Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
"Paryż"
- lucja.haluch
Z mitami
- AL46
"Autoportret w dzwonku rowerowym"
- joanna53
Śmieszny płacz
- joanna53
więcej...

Dziś napisano 0 komentarzy.

Oswobodź mnie z ciała twego

Oswobodź mnie z ciała twego

Zygmunt Jan Prusiński


OSWOBODŹ MNIE Z CIAŁA TWEGO

Milenie Łezce


- modlitwa do kobiety -



Oswobodź mnie z ciała twego.

Będę podróżnikiem w cieniu
by widzieć więcej co w tobie.

Oswobodź mnie z ciała twego.

Pocieszyć smakiem jak owoc
wymieszać niedostatki z dobrem.

Oswobodź mnie z ciała twego.

Wciąż jestem uczniem miłości
wedle nut poukładanych w arii.

Oswobodź mnie z ciała twego.

Nie skruszeje wątpliwość i aksamit
przeleję w tobie moje piękno...

Oswobodź mnie z ciała twego.

Zetkniemy się na pocieszenie
by te minuty zapisać w sobie.


Oswobodź mnie z ciała swego!


15.06.2010 - Ustka
Wtorek 8:35

Wiersz z książki "Tango z drzewami"


autor ZJP
http://s23.flog.pl/media/foto_300/11994225_romantyk-z-krysztalowego-sadu.jpg


Muza
https://s27.flog.pl/media/foto_300/13049252_czesc-i-czolem-.jpg
Napisz do autora

« poprzedni ( 1330 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2019-04-18, 06:10:11
typ: życie
wyświetleń (186)
głosuj (63)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2019.04.18; 07:14:58

zygpru1948 2019.04.18; 07:11:37
EuroLege - Fundacja Pomocy Zadłużonym


‼️ RUSZYŁA FALA POZWÓW! (y)
➡️ W ostatnich dniach zgłaszacie do nas bardzo dużą ilość nakazów zapłaty oraz pozwów z firmy windykacyjnej Ultimo Portfolio z siedzibą w Luksemburgu.

➡️ Pamiętajcie, że na wniesienie sprzeciwu od otrzymanego nakazu zapłaty pozwany ma jedynie 2 tygodnie. Jeśli tego nie zrobi w tym terminie, to nakaz zapłaty uprawomocni się i będzie stanowił podstawę wszczęcia egzekucji komorniczej!


zygpru1948 2019.04.18; 06:55:02
Margot Bene z Avinion, to moja Muza w Poezji, dzięki jej Sercu jako moralnej kobiecie, piszę książkę za książką:


KSIĄŻE ZAUŁKA

RÓŻOWE SCHODY

NUTA W PERLE

SIOSTRA MGŁY

PÓŁNOC Z DIABŁEM W OKNIE

SEN JABŁONI

KOBIETA W CZARNYCH SKRZYDŁACH

W RAMIONACH KSIĘŻYCA

KSIĘŻYCOWE KWIATY



__________Pozdrawiam Czytelników - autor ZJP

zygpru1948 2019.04.18; 06:54:18
Bajeczna Margot Bene z Avinion - krytyk literacki i felietonistka,
zawsze czeka na mój Erotyk !


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/20294279_1587167418022473_2072681549126533930_n.jpg?_nc_cat=105&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=597d8901b5a2d40e5dbdf19c792e27c4&oe=5D3DEB3D

zygpru1948 2019.04.18; 06:48:30
TANGO Z DRZEWAMI - część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura



Zygmunt Jan Prusiński


LEŚNA DZIEWCZYNA Z POETĄ


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/946043,tango-z-drzewami-czesc-iii

zygpru1948 2019.04.18; 06:48:20
Zygmunt J. Prusiński
@zygmunt_

Piszę książki, z wykształcenia muzyk - pieśniarz, dziennikarz


https://twitter.com/zygmunt_

zygpru1948 2019.04.18; 06:46:14
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/

zygpru1948 2019.04.18; 06:43:58
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

03.07.2012 00:51


Franciszkańskie przyjemności życia.
Ale niosą one również podskórne niebezpieczeństwa.

Panie Ryszardzie Zasmucony, natknąłem się po raz któryś na wiersz "Fragmenty niewygłoszonego kazania św. Franciszka" i uważam, że jest istotne przy tej całej pozostałej ulotnej zachwycance pełnej ochów i achów nad pięknem stworzenia, krajobrazu i bytu. Toteż zastanawiając się nad wartością postawy franciszkańskiej i pewnej bez frasobliwości, zobaczyłem w Pańskim tekście, to co w innych tekstach dalekich od nonkonformizmu, beztroski śpiew wynikający z niekoniecznie trafnych założeń. Mam na myśli sformułowanie, że "piękno jest w nas" i na tym buduje Pan całość architektury tego wiersza. A tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana.

Proszę nie myśleć, że pcham się do Pana z drwinami, że znowu jakieś kpinki. Nic podobnego. Zamieszcza Pan religijne liryki - ku czci Św. Franciszka - i dobrze. Pora roku sprzyja franciszkańskiej postawie chodzenia nago po lesie i rozmawiania z ptaszkami, mniejszymi braćmi. Żeby do tego jeszcze jakaś św. Klara (Sienieńska).

No, ale dość żartów. Ja też często rozmawiam z kukułką i droczę się z nią, kiedy mi kuka nadchodzące lata: „dołóż jeszcze”! W moim niewielkim wiejskim lasku bardzo niechętnie ścinam drzewa, a właściwie wcale ich nie ścinam, a w sadzie nie zbieram jabłek i orzechów zostawiając je (prawdę mówiąc, z lenistwa) na zimę dla ptaków i zwierząt. Kuropatwy je potem wygrzebują spod śniegu. Na mojej „posiadłości” pokrzywy i krzewy rosną na chłopa a ja siedzę (jak odrętwiały) obłożony książkami (m.in. z etyki chrześcijańskiej) i medytuję nad „niczym”.

To znaczy teraz medytuję nad postawą św. Franciszka.
Siedzę obłożony książkami – z powodu braku miejsca musiałem wywieźć bardzo dużo książek, pozostawiając tylko te najważniejsze do czytania i myślenia, żeby były pod ręką. I cóż (to symptomatyczne) zostawiłem? Po selekcji, leży przede mną „Zarys etyki i ascetyki katolickiej”, ks. Józefa Winkowskiego, Wyd. Mariańskie Kraków 1947 r. i „Elementarz życia duchowego czyli przewodnik dla osób do wyższej doskonałości dążących” używany niegdyś przez św. Teresę od Jezusa, napisany po hiszpańsku przez O.F. Osuna z zakonu św. Franciszka” – taki jest tytuł tego podręcznika dla zakonów kontemplacyjnych.

Właściwie, to książka ta została napisana chyba we Włoszech, w czasach św. Franciszka, ale jej przekład, który dotarł do mnie jest napisany po hiszpańsku na początku XVI w. Z hiszpańskiego na polski przełożył ks. Zygmunt Łanowski. Wyd. Warszawa 1908 (za zachętą i pozwoleniem biskupa bł. J. Pelczara, autora innego mistycznego dziełka „Życie Duchowne czyli doskonałość Chrześcijańska") – też u mnie leży.
Czytam je a raczej podczytuję i pomyślałem sobie Pana zaczepić w tym temacie, mając parę przemyśleń, przedstawić tych parę refleksji o św. Franciszku, co do których mam wątpliwości. A robię to dlatego bo jesteś Pan jego wielbicielem i popularyzatorem (całkiem słusznie, bo i ja wykazuję cechy franciszkańskie – proszę się nie śmiać).

Zawsze mnie odrzucało (po franciszkańsku) od mamony, od zrobienia i myślenia o zrobieniu wielkiej kasy.


O ludziach dążących do zarobienia wielkich pieniędzy zawsze myślałem negatywnie i z pogardą. Również z rezerwą i z pogardą myślałem o świętej prawie własności. Ziemię i glebę traktowałem jako coś żywego i świętego, należącego tylko do Boga. Szanowałem „świętość” zwierząt i dzieci. Ba, starcy są również dla mnie w pewnym sensie „święci”. Wiele razy brała mnie chętka zamieszkać w jakiejś pustelni (mam zresztą zaproszenie na Krakowskie Bielany – żeby mieszkać, a może się i zdecydować na coś więcej, gdyby co).

Jednakże, jednakże… Wiadomo, że w chwili śmierci Franciszek pytał swego przeora, czyli św. Antoniego z Padwy: „Czy ty poświadczysz przed Bogiem, że ten habit (śmierdzący worek) w którym umieram jest twój a nie mój, żeś mi go tylko pożyczył i że ja nie mam nic swojego?”. - „Poświadczę”, odparł Antoni Padewski.

Znaczy to, że Franciszek nie chciał posiadać żadnej własności – nawet nic osobistego (przypuszczam, że nawet własnych przekonań i myśli). I tu jest problem. Jak traktować jego świętość. Czy był abnegatem i bluźniercą?
Zalecenie ewangeliczne: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” jest zaleceniem wieloznacznym i niebezpiecznym. Jezus mówiąc: „nie sądźcie…” mówi do ludzi posiadających własność i traktujących swoją i cudzą własność poważnie, bo tylko tacy ludzie mają prawo do wydawania sądów. Tylko żyd posiadający własność jest poważnym wyznawcą i „partnerem do rozmowy” z Jahwe. Posiadanie własności uprawnia do wypowiadania i posiadania swych sądów, natomiast brak własności nie uprawnia do niczego, nawet do wypowiadania swego sądu. Posiadanie ziemi, pieniędzy, władzy uprawnia do pełni człowieczeństwa, do odpowiedzialności za słowa i czyny, również do poważnego traktowania grzechów, które się popełnia w związku z posiadaniem rzeczy i z „poważnym człowieczeństwem” (czyli z odpowiedzialnością za drugich), a co do grzechów, to również do ich odpuszczenia, odpokutowania i zbawienia człowiek potrzebuje własności.

Ba, wynika stąd, że aby się zbawić, trzeba sobie wpierw zapracować pieniądze i własność zakupić.

Biblijna scena „wypędzania przekupniów ze świątyni jerozolimskiej” jest interpretowana fałszywie, bo Jezus wcale do działalności finansowej w świątyni nie zniechęcał, a wprost przeciwnie, zachęcał. On tylko przepędzał drobnych kombinatorów handlujących bardzo marną drobnicą, jakimiś na wpół zdychającymi gołąbkami, jakimiś gnijącymi, śmierdzącymi kawałkami mięsa (za ćwierć miedziaka) – z czego bił tylko smród i choroba (w gorącym klimacie) robiąc ze świętego przybytku gnojowisko i rozsadę zarazy, i choroby. Wejście do „takiej” świątyni groziło zarażeniem sepsą, tyfusem, cholerą lub posocznicą, Chrystus więc zadziałał tu, jako pracownik Sanepidu. Natomiast poważni finansiści mieli zakratowane kantory i stoiska, w których kapało od złotych przedmiotów, i ci byli szanowani i przez Chrystusa i nie doznali najmniejszego uszczerbku. Drobni pachciarze, robili ze świątyni syf i przynosili świętemu miejscu ujmę i dlatego byli przepędzeni, natomiast bogaci złotnicy byli zachęcani do działalności, żeby dodawali splendoru i godności „Domowi Ojca”.
Czyli - wracając do wątku - tam, gdzie występuje odrzucenie własności, i odpowiedzialności za siebie i drugich, tam nie istnieje kwalifikacja czynu grzesznego (np. w konfesjonale), bo jakże tu ma spowiednik kwalifikować bezgrzesznego penitenta, który nie zrobił „niczego” (ani dobrego ani złego), do czego po ludzku można by się przyczepić. Żeby chociaż zrobił dobrze, to by można poszukiwać dziury w całym, że może tak zrobił za dobrze, że aż zrobił źle.

Ale niestety, on „ostrożniś” niczego nie „zrobił wcale”, żeby ksiądz spowiednik nie miał się do czego przyczepić. No, to taki katolik jest do niczego, bo się nie spowiada latami, jako, że gdy przystępuje do spowiedzi ale nie ma grzechów, to nie może uzyskać rozgrzeszenia, bo i za co - a gdy nie ma rozgrzeszenia to nie ma spowiedzi, a gdy nie ma spowiedzi, to nie ma wypełnienia przykazania sakramentu pokuty, a gdy nie ma pokuty, to nie ma i nie było spowiedzi (całymi latami) więc jest grzech zaniedbania, albo też takie bezgrzeszne postępowanie samo w sobie jest grzechem i… albo facet robi Kościołowi i jego doktrynie na złość (wprowadzając nieład) albo nie jest de facto (przystępując do jałowych quasi-spowiedzi) katolikiem i chyba robi na złość nie „robiąc” grzechów, ale czy to można podciągnąć pod grzech, który można darować w konfesjonale, z tym się na co dzień watykańska kongregacja do spraw sakramentów nie spotyka i nie rozważa, jako instytucja poważna, unika kwestii dwuznacznych, gdy zachodzi podejrzenie, że ktoś robi sobie z niej jaja.


Sprawa z podjęciem decyzji o odrzuceniu posiadania własności (jak to robił św. Franciszek) jest również bardzo dwuznaczna. Bo o ile decyzja o przyjęciu postawy posiadania jest pozytywna egzystencjalnie, to z decyzją od odrzuceniu jest odwrotnie. Ta decyzja może być tylko negatywna, czyli bezsensowna. Bo decyzja o przyjęciu posiadania świadczy o naszym fiat, o „Tak”.

"Tak" przyjmuję posiadanie, ziemię, pieniądze, dom etc. Taka decyzja świadczy o afirmacji i jest zawsze za czymś i za kimś (za realnym, zdrowym i uczciwym życiem), kto, dodajmy, posiada też kamienice, pieniądze i ziemię może pomagać bliźniemu, brać odpowiedzialność za dobro i spełniać dobre uczynki. W dodatku bogacz jest przeciwko temu, kto tych rzeczy nie posiada (ale o tym się nie mówi i to umyka z pola widzenia).

Natomiast gdy się odrzuca posiadanie to ta decyzja (odrzucenia) jest przeciwko czemuś lub komuś i jest wewnętrznie sprzeczna duchowo i logicznie. Bo nie dość że nie bierzesz ziemi, domów, pieniędzy, to jeszcze jesteś przeciwko tym, którzy biorą. To jest nielogiczne bo ten drugi człon (przeciwko komuś) nie posiada „racji dostatecznej”.

Dla normalnie myślących filozofów (i ludzi) wszystkich kultur, całego świata, programowe (komunistyczne) odrzucenie posiadania jest postawą dziwaczną i chorą psychicznie.

Również budowanie naszej dobroci (dobrego charakteru), naszych uczynków na decyzji odrzucenia posiadania rzeczy, jest iluzoryczne i wewnętrznie sprzeczne, bo w „odrzuceniu” nie może występować akt decyzji (psychiczny, duchowy, powiązany z wolną wolą), a gdzie nie było decyzji (wolnej woli), tylko dziwaczny wybryk, tam nasze dobre uczynki nie są uczynkami (i to w dodatku „dobrymi”).

"Robić" dobre uczynki, w takiej sytuacji, to być wygłupiającym się pajacem albo dewiantem. Ktoś kto ma chce zrobić dobry uczynek nie posiadając nic, w tym sensie – również, że nikt nie weźmie pod uwagę jego prośby, wstawiennictwa (bo nie ma on żadnych układów), ten po prostu z nas kpi. Taki „obiecywacz”, który mówi, że się za nami wstawi, jest wobec nas niewiarygodny i mamy go za mitomana albo wariata.
Ergo - taki św. Franciszek nie jest zdolny do robienia dobrych uczynków (bez których nie można iść do nieba). Dobre uczynki można tylko czynić mając jakieś własności, dobra, ziemię pieniądze etc. i coś znaczyć wśród ludzi pieniądza.

Czy wobec tego Franciszek i jego naśladowcy mogli bez dobrych uczynków pójść do nieba?

Mogli się modlić za bliźnich i pościć, ale czy modlitwa to jest „czyn” i „uczynek”? Czy post jest uczynkiem, skoro się nie uczyniło nic, bo się nie ruszało podczas jedzenia ustami?

Czyn wynikający z wolnej woli, opartej na prerogatywie posiadania rzeczy, a więc i wola jest konkretem, jest aktem, bytem, oddzielonym od nicości (a Bóg przecież nienawidzi nicości). Bo wolną wolę uruchamia w nas i ugruntowuje w przekonaniu, czyli w motywacji, zetknięcie się z innymi ludźmi posiadającymi rzeczy – ale żeby się skutecznie zetkną z drugim, trzeba posiadać co najmniej tyle co on. Nie może się „zetknąć pan z żebrakiem” – bo jak? To właśnie posiadanie rzeczy daje przyczynę skutkową wystąpienia naszej wolnej woli i jest jej racją dostateczną. Bez posiadania rzeczy wolna wola jest czymś podobnym do spekulacji ile diabłów zmieści się na czubku igły.

Moim zdaniem, takie są szkopuły, Scylle i Charybdy, na jakie natknął się św. Franciszek w czasie swego peregrynowania, gdy nawet członkowie kolegium kardynalskiego mieli go za wariata, a wiadomo, w tych czasach wariat nie był traktowany wyrozumiale i ulgowo, nie był uznawany za „biedaka” chorego umysłowo, tylko za niebezpiecznego przestępcę, za zwierzę trzymane w klatce, który w dodatku nie uzyska zbawienia.
O tym się teraz nie wspomina, ale św. Franciszkowi groziła mu inkwizycja i spalenie na stosie (pomimo, że stosował regułę Jezusa: nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni). Jak pisałem, ta reguła była skierowana do ludzi posiadających i majętnych – bo tylko oni mogli sądzić. Biedak jest poza możliwością wydawania sądów o bogatych sąsiadach, o władzy, o sensie życia, o pieniądzach etc. NATOMIAST GDY BIEDAK WYDAJE OSTRY SĄD O DRUGIM BIEDAKU, TO JEST TO SĄD GÓWNO WART, CZYLI ŻADEN – jest to pseudo-sąd pozbawiony racji dostatecznej.


Św. Franciszek odrzucając posiadanie jakiejkolwiek rzeczy sam się postawił poza prawem. Sam się wyjął spod prawa. Dlatego jego testament, żeby zakon franciszkanów nie posiadał żadnego majątku, po prostu zignorowano jako pomysł szaleńca. Takie pomysły mogą się rodzić tylko poza rozumem, czyli w piekle. Tak sądziła św. Inkwizycja.
Dopiero kanonizacja na świętego oddaliła od św. Franciszka wszelkie obawy, że był wariatem. No, nazywano go „szaleńcem bożym” bo zachowały się świadectwa, że miał okresy w których zachowywał się jak obłąkaniec, wadząc się z Bogiem i przeklinając go jako diabła. A Watykan musiał szybko kanonizować tego „szaleńca”, bo wielkie tłumy były przekonane, że za jego wstawiennictwem doznają cudów. Toteż nie chcąc ryzykować rozłamu i schizmy kanonizowano go czym prędzej.

Właśnie św. Inkwizycja argumentowała niemożność osiągnięcia zbawienia przy odrzuceniu „łaski posiadania” - mniej więcej w taki sposób jak ja, więc racjonalistycznie (duch myślenia tomistycznego wisiał już w powietrzu i był kościelnym intelektualistom znany).

Człowiek biedny (jak św. Franciszek), nie dość, że ubogi to jeszcze pozbywając się chęci posiadania, pozbywa się możliwości zbawienia sam (przez rezygnację z prawa do sądzenia świata, przy czym ta rezygnacja jest ostrym oskarżeniem świata, bardziej, niż by to robili ludzie posiadający majątki. Wiadomo, że osąd żebraka jest ostrzejszy od osądu bogacza). To dla św. Oficjum było sednem grzechu wyboru dobrowolnego ubóstwa, bo taiło się tam potępienie bogactwa.

Dlatego mówiono, że taki abnegat jest niebezpieczny, bo się pozbywa swego „normalnego” człowieczeństwa. To „normalne człowieczeństwo” kojarzyło się z prawem naturalnym, z prawem nieskażonej grzechem pierworodnym Natury, w nauce ówczesnej teologii i etyki.

Tym trybem rozumowania idzie ascetyka dla tzw. normalnych i świeckich, również świeckich księży (diecezjalnych) i zakonników nie klauzurowych. Mogą oni (a nawet muszą) posiadać majątek, uznawać własność, żeby mieć w związku z tym wolną wolę (która działa tylko w jedną stronę, tzn. „mieć” – bo już przy postawie „nie mieć”, wolna wola nie istnieje – tylko jest to „wygłup” albo złośliwy podszept szatana), Kościół ich zapewnia przy takiej duchowej drodze o możliwości zbawienia. Taki pogląd występuje w książce ks. Winkowskiego: Etyka jest systemem praw i obowiązków moralnych wynikających z posiadania. Posiadanie implikuje odpowiedzialność, a ona jest sednem naszego rachunku sumienia przed Bogiem.

Ba, jakże się więc ma postawa „mieć”, afirmowana przez Kościół papieży aż do Jana Pawła II, który kwestionuje postawę „mieć”, na rzecz postawy „być”? Przecież głosił i pisał, że lepiej „być” niż „mieć”.

I tu się mylił, zresztą Kościół (hierarchia i bogaty laikat) go nie posłuchał i taktownie przemilczał jego „wyskoki”. Trzeba dodać, co najmniej nieodpowiedzialne wyskoki. Filozoficzne i teologiczne błędy. Po cóż to czynił? Żeby się przypodobać biedakom? Zdobywać tanią popularność?
„Bycie” nie istnieje bez „mienia”, bez posiadania. Żeby „być” trzeba wpierw „mieć”. „Esencja idzie przed egzystencją”. Posiadanie idzie przed „byciem”. Najlepiej obrazuje to przykład jeszcze nienarodzonego dziecka, nawet dziecka jeszcze niespłodzonego, które już jest dziedzicem włości, jeśli rodzice takowe posiadają. Żeby dobrze „być”, nie przeklinając swego bycia w gnoju i w nędzy, trzeba dużo „mieć”. I tu JP II był albo, implicite, zapominalskim albo oszustem.


No to co zrobić ze św. Franciszkiem odrzucającym posiadanie i odpowiedzialność za świat wartości? Na to pytanie znajduję odpowiedź (częściową) w drugiej książce dla ASCETYKÓW, „Elementarz Życia Duchowego” (dla zakonników z Karmelu).

Aby uniknąć powikłań powyższych rozumowań o racji dostatecznej dla quasi-decyzji odrzucenia posiadania dóbr materialnych (bo tylko one tu są traktowane poważnie), należy ich (tych dóbr i dylematów z posiadaniem) nie brać pod uwagę i w ogóle wyprzeć, usunąć je z umysłu i z pamięci. „Oddać się całkowicie Bogu, a wtedy nastąpi Adopcja Boska (przepisuję z książki!). Należy się oddać samotności głębokiej w milczeniu, aby przedłużać jak najbardziej milczenie niebieskie w nas”.

„Odpoczynek umysłu w Bogu trwa krótko, mówi św. Grzegorz Wielki, z powodu roztargnień niedobrowolnych, które nas niepokoją”. Bo tylko w Bogu możemy znaleźć odpoczynek i szczęście. Podczas skupienia doznajemy szczęśliwej niewoli, które porywa nasz umysł i serce ku Bogu. „Symbolizuje to Góra Tabor (przepisuję z książki ks. Osuna), Wniebowstąpienie Duchowe i Figura trzeciego nieba (u św. Mat, XVII, 1-2.; Drugi list do Kor. XII, 2). Bóg podnosi do łaski dusze skupione za pomocą daru kontemplacji aż do swojego tronu; lecz łaska bywa udzielana tylko takim duszom, które długie lata strawiły na świętym ćwiczeniu się w modlitwie myślnej i żyją w samotności”.

Słowa te napisano w zakonie Franciszkanów na początku XII wieku. Pozostawiam to zdanie bez komentarza, czy św. Franciszek mógł znać ojca Osuna, znanego już wtedy w zakonie misjonarza i kaznodzieję, którego (Franciszka) różni od jego nauk i zaleceń aktywny, niekontemplacyjny, w mniszej celi, styl życia, a ruchliwość i propaganda wśród ludzi (ptaszki, kwesty, „robienie cudów”, jarmarczne sztuczki ówczesnej pobożności). Ta propaganda polegała na zachęcaniu, dobrze czyńcie, nie zazdroszcząc jeden drugiemu, co byście jedli ani w co się ubierali, bo spójrzcie na te lilie na polu… etc. Najlepiej nie mieć nic, bo wtedy się nie jest obciążony głupstwami i lekki, ale gdy mnisi są głodni, to idą na rynek lub do ludzi i zbierają datki albo bochny chleba. Ktoś musi zasiać zboże, zebrać, wymłócić i zemleć na mąkę. Ktoś musi posiadać, żeby mógł nie posiadać ktoś.


Te parę uwag, zrobiłem tylko spowodowany czytaniem Pańskich wierszy, refleksji, wypowiedzi i ich interpretacją. A skoro czytam holistycznie, to obok zachwytu nad pięknem świata, musiałem w nich zobaczyć i zadumanie się nad brzydotą. Może nie nad brzydotą par excellence, ale nad zjawiskiem narzędzia i efektu. Pańska punca na blasze zostawia czasem "brzydki" ślad (bo musi), z którego Pan jest niezadowolony, ale musi go Pan zostawić, żeby w efekcie wyrażania Tajemnicy mógł służyć uwypukleniu absolutu i Piękna.


Ryszard Zasmucony Z wędrówek po mojej wyspie

_________________________


Wiersze na topie:
1. ***[między nami pole minowe...] (30)
2. [rozebrany ze słów***] (30)
3. na znak (30)
4. liczenie słojów (30)
5. po sąsiedzku (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (326)
2. Jojka (319)
3. darek407 (259)
4. Gregorsko (116)
5. pawlikov_hoff (102)
więcej...