|
MOTYL
MOTYL |
Wczoraj dotknął mojej dłoni,
w letargu lekko otworzyłam oczy,
był taki łagodny i ciepły,
muskał raz po raz moja skórę,
czułam jak mu dobrze, jak radośnie.
Śpiewał o liliach i skowronkach,
o pierwszej miłosci cmy z łąki przy jeziorze,
o pisklętach słowikowej,
o nowej królowej mrówek...
Pocałował dłon niczym mężczyzna...
teraz juz mógł umrzec w spokoju, bo dotkniecie kobiecej dłoni było jego największym marzeniem.
Czekał całe życie nie tracąc anie na chwilę nadziei.
Zaczął marzyc o świcie i z wiara przemierzał dzień,
a o zmroku poczuł spełnienie.
Powoli tracił siły...
Pomaranczowy kolor bladł, az stał sie szaro-brunatny.
Skrzydła stawały się kruche...
Odbił mi swój usmiech na dłoni, usmiech odważny i spokojny, ufajacy i szczery...
zabrałam go i złozyłam w wiosennej trawie, niech matka ziemia strzeże jego duszy... |
|
ZYCIE BYŁOBY CUDOWNYM DAREM NAWET WTEDY, KIEDY MIELIBYSMY ŻYC TAK JAK ON TYLKO JEDEN DZIEŃ... |
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
iramea |
2009.02.22; 17:28:13 |
i o to chodzi -piękny wiersz ! |
Dotka |
2007.06.25; 12:22:11 |
było mu dobrze, kiedy siedział na dłoni ot co, nie doszukujmy się podwójnych znaczeń, bo tu ich nie ma:) |
|
|