Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (8)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Heretyk
- Eliza Beth
bez alternatywy ..
- Eliza Beth
pan Kot
- Eliza Beth
Z mitami
- Eliza Beth
więcej...

Dziś napisano 22 komentarzy.

zygpru1948 - komentarze autora



Komentowany wiersz: Ogrzej mnie tymi kolorami 2018.08.19; 07:54:53
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


KOBIETA I KRZESŁO

Motto: „Moje krzesło ma duszę...
więc bywam w chmurach...
tylko nie wiedziałam,
że spotkam tam podniebnego ptaka,
poetę który ma skrzydła...
- Ewa Prusińska Kolasińska -


Wybryki wiatru nad morzem
dzisiaj jakby opętały go.
Trochę mi przeszkadzał myśleć,
a szczególnie układać słowa.

Wybiegłem na przywitanie -
zdawało się że nadejdziesz.
Byłem jakby roztargniony,
nawet Barry White nie pomógł.

A przecież „Let the Music Play”
rozbiera mnie doszczętnie.
Lecz dziś królewskie krzesło,
królowa nocy na nim zasiądzie.

- Jestem na służbie jak sowa -
umiem czekać na miłość...


7.1.2012 - Ustka
Sobota 18:59


__________________________


Pisze Pan prawdziwie i pięknie, że Pan szuka w kobiecie "głębi by udoskonalić to co jest w niej pańskie". To są gorzkie ale dojrzałe myśli i zgodne ze stanem faktycznym, jaki czasem bywa w miłości. Oczywista, miłość jest stanem efemerycznym, niepewnym, tak jak niepewne jest w ogóle nasze istnienie, ale człowiek jak tonący chwyta się brzytwy i szuka czegoś sensownego w swym istnieniu, żeby się tego uchwycić, choćby było ułudą. Ale powiedz Pan, jak się to dzieje, że pewne pary wyznając sobie co godzina gorące uczucia miłości rozstają się już (z niesmaku) po dwóch tygodniach, a inne pary nigdy do siebie nie mówią o miłości, "kocham cię" i przeżywają z sobą całe życie, do śmierci? Wiec chyba istota tego stanu (zwanego miłością) nie leży w nazewnictwie i w definiowaniu przeżyć. Gdyby tak było, to pisanie wierszy wyrażających miłość do drugiej osoby, byłyby albo wyrazem głupoty, albo powinny by zabronione.


Co do przykrych i osobistych przeżyć, jakie spotykają Pana w dwójnasób częściej niż innych ludzi, to dzieje się tak dlatego, że czujesz Pan w sobie "pomazanie" naturą wyższą (tak jak to odczuwają mistycy) i nie umiesz Pan ukryć w sobie "drugiego ciała króla", co partnerki wprawia we wściekłość i prowadzi do zniechęcenia. Zauważ Pan, że w stosunkach z nowo poznanymi ludźmi idzie Panu całkiem normalnie i dobrze, dopóki się nie dowiedzą, że jesteś Pan poetą. Gdy się dowiedzą, to spoglądają na Pana nieufnie, z rezerwą, jak na wariata. Oczywiście nie wszyscy, bo reakcje są różne w zależności od statusu, pozycji i wykształcenia.
Ja czasem mam wątpliwości, czy wszystkie Pańskie wiersze są pozbawione akcentów banalnych, bo w niektórych się to zdarza, ale patrząc na dotychczasowy ich całokształt, muszę przyznać, że tych "poetyckich banałów" frazesów etc. jest mniej niż np. u Tadeusza Różewicza.


W każdym razie nie żałuję, że biorę udział w rozmowie z Panem, bo potrafi być interesująca. Często też trafiam na wiersze ludzi piszących podobnie jak Pan i nie wiem od czego to zależy, ale czuje w nich pozę, pustkę, i fałsz - a u Panie nie. Czuję, że "tamci" zasiadają do napisania wiersza (np. na konkurs) - (a teraz napiszę sobie o "miłości") nie mając nic do powiedzenia oprócz oczytania się cudzymi wierszami w szkole albo na uniwersytecie. No, takich wierszy to można napisać wagony. Natomiast u Pana grają takie tajemnicze względy, o jakich wspomina Różewicz, że tajemniczy sens zależy od wewnętrznego kleju, który nadaje sens pierwocinie zdania (które jeszcze nie jest zdaniem i dopiero się rodzi) i kiedy jego "maźnięcie" w pewnym miejscu ustaje, tak następuje przerwa i napięcie uwagi umysłu oczekującego i pytającego "co dalej". Jest o pytanie o sens, a skoro "pierwocina" jest ledwie zarysowana i niejasna, umysł ma szanse rozpoznać "nowe światy". "Nowe światy" za pomocą słów starego języka. Tej "przerwy" następującej po "pierwocinie" zdania (które by mogło być całkiem logiczne - ale i banalne - gdyby Pan - autor - "wiedział" co dalej) by nie było, gdyby autor "wiedział co chce powiedzieć, czyli miał na podorędziu zestaw poetyckich kłamstw i frazesów (szkolnych, uniwersyteckich etc.), czyli robił wiersz, jak szewc buta na kopycie i nie dbał o resztę ("niech gadają, że jestem poetą, to, może dorobię parę groszy a resztę mam w dupie").


Karol Zieliński

________________________________


Komentowany wiersz: Prószy na ciebie mój sen 2018.08.18; 08:48:11
Autor wiersza: zygpru1948
Ona czeka na mój Erotyk

http://static.jpg.pl/static/photos/333/333330/028ba7d398709a6706bc86a62d9f58d5_normal.jpg


Komentowany wiersz: Prószy na ciebie mój sen 2018.08.18; 08:31:33
Autor wiersza: zygpru1948
Szok!

Kwaśniewski, Wałęsa, Komorowski, Sikorski i inni proszą UE o pomoc w obaleniu rządu polskiego!


http://wdolnymslasku.com/2018/06/13/szok-kwasniewski-walesa-komorowski-sikorski-i-inni-prosza-ue-o-pomoc-w-obaleniu-rzadu-polskiego/


Komentowany wiersz: Prószy na ciebie mój sen 2018.08.18; 08:28:24
Autor wiersza: zygpru1948
piątek, 17 sierpnia 2018

Ukraińcy mordując zabawiali się,, w symbol konającej Polski, "hełpili się tym tak jak teraz hełpią się oprawcami.


https://polishholokaust.blogspot.com/2018/08/ukraincy-mordujac-zabawiali-sie-w.html


Komentowany wiersz: Prószy na ciebie mój sen 2018.08.18; 08:09:15
Autor wiersza: zygpru1948
Mój autorski blog fotograficzny


https://zygpru1948.flog.pl/


Komentowany wiersz: Prószy na ciebie mój sen 2018.08.18; 07:33:02
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Prószy na ciebie mój sen 2018.08.18; 07:28:12
Autor wiersza: zygpru1948
Szkic literacki do Karola Zielińskiego z Krakowa

Boże Ojcze, to jak kelner do Franca Fiszera...


Witam Mistrza !

Panie Karolu, ja już napisałem obszerny szkic na ostatni Pana esej. I muszę przyznać że mi wyszedł dwojako z korzyścią. Pierwsza korzyść że napisałem cokolwiek, druga korzyść że nie zdążyłem dopisać daty a komputer sam się zamykał bez mojej wiedzy. Wiedziałem że tekst ten stracę bezpowrotnie. I tak też się stało. Powtórzyć o metaforach będzie trudno.

Metafory Zygmunta - metafory Karola...

Owszem zgadzam się że moje metafory są nazwane niczym rzeczowniki...

Podał Pan fragment wiersza „Anioł na brzegu moich rzęs”:

Dążę do pokoju naszych ciał.
Fioletowe słowa rzeźbię -
jest zarys i rysa modlitwy
głodnej w moim pocieszeniu
na zielonym prześcieradle,
gdzie wszystko rośnie powoli.

Nie widzę tu prozy, choć pewien poeta rzekł do mnie przy pomniku Adama Mickiewicza to: „Poezja jest opowiadaniem”...

Tak, nazywam moje metafory rzeczownikami, i dobrze, bo każda kobieta jest inną metaforą. Są to rzeczy nazwane. Ba, można je dotknąć. Po co żyć wciąż tak jak ja li tylko metafizycznie? Ja mogę pisać metafizycznie ale żyć prywatnie to wolę fizycznie – choć mój Bóg mi tego zabrania a rodzona matka Krystyna Kurlanda (skończyła 84 lata 17 Czerwca 2012 roku) tym bardziej mi zabrania... Jeśli wszyscy bliscy zakazują mi żyć z kobietą, to po co żyć Mistrzu? Ranki mam nie do zniesienia, i nikt, zaznaczam nikt mi nie współczuje tego głodu do kobiety, bo jej faktycznie nie ma przy mnie!

Omawiał Pan mój wiersz pt. „Malowani pasterze z gór”. A może niech pasterze nie schodzą z tych gór a lepiej im zawieźć traktorem kobiety, niech tam na górze, wyżej niż ziemia otworzą pod niebem scenerię miłości ogólnego zysku dla siebie. Pasterze, męscy, wygłodniali będą idealnymi kochankami, to też jest metafora Panie Karolu.

Metaforą jest to że do siebie piszemy. Chyba wszystko jest metaforą. I głód, i brak perspektyw, i omszały naród który i śpiewać nie umie.


Pozdrawiam – Zygmunt

3 Sierpnia 2012 r.
Piątek 18:29


Komentowany wiersz: Otwórz okna, ptaki moje przylecą... 2018.08.17; 11:24:36
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzmy Zygmunta Jana Prusińskiego


Erotyki moje są pisane dla kobiety ze snu.
Poeta ma takie intymne sny w ogóle niepasujące do rzeczywistości.


Komentowany wiersz: Otwórz okna, ptaki moje przylecą... 2018.08.17; 08:26:34
Autor wiersza: zygpru1948
Fragment balkonu w Avinion u Margot Bene


https://zalacznik.wp.pl/0/d645/IMG_20180813_123851.jpg?tsn=1534486714476&zalf=Nowe&wid=155791&p=4&o2=5647175&t=IMAGE&st=JPEG&ct=QkFTRTY0


Komentowany wiersz: Otwórz okna, ptaki moje przylecą... 2018.08.17; 07:47:04
Autor wiersza: zygpru1948
Ona czeka na mój Erotyk


http://static.jpg.pl/static/photos/324/324323/3e93ff57054737efd135f6aa9908ec91_normal.jpg


Komentowany wiersz: Otwórz okna, ptaki moje przylecą... 2018.08.17; 07:09:57
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Otwórz okna, ptaki moje przylecą... 2018.08.17; 07:08:40
Autor wiersza: zygpru1948
Szkic literacki do Karola Zielińskiego z Krakowa!


Motto: Łaski nad nami Boże...
Poeci są niebezpieczni dla systemów antyludzkich...


Witam w niedzielę Mistrza!

Dobrze że Pan ma odwagę ze mną rozmawiać, słabeusze albo mąciwody znikli jak kamfora. Napluli napluli niczym deszcz na pokrzywę i znikli. I dobrze Panie Karolu bo chociaż światło jest czyściejsze.

Czy znaczyłoby to że nas jest dwóch?!
Potrzeba nam za to krów by nowe życie literackie wprowadzić na tę pustynię.

Piszemy o metaforach, zdrowy i otwarty temat. Kiedyś w czasie dyskusji śród wszystkich głów mądrych na warsztatach literackich w stałych audycjach w słupskich starostwie (ul. Szarych Szeregów) przy rzece Słupia i ładnego mostku odbywają się tzw. "Wtorkowe Spotkania Literackie", i tam dowiedziałem się od mądrzejszego ode mnie, że, cytuję: "Wiersz nie może mieć za dużo metafor"...

Co to są metafory?
Jakie są przenośnie mowy potocznej?

Przenośnia (metafora), najogólniej mówiąc, jest wyrażeniem użytym w sposób niezwyczajny na oznaczenie czegoś, co jest pod pewnym względem podobne do rzeczy czy zjawisk, które są normalnie obejmowane znaczeniem tego wyrażenia, np. pali się [komuś] robota w rękach. Z kolei język potoczny to język, którym ludzie posługują się na co dzień w swobodnych rozmowach. Wydawałoby się, że oba rejestry – metaforyczny i potoczny – wzajemnie się wykluczają, gdy tymczasem wiele przenośni związanych jest niemal wyłącznie z językiem kolokwialnym, a nie z językiem literatury pięknej.

Przykładem może być słowo laska używane w odniesieniu do dziewczyny, szczeniak w znaczeniu ‘młody chłopak’, gumowe ucho ‘donosiciel’. Wiele metafor codziennych odnosi się do czynności seksualnych (zwłaszcza masturbacji) i związanych z nimi części ciała. Ciągle powstają przenośnie wiążące sferę żywności z innymi dziedzinami życia; niedawno na przykład spotkałem się z określeniami zgrzewki lub spawy na oznaczenie zapiekanych kanapek z serem i wędliną. Sporo wyrażeń metaforycznych przedostaje się do języka potocznego z gwary więziennej (por. krawężnik ‘policjant pracujący na ulicy’, kosa ‘nóż’, sałata ‘pieniądze’). Często używa się metafor o znaczeniu jakichś codziennych czynności, m.in. zejść z drutów ‘skończyć rozmowę telefoniczną’.

Takich przenośni jest w naszej codziennej mowie bardzo wiele, wystarczy ją tylko bacznie obserwować.

— Piotr Sobotka, Uniwersytet Warszawski


- Oczywiście Panie Karolu, powtórzę, ja nie decyduję nad zapisem metafory w czasie pisania wiersza. Ba, jestem głuchy na zewnętrzne dźwięki - choć mam muzyczny słuch. Po prostu nie słyszę lub nie chcę słyszeć. Piszę tak jak spływa woda wodospadu, na łeb i szyję spada siłą ta woda z góry więc i ja tak się zachowuję. A dopiero potem jak wiersz odpoczywa po zaistnieniu dopatruję się jednej czy dwóch metafor...

Co to jest metafora? - to trop artystyczny pojawiający się głównie w poezji, ale występujący też w języku potocznym; - wyrażenie, w obrębie którego następuje zamierzona przemiana znaczeń składających się na nie słów; - już Arystoteles (starożytny twórca) pisał „Metafora jest to przeniesienie nazwy jednej rzeczy na inną: z rodzaju na gatunek, z gatunku na rodzaj, z jednego gatunku na inny, lub też przeniesienie nazwy z jakiejś rzeczy na inną na podstawie analogii” (Poetyka) – widzimy więc, że to trop artystyczny, który wywodzi się już ze starożytności; - polski odpowiednik nazwy metafora to przenośnia. Nazwa pochodzi stąd, że w zespole słów, jaki tworzy metafora, znaczenie jednych wyrazów zostaje niejako przeniesione na znaczenie pozostałych, w wyniku czego powstaje trzecie – zupełnie nowe znaczenie całego wyrażenia.


Właściwie Panie Karolu, żaden poeta nie kontroluje swych zapisanych już metafor w wierszu. Jestem pewny o tym. Zamierzenia same wyprzedzają twórcę. Oczywiście w Erotyku metafory są jakby z założenia pisane z premedytacją. Przykładowo...

uchyl rąbek tajemnicy
chcę zobaczyć
kolor włosów łonowych

czy

spotkałem cię u źródeł
teraz moje źródło poznasz
dotykając je ręką

czy

moja męskość jest krzykiem
orzeł skierował lot
na twoje otwarte łono

czy

kiedy pieszczę wargami
noc w udach
rozjaśnia się piorunem


Panie Karolu, o takie na poczekaniu krótkie zetknięcia, jakby haiku - choć nie klasyczne 5/7/5... ale w nich metafora istnieje. Aczkolwiek nie chciałem ich pisać tylko wiersz, krótki obrazek erotyczny z kobietą.


Pozdrawiam - Zygmunt

5 Sierpnia 2012 r.
Niedziela 11:15


Komentowany wiersz: Próbuję rozskrzydlić twój widok 2018.08.16; 07:45:00
Autor wiersza: zygpru1948
Ona czeka na mój Erotyk


http://static.jpg.pl/static/photos/334/334767/1c0b4b7ecf5642ea6673c98a1117e761_normal.jpg


Komentowany wiersz: Próbuję rozskrzydlić twój widok 2018.08.16; 07:20:26
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Próbuję rozskrzydlić twój widok 2018.08.16; 07:19:28
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

24.05.2012 00:14


@Zygmunt Jan Prusiński i Pani Canela

Skoro żeście posnęli, może w ramach nocy poślubnej, bo Pan Zygmunt się żeni a Pani Canela się nieustannie całuje ze swoim Leonciem, to na tym dzikim placu zostałem sam jak kołek w płocie i sam sobie chyba muszę odpowiadać na swoje pytania. A przecież mówiłem, że tak jak Mickiewicz jestem trup między wami, który do was gada.

Panie Mistrzu (mówię tak do siebie - zamiast Pana Zygmunta) powiedz im, że wierszami południowo-amerykańskich poetów to ma się kto zachwycać, ale myśleć krytycznie to już nie.
Ja właśnie chciałem jeszcze dorzucić swoje trzy grosze do poezji Nicanora Parry (o której napisałem uprzednio, że jest bezmyślna i nihilistyczna - chociaż mi się podoba). Dla mnie dlatego jest bezmyślna i nihilistyczna bo: poeta używa w wierszu pt. "Ojcze nasz" zwrotu: "A my i tak wszystko odpuszczamy"; bo: wierszu pt. "Kobiety": "Te szanowne matrony (...) doprowadzą mnie w końcu do szaleństwa; bo: w wierszu pt. Test, istotę człowieczeństwa sprowadza się do: "Kapłan, który w nic nie wierzy (...) włóczęga co wszystko ma za nic" itd... Czyli reprezentantem istoty psychicznej w tych wierszach jest ów zdradliwy kapłan i ogłupiały kloszard. I to wszystko jest prawdą, ale w wymiarze pomniejszającym człowieka i "kieszonkowym".


Jest prawdą, że Bóg jest idiotą, niezgułą i ciamajdą; jest prawdą, że jest antypoezja, nowomową, gadaniem o niczym, zniszczeniem nadziei i zwątpieniem; jest prawdą, że matrony wraz ze swymi wargami sromowymi mogą doprowadzi do szaleństwa... ale nie może być prawdą, że my przebaczamy Bogu i szatanowi, wybaczamy głupotę włóczęgom, mieszczańskim błaznom i poetom, cynicznym kapłanom i generałom, że oszalejemy z powodu kobiecych warg sromowych. Bo gdy tak czynimy, to nie jesteśmy prawdziwymi ludźmi, tylko jesteśmy pół-ludźmi. Gdy tak czynimy, jak postuluje Nicanor Parra, to jesteśmy ludźmi postmodernizmu i w ogóle malej wiary.

A cóż nam nie pozwoli "wybaczyć" (Bogu), oszaleć (z powodu kobiet), ulec (dehumanizacji poezji i anty-poezji)? Tym co nie pozwoli nam na utratę prawdziwego człowieczeństwa jest wrodzone poczucie sprawiedliwości.
Sprawiedliwość nie pozwoli, abyśmy Bogu wybaczyli jego nieuctwo, sadyzm, idiotyzm i niezgulstwo w stworzeniu człowieka i świata. Wspaniałomyślne wybaczenie Bogu jego niedoróbek stawia nas w fałszywym świetle durniów i ignorantów, a Bogu nie tylko ubliża, ale pomniejsza go do ludzkich wymiarów i ułomności, czyniąc go jednym z nas, głupców i hipokrytów. Mówimy Bogu: "a bądź sobie głupi, nie przyjmuj się że jesteś głupi, bo nam na tym nie zależy". Jesteśmy hipokrytami, a czyż hipokryta może wybaczać hipokrycie? Głupiec głupcowi, podłota podłocie? Tylko podłota ludzka może twierdzić, że wybacza Bogu, że złe stworzenie świata. Toż przecież nawet szatan nie wybacza Bogu jego partactwa.

Poza tym, takie stawianie sprawy, że nad człowiekiem i Bogiem już nie ma wyższej instancji moralnej jest fałszywe i świadczy o naszej niewiedzy, i o niewiedzy poety. Już pisałem parę razy, że w Starym Testamencie jest zanotowana intuicja a nawet wyraźne stwierdzenia, że nad Bogiem jest Mądrość Przedwieczna i Sprawiedliwość, które były przed Bogiem, długo przed tym, gdy Boga jeszcze nie było. I Bóg w swej stwórczej działalności musi się z nimi liczyć.


Podobne ustawienie etosu i teodycei znajdujemy w innych prastarych systemach (w sumeryjskim eposie Upaniszady, w indyjskich Wedach), że nad Bogami i Bóstwami czuwają siły Dobra Prawdy i Piękna. To one poza przestrzenią i czasem pozwalają na rozpoznanie i przyjęcie siedmiorakich darów (Ducha Świętego), to one pozwalają na rozmawianie żywych ze zmarłymi. Bo tylko taka rozmowa jest prawdziwa i ma sens. Tylko od zmarłych możemy się dowiedzieć czegoś istotnego o tym, kim jesteśmy. A gdy wiemy kim jesteśmy, to czyż wargi sromowe kobiet mogą nas doprowadzać do szaleństwa? Dlatego ja coraz częściej rozmawiam ze zmarłymi, bo nie ma sensu rozmowa żywych z żywymi. Rozmowa żywych z żywymi jest naszpikowana kłamstwem i niewiedzą do tego stopnia, że nie tylko czyni ją bez wartości, ale jest dla rozmawiającego człowieka szkodliwa. Stąd wielu świętych wybierało świadome milczenie. Zresztą filozofia stoicka również nakazuje milczeć.

Wszystko to jest enigmatyczne i niepewne, bo przecież postęp naukowy i cywilizacyjny bierze się po części z dyskusji i w krytycznym wynajdywaniu sprzeczności w myśleniu naszym i oponenta. Mówienie czyni język giętkim a sprawna mowa wpływa na giętkość myślenia. Jakże więc milczeć? Milczenie wobec Boga jest nawet niewskazane i obraźliwe - no, ale w tym wszystkim chyba chodzi o to, by mówić mądrze, nie mówić głupio.
I gdy tę "podziałkę" i tę "skalę" oceny przytykam do wierszy Nicanora Parry, to cóż z tego "mierzenia" wychodzi, cóż mam o nim powiedzieć? Nie chcę powiedzieć, że pisze i mówi głupio, bo poeta ma prawo do głupiego mówienia w geście rozpaczy. I chyba z takim przypadkiem mamy tu do czynienia.


W czasie gdy nasz (podobnie piszący) poeta, przedstawiciel zwątpienia w człowieczeństwo, Tadeusz Różewicz, przybiera pozę klasycyzującego mędrca (i nawet mu się to nieźle udaje), poeta południowo-amerykański zupełnie ześlizguje się po równi pochyłej w efekciarski i dandystowski marazm.
Bo... (tu muszę uczynić osobiste wyznanie wiary) można nie wierzyć w dobroć, mądrość i wszechmoc Boga, ba, można nawet nie wierzyć w istnienie sprawiedliwości, że się ona dokona i że jej doczekamy w naszej egzystencji (tu lub po śmierci), ale... koniecznie należy się domagać sprawiedliwości, bo bez tego nie jest się człowiekiem.


Zygmunt Jan Prusiński Mandoliny na rosie... część I

______________________________


Komentowany wiersz: Zasłonię cię sobą... 2018.08.15; 23:41:01
Autor wiersza: zygpru1948
Niemcy wycinają lasy zagrożone kornikiem. Za to samo w Puszczy Białowieskiej UE groziła karami!

Sie 15, 2018, 12:12


http://dzienniknarodowy.pl/niemcy-wycinaja-lasy-zagrozone-kornikiem-samo-puszczy-bialowieskiej-ue-grozila-karami/


Komentowany wiersz: Zasłonię cię sobą... 2018.08.15; 22:36:32
Autor wiersza: zygpru1948
"Komunizm to jak zarost zgolisz go brzytwą, a on i tak odrośnie, to trzeba go brzytwą zgolić, i ogniem wypalić," Generał, Augusto Pinochet.


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/39277192_256546641653880_1944860078955823104_n.jpg?_nc_cat=0&oh=8e71fe10df5762985b98f7cc649530ed&oe=5BFB715F


Komentowany wiersz: Zasłonię cię sobą... 2018.08.15; 22:31:01
Autor wiersza: zygpru1948
Autorski blog fotograficzny Zygmunta


https://zygpru1948.flog.pl/


Komentowany wiersz: Zasłonię cię sobą... 2018.08.15; 09:05:02
Autor wiersza: zygpru1948
15 sierpnia 2013 o 13:55 ·

To ten sławetny s.s. który podpisał Listę w Krakowie by mordować księży, by przypodobać się UB-ekom i komunistom ! Tow. Szymborska Wisława Rottermund też podpisała się na tej Liście, jak wielu innych pisarzy i poetów z Krakowa - dupków !


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/1175566_10151867980484369_102407829_n.jpg?_nc_cat=0&oh=a5a4f529147da0471143889a692f284b&oe=5C13215D


Komentowany wiersz: Zasłonię cię sobą... 2018.08.15; 08:01:40
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Zasłonię cię sobą... 2018.08.15; 08:00:47
Autor wiersza: zygpru1948
Karol Zieliński

Komentarz z lubczasopisma: Ale Literatura


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, czytam: "Dążę do pokoju naszych ciał/ fioletowe słowa rzeźbię - jest zarys i rysa modlitwy/ głodnej w moim pocieszeniu/ na zielonym prześcieradle/ gdzie wszystko rośnie powoli”. I zastanawiam się czy są to metafory. To bardzo dobrze, że dąży Pan do pokoju ciał. Ale czy jest to metafora czy już język prozy? Ba, zdanie: „na zielonym prześcieradle wszystko rośnie powoli”, może być zdaniem nie tylko poetyckim ale nawet naukowym, bo zostawmy mokre prześcieradło w wilgotnym pomieszczeniu a z biegiem czasu wyrosną na nim pleśnie, grzyby, kiełki roślinne, trawa, a nawet zawiązki systemów korzeniowych drzew. Więc jest to zdanie obiektywne naukowo, dalekie od poetyckiej przenośni. Ja wiem, że tak piszą wszyscy, ale czy to nie jest ślizganie się po kisielu? To oczywiste, że lepiej być zdrowym, młodym i bogatym… To oczywiste, że lepiej wtedy kochać, śmiać się, mówić komplementy niż nienawidzić, myśleć o śmierci i przeklinać.

Ja kiedyś na jakimś sympozjum zgorszyłem prałatów mówiąc, że naszą radosność z obcowania z Bogiem i z dobrymi ludźmi zatruwa myśl o śmierci i lęk przed śmiercią. Że ten fakt kasuje każdą pozytywną wypowiedź, nie dopuszczając do jej sensowności. Tylko wypowiedzi negatywne, negujące wartość życia, przeżycia etc. mają sens, bo są oparte o gorycz krzywdy i lęk przed cierpieniem śmierci. Bo śmierć nie tylko jest stanem, w którym nas nie ma, i nie cierpimy, nie przejmując się, że nas nie ma, ale wobec faktu, że „czas przeżywany” (a nie ten mierzony, zegarowy), jest realnie istniejącym stanem egzystencji który, może w poszczególnych przypadkach „rozwlec się do rozmiarów wieczności”, przynosząc jednostce zmarłej faktycznie, ale nie mentalnie, niewysłowione cierpienia z racji uzmysłowionej niesprawiedliwości śmierci. Moja myśl (i nie tylko moja) jest taka, że nie w całości naraz umieramy, i umierając biologicznie nie musimy umrzeć mentalnie. Nasza mentalność nie kończy się wraz ze śmiercią i nie jest zależna od namacalnej fizycznie, rejestrowanej przez encefalografy, świadomości. Gdyby tak i było, nie byłoby czegoś tak subtelnego i skomplikowanego jak stan poetycki, jak ukryta w rzeczy zwykłej poezja etc.


W Pańskich wierszach właśnie jest ukryta w rzeczach zwykłych poezja, i jest tam dużo wierszowanej prozy, ale czasem brak mi prawdziwie poetyckiej metafory. Jesienin np. znajdował metafory na stan, w którym „słońce na słońce utopione w bagnach” – umiał to wyrazić w dwóch słowach. Jednym słowem, chodzi mi o taką metaforę, w której rzecz opisana jest no możliwa do zaistnienia. A u Pana wszystkie niemal rzeczy istnieją realnie w realnych prozatorskich związkach przyczynowych. Owszem, byłbym niesprawiedliwy, gdym twierdził, że takich metafor u Pana wcale nie ma, bo choćby te: „Rośliny plotkują o nas” / „instynkty miażdżą struny” etc., to są „rzeczy-przedmioty” poetyckie, możliwe do istnienia tylko w poezji. Ale mnie chodzi jeszcze o metafory realizujące w poetyckim świecie jeszcze głębsze związki (możliwe do semantycznego rozbioru i logicznego opisania. Mówiliśmy ostatnio o „metaforze” a raczej zdaniu prozatorskim funkcjonującym na pożyczce z licencji poetica w funkcji metafory: „pasterze schodzą w gór”...

Wartość artystyczna to jest coś, co jest niemożliwe dla zrozumienia i rozszyfrowania dla prostaka, jak muzyka sfer niebieskich. Poeta posługuje się logiką wyższą i paradoksalną, taką, jaką posługiwał się Bóg podczas stwarzania Adama i Ewy, dając im wolną wolę i ryzykując, że z jego ukochanych dzieci staną się, na własne życzenie, brudnymi świniami. A jednak postąpił jak postąpił, jak głupiec i geniusz! W jego rozumieniu, Kulbaki, te owe kilka strof wiersza, składających się z ułożonych w następujących po sobie króciutkich haiku, powinno się tak połamać, pogruchotać młotkiem boskiej, eschatologicznej logiki tworzenia świata, żeby nie były podobne do niczego istniejącego na tym świecie i dopiero wtedy poskładać je według logiki paradoksalnej, czyli logiki śmierci. Dopiero taki wiersz może koić nasze lęki i rozpacze życiowe, wobec niezrozumienia przyczyn i ogromu bezsensu żądania przywrócenia jedności widzialnemu światu. Sens świata jest sensowny dla tych, którzy tworzą ten świat. Jest on bezsensowny dla nas, którzy żyjemy poza światem. Dla nas, którzy żyjemy w „żywej śmierci”. Bo oprócz „żywego życia”, tak sławionego przez Fiodora Dostojewskiego, trzeba jeszcze podnosić wielką wartość „żywej śmierci”, w której egzystuje, żyjąc na umarciu, jako żywe trupy, dziewięć dziesiątych ludzkości.

Cóż w tego, że kobieta deklaruje mężczyźnie miłość i rodzi mu żywe dzieci, zamieniane szybko w małe trupiątka, skoro jest to miłość trupianki? Ten stan jest niewykrywalny, niewidoczny na zewnątrz psychicznego życia, bo mąż nie dysponuje wykrywaczem kłamstw, wykrywaczem trupich, kłamliwych myśli, ale gdyby takowy posiadał, to by się prędko powiesił z przerażania, że mieszka z trupami na jakimś cmentarzu, gdzie robaki zgryzają powoli jego meble, niczym deski trumien i naśmiewają się z głupich ludzkich łez, wysychających wśród więdnących kwiatów. I to jest piękne, ale dopiero wtedy, gdy spojrzymy na to okiem robaka, nie człowieka. Bo tylko robak widzi więdnięcie i ma świadomy udział w uczcie gnicia i rozpadu. Człowiek też ucztuje na śmierci i gniciu zwierząt, ale bez tego robaczego cudnego, wzmacniającego naszą odporność przeciwko rozkładowi, weryzmu, który pozwala robactwu prócz zaspokojenia smaków fizjologicznych, zaspokajać smaki intelektualne i potrzeby duchowe.

Natomiast wśród ludzi, gdzie żona na zgniłe, obce „żywemu życiu” myśli, a dzieci nijak nie przystają do rozwoju na jakość, a przyrastają tylko jak kamienie, obrastające mchem, na ilość, żona (niczym Sonia Marmieładow) myśli jedynie z kategoriach trupiego świata, czyli, jeśli mamy za mały wobec sąsiada i jego firmy zysk, to nie mamy w ogóle zysku i jego sklepik handlujący żelaznymi łańcuchami, wydaje brzęk piekielnego łańcucha, w którym nie dochodzą do naszych uszu żadne nie zniekształcone słowa. Natomiast w brzęku piekielnych łańcuchów i przekleństw potępieńców pozytywny sens mają tylko biblijne napomnienia, żeby szanować wartość własności prywatnej, (bo w piekle siedzą przeważnie rewolucjoniści – których potępieńcy-kapitaliści się brzydzą) i pomnażać zyski z dachówek na kościele. Jeśli Jezus w swym logionie: „Nie będziecie służyć Bogu i mamonie) użył arameńskiego słowa „mammon” w znaczeniu literalnym, to powiedział: „Nie będziecie służyć Bogu rozpusty Mamonowi, złotemu cielcu, który sankcjonuje wśród żydów kultową rozwiązłość i prostytucję i jednocześnie służyć Jahwe prawowitemu Bogu”. Pierwotnie wśród żydów służenie mamonie nie miało nic wspólnego z posiadaniem pieniędzy, tylko służyło zaspokojeniu chuci. Związek mamony z pieniędzmi jest pośredni, że za usługi seksualne trzeba płacić i mieć na to pieniądze. Koniec cytatu.


Jak Pan widzi, przy podobnym powoływaniu się na trop pasterzy schodzących z gór, ja mam na myśli śmierć i są oni dla mnie wysłannikami śmierci, dla Pana są wysłannikami miłości. Z tym, że wydaje mi się, że u Pana realizują oni bardziej związki prozatorskie, a u mnie bardziej poetyckie, czyli nierealne w świecie rzeczywistym i ukryte. Ale nie możemy się równać z Bogiem, który tak stwarza rzeczy, że są sobą i zarazem metaforami siebie i świata.

PS. I proszę mnie nie tytułować profesorem literatury UJ. bo nim nie jestem. Jeśli już Pan musi się do mnie zwracać z namaszczeniem i górnolotnie, to jak kelner do Franca Fiszera: "Boże Ojcze"...


Kraków. 31.07.2012 - 19:46

_______________________________


Komentowany wiersz: Może dotknę twój brzuch... 2018.08.14; 12:24:35
Autor wiersza: zygpru1948
Ona czeka na mój Erotyk


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/39109043_681343405562884_8425112756704772096_n.jpg?_nc_cat=0&oh=1cab23639c8f818489488731d6ca2ca0&oe=5C0E0C1D


Komentowany wiersz: Może dotknę twój brzuch... 2018.08.14; 12:15:43
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Może dotknę twój brzuch... 2018.08.14; 12:06:53
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

21.06.2011 00:01


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, miałem się nie odzywać i siedzieć cicho jak trusia, bo z początku waszej awantury byłem zdeprymowany i wystraszony. Sądziłem nawet, że był Pan pijany. Ale w miarę czytania, uważam, że ten kawałek jet godnym, by znaleźć się w annałach polskiej literatury. Gdybym pisał kiedyś - a korci mnie żeby to zrobić - historię literatury ostatniego 20-lecia, to bym ten wasz ("miłosny") dyskurs umieścił jako przykład erupcji podskórnych humorów Internetu jako nowoczesnego narzędzia kontaktów międzyludzkich (przepraszam że tak drętwo i górnolotnie).

Nareszcie Pan, Panie Zygmuncie i Pańskie "to be" odnajdujecie prawdziwych siebie, w chwilach poetyckiej szczerości, gdy ocieracie się o wulgarność i niesłychany ekshibicjonizm (który was zarówno onieśmiela jak i podnieca). Panie Zygmuncie, poeto kochany, nie wszystkie zdania są udane i trafne, ale wystarczająco spora część z nich, to perełki poetyckie (wygniecione ostatkiem siły spod zabójczej warstwy kulturowego wstydu), oryginalne i błyskotliwe na tyle, że nie powstydziłby się ich Jan Potocki (ten od Parad i Rękopisu znalezionego... albo nawet sam Rabelaise). Róbcie tak dalej. Szkoda że nasi historycy literatury i krytycy tego nie widzą. To jest odpowiednich pierwszorzędnej młodopolskiej literackiej "hecy". Z "to be" też jest niezła poetycka broszka. Najlepiej o tym wariactwie świadczy strupor umysłowy "natenczas wojskiego", który zdaje się "wątpić" czy to co czyta, to na poważnie czy tylko dla jaj. Jak Dyndalski!

Postaracie się go zachęcić, byłby cenny jako komentator. Ja się wam do niczego nie nadaję, w każdym razie zabawa jest pyszna. Nareszcie coś się dzieje, co mnie bawi. I za to dzięki!


PS. Jeśli chodzi o historię z psem, to było to częste w epoce rokoka i napomykało o tym kilku pamiętnikarzy z tej epoki, ale jeśli idzie o czasy prawie współczesne to (nie chcę się wygłupić ale) chodzi chyba o Augusta Strindberga, który publicznie opisywał brudy swojego małżeństwa.


Zygmunt Jan Prusiński Elementarz poezji miłosnej - Część IX

_________________________


Komentowany wiersz: Wiersz wyznaniowy 2018.08.13; 09:17:58
Autor wiersza: zygpru1948
tow. Szczynukowicz - nie "Komorowski"


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/38882265_1888565654782441_2903819773848584192_n.jpg?_nc_cat=0&oh=9149256500bddb51730e06219183ce6e&oe=5BFE0527


Komentowany wiersz: Wiersz wyznaniowy 2018.08.13; 08:32:43
Autor wiersza: zygpru1948
Ona czeka na mój Erotyk

https://sphoto.nasza-klasa.pl/20770869/16063/main/3a6b358777.jpeg


Komentowany wiersz: Wiersz wyznaniowy 2018.08.13; 07:31:53
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Wiersz wyznaniowy 2018.08.13; 07:30:44
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

02.05.2011 02:12


@Zygmunt Jan Prusiński

Drogi Panie Zygmuncie, nie tytułuję Pana zaszczytnym "Panie Poeto", ponieważ ja osobiście już od bardzo dawna nikomu się nie przyznaję, że piszę jakieś "wierszyki" i że w ogóle coś piszę, żeby mnie uczciwi ludzie nie brali za wariata, (i bardzo niechętnie się przyznaję, że coś tam uczę - głupoty - mówię - głupoty) i nie tylko uczciwi ludzie mieliby mnie (i mają) za głupiego, ale również ci inni, rozparzone głupki, które były kiedyś skrobipiórkami i zredukowani menele, tudzież lumpen-inteligenci... Jak już gdzieś mówiłem, w dawnej Polsce człowiek imający się pióra miał tak złą opinię, łapserdaka hołysza, że szlachcic nie tylko nie rozmawiał z chłopem, któremu taka rozmowa przynosiła ujmę, ale również nie rozmawiał z pisarzem, poetą, aktorem, artystą (grzebanych za murem na niepoświęcanych miejscach, na równi z pederastami, wiaruśnikami i kociarzami) i tą podobną hołotą bez folwarku i ziemi. Z żydem rozmawiał niechętnie, kiedy musiał. A przecież nie tylko Pan, Panie Zygmuncie jest szlachcicem, ale również i ja posiadam rachunki z archiwum mojego pradziada, który zapłacił 6 tymfów (zachodzę w głowę ile to mogło być) kamieniarzowi z Rudna za wykonanie i postawienie we wsi przy kościele, w Poręnie Żegoty koło Alwerni, figury św. Floriana.

Co zaś do tego, czy moi dziadowie mieli pełny herb szlachecki czy też jedynie scartabelat tego nie dociekłem (to jest pewne że trzymali sołectwo - około 2 łany, czyli 50 ha), być może mieli i jedno albo drugie, ale utracili, albo też się nie mogli dopchać do uprawomocnienia scartabelatu (mówimy tu o początkach XVII wieku) wobec rozbójniczej działałności braci Korycińskich, którzy kupiwszy Alwernię w połowie tego wieku lokowali miasteczko i sprowadzili franciszkanów. Moja rodzina już dawno gospodarzyła na tym terenie, niestety, przypuszczam, że z sołtysowstwa tych terenów, kiedy Alwernia jeszcze nie powstała, moja rodzina musiała zrezygnować, albo została wyrugowana przez Korycińskich, którzy byli szkolnymi kolegami królewiczów Władysława IV i Jana Kazimierza. Przypuszczam, że się wżeniali w rodzinę Szwancerbergów albo też odwrotnie, z tym, że potem ostatni Szwarcenberg nie mający syna, wydał swą córkę za hrabiego Szembeka, a moi przodkowie pałętali się, wprawdzie przy majątku, ale raczej jako wolni chłopi ze schłopiałym herbem (znane są takie wypadki) "Świnka", na obrzeżach rodziny Szembeków, którzy wżeniając się w coraz możniejsze parantele zostawiali w "ogonie" swoich totumfackich (bo tak ich trzeba nazywać) koło Herbu - trzeba było chodzić i zabiegać, wżeniać się w dobre rodziny a moi przodkowie nie mieli szczęścia do kobiet, co żona to kurwa. Było kilka w mojej rodzinie takich, które można zaliczy do "Pani zabiła pana". Druga przehandlowała jego kuźnie, inna wyposażyła najlepszymi gruntami swoją bękarcią córkę... Ach łajdactwo i kurewstwo. Ale taka była dawna Polska i za to ją lubię! Nawet ksiądz pleban, jedne i drugie... Mój pradziad skradał się rankiem do wsi po birbandce, z jednej strony, a ksiądz jegomość wracał z werdeby z drugiej i spotykali się na kielichu u Bastra. Pili jak chłop z chłopem wieszając wszystkie psy na austriackich Szembekach.

Piszę o tym dlatego, że nigdy nie czułem się pisarzyną bez ziemi, bez tradycji i biografii, nigdy też nie miałem odruchu, żeby pisać po to, by się na tym dorobić jakichś "piniędzy", lub coś zarobić przez podlizywanie się władzy, jako tzw. półpanek albo "poddupek". To dla mnie było zawsze jakieś podejrzane i obrzydliwe. Zawsze czułem się jak pisarz posesjonat-obywatel.

Kiedy napisałem "memoriał" (kropotkinowski i anarchistyczny) w 1966 r. - żeby komuniści przestali krzywdzić robotnika i chłopa, to czułem się wtedy jak Frycz Modrzewski, protestujący przeciwko mężobójstwu pańszczyźnianego chłopa. Zapewne Pan nie wie (a może wie), że Frycz Modrzewski radził trzymać żony krótko i odmawiał im równego z męskim rozumem. Nie pozwalał się im mieszać do wychowania i polityki! Do czego to dziś doszło!
Jeśli więc ja, myślę czasem o sobie jako o pisarzu, to zawsze w kategorii staropolskiego szlachcica, nigdy zaś paupra, sowizdrzała i pisarczyka.
Również dlatego nie tytułuję Pana "poetą", że na Zachodzie i w Ameryce, powiedzenie komuś ty "poeto" znaczy tyle co: ty menelu, lub ty chuju. Oczywiście nie mówię tu o wyodrębnionej kategorii żydów, którzy jako poeci, filmowcy i artyści są wychwalani pod niebiosy.
Chyba, że umówimy się, że do każdego tytułowania Pańskiej osoby przez "per poeta", będę dodawał: "poeta, ale szlacheckiej proweniencji".

Co do mojego profesorowania i profesury, z bożej łaski i mój ty, pożal się Boże - dałeś temu co nie może". Nigdy nie mogłem się dogadać z żadnym profesorem, może poza kilkoma, którzy myśleli przytomnie, na temat i nie było z tej przyczyny między nami płaszczyzny sporu. Cóż to za profesorzy, którzy, żeby z nimi móc rozmawiać, trzeba ich jednocześnie nieustannie douczać, albo, żeby nie wyjść na głupca, nie mówić wcale (jak dziad do obrazu).
Podam przykład, ostatnio rozmawiałem z profesorem specjalistą od czystej formy Witkacego i nie mogłem słuchać jak głupio trędolił. Po prostu zero formacji umysłowej... a tymczasem żeby się brać sensownie za taki temat, trzeba rozwalać skamieliny pojęć, nawyków myślowych i płynących z głupoty i wygodnictwa zakłamań... począwszy od Platona, Arystotelesa do Husserla i Deridy, przeflancowanych na dziesiątą stronę i przewalcowanych przez walec klasycznej filozofii niemieckiej i szkockiej i egzystencji absurdu o dadaistycznej wariacji nie wspominając... i w ogóle do cholery... coś trzeba wiedzieć a nie zasłaniać się, że wiedziałem, kiedy pisałem doktorat, ale zapomniałem i mieć do tego zdolności spekulatywne, pojmować czystą formę jako brak substancjonalności, dostępnej naszej świadomości (uwaga - to wcale nie jest masło maślane!) przez akty psychiczne właściwe sztuce zen. Ale to bydle (mówię o tym niewydarzonym lumpen-profesorku) ni cholery, ani w ząb nie pojmuje, tylko młóci swoje regułki przekazane mu przez innego kretyna od Witkacego (można się domyśleć kto jest w Krakowie głównym kretynem od filologii polskiej - nie ja, w każdym razie! Bo ja się wcale nie ujawniam na terenie Krakowa, tylko pokątnie, jak ta baba zielarka i znachorka która leczy ziołami chory ząb - po prawdzie coś tam bałakam, jakieś seminarium raz na dziesięć lat i tyle. Jeśli już na poważnie, to nie w Krakowie).
Wracając do czystej formy Witkacego, jako antysubstancjonalności dostępnej i realizowanej dzięki sztuce zen, to rozumiem, że niewielu z tego coś rozumie, bo przecież nie każdy jest prof. Tokarskim. (Halo Tokarski, szacunek i pozdro!).

I tak jest z tą moją i w ogóle profesurą, że czego się dotkniesz to umysłowym gównem śmierdzi. Ja profesorem być nie chciałem i bynajmniej się nim nie czuje. Uważam się za wolnego strzelca i myślę oraz pracuję gdy chcę. Nie mówię, że wszyscy profesorzy to kretyni. Niektórzy mnie wręcz fascynują i jak prof. Nycz od kontekstualizmu, jak Karol Tarnowski od czystego idealizmu, jak Stróżewski od Platona. Tych podziwiam. Oni nie ślizgają się na przyczynkarskich gównach. Reszta przepisuje ze swoich poprzedników ale tłumaczy się tym, że przecież studenci muszą się z czegoś uczyć.

Ale ja chcę iść dalej, kontynuować koncepcje Merle-Pontego zawarte w jego "Widzialne i niewidzialne". Cóż z tego, że chcę, skoro facetów, którzy rozumieją te kwestie jest w Polsce może z dziesięciu. Rozmyślanie o nieistniejącym ale istniejącym, to czysta przyjemność, znana od wieków w medytacji albo w introspekcji... ale pisać o niej, po co. Oczywiście tak pisać, jak Merle-Ponty, którego niewielu rozumie. Tymczasem żeby się zagłębiać w poprawne pisanie zdań (na ten temat) tworząc jakiś pieprzony system, ja się zabawiam pisaniem wierszyków, niby że to pisze Kulbaka, powstaniec warszawski (na blogu Prochy) wdając się w dyskusję z samym Słowackim i jego Beniowskim w piekle, które się znajduje w środku złotej czaszki, która jest tylko zgniłym, wyciągniętym z grobu, czerepem rubasznym.

Wie Pan, od jakiegoś czasu kocham Józefa Bakę, Sępa Szarzyńskiego, szpetne wierszyki obydwóch Morsztynów, wszeteczne fraszki Kochanowskiego, plugastwa Krzysztofa Opalińskiego, kurewstwa Reja - również i Grzegorza Słotę, tudzież naszych anonimowych sowizdrzałów, i tego tam księdza (chyba Chmielowskiego) tego od encyklopedii staropolskiej (mam i przeczytałem zaśmiewając się chwilami do rozpuku - choć nie było z czego), który napisał, że jaki jest koń, każdy widzi.


Wie Pan, po kilku latach studiów nad staropolszczyzną zrozumiałem, że nie ma w niej słów przyzwoitych, które by się nie kojarzyły z bzykaniem, pieprzeniem, dupczeniem etc. Weźmy np. wziąć, giąć, obracać, ciągnąć... to wszystko, prawie każde słowo, prawie 80% rzeczowników, przymiotników i czasowników dotyczy pieprzenia i ma konotację seksualne. Pierwsze zdanie polskie w rocznikach śląskich, które brzmi: "Daj acka jak pobruczę, a ty poczywaj", oznacza: kładź się tu zaraz (czyli "poczywaj") ja "pobruczę" (czyli wsadzę ci mielok, czyli gruby drąg, którym obracano żarna (a przecież drągiem nazywano członka). Cóż za kurewski język (a gdzie cenzura i dobre wychowanie) - wygląda na to, jakby nasi przodkowie o niczym innym nie mówili i nie myśleli, tylko od rana rozprawiali o barłożeniu.
Wszystkie igraszki i zboczenia z grupenseksem włącznie były znane i lubiane przez staropolaków. A celowali w nich biskupi i plebani, jak zaświadczają staropolskie źródła.

Zamiast pisać o widzialnym (z Merle-Pontego), które jest niewidzialne i na odwrót, oraz o nicości która jest, i o "tym" (staropolskie lubieżne słowo) co jest, i zarazem jest nicością, bo "tego" (znów staropolskie lubieżne słowo) nie ma, to ja się wdaję w dyskurs, o sensie pisania dzisiejszej poezji, której wszelkie prawidła są tak wyświechtane, że się chce rzygać. Jest w Krakowie taki jeden głupkowaty profesorek, który co dwa lata wypuszcza książkę o poezji, że ma sens, a to o wierszach JP II, a to o wierszach Herberta, że takie tam ważne i wzniosłe... że wstań i idź, że poeta pamięta... a tymczasem to wierutne kłamstwa profesorskiej głupoty... bo podmiot poetycki z wiersza Herberta... idzie do dupy, a poeta Miłosza... gówno pamięta...

Ten profesor, o którym mówię, poniekąd związany z antykomuną (co mu się chwali) jednakże mimo wszystko stary cymbał, który bredził przez trzydzieści lat przy Gołębiej, wypuszczając pół-polaków a pół-szabesgojów - co być może to nie było jego zamiarem, ale cóż miał innego robić kolegując się z Błońskim i mając żonę komunistkę od prasy i recenzji.
Produkowali wespół-zespół uczonego głuptasa, bo głupi Polak, przekonany, że poeta, z Litwy, Ameryki i diabli wiedzą skąd, z paryskiej masońskiej Loży Wielkiego Wschodu - że poeta PAMIĘTA! A to przecież to kłamstwo dla miłego grosza! Dla nagrody nobla! Tym skurwysynom chodzi tylko o to, żeby przykuć polskie mózgi i ręce do taczek bankierskich kredytów i niech hołota ciągnie te nowoczesne kary, powtarzając teraz od nowa, że Miłosz, Zagajewski, Szymborska, JP II, Herbert, Wat i s-ka... wielkim poetą był.

Ja natomiast, uważając, że się już prawie wszystkie formuły poetyckie zużyły, postanowiłem zamilknąć. Cóż więc pozostaje po zużyciu form? Powtarzać i rysować od nowa znane obrazki, po staremu jak papuga? A cóż to są za obrazki, przemawiające do poetyckiej wyobraźni? Obrośnięty, tak czy inaczej, taki czy inny srom? Cóż z tego, że będzie się skrywał pod metaforą, metaforycznym obrazem owłosionej kutnerkiem, pękniętej od nadmiaru soku, dojrzałej śliwki, skoro każdy pod tym obrazkiem zobaczy, że jest to nasza stara, poczciwa cipa. To chyba jakieś przekleństwo, że mózg poety (prawie każdego poety, choć tego nie jestem pewien) nie potrafi opisywać rzeczy, które nie są, tak czy inaczej, związane z życiem (a więc życiem płciowym), z fizjologią itp. Próbowałem pisać wiersze abstrakcyjne, ale niestety, gadał dziad do obrazu. Napiszesz Pan: "heterologiczny" i patrzą na Pana jak na wariata; napiszesz słowo "dupa" i zaraz jest błysk porozumienia w oku i miłe smrodne ciepełko w okolicy serca.
Nawet wydawałoby się, że tak abstrakcyjny wiersz Ozgi-Michalskiegio: "Który patrzył oczyma na warzące się krupy bulgocącego od gorąca granitu", przywołują najbardziej obleśne, skatologiczne i seksualne skojarzenia, czyż nie? "Ważące" "się" "krupy" - co wyraz to seksualna konotacja. Nawet "się" jest seksualne jak cholera, tylko przyłożyć je do odpowiedniego kontekstu, a nawet bez kontekstu. Powiedz w nocy kobiecie: "się"! Powiedz kobiecie w dzień, w kawiarni: "się"! O czym pomyśli? O waleniu! Mówię to ci Panie Zygmuncie, jak (profetyczny) poeta poecie.

Czyż muszę rozwijać temat analizując semantycznie dlaczego na męskiego członka mówi "się" (znów to przeklęte "się") frenulum? Krzak, gałązka, drzewko, drzewo, dąb, korzeń...? Im dąb starszy, tym korzeń twardszy! Wiersz zaczyna się: Nie uciekaj z gębą moja dziewko miła... Mistrz Jan!
Zresztą Ozga-Michalski nie wypiera się, że opisuje powstawanie świata w akcie zapładniającej się panspermy, czyli kosmicznego "parzenia", gorąco (u mistrza Jana: Oj gorąco będzie!) pieprzenia, bulgotania, mlaskania, mamlania (jak w Fauście, w Nocy Walpurgii, u Goethego, gdzie się tak pieprzą, że cała przyroda czka, pierdzi i bulgoce. U Pana w różowej sypialni tego bulgotania nie słychać, bo też to nie jest różowa sypialnia. Ja się tylko tak chwilowo zgadzam, gdy Pan twierdzi, że jest to różowa sypialnia, ale co to jest w istocie, gdzie nic nie widać ani nie słychać, żadnego mlaskania ani pierdzenia, jest w prawdzie jakieś delikatne pocieranie ręki Pilar o Zygmuntowe udo, ale to nie jest ten wymiar i to nie jest to "się" i to "istnienie", które się odbywa w większości obrat które uprawiają poetyccy czarodzieje i czarownice na łysogórskich wyżynach... to dopiero trzeba by było się zastanowić, przeżyć w orgii doznania poematu, dostąpić jego iluminacji (poeci mówią o czytaniu poezji jako wstępowaniu do piekła), zobaczyć i oznajmić autorowi, Zygmuntowi, oświecić go co napisał, co to jest, bo autor Zygmunt "jest" (znów seksualne słówko "jest", tak samo jak "masz", "daj", "trzymaj", "bądź", "dupa", "ząb"... itd), jak podejrzewam tylko rewelatorem, czyli przekazicielem, jakąś tubą, jakimś przekaźnikiem medium z zaświatów, które jak w każdym przypadku prawdziwego poetyckiego majaczenia, jak u Pytii, wymaga dopiero objaśnienia i odkrycia.


I ja też próbuję podszywając się pod postać Kulbaki, jako Kulbaka, tak pisać, żeby nic nie pisać (bo to mnie nuży i brzydzi). Trzeba pisać jak Rachela z Bronowic, która mówiła (w Weselu), że nie pisze, bo ma zbyt dobry gust,... / a przecież pisała... ręką Wyspiańskiego, który był zmuszony pisać, zdając sobie sprawę ze zużytej formy poetyckiej (którą się - słowo "się" kojarzy z pierdoleniem poetyckim Wyspiańskiego) posługiwano i on się posługiwał), ale musiał jej używać, bo był - raz, za głupi, żeby szukać tejże nowej, nie zużytej formy (nie przeczytał jeszcze Legendy Młodej Polski i innych pism Stanisława Brzozowskiego a może i pism Witkiewicza (ojca), a po wtóre, był za mądry, żeby szukać i podsuwać (znów to pornograficzne słowo "podsuwać") przed głupkowate oczy krakowskiego kołtuna, który by go nie tylko nie zrozumiał ale uznał za wariata.
Dlatego mu "Wesele" wyszło (marnie) jak wyszło, co słusznie zauważył hr. Tarnowski, zarzucając mu brak racji dostatecznej" (jest to ważny termin filozoficzny i nie używam go tu bez kozery). Czy Pan nadąża?
Co do mnie to jestem (mówię o sobie, że posranym "profesorem", a tymczasem, niech się Pan nie przejmuje, bo dostaję za swoje profesorstwo baty, od krakowskich meneli, szczególnie tych, co mieszkają w mojej okolicy i wiedzą, że jestem jakimś "uconym". Owi menele, którzy na mój widok krzyczą: ty posrany profesorze, albo ty chuju profesorze, już są dla mnie prawdziwym problemem. Dla mnie jest to oznaką, że tzw. prosty lud już nie wytrzymując tej telewizyjno-propagandowej gadaniny o szczytnej roli inteligencji, będzie ją na ulicach atakował i tłukł profesorów po pyskach. Podczas wielkiego kryzysu w 1923 r. warszawski tłum na ulicach krzyczał: "profesorów na latarnie".

Być może jeszcze trochę tego obłędu z głupią profesorską gadaniną, a zapłoną samochody.
Menele reagują alergicznie na moją (jako tako) inteligentną (pochlebiam sobie i mam nadzieję) gębę, ostrzyżone włosy, ogoloną facjatę i czyste ubranie. Na taki mój widok mniemają (znów frywolne słowo "mniemają") że jestem jakimś tam profesorem. Chętnie by mnie zaciągnęli gdzieś do ciemnego kąta i spuścili lanie... Dlatego uważam, i nie plączę się po zaułkach.
Noszę okulary, bo muszę i wyglądam jak wyglądam, starając się nie rzucać (znów frywolne słowo "rzucać") w oczy. Próbowałem się ubierać i nosić jak menel, ale wśród studentów to nie przejdzie, bo zaraz komentują, "co ten stary dziad tutaj robi". Muszę się ubierać w wąskie jeansy, kropiąc się aspenem i nosić na terenie uczelni okulary w czerwonych oprawkach, żeby wyglądać na "młodego awangardowego", czym i tak wzbudzam szydercze kpiny.

Tak źle i tak nie dobrze. Starość Panie Zygmuncie, chociaż wyglądam na jakieś 45-50 lat (bo się pielęgnowałem, nie piłem wódki i szanowałem resztki zdrowia) jest przekleństwem naszego wieku. Młodzi niczego tak nienawidzą jak starucha. Wiem coś o tym, bo się między nimi kręcę. No i mówię tu przeważnie o młodzieńcach, bo o ile chodzi o studentki-dziewoje, to... (Pan rozumie...).

Do profesorów, których znam i lubię nie mogę mieć pretensji, bo jednego z nich, filozofa bije żona i zabiera mu wszystkie pieniądze (mnie moja żona też chce bić i zabierać pieniądze, ale się nie daję). Inni zaś, przeważnie prawnicy, lubią wódkę, prostolinijne dziady, lubią walić prosto z mostu ("walić" i "most", "mosteczek", "mostek" czyt. w znaczeniu lędźwie, dupa - są to staropolskie nieprzyzwoite wyrazy o seksualnej bliskoznaczności), takie poczciwe, że można im dać, pożyczyć, udzielić... własnej żony z przekonaniem, że jej nie zepsują, że ją zwrócą (choćbyśmy nie chcieli) w stanie nieuszkodzonym (a niechby jej nawet wywichnęli biodro! to cóż by się stało)? Aż mnie jęzor swędzi, żeby coś bliżej o nich powiedzieć. Poczciwcy.

Tak to jest z profesorami z mojego podwórka. A co do tego, kto powiedział o wieszaniu zdrajców, to dobrze nie pamiętam, ale chyba Mochnacki.


Zygmunt Jan Prusiński Elementarz poezji miłosnej - Część VI

___________________________


Komentowany wiersz: Te białe lilie wodne i jej blond włosy 2018.08.12; 09:32:21
Autor wiersza: zygpru1948
Mój blog autorski fotograficzny

https://zygpru1948.flog.pl/


Komentowany wiersz: Te białe lilie wodne i jej blond włosy 2018.08.12; 08:24:07
Autor wiersza: zygpru1948
Afera taśmowa, gazowa, hazardowa i inne. PiS opublikowało listę 115 "afer PO-PSL"


https://dorzeczy.pl/kraj/27077/Afera-tasmowa-gazowa-hazardowa-i-inne-PiS-opublikowalo-liste-115-afer-PO-PSL.html


Komentowany wiersz: Te białe lilie wodne i jej blond włosy 2018.08.12; 08:14:34
Autor wiersza: zygpru1948
"Gazeta Polska" UJAWNIA: urzędniczka, która rozwiązała Marsz Powstania Warszawskiego, była funkcjonariuszką Kiszczaka!


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/38992234_2093874060631012_7442650073055363072_n.jpg?_nc_cat=0&oh=46a2d721807f5964173438a0fe9da790&oe=5C075F4E


Komentowany wiersz: Te białe lilie wodne i jej blond włosy 2018.08.12; 08:07:36
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Te białe lilie wodne i jej blond włosy 2018.08.12; 08:06:20
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

12.05.2011 15:26


Doznaję abominacji

...wszystkie dotychczas napisane przeze mnie rzeczy były mi i są nadal całkiem obce i wrogie. Tak jak sny, które są nasze i nie nasze. Jak my sami, którzy należymy do siebie i jednocześnie jesteśmy sobie obcy. To co chcę powiedzieć w związku z powieścią „Prochy”, przedstawię na przykładzie innej mojej powieści „Dwa Auschwitze”. Opisuję w niej swego rówieśnika, który się urodził w Auschwitzu i (on - bohater, nie ja - autor) daje taką odpowiedź "widzialnemu światu”, że moi znajomi (znający się na literaturze polskiej i światowej), orzekli: "żeś ty chyba zwariował". Przecież – mówili - tak się nie pisze, że człowiek jest gorszy od wściekłego, złośliwego psa. Wiadomo, że w Auschwitzu było to i owo, ale w tym czasie nawet w środku aryjskiego Krakowa kwitło życie polskie i kulturalne w polskich i niemieckich (niemieckie życie) rodzinach i nie ma mowy, że ludzkość z dnia na dzień stała się zbiorowiskiem groźnych, morderczych małp. A ty - tak mi powiadano - nawołujesz młodych ludzi, żeby nie zakładali rodzin, żeby szydzili że Maksymiliana Kolbe i obozowych świętych, żeby nie ufali sobie wierząc w jakąś fałszywą (mieszczańską-kapitalistyczną) miłość, która jest tylko seksualnym oszukaństwem wywodzącym partnera w pole i prowadzącym do prostytucji, żeby nie płodzili dzieci, bo nie mają do tego moralnego prawa (ponieważ nie są ludźmi, skoro zostali wychowani przez swych zbrodniczych rodziców i nie odrzucili tego wychowania) itd. Nie mówiąc już o tym, że obrażasz uczucia religijne, filozofię humanizmu, dorobek naukowy polskiej profesury i światowej inteligencji! Sic!

Na moją odpowiedź, że ludzie nie przestali być ludźmi, nie w jednej chwili podczas hitlerowskiej okupacji – bo nimi w ogóle nigdy nie byli – moi oponenci są głusi.
Ale w krytyce pod moim adresem było coś na rzeczy, czyli, że to, że to nie bohater mojej powieści, ale ja sam obrażałem te purpurowe eminencje i fioletowe ekscelencje i tych morderców w wyszamerowanych dyplomatycznych frakach… Z tym, że robiłem to w ramach współczucia i solidarności z (nieludzkim) bohaterem mojej powieści, robiłem to ze współczucia dla jego, a nie dla swego cierpienia (chociaż na równi z nim cierpiałem – choć nie był moim alter-ego, bo moje poglądy na „ten” temat są inne.

Tym niemniej, że gdyby miał (bohater) dostęp do atomowego guzika i chciał cały świat wysadzić w powietrze, nie przeszkadzałbym mu w tym, uznając że ma do tego moralne prawo i nie tylko do tego, żeby ludzkość unicestwić, jako nic nie wartą mierzwę, ale ją posłać do piekła.
Później zrozumiałem, że po okresie oddalenia się (w czasie) ode mnie „mojego elaboratu” (czyli "Dwóch Auschwitzy"), mój bohater stał się również w stosunku do mnie obcy i wrogi, dlatego, że próbowałem morderczym ekscelencjom i zbrodniczym eminencjom wybaczyć ich kulturową współpracę z doktorami Mengele, z Hitlerami, z Churchillami, z Rooseweltami, z Waszyngtonami (właścicielami niewolników) i porucznikami Palitschami (wszystkich zaszyć z czarnym wściekłym kotem do jednego wora) i z diabłem na dodatek!). Tego mi mój bohater nie mógł wybaczyć, że np. usprawiedliwiam koniunkturalizm i politykierstwo Karola Wojtyły itp.

I?
I zacząłem się czuć nieswojo – wobec mojego bohatera wstydząc się zarazem, za niego przed prześwietną, kulturalną, inteligencko-mieszczańską i diablo podłą moralnie publicznością (jakby mnie śmierć przeskoczyła), doznawać uczucia obcości wobec samego siebie i alienacji. Kiedy w którejś innej powieści (nieopublikowanej – bo w komunie miałem zakaz publikacji, a potem komunistyczni producenci sznurowadeł, z inicjatywy prywatnej, przekwalifikowani na wydawców, chcieli ode mnie pieniędzy) napisałem, że polskiego chłopca urodzonego w Auschwitzu trzymał do konspiracyjnego chrztu, jako ojciec chrzestny porucznik Waffen-SS Palitsch, to po kilku dniach odczytując do sobie te zdania, włosy stanęły mi dęba. Postanowiłem „to” wymazać i usunąłem, ale przez parę dni potem chodziłem jak otumaniony wiedząc, że zachowałem się nieetycznie, bo trzeba było „to” w tekście zostawić. Miałem taki obowiązek i prawo jako polski pisarz, a nie, nie kretynek wypisujący dla chleba jakieś niby-nowoczesne, ku uciesze komputerowej gawiedzi, głupoty.

O tym Palitschu trzymającym konspiracyjnie zrodzone dziecko w Auschwitzu, do konspiracyjnego chrztu, napisałem w chwili „natchnienia odwagą moralną”, bo tak kazała mi „uczciwość Polskiej Sztuki”.
Z tym Palitschem było tak, że w młodości usłyszałem od jakiegoś byłego więźnia, że Palitsch nie tylko zabijał setkami obozowych zdechlaków i był klasycznym zboczeńcem, ale jak każdy zboczeniec był zupełnie normalny z wieloma porywami szlachetności i oznakami wielkiego serca, tak jak nasi biskupi, królowie, ministrowie, politycy i autorytety moralne, które gdy nikt nie widzi to zdolne są ciebie zarżnąć za parę złotych, ale gdy się opamiętają, to biegną ratować twoje sieroty. To jest normalne i nie ma się czemu dziwić, a ja w swej głupocie wystraszyłem się mieszczańsko-inteligenckiego ostracyzmu (poprawności) i postanowiłem „to” usuwać ze strachu przed idiotami, którzy będą mnie czytać i oburzać się moralnie – oni, wielcy, posrani moraliści. Koniec końców, ów tekst o skumotrzeniu (skumotrowaniu?) się zboczeńca (kochanego, czułego zboczura!) – przywróciłem. Przywróciłem tym bardziej, że mam wśród znajomych (bliską) koleżankę, którą podczas okupacji trzymał do chrztu (w krakowskim kościele św. Mikołaja) SS-man, ze swą polską esesmańską kurwą.

To samo uczucie ogarnia mnie, gdy się przyglądam powyżej zamieszczonemu odcinkowi „Prochów”. Doznaję dziwnego uczucia wstydu, że jakiś idiota może pomyśleć o mnie, że jestem chamem i prostakiem, a przecież ja tylko daję świadectwo prawdzie. Znam i znałem takich mężczyzn, którzy mieli takie, jak powieściowy Kulbaka, myśli. Ta powieść ma być elegią dla "ostatniego" mężczyzny na tej planecie, o tak honorowo i szlachetnie ukształtowanym stosunku do kobiety, którego te kobiety i w ogóle tzw. życie doprowadziły do stanu, w którym go przedstawiam jako moralnego bankruta.

(Co ma tę dobra stronę, że Amerykanie twierdzą iż bankructwo jest fundamentem sukcesu następnej firmy, która powstaje w miejsce zbankrutowanej (o tym rysie amerykańskiej kultury chcę napisać w komentarzach do odcinków innej mojej powieści publikowanej na Salonie24 pt. "Amerykańska żona").

Patrz mężczyzno i ucz się jaki jesteś!. To jest cholerna gorycz i nieszczęście być mężczyzną. Owszem mamy słodycze chwilowego szczęścia, gdy widzimy krótkotrwały błysk w oku kobiety, zapalający się na nasz widok, ale bywa to rzadko i trwa krótko… i jest opłacone późniejszym cierpieniem.

SKRENT Prochy

_____________________________


Komentowany wiersz: b(ł)ogostan 2018.08.11; 08:15:06
Autor wiersza: mila
Pozdrawiam - Zygmunt z Ustki


Komentowany wiersz: Będzie niebo, trawa i moje ramiona 2018.08.11; 06:45:37
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Będzie niebo, trawa i moje ramiona 2018.08.11; 06:44:34
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

02.06.2012 00:46


@Zygmunt Jan Prusiński oraz Mar Canela

Szanowany Panie Zygmuncie, Droga Pani Canelo, aż się chce sparafrazować, o zielony Zygmuncie, o srebrna Canelo, cała wasza wyprawa to ręcznik z kamelią. Wyście posnęli słodko, a wokół czuwa krasnal z halabardą, nos mu zakwita czerwoną kokardą, widać że dobrze popił, a wyście przepili i fanty, o zielona Margosiu, o srebrny Zyg-stanty.


Postanowiłem prosić Pana Zygmunta żeby zachęcał Panią Canelę do pisania wierszy godnych jej możliwości i zamieszczania u niego na blogu, bo jakoś ostatnio nie pisze, ale zajrzałem na jej blog i znalazłem coś co mnie zainteresowało.

Otóż byłem ostatnio na blogu Pani Mar, a tam martwa cisza, cicho jak na cmentarzu, wieje pustką i nudą. Wcale nie jak na blogu współczesnej Wirginii Woolf, czy innej akuszerki męskiego niepokoju poza ostatnim wierszem, który mnie zainteresował swoim cmentarnianym nastrojem pasującym jak raz, do nagrobnego epitafium. Co za radość życia! Bravo!

Pani Mar dała ostatni wiersz taki: „Sprawiedliwie idziemy w jednym kierunku, wbrew potocznej opinii, że życie jest krótkie, setki miesięcy, tysiące dni rozpostarte w czasie, który nie istnieje. Melancholia rozstań, dotyka nagła myśl – i nas kiedyś odprowadzą z tej strony, pożegnają, powędrujemy do źródeł otuleni aksamitem nieuchwytnej siły, po linii uśmiechu Boga, zapadniemy w błękit punktualnie w chwili już dawno uzgodnionej”.

Tak się ten kawałek prozy przedstawia jako wiersz rozbity na wersy. Czy to jest wiersz? Pewnie jest, bo są w nim elementy metafizyczne. Coś co – jak u Güntera Grassa – musi być powiedziane przez sam uniwersalny język, przez samo Uniwersum.

Pani Canela jest predestynowana do pisania takich kawałków, bo czuję u niej męski mózg i pewnie by podczas stosunku mówiła do mnie: „zrozumiałaś gdzie ci wkładam?”, albo „mogłabyś trochę głębiej”. Zauważ Pan, Panie Zygmuncie: „zrozumiałaś”, „mogłabyś”, jak facet do kobiety! Ach, wciórności, aż mnie dreszcze rozkoszy przechodzą!


Jak powiadam, u Pani Margosi czuję męski mózg, taki jak np. u Bronisławy Ostrowskiej, która napisała „Balladę o trzech siostrach”, w sposób metafizycznie tak dojrzały, żeby facet tego lepiej nie potrafił.

A co do wiersza to, są tam słowa: „w jednym kierunku”; „nie jest krótkie”; „czas, który nie istnieje”; „z tej strony”; „w chwili już dawno uzgodnionej”.
Czyli, w tym wierszu występują „kierunki”; (stosunki czasowe, czas) „ nie krótkie”: (a za chwilę, poniżej zaprzeczenie stosunków czasowych) „czas, który nie istnieje”; (stosunki przestrzenne) „z tej strony”; (stosunki czasowe) „w chwili dawno uzgodnionej”.
I jest w tych sprzecznościach i zaprzeczeniach niejaki groch z kapustą. A tego u intelektualistki by nie powinno. Bo jeśli nie ma „czasu” (w sytuacji krańcowej i ostatecznej, który jest podmiotem lirycznym wiersza): „czas, który nie istnieje”, to nie istnieją również „kierunki” przestrzenne i sama „przestrzeń”, to nie można twierdzić że nas poniosą z jakiejś „strony”, bo strony nie ma i nie będzie (i to jest tragedią człowieka, że nie ma nawet „strony” – czyli kompletna dezorientacja i niemożliwość poznawcza.

I, nieszczęsna Małgosiu!, „w chwili dawno uzgodnionej”. Co za degrengolada myśli, co za degrengolada odsłaniająca bezmyślność (w owej chwili pisania)!
Jeśli dawno uzgodniona – to nie „chwila” (właściwa), która dzieje się dziś, tu i teraz, i jest momentem czasowym, którego nie sposób przewidzieć, przywołać, zaprojektować i uzgodnić. Bo czyż staranie obmyślany plan Makbeta, co do „owej chwili” (jak będzie, jak ma przebiegać i jakie dać rezultaty) wypalił? Czyż staranie obmyślana chwila demaskowania zbrodni przez Hamleta, dała takie rezultaty (zamierzone jakie chciał uzyskać projektodawca?), czy obmyślana „chwila” była ową obmyślaną chwilą? - (w sensie zawartości egzystencjalnej).


Już pisałem, że poezja nie jest radosną paplaniną tego co ślina na język przyniesie, bo nam się, wesołym dzieciom poezji tak imaginuje! Poezja jest dziedziną dla ludzi dorosłych.

Natomiast te wszystkie kolorowe mgiełki i fatałaszki, darujmy sobie, to jak uśmiech Boga, który się wcale nie uśmiecha. A właściwie, to się szatańsko uśmiecha.

Jeśli (jednak) Pani Canela dokonała rozbrojenia kantowskiego systemu kategoryzacji poznania, to zrobiła słusznie, bo wiem tam, o czym pisze, nie ma kantowskiego phaenomena i noumena, nie ma już „nieba gwiaździstego nade mną i prawa moralnego we mnie”. Kantowskie kategorie poznania chodzące (jeżdżące jak wózki po szynach) w „rygorach” czasu i przestrzeni „tam”, „gdzie wszystko jest otulone w naszej wyobraźni niebieską mgłą” nie istnieją. Pani Canela zauważyła trafnie, że nie istnieje już „czas”, lub to coś, w czym jesteśmy zanurzeni i wydaje nam się że istniejemy i egzystujemy. Ale z drugiej strony zapomniała „wymazać” przestrzeń która jest składnikiem czasu a nawet tym samym co czas. Gdy nie ma czasu nie ma przestrzeni. Nie ma wtedy strony, w którą by nas poniesiono. Jeśli jednak już nas „niosą”, to w którą stronę nas niosą i gdzie? Kapitalne pytanie!

Natomiast co do zdania, że „życie nie jest krótkie” to uważam, że jest nieszczęśliwie sformułowane. Oczywiście to się łączy logicznie z chwilami dawno uzgodnionymi. Gdyby życie było zbyt krótkie, to nie mogłoby być „chwil dawno uzgodnionych”. Ale te chwile (dawno uzgodnione) mogły być uzgodnione gdzieś przed zaistnieniem czasu i nie związane z jego upływem (mówimy tu przecież o metafizyce). A, jeśli tak należy rozumieć „chwile dawno uzgodnione, to jesteśmy w centrum predestynacji św. Augustyna.

W Księdze XII Wyznań pisze w sposób zawikłany i prostacki o zdeterminowaniu winy i kary wynikającej z nieuchronności grzechu, nieuchronności procedur Stworzenia świata i człowieka, nieuchronności upływu czasu i ograniczoności przestrzeni. I tu się pomylił. I tu był ślepy! Ale w istocie, umysł człowieka jest ślepy!

Chociaż nie będę odsądzał do końca tego filozofa, bo, przecież zdawał sobie sprawę że istnieją wyjątki od tej zasady, że wszyscy są potępieni, że wszyscy są unurzani w brudnym czasoprzestrzennym istnieniu świata, oprócz niektórych szczęśliwców – „pneumatyków”! Bo gdyby ich nie było, to rozmawialibyśmy w tej chwili, Pani Małgosiu?!


Jestem człowiekiem, który przeżył śmierć kliniczną i powrócił do świata „żywych” (wypadałoby powiedzieć: do świata żywych trupów). Wstrząs moralny i psychiczny, jakiego doznałem był potworny. Myślę, że zostałem zawrócony z drogi umierania nie wskutek interwencji medycznej, bo nie było przy mnie w owej chwili lekarzy (gdy moje serce stało, lekarze popijali kawę). Serce stało ponad minutę (tak jest na elektrokardiogramie) i samodzielnie ruszyło. Ruszyło, moim zdaniem dlatego, że od zawsze byłem pneumatykiem i manichejczykiem. Wiedziałem, że „nie jestem z tej ziemi”. Mam w pamięci zachowane ślady innego (przed narodzinami na ziemi) pozaziemskiego bytowania. Dlatego po systemach kantowskich, myślowych, wyobrażeniowych, poruszam się z lekkością i łatwością jakby u siebie w domu. No tak, jakbym był z K-Pax’a.
Bo chodzi o to, jak mówią psycholodzy głębi, że czego nie ma w umyśle, tego oczy nie widzą (również oczy poznania i tego umysłu są ślepe).
Podczas, gdy umierałem, zostałem dotykany przez Obce (jakby bezosobowe), Obcego lub Obcych. Radykalnie Obcych. To znaczy tak zupełnie nieznanych mojemu systemowi psychicznemu, że nawet nigdy w wyobrażeniu sobie nie wyobrażałem, że może istnieć coś tak niezrozumiałego, nie rozumieć mnie i je nie rozumiem, tylko się boję, a to wyciąga po mnie swoje macki, swoją siłę, żeby mnie unicestwić. Są w tym wyciąganiu macek i elementy obojętności i złośliwej uciechy (niektórzy chorzy psychicznie podczas napadów furii to mają). Być może że to miał na myśli św. Paweł, kiedy pisał o „śmierci drugiej”, która następuje po fizycznej śmierci.

Jeżeli przed tym wypadkiem, śmierci klinicznej, który mnie spotkał gdy miałem 50 lat, byłem uważany za dziwaka, fajtłapę, który sobie pozwoli odebrać wszystko (no, drugi „Idiota”, jak u Dostojewskiego – nawet mnie nazywali: Książę Myszkin), to po tym wypadku stałem się jeszcze bardziej pasywny i oddawałem mieszkania potomkom byłych żon (jedna z nich już zmarła), pieniądze, działki budowlane etc. Niektórzy twierdzą, że mam depresję, choć jej nie mam, dlatego zachowuję się nieodpowiedzialnie finansowo, jak święty Franciszek i „rozdaję co mam”.

Tak się częściowo odbiło na moim charakterze i psychice spotkanie z czymś co przychodzi i przyjdzie do nas spoza czasu i przestrzeni, gdy będziemy umierali. Raptem, gdy już wracałem do świata żywych, byłem zupełnie przytomny ale gdzieś tam w zaświatach, zdawałem sobie z tego sprawę, że leżę na łóżku, że jednocześnie jestem, stoję w jakimś pokoju, na „drugim świecie” przed jakimś sądem, składającym się z obcych nieżyczliwych mi ludzi (sędziów?), którzy mówią do siebie: O, on już przyszedł, on już jest, to dawać go tu…” I wtedy zrozumiałem, że tam nie będzie głaskania po główce i przejął mnie okropny lęk. Zdałem sobie sprawę z mojej podłości, nikczemności i egoizmu nie do przeskoczenia. Jestem jednak przekonany, że przeskoczenie i porzucenie egoizmu jest możliwe.
I cóż się stało. W owej chwili przysiągłem sobie, w prostym nieprzymuszonym odruchu woli, że nie będę taki jak inni, że nie będę zabiegał o rzeczy doczesne, bo CZAS NIE ISTNIEJE a rzeczy które wydają się nam trwale, właściwie nie istnieją. A stało się to w PRZESTRZENI zaledwie KILKU SEKUND. W czasie kilku sekund nasze JA potrafi budować cały świat, tworzy całe SENSOWNE ŻYCIE, podejmować istotne decyzje moralne, w jednej małej chwili, w momencie doznaje zrozumienia, oświecenia i sądzę, że odkupienia, czyli łaski (ale Boga nie widziałem ani przeczuć jakichś boskich dobroci nie miałem (były tylko drgawki, żal że się urodziłem do umierania i chęć odsunięcia się od tego czegoś, ciemnego i obcego co mnie sobą obejmowało i zagarniało, a ja mu przeciwstawiałem SIEBIE, swoje eksterytorialne JA – jakbym chciał powiedzieć: „nie, tutaj nade mną panować nie będziesz”. A przecież wiemy jak trudno nad samym sobą i nad namiętnościami panować)!

Do tego nie trzeba miesięcy ani lat. W tym sensie rzeczywiście chwile są dawno uzgodnione. Chwile są dawno uzgodnione dla większości umierających ludzi. Dlaczego jednak są takie wyjątki jak moje? Że chwile dawno uzgodnione (co do rzeczy ostatecznych, ŚMIERĆ, SĄD, PIEKŁO/NIEBO) są odwracalne i decyzje zostają wycofane? Czyli że nie do wszystkich stosuje się zasadę, że od początku są zbawieni lub potępieni, że od początku są tacy, którzy są skazani na robienie tylko zła i potępienie. To tyle refleksji we mnie wywołała Pani napisaniem swojego wiersza. Pozdro


PS. Dygresyjnie powiem, że (tak myślę) wszystkie moje trzy rozwody i inne nieudane konkubinaty zostały spowodowane właśnie tym moim osobnym eksterytorialnym panowaniem nad sobą. Moim żonom też mówiłem, jak „temu” OBCEMU (podczas mego umierania): „nie, tu w mojej duszy i w moim umyśle nade mną nie będziesz panować”. Nie będziesz panować, bo jesteś zła, głupia, zrobiona z gliny zimnego świata, nie jesteś PNEUMATYKIEM”. Niektóre z nich na początku udawały (żeby uśpić moje podejrzenia i wzbudzić zainteresowanie) „pneumatyczki”, że owszem, one też rozumieją te „wyższe rzeczy”, te szlachetne motywy, ale guzik rozumiały, nieszczęsne istoty rozumujące macicą.

PS II. Wyrwało mi się sformułowanie: „szlachetne motywy”. Nie bez kozery. Świat jest wielkim chlewem, pełnym gnoju i świńskiego gówna (umysłowego i moralnego też), w którym na co dzień tarza się ułomność psychiczna i moralna (czasem jakże piękna, ucieleśniona w pięknych kobietach) wszelkiego stworzenia, ale KTOŚ, Bóg, Tworzydło… usiłuje plewić to robactwo, to zarażone śmiercią i egoizmem cholerstwo kosmicznymi widłami do gnoju i metafizyczną motyką, jak się plewi ogródek, wyrywając chwasty a pozostawiając uszlachetnione szczepy. To poszukiwanie dobrych, „uszlachetnionych szczepów” nazywam topiką „szlachetnych motywów” w postępowaniu boskiego ogrodnika.


Zygmunt Jan Prusiński Mandoliny na rosie... część II

____________________________


Komentowany wiersz: W tej poczekalni duchów 2018.08.10; 05:17:08
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: W tej poczekalni duchów 2018.08.10; 05:16:17
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

11.05.2011 22:46


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, pozdro i szacun oraz buziaczki... jak mówią do mnie studenci, a mnie to bardzo cieszy i śmieszy. Cieszmy się, że w ogóle ktoś chce coś czytać (i pisać (nie wychodzi mi cholerna literka "ci"). Myśląc o zasadach interpunkcji w Internecie widzę, że przy przyspieszonym toku myśli i natłoku wielu kontekstów naraz w różnych kontekstach, wypowiedź staje się podobna do jakiegoś zapisu matematycznego pełnego nawiasów w nawiasach, tudzież skrótów idiomicznych, myślowych, cienkich ironii i samogwałtów (sic!) - ja np. teraz się dziwię, że takiego (jak samogwałt... matematyczno-semantyczny - a do tego można dodawać bez końca - byle z tej samej klasy znaczeniowej - dogmatyczny, teogoniczny, egzonimiczny, endenizmiczny, i jak moja koleżanka, która mówiła o sobie: niejednokrotna dziewica jestem!: impultyfikacyjny!). Na koniec niech będzie... egzekwialny, jako samogwałt samogwałtów!) coś przyszło mi do głowy.

A wie Pan, że nasze myślenie o psychice, moralności, poezji, o etyce powinności, o religii, kulturze, etc. powinniśmy zanalizować pod kontem widzenia samogwałtu! Że nasze życie to ciągły samogwałt, to wymuszanie na naszej woli życia, przeciągania tego bezsensownego istnienia w cierpieniu, nie wiadomo w jakim celu i po co. Po to żeby cierpieć? Cierpienie jako forma poszukiwania szczęścia, którego nie ma i nie będzie, dopóki będziemy stosować duchowe ręczne sterowanie (czyt. samogwałt), czyli "ręczne myślenie". Zresztą samogwałt nie polega na ruszaniu ręką ani głową (co jest logiczne, bo naszym sensem i istotą istnienia tu, na tej ziemi, jest ruch, ruch myśli i substancji) tylko na odbieraniu sobie wolności woli. Musisz istnieć (mówimy jej), musisz odczuwać (m.in. seksualną) przyjemność, bo... Bo co?

Na to pytanie ludzkie zwierzę nie ma odpowiedzi.
Rozumując w tym kontekście, można powiedzieć, że Pańska ucieczka do "różowej sypialni" (lub jak kto woli: najście, wejście, napad, rabunek, randka, branka, jasyr, podryw, schadzka z ukochaną...) jest ucieczką przed przymusem jakiegokolwiek samogwałtu. Jednakże jest jednocześnie przymusem ucieczki w następny samogwałt (do różowej sypialni)! Myślę, że im mniej tu będzie w tej "różowej sypialni" owej "różowej sypialni", to powoli stanie się ona (ta sypialnia) tak bladoróżowa, że prawie przezroczysta, aż do zniknięcia. Wtedy będzie miał Pan szansę wyjść z tej różowej pułapki z męskim honorem, bo jak tam Pan wszedł, to Pan ciągle siedzi i nie wiadomo co tam robi! Ciągle pieści i całuje po rączkach i nóżkach, czy też jak ten Priap! Bez przerwy "łomoce"! To jest niepokojące, intrygujące ale również męczące! Publiczność ma prawo wiedzieć, (publiczność - robi Pan to publicznie i przy ludziach! a mówi Pan że żąda Pan delikatności w uczuciach i nie lubi zagrywek "poniżej pasa" znowu seksualne znaczenie! Pan nie lubi?! Nie wierzę! Nie ma takiego faceta który lubi pisać i nie "lubi" tych rzeczy! "To" z pisaniem w jednej parze idzie! Wątpię, stary rozpustniku czy jest Pan taki niefrywolny, za jakiego się Pan podaje! Ja nie mówię o osobistym Pana życiu, że jest takie siakie, moralne, niemoralne... Absolutnie wygląda Pan na faceta o wysokim morale. Ale mówimy tu o poczuciu erotycznego i dotyczącego elan vital humoru.

Na zdjęciach jakie Pan publikujesz tylko się ślepia Panu jak staremu kocurowi świecą, do dzieweczki gdzieś ukrytej z boku.
Wracając do tematu "różowej sypialni", publiczność chce wiedzieć czy Pan jako kochanek w dawnym stylu używa również różowych kondomków i z czego są uszyte, z batystu, jedwabiu czy jakiegoś zgrzebnego worka, żeby było lepsze tarcie. My tu sobie żartujemy, a przeciez nasi staropolscy klasycy literatury miłosnej, kobietę "dojrzałą" i już wiele razy używaną, która miała szeroką pochwę jak donica (to jest coraz częstsza choroba kobieca naszych czasów, z powodu, że kobiety wpychają sobie, z nerwicy, w pochwę coraz większe dziadostwa w dziurę - a orgazmu jak nie było tak nie ma - tak że chirurdzy ginekolodzy zszywający do kupy rozlatujące się pochwy, mają pełne ręce roboty) nazywali "wiercimakiem" - czyli makutrą do ucierania maku, jak w staropolskiej fraszce Wacława Potockiego pt. Omyłka w słowie, w której mąż po nocy poślubnej zarzuca żonie, że z powodu luźnych rozmiarów w kroczu nie była mu "tarkiem" (czyli naszą tarką, np. do tarcia buraków - to ci dopiero była staropolska miłość, w której mąż się tak poświęcał na zaspokojenie swędzącej żoninej dziurki, że aż mu krew ciekła. Co do "swędzącej", na którą się skarżyła nasza prapolska pra-pra-pra-prababka, to też są na to odpowiednie fraszki, świadczące o jurności naszych Polek).

Kuchowicz pisze, że już w renesansie i baroku rozmyślano, jakby tu, środkami sztucznymi zwiększyć rozkoszne tarcie między członkiem a waginą. Próbowano np. posypywania ałunem (ten pomysł właśnie przybył do nas z Hiszpanii), ale często okazywał się za mocny i tak zaciskał "kochane mięśnie", że kochankowie musieli wołać na pomoc sąsiadów, żeby rozłączano ich końmi. Ale nikt się tym nie gorszył, bo wtedy w modzie były akurat stosunki zbiorowe, czyli seks-party, czyli towarzyskie (na to też są fraszki!).

My tu dalej (a właściwie ja) sobie dworujemy, ale przecież z Pańskimi wierszami jest problem (naukowo-teoretyczny) jak w tym makabrycznym dowcipie (uwaga, frywolne, staropolskie, dwuznaczne słówko!), co zrobić z "ciałem"?
Wracając do zasadniczego wątku wielomianu, przed nawias, o tym, że każda poezja i w ogóle czynność życiowa jest samogwałtem zmuszającym wolę do trwania w głupiej egzystencji, to wydaje mi się, że gdyby Pan tak rozbielił "różową sypialnię", żeby się stała przezroczysta, to byś Pan dokazał sztuki prawdziwie mistycznej, prowadzącej do sublimacyjnej (nie sublimatywnej!) samodestrukcji (nirwanicznej) i zatracenia w niebycie, więc uwolnionej od przymusu głupiego (ludzki dramat od stworzenia świata!) istnienia. Miałby Pan szansę dostąpić cudownego uwolnienia - ciągłej iluminacji w której doznający tejże iluminacji podmiot nie ma czasu na "ejakulację" (również fizyczną, bo się spieszy do konsumpcji inteligentnej energii) i nasza nieziemska istota jest ciągle w stanie najwyższej potencji! (jeśli Pan nie kojarzy to nic! Bo rzeczywiście członek męski w ciele fizycznym, ma swój odpowiednik w materii duchowej (tak rozwodnionej w "kosmosie" (nie tylko tym fizycznym i gwiezdnym, ale zawartym w immanencji świata, z którego pochodzi, albo którego nieodłączną częścią jest Immacultata - a tu jest coś dla Pana, bo się ociera o Pańską Hiszpankę (czy ona jest Hiszpanką?) w bladoróżowej sypialni, tak bladej i przezroczystej że dziewiczej), że nie istniejącej - ale przecież próżnia doskonała nie istnieje i istnieć nie będzie - i ejakulacja związana z rozkoszą orgazmu też ma odpowiednik na najwyższych piętrach kosmicznej świadomości. Do takiej ejakulacji potrzeba potężnych mocy i potężnych potencji od których przeżywania tu na ziemi można dostać zawału serca lub mózgu, albo umrze z szokowego stresu - to są fakty opisane medycznie).


Gdyby Pan wymył swoją miłością, tak do czysta "różową sypialnię", żeby się stała przezroczysta (moralnie i bytowo), to by mógł oczekiwać tantrycznej iluminacji. Zresztą tu mam wątpliwości i nie jestem taki mądry, bo to nie są rzeczy o których się rozmawia w przyzwoitym towarzystwie. Poza tym, tantryzm wydaje mi się sferą bliższą seksu małżeńskiego, niż wzdychaniom w różowych sypialniach. Tantryzm potrafi być również tłusty i przaśny a nie tylko duchowy i ascetyczny.

W każdym razie problem jest, bo jesteście państwo kochankami a nie białym małżeństwem. Gdybyście byli białym małżeństwem, to by nie mogło być w "różowej sypialni", lecz w białej sypialni, tam też byłyby ochy i achy, ale bez płóciennych kondomków, inny punkt startu i inny punkt dojścia. Słowem inne nagrody i zasługi. Nie mówię tu o przekleństwie prany, choć może powinienem. W każdym razie, zastrzegam, że nie rozpatruję Pańskiego pobytu w "różowej" w kategoriach yng i yang, ale w raczej takich, których jeszcze nie było i nie ma, bo tylko taką rzeczą zajmować się warto i jeśli każda miłość jest pierwsza i prawdziwa jako rzeczywisty byt, to w kosmosie jest jedyna i niepowtarzalna i tworzy ten kosmos, i go wzbogaca.

Tu nie może być mowy o powielaniu czegokolwiek (bytu się nie da powielić, bo jest albo go nie ma) w regułkach jing-jang.
Gdybyś się Pan uwolnił od przykazań miłości indywidualnej, zaborczej, zazdrosnej, bolesnej, cierpliwej i cierpiącej (na rzecz wybaczającej, por. Hymn do miłości, św. Pawła do Koryntian II rozdz.8. - że tam jest inaczej), to jako Boski Kochanek i Don Juan już by Pan nic nie musiał!
Pan Zygmunt mógłby iść, jak w gospodzie "Pod Królową Gęsią Nóżką" na piwo i zafundować sobie chwilową NIRWANĘ. Jednakże jeśli będzie miał pieniądze. A brak pieniędzy wiąże się Prawdą Objawioną, że, (jak już gdzieś powiedziałem): piekła w zaświatach nie ma, bo piekło jest tu!
I trzeba się uczyć z niego uciec. (Aż mnie ozór swędzi, żeby wdać się w analizę, ale nie mam czasu).

Gdyby nie Internet nigdy bym pewnie nic tak głupiego albo też głupio-mądrego nie napisał. Mam na myśli użyte przeze mnie powyżej "słówko": "idiomicznych". Im więcej czytamy i tym więcej rozumiemy znaków, tego co oznaczane i tego co znaczone i tego co porzucone w naszym myśleniu jako nieudane, roztrzaskane, zaklasyfikowane jako głupie. Ja myślę, że Pan Bóg kiedyś na Sądzie Ostatecznym, jeśli podejdzie do grupy podsądnych z epoki Internetu, to albo będzie musiał mieć ze sobą specjalnego tłumacza, albo samemu musi się poduczyć co nieco czytać na komputerze.

Przecież Pan wie, że do czasów Marka Cycerona nie używano takich słów jak: substantia, individuum, intelligibilis etc. To dzięki odwadze językowej pisarzy doznajemy łaski, oświecenia, że w dotychczasowej szacie graficzno-fonetycznej pojęcia kryje się dodatkowa możliwość jeszcze innego użycia w systemie znakowym, rozszerzając pole naszej wolności w swobodnym myśleniu i wypowiedzi. Dlaczego np. "idomicznych" a nie idiomatycznych lub idionomicznych"? Bo "idiomo", kojarzy mi się z używaniem pojęć o tym prefiksie w naukach drugiego poziomu semantycznego, gdzie sprawa dotyczy principiów i teorii, natomiast "idioma" przeważa w naukach praktycznych o zastosowaniu technicznym, operacyjnym i bezpośrednim w użyciu, danym już nam jakby w doświadczeniu codziennym, na wierzchu naszego poznania, w dostępnym zbiorze na poziomie pierwszego stopnia sygnałów. Nawet jeśli chodzi o takie nauki jak psychologia czy psychiatria to są one dwoiste, istnieje psychiatria teoretyczna i filozofia psychiatrii, z używaniem prefiksu "idiomo", czy w ogóle "mo", a drugi rodzaj psychiatrii, praktycznej, używa prefiksu "idioma", "ma". Jedne nauki (systemu znaków) są bardziej "głęboko" osadzone w oglądzie przedmiotu, drugie jakby "płycej" i łatwiej dostępne dla powierzchownej refleksji. To samo dotyczy nauki (systemu znaków) prawa, fizyki, matematyki etc. Np. matematyka " potrafi być (w refleksji) płytką konstatacją, ale również mroczną metafizyczną strefą cienia. I znów mam wątpliwości, czy nie dało się tego powiedzieć w języku "naukowym", a nie wyjeżdżać w poetyckie porównania (strefy cienia). Matematyka potrafi być, jako dziedzina filozofii bardziej "idiomo" niż "idioma". Panu chyba nie muszę tego...


Na jakimś blogu napisałem (ni to chwaląc się ni żaląc, żeby mi wybaczono jeśli będę bredził niezrozumiałe dla przeciętnego czytelnika, że czytam ok. 8 godzin dziennie. Otóż skłamałem, bo często czytam bez przerwy, tzn, gdy nie śpię, to czytam. I tak ze wszystkim a zabrać mi książkę lub coś do zahaczenia okiem, to umieram. Myślę, że to z potwornej egzystencjalnej nudy, w której powoli staję się (znaczeniowo) przezroczysty i jakby nieludzki (jakbym był jakimś tajemniczym lecz martwym wyrazem) i jakby coraz mniej żywy i mający ochoty do istnienia. Tego Panu nie mówiłem, że od wielu lat uprawiam prywatną religijność i pobożność buddyzmu. Właściwie, to gdybym nie chciał jeszcze czegoś napisać, to wszystko bym rozdał co mam. Już Panu pisałem, że mógłbym żyć kontemplując coś w rodzaju japońskiego ogrodu Zen, gdzie jest piasek i kilka kamieni. To wystarczy do całego bogactwa wewnętrznego życia, które jest takie jak w "sutrze serca": O Szariputro! Forma jest pustką! pustka jest formą!

Nie ma nosa ani oka, ucha ani języka
nie ma ciała, duszy, barwy
ani dźwięku, dotyku, istnienia rzeczy
Nie ma starości ani śmierci
nie ma końca starości ani śmierci
nie ma cierpienia
ani przyczyny, ani końca cierpienia
Nie ma ścieżki, nie ma mądrości ani nagrody
Tak żyje Bodhisattwa
w pełnym zrozumieniu, bez wątpliwości ani lęku
daleko od złudnych myśli

Oto nirwana!

Ja też Panie Zygmuncie tak chciałbym, i oddać światu książki które gromadziłem i dzięki którym doskonaliłem proces myślenia (mój Boże, co to za ugór i manowce!). Boję się tylko czy potrafię, bo przecież w tej ścieżce nie ma ścieżki, w tej ścieżce ścieżką jestem ja sam, w tym buddyzmie Buddą jestem ja sam.
Jest się nad czym zastanowić, bo widziałem moich rówieśników zdolniejszych ode mnie, z większymi znajomościami wśród możnych tego świata, z uznaniem literackim, którzy skończyli w chorobie, w opuszczeniu, mrąc z zimna i głodu, często samotni wśród ludzi, pośród wielkiego miasta. Więc czy jest o co łamać kopie kłócąc się, czy powinno być więcej "idiomo" czy "idioma"?


PS. Żałuję tylko, że nie mam na tyle czasu, żeby czytać dużo wierszy z Pańskiego Blogu, bo coraz bardziej przypominają mi one kontemplację japońskiego ogródka, gdzie są tylko dwa ary szarego, wykwintnie i starannie wygracowanego piasku i siedem, również wykwintnych swej prostocie i bezpretensjonalności, kamieni.


Zygmunt Jan Prusiński Madryckie ścieżki poezji - Część VI

_______________________________________


Komentowany wiersz: Różyczka z Otwocka 2018.08.09; 06:35:34
Autor wiersza: zygpru1948
LAS KOBIET - Część I
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/887021,las-kobiet-czesc-i


Komentowany wiersz: Różyczka z Otwocka 2018.08.09; 06:34:24
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

25.02.2011 00:18


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, jestem fizjonomistą i po wyglądzie (również na fotografii) rozpoznaję typ człowieka, jego skłonność do wewnętrznej uczciwości (bądź łajdactwa itp.), typ zdolności, inteligencji itp. I moje wyrazy uszanowania. Ten jowialny typ sarmaty i "brata łaty" jaki Pan reprezentuje, mnie się podoba. Z Pańskich oczu bije uczciwość i taka bezinteresowność, żebym zostawił pod Pańską opieką moją nieletnią piękną siostrzenicę, w przekonaniu, że Pan nie mógłby niecnie uwieść (jak Polański!) dziewicy. Sic!

Ale do rzeczy. Zastanawiałem się, dlaczego ostatnie wiersze mimo, że mi się podobają, budzą we mnie jakiś opór. Opór wobec naiwnej wiary w bezinteresowną miłość (w którą nie wierzę) i jej nostalgiczne piękno. Czy zastanawiał się Pan nad tym, że Cerwantes, może widział - ale Don Kichot nie widział nigdy krwawej corridy? Czy Tristo de Molina (Zielony Gil) czy Calderon dela Barka (Życie snem) widzieli to krwawe widowisko? Czy Pan widział corridę? Pytam dlatego, że z Pańskich wierszy wynika podniosły moralnie ton tychże wyżej wymienionych poetów złotego wieku (bez których nie byłoby nowoczesnej kultury hiszpańskiej). Natomiast do Garcii Lorki porównać Pańskich wierszy nie można, bo to nie ten typ wrażliwości. Natomiast widzę w Pańskich wierszach coś, co mają Lermontow, Niekrasow, Błok, Jesienin, Chodasiewicz, Mandelsztam, Majakowski, Jewtuszenko czy Wozniesieński i inni Rosjanie. Słowem (poza Mandelsztamem) słowiańska, cerkiewna i mistyczna sołowojowojska (od Sołowjewa) dusza. Oni się nie wstydzili (tak jak i Pan się nie wstydzi) bycia sobą. Bo i nie mieli za co się wstydzić. Nie byli pederastami ani burżujami. Nie żyli z wyzysku bliźniego. Jeśli byli pijakami, to w wysokich pobudek moralnych.


No i Pańskie wiersze do "Inez" nie są ani trochę hiszpańskie. Mało w nich ognia i bezczelności w prawieniu kobiecie "śmiałych" komplementów. Hiszpan nie byłby taki zastrachany. Jeśli klaskać kastanietami - to, od czasu do czasu, również po dupie! Niech czuje, że zbereźnik ją kocha! Żeby krzyknęła z rozkosznego przestrachu. Niby wyznaje Pan, że całuje jej piersi, ale czuć na odległość, że Pan nie całuje - bo wolałby się Pan pod ziemię zapaść niż się na to zdobyć (oczywiście gdyby to były takie relacje jak w wierszu! czyli żeby była nie do (na razie i dla Pana - nie do zdobycia).

Tradycja mówi, że Dulcynea była nie do zdobycia dla Don Kichota, ale jak najbardziej dla Sancho Panchy. I dzięki temu, że szlachcic z La Manchy się tego domyślał, tym bardziej ją ubóstwiał i zamiast w jej dziurkę to walił lancą w wiatraki albo w stado baranów.
Bo czyż kobieta jest kobietą, gdy nie odczuwa pociągu do łobuza? Kiedy Pan w wierszu wyznaje, że czuje Pan, że się upił na smutno tanim hiszpańskim winem, to jest to, jak cienka woalka przez, którą widać zatroskanie sytuacją, że tak źle i tak niedobrze. Źle gdyby Dulcynea była bezkrwistą i aseksualną intelektualistą i dziewicą, a z drugiej strony niedobrze, gdyby Sancho Pancha czy inny parobek zrywał jabłuszka w jej ogródeczku.

Wszakże również w miłości i tęsknocie nie ma układów izolowanych. Tęsknota musi się opierać na braku zaufania i podejrzeniu, bo inaczej nie jest pełna. Jeśli mi nie zależy, co robi moja ukochana, albo jej tak ufam, że sądzę, że nie potrafi niczego "zmalować - jak to niedojda" to nie tęsknię i mi nie zależy.
Jako podmiot poetycki Pan kocha, cierpi, podejrzewa. Nie ufa i Panu zależy. Nie jest więc Pan w pełni szlachetnym ale naiwnym Don Kichotem, a jeśli już to takim nowoczesnym, który rozmyśla o pokonaniu tych wstrętnych rycerzy-wiatraków, ale zarazem niepokoi się Pan o to czy przypadkiem jakiś Sancho Pancha nie skrada się do jej alkowy (po hiszpańsku!).
Bo by było niedobrze (dla poezji), gdyby była bezkrwistą aseksualną istotą, a z drugiej strony, wokół tylu Sancho Panchów, że uczciwej kobiety nie można spuścić z oka nawet na 15 sekund. Wiem, że to brzmi obrazoburczo, ale bez tego, bez lęku i nieufności nie byłoby postępu, kultury i poezji.


Wszystkie te uwagi nasunęła mi lektura Pańskich wierszy, więc coś w nich z tych rzeczy musi być. To gdzieś jest tam głęboko ukryte. Bo kiedy nie można mówić i kłamać ciałem, tę funkcję przejmuje krnąbrny, któremu nie można nakazać posłuszeństwa.


Zygmunt Jan Prusiński Elementarz poezji miłosnej - Część II

____________________________


Komentowany wiersz: Rozrzucone obrazki i łakomy błękit 2018.08.08; 09:56:05
Autor wiersza: zygpru1948
Ujawniony


28-latek, który dziś został doprowadzony na przesłuchanie do prokuratury to Michał M., operator filmowy, syn Jerzego Bernarda Modlingera, wieloletniego wydawcy i szefa redakcji politycznej „Wiadomości” TVP (w latach 1989-2001) i szef „Teleexpressu” (2011-2016).

Ma na koncie pracę jako operator kamery, asystent operatora przy wielu etiudach filmowych. Dziś pracuje przy sztandarowych produkcjach Telewizji Polskiej (m.in. przy serialu „Wojenne Dziewczyny”).

Jego ojciec, Jerzy Bernard Modlinger został w 2013 r. odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Do dziś pracuje w Akademii Telewizyjnej TVP, szkoląc młode kadry dziennikarskie.

Dziadkiem Michała był Jerzy Maurycy Modlinger, stalinowski prokurator, podpułkownik Ludowego Wojska Polskiego, w latach 50. komendant Oficerskiej Szkoły Prawniczej, szkolący kolejnych stalinowskich sędziów i prokuratorów. Zmarł w 1983 r., był pochowany w kwaterze „Ł” na warszawskich Powązkach, wśród grobów komunistycznych aparatczyków, które przykryć miały szczątki Żołnierzy Niezłomnych.

https://wpolityce.pl/…/406978-prowokator-atakujacy-policje-…


https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/38717400_285826568890548_6146438542374469632_n.jpg?_nc_cat=0&oh=51541860dc1a59bb2bece1e47659b24b&oe=5C03862D


Komentowany wiersz: Rozrzucone obrazki i łakomy błękit 2018.08.08; 09:44:31
Autor wiersza: zygpru1948
Wzgórza Aniołów - Część IV
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/883966,wzgorza-aniolow-czesc-iv


Komentowany wiersz: Rozrzucone obrazki i łakomy błękit 2018.08.08; 09:43:01
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

26.05.2012 23:57


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, ja chcę parę uwag co do poezji, co do poetów i poetek, co do sensu naszego duchowego (poetyckiego) życia. Ja przeciwko poetom nic nie mam, niech każdy pisze jak umie. W życiu też każdy gada jak umie, każdy orze jak może, każdy żyje jak potrafi. A że niewiele potrafi, to nasze życie jest pełne bezsensu. Przybywa coraz więcej artystów i poetów, przybywa również coraz więcej młodych mężczyzn, wyeksmitowanych ze swych mieszkań, którzy się włóczą po miastach jako bezdomni żebrując o parę groszy. Przecież tak być nie może, tak za tej (podobno nieludzkiej) komuny nie było i tak być nie powinno.

Ale tak być musi i będzie coraz gorzej, kiedy Polakom będzie doradzał pan Feliks Donaldowski, który nie ma żadnego konkretnego programu (tylko czczą gadaninę i słomiany zapał), a co więcej jego wywody mają charakter bałamutny. Bo cóż trzeba zrobić, gdyby wybory wygrała w Polsce opcja patriotyczna? Czy by się wtedy bogaci patrioci (których nie brakuje, bo się obłowili na transformacji) podzieli forsą się z bezdomnymi. Czyż frakcja patriotyczna w Polsce (która też należała częściowo do PZPR-u i do Solidarności) nie kradła i nie kradnie? Czy wykształciuchy zaliczający się do patriotów i nacjonalistów nie sprawują synekur i chlebowych urzędów? A może chodzi o to by dorwać się do władzy i odzyskać dla byłych obszarników lasy? Czy patrioci i nacjonaliści nic nie skorzystali na transformacji? Otóż skorzystali i kradli wspólnie z komuchami, i z solidarnościową górą. Odszukanymi frajerami byli tylko robole. Jak zawsze. To tow. Hilary Minc i tow. Jakub Berman zapewnili robotników na zjeździe spółdzielczości w Katowicach w 1948 r. cytuje słowa z ich referatu z pamięci:

"Robotnik może być pewny, że powrotu do przedwojennych stosunków obszarniczych i kapitalistycznych nie będzie". Obszarnicy i kapitaliści tak bronili swych majątków, lasów, bocznic kolejowych, cukrowni, tkalni i fabryk, tak zażarcie, że trzeba ich było rozstrzelać! Tak jest! Tak jak to robiono z reakcjonistami podczas wielkiej Rewolucji Francuskiej i tak jak robił to Oliver Cromwell w Anglii. I proszę Bermanowi nie brać za złe, że strzelał do polskich "patriotów", bo to nie byli patrioci tylko złodzieje i pasożytujące wszy na ciele polskich biedaków (robotników) i ich bosych dzieci (przecież Pan pamięta, jak w latach pięćdziesiątych wiejskie dzieci boso chodziły do szkoły). I tu jest pies pogrzebany, Panie Zygmuncie!

Niech się Pan nie daje robić w prymitywnego patriotę, który będzie przyklaskiwał nowemu bogaceniu się nowych pseudo-patriotów. Robole poszli na bruk i dostali eksmisję, natomiast magisterkowie, wszyscy posrani intelektualiści, ustawili się zupełnie nieźle (bo państwo nie ma obowiązku stwarzać warsztatu pracy dla robola, ale ma obowiązek dostawić biurko dla gryzipiórka), jako nowi funkcjonariusze nowego kapitalistycznego ustroju. Nacjonaliści ani "patrioci" nie mają prawa płakać, że im źle pod rządami Tuska. Płakać to mogą wyeksmitowani robole, którzy nie dając sobie rady z opłatą mieszkań, zostali z nich wyeksmitowani przez współmałżonki (kochane matki Polki) albo przez właścicieli, którzy jak to patrioci i przedwojenni nacjonaliści (lub ich spadkobiercy) odzyskali swoje własności.

Zupełnie nie widzę sensu w gadaninie pana Feliksa Donaldowskiego. Owszem, zdobywanie władzy poprzez działania parlamentarne miałoby sens, gdyby do każdego mieszkania, w którym żyje facet posiadający dochód trzykrotnie lub więcej przekraczający średnią krajową domeldować mu jednego bezdomnego. To by miało polityczny i wychowawczy sens. Jak we Francji podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jak w Ameryce, gdy w czasie powstawania USA wyrzynano Indian wsadzając w ich ziemię i miejsca (woda, ziemia w indiańskim pueblo) bezdomnych przybyszy z Anglii i z Niemiec, jak wreszcie w bolszewickiej Rosji. Wzorce są stare i sprawdzone. Co kilka lat musi się odbywać rewolucyjne obieranie złodziejom tego, co zagrabili w procesie ewolucyjnych transformacji i przemian.


Ale mniejsza z tym, ja nie o tym, ja chcę o poezji i to będzie poniżej.
Panie Zygmuncie, my tak sobie tylko gadamy o tej poezji, w próżnię, o tym, że poezja robi w naszym życiu same dobre rzeczy, że jest potrzebna jak chleb, że dzięki niej stajemy się lepsi itp. Otóż tak nie jest. Rozmyślam o poezji w tę i wewtę i nijak mi nie wychodzi, tylko tak, że społeczeństwo powinno się cofnąć do epoki magicznej, w której ludzie nie wiedzieli, że ziemia jest kulą.

Poetycka naprawa świata i to, że pisanie wierszy ma sens (również przez Pana i takich jak Pan) musiałaby się zacząć od zabiegu, jakiego dokonał Pol Pot w Khmerlandii. Pol-Pot napisał doktorat na Sorbonie, że aby zacząć odnowę cywilizacji trzeba zniszczyć radio, drogi, pieniądze, urzędy, szpitale (szpitale w których "leczą" nas zbrodniczy i zakłamani ludzie nazywający siebie bezczelnie lekarzami - a to są wydrwigrosze i oszuści - wspólnicy mafii i narkobiznesu). A wszystkich nauczycieli posłać z motykami na wieś, na dwa-trzy lata, żeby się nauczyli sadzić groch i proso. Praca doktorska Pol-Pota zdobyła uznanie Sartre,a i francuskich uczonych. Jak Pol-Pot postulował, tak uczynił. Zniszczył drogi w całym Królestwie Khmerów, zamknął szkoły (miejskie) i nauczycieli wysłał na wieś, zlikwidował pieniądze i opróżnił z inteligencji stolicę. Otóż na pięć milionów obywateli-khmerów, w stolicy zamieszkiwało dwa miliony urzędników, nauczycieli i inteligentów (pasożytów). Wszystko (ci inteligenci pasożyty) to było na usługach amerykańskich i zachodnio-europejskich zbrodniarzy (politycznych i burżuazyjnych pasożytów) zwanych szumnie demokratami, liberałami, klasą polityczną, mieszczaństwem, klasą średnią etc. Gdy w Khmerlandii zabrakło benzyny, gdy stanęły samochody, gdy zamilkło radio, gdy przestały być ważne pieniądze ludzie musieli się nauczyć samodzielnego wypieku chleba i podcierania sobie tyłka. W najgorszej sytuacji byli darmozjady z miasta, którzy pasożytowali na nędzy wiejskich biedaków. Już nie było po co ani gdzie zaciągać kredytów na amerykańskie samochody, ani japońskie telewizory. Człowiek musiał się zwrócić do drugiego człowieka i zacząć z nim rozmowę. Uczyć się rozmawiać z drugim człowiekiem od nowa. Oczywiście wielu inteligentów podczas prób takich "rozmów" poniosło śmierć z rąk wieśniaków. Bo taka rozmowa, zaczynająca się od ty wiejski chamie wyczyść mi buty, musiała się dla inteligenta źle skończyć. Inteligentów ponosiła wobec wieśniaków pańska (złość i) dezynwoltura, a tym razem za bezczelnością pańską nie stał żołnierz z karabinem, żeby u chama wymusić posłuch. Dlaczego?

Proszę odpowiedzieć, czy warszawski inteligent dogada się z wieśniakiem ze zlikwidowanego pegeeru spod Koszalina? Gdyby zabrać warszawskiemu inteligentowi jego samochód, jego karty bankowe etc. i kazać mu plewić buraki cukrowe na kołchozowym polu, to wojna miasta ze wsią gotowa. Warszawski inteligent odmówi takiej roboty, bo do wyższych celów jest stworzony, mianowicie do pisania wierszy i wygłaszania tyrad, że "człowiek brzmi dumnie". Oczywiście "człowiek z miasta", za którego wszystkie czarne roboty robi cham. On tylko temu chamowi doradza, w którym banku korzystnie zaciągnie nowe kredyty! Otóż tu mamy do czynienia z oszustwem, które polega na tym, że jedna część pracuje za jedną setną lub dziesiątą wartości rzeczy znajdujących się w handlowym obrocie, a druga część to oszuści i kombinatorzy. To dla tych oszustów prasa drukuje gazety, moda wymyśla kroje ubrań, poeci piszą wiersze, felietoniści starają się przyciągnąć ich uwagę. I w ten sposób buduje się fałszywy świat, w którym w obronie przed buntującymi się masami nowoczesnych niewolników, wygenerowanych procesem tzw. rozwoju cywilizacji fabrycznej, stają uzbrojone po zęby formacje policyjne i wojskowe.

Taki jest nasz świat obecnie i poeta taki jak Pan, musi ze swoimi wierszami-pierdołkami stanąć bezradnie, z opuszczonymi rękami pod ślepą ścianą. I będzie dobrze, już jest dobrze, że nie stoi za Panem drab w mundurze wojskowym, w wycelowaną w Pański kark lufą pistoletu. A wszytko dlatego, żeby obronić dotychczasowe koleiny i procedury, w których poeci piszą swoje głupoty, a burżuazja żre dobre kąski i żeruje na darmowej pracy tzw. niewykształconej hołoty. Chociaż trzeba dodać, że żeruje również na robocie hołoty "wykształconej" i utytułowanej gównianymi magistrami.

Może taki poeta spotykać się z innymi poetami, gdzieś w pipidówce, bo może nawet sam Adam Zagajewski z Adamem Ziemianinem dyskutować o poezji w salonie Pałacu pod Baranami albo w Kolegium Maius, to i tak nie zmieni sytuacji, że poezja jest jakimś dziwnym, niepotrzebnym (i szkodliwym) gadaniem. Śmieszną wyliczanką jakby u dzieci: ene-due-rabe. "Poeta" za te swoje przekręcanie wyrazów nie ponosi żadnej odpowiedzialności a z tego "przekręcania wyrazów" również idzie całe społeczne zło, przyczyniające się do zbabrania współczesnego mózgu.
Bo w polityce i w historii jest jak w logice arystotelesowskiej, że jeśli wszystkie A są wszystkimi B, to wszystkie B muszą być A. (Dzięki temu kapitaliści mają swoją kasę a księgowym domyka się bilans). Jednakże sens z logiki jest taki, że jeśli wszyscy politycy są "mordercami" to wszyscy "mordercy" są politykami. (Piszę o mordercach w cudzysłowie, bo przecież politycy mordują w białych rękawiczkach).

Tak powinno być w realnym życiu, w religii i w twórczości poetyckiej, a tymczasem dzięki twórczości poetyckiej tak nie jest, bo poeci twierdzą, za pomocą przekręcania wyrazów i sensów, że nie każde A jest B. Że często stół jest "stoltem-toltem", nienawiść "nienawiściątkiem-niewieściątkiem", krzywda "krzywką" a miłość "mliwością". Wynika z tego, że nie ma polityków morderców, tylko są "politykusy-moldowani-moldkościowi-moldecy". Taka loskosna zabawecka w ukladanecki slowno-slowice, za ktole sie nalezy dac naglody nobla pani symbolskiej i zajejeskiewicusowi, bo my psecies jestesmy loskosni poetci.

Tomasz Man w "Józefie i jego braciach", pisze, że gdy Putyfara namawiała Józefa do zamordowania swego męża, to mówiła dziecinnym językiem: że "psecies musimy go zabits". Udawała idiotkę, rozkoszną, zakochaną poetkę albo to, że ugryzła się w język.

Udawała poetkę - tylko nie morderczynię. A mnie wychodzi na to, że współcześni poeci są pomagierami urzędowych, politycznych morderców.
Poezja współczesna też jest wprzęgnięta w proces urabiania opinii publicznej, że "dobrze jest gdy Obama zabija Kadafiego". O czym więc poeta współczesny powinien bałakać w swoich wyliczankach? Bo jeśli nie o "miłości", o której zwykle nie ma pojęcia, to o czym? A no właśnie, powinien się zastanowić dwa razy, dopóki raz napisze. Sądzę, że powrót do myślenia magicznego jest możliwe na każdym szczeblu rozwoju. Sądzę też, że poezja współczesna nie ma nic wspólnego z "realizmem magicznym", bo ona go tylko udaje i małpuje. Miłosne tokowanie do kochanki jest "zapytywaniem piętra czy parter jest wolny". Natomiast z prawdziwą miłością, z magicznym traktowaniem jedności międzyludzkiej i braterstwa między kochankami jest tak, jak w ewangelicznym przykazaniu u św. Pawła: "swoje brzemiona wzajemnie sobie noście".

Niech Pan powie, czy w rodzinie gdzie jest pięć samochodów, pięć telewizorów, kupa nienawiści o pieniądze i troje ludzi (w tej pseudo-rodzinie), czy tacy troglodyci mogą wzajemnie swoje brzemiona nosić?

Do kogóż więc może się odnosić apel o odrodzenie szczerości poetyckiej mowy?


Zygmunt Jan Prusiński Mandoliny na rosie... część I

_______________________________


Komentowany wiersz: Moja biała damo na szachownicy 2018.08.07; 08:27:01
Autor wiersza: zygpru1948
Wzgórza Aniołów - Część IV
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/883966,wzgorza-aniolow-czesc-iv


Komentowany wiersz: Moja biała damo na szachownicy 2018.08.07; 08:26:02
Autor wiersza: zygpru1948
Krytyk literacki Karol Zieliński pisze...

Komentarz z lubczasopisma: Ale Literatura


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, czytam Pana, uważnie i między wierszami etc.
Mój problem z Panem jest taki, że ,młodzicy startujący w różnych konkursach o np. „Laur Chrzanowa” wymyślają bardziej efektowne niż Pan metafory, tylko że to jest wymyślone i jakby zmałpowane u dwudziestolatka – a u Pana jest o przeżyte. Pan wie, co mówi i co pisze - oni zaś nie. Człowiek jest taką genialną małpą, że w młodości może się wyuczyć (jego mózg tak poskłada sprzeczne znaczenia) używania słów w zdaniach, które nie mają pozornego sensu i dopiero kontekst kulturowy nadaje im (może im nadać) „poetycki” sens. Ale to często jest tak przypadkowe, dzieje się takim trafem przypadku, jakby dać milionowi małp maszyny do pisania, aby bezrozumnie stukały w nie jednym palcem, to u kilku z nich musi się wystukać prawem rozsiewu statystycznego, jakieś sensowne zdanie. Sprawa jest prosta, gdy mamy do czynienia z wypowiedzią prozatorską, bo pytamy i prawidłowość składni, gramatykę i ortografię, ale przy wypowiedzi poetyckiej sprawa się komplikuje i już nie można wymagać poprawności gramatycznej (formującej w pewnym stopniu zrozumiały sens), bo metafora wymaga odsyłania do treści leżących poza desygnatami jej poszczególnych składników. Jeśli sens zdania prozatorskiego leży poza tym zdaniem, to w metaforze dzieje się to tym bardziej wyraźnie. W procesie rozumienia logicznych treści zdania bierze udział, tak samo jak w rozumieniu prawideł logicznych, akt psychicznego uznania, że coś wynika z czegoś, że coś jest implikacją innej rzeczy, jeden sąd pociąga za sobą inny, logicznie powiązany.
Wszystko jest powiązane w relacjach, które rozumiemy, czyli uznajemy za prawdziwe lub fałszywe (entailment) i to zarówno w prozie jak w poezji.

Owszem, można pisać wiersze, bawić się, eksperymentować, wyrażać metaforycznie to, co się da napisać prozą, a nawet szukać wyrazu dla treści niewyrażalnych etc., ale zasadniczo (tak rozumiem) pisanie „poezją” ma sens wtedy, gdy trzeba przekazać treści, których nie da się przekazać prozą. W tym ujęciu poezja byłaby więc prozą, ujmowaną i „pisaną” inaczej.

W każdym razie, w wypowiedzi zarówno prozatorskiej jak i poetyckiej chodzi o zdanie. Nauczyciele od języka twierdzą, że zdanie może się składać z jednego wyrazu, który będzie orzeczeniem. Podmiot może być domyślny i nie może tworzyć jednowyrazowego zdania. Dlatego ja tak maniakalnie przyglądam się treściom każdego wiersza. Nie szukam w nim bynajmniej tego, „co” mówi, lecz zwracam uwagę na to „jak” mówi, ale za każdym razem „jak”, implikuje „co”. Powiedz mi, „jak mówisz”, a powiem ci „co mówisz”. Ludziom (również „twórcom” i poetom) się wydaje, że wiedzą , „co mówią”, albo widzą, „jak mówią”. Niestety, w każdym przypadku ta wiedza jest myląca. Język potrafi zwodzić na manowce. Co innego się chciało powiedzieć, a co innego się powiedziało i nawet się o tym nie wie.

Proszę nie myśleć, że „coś wymyślam” przeciwko Pana pisaniu, że szukam jakiejś dziury w całym. Nic podobnego. Dziura w całym jest we wszystkim, we wszystkich wierszach i prozach świata, w całej rozciągłości. U Pana są prawdziwe metafory typu: „dwa dni to wiek krzyku”, albo: „rozpościera się srebrzysty pokłon światła”. To jest nowa treść, nowy (a może część prawdziwej istoty – w sensie kantowskim) sens (a przy czym jest to zdanie mający podmiot i orzeczenie, tudzież rzeczownik, czasownik i przymiotnik), czyli wszystko co trzeba, żeby nie zamieniać poezji w estetyczny dom wariatów.

Natomiast przy wierszu zaczynającym się od słów: „Podejrzewam, że jestem głodny” mam ochotę zastanawiać się nad tym, co uczeni lingwiści i gramatycy pisali o zdaniu. Czy ciąg normalnych, logicznych zdań, ułożonych osobno, jedno nad drugim, może tworzyć nową wartość artystyczną i poetycką.


Kraków. 04.08.2012 - 12:13


Komentowany wiersz: Pobierasz i powielasz wrażliwość kobiety 2018.08.06; 10:33:32
Autor wiersza: zygpru1948
wiersze Dharma Wind


SZPAKI JUŻ ODLECIAŁY – ANGO RECZ 2015



szpaki już odleciały

jezioro

stało się bliskie







dotknęłam jeziora

poczułam całym

pyskiem



………



czy to pluszczcz

czy to deszczcz

czy ulewa



czy śpiew ptaków



rozgęstwiły się wokół



(poranek dzień I)







wyrosły mi gałęzie

korzenie

liście z drzew



płonę

jak gwiazdy

na niebie







a czasem



jestem pusta

jak wydrążony pień



a czasem

para bucha…



(20 lat w Sandze Kannon)







Uderzenie: Raz!

Zamarł Czas!

tańczą oboje



umpan i han







świat wiruje w Twoich oczach

Ziemia się kręci nie wokół Słońca

lecz tu



Nieznajomej







zaświeci mnie to Słońce

zupełnie

na bezchmurnej ławeczce







bądź szczęśliwy przez chwilę

tylko tyle można







inna opcja:

jak widzisz trochę dalej

niż na pół paznokcia







śmierć nie zabija

to my









K ą c i k o w e l a t o









jak Ci mistrzowie

z fotografii

sprzed lat



zmienia się ciągle

jak Ocean

lecz trwa



Uji’emu





Wahadłowe drzwi

poruszyły się we mnie



Jak zegar

który odmierza czas



Nic więcej nie ma…



Drzwi nie ma…



A to Nic

zawiera wszystko







usiedliśmy na chwilę

las śpiewał…

Sutry codzienne







w dzikie wino zaplątani

pod prysznicem

jak Adam i Ewa







będę zakochana

w powietrzu

całować z Księżycem







Oświecenie w blasku Słońca

nad ranem

Kocham siebie samą







Niebo mi się otwiera

jak serce

nad głową







jakbym była

na Ty

z Księżycem





Drzewom i kwiatom,

ludziom i ptakom,

które tam były…





VII 2015



*

Zobaczyłam swoją Naturę w Księżycu

zaglądał przez okno

gdy siedziałam w zazen

W Złotej Kołysce Poświaty



On jeszcze tam tkwi



*



„Już pora spać

toż to dopiero jutro

Nowy Rok”

Buson



*



To ta końcówka Bacha

Zagrała mi pod palcami

W koronach drzew

I migający świat fajerwerków

Których nie widziałam

Grzmoty petard



*





„Jesień głęboka

Kim jest i co porabia

Sąsiad mój bliski”



Basho



*



Zendo tonie w ciszy

Błyszczymy Umysłem

Jesień depcze pod nogami listki



*



Ja i ja

Sam na sam ze sobą

Kwarantanna łez



Epidemia smutku



*



A oczy iskrzą

poprzez smutek i ból

Jak gwiazdy na Niebie



Kaiinowi

( 5 dni tangario )



To już jest Góra Złota

Poza Orbitą

moich Doznań







„Tańczę w przestrzeni

Chmurami odziany

Jem słońce i dzierżę księżyc,

A gwiazdy są moim orszakiem.”

Trungpa







jak skrzydła ptaka

niesiony na wietrze

Umysł mój



prześwituje Słońce













zatrzymał Czas

jednym skinieniem

jednym spojrzeniem



nieskończona Chwilo,

trwaj!













pocałunek przemknął

między nami

jak gołąb pokoju



zatrzepotał skrzydłami

nie wróci

uwięziony




Gwiazdozbiór

nie kobieta

siedziała na sali



W jej oczach

się przeglądam

jak w rzece



Jej słowo ocali




Książę na koniu

Odjechał…

Siwy Pył…






„Usilnie starając się o strawę dla umysłu,

Ostrząc grot intelektu,

Odkryłem wiecznych rodziców,

Których nigdy nie zapomnę.”



Trungpa „Intronizacja” 1973


Komentowany wiersz: Pobierasz i powielasz wrażliwość kobiety 2018.08.06; 09:37:29
Autor wiersza: zygpru1948
Wzgórza Aniołów - Część IV
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/883966,wzgorza-aniolow-czesc-iv


Komentowany wiersz: Pobierasz i powielasz wrażliwość kobiety 2018.08.06; 09:36:28
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

03.04.2011 15:24


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, znów przed chwilą "rozglądałem" się po wierszach Pańskiej poetyckiej kochanki. Wiersze to jedno (są piękne, jak setki tysięcy innych wierszy) a sens to drugie. To, że nie są dopowiedziane (do końca) nadaje im pozór tajemniczości i głębi. To, że nie są dopowiedziane, nadaje im pozorny sens, w świecie, gdzie nic nie ma sensu (być może w ten sposób próbuje scalić camusowskie rozbicie świata). Z czego Mar w wierszu XXVIII świetnie zdaje sobie sprawę, traktując "gościa" jak kat na szafocie ostatnim łykiem wina i papierosem, szepcząc mu, żeby się nie martwił, bo nie będzie bolało i nie jest to takie straszne.

Chcę powiedzieć, że to, że natrafiłem na Wasze wiersze uważam za rzecz szczęśliwą dla mnie i interesującą, bo byle co mnie nie skłania do pisania. Jest w nich materiał do przemyślenia, jak nie przymierzając w sonetach Szekspira. Niech się Pan nie przejmuje, on też był uważany za grafomana i głupiego. Nie chciałbym Panu robić przykrości i pisać o okrutnych historiach (wręcz szekspirowskich) jakie widzę w waszych wierszach, ale jesteście oboje tak naiwnie szczerzy w wywalaniu, przy jednoczesnym usiłowaniu kamuflażu, kawa na ławę swoich uczuć, że aż się prosi o wyjaśnienie "snu Edypa", który jest zawarty w tym, co bredzicie miłośnie na jawie. Tak trzymać, bo jest to wyjątkowe zjawisko w kulturze. Może ktoś się na tym (poza mną) połapie i roztrąbi! Ja niestety nie potrafię, bo nie mam siły przebicia i zawsze byłem uznawany za szalonego głuptaka. Po porostu zapłaciłem za to, że miałem profesurę i establishment za bandę zboczeńców i niedouczonych kretynów.


Panie Zygmuncie, każdy z nas (myślących) musi sobie zdać sprawę, że poezji jako takiej nie ma. Nigdzie ona nie istnieje. Nie ma takiej rzeczy ani takiego bytu (jak poezja). Poezja jest jak Tao, nie ma smaku ani wyglądu, ani ucha ani języka… jest wielką pustką… ale tylko ona istnieje! O Szariputro!

Jednakże poezja istnieje, wtedy „gdy Coś jest”. Istnieje również wtedy gdy jest Pustka (w pustce lub jest istotą Pustki), ale ponieważ absolutna pustka nie istnieje (bo Pustka istnieje i nie ma na to rady, nie potrafimy się obejść ani oderwać od pustki, choćbyśmy chcieli się od niej uciec w Coś, jest ona jakby sensem i sednem naszej troski i naszej egzystencji), natomiast istnieje Pustka i to właśnie ta Pustka może (ale nie musi) być poezją. Zawiera się w tym myśl, że również Pustka jest bytem.
W tym miejscu jestem bliski twierdzenia filozofii indyjskiej, że substancja nie istnieje, (ale mniejsza z tym).

Na istnienie każdego bytu (oprócz bytu absolutnego) składa się to, co w nim istnieje i czego nie ma (co nie oznacza, że w nim w ogóle nie istnieje – bo gdyby nie istniało to co nie istnieje, nie istniałoby to co istnieje).
Oczywiście prostak albo chłopek roztropek, lub ktokolwiek inny (również uczony inteligent) może się z tym nie zgadzać i myśleć w sposób odmienny (uważając to za bzdurę) ale jest faktem, że jesteśmy tym co (i jak) myślimy, i tylko w taki sposób istniejemy i zdajemy sobie sprawę z własnego bycia oraz innych nas i innego świata. Poza tym naszym myśleniem nie ma nas ani świata (ponieważ nic o nim nie wiemy). Skoro myślenie jest podstawą naszego tu i teraz, to powyższy mój wywód, oparty na logicznym wynikaniu sensów myśli z innych myśli, jest zupełnie do przyjęcia dla normalnego rozumu.


Z tego punktu, Pańskie wiersze nie są poezją i Pan wierszy nie „pisze” w tym sensie, że Pan nie stwarza pełnych egzystencji (samodzielnego bycia w świecie) w obiektach bytowych (które narzucają się umysłowi i zmysłom uczestników poznania same, bez ich woli i np. czytania), Pan, ani nikt inny takich bytów nie stwarza, a przecież tylko byty istniejące realnie lub nierealnie (ale „bytujące”) mają moc odpychania nas lub oczarowania naszej woli (rozczarowania, zniechęcenia, zachwycenia itd.). Wtedy mówimy, że jesteśmy pod wrażeniem poezji. Poeta tylko usiłuje stworzyć taką rzeczywistość w wierszu, żeby wprowadzała swoim złudzeniem w błąd, że rzeczywiście istnieje.

Nie są to sprawy do końca oczywiste, bo ludzkość nie rozwiązała dylematu, czy istnieją wrażenia estetyczne, tak jak istnieją wrażenia smaku, bólu, zimna, strachu, wesołości, komizmu itd. W ogóle istnieje problem określenia czym są wrażenie i czy wrażenie przyjemności jest samoistne, czy też jest pochodną wrażenia wesołości (lub odwrotnie). Nie są to wymyślone ad hoc brednie, bowiem można te stany wyosobnić we własnej refleksji fenomenologicznej. W wielu przypadkach poezja zjawia się nam tak, gdzie się tego najmniej spodziewamy. Zadaniem poety jest napisać wiersz w taki sposób, żeby „zaskoczyć” (czasem przez brak zaskoczenia) i zadziwić (często przez brak zadziwienia – albo nawet przez odpychanie) ale tylko tyle – bowiem napisać „pięknego” (który by zawierał obiektywnie, transcedentnie i obiektywne transcedentalne piękno) wiersza się nie da (ponieważ tu na naszej ziemi takie Piękno nie istnieje dostępne dla naszego umysłu w stanie in situ. Możemy go sobie tylko wyobrazić albo przeżyć osobiście, ale wtedy (uważam), nie ma pewności, czy nie umrzemy od drgawek. Takie piękno przeżyłem bodaj raz, gdy sobie do końca uzmysłowiłem głębię własnej nikczemności. Żeby to przeżyć, dopuściłem do umysłu ciemną siłę, zupełnie obcą i nieznaną, która starała się mnie opanować i (chyba) zniszczyć. Tak, że dałem spokój z eksperymentowaniem jak daleko można iść w robieniu rachunku sumienia, po przekraczając pewną granicę szczerości (wobec samego sobie) psychika uznaje, że trzeba się zlikwidować, bo tak podłe indywiduum i „korona stworzenia” nie ma prawa Żyć. (Żyć pisane przez wielkie „Ż”, czyli dotyczące życia wiecznego po śmierci) "Zblazowany koneser”, lub czytelnik myślący, który przeczytał dla swej potrzeby estetycznej lub z ciekawości tysiące rożnych wierszy, weźmie do ręki jakiś wiersz, już z taką dozą uprzedzenia (że ma z poetycką miernotą i durnotą do czynienia) i wiersz albo się obroni przed jego potrzebą psychiczną (samowyzwolenia, ekspiacji, uduchowienia, zniszczenia itd.), albo nie. Co do potrzeb psychicznych, to mogą być pozytywne (chcę istnieć, cieszy mnie bycie tu i teraz) albo negatywne (chciałbym już zdechnąć, bo nie ma tu nic dobrego. Życzę temu światu, żeby go szlag trafił itp.). W chwili czytania wiersza wszystkie te nastawienia grają pierwszorzędną rolę i właściwie to one decydują (bezkrytycznego odbiorcy) nie tylko czy wiersz się podoba, wydaje się dobry, ale czy w ogóle jest godny istnienia, czy w ogóle jest bytem-wierszem.


Wiersz od strony statusu egzystencjalnego, musi być bytem, żeby przyciągać naszą uwagę, być w naszej pamięci. Ponieważ zawsze rozumiemy Coś i obcujemy z Czymś). Nie można zapamiętać czego nie ma. Można zapamiętać że czegoś nie ma, nie było, ale musimy wiedzieć czego, czegoś co w ogóle istniało lub istnieje lub powinno istnieć a nie istniało (na przykład nieistniejącej miłości, której nie było).

Pod tym względem Pańskie wiersze (i w ogóle każde wiersze) są mieszaniną bytu i nicości. Mówię to, teraz poruszając się po sferze zdań egzystencjalnych – stwierdzających: jest byt, nie ma bytu) są mieszaniną bytu i nicości. Wypełnienia i pustki. O ich treści decyduje to, co w nich jest i czego nie ma. Bo być może ważniejsze jest to czego brakuje.
Pan by chciał wywołać wrażenie że są piękne i że są poezją. Niestety, nie jest to takie proste. Pan powiedział, że jest „kochankiem, który wchodzi do różowej sypialni i spełnia powinności kochanka” i tu Pan trafił w sedno, co do swych wierszy. Tu jest ich siła i jakaś „prawdziwa” hiszpańskość (ta oklepana, znana z poezji romantycznej, romansów, obrazków itd.). Ale nie wiadomo czy to jest takie „ładne” - niektórych może to odrzucać i mogą z tego szydzić - i poetyckie. „To” nie jest poezją! Natomiast poezją jest to, że podmiot liryczny, przebierając się za różowego kochanka i wchodząc do różowej sypialni rozpaczliwie pragnie, żeby to spełnianie miłosnych powinności wyglądało jak najnaturalniej, „miłośnie” (w sposób nie wynaturzony…) I to chcenie, ta rozpacz, żeby udawanie stało się prawdą, jest sednem poetyckiego urodzenia wiersza.

Sytuacja jest tym groźniejsza, że w naszym świecie (bo w świecie jakiegoś rolnika z podlaskiej wsi bez elektryczności - nie) wszystko ulega natychmiastowemu wynaturzeniu (ucieka od natury i staje się niezgodne z naturą). Dzieje się tak w każdej dziedzinie naszego życia, myślenia, chcenia, oceny naszej uczciwości, sumienia i w ogóle nas, jako całości. Myślenie nie jest efektem naszej woli. To nie my myślimy, to myślenie nami myśli i zamiast nas, myśli, a my się poddajemy jego kierownictwu albo nie („wierzgając przeciwko ościeniowi śmierci” – w greckim oryginale „przeznaczenia”). My nawet nie mamy własnej woli, bowiem nasza wola jest urabiana przez wszechwładne myślenie (które nas trzyma jak konia, uzdą „za mordę”), które się znajduje poza nami. Jeśli się „temu” zechcemy sprzeciwiać wpadniemy w idiotyzm, dziwactwa i absurdy (oczywiście cały świat – jest ślepy - tak czyni, przeciwstawiając się zdrowemu myśleniu, doktoryzując się z idiotyzmów, wynosząc kretyństwa na ołtarze, modląc się do głupoty i uważając, że tak być powinno i że tak jest normalnie). Świat jest w ogóle pokręcony do góry nogami i tak chyba musi być.

Podam przykład mojej praktyki. Przyszedł do mnie student prosząc o radę, bo promotor (filosemita) sugerował mu w pracy temat: Dlaczego źle jest zabijać żydów?
Tenże student podchodził do tematu kilka razy i za każdym razem wychodziły mu banały, z których cieszyli się żydzi, ale nie cieszył się krytyczny umysł studenta. Jak można pisać w kółko same głupoty, o żydach, którzy tępieni przez hitlerowców sami w Palestynie w tym samym czasie eksterminowali Arabów?
Mam pisać – frustrował się student - że źle jest zabijać żydów (i w ogóle zabijać), bo co? Bo się pogniewa dobra bozia? Abo brzydko się jest tak bawić? Albo dlatego, że człowiek ma obrzydzenie do rozlewu krwi? Czyste głupoty! Bozia się nie pogniewa, ludzi się nie oburzą – tylko dopomogą, a człowiek ma przyjemność z zabijania i rozlewu krwi. Ludzie robią to codziennie, bo nie ma bardziej krwiożerczego zwierzęcia niż człowiek.
Doradziłem więc studentowi: Najpierw napisz brudnopis: „Dlaczego dobrze jest zabijać żydów”, bo przecież widzisz, że faktycznie dobrze jest zabijać żydów, bo wielu tak robi. Gdyby było źle ich zabijać, to by tego nie robiono. Chyba logiczne!? Zresztą doświadczenie historyczne uczy, że tam gdzie nie zabijano żydów, tam po jakimś czasie pojawiały się polityczne kłopoty i żydzi zabijali swoich przeciwników. Nie ma w tym nic gorszącego ani niebywałego. Po prostu tak jest na świecie, że rodzina jest rozsadnikiem zbrodni a państwo żyje ze zbrodni swych obywateli. Taka jest prawda, tylko zabroniono o tym mówić.
Kiedy to opiszesz, na brudno, podczas tego procesu odtworzą ci się odpowiednie klapki w mózgu i zobaczysz problem we właściwej proporcji, potem zmodyfikuj to, żeby nie raiło swoją drastycznością i przepisz na czysto pod tytułem: „Dlaczego źle jest zabijać żydów?” I tak, w sytuacji, gdy wszyscy na świecie wiedzą, że dobrze jest zabijać żydów (i w ogóle zabijać) twoja teza obwarowana zadaniami warunkowymi, np. że źle jest zabijać, bo są nosicielami postępu i filozofii (ale nie roznosicielami czarnej śmierci i wszy, które to rzeczy są roznoszone przez nich przy okazji ich cywilizacyjnych peregrynacji) przeczytają z uwagą twój wyważony głos, dlaczego dobrze jest zabijać… a mimo to z ludzkiego punktu widzenia przecież jest żal i sumienie wzdryga się przed zbrodnią, jako lepsza część naszej natury, opisanej pozytywnie w podręcznikach z kryminologii, jako ta, która powstrzymuje naszą wolę i pragnienia od zbrodniczego czynu.


Podobnie jest z Pańską poezją, Panie Zygmuncie. Czytając wiersze, Pańskie (i podobne jak Pańskie), myślę, że Bóg jest daleko i ma koźle rogi, natomiast serce piekła jest blisko, w piersiach kochanki.
Dzieje się to częściowo pod wpływem lektury! Lektura i proces myślowy jaki się przy tym odbywa mnie w tym utwierdza.
Przechodziłem różne fazy w pojmowaniu i zachwycaniu się poezją - nawet w sposób ponury, odpychający, widząc wszystkie jest nędzne usiłowania zakrycia własnej umysłowej nędzy, niedoboru wyobraźni… ale, przecież w końcu musimy stać się dorośli i… zobaczyć rzeczy takimi jaki są.
Dlatego wydaje mi się, że tak jak św. Paweł powiedział: Kobiecie nauczać nie pozwalam – my powinniśmy mówić: "Kobiecie wierszy pisać nie pozwalam" - to Pana celna myśl. - Nie jest to zależne ode mnie i nie ja to wymyśliłem, ani też nie jestem jakimś anty-człowiekiem widzącym w kobiecie wroga. Co więcej lubię kobiety, jestem typowym samcem, który nie lubi wkładać (nigdy tego nie zrobiłem) kobiecie do dziury, która nie jest do tego przeznaczona, natomiast zawsze uważałem, że należy spuścić gdzie trzeba, zrobić swoje i lecieć do roboty. Nigdy też nie byłem chętny do zdrady. Kobieta mogła na mnie polegać. Niestety – ja nigdy nie mogłem polegać na kobiecie! Chyba chwilowo „zalegać” – to wszystko. Na tym się kończyła do mnie ich lojalność. Niewiele kobiet rozumiało co mówię i musiałem z nimi rozmawiać jak z małymi, aczkolwiek zboczonymi i okrutnymi dziećmi.


Jeśli przeczytam w całości Pańskie wiersze z projektowanego tomiku, to mogę tylko opisać je według powyższego paradygmatu, chyba że mnie przekonają (wiersze), że jest inaczej. Tym bardziej, że widzę, wśród wielu innych poetów, Pana jako tego, który jest najbliższy egzystencjalnej prawdy o człowieku w naszej sferze tu i teraz, gdzie „Bóg jest daleko i ma koźle rogi, natomiast serce piekła jest blisko, w piersiach kochanki”.
Dlaczego nie jest odwrotnie? Bo chyba kobiety inaczej odczuwać, myśleć i pisać nie potrafią jak tylko: Mój bożek jest blisko, a jeśli jest daleko to cierpi na tym mój egoizm, natomiast piekło jest w sercu mojego kochanka i nawet gdy mu się bezkrytycznie oddaję, to "pamiętam o ostrożności”. Wierszy, w których kobieta się skarży na swój upadły (w każdym sensie) los i status (anioła?), jest bardzo niewiele. Jakby w swej judaszowej naturze nie dostrzegała własnej nikczemności.

Mój Boże, Mar chce być Pańską żoną. To za mało! Ona powinna chcieć być Pańskim mężem! Wtedy by to znaczyło, że coś rozumie z prawdziwej natury człowieka, który jest androgeniczny. Jak u Platona. Inaczej nie będzie prawdziwego połączenia i prawdziwej zgody, tylko choroba umysłowa (pisze o tym Jung, Adler, Maslow, Horney itd.).
Młodzi chłopcy (i nawet starzy) i dziewczęta piszą w wierszach: chciałabym, to lub tamto, tak lub siak, jestem tym, ty tamtym, och, ach, jeszcze, może, nie wiem… porównują do rzeczy, do siebie, do świata – nie wiedząc, że są nicością. Zamiast się smucić i zarazem cieszyć… Nie wiedzą, że ich tzw. poezja, miłość, nadzieje, wola, pragnienie etc. są pustką i ta pustaka jest genialnie fascynująca. To znaczy, widzieć rzeczy odwrotnie, jak się one przedstawiają. Ale to widzenie pustki mają tylko ci, co ulegli chorobie pospiesznego i całościowego widzenia. Jak Pan. Wtedy nie ma czasu na dostrzeganie zwodniczych szczegółów.

Początkowo myślałem, że Pan siada i mozolnie „kombinuje” wiersz, jakby tu wymyślić, żeby było „ładnie”… Natomiast teraz nabieram podejrzenia, że „Pan musi”, że Pan wyrzuca z siebie, często w sposób niekontrolowany, jak automat. Gdyby tak było i ta poezja była mediumiczna, to byłoby cenne i piękne. I rokujące rozwój na przyszłość. Boy-Żeleński powiedział o twórczości Rabelaise'a że pisze w sposób tak naturalny, jakby srał (piękne!). Trafne i głębokie.
Wtedy się „nie myśli” ale zarazem, ten kto ma odwagę myśleć! Wolę nie rozwijać tematu, a przecież nurt skatologiczny w myśleniu poetyckim jest chyba najważniejszy, tylko spychany w podświadomość i nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wtedy odbyt myśli! Wtedy myśli (z odbytu – to nie makabryczny żart – pamięć tkankowa i te rzeczy) potrafią być najszczersze i najpłodniejsze, byle je przenieść (na stałe?) do mózgu (przez rdzeń kręgowy). Potrafią nas pogodzić z samym sobą i ze światem (mistyki i metafizyka razem). Co za komunia i symbolika! Natomiast podczas orgazmu, złączeni z męskością i kobiecością i z kosmosem, przeżywamy boską ekstazę, łącząc się z Bogiem, ale jest to doznanie w stanie narkotycznym i nie da się przenieść do ratio naszego umysłu. Do ratio, które jednak rządzi (lub może rządzić) naszą upadłą naturą. Wszakże po wygnaniu człowieka z Raju, Bóg powiedział do Kaina, gdy ten zabił Abla: "Grzech w drzwiach leży, a ty nad nim możesz panować!” I to „możesz” (w staro aramejskim: timszel) jest możliwe dzięki ratio. Które (ratio) chyba obiektywnie istnieje!

Pisze o tym dlatego, że poezja nie jest dla głupców i jeśli mam napisać (może tak będzie a może nie dam rady) coś istotnego o waszym (razem z Mar) poetyckim dwugłosie, to nie mogę kłamać, że matka, że ojciec, że szwagier… kiedy w istocie nie ma żadnego ojca, matki ani szwagra… Tak zresztą pojmowali te sprawy poeci hiszpańscy, francuscy, włoscy, żydowscy… mający wpływ na następne pokolenia ludzi myślących (a nie nowoczesnych – w swoim czasie - idiotów).

Uważam i szukam w każdej poezji tajemniczego połączenia z poezją takich duchów ludzkości jak Słowacki, Racine, Calderon de la Barca. Tristo de Molina…(a przecież pierwszy był panteistą a tamci mnichami) i (nie wiem jak to jest, ale tak jest) te tajemnie kanały w Pańskich wierszach widzę i odnajduję. Wszystko jednak zależy od tego kto widzi, co widzi i jak patrzy. Na koniec myślę, że cenne jest to, że się Pan intelektualnie nie sili na uzasadnienie dlaczego kamień jest Pańską poezją a poezja kamieniem. Gdyby Pan usiłował to robić, byłby Pan spalony. Pan nie próbuje tłumaczyć rzeczy oczywistych i to jest istotą poezji i jej moralności. Życzę Panu zdrowia. Amen


Zygmunt Jan Prusiński Madryckie ścieżki poezji - Część IV

_____________________________________


Komentowany wiersz: Czarna Madonna i moje wiatry 2018.08.05; 05:58:12
Autor wiersza: zygpru1948
Wzgórza Aniołów - Część IV
Dział: Kultura, Temat: Literatura


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/883966,wzgorza-aniolow-czesc-iv


Komentowany wiersz: Czarna Madonna i moje wiatry 2018.08.05; 05:56:04
Autor wiersza: zygpru1948
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

27.02.2011 00:20


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, oczywiście, że mogę napisać. Jeszcze wszystko przed nami. Moja metoda jest taka: powinienem trzy razy przeczytać, potem jeszcze raz przeczytać, odczekać jakieś trzy miesiące - napisać - odczekać trzy miesiące, żeby się wydestylowało. Poprawić. Zdobyć pewność. Postarać się, żeby inni coś z tego zrozumieli.

Tak naprawdę to interesuje mnie w poezji tylko sedno. Tzw. piękne metafory, modne skojarzenia... to nie jest ważne. Ważne jest dla mnie, żeby mi poeta powiedział to, czego jeszcze nie wiem. Wie Pan kto mnie ostatnio zaskoczył? Milton (Raj utracony). Niby wiedziałem, że śmierć (rodzaju męskiego) jest synem grzechu (rodzaj żeński), a przecież nie wiedziałem. Liczą się okoliczności, w jakich człowiek dowiaduje się o czymś co dla niego istotne. Wtedy pomyślałem o Panu.
Pomyślałem, że Pan jest tak zapamiętałym piewcą miłości (o odcieniu Caritas) i poszukiwaczem światła, że boję się, żeby Pan nie przegiął pały w drugą stronę. W stronę ciemności. Żeby Pan tak nie oświetlił, że aż oślepnie i oślepi innych. To znaczy, żeby się Pan nie przemienił w upadłego anioła. Wszakże Lucifer znaczy Jutrzenka. W Pańskim erosie brak mi Caritas. A przecież dwa atomy tlenu tworzą cząsteczkę, którą oddychamy (gruba i nietrafna przenośnia!) Podejrzewam, że to co powoduje widzialność naszego świata i jego realność, to siły które są częścią miłości, bo podejrzewam, że miłość to jest mistyczna pełnia. Nie ważne czy Pan widzi te miejsca w swoich wierszach, gdzie prześwieca Caritas, Pańska zdolność do takiego przebaczenia, do takiej zgody na własną nicość, "żeby wszyscy i wszystko byli jedno", że przestaje być ważna miłość do (Pańskiej) kobiety bo staje się ona częścią wiecznej kobiecości i doznaje przebóstwienia. Pan nie musi tego wiedzieć, bo Pan jest poetą. To znaczy tak upartym człowiekiem, że choćby Pana zabili, to Pan nie przestanie! Kochać, wierzyć w miłość i poszukiwać jej. Mnie się na przykład już nic chce i mam się po trosze za wolno stygnącego trupa.


Z Pańskich wierszy, właśnie dlatego, że są takie, że poszukują możliwości przywrócenia sensu wszystkiemu co nas otacza, idiota może niewiele zrozumie, ale przecież są jeszcze tacy co "wiedzą".
Pewno się Pan dziwi na takie "pochwały". To nie są pochwały. Spyta Pan, gdzie efekty tego oślepienia miłością z Pańskich wierszy. I tu niech Pan nie próbuje rozumować i pytać jak chłopek roztropek. Proszę wziąć za przykład Norwida. O Norwidzie nic nie wie 99,99 % naszego społeczeństwa ale to nie znaczy, że nie ma takich, którzy nie są przez jego poezję oświeceni. Może nawet niektórzy oślepieni. To należy rozumieć metafizycznie, a iluż schodzi z tego świata w stanie prymitywnej zwierzęcej świadomości. Który tylko w kobiecie widzi cycki i dupę? Te stygmaty rozkładu i śmierci, które dlatego tylko jako zdrowe funkcjonują w jej organizmie, że opisujemy je i "ujmujemy w swej świadomości mentalnie" jako "drogi mleczne", zaciszne jeziora i gwiazdy zaranne. Bo gdyby nie poezja miłosna, czy dałoby się znieść smród pod pachami. Tylko nasza litość, nasze współczucie dla ludzkiej kondycji powoduje, że nazywamy to miłością i nie uciekamy ze wstrętu. I to dzięki takiej rudymentarnej, wyjętej z bebechów ziemi, z Tartau pradawnej i ciemnej miłości możemy pochylać się i całować jej piersi, roztapiać się w jej oczach, ofiarować się na jej języku...

Ach niepoprawny chłopcze, ach niepoprawny poeto. Każdy kto kocha jest poetą. Tylko powiedz mi Pan, dlaczego ja, który nie ma i nie kocha nikogo (poza własną córką, którą kocha ojcowską miłością i matką, która jest już w grobie) pieję taki pochwalny dytyramb na cześć miłości? Ale uwaga! Jest to pochwała fundamentu świata, boskiej Caritas!


Zygmunt Jan Prusiński Elementarz poezji miłosnej - Część II

____________________________

[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270]

Wiersze na topie:
1. "układacz snów" (30)
2. ja Weronika (30)
3. a wtedy (30)
4. żniwo (30)
5. Kurtyzana żywiołów (29)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (300)
2. darek407 (255)
3. Jojka (200)
4. pawlikov_hoff (115)
5. globus (97)
więcej...