszesz (o rzeźby z mgieł powstałe) bo one ulotne są, więc my spowici tą mgłą w kolorze miłości sięgajmy po jej nadzwyczajne bogactwo." 14.06.2016 - 08:36

http://korespondentwojenny.salon24.pl/733988,polnoc-z-diablem-w-oknie-czesc-ii

zygpru1948 2016.10.31; 06:13:57
Ten poeta pisze wiersze bez tytułu...


Grzegorz Perkowski


Choć zabrzmi to dziwnie
nam,
widmom
nie służy noc wcale


zniechęca nas
onieśmiela
przyczepia etykietkę
pozbawia cudów
zżera nas do cna

nasącza rosą
zdobywa jednym ziewnięciem


nie służy nam
widmom
noc


mylimy południe z zachodem
a wschód z północą

życie ze śmiercią

i nachodzi nas nawet ochota
aby zdobyć ciało
a najchętniej
dwa


naprawdę trzeba być silnym
aby nie ulec
tym słodkim pokusom


aż wybucha
i przybywa nam z pomocą świt

i odchodzimy

odchodzimy
w ślad za słońcem odchodzimy

przezroczyści

bez pragnień

wykończeni


uratowani...

zygpru1948 2016.10.31; 06:08:54
Ten poeta pisze wiersze bez tytułu...


Grzegorz Perkowski


Dzisiaj
Penelopa już nie czeka
tylko pakuje jego walizki
i razem z obrączką
przesyła
na byle jakie poste restante


On
nie powróci w chwale
i nikt mu nie wybaczy długich lat
rozstania
zniewolenia kobiet
przygodnych pijatyk
słów przelanych
i spojrzeń rozmytych



...a pies to pies
zawsze pozna swego pana

i taka jest
- przyjacielu -
nasza

psiamać zawszona dola....

zygpru1948 2016.10.31; 06:07:03
Ten poeta pisze wiersze bez tytułu...


Grzegorz Perkowski


Trudno jest
wiązać koniec świata
z końcem wiersza
nie wychodząc
poza ramy domowej makatki


Choćby ten haft
był dziełem samego
mistrza Hieronimusa Boscha
a nie tylko napisem
chwalącym Boga
pozostaje
zamknięty w oglądzie
w osądzie
i w granicach własnego błędu
się mieści


Obłędu ulic
i drżenia powietrza
kiedy
przejeżdża pociąg Historii
lub furii
o mniej lub bardziej
anonimowej strukturze
tego
co prawom wbrew
co zgodne z naturą
nie zmieści


Wyjdę dzisiaj
- obiecuję sobie codziennie -
chociaż na chwilę
stanę obok i popatrzę
zawiążę sznurówki
przyciasnej wyobraźni

i pójdę dalej
najdalej


Ja tu tylko,
panie kochany,
zamiatam pod dywan
okruchy czasu

w tym teatrze jednego aktora

zygpru1948 2016.10.31; 05:40:30
Część II
_____________________


Karol Zieliński


Dwa auschwitze

Rozdział czwarty - Chirurgiczne igły


28) Oni wydawali rozkazy innym, a ci inni, mogli mieć na tyle rozumu, żeby ich nie wykonywać, jeśli były moralnie niemożliwe do spełnienia, nie zatrudniać się w obozach, nie roznosić listów, rachunków z gazowni, sprzedawać biletów w tramwajach, podnosić semaforów na kolei, uczyć dzieci w szkołach, odmówić bycia oficerami, dyplomatami, profesorami, sędziami, kapłanami, generałami, konduktorami, zecerami, redaktorami! Sami, dobrowolnie pchali się po tytuły i zaszczyty – teraz mówią, że nie wiedzieli o niczym, że są niewinni! Sami dobrowolnie pchali się do współudziału w zbrodni!
Hitlerzy i prezydenci podpisują konstytucje, wydają rozkazy, dyplomaci usprawiedliwiają, profesorzy uzasadniają, sędziowie sankcjonują, kapłani błogosławią, generałowie doglądają by żołnierze zabijali, pisarze sławią w dziełach, tworząc kulturowe dziedzictwo ludzkości. A reszta, słowem – wszyscy dobrzy ludzie, pełni dobrych intencji, zachęcają do twórczego wysiłku i trzymają kciuki!
A na sam koniec dobre, pobożne matczyska, drżą żeby im dzieciom mordercom nic złego się nie stało, paląc przed figurą ukrzyżowanego świeczkę. Pobożne matczyska, poczciwe księżyska, naiwne profesorzyska, dobroduszne redaktorzyska... oni nie są winni! Nie ma winnych i morderców! Księża przecież tylko się modlą, lichwiarze liczą procenty, komornicy licytują, profosi pilnują kryminałów, handlarze handlują... żołnierze bronią ojczyzny. To przecież nic zdrożnego! Ofiary zabijają się same! Same prosiły się o guza!
Bo życie jest ściśle reglamentowane przez innych. A inni, to ci co bez pardonu pchają się do władzy wykorzystując nędzę i głupotę motłochu. A motłochem, i pomiotłem przestajemy być wtedy, gdy nasz praprzodek zabije, złupi i zdobędzie władzę, a wraz z nią szacunek i poważanie. Dopiero wtedy potomstwo takiego przodka staje się elitą. Wystarczy spojrzeć na wykazy złoczyńców, zapisanych w Almanachu Gotajskim, żeby się przekonać jak dawne są korzenie zbrodni. W kręgach burżuazji i arystokracji obowiązki zbrodniarzy są przekazywane z ojca na syna, uroczyście ogłaszane w sukcesjach, zapisywane w testamentach. Prerogatywy zbrodni rzadko wychodzą poza krąg uprzywilejowanych. Uprzywilejowanych, czyli zdecydowanych na wszystko - ze zbrodnią włącznie. Uprawnionych do zaboru ziemi, narzucenia siłą religii, sprawowania władzy, wymuszania poddaństwa, bicia monety.

29) Różnica między ubogim zbójem a prezydentem państwa jest taka, że pierwszy dopuszcza się zbrodni zaboru paru groszy na ciemnej ulicy, drugi, zbrodni emisji milionów. Pierwszy, zabija ze zwierzęcego popędu, głodu lub głupoty, ten drugi inicjuje, kontroluje i reglamentuje zbrodnię, żeby nie wykraczała poza rozsądne, dopuszczalne granice, bezpieczne dla interesów klasy panującej.
Panowanie nad drugim, pod pozorem tworzenia państwa i prawa – to super-zbrodnia, gdzie pieniądz jest tylko jej zewnętrznym regulatorem, rozgrzeszającym ze zbrodni tego, który działa w obronie ich wartości. Z tego punktu widzenia, można powiedzieć, że ofiary występujące przeciwko temu systemowi „wartości”, wydają na siebie wyrok i zabijają się same, a tragedia humanizmu polega na tym, że nie ma ludzi którzy potrafią to zrozumieć. Nawet bezdomny nędzarz spod kruchty powie, że muszą być biedni i bogaci, władza i poddani, bo bez tego nie jest w stanie wyobrazić sobie świata. Świata bez podłości, której inaczej nie umie sobie wytłumaczyć. To są jedyne przyczyny powszechnej zbrodni. Więc ofiary sznura i topora, same sobie są winne - po co było się sprzeciwiać władzy? A może i pchać po nią!

30) Tak myślał Jakub teraz, lecz nie był jeszcze tego świadom, gdy na procesie norymberskim zeznawał jako świadek oskarżenia. Wtedy był młodym, wystraszonym człowieczkiem, wdzięcznym dobrym ludziom za ocalenie z Auschwitzu. Nie zdawał sobie sprawy, że oskarżyciele morderców to też mordercy, tylko o starszym, szacownym, bo tysiącletnim rodowodzie wywodzącym się aż od Herodota, od Peryklesa, od Cycerona i Karola Wielkiego. O rodowodzie opieczętowanym herbami królów i papieży. Przecież sędziowie i mecenasi, znakomici karniści, tytułowali się doktorami prawa rzymskiego. Promotorzy i nauczyciele ich promotorów i nauczycieli mieli na sumieniu ukrzyżowanie stu tysięcy zbuntowanych niewolników Spartakusa. Stu tysięcy zbuntowanych chamów, w myśl prawa: ”Niechaj uschnie świętokradcza ręka”.
Ale wtedy tego jeszcze nie wiedział. Wskazywał tylko nieśmiało, bo tak podpowiadała mu intuicja i zdrowy rozsądek, że gdyby ci z dołów społecznych nie chcieli potulnie słuchać, to ci z góry nie mieliby komu rozkazywać. Musieliby mordować sami. Rządy musiałyby przybrać jawne formy szwadronów śmierci. Tak jak to jest zawsze w początkach formowania się państwa, gdy panowie mordują własnoręcznie. Żołnierskie mundury w magazynach zżarłyby mole.

Jakub z miejsca dla świadków starał się nawet wykazać, że „ci z dołu” swoją gorliwością w wykonywaniu rozkazów i uległością prowokowali „tych z góry” do wydawania coraz okrutniejszy rozkazów. Zauważył nieśmiało, że w obozie władza nad życiem i śmiercią nie była sztywno rozgraniczona między więźniów i strażników, i nie należała tylko i wyłącznie do SS-manów, lecz spływając z „góry” w „dół” po drabinie służbowej hierarchii, rozdzielała się w różnych subtelnych stopniach gradacji pomiędzy poszczególnych osobników, niezależnie od ideologii, narodowości lub rangi.
SS-manem mógł być Francuz, Ślązak, Rumun, Ukrainiec. Homoseksualnym kochankiem, „senioritą”, pedalskim piplem; Polak, Anglik, Włoch. Umierającym, złachmanionym muzułmaninem, rodowity Niemiec, berlińczyk, były SS-man. Jeśli trzeba było, jeśli wymagała tego obozowa racja stanu, albo konieczność zaspokojenia głodu, Polak zabijał żyda, żyd Polaka, żyd Niemca, Niemiec żyda... Ta władza była po prostu władzą silniejszego nad słabszym, tak jak jest na całym świecie. Słabszy ulegał silniejszemu, jak w każdej normalnej rodzinie, religii, społeczności, państwie. Żadnego udziału we władzy (i zbrodni) nie mieli tylko najsłabsi, chorzy, dzieci i martwi. Lecz dopóki byli zdrowi i silniejsi od innych, mieli władzę nad ich życiem i śmiercią. Dopóki nie znalazł się od nich jeszcze silniejszy. Lub ktoś, kto podarował im życie, zatrudniając w obozowej kuchni, trupiarni, sralni, stolarni, obozowej jubilerni, wytapialni złota, dając kromkę chleba, kilka pigułek aspiryny... Ci nieliczni przeżyli, inni poszli do piachu. Katem dla zmuzułmanionego więźnia był jego zdrowszy, trochę silniejszy towarzysz niedoli, rywal do lżejszej roboty, suchszego ubrania, cieplejszej pryczy, bezpieczniejszego miejsca w szeregu, łagodniejszych wszy... który tylko odrobinę bardziej chciał żyć i miał odrobinę więcej szczęścia. Nie mówiąc już o przynależności do wewnętrznej obozowej hierarchii, do której dostać się było bardzo trudno, jak do każdej arystokracji.

Tworzyli ją przede wszystkim nasi polscy, przedwojenni inteligenci skazani za maczanie palców w ruchu oporu. Ci, tak jak w życiu, umieli się tak zorganizować i tak urządzić, żeby na śmierć za nich szli inni i głupsi.
„Nie mówmy o prawdziwych, wysokich rangą SS-manach – mówił na procesie norymberskim – oni byli dla nas dalecy i potężni, jak samo niebo z listów św. Pawła do niewolników, których upomina, żeby nie buntowali się przeciwko swym panom. Najgorszymi, najniebezpieczniejszymi oprawcami, byli dla nas nasi koledzy, którzy bardzo chcieli żyć”.

31) Sędzia radziecki zwrócił mu wtedy uwagę, żeby nie podburzał przeciwko władzy. Jakub zrozumiał, że władza jest zawsze władzą, szanującą władzę, obojętnie w czyich by rękach nie była – jest nietykalna. Nietykalna dla maluczkich. Odniósł wtedy wrażenie, że ci ludzie załatwiają między sobą porachunki. Że to tylko odmiana gangsterów przebranych w togi i mundury.
On, ofiara, próbował nawet, z miejsca dla świadków, bronić tych Himmlerów i Geobelsów. Wskazywał, że oni, więźniowie kacetów, też nie byli lepsi. ”Też nie byli święci” – tak się dokładnie wyraził - budząc tym zgorszenie prokuratorów i sędziów, którzy nigdy w obozach nie siedzieli i mają o nich mylne wyobrażenie, wyrobione na podstawie zeznań ludzi histerycznych i miękkich, inteligenckiego pochodzenia, przyzwyczajonych do pasożytniczego, lekkiego życia, ludzi którym się przed wojną dobrze powodziło – naturalnie kosztem motłochu. Podczas okupacji „spadła im przedwojenna szynka z bułki”, więc zachciało im się „patriotyzmu” i ruchu oporu. Konspirując tworzyli „ruch”: „Szynka z powrotem do bułki!” A że Niemcy zastrzegli „szynkę” dla siebie, ”chlebowi rycerze” spod różnych patriotycznych znaków, znaleźli się w obozach. Zgubiła ich nadmierna pewność siebie – myśleli, że z Niemcami pójdzie im tak łatwo jak z własnymi, zbuntowanymi chłopami z podtarnowskich wsi albo niepiśmiennym białoruskim chamem. Po prostu przed wojną za dobrze im się powodziło, a podczas wojny mieli czas i pieniądze z Londynu na zabawę w antyniemiecką konspirację! Czemu teraz wrzeszczą? Przed wojną sami byli oprawcami, policjantami, oficerami, radcami, dyrektorami, redaktorami... sami bili, wyzyskiwali, łupili swoich chłopów, wyznając starą zasadę, że albo ja biję, albo mnie biją! Albo sam siedzę jako właściciel na folwarku, albo gniję jako fornal w czworakach!
Często, nie bili osobiście, od tego mieli niepiśmiennych chłopków przebranych w ojczyźniane mundury, żeby strzelali do robotników. Bijąc więc, sami dostali kijem w kacetach. Po wojnie, jak to zawodowi krzykacze podnieśli wrzawę. Podnieśli, by ją nawet wówczas, gdyby to oni sami bili, ba, krzyczeliby, że bijąc doznali krzywd moralnych, że ich bolały ręce od bicia, że to oni są ofiarami swych ofiar. A przecież bili często, żeby się przypodobać, żeby mieć lżejszą robotę, że się nadają do popędzania innych... żeby przeżyć.

Lecz robociarz, który przed wojną żył z ciężkiej pracy własnych rąk, przechodząc do roboty w obozie, nie odczuwał większej zmiany na gorsze. Inteligenckie nieroby, szlacheckie pasożyty, urzędniczy pozoranci i udawacze, utytułowane darmozjady przed wojną dekowały się po urzędach, sądach, szkołach, zarządach, spółkach, kościołach, byle dalej od prawdziwej roboty; ”Niech chamy pracują na nas a my będziemy tworzyć religię, kulturę, politykę, ojczyznę"... przez sam fakt, że w ogóle istniejemy i pasożytując dodajemy splendoru. Mniej więcej, ci sami ludzie w obozach dekowali się po kancelariach, magazynach, kuchniach, brygadach gospodarczych, zespołach artystycznych, izbach chorych i kostnicach. Taki „umysłowy” godził się przeliczać trupy i sumiennie skrobać piórkiem radosną buchalterię, bo to było zgodne z jego kwalifikacjami...byle nie wychodzić co rano z kilofem do roboty przy budowie „Buna Werke”, gdzie można było łatwo dostać kulkę przez niemieckiego parobka, albo łopatą w łeb za opieszałość, od własnego brygadzisty.

32) Teraz taki gada o ruchu oporu, który trzeba było tworzyć, skoro się miało „lewe ręce do roboty”. Bo „ruch” to było to, do czego on, ”biuralista” - człowiek w obozie jak najbardziej potrzebny do sprawnego funkcjonowania obiegu dokumentacji, często technik, inżynier, lekarz, poeta, student... słowem intelektualista – był powołany. Mało to było takich, którzy mówili: ”Dzisiaj niech idzie za mnie jakiś cham do roboty, bo ja muszę napisać patriotyczny wierszyk na naszą obozową akademię”, albo: ”Nie mam czasu iść do roboty, bo myślę nad nowym artykułem do naszej gazetki ściennej wiszącej w świetlicy”. On, najwartościowsza substancja narodu, musiał przeżyć kosztem ciemnego chama!
Ciemny robociarz nie miał czasu ani zdolności - a choćby i miał, to nie byłby dopuszczony – wykrętnych zdolności do pisania dętych ale podniosłych artykulików i sprawozdań, jak to naród zwycięża i...”Leci do boju młodych orłów rój...”, żeby tylko wyciągnąć te pieniążki z Londynu, żeby jeszcze więcej przyleciało cichociemnych skoczków z pasami obciążonymi dolarami i złotem, na broń, na żarcie, spirytus, meliny, łapówki dla Niemców, samochody i benzynę.
A że szary robotnik w Auschwitzu patrzył spokojnie jak mu zabijano dziecko? Przed wojną w suterynie, głód, dezynteria i obojętność elit też zabijały mu dzieci, był więc przyzwyczajony. Dlaczego folksdojcz z Chrzanowa miał być lepszy niż przedwojenny policjant, absolwent klasycznego liceum im. Jana Sobieskiego, strzelający do chamów bez matury?

Więc gdyby nie nadgorliwość inteligenta, wyręczającego w niewdzięcznej roli siepaczy, elity tworzące władzę musiałyby zabijać osobiście. Własnoręcznie. A wtedy sprawowanie władzy nie wydawałoby się takie wdzięczne i łatwe. Możemy się stroić w piórka, gdy mamy wokół siebie głupkowatą tłuszczę, ale obecnie, gdy jest coraz więcej sceptycznych anarchistów, coraz trudniej będzie - prorokował Jakub – sprawować sakralną władzę, wykorzystującą świętą naiwność biedaków. Że człowiekowi potrzebny jest teatr, forma i sacrum? To dobre dla głupich. Człowiek rozumny nie potrzebuje autorytetów. Człowiek nie jest dojrzały, dopóki sam dla siebie nie jest autorytetem. Szukasz mistrza? Boisz się żeby cię nie oszukał? Znajdź go w sobie! Jakże możesz szanować innych, nie szanując siebie?
Stojąc tak wtedy przed barierką dla świadków nie wiedział, że sędziowie i prokuratorzy w swych krajach też mają niezłe kacety a żandarmi eskortujący oskarżonych, fachowe przeszkolenie w biciu ofiar po jądrach. Przemoc istnieje zawsze i wszędzie, niezależnie od ustroju. A to co nazywamy szumnie światem prawa, polityki, kultury i humanizmu – pomyślał – jest w istocie kloaką.

33) Raptem, usłyszał ciche skrzypnięcie i skradające się kroki pod drzwiami. Długoletni nawyk ostrożności nakazał mu bezszelestnie ześlizgnąć się z łóżka i wsunąć się pod nie, gdzie w tajemnicy wydrapał otwór w ścianie prowadzący na tyły domu, zamaskowany z drugiej strony starą, pustą szafą, do której wchodził przez oderwaną z tyłu dyktę. Kiedy był już w otworze, usłyszał nerwowe szarpanie klamką i przekleństwa Józefa.
- Szuka, czego nie zgubił – pomyślał Jakub, kuląc się ze strachu.
- Otwórz Jakubie, przyniosłem ci śniadanie... - słychać było zduszony głos i jeszcze wścieklejsze niż przedtem szarpanie.
- Śniadanie o czwartej nad ranem! Znamy się na tym! – pomyślał Jakub, głębiej wsuwając się w otwór.
- Otwórz po dobroci, ty żydowski szczylu! – prosił Józef. Było słychać jak gmera w zamku wytrychem.
- Nie dam się nabrać na te numery. Wtedy też przyszli po mnie o czwartej nad ranem. To ich pora. Nocne ptaszki.
Nie usłuchał, nie wyszedł z kryjówki, kiedy przyjaciel otworzył drzwi i rozpoczął poszukiwania, omiatając pokój światłem latarki.
- Ty cwelu, ty podły szpiclu, ty żydowski wypierdku – sapał Józef w ciemności – pójdziesz do Auschwitzu, ty niedogazowany szczurze, bo już zapomniałeś co to strach. Odświeżenie pamięci dobrze ci zrobi. Już zapomniałeś jak się wdzięczyłeś do esesowców podczas wybiórek do gazu, ty pedalska lalo. Już nie jesteś taki ładny, jak wtedy, efeb o semickich, migdałowych oczach, dla których subtelni SS-mani i intelektualiści z Gestapo tracili głowę. Już blockführer Zemanek na ciebie nie poleci, na twoje niedorozwinięte, obojnackie jaja. Skończyły się twoje rządy na bloku! Teraz pójdziesz na mydło! Józef już cię nie będzie ratował. Już nie będzie taki głupi. Cały czas wiedziałem, że mnie obgadujesz za moimi plecami, bajczarzu! – wołał z bólem.
- Już nie będziesz robił ze mnie pośmiewiska. Od razu każę cię zabrać „Wściekłemu Ferdynandowi”, on już się tobą odpowiednio zajmie za jakimś wychodkiem! Gdzie się schowałeś żydowska gnido? Wyłaź, bo i tak cię znajdę! Muszę ci spuścić lanie! Kibla po sobie nie wyniosłeś! Spuszczę ci lanie, ale nie wydam! Wiesz przecież, że od czasu do czasu muszę się wyładować... pomóż mi! Inaczej się nie uspokoję, rozniesie mnie! No wyłaź, nie zbiję cię bardzo, nie zbiję cię jak ostatnim razem! Obiecuję! Muszę się wyładować za moje przeklęte życie! Po coś tu za mną przeszedł, darmozjadzie? Nawet zbić cię nie można...

- Obozowy nieszczęśnik skamlał i szlochał. Trzęsącymi rękami bezskutecznie przewracał pustą pościel na łóżku, szukając Jakuba. Przetrząsał po omacku bety w różnych kątach. Wreszcie zmęczony i zaniepokojony nieobecnością Jakuba zaczął zaklinać i prosić, by wyszedł z ukrycia, bo on już więcej nie będzie. Nie będzie go więcej straszył. Po chwili bezskutecznych próśb, zrezygnowany i smutny poszedł do siebie.

Jakub w milczeniu przeczekał jego furię i dopiero wtedy, kiedy się upewnił, że Józefa nie ma w pokoju, ani że nie zaczaił się pod drzwiami, wyszedł spod łóżka, wyjął żarówkę ukrytą w koszu na śmieci, wkręcił ją w oprawkę i zapalił lampę. Wyjął ze szklanki swoje sztuczne zęby i po umyciu się ubrał staranniej niż zwykle. Potem cicho otworzył drzwi i poszedł do swoich kanarków hodowanych w wolierze, zrobionej w tylnej, gospodarczej części domu.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

zygpru1948 2016.10.31; 05:36:42
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

21.06.2012 16:54

@Zygmunt Jan Prusiński


Panie Zygmuncie, dzięki za obronę, chociaż nie wiem o co chodzi, bo nie mam czasu. Jednakże, żeby nie obrosnąć mchem, proszę o chwilę uwagi a propos teorii.
Oto mój wiersz, który chce Panu przedstawić (uroczyście, co? - w końcu szanujmy się trochę, gdy inni nas nie szanują). Napisałem "toto", bo któż by inny?

Od luksusowej prostytutki dostałem list
Nie jest pan moim pierwszym profesorem – pisała
Jestem kobietą z klasą i poszukuję klientów
W pańskiej sferze. Po prostu szkoda mnie
Dla prostackiej hołoty.
W załączeniu była płyta CD z jej nagraniem
Piękne ciało Włoszki. Smukłe palce zanurzają się
W pucharku z kremem i smarują nim wargi sromowe
Waginy, a potem usta
Widać jak jej wypielęgnowane paznokcie błyszczą
Wśród krótkich włosków łonowych krocza
Palce oblepione czekoladą skrzą się złotem
i brylantami. Palce co rusz przesuwają się w szparze
wypielęgnowanej pizdy i wędrują do ust. Z krocza
do buzi i z powrotem.
Potem piękna pani wzywa kelnera i każe mu opuścić spodnie
Efeb, z kręconymi loczkami podaje jej stojącego
greckiego kutasa
a ona go macza w pucharku i oblizuje ze smakiem
Patrzy zachęcająco w moją stronę,
żebym się przyłączył.

Jest to filmik reklamowy przesyłany do potencjalnych klientów
Jestem na liście jednej z nich, moich wielbicielek, jak wyznała.
I byłoby jej miło.
I kto wie czy się nie skuszę, gdyby było tanio.

Przecież wszystko jest kwestią negocjacji i ceny
odkąd głównym buchalterem wartości i alfonsem
wybrano kardinalis Wojtyla, habemus papam etc.
a główną prostytutką została „Solidarność”.

Na Zachodzie takie praktyki już istnieją od dawna, odkąd
wraz z prostytucją małżeńską rozwinął się kapitalizm.

Czy ona jest dla mnie kurwą? W żadnym wypadku!
Jest bezradna w dzikim świecie i piękna
i chciałbym
żeby w innych okolicznościach była moją umiłowaną
żoną.
W innych okolicznościach, to znaczy, bez papieża Wojtyły,
bez kapitalizmu, bez Stanów Zjednoczonych, bez Rosji i żydów.

Resztę sobie dośpiewajcie sami. Nawet z Hitlerem i
z SS-manami życie mogłoby być uczciwsze i bardziej znośne
niż z tymi, których powyżej wymieniłem.

A tak, to mamy złotowłose zwierzę w złotej klatce, które
na filmiku dla przyciągnięcia klienta, ręką w złotych sygnetach
wędruje monotonnie z palcami upaćkanymi kremem, od
cipki do buzi, od cipki do buzi.
Mój boże, z jaką że rozkoszą
smaruje swe zmysłowe wargi. Nic tylko całować!

Czy bym się brzydził? Nie! Ja się brzydzę
Jana Pawła II,
Ronalda Reagana, „Solidarności” i żydów.

Oni są szpetotą tego świata, a ona jest świadoma swej wartości
i piękna, które nie rodzi się na kamieniu cynizmu i obłudy.
I jest cudem w naszych oczach.
Oni zaś zgnilizną moralną, handlarzami etosu, oszustami ludzi.


Ten "wiersz", można ustawić linijka po linijce w rządu prozatorskich zdań, jak zwyczajny listowny albo pamiętnikarski zapis. Żadna tam poezja. Poezja, moim zdaniem musi zawierać podmiot liryczny, który posiada ego. No, a jeśli "ego", to "ego" współczesnego człowieka winno być pełne wyrzutów sumienia i goryczy. Napisałem ten wiersz i tak się zastanawiam, szukając w nim śladów moich wyrzutów sumienia. One w tym "wierszu" są, są wyrzutami wobec tej nieszczęśliwej prostytutki.

Może się mylę. Jednakże widzę tu ten sam problem co u wielu "poetów", co było ostatnio u Güntera Grassa, że poezja w jego "wierszu polegała na tym, że "coś", że "to musiało być powiedziane". Wtedy nie mówił sam Grass, ale "język ludzki, który za nas myśli i tworzy" - (to z Goethego). Ten język mamy zakodowany przed stworzeniem nas przez ewolucję. Zanim ewolucja zaczęła nas kształtować z małpiatek, ten język już był w libmusach naszych zwierzęcych praojców. To ten język stworzył nas ludźmi w dzisiejszym znaczeniu. My pisząc tak a nie inaczej, niewygodnie dla panów i władców tego świata, nie robimy tego z własnej woli ale z nakazu Języka, niejako powtarzając pod jego dyktando, to co jest dla Niego (tego wszech-języka) normą uczciwości. Pozdro


Zygmunt Jan Prusiński Księżycowy kochanek - część III...

_________________________________


Wiersze na topie:
1. Płótno (30)
2. Audyt (30)
3. Zdążymy (30)
4. Ściany (30)
5. Książka (30)

Autorzy na topie:
1. Zibby77 (420)
2. Miłosz R (356)
3. darek407 (343)
4. Klaudia (250)
5. Jojka (152)
więcej...