Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
"Paryż"
- lucja.haluch
Z mitami
- AL46
"Autoportret w dzwonku rowerowym"
- joanna53
Śmieszny płacz
- joanna53
więcej...

Dziś napisano 0 komentarzy.

Sen z toba daleko, w Dolinie Ciszy...

Sen z toba daleko, w Dolinie Ciszy...

Zygmunt Jan Prusiński


SEN Z TOBĄ DALEKO, W DOLINIE CISZY...

Justynie Glińskiej


Jutro będzie padać.
Nie mam parasola, wszystkie porwane.
Na Północy wiatr jak się weźmie za bary
z drugim wiatrem, to zgody nie ma.

Ale dzisiaj popadam w melancholię.
Słucham muzyki do snu - jest taka,
i mozolnie układam wiersz o miłości.

To jedno potrafię robić; być rycerski
wobec kobiety takiej jak ty.

Może jutro jeśli ma padać deszcz,
przyjdziesz do mnie, opowiem ci Justyno
sen z tobą w Dolinie Ciszy.


13.10.2010 - Ustka
Środa 20:01

Wiersz z książki „Niebieski blues”


autor ZJP
https://m.salon24.pl/a94d71f99fb0547cfa1ffc22fc9a8eae,860,0,0,0.jpg


Muza
http://static.jpg.pl/static/photos/562/562647/15c904415bacb291c253d25a15e8cebe_normal.jpg
Napisz do autora

« poprzedni ( 1855 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2021-01-02, 00:35:28
typ: przyroda
wyświetleń (211)
głosuj (84)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2021.01.02; 15:30:01
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Kąty twoich ust czerwonych... (31)
2. Muskam twój cień (31)
3. Światło na drodze (30)
4. Jedna gwiazda z mojego ogrodu (30)
5. W samych namiętnościach (30)

Mari&M 2021.01.02; 10:45:07
W śnie odnajdziesz przyjemną chwilę...
Miłego dnia:)+

zygpru1948 2021.01.02; 00:43:28
Piękne słowa i obrazy - część druga

http://dobrytarot.pl/showthread.php?tid=506&page=233

zygpru1948 2021.01.02; 00:41:53
PRZESZEDŁEM TĘ PRZEŁĘCZ - część czwarta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
OBRAZY PAULA GAUGUINA W WIGILIĘ

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1101922,przeszedlem-te-przelecz-czesc-iv

zygpru1948 2021.01.02; 00:41:07
Szacunki ryzyka

Anna Kałuża

Tacy poeci jak Kopyt, Bartczak, Bąk i takie poetki jak Lubińska i Adamowicz w swoich najnowszych zbiorach przyglądają się raczej potencjalności tego, co mogłoby się wydarzyć, niż faktycznym wydarzeniom. Robią to w zupełnie nowy sposób i na nowych warunkach


Artystyczna nieprzewidywalność – fetysz konceptualnych artystów z drugiej połowy XX wieku – okazuje się w pewnej mierze nieobojętna dla wielu dzisiejszych poetyckich przedsięwzięć. Choć czas tworzenia pod dyktando arbitralnych procedur zdecydowanie minął, w ostatnim roku ukazało się kilka książek poetyckich, które przywracają do łask estetykę kontyngencji. Ma ona długą tradycję; nie przesadzę, jeśli powiem, że antyczną, ale do dziś zachowała swój podstawowy wyróżnik: domaga się wzięcia pod uwagę relacji między możnością i aktualnością. Jak pisze Paula Lopez Zambrano, wyjaśniająca współczesne praktyki artystyczne w tym kontekście: „Pojęcie kontyngencji oznacza dziś zwykle przyszłe nieprzewidziane zdarzenia, na które należy być przygotowanym” (przeł. M. Wawrzyńczyk). Tacy poeci jak Szczepan Kopyt, Kacper Bartczak, Tomasz Bąk i takie poetki jak Monika Lubińska i Anna Adamowicz w swoich najnowszych zbiorach przyglądają się raczej potencjalności tego, co mogłoby się wydarzyć, niż faktycznym wydarzeniom. Robią to w zupełnie nowy sposób i na nowych warunkach. Szukanie artystycznych genealogii nie na wiele się tu zda. Dość oczywiste w kontekście estetyk kontyngencji przywołanie artystów, którzy korzystali z rozmaitych technik losowych reguł, pokazuje, że XX wiek był jednak inną galaktyką.

Aranżowanie w kompozycjach Johna Cage’a przypadkowych dźwięków, algorytmiczne rygory narzucane konstruowaniu fabuł i narracji przez członków międzynarodówki OuLiPo, karty ułatwiające podejmowanie decyzji artystycznych Oblique Strategies, specjalnie opracowane przez Petera Schmidta i Briana Eno – artyści XX-wieczni wprowadzali przygodne elementy do dzieła z zewnątrz; czynili je niewidocznym napędem dla struktury, kompozycji, formy. Nie starali się przerwać codziennego strumienia proceduralnych formuł zarządzających naszymi biodanymi, próbowali po prostu ożywić statyczne dzieła sztuki przez włączenie do nich zaskakujących nierozstrzygalności. Dziś kontyngentne estetyki przemierzają w polskiej poezji inne szlaki – ryzyko, przypadek i przygodność nie są już pomostami prowadzącymi do wolności i zacieśniającymi więź sztuki z tak zwanym życiem. To nie tyle za sprawą technik i metod charakteryzujących procedury twórcze, ile za sprawą niepewności określającej w najbardziej podstawowy sposób nasze życie powracają estetyki kontyngencji.

Artystyczna nieprzewidywalność – fetysz konceptualnych artystów z drugiej połowy XX wieku – okazuje się w jakiejś mierze nieobojętna dla wielu dzisiejszych poetyckich przedsięwzięć.

Kopyt Szczepan - na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania. WBPiCAK, 40 stron, 2019Szczepan Kopyt, „na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania”. WBPiCAK, 40 stron, w księgarniach od października 2019
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/8d7d9d0c-thumb.png


W najnowszym zbiorze Szczepana Kopyta, „na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania”, ludzki podmiot mierzy się z sieciowym światem pikseli, memów i programów informacyjnych. Opowieść o tych procesach i zjawiskach toczy się w językach, dzięki którym możemy doświadczać styku elektronicznego / wirtualnego / przyszłego i teraźniejszego / materialnego. To inny charakter opowieści niż ten wypracowywany od kilku lat przez Kacpra Bartczaka. Zarazem jednak dość podobny pod względem splątania znaków / dźwięków i wytworzenia szczególnej postaci języka. Powstaje ona z przechwyceń wypowiedzi charakterystycznych dla różnych obiegów społecznych, medialnych i kulturowych. Zarówno Kopyt w „na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania”, jak i Bartczak w najnowszej książce „Naworadiowa” tworzą kontyngentną estetykę wiersza, nastawioną na testowanie różnych scenariuszy przyszłości, wywiedzionych z aktualnych wydarzeń i aktualnego stanu rzeczy. Jednym z wyróżników takiej estetyki byłaby ich ulubiona figura retoryczna – amfibolia. Wiąże ona językowe elementy na niesprzecznych zasadach szczodrości, rozdaje znaczenia na prawo i lewo, jest wychylona w nieprzewidywalne wydarzenia, jednak jako punkt wyjścia przyjmuje aktualne parametry realności. Utrzymane w kontyngentnej estetyce są również wiersze Moniki Lubińskiej w debiutanckim tomie „nareszcie możemy się zjadać”. Poetka komponuje heterogeniczne, złożone czasowo światy, mocno wychylone poza nasz ludzki czas. Powołuje przy tym do istnienia fikcje naukowe skonstruowane z „obrazów stykowych”: katastrofy ekologicznej i wytworzonych w jej warunkach nowych organizmów. O coś, co można nazwać estetyką kontyngencji, upomina się także Tomasz Bąk w poemacie „Bailout”, zarazem brutalnie deziluzyjnym, jeśli chodzi o możliwość zarządzania kontyngencją w warunkach kryzysu ekonomicznego, którego kolejne odsłony opisuje. Nie bez znaczenia w związku z „Bailoutem” jest fakt, że kontyngencja zajęła ostatnio także pole administracji. Zarządzanie nią to w tym przypadku wyszukiwanie sposobów na uniknięcie ryzyka, strat i nieprzewidywalnych błędów systemu. Wreszcie – realizm spekulatywny Anny Adamowicz z tomu „Animalia” pozwala na przedstawienie historycznych i przyrodniczych wydarzeń w czasie, którego kierunek zmienił się i nie jest już linearny, przeciwnie – to, co przyszłe, może poprzedzać przeszłe. Poetka pokazuje jako już urzeczywistnione te zdarzenia, które dopiero mogą nadejść i w wierszu stanowią zasób możliwości, dopiero czekający na realizację.

Najwięcej o kontyngencji, której nie ominęły przygody z kapitalizmem, jej wątpliwych i niebezpiecznych przypadkach, trudnym odróżnieniu od kapitalistyczno-ekonomicznej odmiany opowiada Tomasz Bąk. Odnosi się on do ekonomicznych przykładów spekulacyjnych działań, jakimi są spekulacje finansowe: zysk czerpie się tu z przyszłych, nieznanych jeszcze cen. „Ten poemat nie jest kolejną krytyką kapitalizmu. / Jest krytyką usmyczonej wyobraźni, / która pozwala widzieć tylko to, / co istnieje bądź istniało w przeszłości”. Nie można bardziej wprost podkreślić znaczenia nieprzewidywalności! W zupełnie realistyczną tkankę swojego poematu Bąk wplata eksperymenty językowe, które imitują mechanizmy tworzenia sytuacyjnego dowcipu. Utrzymują one cały czas przedstawiane wydarzenia z kryzysu 2008 roku w stanie potencjalności – jakby ciągle możliwe było jeszcze przejście do faktycznego, mimo że uprzywilejowana jest tu forma czasu przeszłego. Dodatkowo Bąk czyni z doświadczenia finansowej zapaści wypowiedź intymną, osobistą. Mówi do nas, jakby przed nami stał. Próbując zniwelować dystans, oferuje emocjonalne zanurzenie w język, który odbija „potłuczonym freakonomistom”. Wciągnięty w estetykę kontyngencji doprowadza jej logikę w kontekście ekonomicznych kryzysów do końca: to, co w świecie dawnych artystyczności było po prostu mnożeniem kolejnych wersji możliwych światów, jest u Bąka materialne, bo związane z konkretną egzystencją i wypowiedzią realizującą się niemal na naszych oczach. Atakując maszynerię linearnego czasu, atakuje Bąk też abstrakcyjną potencjalność. Pytając bowiem, „Jak to w ogóle się stało, / że ze wszystkich dostępnych możliwości / oferowanych przez świat nieograniczonych możliwości / wybraliśmy właśnie możliwość kryzysu? / / Kryzys kryzysu nigdy nam nie zagrażał”, pyta o to, jak to się stało, że zgodziliśmy się, by rezerwy stały się śmietnikiem. Ten fragment jest kluczowy dla całego poematu, stanowi jego aberracyjne zapętlenie. Tylko ono umożliwia skuteczne korzystanie z kodów, których sensy decydują o nierównowadze sił w świecie rynkowych spekulacji.

W najnowszym zbiorze Szczepana Kopyta, „na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania”, ludzki podmiot mierzy się z sieciowym światem pikseli, memów i programów informacyjnych.

Tomasz Bąk, Bailout. WBPiCAK, 94 strony, w księgarniach od listopada 2019Tomasz Bąk, „Bailout”. WBPiCAK, 94 strony, w księgarniach od listopada 2019
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/b4dede5b-thumb.png


Bąk opowiada o kryzysie ekonomicznym, ale aktywność, jaką wznieca wierszem, odkształca i przemieszcza przejmowane przez niego języki wiedzy, podręczników ekonomii, wykładu akademickiego. Poeta podcina wszelkie wyjaśnienia tautologiami, nagłymi aberracjami, zapętleniami: „No cóż, kto nie ryzykuje, / ten nie ryzykuje”. Co istotne, autor „Bailoutu” – podobnie jak od dłuższego czasu Szczepan Kopyt – próbuje odzyskać literacką tradycję lewicowego łączenia spekulatywnej czasowości (czyli takiej, w ramach której wiązania między teraźniejszością, przeszłością, przyszłością nie są określone następstwem lub wynikaniem) i ekonomii politycznej. Obaj poeci grają jednak innymi dźwiękami, inna jest wywrotność ich języków, inne źródła głosów. Ich kompozycyjne zabiegi ostatecznie przekładają się na radykalnie inne zajmowanie przestrzeni przez ich podmioty i inne doświadczenia percepcyjne czytelników/słuchaczy.

Kopyt w swojej najnowszej książce każe nam jednocześnie słuchać (rytmu, emocji, szybkich zmian tonacji) i oglądać słowa, zdania, litery. Typograficzne eksperymenty rozlokowujące wersy na kartce prowadzą nas ku jakiejś formie poezji socjologicznej. Koncepty Kopyta nigdy chyba nie były bardziej trafione. W otwierającym książkę wierszu powtarzalna fraza „zewnętrzne algorytmy wciąż wyłapują moje” kryje zagadkę „nowych” kontyngencji. Mógłby to być wers chociażby Raymonda Queneau, który z radością podporządkowywał narrację algorytmom matematycznym. W wierszu Kopyta stanowi ona jednak wizualne obramowanie zdań, którymi mówiący usiłuje wyrwać się z algorytmicznego klinczu. Nie niesie ze sobą już entuzjazmu, jaki wynikał z oddania się sieciowym formułom obliczeniowym. Ta zasadnicza różnica, mówiąc najogólniej, między wiekiem XX i XXI zawdzięcza najwięcej rozpoznaniu kontyngencji, a wraz z nią spekulatywnej czasowości także pod postacią dominacji i wyzysku. Dlatego Kopyt próbuje w porządek feudalno-sieciowej spekulacji wprowadzić czasem zmiany, które wynikają z porządku poetycko-językowego. Kopyt opowiada, jak pewne stare idee i wyobrażenia uniemożliwiają opuszczenie niestabilnego ekologicznie świata kapitalizmu („akcja umiejscowiona w teraz idzie opornie więc / mamy konsensus w sprawie cudu który musi nadejść”), ale jego opowieść w miarę kolejnych sekwencji staje się coraz bardziej dramatyczna i alarmująca, a graficzne elementy coraz mocniej sterują naszym widzeniem. Zmiany w kroju i wielkości pisma wybijają na pierwszy plan zdania, które możemy odbierać jako sygnał zagrożenia. „Ostatnie miejsca zdatne do życia” w tych genialnie rozplanowanych wersach Kopyta, pochodzących z końcowych partii książki, to miejsca pozostawione na dyskach, na których przetrwa wyłącznie techno. Trzeba podkreślić, że Kopyt nie pisze opresyjnej wersji przyszłości, szacuje po prostu rozmaite możliwości (przetrwania klas, gatunków, jednostek, muzyki, pisma, obrazów), także artystycznej komunikacji przechodzącej testy wysokiej częstotliwości i niskiej rozdzielczości.

zygpru1948 2021.01.02; 00:38:08
Bąk czyni z doświadczenia finansowej zapaści wypowiedź intymną, osobistą. Mówi do nas, jakby przed nami stał. Próbując zniwelować dystans, oferuje emocjonalne zanurzenie w język.

Kacper Bartczak, „Naworadiowa”. Biuro Literackie, 60 stron, w księgarniach od sierpnia 2019Kacper Bartczak, „Naworadiowa”. Biuro Literackie, 60 stron, w księgarniach od sierpnia 2019
Eksperymenty percepcyjne wywołane efektami kontyngencji zajmują też Kacpra Bartczaka. Jego „Naworadiową” trzeba koniecznie czytać w perspektywie „Wierszy organicznych” i zbioru „Pokarm suweren”, ponieważ tylko wtedy widać, co się dzieje z siłą, witalnością i żywotnością wiersza, który kiedyś Bartczak nazywał organizmem. Każdy, kto zna rozwijające się z książki na książkę pomysły tego autora, wie, że domaga się on w swoim pisaniu zupełnie innego rodzaju spojrzenia na widoczność i widzialność. Bartczak jest obecnie najbardziej antywzrokocentrycznym polskim poetą, w jego wierszach nie widać niczego, co moglibyśmy zobaczyć na własne oczy. Zamiast tego schodzimy na poziom surowej mikromaterii i materiałów o rozmaitej fakturze, gęstości, ruchliwości i wibracjach. Ich biologiczna i organiczna substancja zależy od parametrów technologicznych, linii produkcyjnych, sieciowych protokołów. Bartczak roztacza przed nami spektrum czystych możliwości ucieleśniania mikromaterii, nabywania przez nią świadomości, doświadczenia, pamięci etc. W „Naworadiowej” układ nerwowy, stan nasycenia komórek neuronami określa podstawowe napięcie między żywym i nieżywym. Staje się też kanałem komunikacyjnym o niezwykłej wprost przepustowości: to na tym poziomie decydują się wybory polityczne, religijne, ideologiczne człowieka. W znakomitym, przerażającym wierszu „Naród Szczęsny” o stanie świadomości zbiorowej decyduje „wtrysk w hipokamp”, po którym „uśmiechnięte twarze […] powleka epoksyd niewiadomego pochodzenia”. U Bartczaka kontyngentne procesy leżą u podstaw agresywnej logiki organicznego i nieorganicznego życia. Wyrwać się z tej sieci nie sposób. No chyba że w miłość (jak u Kopyta, Sosnowskiego, Bąka).

Monika Lubińska, „nareszcie możemy się zjadać”. Dom Literatury w Łodzi, 70 stron, w księgarniach od czerwca 2019Monika Lubińska, „nareszcie możemy się zjadać”. Dom Literatury w Łodzi, 70 stron, w księgarniach od czerwca 2019
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/2599d230-thumb.jpg


Charakterystyczne, że kontyngentne poetki nie odwołują się do miłości. Wręcz przeciwnie. Monika Lubińska w „nareszcie możemy się zjadać” składa wiersze z przyszłych wyobrażeń społeczeństwa konsumpcyjnego, ekologicznych zapaści, płciowych i gatunkowych ustawień. Jej światy można zobaczyć, powstają dzięki zmysłowemu, plastycznemu językowi, choć i ona zwiększa nieostrości, amorficzność, nieustannie deregulując pokazywane obrazy. Łokcie, gardło, brzuch, kolana, skóra – wiele z tych wierszy dzieje się w rytmie cielesnych doznań, sprzęgniętych z prawami przyrodniczymi, matematycznymi, fizycznymi etc. Zaludniające je hybrydy wnoszą sporą dozę niepokoju i niejednoznaczności, są jednak najbardziej oczywistymi mieszkańcami świata, który przechodzi nieustanne korekty. W ostatnim wierszu z tego zbioru ślimaki achatina zjadają „pod waszą nieobecność” wiele bibliotek: „to były wilgotne biblioteki / śmierdziały starością i pleśnią / ślimaki zjadły wszystko w oryginale / dotykałam ich muszli i czułków // nie chciałam żebyście wiedzieli / ale teraz chcę”. Destrukcyjna siła fantazji Lubińskiej odwraca schematy końcowych historii i kończy ze strachem. Siła owej destrukcji, płynąca z redukowania mnogości tego, co istnieje, a co przyspiesza tylko degenerację środowiska, wspomaga się dominującymi obecnie wyobrażeniami. Jej skala świadczy jednak o tym, że spojrzenie Lubińskiej jest nienostalgicznie powiązane z przeszłością, nawet trochę rozrywkowe. Poetka stara się przede wszystkim uciec przed rozmaitymi zawłaszczeniami własnej fantazji przez znane i przebrzmiałe już formy niezgody. Jest więc mistyfikacyjna i automistyfikacyjna, jak w „Instrukcjach”, gdy zaczyna: „uwierzyć w życie po pracy po śmierci wygrzebać się jak z tego / brzucha wielorybiego po sześciu ośmiu godzinach”. Czytając Lubińską, mamy wrażenie wyrzucenia z właściwych ram czasowości, przynależących do naszego życia; pewne stany rzeczy przestają wydawać się oczywiste.

Monika Lubińska składa wiersze z przyszłych wyobrażeń społeczeństwa konsumpcyjnego, ekologicznych zapaści, płciowych i gatunkowych ustawień.

Anna Adamowicz, „Animalia”. Biuro Literackie, 50 stron, w księgarniach od stycznia 2019Anna Adamowicz, „Animalia”. Biuro Literackie, 50 stron, w księgarniach od stycznia 2019
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/91774ba0-thumb.jpg


W „Animaliach” Adamowicz również pokazuje świat z perspektywy przyrodniczej, również stawia kroki ponad faktycznością. W wierszu „układy, płuco” pisze o „Europie tętniącej konwulsyjnie, jakby ktoś ją wywlókł / na brzeg”, ale – znowu – to nie perspektywy apokaliptycznych końców oliwią tryby jej maszyny pisarskiej. Głównie dlatego, że koniec, który staje się na naszych oczach, to wyczekiwany kres antropocentryzmu – apokalipsa wydarzała się cały czas, teraz może być tylko lepiej. W jakimś stopniu „Animalia” są zemstą gatunkową, napędza je podobny impuls destrukcji, jaki rozjarzał wiele wierszy Lubińskiej. Charakterystyczne w tym kontekście stają się wiersze, których bohaterami są zwierzęta wysłane na podbój kosmosu, a jeszcze bardziej – rozmowa Elona Muska z Łajką. Jej dramatyczny przebieg kulminuje w momencie, gdy zdajemy sobie sprawę z bezwzględnego stanowiska zwierząt, jakie inscenizuje Adamowicz: „Kosmos jest nasz / nasza wypadająca sierść nasze rany od promieniowania / nasze ciała wywinięte na lewo nasze rozgrzane żołądki / nasze miski”. W jej wierszach, wbrew zasadzie, że nie wszystko wydarza się w tym samym czasie, historyczne wydarzenia unoszą się w pasmach czasowych tam i z powrotem, błądzą i zderzają się ze sobą. Adamowicz prowadzi historie swoich bohaterów i bohaterek z punktu widzenia spekulatywnej, fikcyjnej czasowości. Z realnych wydarzeń komponuje układy, które odłączają się od znanych obrazów świata. Przytaczając fikcyjno-archiwalne rozmowy, wymyślone i możliwe, poetka daje nam też szansę na nieprzewidziane reakcje na czekające nas zmiany historyczne, polityczne, środowiskowe.

W każdym z przywołanych zbiorów estetyki kontyngencji pracują na innych polach: technologiczno-biologicznym, ekonomicznym, przyrodniczo-cielesnym. Można do tej listy autorów i autorek dopisywać jeszcze inne książki – na przykład „Wołyń Bourne’a” Darka Foksa czy „Dziewięć dni w ścianie” Jakuba Kornhausera. Wszędzie jednak przygodność, nagłe wstrząsy i zakłócenia wynikające z urzeczywistnienia niespodziewanego zdarzenia traktowane są ambiwalentnie. Poezja nie staje się tu pochwałą przypadku, znaną ze świata filozofii, kultury, sztuki XX wieku. Nadzieja na deregulacje przestała wzniecać rewolucyjny i eksperymentatorski zapał. Stała się wątpliwa, bo zbyt łatwo daje się ująć w stany wyjątkowe, feudalno-kapitalistyczne zarządzanie, porządki socjotechnologiczne. Nadal jednak artyści i artystki postrzegają kontyngencje także jako opór stawiany próbom cyfrowego, politycznego, gospodarczego zarządzania.


Autor
Anna Kałuża

Krytyczka literacka, zajmuje się współczesną polską poezją, pracuje w Zakładzie Literatury Współczesnej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, autorka książek: „Wola odróżnienia. O modernistycznej poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, Julii Hartwig, Witolda Wirpszy i Krystyny Miłobędzkiej” (2008), „Bumerang. Szkice o poezji polskiej przełomu XX i XXI wieku” (2010), „Wielkie wygrane. Wspólne sprawy poezji, krytyki i estetyki” (2011), „Pod grą. Jak dziś znaczą wiersze, poetki i poeci” (2015).


Wiersze na topie:
1. na znak (30)
2. jest dobrze (30)
3. po sąsiedzku (30)
4. ludzka utopia (30)
5. w intencji manny (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (426)
2. Jojka (319)
3. darek407 (245)
4. Gregorsko (154)
5. pawlikov_hoff (86)
więcej...