Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
"Paryż"
- lucja.haluch
Z mitami
- AL46
"Autoportret w dzwonku rowerowym"
- joanna53
Śmieszny płacz
- joanna53
więcej...

Dziś napisano 0 komentarzy.

Urodziny Margot Bene (16 Maja 2016) w Ustce

Urodziny Margot Bene (16 Maja 2016) w Ustce

Zygmunt Jan Prusiński


URODZINY MARGOT BENE
(16 MAJA 2016) W USTCE

Motto: Wobec czasu który wczoraj minął...


Odbierz ode mnie kwiaty
nauczymy się żyć po nowemu
w kielichach wino koloru krwi
i kosa śpiew poranny na gruszy.

Potajemny zew nie głuszy
gitara zdjęta ze ściany
oparta o jaśki poduszki -
opiewa we mnie instynkt
olśnionej elegancji wierzby.

Wpierw przytul mnie pośród
stada myśli w zbiorze motyli -
ułóż akord bym mógł zanucić
wstęp do kochania wydłużonym
pieszczotom - a Paco de Lucia
w tle zaspokoi nas muzyką.

Urodziny są deserem życia -
zobacz zmierzch się zbliża...


17.5.2016 - Ustka
Wtorek 18:27

Wiersz z książki "Nuta w perle"...


autor ZJP
http://s19.flog.pl/media/foto_300/11009532_detektyw-anatol-chowa-sie-za-galazkami-bzu-na-ulicy-malej-w-ustce.jpg


Margot Bene
http://s19.flog.pl/media/foto_300/11075007_jastrzebia-gora-margot-bene-jako-krytyk-literacki-wczesniej-byla-koszykarka-w-lidze-francuskiej.jpg
Napisz do autora

« poprzedni ( 620 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2016-05-18, 05:38:26
typ: przyroda
wyświetleń (446)
głosuj (80)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2016.05.18; 08:33:09
Leszek Żebrowski o "Czerwonej truciźnie"

Portret użytkownika Blogpress
Blogpress, sob., 23/04/2016 - 15:40

"Mamy do czynienia zarówno z tymi, którzy działali w strukturach partyjnych, głównie w PZPR, oni ciągle są na salonach, zajmują bardzo ważne miejsca, jak i z ich dziećmi, następną generacją. Trzecia kategoria to ludzie, którzy nie byli sami w partii, nie są związani wprost rodzinnie, ale to jest cecha umysłu, wychowali się w PRL-u, nasiąknęli tym, zasób wiedzy mają taki, jaki wynieśli z PRL-owskich szkół i na tym etapie się zatrzymali"." - mówił Leszek Żebrowski w klubie Ronina.

Gościem klubu Ronina był publicysta historyczny Leszek Żebrowski, który specjalizuje się w dziejach polskich narodowych organizacji konspiracyjnych w okresie II wojny światowej i narodowego odłamu Żołnierzy Wyklętych, w dziejach komunistycznej konspiracji i partyzantki z lat 1942-1945 oraz stalinowskiej bezpieki.
Autor wielu książek, w tym: "Paszkwil Wyborczej. Michnik i Cichy o Powstaniu Warszawskim", "Mity przeciwko Polsce. Żydzi. Polacy. Komunizm", "Walka o prawdę. Historia i polityka", "Zatruwanie pamięci. Jedwabne, Naliboki, Koniuchy (1941-1944). Politykierstwo historyczne w III RP", "W szponach czerwonych. Komunizm i (post)komunizm w Polsce po 1944 r."

Najnowsza książka Żebrowskiego to "Czerwona trucizna. Mity przeciwko Polsce. Akt II" - zbiór esejów historyczno-politycznych traktujących o naszej sytuacji po 1989 roku, przypominających również o tym, co było wcześniej. Jest on kontynuacją pierwszego tomu pt. "Mity przeciwko Polsce. Żydzi, Polacy, komunizm 1939–2012". Teksty ukazywały się w tygodniku „Nasza Polska”. Wszystkie pozostają nadal bardzo aktualne – czyli pod wieloma względami cały czas drepczemy w tym samym miejscu. Nie udało się nam wyjść z pajęczyny zależności instytucjonalnych i personalnych z tzw. minionego okresu. Okazało się, że „właściciele Polski Ludowej” znakomicie odnaleźli się w nowej (?) rzeczywistości, bezkarni i uwłaszczeni na tym, co rabowali przez kilkadziesiąt lat.

zygpru1948 2016.05.18; 08:31:54
"Mimo formalnego przeistoczenia się partii komunistycznej w SLD ta formacja umysłowa i polityczna istnieje nadal, bo w Polsce nie było żadnej dekomunizacji" - podkreślił Leszek Żebrowski w czasie spotkania w klubie Ronina. - "Mamy do czynienia zarówno z tymi, którzy działali w strukturach partyjnych, głównie w PZPR, oni ciągle są na salonach, zajmują bardzo ważne miejsca, (..) jak i z ich dziećmi, następną generacją. (..) Trzecia kategoria to ludzie, którzy nie byli sami w partii, nie są związani wprost rodzinnie, ale to jest cecha umysłu, wychowali się w PRL-u, nasiąknęli tym, do dziś mają PRL-owskie książki, encyklopedie na półkach, zasób wiedzy mają taki, jaki wynieśli z PRL-owskich szkół i na tym etapie się zatrzymali".

Żebrowski mówił o genezie Platformy Obywatelskiej, o byłych członkach PZPR, o braku rozliczenia się z komunizmem w III RP.

Leszek Żebrowski wyjaśnił:
"Przez partię komunistyczną w Polsce przewinęło się 7-8 milionów ludzi, może więcej, tego dokładnie nie wiemy, to jest olbrzymi odsetek Polaków, obywateli PRL. Trudno mieć do nich wszystkich pretensję. byłoby dobrze, żeby nikt z nich w partii nie był, ale to trwało kilkadziesiąt lat, tak jak pod zaborami. Ważna była szkodliwość, kto pracuje przeciwko danej społeczności, lokalnej, przeciwko Polsce. Jakie można mieć pretensje do zwykłego robotnika w jakimś zakładzie pracy, który gdy chce awansować, musi wstąpić do partii? I ludzie ustępowali, zapisywali się, dlatego, że chcieli mieć lepszy byt. Trudno ich za to potępiać. Ale nie szkodzili, dzieci brały chrzest, chodziły do kościoła, miały bierzmowanie, przystępowały do komunii. On też chodził do kościoła, słuchał Wolnej Europy, był normalnym człowiekiem".

Jednak zaznaczył:
"Ale jest kategoria w tej formacji, w strukturze organizacyjnej, dla której nie powinno być litości. To są funkcjonariusze czyli osoby, które pełniły określone funkcje, od najniższych poczynając aż po członków Biura Politycznego. Ci ludzie, w olbrzymiej większości, byli na etatach partyjnych czyli pobierali pensje za działalność w partii komunistycznej".

Jak stwierdził historyk, PZPR nie była organizacją w Polsce Ludowej zarejestrowaną, nie miała osobowości prawnej. Po 1990 roku ci ludzie (którzy np. pracowali na etatach partyjnych w zakładach pracy) nie powinni mieć prawa do renty czy emerytury, gdyż nigdy tak naprawdę nie pracowali. Zdaniem historyka, w roku 1990 czy 1991 można było przeforsować takie ustawy, które dawały by im zasiłki na przeżycie, i wykluczyć dziedziczenie, tymczasem obecnie wdowy po nich otrzymują olbrzymie uposażenia.

Żebrowski zaznaczył, że III RP zachowała ciągłość instytucjonalną z PRL, instytucje, które powstały w PRL, funkcjonują do dziś, np. Rzecznik Praw Obywatelskich czy Trybunał Konstytucyjny.

"Te 26 lat przez okres odrętwienia bierności straciliśmy bardzo dużo. W jak innym miejscu bylibyśmy, jak Polska wyglądałaby dzisiaj, gdyby ich nie było na kierowniczych stanowiskach. Ilu młodych ludzi nie musiałoby z Polski wyjeżdżać i robić kariery w państwach zachodnich". - mówił historyk.

Jak stwierdził, tak stało się już w 1981 roku, kiedy to komuniści wypchnęli za granicę - częściowo przymusem, bo stwarzali im takie warunki, że ci ludzie nie mieli innego wyboru - ludzi z komisji zakładowych i regionalnych. Był to najbardziej dynamiczny, twórczy element, byli to ludzie, którzy w w normalnych warunkach w naturalny sposób objęliby władzę w kraju. Dla komunistów stanowili zagrożenie. Po 1989 roku powinni być do Polski ściągnięci, oczywiście nie na siłę.
"Bardzo wielu z nich chciało do Polski wrócić, ale władza ich nie chciała".

zygpru1948 2016.05.18; 08:31:21
Nawiązując do ataków na Żołnierzy Wyklętych, Żebrowski powiedział:
"Trzeba walczyć o każdego naszego bohatera, o każde wydarzenie, które jest fałszowane. Ale wszędzie tam, gdzie prawda jest inna niż byśmy chcieli, gdzie ci ludzie mieli coś na sumieniu, nie wolno tego ukrywać, trzeba to pokazywać, bo to były incydenty i to był margines tego co oni robili, to nie była istota ich działalności".

"Można zrobić bardzo dużo dla przyszłości. Ale trzeba znać przeszłość. - podkreślił autor "Czerwonej trucizny".
I dodał: "Możliwości działania jest bardzo dużo, ale pierwsza rzecz to pokonanie własnej bierności. Nie w pojedynkę, szukać ludzi podobnie myślących i organizować się w większe grupy. Wtedy czujemy wspólnotę, która daje nam dodatkowej siły. Po drugie wiedza, trzeba się uczyć. I wreszcie odwaga cywilna. Trzeba się odkryć, ujawnić swoje poglądy, im więcej z nas będzie odważnych, im więcej przyjmie taką postawę, tym będzie trudniej drugiej stronie nas w przyszłości spacyfikować, a dla tej drugiej strony może już nie być przyszłości o jakiej marzą, żeby wróciło to co było - ośmiorniczki, życie z kart kredytowych na koszt państwa czyli społeczeństwa. I wreszcie jawność w Polsce - trzeba ujawnić, jak najwięcej z tej strasznej przeszłości jaka była do 1989 roku, bo raz ujawnione, już nie przepadnie, i także późniejszą działalność tych ludzi, jaki mieli wpływ - zakulisowy lub bezpośredni - na wydarzenia. To wszystko jest do zrobienia. ale musimy mieć świadomość własnej siły, poczucie własnej wartości, poczucie wspólnoty, że nie robimy tego dla siebie, ale dla innych".

__________________________

zygpru1948 2016.05.18; 08:11:06
Jan Brzękowski - Poezja integralna

http://rozkurz.blogspot.com/2012/09/jan-brzekowski-poezja-integralna.html

zygpru1948 2016.05.18; 07:53:00
K71 2016.05.18; 07:18:12

dzień dobry Panie Zygmuncie, jest Pan szalenie niesamowity :)

Serdeczności i dużo wierszy :)


___________________Odpowiedź

Witam!
Dziękuję że przeczytała Pani wiersz akurat tak dla mnie ważny, bo dla Margot Bene, cudownej kobiety która 16 Maja miała swoje Urodziny - i powiem szczerze, nie wiem ile ma lat po jedenastu miesiącach pożycia.

Zapraszam także do czytania komentarzy przez pisarza Karola Zielińskiego. To co on pisze., nie ma w oficjalnej Literaturze, co najwyżej na jego autorskich blogach...

Pozdrawiam - Zygmunt z Ustki

Ustka. 18 Maja 2016

zygpru1948 2016.05.18; 07:46:47
Leszek Żebrowski o "Czerwonej truciźnie"

http://blogpress.pl/node/22660

zygpru1948 2016.05.18; 05:52:08
Komentarze autora Karola Zielińskiego

26.04.2011 15:52


@Zygmunt Jan Prusiński

Szanowny Panie, wczorajszy wpis roi się od błędów, bo pisałem go zmęczony, ślepy i późno w nocy. Na blogu są cholernie małe literki, a mnie klawiatura nie chce wybijać literki "ci". Tekst swój poprawiłem i uzupełniłem, oraz przemyślałem, tak, że gdyby mógł Pan usunąć mój wpis dzisiejszy z nocy, to byłbym wdzięczny, a za to wklepuję poprawny i bardziej przemyślany. Pozdro.

Szanowny Panie Zygmuncie, ja się naprawdę nie drażnię twierdząc, że jest Panu bardzo po drodze (że jest to ten sam typ traktowania Uniwersum) ze Słowackim. Oczywiście jego i Pańska poezja się różnią i pozornie dotyczą różnych rzeczy, ale porównując np. Juliuszowy przekład "Życie snem" Calderona, to jakże blisko jest Pańskiego sposobu odczuwania. A co do jego wierszy miłosnych, których jest zbyt mało, bo biedak nie kochał nie mając kogo kochać (bo służącej Andzi jakoś mu nie wypadało „miłować”, a panny ze szlagonerii ani nie chciały – wstydziły się, ani nie mogły kochać się w gołodupcach), a nie odważając się tworzyć (jak Pan) dla wymyślonej kochanki, to przecież i w Srebrnym Śnie Salomei, jak i w Złotej Czaszce, jak i np. w Fantazym, wszystkie typy kochanków i ich miłości jakoś przypominają Pańskie „smutne kwiatki” są tak samo jakieś enigmatyczne, smutne, delikatne i oparte na fundamencie domniemania, czyli poezji, która jest wszystkim i niczym. Gdyby Juliuszowi, gdy był w chwilach natchnienia pokazywać palcem (gombrowiczowskim „palicem”) po kolei różne przedmioty, np. kamień, pytając, "co to jest?" - on by odpowiadał: poezja!; pytany dalej, co to jest, gdybyśmy wskazywali np. pień drzewa, odpowiadałby: poezja! Pytany o chleb, szklankę, but, bat, listownik, rękawiczki, batik…, pytany o cokolwiek... odpowiadałby (tak jak Pan): poezja! Zresztą podobnie odpowiadali Krasiński, Mickiewicz i Norwid, Konopnicka, Lenartowicz... a z nowszych: B. Jasiński, Peiper, Leśmian, Brzękowski, Tuwim, Iwaszkiewicz, Lechoń... no, cała kupa... A poza nimi już z naszych… Nowak, Grochowiak, Grzeszczak, Styczeń, Białoszewski…

(A propos „palca”. Spójrz Pan co się dzieje, gdy używamy normalnego ludzkiego palca, a co się dzieje, gdy używamy zwyrodniałego, gomrowiczowskiego „palica”. On pochodził z rodziny wariackich pseudo-szlachciców, gdzie matka nigdy nie potrafiła sobie umyć szklanki i do czego doszedł w twórczym zwyrodnieniu (bo przecież odkrył poprzez zwyrodnienie (myślowe) istotne obszary dla ludzkiej egzystencji) i ja, który pochodzę z bardzo starych posesjonatów (szlacheckich), którzy ziemię osobiście orali sochą i gryźli zębami - ale ja po przezwyciężeniu młodzieńczych, awangardowych eksperymentów typu „palica” staję się czymś w rodzaju krakowskiego hr. St. Tarnowskiego, który wytknął bardzo istotne braki rozumowe i że się tak wyrażę błędy w dowodzeniu „racji dostatecznej”… w napisanym przez Wyspiańskiego Weselu. Jednym słowem zarzucił mu bełkot (nie z powodu oskarżenia arystokratów o rozbiory Polski, bynajmniej). Tarnowski odrzucił „palic” posługując się palcem i ja robię to samo. Ale do tego trzeba mieć coś z posesjonata a nie bezdomnego nomada. Zasiedziałość wyrabia w rozumie i w charakterze człowieka spokój, pewność, prawość, stałość itp. cechy, w przeciwieństwie do inteligenta i mieszczanina, który sprzedałby własną matkę, żeby tylko dowieźć swoich racji dla miłego grosza, bo przecież on żyje z tego co pies wyszczeka.

Oczywiście cały czas mówimy o Słowackim, który był ewenementem w miłości do matki i w miłości do Polski… i to go uratowało (przed staniem się zupełnym inteligenckim mąciwodą).
Nie dowierzam, jako poetom, Wojaczkowi, Stachurze, Różewiczowi, Zagajewskiemu, Barańczakowi, Herbertowi… to są doktrynerzy. Choćby się zaklinali, że chcą zdjąć chomonto zużytego języka, to zakładają mu drugie chomonto nowomowy postmoderny Zachodu i liżą odbyt amerykańskiego brata, aż im cały zżółknął w kolorze żółci platformerskiej. Język nie jest zużyty, ani się nie zużywa (w taki sposób jak to sugerują profesorzy od propagandy), tylko problem, jest w tym, że macherzy i od stosunków międzynarodowych chcą chwalić to swoje kochane inteligenckie żydowskie i zachodnie, dlatego wszystko itd. itp. co pachnie polską tradycją potępiają jako zaścianek i ciemnogród.
Nie uwierzy Pan, przez jakie dzikie pola eksperymentu ja w młodości przechodziłem, przez jakie eksperymenty formalne, żeby sprawdzić, czy da się pisać poezje i dramat nie tylko tak (awangardowo), jak robili to poprzednicy (ale stokroć bardziej! I to w dodatku zrozumiale dla każdego, szczególnie dla każdego „biednego i wyrzuconego poza nawias inteligenckiej kultury oficjalnej i dostatniego burżujskiego życia). Napisałem ponad pięćdziesiąt jednoaktówek w stylu dadaistów, rosyjskich symbolistów, mrożkowskich wygłupów, w stylu Pintera, Albiego, Becketta, Witkacego... tylko po to żeby samemu spróbować „czy się da”, czy to ma sens, jak to smakuje i przekonać się, że ja też tak potrafię się „wygłupiać”. Chciałem też sprawdzić dlaczego żydowska dintojra wychwala te wypociny pod niebiosa! No jak Pan myśli, dlaczego żyd pcha żyda, dlaczego swój ciągnie do swego?
To samo - miałem - było w poezji, napisałem tytułem wprawek wiele dzikich super-awangardowych poematów i wierszy. Jeden poemat do matki i dla matki tak piękny, że mi go podkradała i ukradkiem nad nim płakała (oczywiście z doznań estetycznych i wzruszenia).
Pokazywałem te „poronione (w zamierzeniu, jakby wyhodowane z in vitro) płody”, moje próby literackie tylko niektórym zaufanym starym pisarzom, żeby wspólnie nad nimi podumać i spytać ich jaką wybrać drogę (z braku drogowskazów), po odrzuceniu tego bełkotu (oficjalnej kultury). Dochodziliśmy zwykle do konkluzji, że trzeba wrócić do tradycji. Ale tak, czy też tak, żeby nie było tradycyjnie i tak samo. Bo cała sztuka polega na tym, żeby w tradycji odrzucić złą tradycję, tworząc nową opartą na starej.
Musiało się to we mnie (bunt i rewolta) przez dziesiątki lat uleżeć, wypalić i uspokoić. Często nie zajmowałem się pisaniem, tylko "waleniem", podrywaniem kobiet, wyżywaniem się w seksie, wyżywaniem się w konkretnej robocie, w wychowaniu dziecka, w uczeniu (cierpliwym) młodych ludzi. Kłamałbym, gdybym twierdził, że nie pisałem. Pisałem ale do szuflady, dla własnego douczania się i sprawdzenia swych przemyśleń. Bez przerwy czytanie, bez przerwy „książka w łapie”. Poza wszystkim, chciałem obsesyjnie zapomnieć, czego się nauczyłem od głupich profesorów w "szkółce", by powoli odnaleźć własne myśli i własną drogę. Czułem dyskomfort, że gdy tylko odwołuję się (swoim umysłem) do tego, co mi nabździli profesorzy (do mojej studenckiej i uczniowskiej głowy), co mi napsuły rozumu książki pisane dla miłego grosza, posrane autorytety "naukawe" i moralne, to zamiast mi się rozjaśniać, to mi się zaciemniało, na zasadzie im mądrzej, tym głupiej, jednym słowem odwołując się do autorytetów piszę i myślę głupio, coraz głupiej.

zygpru1948 2016.05.18; 05:48:36
Pomijając to, że za awangardową sztukę teatralną, (napisaną w 1966) atakującą system oparty w Polsce o legitymację władzy zrodzonej w Auschwitzu na przeżyciu dzięki kumplom z arystokracji obozowej (czyli inteligencji) i SSmanów), zostałem na wiele lat skazany na zakaz druku, to na takim zakazie (popartym przez środowiska twórcze) żebym nic nie mógł publikować. Ja zresztą sam nie chciałem, bo wolałem pisać „wprawki” niż się oderwać od statusu wiecznego studenta i jako kierownik robotniczej masy wydawać im ręczniki i mydło (do tego komuniści sprowadzili rolę inteligenta). Chciałem żeby jak najdłużej się "wydestylować" w spokojnym myśleniu, sprawdzaniu swoich poglądów w bibliotekach i archiwach, nie podejmując pochopnie decyzji o wyborze tzw. wartości. Nie chciałem wybierać żadnych opcji, które wszystkie są zakłamane, bo uważałem, żem był jeszcze za głupi i chciałem poczekać jak najdłużej, aż coś więcej z tego zrozumiem. Nie znaczy to, że byłem pasożytem, na tym tle byłem bardzo przeczulony i jeśli już, to ja więcej rozdałem ludziom (również obcym) niż mnie kto coś dał. Nie liczyłem na nic i nikt mi nic nie dał. Wielką bibliotekę zakupiłem za swoje zarobione pieniądze. Często narobiłem się jak wół, ale sprawiało mi to przyjemność – dopóki było zdrowie.
Cóż z tego, że moi koledzy rwali się do publikacji i szczekali jak małe pieski na byle co (jak na karawan), na to, co się okazało po latach głuptactwem i blagą. Ja zaś właśnie, chciałem tego uniknąć.
Dlatego, dlatego z powodu wielokrotnego sprawdzania też i ich rezultatów, nabrałem w tej chwili takiej sprawności w uruchamianiu „rozumowego wglądu” w roztrząsaną materię rzeczy, że gdybym orzekł, że np. Lalka Prusa jest powieścią zakłamaną (o czym jestem przekonany, bo jest to jasne jak słońce) z punktu widzenia oddania prawdy o duszy polskiej, że „Lalka” jest powieścią zakłamaną (dla żydowskiego interesu), to potrafiłbym to uzasadnić i nawet jak dotychczas, poprowadziłem kilka prac, które na szczęście dla dyplomantów minęły nie zauważone przez skur... żydowską uniwersytecką dintojrę i piątą kolumnę wśród profesury.

Mówię o tym dlatego, że już dawno nie trafiłem na takie pozytywne kuriozum (mówię o Pańskich wierszach), które mi przypomina sytuację Norwida, gdy chłopina pisała genialnie, a dookolna swołocz mówiła, że to grafomania.
Wprawdzie o Pańskich wierszach jako grafomanii nikt się nie wypowiada, ale jak Pan widzi, poza kilkoma głosami zachwytu i poparcia przyjaciół, reszta podejrzanie milczy, jakby to miała w dupie. A w tym wypadku głosy przyjaciół się nie liczą, bo tu chodzi o coś więcej niż herbatkę u cioci na imieninach - (bardzo mi się podoba amerykańskie powiedzenie, w takiej sytuacji, że jeszcze nie czas, żeby się lizać po fiutach)!

Jestem w takim stanie ducha, że gdy coś mówię (nie po próżnicy), to niech pan Bóg broni, żeby mi jakiś gówniane autorytety wchodziły w "credo". To nie jest zarozumiałość, ale mowa faceta, który przeczytał (i zrozumiał gnostycznie) np. (dostępną) całość literatury staropolskiej, np. całego Słowackiego, Prusa i bardzo wiele - przez te 55 lat... (zacząłem czytać bardzo wcześnie) i dlatego mam odwagę, żeby snuć porównania między Pańskim nastawieniem poetyckim do "Rzeczy", a Słowackim.
Tak się tym Słowackim sumituję, zasłaniam i zęby sobie nim wycieram, bo przecież pospolity polski kretyn, wychowany na idiotyzmie, że Słowacki "wielkim poetą był" kręci kretyńską głową, na moje słowa, z niedowierzaniem, że jakiś oszołom (czyli ja) śmie porównywać wielkiego Juliusza do jakiegoś zakichanego Zygmunta (wybaczy Pan, z Pipidówki). Wszystko to się bierze z idiotyzmu i nieznajomości "Polskiej" „Rzeczy”; ale cóż robić. Tylko trzeba (Polaków uczyć na Polaków, ale nie na kosmopolitów i żydów) uczyć i jeszcze raz (jak mawiał Gomułka) uczyć… a to wymaga pieniędzy i czasu. Tego zaś w Polsce nigdy nie było, nie ma i nie będzie. O to już się postarają nasi „przyjaciele” z Zachodu.

Polski matołek, chcąc dostrzec pewne rzeczy (opisane przez innych), musiałby całe (albo pół życia) życie spędzić w bibliotekach... a kiedy miałby mądrze żyć? To dylemat!
Ja może po prostu mam lepszą pamięć (niż inni) i w kojarzeniu faktów jestem szybszy – więc łatwiej mi psioczyć i „gadać”. Ale nic więcej. Tymczasem rzeczywiście nie ma kto rzetelnie i krytycznie uczyć. Trzeba by było (całą naukę, o dotychczasowej historii) wywrócić do góry nogami a potem od nowa, uczciwie i rozumnie poskładać do kupy. Niestety… wariacja i idee fixe…

zygpru1948 2016.05.18; 05:47:33
Ale wracając do mojej tezy, że jest Pan (nie jest Pan żadnym nowym Słowackim, spokojnie – nie zamkną Pana w domu wariatów) w obsesji i paranoi poetyckiej bliski Słowackiemu… no, to gdyby tak, który wystąpił przeciwko mojemu twierdzeniu, że (powtórzę z lubością) nie jest Pan zbliżony umiejętnością pisania do Juliusza… (a jest Pan, bo i Juleczek musiał się mozolnie uczyć pisania uduchowionej frazy)… (nie mówię - talentem - bo gdybym trafił na takiego gościa co sądzi inaczej, to chcąc ze mną rozmawiać, musiałby wykazać, że coś wie więcej niż obiegowe, że potrafi przekraczać poglądy zdrowych zmysłów i wkraczać w gnostyczność (prof. Jan Trąbka by mnie poparł, a prof. Szyszko-Bohusz by przyklasnął, również prof. Dąbrowski, a prof. śp. Adam Wetulani… a Artur Górski – ten od Monsalwatu)… Słowem, musiałbym go przeegzaminować z psychiatrii i psychologii twórczości, czy coś w ogóle wie - co mówi – a wtedy dopiero, gdyby był na poziomie, to moglibyśmy… etc. ) do umysłowości Słowackiego, ale czy to wystarczy… gdy facet musi na bieżąco (prędko przeczytać całego „Słowaka” i aparaturę krytyczną i dalej z tego nic nie kapuje, bo głowa nie ta. Nie przekroczysz hierarchii umysłów. To jedyne czego nie kupisz. Oczywiście trzeba współczuć głupkującej i żyjącej w naukowej ciemnocie inteligencji, ale trudno, nie można jej kadzić, że jest girlandą masońskiego światła. Znam wielu „specjalistów” od Słowackiego, głupich jak but, bo nie odróżniają ducha od Ducha, życia od Życia, miłości od Miłości… itd. Nie rozumieją, że Dantyszek w piekle, to oni sami (i ja też). Oni nic o tym nie wiedzą, że nie żyją.

Chyba, że się odważy, któryś z profesorów od Słowackiego z tzw. wielkim dorobkiem (o Jezu!)... (mam tu na myśli jedną rozkoszną "kufcię", ale ona chyba by się nie chciała ze mną tere fere... pobzdyczyć i pobzykać na śniadaniu na trawie… (gdyby to czytała, to by chyba czuła kto to pisze... no i z nią bym doszedł do modus wivendi, że wprawdzie poezja Prusińskiego nie jest tak Duża, ale przy Juliuszu nie jest znów tak mała co moglibyśmy skwitować buzi-buzi – Chociaż nie wiem czy by tak było, o ona też nie wie, że nie żyje.
Niech się Pan nie gorszy Panie Zygmuncie, ale (praca krytyczna nad Słowackim też polega na bzykaniu między doktorami i doktorantkami na różnych tak sympozjach aż w dupie trzeszczy).
I niech Pan powie, jak tu takie rzeczy pisać na blogu? Jakiż tam ze mnie profesor, który odkrywa wstydliwe tajemnice alkowy i wywleka przed oczy gawiedzi. Won z takim głupkiem!

Wie Pan, ja całe życie byłem bardzo, bardzo skromny i nie pchałem się na afisz, bo pchali się kretyni, ale jak już tak przyszło to tego, że się przyglądam Pańskiej poezji, którą bardzo łatwo posądzić (przecież czytam dużo wierszy młodzieży i różnych gówniarzy - szczerze zakłamanych, pragnących zarobić na piwo, bo głupich) o "mniszkowstwo" i grafomanię, to coś mnie ruszyło i szlak mnie trafił, coś mnie zmusiło, żeby wypowiedzieć się na temat dlaczego ta poezja jest prawdziwa. Tym bardziej, że zawsze pisałem coś odwrotnego i „plugawego” bo uważałem, że tyko plugawe może uzdrowić świat. Jeśli ludzie są tak zbydlęceni, że już niczym dobrym nie można ich naprawić, to trzeba ich jeszcze bardziej zdeprawować, żeby najwięksi bydlacy zaprotestowali, czując, że ich tu jakiś szatański (a jednocześnie skumany w Panem Bogiem) Loluś, robi w buca, zachęcając, żeby się wyzabijali, bo wtedy może przyjdzie opamiętanie w ostatniej chwili, kiedy będą siebie zakładać sznur albo zakładać go bliźniemu. Może nawet sam diabeł zaprotestuje przeciwko takiej uzurpacji człowieka, który ma być człowiekiem a nie diabłem. Czyli być człowiekiem a nie Poetą czyli diabłem – bo Poeta i diabeł to jedno i to samo.
Diabeł zaprotestuje, żeby go nie wyręczać (w psuciu ludzi i w pisaniu poezji), bo nie pójdzie na bezrobocie, a ze swoim bratem bliźniakiem, czyli Bogiem, nie pobrata się, bo przecież obydwoje robią to samo – czyli niszczą ludzi – Bóg nieuczciwie, przez kłamliwe sztuczki z miłością swojego syna do rodzaju ludzkiego), diabeł jest pod tym względem uczciwszy, bo tak jak Hitler mówi ty, ty i ty, będziesz zabity – broń się! Poeta też jest taki sam! Mówi człowiekowi bezlitosną prawdę, tylko, że he-ha-he… człowiek jest tak głupi (jak Faust), że nie jest zdolny dostrzec, że diabły kopią mu grób, przy zupełnej obojętności Boga. Bóg też jest diabłem zwodzącym ma manowce i katem ludzkości i rywalizuje z Jutrzenką (z Jupiterem) o to który z nich jest gorszy. Niestety nie wiadomo, bo wprawdzie wydaje się, że Diabeł bije na głowę swojego boskiego brata w przemyślnym czynieniu zła, ale hola, bo ileż łez, krzywdy i krwi się polało dzięki działalności naszych chrześcijańskich kapłanów, biskupów i papieży, podtrzymujących diabelski mit o dobroci i miłości Boga.
W taktyce propagandy zła, zarówno diabeł jak i Bóg są jednakowo tradycyjni, uspokajając i zachęcają implicite, że można zabijać i upadlać się dla chleba, ale nigdy dla przyjemności, bo ornat biskupi wyglądałby nieestetycznie, gdyby był krwią niewinnego zbryzgany. Przejrzenie diabelskiej spółki Boga z szatanem potrafią dostrzec tylko poeci pokroju Słowackiego… i artyści. Artyści tacy jak Pan, który na kartach swej poezji już nie żyją, ale jednocześnie tylko wtedy Żyją. Niech się Panu nie wydaje, że jest Pan artystą afirmacji Życia. Panu się może tak wydawać i niech Pan tkwi w tym złudzeniu, ale (Pańska) poezja jest jedynym (być może) objawem Pańskiego pośmiertnego życia. Jedynym śladem, że Pan już nie Żyje (jeśli Pan żył kiedykolwiek). Być może, że Pan zaczął konać, gdy się Pan żenił, a przestał żyć, gdy się dowiedział o tym o czym się Pan dowiedział… i ta wiedza… Przecież wiedza równa się śmierć. Chociaż z drugiej strony oznacza życie.

zygpru1948 2016.05.18; 05:42:13
Oczywiście zaprzeczy Pan, mówiąc: przecież mam życiową duszę, urocze wąsy i poetycką krzepę, niech Karol Zieliński nie robi ze mnie wariata, ani nieboszczyka!... Ale to by tylko świadczyło, że Pan nie wie co mówi. Świat prawdziwy nie wygląda tak, jak go Pan postrzega, bo inaczej nie wchodziłby Pan do różowej sypialni. Dorosły facet i takie głupoty! To że Pan widzi siebie na fotografii, nie oznacza, że Pan jest Żywy. Dlatego, żeby się przekonać, czy naprawdę Pan żyje, ubiera Pan pelerynę, perukę i wkracza Pan do różowej sypialni. A dlaczego? Dlatego, że idąc do sklepu po mleko, czesząc się, idąc ulicę nie jest Pan pewien swego życia, czy się to dzieje naprawdę. Dlatego, żeby się przekonać ubiera Pan perukę, zakłada koronkowe pludry i wkracza do „różowej sypialni”, ach gdzież się ukryła ta cholerna kochanka?… Musi ją Pan czasem długo nawoływać, aż się pojawi w imaginacji, całkiem żywa, żywsza od rzeczywistych kobiet spotkanych na ulicy albo nawet w Pańskim łóżku.
(Powiem Panu jako filozof i psycholog, że to co dzieje się łóżku, gdy mężczyzna leży z kobietą, jakie imaginacje dokonują się w ich wyobraźni, żeby doprowadzić umysł do przekonania, że ona i on są naprawdę żywi i rzeczywiści… to by Pan chyba nie uwierzył, że to jest powoływane jakby z mgły, z zaświatów, bo realne, namacalne ciało, włosy na pępku, głos i zapach, skóra z krostami itd., nie wystarcza. Okazuje się, że to wciąż nie jest ciało i wciąż to ile jest rzeczywistość – w umyśle postrzegającego. Tak, że nie wiadomo ile w tym jest realności a ile psychicznej kreacji. Świat nie jest taki, jak sobie go wyobraża naiwny realista.

Czyż więc Pan jest żyjący i poważny tym zgniłym, umarłym świcie, czy też Pan tu (w Polsce w Ustce, na świecie AD 2011) nie żyje, a żyje Pan w różowej sypialni (racjonaliści pukają się w czoło, a ja nie stawiam przy tej nazwie żadnego cudzysłowia, żeby nadać temu synonimowi większej wieloznaczności, głębi i powagi) i w ogóle gdzie indziej, czyli tam, gdzie „różowa” jest tylko synonimem prawdziwej egzystencji naszych bezkrwistych i bezkostnych istot.

Pańska różowa sypialnia JEST (bez cudzysłowia) – ( Jest (z wielkiej litery – znaczącej konotację egzystencjalne) prawdziwa, chociaż znajdzie się wielu wychowanych na żydowskiej teorii kulturowo-literackiej wieprzków, którzy się mogą z niej podśmiechiwać (co ciekawe, ortodoksyjni żydzi się nie podśmiechują, bo sami mają swoje cudowności w midraszach i kabałach - a więc mówiąc o ludzkich wieprzkach, mówię tu o zwyrodniałych żydowskich, masońskich i unijnych popłuczynach, którym uczciwy żyd nie podaje ręki), jak z wszystkiego co polskie, wynosząc amerykański i zachodni chłam pod niebiosa. Dzieje się tak, bo np. kośćcem powojennej historii literatury polskiej byli przedwojenni pisarze proweniencji żydowskiej, którzy dobierali sobie na debiutantów polskich szabesgojów i cały IBL aż trzeszczał od jarmułek i filakterii. To oni tak wypreparowali Słowackiego od reszty polskich pisarzy, że powstała luka polegająca na tym, że z jednej strony jest genialny Słowacki a z drugiej strony jest wielu polskich idiotów i nieudaczników, którzy piszą jakieś grafomaństwa (według oceny żydowskiej krytyki). Ten obraz kreowano po to, żeby w tę lukę wprowadzić pisarzy typu Syrokomli (żyda), Lenartowicza (żyda), Singera... A przed wojną, to już sam Pan wiesz. Wszystko to jest koronkowa polityczna robota. Pisze o tym trochę na Blogu Zelkan.
Dla żydów wszystko, czego nie napisał Słowacki, a napisali polscy (nie żydowscy) pisarze, jest grafomanią. Dla żydów i szabesgojów grafomanią nie jest Schulz i Leśmian.
Jak zwykle materia jest bardzo złożona, tym bardziej, że widzę, iż jestem jedynym, którego wiersze dzisiejszego blogera (w tym również Pana) strzykają w "mały" palec. Kogo to zresztą dziś interesuje, a szkoda bo polskie umysły przypominają jakieś zatęchłe bajoro, w którym stoi martwa woda. Dużo by tu jeszcze, ale na razie niech to wystarczy. Pozdro

PS. Postaram się przeczytać (te 140 wierszy) i gdyby mi dał Pan czas... (nie wiem ile, ale dużo) to bym skrobnął coś (wydobywając z tego zarysy mistycznej maszynerii w nich zawartej). Ale najpierw musiałbym dojść do przekonania co do wielkości Pańskiej obsesji i paranoi twórczej, która otwiera wrota czasu pozwalając poecie przebywać w wieczności. Czy rozumie Pan co mówię? Bo przecież się Pan zgodzi, że nawet początkujący poeta, nawet ten najmniej rozumujący i najmniej oczytany, zaczynając stawiać pierwsze wyrazy wiersza, staje okrakiem we wrotach czasu. Jedną nogą w naszym gnojowisku, drugą w otchłaniach wieczności. I zapomina o sobie, nie wie co się z nim dzieje, nie wie gdzie jest i czy w ogóle żyje. Stend.


Zygmunt Jan Prusiński Elementarz poezji miłosnej - Część VI

____________________________


Wiersze na topie:
1. liczenie słojów (30)
2. po sąsiedzku (30)
3. jest dobrze (30)
4. w intencji manny (30)
5. ludzka utopia (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (326)
2. Jojka (319)
3. darek407 (259)
4. Gregorsko (116)
5. pawlikov_hoff (102)
więcej...