Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (9)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Wiosna
- Super-Tango
Tylko ciebie kocham-(pantum)
- kali689
Nieudawane
- Super-Tango
"Mam słuchawki"
- Super-Tango
więcej...

Dziś napisano 19 komentarzy.

Paradoks prawdy cz. 3 i ostatnia

Paradoks prawdy cz. 3 i ostatnia

III. Pewnego południa pokłóciliśmy się z Anną aż iskry poleciały. Wszystko zaczyna się od tego, że w gruncie rzeczy nie dysponuję większą gotówką i zakupy w sklepach sprawiają mi coś w rodzaju bliżej nieokreślonej i niezdefiniowanej przykrości. Poszedłem nabuzowany pomóc Annie na zakupach w hipermarkecie, a już sama czynność długiego i intensywnego ganiania między sklepowymi półkami była dla mnie trudna do zniesienia. Do tego wszystkiego Anna co i rusz mnie pytała o zdanie w sprawie jakiegoś towaru, a ja nawet pojedynczego zdania nawet nie umiałem z siebie wykrzesać. Prosty i szczery ze mnie chłopak co powoduje, że zastrzeżenia wypowiadałem Ani na bieżąco oraz wprost okazywałem swoje zniecierpliwienie. Potem jeszcze trzeba było siaty z zakupami przytargać i kto jak nie ja to uczynił? Ja! Taka prawda. Wniosłem je również do windy, a dalej do mieszkania Anny i ładnie oraz równo postawiłem obok lodówki. Anna miała do mnie wyraźną pretensję, że nie chcę Jej pomagać rozkładać zakupy do lodówki i po szafkach (nie znałem ich zawartości i nie wiedziałem co do czego), co zresztą było prawdą. Oczywiście musiała powiedzieć, że „w niczym Jej nie pomagam”, co przecież było nadużyciem językowym, z czego jako pisarz doskonale zdawałem sobie sprawę. Owszem pomagałem Jej, czego jestem pewien, ale nie we wszystkim, bo nie jestem od wszystkiego, a szereg różnych czynności po prostu mnie mierzi lub drażni i jest mi naprawdę trudno sobie z tym poradzić. Na tak postawione zastrzeżenia odparowałem Annie, że mnie „we wszystkim wykorzystuje”, co również nie było prawdą, bo przecież sporo rzeczy robiłem dobrowolnie, a z niektórych prac nawet się cieszyłem i wykonywałem je z nieskrywaną radością i przyjemnością. Kłótnia się nakręcała i naprawdę mało brakowało abym wszystkie te siaty kopnął gdzieś w kąt i poszedł wpieniony jak mało kto do domu. Zacisnąłem jednak zęby i zacząłem rozkładać zakupione produkty, krzywiąc się i złorzecząc pod nosem. W tym miejscu powstaje pytanie kto miał rację w tym sporze, a kto jej nie miał? Jaka była prawda? Każde z nas miało w pewien sposób rację i kierowało się w gruncie rzeczy rozsądnymi pobudkami. Otóż wydaje mi się, że racja, a co za tym idzie również prawda, były gdzieś pośrodku. Z prawdą tak właśnie jest, że czasami tkwi gdzieś pomiędzy osią sporu i naprawdę nie jest łatwo ją dokładnie umiejscowić, a jest to zdecydowanie trudniejsze w nerwach i w przepełnieniu emocjami, przy jasno, głośno i szczerze wypowiadanych i co zrobić, że przesadzonych zarzutach. Oto jest kolejna prawda o prawdzie, zresztą już któraś z kolei w tym opowiadaniu. Jeśli się bliżej zastanowić to w wielu naszych sporach i waśniach prawda jest właśnie gdzieś pośrodku i cóż poradzić, że nie bardzo wiadomo gdzie konkretnie. Tak jest bez mała ze wszystkim. W tym miejscu naprawdę trudno jest mi od Was oczekiwać, że zostaniecie ze mną. Idę na piwo, bo muszę się uspokoić. Prawdą jest, że kupię i wypiję dwa piwa, ale czy to oznacza, że jestem już alkoholikiem? Wydaje mi się, że nie, ale tego tak naprawdę nie wiem.

Jestem z zawodu pisarzem, a zatem niemalże w każdym miejscu niniejszego opowiadania mijam się w ten, czy inny sposób z prawdą, bo w gruncie rzeczy opisuję zmyśloną od początku do końca historię. Na pytanie jakie byłoby to opowiadanie i czy w istocie ciekawe gdybym nie wymyślał faktów poproszę samemu sobie odpowiedzieć. Do prawdy dochodzi się czasem również w ten sposób, że używa się wyobraźni na bazie przytoczonych niedokładnie, a nawet nieprawdziwie spostrzeżeń oraz przemyśleń. Z taką prawdą trudno jest nawet dyskutować, bo z drugiej strony po co to robić?

Przyjrzyjmy się zresztą bliżej czemuś, co w naturze nazywa się ładnie bezspornym faktem. Weźmy na przykład moją datę urodzenia – 24 lipca 1979 r. Moja data urodzenia jest całkowicie bezdyskusyjna, bowiem wynika z metryki urodzenia, szpitalnych dokumentów oraz zeznań rodziców i świadków. Czy z mojej daty urodzenia płynie jednak jakaś bezdyskusyjna prawda, czy jawi się raczej dziesiątkiem pytań, przypuszczeń i co najwyżej podpowiedzi? Według tej daty mam dla przykładu prawie czterdzieści dwa lata, a spójrz, że w niektórych obszarach myślę kategoriami nastolatka, a w innych starego mężczyzny grubo po sześćdziesiątce. Fatalnie się ubieram i taka jest prawda, bo patrząc tylko na mój ubiór z pewnością nie dałbyś mi czterdziestu jeden lat. Od bardzo dawna choruję i to zdecydowanie bardziej niż niejeden sześćdziesięcioletni mężczyzna. Nie wiem jak wyglądam, ale czy rzeczywiście tak jak metryka wskazuje? Prawdę mówiąc w to wątpię. Ktoś zapatrzony w prawdę o znakach zodiaku bezbłędnie skojarzy minie z zodiakalnym lwem. Dobrze, ale czy rzeczywiście zachowuję się jak osoba spod znaku lwa w tych setkach opisów na każdą ewentualność? Śmiem w to wątpić. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Spójrz jak ujawnienie tego faktu, zresztą bezspornego i nie podlegającego żadnej dyskusji niewiele zmieniło. Popatrz, że w niniejszym opowiadaniu piszę prawdę i wskazuję, że Anna jest ładna i mi się podoba. Tylko zastanów się proszę, co tak naprawdę wynika z tego faktu. Przemyśl swoją odpowiedź. Czy jesteś w stanie w ogóle cokolwiek sensownego powiedzieć o Annie? Moim zdanie nie, co prowadzi mnie do prostej konstatacji żebyśmy wszyscy uważali na prawdę. Dla przykładu trzy razy się zastanówmy zanim wszem i wobec ogłosimy, że oto ujawniamy prawdę. Żebyśmy przemyśleli sprawę zanim napiszemy, że prawda wyszła na jaw, bo zazwyczaj wychodzi, owszem wychodzi na jaw, ale prędzej tysiące pytań niż jakakolwiek sensowna i prawdziwa odpowiedź. Zresztą pamiętaj, że jestem pisarzem i moją specjalnością jest przeinaczanie faktów, a mówię to tylko dlatego, że tak naprawdę urodziłem się 24 czerwca 1979 roku i według kalendarza jestem spod znaku raka. Czy dalej twierdzisz mój Czytelniku, że prawda nie jest paradoksem? Spójrz na jeszcze jedną okoliczność, że wdaję się z Tobą w dyskusję, czy nie wiem jakąś formę dialogu, a przecież nie znamy się i naprawdę nie wiem, czy to co tutaj napisałem w ogóle ktokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek przeczyta. Nie wiem nawet, czy w ogóle to co napisałem ma jakiś logiczny, głębszy sens i taka jest prawda.

Całe to zamieszanie i wyjazd do sklepu meblowego w którym z weekendowych dni był jednym wielkim nieporozumieniem. Gdyby tak poprzestać tylko na sofie zapewne inaczej bym napisał ten akapit. Do sofy trzeba było jednak dokupić jeszcze świeczki, lampion, podkładki pod kubki, komplet poszewek, zastawę naczyń i już nie pamiętam co jeszcze i taka jest prawda. Pamiętny niedawnej wizyty w sklepie oj starałem się bardzo się starałem nie okazywać żadnych negatywnych emocji. Wszystko mi się podobało, ze wszystkiego byłem zadowolony, wszystkim się interesowałem, a po sklepie przechadzałem się dumnie, cierpliwie i bardzo powoli, rozglądając się na boki i po półkach. Z lubością porównywałem dziesiątki wzorów i cen. W środku to ja się gotowałem aż po samą pokrywkę. Nie chciałem jednak Annie zrobić przykrości i po to właśnie była cała ta maskarada. Uśmiechałem się, żartowałem, dowcipkowałem, zaczepiałem słowem, złapałem za rękę i tak dalej i dalej i taka jest prawda. Kłamałem, bo niezmiernie męczyłem się w meblowym, a cały ten w moim odczuciu koszmar trwał ładnych kilka godzin. Na pytanie, czy Anna domyślała się moich uczuć nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć. Zakupy w meblowym sprawiały Jej przyjemność i było widać, że naprawdę potrzebowała przynajmniej niektórych z zakupionych produktów, bo pewien jestem oj pewien, że nie wszystkich. Spójrz tylko, że umiejętne i staranne panowanie nad negatywnymi emocjami również można postrzegać w kategorii nieprawdy i fałszu. Na cierpliwość również można patrzeć jak na coś kłamliwego. Czy zdając sobie sprawę z tej okoliczności mamy dążąc do prawdy i w pełnej szczerości przestawać panować nad sobą? Czy mamy być niecierpliwi? Czy aby na pewno na każdym kroku mamy zdejmować z siebie maskę spokoju i opanowania? Czy rzeczywiście o to w tym wszystkim chodzi? Moim zdaniem wcale tak nie jest, co kolejny raz przekonuje mnie do być może dyskusyjnej tezy, że prawda bywa najprawdziwszym w świecie paradoksem. Jedni z prawdą i kłamstwem obchodzą się lepiej, a inni gorzej i taka jest prawda.

Pewnego dnia wpłynęła całkiem sensowna transza pieniędzy od wydawcy i trzeba było to uczcić. Ania była ze mnie dumna i to chyba jest prawdą, a w każdym razie wyglądało, że rzeczywiście tak jest. Zaprosiła mnie do swojego mieszkania, a ja kupiłem butelkę markowego, czerwonego i francuskiego wina. I wszystko byłoby w zupełnym porządku. Anna miała fantastycznie urządzone, bo z gustem, smakiem i stylem mieszkanie, w którym aż chciało się dłużej przebywać. Powstał jeden zgrzyt, a mianowicie fakt, że Anna nie lubiła zmywać. I wchodzisz do czystych pokoi, łazienki, a następnie do kuchni, a tam piętrzy się prawie pod sam sufit stos niepozmywanych naczyń. Mówiła coś, że dłonie ma wrażliwe i czynność zmywania sprawia jej kłopot. Odpowiedziałem, że nic nie szkodzi i z naprawdę dużą przyjemnością i wewnętrznym dystansem pozmywałem naczynia, a zmyte poustawiałem na suszarce do naczyń. Nie przyszło mi to wcale z dużą łatwością, bo szereg naczyń była naprawdę brudna i trzeba było mocno szorować i skrobać oraz taka jest prawda. Potem wypiliśmy butelkę wina, częstując się opowieściami z kilku dni, podczas których nie zdążyliśmy się zobaczyć. Było naprawdę romantycznie, sympatycznie i ciekawie. O, nawet się przytuliliśmy do siebie. No popatrz. Zbliżaliśmy się do siebie. Wyśmienite wino degustowaliśmy z gustownych kieliszków na tak zwanej nóżce. Kilka razy zdążyliśmy się stuknąć oraz życzyć sobie zdrowia, czego zresztą oboje bardzo potrzebowaliśmy. Ania przygotowała sałatkę z równo i cienko pokrojonymi kromkami bułki. Jeśli nawet miałbym taką możliwość to w przebiegu zdarzeń tego wieczora nic dosłownie nic bym nie zmienił. A prawda? Jaka była prawda, zapytasz ciekawy Czytelniku. Otóż prawda była taka, że zamiast jednej butelki wina wypiliśmy ponad dwie butelki wina, co spowodowało u nas lekkie zamroczenie alkoholem. Prawda była taka, że można powiedzieć, że się upiliśmy tym winem, bo co innego przy tej ważnej okazji niby mielibyśmy robić? Wypowiadaliśmy się z lekka bez sensu i z domieszką patosu. Prawda była taka, że uczciliśmy powodzenie sprzedażowe książki w sposób dość daleki od ideału, co sprawiło nam trudną do ukrycia i określenia przyjemność. To właśnie tego wieczora kilkakrotnie popłakałem się ze śmiechu i szczęścia. Nie wiem jaka była prawda, ale wydawało mi się, że nasza relacja jak to się mówi zwyczajnie rokuje. A to już coś. Czegoś tutaj trzeba się przytrzymać, choćby za wszelką cenę.

Do łóżka też doszliśmy i poszliśmy tam wspólnie i w porozumieniu. Nie chcę wchodzić w pikantne szczegóły, choćby kosztem bezcennej prawdy, ale udało się. Krótko, zwięźle i na temat mówiąc było mega dobrze. Zresztą nie umiem, bo nigdy się nie nauczyłem pisać erotyków. Dlatego wybaczcie mi brak dłuższego opisu naszej fizycznej miłości. Dość powiedzieć, że nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś podobnego, a mam już swoje lata i jak wspomniałem ładnych kilka związków za sobą. Wyglądało na to, że jesteśmy uczynni i musieliśmy bardzo się lubić. Moim zdaniem tu ciągle rozchodzi się o zwykłą sympatię i lubienie, a nie o nie wiadomo jak przepiękne i trafiające wprost do serca wielkie słowa o bezgranicznej miłości. Tym niemniej żeby nie wyjść na niedoświadczonego w tych sprawach, a także żeby nie opowiadać bajkowych historii i mówiąc kolokwialnie nie kadzić ponad miarę, musiałem ten fakt w pewien sposób przemilczeć, a nawet nie dopowiedzieć. Wydawało mi się, że tak po prostu będzie w tamtej sytuacji lepiej. Ania też była zadowolona i chyba również próbowała tego ponad miarę nie okazywać. Nad ranem obudziliśmy się wtuleni w siebie w ładnie skrojonych kolorowych piżamach, a zaraz potem Ania wróciła do siebie, a następnie wybrała się do pracy. Poszła w swoje zawodowstwo. Mi wstawanie zajęło trochę więcej czasu, ale pomny ostatnich doświadczeń zacząłem nieśmiało ślęczeć nad kolejną książką, czy dłuższym opowiadaniem. Zakochany niemalże bez pamięci usiadłem nad kawką i kartką, mając w pamięci doprawdy wyjątkowe chwile z Anną. Moją Anną. Wydaje mi się, że ten świat niekiedy wymaga od nas pewnego rodzaju ukrywania się z okazywaniem również tych pozytywnych uczuć i emocji. Taki stan rzeczy niekiedy odbiega od prawdy w prostym i bezpośrednim tego słowa rozumieniu. Przykłady tego typu zachowań można by mnożyć w nieskończoność, ale tutaj nie o to w tym wszystkim chodzi. Prawdę powiedziawszy mógłbym tutaj skończyć niniejsze opowiadanie, ale zdarzył się jeszcze jeden zupełnie nieoczekiwany zwrot akcji, o czym za chwilę. Jeśli tylko chcecie zostańcie ze mną.

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Sporo różnych spraw właśnie tak się tutaj zaczyna i taka jest prawda. Usiedliśmy z Anną na ławce pod blokiem i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, trzymając się za ręce. Pogoda była ładna, ptaszki świergotały, ogarnęło nas ciepło i muskało słonko. Tamtego dnia oboje byliśmy w dobrych nastrojach, co miało ten efekt, że wyjątkowo dobrze i zgodnie nam się rozmawiało. Ławka położona była obok osiedlowej uliczki i faktycznie co i rusz mijały nas przeróżne samochody. Właściwie prawie nikt tamtędy się nie przechadzał, bo ławeczka mimo że przy ulicy to jednak położona była na uboczu. Zdjęliśmy z twarzy maseczki, bo wydawało się nam – poniekąd słusznie – że nie będą one wcale potrzebne. Zajęliśmy się tym co najważniejsze, albowiem sobą. Oboje przegapiliśmy ważny fakt, ą mianowicie okoliczność, że nie bardzo wiadomo kiedy i nie bardzo wiadomo skąd nagle pojawił się obok nas radiowóz Policji. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że nie mieliśmy założonych maseczek antypandemicznych. Policjant w radiowozie, czemu naprawdę nie można się wcale dziwić postanowił nas wylegitymować. Poprosił o okazanie dokumentów, daliśmy swoje dowody osobiste, a następnie zaczął coś intensywnie sprawdzać w systemie komputerowym. W tym momencie stała się rzecz zupełnie niesłychana i niebywała. Policjant spokojnym, lekko flegmatycznym tonem odezwał się do Anny – Nina Andrzejewska to pani? Anna odpowiedziała – tak to ja. Powiedział – proszę do mnie podejść, po czym oddał jej dowód osobisty i wskazał – Pani Nino pouczam panią o obowiązku noszenia maseczki i informuję, że odstąpiliśmy od ukarania pani mandatem, choć mogliśmy to uczynić, wręczając pani mandat w wysokości pięciuset złotych. W podobnych słowach zwrócił się do mnie i również oddał mi dowód osobisty i pouczył o obowiązku noszenia maseczki. Wprost zdębiałem, bo nie mogłem uwierzyć, że Anna nie jest Anną, a Niną Andrzejewską, ale umiejętnie udałem, że tego w ogóle nie słyszę. Z uwagi na fakt, że trochę piszę i staram się orientować co w kulturze się dzieje byłem przekonany, że skądś znam to imię i nazwisko. Udałem, że nie usłyszałem tych twierdzeń, po czym pożegnałem się czym prędzej z Anną i poszedłem sprawdzić, czy rzeczywiście Nina Andrzejewska jest jak zacząłem przypuszczać znaną osobą. Okazała się rzecz niebywała, a mianowicie fakt, że Anna była znaną w środowisku muzyki poważnej skrzypaczką. Fakt ten nie ulegał żadnej wątpliwości, bo znalazłem w sieci całkiem sporo wyraźnych zdjęć Jej wizerunku.

W ten oto sposób, zupełnie przypadkiem, okazało się, że sporo tego co dotychczas tutaj napisałem, jest nieprawdą. Tym niemniej sam fakt, że tak zwana prawda wyszła na jaw nic w naszych relacjach nie zmienił. Udawałem po prostu, że nie wiem o co chodzi oraz, że Anna jest Anną i że nie mam nawet mglistego pojęcia o muzyce poważnej. Zresztą jeszcze przez długi czas zręcznie omijałem temat muzyki w naszych rozmowach. Z Anną jesteśmy parą do dzisiejszego dnia, mimo że jeszcze nie zdążyliśmy sobie powiedzieć wszystkiego o sobie. Momentami to co robimy z tak zwaną prawdą ma bardzo niewiele wspólnego. Zdarza się nam niekiedy kłamać i zazwyczaj w dobrych intencjach. Oj tak, mamy oj mamy swoje tajemnice, co nie zmienia faktu, że lubimy się, doceniamy się i poważnie myślimy na swój temat. Bo ja wiem, może nawet planujemy się pobrać, ale to jest już temat na inną opowieść. Nawet koniec nie jest końcem, a jest tutaj dopiero początkiem.
Opowiadanie jest jakie jest:))
Napisz do autora

« poprzedni ( 78 / 764) następny »

Leszczym

dodany: 2021-04-05, 16:26:29
typ: życie
wyświetleń (117)
głosuj (6)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

lucja.haluch 2021.04.06; 12:38:18
Pisarz i skrzypaczka...ciekawa para. Prawda bywa widziana inaczej, dla mnie niebo jest błękitne, dla niego niebieskie,...Podoba się opowiadanie i ciekawe rozważania o prawdzie i międzyludzkich zależnościach...Plus+
Pozdrawiam cieplutko, miłego dnia...

Nikola 2021.04.05; 21:49:40
Ciekawie piszesz...Pozdrawiam świątecznie:)+

Katarzyna K. 2021.04.05; 19:37:45
Opowiadanie przeczytałam, ciekawa jestem dalszych odcinków...

plus

Leszczym 2021.04.05; 18:10:19
Dodam z poczucia obowiązku, że to cytat Adama Mickiewicza.

Leszczym 2021.04.05; 17:53:37
Dyskutowałbym z tym twierdzeniem, oj dyskutowałbym. Ale ok. W tym twierdzeniu też coś jest, ale nie pytaj mnie czy jest ono prawdziwe:))


Wiersze na topie:
1. Płótno (30)
2. Audyt (30)
3. Wędrówka (30)
4. Wizjoner artysta (30)
5. Samotność (30)

Autorzy na topie:
1. Zibby77 (340)
2. darek407 (318)
3. Klaudia (302)
4. Miłosz R (299)
5. Jojka (184)
więcej...