|
Na płótnie akceptujętwą nagość
Na płótnie akceptujętwą nagość |
Zygmunt Jan Prusiński
NA PŁÓTNIE AKCEPTUJĘ TWĄ NAGOŚĆ
Motto: Jesteś moja uczennico tarczą, tak tarczą,
i piszę i trafiam w ciebie. Całuję twe stopy -
tak ważne i dla ciebie i dla mnie,
bo idziesz do mnie... w Poezji!
Nie ma innych dróg
namacalna jest ta którą sprawiam
masując co wieczór.
W kominku trzaska pieśnią
układana drewniana piramida
przyjemnie wypić wino.
Twoja twarz to lampa
świeci w moje oczy
czytam tobie wiersze -
jesteś podniecona...
Zaprosiłem orkiestry
lubią z nami bywać -
jesteśmy tacy bezpieczni
dotykamy się stopami.
Rozchylasz się tak niewinnie
bym przygotował lot
i zatopił w tej powodzi
miłości - Erotyk delikatny...
10.2.2013 - Ustka
Niedziela 11:33
Wiersz z książki "Poetyckie tango"
Muza
http://photos.nasza-klasa.pl/22077582/783/other/std/cc2699df1a.jpeg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
DARK VEGA |
2021.07.02; 09:10:33 |
DV za na:)+
Spokojnego dnia Panu życzę:) |
zygpru1948 |
2021.07.02; 04:38:17 |
Janusz Styczeń
Przechadzka
szedłem aleją parku,
zeschłe liście były umarłymi księżycami,
szedłem w ciemności, która u wylotu alei
była niebem,
szeleściły umarłe księżyce,
to szeleściły dusze umarłych,
jakbym szedł zaświatami,
wziąłem jeden księżyc do ręki, jakbym brał
jakieś umarłe życie,
dusza tego umarłego życia wpatrzona
w swój księżyc
chciała moich oczu użyć,
zeschły liść drgał mi w ręce,
życie w tym księżycu przypominało sobie
siebie,
ktoś patrzył moimi oczami na swoje życie
i przypominał sobie siebie,
nie chciałem im przeszkadzać,
więc upuściłem liść,
tylu umarłych szeleściło w ciemności,
tłoczyli się przed wejściem do nieba,
ciągle byli w drodze, niebieski wiatr nimi miotał,
pomyślałem, ze jestem jednym z nich,
i że moje życie też jest takim księżycowym
liściem
unoszącym się i przystającym na drogach ciemności,
i jeżeli ktoś mnie weźmie do ręki,
jego oczami zobaczę swój księżyc
spełnionego życia, miałem wrażenie, że właśnie ktoś nade mną
pochyla się, więc przyspieszyłem kroku, wyszedłem z alei,
wróciłem do żywych, do ich zgiełku i wrzasku
z tomu „Liście księżyca”
______________ |
zygpru1948 |
2021.07.02; 04:07:32 |
Anna Małgorzata Piskurz (1957-2003) - prezentacja
Motto:
Człowiek, którego umysł zna drogę do sfery
szaleństwa jest poetą. Człowiek, którego
umysł z tamtą nie umie odnaleźć drogi
powrotnej jest wariatem.
Gilbert Chesterton
DO LAURENC’A
Pieszczota karła jest czysta
tylko głupcy bronią przed nią
Otwieram skórę
DO MATKI
Jesteś ze mnie bardziej
niż z ciebie mój początek
Coraz odważniej cię czytam
I nie dlatego że zgłębiłam
tajemnicę stawiania znaków
ale dlatego że poznałam samą siebie
Wychodzisz mi naprzeciw
w znajomym kształcie sinawego paznokcia
w uniesionej zdziwieniem brwi
Czy mogę cię bardziej uszanować
jak nie podnosząc na siebie ręki
DO MARINY C.
I po co ta rozpacz
skoro wiersze jak drzazgi
pod paznokciami czasu
Po co ta duma
zawiązana
pod szyją
DO BECKETTA
Czekanie jest niczym więcej
jak tylko stanem gotowości
na odmianę tego co jest
Pomiędzy jednym takim stanem a drugim
można robić jeszcze wiele innych rzeczy
bez szkody dla samej istoty czekania
Na przykład obserwować deszcz
a potem wznosić go do siebie na rękach
Oswajać wieczór wilgotny od śmiechu
minąć płaczące dziecko
i nie zapytać o powód łez
albo zagnieździć w sobie czułość
i zejść na jej poziom
Można
Czekanie nic na tym nie straci
nabierze ostrości
http://zeszytypoetyckie.pl/poezja/16-anna-magorzata-piskurz-1957-2003-prezentacja |
zygpru1948 |
2021.07.02; 03:57:52 |
Ludwik Filip Czech - Malinowy debiut
„Polowanie na malinowy śnieg", to debiut poetycki Patrycjusza Dziczka. Jeśli młodzi poeci rozpoczynają swoją przygodę z literaturą od opisu własnego dzieciństwa, to ten zbiór jest typowy. Bo rzeczywiście, jego autor pochyla się nad czasem minionym, przed oczami czytelnika przemyka jego chłopięcość, pierwsze doświadczenia, wybory, lęki. Jednak pod względem formalnym ten zbiór jest daleki od sztampy. Charakteryzuje go bowiem spójność, konsekwencja języka, jasne obrazowanie. Wszystko, co w najmłodszej poezji jest w deficycie. Autor przyjmuje do wiadomości, że w poezji stawia pierwsze kroki, dlatego jest oszczędny w środkach artystycznych, ufa bardziej fabule i faktom, niż stylistycznej żonglerce. Jest ostrożny, nie chce popaść w pychę skromnego debiutu. Taka postawa przynosi zamierzone skutki. Książkę czyta się dobrze, identyfikacja czytelnika z jej bohaterem nie stanowi problemu. Dziecięcy pokój pełen złowrogich cieni, zabawa na dywanie kasztanami, to wszystko oswaja, buduje z czytelnikiem więź. W „Pokoju" czytamy :
kasztany były szybkie jak kosmos
te które udawało się schwytać
chowałem po kieszeniach
cała reszta
znikała w orbitach liści
kałuż i kanalizacyjnych studzienek
/…/
a ja na lekcję
za dotknięciem
czarodziejskich zapałek
musiałem
je ożywić
wychować zwierzynę
w zagrodzie mojego pokoju
/…/
Bezpieczny azyl dziecięcego pokoju, jest już po stronie wspomnień. Natomiast jego aura towarzyszy autorowi, nawet w momencie, kiedy przekracza próg dorosłości. Ale w tych wierszach nie znajdziemy wyraźnego punktu przejścia, ostro zarysowanej granicy, pomiędzy tymi dwoma światami. Świat dziecka przenika niezauważalnie wgłąb krainy dojrzałości, wzbogacając ją o własną wyobraźnię i wrażliwość. Stąd seria konfliktów, dysonansów natury moralnej, surowych ocen. W wierszu „Drewniany statek kosmiczny" czytamy :
/…/
tego dnia pierwszy raz
wchodzę w rzadkie krowie łajno
w życie
wlewa mi się do sandałka
otacza całą stopę
chlupocze
śmierdzi
/…/
W wierszu „Absolwenci", autor pisze - „od niedawna przegrywam". Jakiekolwiek są przyczyny tej porażki, podstawową jest dorosłość. Ten stan, w którym wyobraźnia ustępuje rutynie, gdzie nie ma alternatywy dla świata realnego. Gdzie nie dotyka się tego, co nierealne. I chociaż autor, naturalną koleją rzeczy, pogrążą się w ową dorosłość, czuje się z niej wykluczony. Zajmuje więc dogodną dla siebie pozycję obserwatora, dwu-państwowca o podwójnej tożsamości. Tak powstaje większość tekstów tego tomiku, np. „Połów", „Gry i zabawy ruchowe", czy „Dżonek brat Kisiela". Jednocześnie, co istotne, poeta nie uderza w infantylny ton. Jego chłopięca wrażliwość nie jest tutaj kartą przetargową w konfrontacji z otoczeniem, ale alternatywnym sposobem na dalszy rozwój. Pamiętając więc bezpieczne nisze dzieciństwa, wychodzi jednocześnie odważnie naprzeciw rzeczywistość. Wybiera z niej te wartości, które jego zdaniem, dopełnią go moralnie, ułatwią intelektualny awans. Jedną z tych wartości, są relacje międzyludzkie. Dawniej traktowane powierzchownie, tymczasowo, teraz zaczynają zwyżkować na skali ważności. Sfera uczuć, onegdaj brana lekko, niczym część karnawału, teraz zdaje się ewoluować w wizję stałego związku /"Pierwszy dzień ostatniej wiosny"/. Podobne zmiany, chociaż dopiero przeczuwane, każą poecie sięgać coraz głębiej. Budzą potrzebą poważniejszych, niż dotychczas, refleksji, zachęcają do eksploracji stref ukrytych, intymnych. Wierz „Jestem coraz bliżej", to dla mnie zapowiedz tego rodzaju podróży :
zanim wszystkie ptaki opadną
zanim ci wszyscy ludzie się skończą
wyspowiadam się z grzeszków
zaniedbań
mszy opuszczonych
myśli nieczystych
z reszty nie mogę
nie tutaj
nie teraz
Nie sposób przewidzieć, czy debiutujący poeta osiągnie cokolwiek w literaturze. O własnym dzieciństwie potrafi napisać każdy, bo każdy je miał. Gorzej, gdy trzeba napisać coś, spoza osobistych doświadczeń. Kiedy wypada podeprzeć się wyobraźnią, logiką, dyscypliną. Patrycjusz Dziczek, w ostatnim zacytowanym wierszu, daje nadzieję sobie i czytelnikowi na kontynuację tego, co zaczął. Niech ta nadzieja zaowocuje kolejną książką.
Książkę polecam.
Patrycjusz Dziczek: Polowanie na malinowy śnieg, Wydawnictwo Meander 2011, Więcbork |
|
|