|
piękno pogodyt
piękno pogodyt |
siedzę na parapecie okna podziwiam panoramę miasta
parki zielone biura osiedlowe bloki i ulic wstęgi
gwar dorosłych krzyki dzieci umykających z gniazda
sierpniowym słońcem upałów miłe męki
nagle podmuch zerwał się wielki uleciały w górę kurzu tancerki
szarość pokryła miasto bezlitośnie drzewa szumiały pierwszymi nutami
nadeszła burza wstępne werble rozpoczęły deszczowe dzwoneczki
za nimi kotły cicho jeszcze grzmiały robiąc pauzę między aktami
nadciągnął wóz a gwiazd nie zliczę były wspaniałe piękne błyskawice
mokry parapet na mnie suchej nitki skaczę w ten balet
porwał mnie wiatr do kręgu ja i jasności dziewice
pojawiały się to znikały szczęśliwy podziwiałem taniec
jak żagiel niesiony wirowałem skakałem jak dziecko
ciemne chmury pod stopami chłodem pieściły
byłem wolnym ptakiem czułem się tak lekko
z wolna milkły dzwoneczki jasności kłęby przebiły
jak szybko nadeszły wnet znikły w oddali werble ucichły
przemoczeni ja i parapet pozostaliśmy sami
do dziś wspominam szalejące siostry oraz wichry
każda pogoda ma w sobie piękno naszymi oczami |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
|
|