|
Następujące zjawisko
Następujące zjawisko |
Zygmunt Jan Prusiński
NASTĘPUJĄCE ZJAWISKO
Wiem że ci trudno odpisywać
na moje listy wierszowane dlatego
piszę z pewnego dystansu
to nie jest łatwo psychologia kołacze
zapewne czujesz jak się miotam
a przecież propozycje interesują
ciebie – jesteś w niej księżniczką
przyjęłaś główną rolę w filmie
(Zasłaniam się twoją ręką) –
idealna rola w miłości z moim
scenariuszem – staram się jako
reżyser żeby te intymne sceny
zostały ku pamięci do końca
naszych dni na ziemi – bo książka
o nas zostanie dla potomnych.
6.07.2020 – Ustka
Poniedziałek 12:56
Wiersz z książki „Anioł doliny”
autor ZJP
http://s29.flog.pl/media/foto_tmp/zygpru1948_da37e492033a626e47b7b3b2a6d11cb0.jpg?new=1591179371
Muza
https://s28.flog.pl/media/foto_300/13199131_jamoj-ogrodpozdrawiam-cieplo-wszystkichflo.jpg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
zygpru1948 |
2020.07.10; 04:50:54 |
SZUDROCZYĆ - część trzecia
Dział: Kultura Temat: Literatura
Zygmunt Jan Prusiński
EROTYK I CZAPLE NAD JEZIOREM
https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1061496,szudroczyc-czesc-iii |
zygpru1948 |
2020.07.10; 04:49:59 |
Zygmunt Jan Prusiński Ustka
Moje potyczki w świecie literackim, na emigracji
Adama Lizakowskiego traktuję jak przyjaciela, choć się z nim nigdy nie spotkałem. Nie wiem, jak on rozumie moją poezję, czy w ogóle ją rozumie, ale kiedy przysłał mi swój tomik „Złodzieje czereśni” w dawnych czasach do Wiednia, nie miałem wątpliwości, że zostanie moim przyjacielem...
Oto historia z człowiekiem, z którym łączyła mnie tylko poezja i listy. Listy z Wiednia najpierw do San Francisco, później do Chicago - gdy się Adam tam przeprowadził, potem znowu do Austrii. Był to nasz pomost przyjaźni.
Inny wielki poeta Tadeusz Nowak (nazywałem go i nadal nazywam Królem polskich psalmów) prowadził w Tygodniku Kulturalnym dział literacki. 6 Grudnia 1981 roku opuściłem kraj, udając się autokarem do Austrii i trafiłem do Obozu dla Uchodźców w Traiskirchen. Trochę w innym czasie, ale w tym samym roku, trafił tam też Adam. Na pamiątkę tamtych zdarzeń mamy w jednej rubryce literackiej, obok siebie w tymże Tygodniku Kulturalnym, swoje wiersze!
W Wiedniu zorganizowałem środowisko literackie pod nazwą Korespondencyjny Klub Pisarzy Polskich „Metafora” i Polskie Centrum Haiku. Jako inicjator, pomysłodawca, organizator z czasem rozszerzyłem to działanie wprowadzając (pierwszy raz w historii życia polonijnego i emigracyjnego w Austrii) międzynarodowy konkurs o Wiedeńską Nagrodę Literacką im. Marka Hłaski. Choć odbyły się tylko dwie edycje tego konkursu na prozę i poezję, to warto przypomnieć, że w pierwszej swoje teksty w tamtym czasie nadesłało 882 autorów (!), w drugiej - 1074!
Przestraszyliśmy się tak dużej liczby nadesłanych prac. W drugiej edycji otrzymaliśmy blisko 1150 opowiadań (do 30 stron każde) i ponad 10 tysięcy wierszy! Nagradzaliśmy według podanych warunków, za zestaw liczący od pięciu do dziesięciu wierszy. Był to ogrom pracy. W jury było kilka osób, wszyscy pracowali społecznie. Jako przewodniczący tego przedsięwzięcia, nie sądziłem, że patron naszego konkursu Marek Hłasko spotka się z takim odzewem. Jego cioteczny brat, Andrzej Czyżewski - architekt, dziękował mi później za tę inicjatywę w listach z Polski.
Nie miałem żadnych sponsorów, pomocy finansowej. Całe przedsięwzięcie finansowałem ze swoich skromnych zasobów, jak to się mówi, z prywatnej kieszeni, oszukując i okradając rodzinny budżet. Przez to między innymi rozwiodła się ze mną moja emigracyjna żona. Ale dla mnie poezja była zawsze (i jest) najważniejsza w życiu. To jest mój narkotyk!
Nie był to mój prywatny konkurs, a nie pomogły mi wtedy żadne instytucje polonijne i krajowe. Nie pomogła poetka Ewa Lipska, którą doceniam za jej wiersze, a była wówczas wicedyrektorem Instytutu Polskiego na Am Gestade 7a przy Schwedenplaz. Nie pomógł mi też - o ironio! - pisarz literatury faktu, sam ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Austrii, Władysław Bartoszewski. Jego małżonka Zofia Bartoszewska była wtedy dyrektorką Państwowego Instytutu Wydawniczego w Warszawie.
Dziś, po wielu latach od tamtej działalności, zadaję sobie często pytanie: o co w ogóle chodzi w naszym ciasnym świecie? Kto miał wtedy i kto ma dziś dbać o to byśmy się nie wstydzili i nie zostawili polskiej literatury na obczyźnie w zapomnieniu? Jakim wielkim dramatem narodowym było opuszczenie Witolda Gombrowicza, Marka Hłaski i wielu innych? Istniały setki instytucji, setki najróżniejszych firm, a jakoś wielu pisarzy, poetów było lekceważonych, pozostawionych samym sobie. Nie byli potrzebni polskiej emigracji?
Choć napisałem kilkaset wierszy przez blisko trzynaście lat pobytu w Austrii, to nie wydałem tam żadnej książki. Udało mi się to w Monachium, u Ryszarda Antoniego Hajczuka, który prowadził wtedy Niezależny Związek Pisarzy Polskich „Feniks”. Wydał mi wówczas dwa zeszyty poetyckie: „Słowo” i „Oaza Polska”, zresztą w bardzo niskim nakładzie...
Pierwszą edycję naszego emigracyjnego konkursu w poezji wygrał przywołany na początku Adam Lizakowski z San Francisco (wówczas tam mieszkał). Został laureatem Wiedeńskiej Nagrody Literackiej im. Marka Hłaski za zestaw wierszy. W drugiej edycji zwyciężył Dariusz Muszer z Berlina. Muszę się w tym miejscu pochwalić, że po zwycięstwie Lizakowskiego pierwszy raz wystąpiłem wtedy w roli krytyka i przygotowałem coś w formie recenzji, eseju o jego twórczości. Był to mój debiut jako recenzenta. Tekst pod tym samym tytułem najpierw opublikował lubelski kwartalnik literacki „Akcent” (nr 1/1992), a niedługo po nim, też w Lublinie ukazał się on w kwartalniku „Kresy”, aczkolwiek ta redakcja wydrukowała tylko większy jego fragment. Sam Adam Lizakowski postarał się, aby został on opublikowany również w Chicago. Nie pamiętam dokładnie - ukazał się w „Gazecie Związkowej” czy w dzienniku „Zgoda”. |
|
|