|
Sople przy oknie
Sople przy oknie |
Zygmunt Jan Prusiński
SOPLE PRZY OKNIE
To milcząca orkiestra
kryształowe bagnety,
urosły na długość metra.
To piękno ma moc,
wojowniczy wygląd
powoli skraplają się przed
boskim słońcem.
Przypominam sobie
w książkach o kobietach,
że były inne w czeluści serca
umiłowane i dobre.
- Świat poszedł w samotność -
w natężonej strunie dźwięk
wojownika patrzy na orła.
Subtelne powroty -
kobieta nie śni a działa,
a ja jak ten sopel
kierunkiem w dół patrzę.
23.01.2010 - Ustka
Wiersz z książki "Szudroczyć"
autor ZJP
https://sphoto.nasza-klasa.pl/54828617/949/main/c31d0dd87a.jpeg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
zygpru1948 |
2020.06.28; 12:24:06 |
Aforyzm?
Lubię ukazywać swoje kształty, bo nie jestem taka słodka i naiwna, lecz potrafię ukazać pazur i zabawić się porządnie, a do tego kocham seks, bo on daje mi spełnienie na kolejny dzień.
20roksana20, 19 Chrzanów |
zygpru1948 |
2020.06.28; 06:07:21 |
SZUDROCZYĆ - część druga
Dział: Kultura Temat: Literatura
Zygmunt Jan Prusiński
WIATRY I SKRZYDŁA
https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1056768,szudroczyc-czesc-ii |
zygpru1948 |
2020.06.28; 06:06:32 |
Zygmunt Jan Prusiński
BĘDĘ CIĘ KOCHAŁ NAD RZEKĄ
Przyjedziesz do mnie, z instrumentami tęsknot
jak łąka która na kwiaty czeka, jak strumień
pieśni o kamyki srebrzyste powodują przyjaźń wokół.
Wiesz jak uwielbiam twoje ciało, soki z nich piję
i w trawach i na piasku w towarzystwie sosen,
zobaczysz białe wiewiórki tańczące.
Skupiam się ukryty w skałach, uczę się na pamięć
kilka wierszy powiedzieć. Uczulona wedle wzoru
pieszczot ognistych złapiesz mnie za ręce gorąca.
I tak zostaniemy namalowani na niczyich obrazach.
2.10.2011 - Ustka
Niedziela 15:27
Wiersz z książki "Sokoły w tanecznych chmurach" |
zygpru1948 |
2020.06.28; 06:00:42 |
Zygmunt Jan Prusiński
WRÓBLE, SROKI, SOWY
Bajeczna to metafora kiedy widzę
przyjaciół wkoło mnie czy to wróble,
sroki, sowy - majestat przyrody
skrada się czyjaś myśl nie szukam
adresata - mknę na przestrzał
jak zgubiona strzała.
Na amorka jestem za duży a baśnie
dawno czytałem - może znowu powrócić
do powieści Gabrieli Zapolskiej:
"Kaśka Kariatyda"? Znalazła miłość
w dozorcy Stacha - a on ją kochał
uczciwie podobny do mnie tym uczuciem
lecz u mnie zupełnie inna bajka.
Jeśli wróble mnie opuszczą kogo karmić
będę z rana? Sroka złodziejka a sowa
niedostępna by mi opowiedzieć
o tym co wczoraj widziała.
Ja mieszczuch z książkami wyglądam
w oknie za kimś kto nigdy nie wróci
do mojego miasta.
15.12.2013 - Ustka
Niedziela 2:30
Wiersz z książki "Sokoły w tanecznych chmurach" |
zygpru1948 |
2020.06.28; 05:47:40 |
Jerzy Granowski
„Pastwisko losu” – pokarm dla ducha
Wziąłem ze sobą książkę w twardych, czarnych okładkach i udałem się na pastwisko… Zacząłem połykać myśli zaklęte w wiersze, pławić się w grzechu, by w uniesieniu tworzyć nowe dzieła natury, spijać nektar, który wciąga bez reszty. Gubiłem się i odnajdywałem, nie wiedząc co to Bóg, a co Kosmos. Poznawałem zjawiska nadprzyrodzone, dla których nie byłem obojętny, a może to odwrotnie. To pokarm dla ducha, narkotyk, od którego stałem się uzależniony.
Po prostu – “Pastwisko losu”.
Czytając poezje Piotra Prokopiaka wrastam we wszechświat myśli i poetyckich uniesień, które całym jestestwem wwiercają się w korę naprężonego do czerwoności mózgu. Pozorna prostota wyrażania siebie i otaczającego świata natury, a jednocześnie precyzja celności myśli, które oddają nas w niewidzialną sieć wiary, skłaniają czytelnika do zrewidowania swojego stosunku do dotychczasowego życia, które wobec boskich sił natury nic nie znaczy. To tylko płomyk, który może zostać zdmuchnięty ziewem znudzonego – naszymi błahymi problemami – Boga.
“Pastwisko losu” to zbiór wspaniałych wierszy, które należy dokładnie pogryźć, przełknąć i przetrawić… Inaczej zostaniemy na rozdrożu, z którego jest wiele dróg do wyboru, ale wszystkie ślepe. Dopiero po przetrawieniu całości i odkryciu wszystkich kart znajdziemy jasną drogę do wieczności poezji, którą oferuje czytelnikowi autor.
Poezja zawarta w książce wydanej w 2009 roku przez Samorządową Agencję Promocji Kultury w Szczecinku wcale nie starzeje się, a wręcz przeciwnie działa na nas jak stare dobre wino i rozgrzewa umysł do działania. Tu przytoczę jedną z miniatur (str.81):
* * *
wejść jeszcze raz
po schodach
w drzwi uchylone ciepłem
pogłaskać współczuciem pająki
dmuchnąć roztoczom
w nieforemne uśpienie
wysypać z torby
rękopisy zamyślenia
to dla Pana
to dla Azazela
zaczytać się
trzecim okiem
Polecam wszystkim książkę, do której zapewne powracać będziecie, jak do domu aby trzecim okiem odkrywać nowe zjawiska otaczającej nas rzeczywistości. Całość poezji dopełniają grafiki Wacława Smolenia, fotografie Marcina Wilka i słowo wstępne Magdaleny Szkudlarek.
Nie wiem czy tę książkę można jeszcze kupić, ale jeśli ktoś będzie miał szczęście na nią trafić – nie pożałuje.
Piotr Prokopiak (ur. 1973r.) dotychczas wydał cztery tomiki poezji: “Narodzeni z wiatru” (2007r.), “Przedcisze” (2008r.), “Pastwisko losu” (2009r.) oraz “Homo Hereticus” (2010r.). W 2011r. nakładem wydawnictwa Papierowy Motyl ukazała się jego powieść “Odsypiając przeszłość”. Od roku 2008 jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich. Od marca 2011r. pełni funkcję prezesa szczecineckiego oddziału.
“Pastwisko losu” – Piotr Prokopiak
Wydawca: SAPiK Szczecinek 2009
Druk: TEMPODRUK Szczecinek
ISBN 978-83-61291-96-1
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2018/12/pastwisko_losu_m.jpg |
zygpru1948 |
2020.06.28; 05:31:35 |
Marek Jastrząb
Niecierpliwość
Myślimy stereotypowo; poglądy nasze oparte są przecież na własnych doświadczeniach. Zdrowy nie był niepełnosprawnym, więc i o ludziach „zmniejszonych szans” pojęcie ma nikłe. I odwrotnie, chory od urodzenia nie był nigdy człowiekiem zdrowym i nie ma żadnych odniesień do sytuacji człowieka zdrowego.
Egoistyczny brak wyobraźni, przewidywania i zastanowienia, pomaga ludziom zdrowym w chodzeniu po ziemi. Nie widzą przez to czyhających na nich barier. Mogą się od nich oderwać, wejść na chodnik i być tam, gdzie chcą. A o chorych można powiedzieć, że zwyczajny chodnik i brak wszelkich barier, istnieją tylko w ich marzeniach.
b
Doszedłem do wniosku, że z chorobą żyć się da, lecz jak, sprawa to indywidualna. Można się turlać po zawiściach, pieniactwach i wymaganiach ale to nie mój styl. Mój polega na rozumnym przyzwyczajeniu i pogodzeniu się z postępującymi nieuchronnościami. Z biologią narastających ograniczeń. Z tym, czego nie potrafię zmienić.
Jestem przecież dłużej chory, niż byłem zdrowy, a więc w pewnym sensie znajduję się w stanie naturalnym. Kto wie, czy umiałbym być zdrowym po tylu latach? Od nowa przystosowywać się do życia bez przeszkód? Do świadomości, że mogę wykonać to, czego nie potrafiłem przez lata? Iść ulicą nie bojąc się upadku? Stanąć w szczerym polu nie szukając oparcia? Powtórnie wykształcić w sobie zapomniane zachowania i prawidłowe nawyki? Przewalczyć rutynę, obawy i przyzwyczajenia?
c
Przez okres nieprzerwanej choroby oduczyłem się życia pośród szarej codzienności. Teraz każda czynność wymaga ode mnie precyzji, koncentracji, zharmonizowania faktycznego ruchu ciała z ruchem opartym na jego wyobrażeniu. Przedtem byłem zadbanym pedantem. Rzeczy, których używałem, miały swoje miejsce. Teraz nie mam siły na to, by je tam odłożyć.
Dano mi rentę, nie chodziłem więc do pracy, nie stykałem się z lud?mi zajętymi użeraniem się ze zwykłymi problemami, z tym, za co przetrwać do wypłaty, co włożyć do gara, z czego zapłacić czynsz. W zamian mogłem cieszyć się nieustannie podłym zdrowiem, latać po przychodniach, czepiać się nadziei na cud. A w przerwach pomiędzy pobytami w szpitalach, sanatoriach i u znachorów, świtem lub nocami mogłem uczyć się, czytać, jeździć palcem po mapie, podróżować po tych miejscach, do których nie pojadę nigdy.
I w takich chwilach uświadamiałem sobie, że mam szczęście. Moi znajomi ze szpitala, chorzy na to samo, już od dawna nie wstawali z barłogu, podczas gdy ja hopsałem po całej sali i wszędzie było mnie pełno, wszędzie był nadmiar mojej obecności, na korytarzu, w dyżurce, w innych salach.
Patrzyli na mnie z zazdrością, a wieczorami zwierzali się, że nie czytają, bo nie potrafią skupić się na jednym rządku liter. Podobnie z oglądaniem telewizji. Skarżyli się, że litery i obrazy są płynne, oleiste, zamazane.
Więc gdzie mi do nich, jak mogłem przypuszczać, że jestem do nich podobny? Przecież moje cierpienia były niczym, były błahostkami w porównaniu z ich. I jak ludzi idących do pracy, zdrowych i zagonionych walką o byt, zrozumieć nie byłem w stanie, tak i ludzi chorych bardziej ode mnie, też. Bo trzeba być w skórze drugiego człowieka, trzeba żyć w jego trudnościach, kompleksach i „nierealności”, by wydawać o nich sąd.
d
Właściwie wszystko przemawiało za moim milczeniem. Ale że nie chciałem poniechać walki z wiatrakami, czyli z absurdami swojego życia, postanowiłem wrócić do publicznego mówienia.
Wiem jednak, iż mówienie o czymś, co trwa bez przerwy i towarzyszy mi tak dotkliwie, że staje się moją częścią egzystencji, jest bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Ryzykownym, ponieważ poczucie otaczających mnie i osaczających bzdur, przepisów i prawnych zawirowań – wyzwala ze mnie stylistyczną agresję, budzi tak silny emocjonalny sprzeciw, że przestaję nad sobą panować.
Czy nie przesadzam z reakcjami? Wątpię, gdyż mam usprawiedliwienie: niecierpliwość. Niecierpliwość jest moim argumentem istnienia, katalizatorem mojego postępowania i częścią mnie. Niecierpliwość związaną jest z moją przeszłością i przyszłością. Ze mną. Z moją pamięcią. Z moimi odczuciami i wciąż odwlekanymi zmianami na lepsze.
13 lipiec 2008 |
|
|