|
Przedświt i przedzmierzch
Przedświt i przedzmierzch |
Zygmunt Jan Prusiński
PRZEDŚWIT I PRZEDZMIERZCH
Jesteś moją to mogę śmiało napisać
powiedz czy się mylę – codziennie
bywam przy tobie odgarniam w przyrodzie
nasze tajemnice miłości – jest w niej
absolutna gościnność a w tobie
precyzja oddawania się kształtom
i taką ciebie pożądam na wieki
zatem trwaj w odbiorze smaku
umiejętnie zgarniam ku sobie to
co jest właściwe obojętnie gdzie
unosimy swe myśli to i tak owe myśli
łączą się – dotykasz mój penis
też artystycznie jak ja twoją waginę
czynimy obowiązek nie tylko w poezji
ale i w życiu czy to jest przedświt
czy przedzmierzch – i niech tak zostanie.
10.07.2020 – Ustka
Piątek 17:11
Wiersz z książki „Anioł doliny”
autor ZJP
http://photos.nasza-klasa.pl/22077582/1029/other/std/8c205956fe.jpeg
Muza
https://s19.flog.pl/media/foto_300/11067720_pieknego-czasu-weekendowego-zycze-wszystkimcieplegoz-usmiechem-i-sloneczkiem.jpg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
zygpru1948 |
2020.07.15; 07:50:25 |
SZUDROCZYĆ - część trzecia
Dział: Kultura Temat: Literatura
Zygmunt Jan Prusiński
EROTYK I CZAPLE NAD JEZIOREM
https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1061496,szudroczyc-czesc-iii |
zygpru1948 |
2020.07.15; 07:49:10 |
Zygmunt Jan Prusiński
OWOC ZAKAZANY Z DRZEWA
Motto: "Szłaś tam przez miasto z podniesioną głową
Jak gdybyś chciała kleknąć do pacierza
Jakbyś za chwilę miała w niebo wstąpić"
- Kazimierz Furman -
Jesteś tak czysta
że słowa gubię w poezji -
ślizgam się na piasku.
Uwodzę cię śpiewem ptaków
na łąkach piszę erotyki -
twoje ciało jest dla mnie niebem.
Skuś się Ewo
zerwij to jabłko czerwone -
zacznie się era kochanków.
Nie spoglądaj na Boga
musimy przejść przez rzekę
tam rośnie więcej drzew.
Naciągnę struny gitary
twe ciało nastroję -
a słońce rzuci promienie
i nastanie płomień...
29.4.2013 - Ustka
Poniedziałek 7:49
Wiersz z książki "Róże i rzeki" |
zygpru1948 |
2020.07.15; 07:47:56 |
Zygmunt Jan Prusiński
TO MIASTO CIEBIE ZNA
Motto: "Szłaś miastem naga
Garnąc do siebie spojrzenia przechodniów
Wierne jak oczy kochanków"
- Kazimierz Furman -
Nie liczę na ułaskawienie
wczoraj delikatność wyfrunęła
jak koliber z serca...
Kobieta zapłakała -
utworzyła się rysa w skale
w tym miejscu urośnie szarotka.
Jestem kochany porą księżycową
stylizuje się przełęcz
a górski potok kokietuje...
Zbliż się do mnie
jak miasto zbliża się do ciebie -
jako kochanek uklęknę.
Przytulę się twarzą do łona
usta szturmują -
różę trzymaj w ręku.
29.4.2013 - Ustka
Poniedziałek 7:23
Wiersz z książki "Róże i rzeki" |
zygpru1948 |
2020.07.15; 07:39:34 |
Zbigniew Herbert
U wrót doliny
Po deszczu gwiazd
Na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
z ocalałego wzgórza
można objąć okiem
całe beczące stado dwunogów
naprawdę jest ich niewielu
doliczając nawet tych którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych
ale dość tych rozważań
przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się krzyk
po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak źródło żywej wody
jest to jak nam wyjaśniają
krzyk matek od których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczo
aniołowie stróże są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę
ona prosi
– schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułości
starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły – mówi z płaczem
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam –
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku
nawet drwal
którego trudno posądzić o takie rzeczy
stare zgarbione chłopisko
przyciska siekierę do piersi
– całe życie była moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
– powiada –
nie oddam
ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
ale w zaciśniętych pięściach chowają
strzępy listów wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą naiwnie
nie zostaną im odebrane
tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy
U wrót doliny – poetycka relacja z przebiegu dnia Sądu Ostatecznego.
W Brzegu Herberta mamy do czynienia ze scenerią mitologiczną, w tym wierszu rozważaniom o końcu świata daje poeta kostium biblijny. Tam śmierć jednostki – tu apokalipsa całej ludzkości. U wrót doliny to znany wiersz, nieco prowokacyjny i niepokojący. Nie pozostawia złudzeń – wyjaśnia wątpliwości egzystencjalne brutalnie: będziemy potraktowani jak transport więźniów, według bezdusznych reguł i przepisów. Znów ta wyższa siła, rządząca istnieniem okazuje się siłą obcą i wrogą człowiekowi. Znów poeta protestuje przeciwko tej sytuacji człowieka – jego niewiedzy, całkowitej zależności i bezradności wobec praw istnienia.
Co dzieje się u wrót doliny?
Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
z ocalałego wzgórza
można objąć okiem
całe beczące stado dwunogów (…)
Jest to liryka sytuacyjna. Podmiot – narrator przyjmuje postawę reportera relacjonującego zdarzenia z tego Ostatniego Dnia. Moglibyśmy oglądać tę scenę w „Wiadomościach” – niemniej relacja otrzymała poetyckie szlify. Zauważamy rym – w drugiej strofie już zaledwie śladowy, niedokładny, potem go nie będzie w ogóle. Biblijna łąka wypełniona jest zwykłym zamieszaniem tłumów, które nie wiedzą, co będzie dalej. Co było – już wiadomo, apokalipsa według biblijnych proroctw, spadły gwiazdy, wylały się wulkany. Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów. Jedno słowo nadaje całej scenie przerażający sens – a jest to słowo straż. Nie opieka, nie skrzydło, lecz straż. Straż pilnuje, by nikt nie uciekł? Reporter opisujący zdarzenie daje w drugiej strofie opis „z lotu ptaka”, z wysokości ocalałego wzgórza. Stłoczoną ludzkość nazywa „beczącym stadem dwunogów”. Metafora taka odziera tłum z godności ludzkiej. Beczące stado jasno kojarzy się z wizją stłoczonych, przerażonych owiec – a słówko „dwunogi” zamienia nas z dumnych istot myślących, panów świata i następców Boga na ziemi w jeszcze jeden gatunek zwierzęcy.
Dalszy ciąg wiersza rozwija relację – opis zdarzeń: oddzielają świętych od grzeszników (świętych jak na lekarstwo), krzyczą matki oddzielane od dzieci (jeden z najpotworniejszych obrazów tego filmu), oko kamery zbliża się do jednostek: obserwujemy ból rozdzielanych kochanków, staruszki, której zabrano kanarka, drwala, który nie chce oddać siekiery – i znów ujęcie panoramiczne: idą szeregi ze spuszczonymi głowami, pogodzone z sytuacją. Zaraz podzielą ich na piekło („zgrzytający zębami”) i niebo („śpiewający psalmy”). Oto Herbertowska wizja końca świata. Jej okrucieństwo pogłębia chwyt beznamiętnej relacji, urzędowych wstawek, które doskonale znamy z innych sytuacji:
„aniołowie są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę” – jak o policjantach
„Starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie” – jak ochroniarz imprezy
„gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczo” – jak jeszcze jeden bezduszny przepis
Za to egzystencjalny wymiar utworu zyskuje poeta przez ogarnięcie całej grupy ludzkiej – ujęcia panoramiczne plus zbliżenia pozwalające na przegląd najistotniejszych kwestii w życiu człowieka. Miłość, przyjaźń, praca. Obecność ludzi, zwierząt, przedmiotów. To tylko symbole i elementy życia – po śmierci zostaną odebrane. Tym samym dowodzą okrucieństwa śmierci i naszego przywiązania do zwykłych wartości życia.
Nie bój się refleksji i skojarzeń
Zaciekawia nas (odbiorców) operowanie dźwiękiem, szczególne w poezji Herberta: „po świście eksplozji, po ciszy następuje krzyk matek i ogólny wrzask…”
Wiersz zawiera „zbliżenia” do osób będących w sumie „reprezentacją ludzkości”: matki z dziećmi, para kochanków, staruszka z kanarkiem, drwal – „stare zgarbione chłopisko”. Wszyscy, my, każdy usiłuje coś przechować („strzępy fotografii…”). Takie ujęcie kojarzy się ze średniowiecznym tańcem śmierci, z jej egalitaryzmem. W obrazach danse macabre także prezentowano przedstawicieli wszystkich stanów.
Skojarzenie z wierszem Miłosza pt. Piosenka o końcu świata jest naturalne i potrzebne. Wizja Miłosza jest diametralnie różna: dzień apokalipsy niczym nie będzie się różnił od najzwyklejszego, codziennego dnia. To zobowiązuje do ciągłego czuwania nad sobą, do odpowiedzialności za swoją moralność. Ale to również wiara w moc człowieka, w cząstkę chociaż samostanowienia o sobie. Tę nadzieję zupełnie odbiera Herbert – w jego wizji człowiek nie może nic.
Odbiorcę nurtuje pytanie: dlaczego tak okrutnie – niczym w zbrodni wojennej potraktowano ludzi w Herbertowskiej wizji końca świata? A może dlatego, że ludzkość takiej zbrodni dokonała? Może postępowanie ludzi w jakiś sposób komponuje własną przyszłość. Nie Bóg byłby wówczas odpowiedzialny za Dzień Sądu, nie aniołowie, lecz sami ludzie. |
|
|