|
Na tej stacji wróble nie śpiewają
Na tej stacji wróble nie śpiewają |
Zygmunt Jan Prusiński
NA TEJ STACJI WRÓBLE NIE ŚPIEWAJĄ
Małgorzacie Brzezińskiej
Stacja bez nazwy,
nawet nie ma tablicy co to za okolica jest.
Wiem że lubisz tańczyć
i z duchami i z cieniami,
z kimkolwiek by rytm był rytmem.
Otwieram futerał,
z niego białe gołębie wyfrunęły.
To dobry znak Małgorzato;
gitarowa scheda akordów
zbliża się jak armia zbawienia.
Muśnij swoim wiatrem mój cień.
Szeptem przekaż dobre strony,
niech za tobą polecą stada ważek -
owadzie helikoptery.
A kiedy będę cię dotykał
niech polne dzwony zasyczą
głębokim pocałunkiem.
Zobaczysz że drzewa poruszą się,
i zacznie się Taniec Miłości.
3.10.2010 - Ustka
Niedziela 19:50
Wiersz z książki „Niebieski blues”
autor ZJP
https://s28.flog.pl/media/foto/13401776_sztuka-w-fotografii.jpg
Muza
http://static.jpg.pl/static/photos/557/557141/5564a6b134a919bee9f0c62967ba280a_normal.jpg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
zygpru1948 |
2020.12.16; 07:37:18 |
Opinia
"Twoja twórczość ma w sobie tajemnicę uczuć, kolorów i dźwięków".
Margot Bene Avinion |
zygpru1948 |
2020.12.06; 06:31:30 |
Dziękuję!
Wiersze na topie:
1. Paula brzydula (38)
2. Na Rynku w Nowej Rudzie pada deszcz (38)
3. Prawda z książki trawy i drzew (32)
4. Tysiąc róż dla kobiety (31)
5. Poetyka jest w tobie (30) |
zygpru1948 |
2020.12.06; 01:46:13 |
NIEBIESKI BLUES - część trzecia
Dział: Kultura Temat: Literatura
Zygmunt Jan Prusiński
DO NIEJ MAM KILKA KROKÓW W WIERSZU
https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1095818,niebieski-blues-czesc-iii |
zygpru1948 |
2020.12.06; 01:45:46 |
Onegdaj pisałem polityczne wiersze - narodowe wiersze - społeczne wiersze - refleksyjne wiersze - filozoficzne wiersze, aż do momentu, kiedy założyłem autorski blog pod nazwą:
OD POLITYKI DO EROTYKI
I tak mnie wciągnęło w ten prześliczny gatunek literacki (3 000) utworów, a może i więcej, iż powstało kilkadziesiąt książek... no powiedzmy 53 tytuły!
Ja na Erotykach dorabiam.
Bohaterki moich wierszy same zamawiają ode mnie miłosne wiersze, i płacą.
Zygmunt Jan Prusiński
Ustka. 14 Grudnia 2018
Źródło: https://niepoprawni.pl/blog/zygmunt-jan-prusinski/karol-zielinski-krytyk-i-poeta-czesc-trzecia
©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). |
zygpru1948 |
2020.12.06; 01:44:15 |
Katarzyna Anna Koziorowska z tomiku SEN NA JAWIE
Spotkanie z Bogiem
Pewnego ranka zapragnęłam
zobaczyć się z Bogiem.
Brnęłam przez rozległe pustkowia,
pustynie i stepy,
gdzie szybko umiera to,
co jeszcze żyje.
Przemierzałam kolejne stulecia,
zamierzchle epoki, ery,
których pamięci nie strawił jeszcze czas.
Szłam powoli, nieśpiesznie,
poprzez spalone miasta,
poprzez kraje skąpane we własnej krwi,
zmieszanej z łzami.
Wędrowałam przez zwodnicze błota
i niebezpieczne bagna,
wyschnięte parowy,
przez przełęcze dzielące zazdrosne góry,
usiłujące zanurzyć swe strzeliste czoła
w odległych niebach.
Błąkałam się pośród ciemności,
wyzbytej haustu światła,
ciepłego okrucha ogrzewającego
zmęczone dłonie.
Stawałam u krawędzi,
w dole wrzały piekielne ognie,
pragnące strawić moją duszę,
odrzuconą przez miłość.
Podnosiłam głowę, by zajrzeć
w niebieskie spojrzenie świata;
pozłacany, delikatny deszcz obmywał
moje sumienie z wszelkich win.
Szłam więc, na przekór życiu,
wbrew światu.
Szukałam, chcąc zaspokoić narowisty głód…
Czy spotkałam Boga?
Tak.
Choć niewidoczny gołym okiem,
kroczył zawsze obok,
trzymając mnie za rękę,
wiodąc przez rozdroża…
Ach, Panie, wybacz mi krótkowzroczność,
bezmyślność, ten brak wierności!
Wybacz niewiarę, ciszę i głuszę,
które pozbawiły mnie zmysłów!
Wybacz złość, wybacz nieufność,
wybacz rozbuchany egoizm,
które więziły, tłamsiły mnie przez tyle lat… |
zygpru1948 |
2020.12.06; 01:41:43 |
Schuyleryzm
Maciej Boenisch
Czytając poematy, wkraczamy w rytm dni i pór roku. Schuyler skrzętnie rejestruje odmienny kąt padania promieni słonecznych, ich fakturę i moc. Pisanie jest sposobem radzenia sobie z życiem na najbardziej podstawowym poziomie.
https://www.dwutygodnik.com/public/media/article/image_center/3674.jpg
Poemat stanowi dla Schuylera językowo adekwatną formę egzystowania w świecie, językowe środowisko, które sprzyja temu, aby afirmować życie w jego cząstkowych, często także ułomnych formach. Pisanie jest więc sposobem radzenia sobie z życiem na najbardziej podstawowym egzystencjalnie poziomie; poziomie ciasnego splotu pamięci, emocji i zmysłów. Jest też wciąż ponawianym ćwiczeniem z akceptacji i afirmacji. Dlatego właśnie poemat można rozpocząć albo zakończyć w dowolnym miejscu, to tylko drugorzędna kwestia kompozycji. Jest tylko jeden wyjątek od tej reguły: zakończenie „Paru dni”.
Napisany w 1985 roku– sześć lat przed śmiercią poety – poemat stanowi zapis kilku dni. Jego pretekstem jest wizyta u brata i matki w East Aurora. To chyba najbardziej melancholijny utwór w dorobku poety. Bieg „Paru dni” wyznaczają jakby już trochę natarczywe wspomnienia zmarłych przyjaciół, finansowe problemy i mocniej niż we wcześniejszych utworach zaakcentowane napady depresji. Ale to wciąż ten sam Schuyler, który w momentach najgłębszych emocjonalnych dołków zastanawia się: „parę dni: jak je sławić?”. I pomimo wszystko świetnie mu to wychodzi, aż do momentu, gdy bratowa Hilde dzwoni z informacją o śmierci matki. Schuyler zamyka poemat, jakby dawał do zrozumienia, że jedyne, co może go rzeczywiście domknąć – zarówno w tym konkretnym przypadku, jak i w szerszej egzystencjalnej perspektywie pisania – to epitafium.
Margaret Daisy Connor Schuyler Ridenour,
spoczywaj w pokoju,
żmudnej podróży już kres
Tak grobowy nastrój to jednak u Schuylera rzadkość. W jego wierszach dominuje raczej frywolna, przepełniona czarnym humorem aura swobody. Na koniec – aby wskrzesić tego bardziej Schuylerowskiego ducha – warto nadmienić, że był on także utalentowanym prozaikiem. Można w tym chyba wietrzyć spisek tłumaczy (a w szczególności Andrzeja Sosnowskiego, chapeau bas!), że obok „Trzech poematów” niemal w tym samym czasie na półki trafia wydana nakładem W.A.B. powieść.
„Co na kolację?” to jakby odwrócenie formuły klasycznej amerykańskiej powieści, w której musi się zmieścić wszystko. Pośpiesznie donoszę: w „Co na kolacje?” nie mieści się nic. Przynajmniej nic godnego uwagi dla wielbicieli pogłębionej egzystencjalnie prozy. Amatorów różnego typu społecznych czy kulturowych analiz też zniechęcam. Po prostu gospodyni domowa Lottie Taylor zbyt często lubiła sobie golnąć i w końcu trafiła na oddział. Jej mąż najzwyczajniej w świecie skorzystał z okazji, bo cóż mógł innego w tej sytuacji zrobić, i przygruchał sobie na boku sąsiadkę. Czy to nie wystarczający materiał do prześmiesznych dialogów przy brydżu, bądź na terapii? Kto czytał Jane Bowles, ten wie czego się może spodziewać. Mniam.
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/060c8369-thumb.jpg
Fragmenty utworów Schuylera w tłumaczeniach Agaty Pyzik, Marcina Sendeckiego, Andrzeja Sosnowskiego i Bohdana Zadury.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.
Autor
Maciej Boenisch
Absolwent filozofii, krytyk literacki. Nie uprawia zawodowo piłki nożnej, za to półwyczynowo czyta. W wolnych chwilach pakuje na rower lunety i lupy i rusza w teren obserwować przyrodę. Specjalność: ptaki. |
|
|