Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (5)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Urodziny w marcu
- Eliza Beth
Śmieszny płacz
- Eliza Beth
Coś o sobie
- Eliza Beth
W lustrze
- JNaszko
więcej...

Dziś napisano 10 komentarzy.

zygpru1948 - komentarze autora



Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 21:52:39
Autor wiersza: zygpru1948
Same najczęściej Świeżaki mnie zaatakowali., ledwie powąchali siebie...

Jedynie wesołość mi czynicie - w ogóle mnie nie znając. I to jest socjologicznie ciekawe.

Czekam na następnych...


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 21:46:45
Autor wiersza: zygpru1948
Czarna lista

Zaznacz wszystkich |

L.p Autor: Data dodania:


1. EvelineCL [Poziom 1] 2020-05-12; 21:45
2. golas1937 [Poziom 1] 2020-05-12; 16:44
3. Ośmiorniczka [Poziom 3] 2020-05-12; 16:44
4. virusnapacyny [Poziom 1] 2020-05-12; 15:07
5. Aligagator [Poziom 1] 2020-05-10; 08:26
6. kaka ka [Poziom 1] 2020-05-09; 16:20
7. randap [Poziom 3] 2020-05-09; 15:35
8. mały ptaszek [Poziom 3] 2020-05-09; 08:59
9. AlaOlaUla [Poziom 5] 2020-04-26; 12:18
10. zygpró1968 [Poziom 1] 2020-04-04; 14:40
11. motaj_łapownik [Poziom 6] 2020-02-11; 10:10


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 21:44:08
Autor wiersza: zygpru1948
Zaraz (trucizno) idziesz do aresztu CL za głupoty które piszesz !


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 16:53:43
Autor wiersza: zygpru1948
- Czy ty golas937 nie umiesz prawidłowo po polsku pisać!

Po co ci te obce akcenty?

tromtadracji

ejakulacja

immanentną

inwariant eudajmonizmu

patogen dysforii


______________________Myślę o tobie tak, że nawet 10 procent nie

osiągniesz tego co ja mam za sobą w Literaturze ! Pa kochany (s.s)


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 16:43:36
Autor wiersza: zygpru1948
A kto ciebie do Saloniku Białego Bluesa Poezji zaprasza?!


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 15:09:35
Autor wiersza: zygpru1948
Czarna lista

Zaznacz wszystkich

L.p Autor: Data dodania:


1. virusnapacyny [Poziom 1] 2020-05-12; 15:07
2. Aligagator [Poziom 1] 2020-05-10; 08:26
3. kaka ka [Poziom 1] 2020-05-09; 16:20
4. randap [Poziom 3] 2020-05-09; 15:35
5. mały ptaszek [Poziom 2] 2020-05-09; 08:59
6. AlaOlaUla [Poziom 5] 2020-04-26; 12:18
7. zygpró1968 [Poziom 1] 2020-04-04; 14:40
8. motaj_łapownik [Poziom 6] 2020-02-11; 10:10


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 15:06:50
Autor wiersza: zygpru1948
pyszałek – słownik języka polskiego i poradnia językowa ...

dobryslownik.pl › slowo › pyszałek

synonimy słowa pyszałek: megaloman, samochwała, zarozumialec


____________aha, to chciałbyś żebym był podobny do ciebie?


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 08:27:18
Autor wiersza: zygpru1948
KOBIETA PACHNĄCA STEPEM - część czwarta
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
KOBIETA POD DRZEWEM

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1043848,kobieta-pachnaca-stepem-czesc-iv


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 08:26:50
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


POBIEŻNE MYŚLI W GUMOWCACH I Z WIDŁAMI


Chciałbym mieć wojsko, broniące stan książek
prawdziwych, które nie kuszą kłamstwem.
Przymocowałbym każdemu skrzydła, podobne
do Pegaza, żywotne i mocne, by więzy narodowe
szkliły odwagą i pracowitością mrówek w lesie.
Ta wiedza posiadania jest mikroskopijna -
to niczym "Pantofelek", kropla rosy, część mgły
z rana wobec pazurów drapieżnika...

Umiem tylko pisać i marzyć o potędze kraju
w każdej polskiej chacie, we wartościach
lustrzanej czystości zawieszoną jak jasny obraz.
Bez tych zaszytych wrogów z cieniowaną
maskotką, z gwałtownymi metaforami jak ta
wyrwa w ziemi obrysowana wyobraźnią pijaka.
Moi wrogowie z długimi brodami noszą czarne
kapelusze, czarne palta, czarne buty, czarne
myśli złowrogie od dwu tysięcy lat z kalendarza.

Nie jestem łakomy na wiedzę, ale ciasno moim
białym gołębiom, białym kwiatom, białym drzewom,
białym kobietom. -

Tylko oczy się szklą na drodze, a w oddali orzeł,
taki samotny romantyk szuka słońca na niebie.


6.09.2006 - Ustka

Wiersz z książki "Szudroczyć"


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 08:11:29
Autor wiersza: zygpru1948
Krzysztof Lubczyński – Co się działo w głowie Steda

19 listopada 2010


Zapiski Edwarda Stachury, legendarnego „Steda”, tylko nieco przypominają pisarskie, erudycyjne dzienniki w rodzaju tych, które zostawili choćby Jarosław Iwaszkiewicz czy Andrzej Kijowski. W tamtych było coś z mieszczańskich pisarzy, otoczonych książkami w swoich gabinetach i niejako spełniających swoją obecność w kulturze także poprzez lektury rzeczy cudzych, poprzez „spożywanie” wytworów kultury. „Zeszyty podróżne” Stachury zapisywane były w biegu, w pociągu, autobusie, w trasie, w hotelu, po popijawie czy po wieczorze autorskim. Jest to więc pisanie „w drodze”, „wtedy, kiedy się idzie”. Mamy zatem w tym dzienniku przede wszystkim „samo życie” włóczęgi Stachury, „samo życie” czyli przeważnie ból tego życia, czasem natężony do granic wytrzymałości, innym razem jakby rozcieńczony przez zachwyt nad światem, nad naturą, ale zawsze nieodstępnie mu towarzyszący.

„(…) będę pisać to, co się będzie teraz ze mną działo. I to jak już mówiłem, co się będzie w mojej głowie działo” – tak przedstawia przyszły autor „Siekierezady” swój zamysł potencjalnemu czytelnikowi w pierwszym zapisie datowanym na „(ok. 1956/1957 r.)”.



Swoją drogą – uderzający jest ten kontrast między czyniącą wrażenie pogodnej, dobrotliwej, a nawet przeciętnej w swoim wyrazie fizjonomią Stachury, a bogactwem piekła jego ducha i myśli. Nigdy nie widziałem Stachury „na żywo”. Może ci, którzy go znali widzieli coś niezwykłego w jego oczach, może widzieli w nich piekło jego egzystencji wewnętrznej. Atoli w czytelniku całkiem postronnym i znającym Stachurę tylko z jego pisania i fotografii, ten kontrast między piekłem duchowego wnętrza Stachury a jego niemal pogodną powierzchownością, może wywołać wrażenie nawet upiorne. Jak napisał w posłowiu do pierwszego, właśnie wydanego tomu zapisków Stachury Dariusz Pacholski, większość jego zeszytów to „istne silva rerum”, pełne rozmaitości, zapisków z podróży zagranicznych, uwag o sprawach banalnych z pozoru. Jednak „o części zapisków śmiało można powiedzieć, iż są regularnym, przemyślanym i pisanym z myślą o publikacji dziennikiem”. Nie tylko więc zapiski „z drogi” i „samo życie” są zawartością tych dzienników. Jest w nich też świadectwo wykształcenia literackiego Stachury, jego literacka, w tym w szczególności poetycka erudycja. Oczywiście, odbija się w tych dziennikach chaos jego egzystencji, ale też widać w nich jednocześnie raczej spójny obraz świata. Co znamienne, nie ma w tych zapiskach właściwie nawet śladów polityki, politycznych namiętności i dramatów tamtych lat. Nie ma Października, Marca ani Grudnia. I w tym też odróżnia się Stachura od innych autorów głośnych dzienników, jak choćby Stefana Kisielewskiego, którzy politykę, czyli przede wszystkim stosunek do PRL, do realnego socjalizmu, do pojałtańskiej sytuacji Polski czynili jednym z ważnych leitmotiwów swojego pisania. Dlaczego u Stachury tego nie ma? Może uważał politykę i namiętności polityczne za nieistotne wobec dramatu ludzkiego istnienia jako takiego? Może… W kontekście jego losu, samobójstwa, przejmująco brzmią natomiast passusy o śmierci. Czy „Dzienniki” Stachury wejdą do kanonu wielkich powojennych dzienników polskich, które tak interesująco zsyntetyzowała w swojej książce Halina Zaworska? Trudno dziś to orzec. Na pewno wyczuć w nich można jakieś tchnienie wybitnej indywidualności, osobowości, może nawet wielkości. Jaka szkoda, dla nas, czytelników, że zakończył życie tak młodo, samobójczo, w wieku 42 lat. Dziś miałby zaledwie (?!) 73 lata. Pytanie, jaki byłby dziś, wydaje mi się jednocześnie dręcząco niespełnialne i pasjonujące.


Edward Stachura – „Dzienniki. Zeszyty podróżne 1”, Iskry, warszawa 2010

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2018/12/zeszyty1.jpg


Komentowany wiersz: Kobiety kochają mnie w poezji co za mądrość przeklęta 2020.05.12; 08:02:35
Autor wiersza: zygpru1948
MAREK JASTRZĄB Subiektywnie o Gombrowiczu

11 Luty 2018


Sztuka jest arystokratyczna do szpiku kości, jak książę krwi. Jest zaprzeczeniem równości i uwielbieniem wyższości. Jest sprawą talentu, czy nawet geniuszu, czyli nadrzędności, wybitności, jedyności, jest także surowym hierarchizowaniem wartości, okrucieństwem w stosunku do tego co pospolite, wybieraniem i doskonaleniem tego co rzadkie, niezastąpione, jest wreszcie pielęgnowaniem osobowości, oryginalności, indywidualności. — “Dziennik”. 1960

Zacznę od cytatu: Poniedziałek — ja, wtorek — ja, środa — ja, czwartek — ja. Kiedy przeczytałem te słowa, odrzuciło mnie od czytania Dzienników na lata. I nie tylko od nich, bo pozostałe utwory dawno już skreśliłem. Szczególnie Ferdydurke, dzieło lekturowe, a więc z góry skazane na brak mojego zainteresowania. Megaloman, zadurzony w sobie histeryk, stwierdziłem. Co taki zarozumialec może mi przekazać, czego nauczyć? Toteż nie znając dzieł autora Pornografii, potrafiłem mieć o nim stanowczo paskudne mniemanie.

Ale wkroczyłem w następny etap i wygięło mnie w drugą stronę: poszedłem po rozum do głowy. Że zaś miałem do niej daleko, zajęło mi kęs czasu, nim odkryłem: Dzienniki po czytaniu są mądrzejsze niż przed, a mania wielkości ich autora, to sposób artysty na osobne istnienie, jego zmyłkowy makijaż, ochronna charakteryzacja, psychologiczna farbka, odizolowanie od zewnętrznego świata i rozmyślna poza. Ukartowana, gdyż na każdym kroku podkreślał, że warunkami artyzmu są samotność i wyrzeczenie; wyzwolenie dokonuje się przez uwolnienie wszystkich cech obecnych w artyście.

Psychologiczny zabieg polegający na uzewnętrznianiu i wyolbrzymianiu własnych wad i słabości, świadome, niejednokrotnie bolesne eksperymentowanie na sobie, było dla niego niczym więcej, jak zbieraniem i wykorzystywaniem do pisania tak zgromadzonych doświadczeń. Jeżeli się o tym nie wie, łatwo można uznać Gombrowicza za kabotyna, pyszałka lub snoba. Łatwo dać się nabrać na jego pozerstwa i zgrywne miny. Artysta bywa nim wtedy, gdy jest sobą i tworzy tylko poprzez siebie; wówczas jest autentyczny, niezakłamany, wolny i wyzwolony od nacisku otoczenia. Wówczas ma własny filtr osobowościowy, który wykształca w nim i narzuca mu indywidualny styl wypowiedzi.

Styl, to człowiek, a człowiek ulega nieprzerwanemu formatowaniu przez los. Bezustannemu dostosowywaniu własnej twarzy do zmiennych okoliczności. Styl, to jego siła woli; jeśli na dodatek jest artystą, broni się przed atakiem osaczających go ról. Społecznych, egzystencjalnych, kulturowych. Broni się wszczepiając sobie w twarz odpowiednie grymasy, akuratne wyglądy i stosowne maski. Używa poprawnych min, by nie dać się zaprząc do chodzenia w stadzie, po wytyczonych ścieżkach, do bycia idealnie, wzorowo, pedantycznie porządnym, opłukanym z wad i ulizanych postaw, nie chce poruszać się po świecie w sposób kostyczny, pryncypialny, w dętych anturażach. Woli być sobą, bo bycie sobą, bycie rozpoznawalnym JA, to wstęp do bycia artystą: razem z nieznośnym dobrodziejstwem inwentarza. Nie jest kopistą artystycznej wypowiedzi, nie fabrykuje więc swoich tekstów według pigularskich, matematycznych, przesadnie semiotycznych recept. Nie pisze na obstalunek, dyspozycyjnym i skwapliwym piórem. Tworzy sobą, bo, jak mawiał Flaubert: Pani Bovary, to ja.

Jest sobą, człowiekiem indywidualnym, pojedynczym czyli kwintesencją uczciwości swoich zdań. Nieoczyszczonym z kompleksów, skaz i zalet. Urazów czy śmiesznostek nawet. I dopiero wtedy ma przekonanie — jest artystą całkowitym. A ponieważ wszystkie wymienione tu właściwości są składowymi częściami artysty-arystokraty, to skumulowane w jedną, przepuszczone przez jego osobowościowy, nieszablonowy filtr, oferują nam, zjadaczom codziennego chleba, teksty godne miana arcydzieł.


Cdn.


Komentowany wiersz: Ptaki w życiowej formie kołyszą się w przestrzeni 2020.05.11; 04:29:38
Autor wiersza: zygpru1948
KOBIETA PACHNĄCA STEPEM - część czwarta
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
KOBIETA POD DRZEWEM

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1043848,kobieta-pachnaca-stepem-czesc-iv


Komentowany wiersz: Ptaki w życiowej formie kołyszą się w przestrzeni 2020.05.11; 04:29:07
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


W MOCY SŁÓW KTÓRE ZAKWITAJĄ


Spotykam kobiety na chodniku
czasem się ukłonię któreś jak jest w sukience.

Ciebie jeszcze nie spotkałem
ale wiem że istniejesz rozwiana wiatrem.

Skupiam się w przytulnym miejscu
jeszcze długo przed przyjściem księżyca
dotkniesz mojej ręki - przywłaszczysz ją
chwilą ludzkiego pragnienia.

Cokolwiek powiesz pod gołym niebem
zaznaczę cię w intymnym wierszu -
łodzie dryfują morskimi pieśniami
układam słowa byś do snu przeniosła.


1.11.2016 - Ustka
Wtorek 18:17

Wiersz z książki "Róże są zielone"


Muza
http://static.jpg.pl/static/photos/497/497421/1f2b39a59f56ee46e0ed888d81eecf68_normal.jpg


Komentowany wiersz: Ptaki w życiowej formie kołyszą się w przestrzeni 2020.05.11; 04:16:55
Autor wiersza: zygpru1948
12 października 2010


Leszek Żuliński

Andrzej Krzysztof Waśkiewicz – twórca i stwórca


III.

Waskiewicz był i jest pisarzem „mobilnym” i rzucającym się w wir wielu przedsięwzięć. Od początku w środowisku lubuskim, potem gdańskim działał na rzecz swego otoczenia. Potem – o czym było wyżej – był całymi latami związany z ZSP. Prezesował gdańskiemu oddziałowi ZLP, jest od kilku kadencji przewodniczącym Komisji Kwalifikacyjnej ZLP, był na setkach zebrań, zlotów, zjazdów, sympozjonów, seminariów, Bóg jeden wie, czego jeszcze. O co mi idzie? O to, że AKW jest specjalistą od środowiska literackiego, które zna z bliskiej autopsji, i to zna wiedzą pogłębioną lekturami, rozumowaniem z zakresu socjologii kultury i uczestnictwem w wielu procesach i procedurach konstytuowania życia literackiego. Np. obaj zasiadaliśmy całymi latami w komisjach stypendialnych dawnego Ministerstwa Kultury i Sztuki i widziałem, z jakim znawstwem przedmiotu AKW brał w tych nasiadówach nie tylko udział, ale też kształtował „filozofię” administrowania i sponsorowania kultury. Można to spuentować krótko: AKW jest działaczem branżowym. Tak, ale jakim; jakiej klasy i jakiej kompetencji!



IV.

A może przede wszystkim jest pisarzem? Ten artykuł jakby do tego momentu „zapominał” o tej roli Waśkiewicza. Ale uspokajam: nie tylko nie zapomniałem, ale uważam, że Andrzej K. Waśkiewicz jako poeta i krytyk to najważniejsza postać z wyżej zaprezentowanych jego wcieleń.

W takich przypadkach zawsze rodzi się pytanie, kto jest ważniejszy w takim pisarzu: krytyk czy poeta?

Waśkiewicz-krytyk to osoba z bogatym dorobkiem; twórca cenny, nie kwestionowany, unikatowy w swych rolach, co starałem się wyżej przekazać. Jest rzadkim przypadkiem tzw. krytyka towarzyszącego, lecz paleta jego zainteresowań nie ulegała z czasem zawężeniu, a rozszerzeniu na całą epokę, jednak ta niemal nieograniczona przestrzeń była porządkowana ścisłym ukierunkowaniem zainteresowań, tym mianowicie, że – jak wspomniałem – Waśkiewicza nigdy nie interesowały zjawiska epigońskie, lecz wyłącznie awangardowe. On posiada jasną filozofię krytyczną: tylko oryginalność twórcza liczy się w sztuce. Choć nie jest zoilem, to ignoruje twórczość wtórną. Nie chce tracić czasu na pogoń za słowem, które już się powycierało na literackich traktach. Chce wnikliwie obserwować mechanizmy postępu literackiego i korelacje między czasem pokoleniowym a ewolucją języków poznawczych. Jest ponadto fanatykiem „prawdy pokoleniowej”. Bo tylko taka prawda owocuje skarbem tożsamości i przeżycia autentycznego. W tym chyba tkwi clou pasji tego krytyka.

Krytyka, który „wynalazł” swój własny program zwany formulizmem. Profesor Marian Kisiel pisał: Miał on opisywać doświadczenia poezji jego generacji, lecz w istocie rzeczy był programem autorskim. Formulizm przeciwstawiał się fragmentaryczności, żywił się nią. Miał integrować doświadczenia, choć ta integracja fundowana była na pokruszonym fundamencie biografii. „Całościowy” i „całościujący” program zmierzał w stronę marzenia. Utopii.

Tak, ów „pokruszony fundament biografii” to wyniesiona z dzieciństwa pokolenia Orientacji Poetyckiej „Hybrydy” trauma wojny, która sfragmentowała wszystko, od domów po życiorysy. Waśkiewicz w swoich wierszach, w swoich pięknych, wręcz wstrząsających tomikach (debiut Wstępowanie, 1963; następnie m.in.: Przestrzeń po człowieku, 1967; Zapis nieobecności, 1971; Tożsamość, 1973; Mirbad 7, 1991; Suwerenne państwo obłoków, 1994; W odwróconej przepaści, 1996) opisuje po dzień dzisiejszy nieustający rozpad osobowości, wiecznie przegrywaną konfrontację duszy z konkretem, trudną drogę poprzez mgliste niepewności losu ku Nicości. Tak, Andrzej K. Waśkiewicz jest wyznawcą Nicości, co nie znaczy, że kategoria nihilizmu zwalnia go z refleksji moralnej czy każdej innej, zgoła nie destrukcyjnej. W tym tkwi istota podporządkowania fragmentarycznego rozbicia osobowości ideałowi samoświadomości i naturalnej drodze prze Los. Tego nauczył nas wszystkich Leśmian: chociaż za ścianą słychać nieistniejący głos nieistniejącej dziewczyny, trzeba iść za tym głosem, bo w tym marzeniu nasze istnienie „jest najbardziej”.

O bliskości Waśkiewicza wobec Leśmiana pisał właśnie cytowany wyżej Marian Kisiel w krótkim posłowiu do tomiku Sekwencje i inne doświadczenia dawne i nowe (2005); krótkim, ale chyba najlepszym, jaki do tej pory o Waśkiewiczu-poecie napisano. Poemat AKW pt. Młot (1996) – twierdzi Kisiel – Leśmianowskim tropem stawia rzeczywistość symbolu ponad rzeczywistość opisu. Ale nie tylko ten poemat – Waśkiewicz jest absolutnym metafizykiem; przetwarza dotyk na uczucie, wzrok na wizję, rozum na wiersz…

Problem w tym, że nie ustaje w swej „rozumowości” postrzegania świata i pisze w języku tyleż zmetaforyzowanym (czasami pięknie, że aż dech zapiera), co zintelektualizowanym w swym systemie werbalnym i pojęciowym.

To poezja trudna, wymagająca i czułego, i wprawnego czytelnika. Dlatego Waśkiewicz-poeta jest najmniej doceniany w tej właśnie roli.

To ironia losu. Poeta w Waśkiewiczu jest olbrzymem, krytyk twórcą wybitnym, a inne role to tren zaskakujący, niespodziewany, błyskotliwy i usłużny historii literatury naszych czasów.


Komentowany wiersz: Ptaki w życiowej formie kołyszą się w przestrzeni 2020.05.11; 04:12:34
Autor wiersza: zygpru1948
MAREK JASTRZĄB Felietony literackie

28 Listopad 2018


Artystyczne robótki

Derywacje


Słowa są nie po to, by gęba miała zajęcie. Mają służyć nie tylko do ciurkania elokwencji, ale i do odzwierciedlania tego, co się ma zamiar powiedzieć. Jednakże między powiedzieć a powiedzieć, rozpościera się otchłań różnic. Można coś tam wyrazić, nie uzyskawszy żadnego rezonansu. Dzieje się tak, gdy język jest konwencjonalny, drętwy, mało elastyczny, nie zmusza do przetwarzania skojarzeń, zadowala się stwierdzeniem gołego faktu, nie rodzi konkluzji, a człowiek, po przewentylowaniu takich myśli, nie chce zgłębiać, co skrywają pod podszewką.

Lecz są słowa przeciwne do tamtych: ruchome i rozhuśtane. Kiedy w zdaniu znajdziemy takich kilka znaczeń, nawet pozornie sprzecznych ze sobą, wręcz rządzących się nieznanymi prawami, to nagle się okazuje, że zbudowane z nich zdanie zawiera w sobie nowe barwy i nieprzewidywalne sensy, że tym samym są bogatsze, różnorodniejsze, ciekawsze, że są istotne, ponieważ sprawiają, że zwykła myśl, uszarpana własną miernotą, płytka i „jednowymiarowa”, dzięki owym zbitkom lub skojarzeniom słów, zaczyna wyłazić na powierzchnię w zupełnie nowej szacie: kiełkuje prawdami, których nie podejrzewalibyśmy na wstępie. Mówiąc krótko: niektóre są bezpłodne, bo pojedyncze, a inne — składane jak teleskop.

Gdy używamy pierwszych, jesteśmy szablonowi i kołczejemy z poprawności. Lecz jeśli posłużymy się słowem teleskopowym, znajdziemy się wśród barw, które nie są przedawnione, zastarzałe i passe, a nasza wyobraźnia uwolni się od stereotypów. Przeniesie do krain zbudowanych z nowych zafrapowań, nowych pytań i nowych odpowiedzi. Odsłoni przed nami las, a nie tylko skupisko badyli.

Biografia

Artysta nie żyje za szkłem, nie można patrzeć na niego li tylko poprzez dzieła, które stworzył, ale należy widzieć go i oceniać na tle czasów, w których żył, wiedzieć, co go cieszyło, bulwersowało, podnosiło na ułudnym samopoczuciu. Kiedy się o tym nie wie, książki, obrazy, muzyka, zostaną zaledwie książkami, obrazami, muzyką, czymś odrealnionym, wyrwanym z rzeczywistości, martwym i ułomnym, bo niedokończonym, fragmentarycznym i uproszczonym jak szkice, skróty, obrysy, projekty, które niczego nie wyjaśniają. Kiedy się o tym nie wie, nie rozumie się powodu pisania, malowania, komponowania, musu wyrażania się na piśmie, na płótnie, w nutach uporządkowanych w melodię.

Do właściwego odczytania twórczości autora konieczne jest poznanie jego biografii,

bo wszystko, co literat pisze w swoim utworze, jest elementem jego życia i fragmentem jego doświadczeń, pryzmatem i filtrem pozwalającym mu na specyficzne spoglądanie na świat. Życiorys pozwala zrozumieć dzieło; trzeba mieć rozeznanie w przyczynach istotnych zjawisk. Pozwala też lepiej zrozumieć autora dzieła.

Nowatorski zapis partytury Pendereckiego nie był awangardowym epatowaniem tradycjonalistów, ale został wymuszony skąpą powierzchnią stołu w kawiarni; niebieski okres Picassa nie — przemyślanym wyrazem twórczej intuicji, ale tym, że było go stać tylko na najtańszą farbę (a ona była niebieska); Mrożek i jego cienka kreska tym, że miał wadę wzroku; Gielniak i jego linoryty tym, że pracował w łóżku i nie mógł robić w nim dzieł o rozmiarach Panoramy Racławickiej; intensywne żółcienie Van Gogha zależały nie od jego estetycznych fanaberii, ale od tego, jakie brał leki. Podobnie z obrazami Modiglianiego — wydłużone postaci były efektem choroby jego oczu.

Do wielogodzinnego pisania potrzebny jest nie tylko wyćwiczony mózg, ale i fizyczna forma, pozwalająca znieść lub zignorować atlasowe obciążenia kręgosłupa, nadgarstka, karku. Długotrwałe zachowanie pozycji unieruchomionego ciała wymaga i treningu, i odpowiednich predyspozycji organizmu; sprawnych oczu, precyzyjnego zgrania myśli z ręką. Konieczna jest synchronizacja fizycznych cech z cechami psychicznymi, dostrojenie tempa narodzin zdań do tempa ich zapisu — wymogi formy dyscyplinują treść; bez harmonii, nie ma dzieła.

* * *

O czym świadczą te przykłady?
O powtarzającym się nieporozumieniu — patologicznej niemożności oddzielenia twórcy od utworu. Wychwycenia różnicy pomiędzy tym, co tworzy na publiczny użytek, a tym, kim jest w domowych paputkach.

…………………………………………


Marek Jastrząb — felietonista. Debiutował w 1971 roku na łamach „Faktów i Myśli”, drukował w „Odrze”, „Nowym Wyrazie” „Nowej Okolicy Poetów”, Miesięczniku Literackim”, „Faktach”, „Promocjach”, „Przekroju”, „Nowej Gazecie Literackiej”,” Poboczach”, „Kwartalniku Artystycznym” „Akancie”, „Migotaniach”, „Tyglu”, „Gazecie kulturalnej”, „BIK-u, trzech antologiach „Ogrodu ciszy”, w e-tygodniku literacko-artystycznym pisarze.pl, oraz w czasopiśmie ”Nowe Myśli” i prasie lokalnej. Zamieszczał w tych pismach opowiadania, felietony, eseje, recenzje.

28.11.2018


Komentowany wiersz: W dorzeczu powracających kutrów 2020.05.10; 08:25:46
Autor wiersza: zygpru1948
ZAUŁKI ŚWIATŁA – część trzecia
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
DOBRA KOBIETA DLA DOBREGO MĘŻCZYZNY TO NAGRODA OD WSZYSTKICH BOGÓW !

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1027338,zaulki-swiatla-czesc-iii


Komentowany wiersz: W dorzeczu powracających kutrów 2020.05.10; 08:24:45
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


CZEGO SIĘ SPODZIEWASZ BOŻE...


- Czego się spodziewasz Boże że bazar judaszów
na klepisku rozsiadł się okrakiem i pokojową fajkę
pali z cynizmem na oczach i ustach?
A siedlisko pikanterii i zapachy czosnku dzieli
wiatr po jednym ząbku według wagi ciała?
Nie sposób krzyknąć do huby z zaprzysiężeniem
i dziwną wykładnią mędrców Syjonu pochylonych
nad dziurą w ziemi w zapadłej prowincji…
Lepiej skonać niż te mądrości przyskarbić albo
błotem się umyć niż z ich poręki szczęście brać
do wazonu w tajemnicy przed alternatywą.
A cóż mi to za autorytety w niesłabnącej sławie
wijących się w zdradzie jak węże południa
a w brudnej sadzawce myśli płukać…
To że nosicie krzyż Jezusa nie upoważnia was
do jakiegokolwiek wyczyszczania własnych sumień –

w Pieśni Zdrady Absolutnej jako poeta gardzę wami!


28.09.2009 – Ustka

Wiersz z książki "Kraj Herberta"


Komentowany wiersz: W dorzeczu powracających kutrów 2020.05.10; 08:15:19
Autor wiersza: zygpru1948
12 października 2010


Leszek Żuliński

Andrzej Krzysztof Waśkiewicz – twórca i stwórca


Andrzej K. Waśkiewicz od samego początku ukierunkował swe zainteresowania na poezję (choć zdarzyło mu się napisać i powieść); nigdy nie zajmował się „całą” literaturą, miał wyraźnie pozaznaczane pola swoich badań, ale mimo swego specialité były one ogromne i w gruncie rzeczy objęły całe minione stulecie, jak wspomniałem, z jego obecną kontynuacją.

Wykroczył także szybko poza sprawy tekstologiczne i historycznoliterackie w stronę socjologii literatury i wielostronnego działania na rzecz środowiska pisarskiego.


Postarajmy się to uporządkować; przede wszystkim pogrupować w nurty, którymi płynęły pracowitość i talent Waśkiewicza.


I.

Po pierwsze, AKW jest historykiem literatury XX wieku. W najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Wybrał z niej szczególnie fenomen Awangardy krakowskiej, to wielkie dzieło Tadeusza Peipera i Juliana Przybosia, które – po Norwidzie – jako kolejne odmieniło język poezji do tego stopnia, że w zasadzie odmieniło jej „sposób istnienia”. To była rewolucja, bowiem nowy język to także nowe widzenie świata, jego postrzeganie i wikłanie w intelektualne konteksty. Waśkiewicz był dawniej i jest do dzisiaj wyznawcą Nowego Paradygmatu, czyli wszystkiego, co w literaturze jest jej zakrętem i odnową, nowym modelem i formułą, nowym „formatem mówienia”, bowiem tylko taka poezja, cała literatura, posuwa do przodu świadomość pokoleń i kondycję sztuki. Mówię tu o „przewrocie krakowskim”, ale przecież to był fragment większej całości (dadaizm, futuryzm, surrealizm, kubizm, abstrakcjonizm, formizm itd.), która pchnęła na nowe tory humanizmu epokę (mimo jej totalitarnych anty-humanizmów).

AKW stał się chyba najwybitniejszym w Polsce znawcą Peipera i Przybosia oraz wszelkiej awangardy post-XIX-wiecznej. M.in. trwałym śladem jego pracy pozostają wydania tomów poetyckich Przybosia. Ale też dziesiątki artykułów i komentarzy, m.in.: Rygor i marzenie. Szkice o postaciach trzech awangard (1973), O poezji Juliana Przybosia (1977), W kręgu „Zwrotnicy”. Studia i szkice z dziejów krakowskiej Awangardy (1983), W kręgu futuryzmu i awangardy. Studia i szkice (2003).

Ideał poezji jako Nowego Głosu Sztuki towarzyszył AKW przez ponad cztery dekady aktywnego pisania. Zafascynowanie Awangardą przeniósł na młodą poezję polską. On sam, poeta i krytyk towarzyszący Orientacji Poetyckiej „Hybrydy”, zaczął sekundować pokoleniom wstępującym, był akuszerem nowych roczników, był wyznawcą nowej poezji i jej egzegetą, ponieważ nikt tak jak właśnie AKW nie pojmował wagi i rangi poszukiwania Graala Nowego Słowa. Zwłaszcza lata 70. i to zawzięte, energiczne towarzyszenie Waśkiewicza Nowej Fali i Nowej Prywatności uczyniły zeń krytyka przyjaznego zjawiskom ewolucji i odmładzania sztuki. Zaczął być kronikarzem nowych roczników. Takie książki, jak Modele i formuła. Szkice o młodej poezji lat sześćdziesiątych (1978) czy Ósma dekada. O świadomości poetyckiej „nowych roczników” (1982) to właśnie przykłady „krytyki towarzyszącej” Waśkiewicza.

Stał się – co widać po latach – krytykiem, który spiął początek i koniec XX wieku, który pokazał drogę naszej poezji w tej epoce. Sądzę, że gdybym np. wymyślił Waśkiewiczowi esej pt. Od Przybosia do Pawlaka, to trafiłbym w sedno jego żywiołu badawczego. Wymyślać zresztą nie muszę, taki tekst jest gdzieś przecież wpisany w jego publikacje.


II.

Waśkiewicz jest wybitnym edytorem, redaktorem i kronikarzem.

Szlify w rzemiośle edytorskim otrzymał jako zielonogórski bibliotekarz, z czasem osiągnął w arkanach tej sztuki chyba najwyższe wtajemniczenie. Bodaj że największe dokonanie w tej mierze, to dwutomowa edycja Wierszy zebranych Anatola Sterna (1986), ale także utwory Broniewskiego, Czycza, Peipera, Przybosia i wielu innych klasyków. Zafascynowany Dwudziestoleciem AKW odkrył Polakom na nowo Jana Brzękowskiego, Milę Elin, Jerzego Jankowskiego czy Lecha Piwowara.

Brał udział w redagowaniu ważnych pism pokoleniowych: „Orientacja” i „Integracje”. Od lat prowadzi gdański periodyk literacki „Autograf”.

Kiedy związany był z Zrzeszeniem Studentów Polskich, a potem pracownikiem Młodzieżowej Agencji Wydawniczej (dekady lat 60.-80.), tworzył wraz z Jerzym Leszinem-Koperskim nieprawdopodobnie pracowity i twórczy tandem, którego zasługi wydawnicze, animatorskie i kronikarskie są nie do przecenienia.

Po pierwsze, z ich ręki wychodziły bezcenne dziś antologie i almanachy, m.in.: Wnętrze świata wraz z suplementem Tak – nie (1971), O sztukę czasu, w którym żyjemy (1976), Pokolenie, które wstępuje 1975-1980 (1981) i wiele pomniejszych tego typu zbiorów. Po drugie, cykl Debiuty poetyckie – Waśkiewicz z Koperskim co roku (w latach 1973-1985) podsumowywali plon debiutanckich tomików, rejestrowali je, opisywali, co do dziś stanowi dokumentację bezcenną. Po trzecie, obaj wydawcy zainicjowali i realizowali kilka znakomitych serii poetyckich, które prezentowały młodych poetów lub najciekawsze zjawiska swojego czasu; była to np. seria Generacje, uczestnictwo w której do dzisiaj jest dumą ówczesnych autorów.

Dynamizm i poziom kultury studenckiej, zwłaszcza literackiej, liczne imprezy, wydawnictwa, seminaria, zloty itp. zostały udokumentowane w edycjach wspomnianego tandemu. Ale szczególnie cenne są publikacje Waśkiewicza dokumentujące dokonania lokalnych środowisk, np.: Lubuskie środowisko literackie. Informator (1970), Zielone krajobrazy. Antologia prozy pisarzy Ziemi Lubuskiej (1975), Moment wejścia. Almanach młodej poezji Ziemi Lubuskiej (1976), Głosy. Almanach młodej bydgoskiej literatury i plastyki (1979), Fenomen gdański. Pięć szkiców o instytucjach młodej literatury lat siedemdziesiątych (2002)…

I jeszcze jedna grupa opracowań, takich jak: Ruch literacki młodych – instytucje i struktura (1985), Czasopisma studenckie w Polsce (1975), Studenckie grupy i kluby poetyckie. Wiersze, manifesty, samookreślenia (1979)… Śmiem twierdzić, że bez inwencji i udziału AKW te publikacje nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Czy podjąłby się ich po latach ktoś inny? Wątpię, poza tym to były „sprawozdania z pierwszej ręki”, sprawozdania człowieka in medias res. Relacje „świadka koronnego”. Stąd AKW jako kronikarz jest fenomenalnie cennym autorem.

Do dzisiaj AKW nie ustaje w swych długich seryjnych realizacjach. Np. od lat działa w Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki, które jest organizatorem najstarszego polskiego konkursu poetyckiego – Czerwonej Róży – i właśnie on, bohater tego sprawozdania, corocznie redaguje tomiczek z wierszami kolejnych laureatów. Cegiełka do cegiełki, jak to u niego.

To „kronikarstwo” zresztą, proszę zauważyć, łączyło się i nadal łączy najczęściej z wpływem inspiratorskim, z animacją młodej literatury. Jej promocją, ale też jej patronactwem. To była i jest rola wieloaspektowa, wyjątkowo twórcza i stwórcza.

Można powiedzie, ba, trzeba powiedzieć, że w trzech dekadach (1960-1980) Andrzej K. Waśkiewicz, przy współudziale Jerzego Leszina-Koperskiego, był jednym z najbardziej efektywnych animatorów, kronikarzy i interpretatorów kultury studenckiej oraz młodej polskiej poezji – w jej kolejnych, wstępujących rocznikach. Był Henrykiem Berezą nowej liryki.


Cdn.


Komentowany wiersz: W dorzeczu powracających kutrów 2020.05.10; 08:09:20
Autor wiersza: zygpru1948
MAREK JASTRZĄB Felietony literackie

28 Listopad 2018


Artystyczne robótki

Literatura


Istnienie spadkobierców gwarantuje postęp. Choć rozwarstwione na oddzielne gałęzie, konary i listki, drzewo nie przestaje być potężną rośliną o wydatnych korzeniach. Drzewo to wydaje na świat dojrzałe plony w kształcie nieprzemijających refleksji. Jego korzeniami są ludzie, poprzednicy i uczniowie, a koroną — literatura.

Poszukująca i odnajdująca, twórcza myśl jest jak statek przycumowany do życia lub żaglowiec kołyszący się w przystani. Stanowi między- i ponadpokoleniową symbiozę ludzkich poszukiwań; jest więzią z przeszłością i oazą dającą schronienie przed obskurantyzmem. A zarazem — ciągłością, zachowaniem tradycji, miłością ukazywania prawdy, teoretycznym przeczuciem czerpanym z nieuchwytności, rewizją dotychczasowych twierdzeń, koniecznym i dobroczynnym atakiem na poglądowe zielsko, chwasty i toczące ją pasożyty komunałów.

Literatura — dojrzała, odkrywcza, powstająca z potrzeby uszczegółowienia, dopasowania nieznanych pojęć do znanych faktów, narodzona z troski o formę i treść formułowanych idei — tworzy różnorodne koncepcje widzenia świata, umożliwia powrót do zarzuconych prądów, tendencji i ich odzwierciedleń. Jest nieustannym niszczeniem worka z dogmatami, negowaniem stereotypów i mętnych przypuszczeń, pojęć na wyrost i wątpliwych diagnoz.

Jest dla mnie wszystkim po trochu: lekcją pokory, karą, nagrodą, zabawą i przygodą z darowaną obecnością. Atrakcyjną i podniecającą odmianą egzystencji, ucieczką w śmiech przed monotonią rzeczywistości, a zarazem niezgodą na jej wynaturzenia, świadomym zagadywaniem swoich cierpień, tych prawdziwych i tych wyolbrzymionych, względnych, bo subiektywnych. Reakcją organizmu na zmianę osobowości, lekarstwem na chroniczne osamotnienie i fałszywe współczucie. Ratunkowym kołem przed nieżyczliwością bliźnich, zastępczą formą bytu na uwięzi, nieruchomym ruchem, sposobem na senne koszmary i emocjonalną huśtawkę. Wyzwaniem, uczeniem się pokonywania trudności, zbawiennym przejściem w stan wysublimowanej metamorfozy. A także daremną próbą zrozumienia siebie i dożywotnim, nieudolnym, stale podejmowanym usiłowaniem nazwania swojej wewnętrznej drogi.

O rozpoznawalności w pisarstwie

Język twórczy (a nie — odtwórczy) różni się od sucharkowego (poprawnościowego) języka używanego w literackiej księgowości tym, że powinien być krwisty i soczysty, a nie — zbieraniną słów kostycznych lub spalonych na węgiel. W tym miejscu najlepiej posłużyć się przykładami zaczerpniętymi z dzieł „klasyków”. Orwell w „Folwarku zwierzęcym” użył sformułowania „kury skrzeczące z przerażenia”. Mickiewicz: „zakasać pięści”. Balzak — „ziewający koń”. Gombrowicz: „twarz wykrzywiona brakiem uśmiechu”.

Czy pisarze ci popełnili błędy? Z punktu widzenia językowego purysty — tak; od razu napiętnuje tego rodzaju stylistyczną woltyżerkę, dowodząc, że kury nie skrzeczą, koń nie ziewa, a pięści zakasać nie można. I poprawiacz taki miałby rację, tyle że gdyby nie podobne wygibasy słowotwórcze, nasz sposób wyrażania myśli byłby od czasów Reja wciąż ten sam.

Słowo to barometr epoki, znak triumfu i rozwoju myśli lub jego przeciwieństwo. Obserwujemy metodyczne butwienie minionego czasu. Mamy więc zdania cherlawe, dowolne, wydezynfekowane z prawdy i odarte z sensu. I zdania te, o zawartości niepopartej faktami, natomiast hojnie obdarzone domysłami, tak są bezbarwne, że aż nie dają się przypisać jednemu autorowi, tylko wielu, a wyrządzają nam — ich czytelnikom — krzywdę podobną tej, jaką przed laty wyrządzał cenzor, uzbrojony w brak mózgu i nożyczki podłączone do KC.

W tym sensie zrozumiale brzmi wyznanie Gombrowicza, że nie chce być pisarzem idealnie poprawnym, pozbawionym wszystkich językowych odstępstw od norm, a nie chce, ponieważ ich gorliwe i rygorystyczne przestrzeganie prowadzi do „wykastrowania z charakteru”.

Zjawisko stylistycznej rozpoznawalności piszącego przyrównać można do głosu aktora: nie sposób pomylić Gustawa Holoubka z Andrzejem Szczepkowskim, Seweryna z Lindą, Dzwonkowskiego z Michnikowskim, Eichlerówny z Jandą. W głosie aktora jest zawarta dusza wypowiadanego tekstu, charakterystyczna intonacja i specyficzne wybijanie sensu utworu poprzez umiejętne rozłożenie akcentów.

Literatura za bardzo wzięła sobie do serca fakt, że mówi się o niej „piękna”. Zanadto, gdyż powinna mieć spocony kałdun wystający z niedopiętej koszuli. W moim rozumieniu, nie ma nic wspólnego ze stylistycznym betonem: jest prosta, czyli ludzka. Pachnie rzeczywistością; nie nosi kagańca i przepuklinowego pasa.

Literaci zawzięli się używać słów przylizanych, podczas gdy stosowane przez nich nie powinny dzielić się na wyrazy dopuszczalne i zakazane, gdyż jest to podział sztuczny i nieuprawniony. Pierwsze — to te z bramy frontowej, wizytówkowe i uładzone, drugie — to te, które ukradkiem przemykają się pod schodami.
Słów potocznych, żywych i obrazowych, używa się niewiele. Kolokwialne, pospolite, chadzające za potrzebą i samopas, słowa na bosaka, z tłuszczykiem i przy kości, wymięte, neologizmy prosto ze zgiełku ulicy i bazarów, słowa przy nadziei, zamieszkałe w zwyczajności nie mogą dopchać się do należnej im nobilitacji.

Sądzę, że dzisiejsze zasady jutro będą uznawane za błędy. Podobnie jak wczorajsze są nie do przyjęcia teraz. Mówię o tak zwanych modach na poprawne wyrażanie myśli. Między innymi o powtórzeniach. Powtórzenia — nie tylko poszczególnych słów, ale i całych fraz, znaleźć można u Sołżenicyna, Camusa, Bułhakowa, Kapuścińskiego.

Język, styl, gust — nie są to rzeczy zastygłe: podlegają nieustannym, etycznym i estetycznym modyfikacjom w trakcie procesu naszych mentalnościowych przeobrażeń; są kształtowane przez zmiany zachodzące w naszej psychice.


Cdn.


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 16:24:42
Autor wiersza: zygpru1948
Jeszcze raz dopowiem; słabi mają duży pysk, nic po za tym !


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 16:22:06
Autor wiersza: zygpru1948
Nie podniecaj się kaka ka !

L.p Autor: Data dodania:

1. kaka ka [Poziom 1] 2020-05-09; 16:20
2. randap [Poziom 3] 2020-05-09; 15:35
3. mały ptaszek [Poziom 2] 2020-05-09; 08:59
4. AlaOlaUla [Poziom 5] 2020-04-26; 12:18
5. zygpró1968 [Poziom 1] 2020-04-04; 14:40
6. motaj_łapownik [Poziom 6] 2020-02-11; 10:10


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 15:39:38
Autor wiersza: zygpru1948
Wiem jedno że słabo piszący ma więcej do powodzenia w obrażalni !


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 07:49:23
Autor wiersza: zygpru1948
ZAUŁKI ŚWIATŁA – część trzecia
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
DOBRA KOBIETA DLA DOBREGO MĘŻCZYZNY TO NAGRODA OD WSZYSTKICH BOGÓW !

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1027338,zaulki-swiatla-czesc-iii


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 07:48:51
Autor wiersza: zygpru1948
(Dzisiaj jest 58 Rocznica.
W dniu 8 lutego 1951 roku zmarł w komunistycznym więzieniu
w Warszawie Zygmunt Szenedzielarz, ps. „Łupaszko”,
dowódca 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej – ur. 1910).


Zygmunt Jan Prusiński


PIEŚŃ SŁOWIAŃSKA DO „ŁUPASZKI”

Motto: „Liście są jak u Boga dłoń”
– Konrad Krystian Prusiński -


Niepokój, kilka puszek po piwie, połamane sanki,
stęchlizna i ukryta w kącie pajęczyna, po prostu,
zwykły dzień poety szarga nim. Niby niedziela,
niebo pochmurne, gdzieś syczy ujęcie z doskoku,
nic takiego na prowincji, powierzchowność płynie
jak prąd w kablach ukrytych. Ale jest zamysł,
taka cieniutka nuta zbawczej apokalipsy,
sznurek leży obok buta, zazdrości sznurówce,
pies skulił się jak jeż, podwinął ogon głęboko,
jawi się mrocznia i głód, ludzie pomarzli
w swoich uczuciach.

Siarczyście dopieka samotność w tłumie, chodniki
plotkują i o jednych i o drugich, szwenda się gdzieś
utopia uczuć, ojczyzna leży w rowie. Ale każdy
chce spokoju, najmniejszy trud ominąć, błąkania
swoich oczu po przestworzach, być mniejszy
od mrówki, nie znać pacierzy i pieśni wojennych,
pod liściem zerwanym bełkotać – i miotać się
w podskórnym lęku. To jest dziś taka Polska –
zamalowana dobitnie jak na rzeź konie z cyrku,
tylko chlanie nam dobrze idzie, i ta wieczna posucha
tęsknot do szarego koloru. – Jesteśmy miotaczami
przyschniętej zelówki do ulicznych psi gówien.

Kto pamięta tego bohatera, może mój syn Konrad,
który napisał ten krótki wiersz: „Liście są jak u Boga dłoń”.

A ludzie? – A ludzie?...


8.02.2009 - Ustka

Wiersz z książki "Kraj Herberta"


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 07:33:34
Autor wiersza: zygpru1948
Zdzisław Antolski – POLSCY POECI W AMERYCE

3 marca 2020


Danuta Błaszak i Anna Maria Mickiewicz przygotowały niezwykłą książkę pt. „Zza oceanu”. Prezentacja poetów amerykańskich polskiego pochodzenia. Książka powstała z inspiracji Bohdana Wrocławskiego, który zapragnął mieć prezentację polskich poetów mieszkających w Ameryce na swoim portalu internetowym: Pisarze.pl. Temat był na tyle ciekawy, że obie autorki postanowiły go poszerzyć i wydać w postaci książki. Wstęp napisał znany krytyk literacki Leszek Żuliński, który stwierdził m.in.: Zamieszczone tu biografie Autorów – jakże różne – są na wagę złota. A więc wracajcie do nas wierszami – ja to uznaję za ważne wydarzenie literackie. Odzywajcie się co rok, co pięć lat, bo tylko w ten sposób stale będziemy razem. A to dla polskiego życia literackiego jest istotne.

Istotnie życiorysy zamieszczone w książce mogą posłużyć jako przyczynek do historii Polski i historii literatury polskiej w Ameryce. Zwłaszcza, że wiek autorów jest bardzo różny. Chyba nestorem wśród prezentowanych tu poetów jest Janusz Artur Ihnatowicz, którego życiorys to jakby skrócona historia II wojny i następnych lat i dekad, aż do dzisiaj. Tu pozwolę sobie na prywatną dygresję. Otóż poznałem osobiście Janusza Artura Ihnatowicza na podwórku słynnego Seminarium Duchownego w Kielcach. Mieszkał tam podczas jednych ze swoich wakacji. Jest bowiem Ihnatowicz księdzem diecezji kieleckiej. Dostałem w prezencie jego książki, które są bardzo trudno dostępne, opatrzone odręcznymi dedykacjami autora.

Inną znaną postacią jest Kazimierz Braun reżyser teatralny i telewizyjny. Ponadto opublikował on 60 książek i ponad 400 artykułów na temat teatru w wielu różnych językach. Jest także poetą. W Stanach Zjednoczonych mieszka od 1985 roku.

Kolejnym znanym autorem jest Adam Lizakowski, o którym autorki piszą: „Studiował na Columbia College Chicago – creative writing gdzie uzyskał tytuł Bacher of Arts. Studia ukończył z wyróżnieniem Cum Laude.”

Lizakowski jest znany również z wielu publikacji internetowych. Jego poezja zawiera dużo humoru i ironii. W wierszu „Adam Lizakowski, dlaczego jest w Warszawie…?” poeta pisze trochę ironicznie:

Dom Literatury
na Krakowskim Przedmieściu
poeci siedzą w
piwnicznej Sali obiadowej
poeci siedzą na
parterze w kawiarni
poeci siedzą na
pierwszym piętrze w ZLP i SPP
poeci siedzą na
drugim piętrze w bibliotece
w Pen Clubie

zastanawia się
skąd tylu poetów się wzięło
skąd oni się biorą
poezja nie jest
biznesem
pieniądzem
przyjemnością
chlebem
pracą

czym jest poezja
skoro tylu jest poetów

poezję lubi
nic więcej
rachunki czkają w Chicago

Adam Lizakowski jest niewątpliwie wybitnym poetą, niezależnie od tego, czy aktualnie mieszka w Polsce czy w Ameryce. Jest autorem na miarę Różewicza czy Herberta, których echa przebijają w jego wierszach. Jednak jest to poeta na wskroś indywidualny i odrębny. Zagadnienie czy autorzy prezentowani w książce są polskimi poetami mieszkającymi w Ameryce, czy amerykańskimi poetami mającymi polskie korzenie, nigdy nie zostanie rozstrzygnięte. Chyba każdy z nich musi sam się zdeklarować w tej sprawie. Tym bardzie, że w książce zaprezentowana została twórczość Polaków drugiego i trzeciego pokolenia, którzy urodzili się i wychowali w Stanach. Część z nich pisze już tylko w języku angielskim, dlatego do potrzeb antologii trzeba było zamieścić tłumaczenia ich wierszy. Anna Maria Mickiewicz stwierdziła w liście do mnie: Poeci z dużym entuzjazmem przyjęli nasze zaproszenie. Wciąż czują sentyment do kraju dziadków i ojców. W antologii znalazły się wiersze: Marianny Szlyk, Thaddeusa Rutkowskiego i Leonarda Kressa

Ciekawym poetą, piszącym w języku angielskim jest John Guzlowski, którego życiorys także jest przyczynkiem do historii Polski. Jak piszą autorki urodził się w obozie pracy przymusowej w nazistowskich Niemczech. Mimo, że całe życie mieszkał i pracował w USA, w jego wierszu „Zajęty wieloma sprawami” dedykowanemu Tadeuszowi Różewiczowi, widać duży związek duchowy z krajem jego rodziców.

W antologii znaleźli się także poeci będący jednocześnie przedstawicielami polskiej nauki: Anna Frajlich, doktor slawistyki na New York University oraz Włodzimierz Holsztyński – uznany na świecie matematyk.

Można by tak wymieniać wielu autorów. Na przykład Sylwia Kokot Martin (od kilkunastu lat mieszka na Florydzie), z której wierszami spotkałem się po raz pierwszy. Natomiast jestem miłośnikiem jej prozy, w tym wybitnej powieści „Potrawka z surojadki”.

W tym południowym stanie jest też Barbara Voit, tłumaczka, w antologii możemy przeczytać parafrazę wiersza „dziad i baba”.

Mieszkanką Florydy jest również Danuta Błaszak, która jest autorką wielu książek, wybitną poetką. W antologii umieszczono fantazyjny wiersz o walce.

Nad głowami huczą drony helikoptery i bombowce
podobnie kiedyś szukano marihuany
ale dziś celowniki są zaprogramowane na zboże
(dożynki bezglutenowe)

Współautorka tej książki, Anna Maria Mickiewicz, obecnie mieszkanka Londynu jest również znaną poetką, eseistką i publicystką. Przy tym jest wybitną tłumaczką współczesnej poezji na język polski.

Odrębną grupę w książce stanowią poeci z Chicago stowarzyszeni w „Klubie Literackim Forum Poezji Chicago Art”. Klub został stworzony z inicjatywy Janusza Klisia, wybitnego polonijnego poety, by promować polską literaturę i kulturę. Założycielami klubu byli Mariusz Parker i Krystyna Kowal. Przy okazji watro dodać, że życie kulturalne i artystyczne Polonii Chicagowskiej jest bardzo bogate. Ukazuje się kilka czasopism polonijnych m. in. „Monitor”, „Kurier” i „Dziennik związkowy”. Z tego środowiska pochodzą autorzy tekstów umieszczonych w antologii „Zza oceanu”: Mateusz Parker, Katarzyna Jabłonowska, Ewelina Zielińska, Marzena Muszyńska, Stefania Stanisława Murawska, Krystyna Jadwiga Anna Kowal, Sophie Spanier, Grażyna Jachymiak, Beata Korzeniak, Joe Gajek, Ewa Belicki.

Na zakończenie należy stwierdzić, że książka Danuty Błaszak i Anny Marii Mickiewicz jest bardzo ważna literacko i czytelniczo. Zapoznaje nas z polską poezją w Ameryce i tworzy pomost pomiędzy emigracją a krajem.



Zza oceanu. Prezentacja poetów amerykańskich polskiego pochodzenia, red. D. Błaszak, A. M. Mickiewicz, Dreammee Little City 2019, 88 s.

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/02/zza-oceanu-696x518.jpg


Komentowany wiersz: Kobieta w miłości pięknieje 2020.05.09; 07:24:54
Autor wiersza: zygpru1948
MAREK JASTRZĄB Felietony literackie

28 Listopad 2018


Artystyczne robótki

Bezinteresowność tworzenia


Nie łudźmy się — większość pisarzy odwala robotę na czarno. Począwszy od publikowania tekstów za Bóg zapłać, a skończywszy na wydawaniu książek własnym przemysłem. Przy czym warto pamiętać, że teksty bezpłatne mają zazwyczaj wartość ceny. To znaczy od utworów pisanych za darmo nie można zbyt wiele wymagać.

Są jednak pasjonaci dbający o wysoki poziom swoich tekstów i za nic w świecie nie opublikują byle czego. Potrafią zainspirować autora, wymóc na nim, by zamówiony utwór miał ręce i nogi i nie był gniotem.

Lecz to rasa niedzisiejsza, ginąca w natłoku tandeciarzy, zasilająca odchodzące kadry miłośników rzetelności. Tym bardziej należałoby ją hołubić, doceniać, że jest, że jej się chce, że choć jest ich co prawda coraz mniej, to przecież, na przekór kłodom rzucanym im pod nogi — są.

* * *

Animator, człowiek utrzymujący własnym kosztem własne pismo, zamieszczający w nim artykuły trzymające poziom, to wygłup natury, podejrzany osobnik. W małostkowych umysłach powstaje natychmiast pytanie: a co on/ona z tego ma?

No właśnie. Można to pytanie rozwinąć: a co miał Zenon Miriam Przesmycki z przybliżenia sylwetki Norwida? Idąc za ciosem, zapytać też trzeba o korzyści Tadeusza Żeleńskiego — Boy ’a z odkopania z niepamięci Jakuba Wojciechowskiego, robotnika — literata? A jakie czerpał korzyści ze swojego wydawnictwa? Z bycia społecznikiem? Lub co miał Choromański pomagając kelnerowi Tadeuszowi Kurtyce stać się pisarzem Henrykiem Worcellem? Albo Zofia Nałkowska umożliwiająca literackie zaistnienie Bruno Schulzowi?

Mikromózgi współczesnych zawistników i węszycieli nie są zdolne pojąć działań podyktowanych bezinteresownością, altruizm przekracza ich potencjały rozumowania. Coś tak bzdurnego, jak miłość do szukania, odkrywania i pomagania talentom (w obojętnie jakiej dziedzinie artystycznej twórczości), jest dzisiaj niebezpiecznym procederem, bo człowiek obdarzony Bożą iskrą stanowi dla nich zagrożenie. Konkurencję do ewentualnych zysków.

* * *

Recenzentów z prawdziwego zdarzenia jest coraz mniej, nie dziwię się więc, że nikt z nich nie chce czytać ogromu nadsyłanych zakalców po to, by wyłowić spośród nich jedną perełkę, bo to zdzieranie oczu i robota głupiego. Lecz jest wyjście — nie trzeba czytać całego tekstu, by zorientować się czy napisał go grafoman, czy artysta. Martwi mnie, że potencjalni wydawcy nawet nie zadają sobie trudu, by skubnąć okiem choć kawałek nadesłanego tekstu. Wystarczy parę stron — jeśli jest napisany językiem odzwierciedlającym treść i potrafi mnie zaciekawić od początku, czytam go w całości. Lecz jeśli jest sklecony z bełkotu i musiałbym przeczytać sto stron, by natknąć się na jedną anemiczną myśl, daję sobie spokój.

* * *

Długi czas byłem zdania, że pisarze stanowią grupę ludzi połączonych wspólnym celem, a tym celem jest wzajemna pomoc. Że łączy ich coś w rodzaju porozumienia i życzliwości dusz. Ale stwierdziłem — takie myślenie nazywa się naiwność. Niestety, bardzo często zdarza się (np. między literatami), że tak zwani arystokraci ducha są małostkowymi kmiotami o naturze zawistników. Bezinteresowny był Boy, lecz to rzadkość. A w obecnych czasach — wada. Jednak wolę być naiwny niż egoistyczny dureń.

Tu proroctwo: przyszłe pokolenia zastąpią wkrótce dzisiejszą resztkę sumiennych i nadejdzie czas, gdy bezguście i niska jakość staną się normą.

Pamiętający takie dziwne słowa, jak: zawodowa uczciwość dziennikarska, szacunek dla czytelniczej inteligencji, odpowiedzialność za publikowane teksty — wymrą, a na ich miejscu znajdą się ludzie, którzy nie będą wiedzieli, kto zacz ów Dylan Thomas lub czym się je Cummingsa, co to kulturowa ciągłość, na czym polega kontynuacja dorobku, czym różni się ona od wiecznego rozpoczynania dawno przebytej drogi. Przyjdą barbarusy, nonszalanckie kreatury pełne bełkotliwej swady, obdarzone naskórkową wiedzą o latach, gdy jeszcze nie istniała obecna łatwizna wypowiedzi, a pojawią się ze swoimi objawieniami udającymi recepty na literaturę. I znajdą czytelników, i zostaną ich autorytetami.

Z jakiego powodu? Bo nadeszły czasy, gdy tak autorom, jak wydawcom nie chce się czytać niczego, co nie daje zysku. Wydawnictwa nie są nawet zainteresowane bezpłatnym czytaniem nadsyłanych materiałów, a jeżeli już decydują się na druk, to jedynie na teksty rekomendowane przez pantoflarską pocztę; jak najmniejszym własnym kosztem i bez ryzyka.
Ryzykuje jedynie autor, bo rzuca się na niepewny interes i tylko on ponosi koszty.

Cdn.


Komentowany wiersz: Nosisz w sobie moje wiersze 2020.05.08; 01:31:37
Autor wiersza: zygpru1948
KOBIETA PACHNĄCA STEPEM - część czwarta
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
KOBIETA POD DRZEWEM

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1043848,kobieta-pachnaca-stepem-czesc-iv


Komentowany wiersz: Nosisz w sobie moje wiersze 2020.05.08; 01:30:34
Autor wiersza: zygpru1948
Kultura i edukacja

Zmarł bytowski poeta, Andrzej Szczepanik


15:00, 02.05.2020 | Cezary Kawecki


Biblioteka Miejska w Bytowie poinformowała o śmierci bytowskiego poety, Andrzeja Szczepanika, twórcy licznych tomików poezji, organizatora wielu imprez kulturalnych i miejscowego erudyty.

Andrzej Szczepanik urodził się w Pajęcznie w województwie łódzkim. Dzieciństwo spędził na ziemi radomszczańskiej. Pochodzi z rodziny nauczycielskiej. Miłość do pisania wpoiła mu matka, nauczycielka języka polskiego. Ojciec – również polonista, zginął w obozie koncentracyjnym.

Do Bytowa przyjechał zaraz po wojnie. Zawsze interesował się poezją. Pisać zaczął już w wieku szkolnym. Wiersze jego autorstwa ukazują się na łamach miesięcznika „Wieś Tworząca” oraz w lokalnej prasie. Jest członkiem Klubu Literackiego „Wers” działającego przy Bytowskim Centrum Kultury.

W przeszłości Szczepanik odpowiedzialny był za organizację lub brał udział w wielu wydarzeniach kulturalnych. Twórca tomików poezji, takich jak „Na przekór czasowi” organizował spotkania autorskie czy też recenzował bytowskie edycje ,,Narodowego czytania" twórczości Aleksandra Fredry.


Komentowany wiersz: Nosisz w sobie moje wiersze 2020.05.08; 01:19:02
Autor wiersza: zygpru1948
Na pożegnanie Andrzeja Szczepanika


Zygmunt Jan Prusiński



ANDRZEJU

Akurat czytam dwa wiersze moje w „Bezkresie” nr. 4
Podróżowałeś wierszami – dla Tadeusza Różewicza.
Twoje oczy, moje oczy i sen motyla – dla Jana Twardowskiego,
a tu powiadomienie od Zbyszka Babiarza-Zycha:
„Zmarł Andrzej Szczepanik, może napisałbyś wspomnienie o Nim,
pożegnał się z nim słowem?...” – i jak tu się zachować Andrzeju?

Wszystko się nagle kotłuje wręcz moje myśli przewraca wiatr –
szanowałem Ciebie jako człowieka najpierw a potem jako pisarza.
Lubiliśmy się wzajemnie w kręgu otwartej poezji – to był dobry czas,
jak piszesz w wierszu Nienasycenie: „sny rozjaśnić zamazane” czy
„nikt nie podsłuchuje moich myśli” – metaforycznie żegnam
Twoje wiersze choć dopiero teraz je czytam w antologii
Pola zlewają się z niebem – i piszesz w wierszu Ściany pachnące
wspomnieniami: „Waham się między pragnieniem a obojętnością…”
choć „przystań pełna nastrojowej inspiracji” – tworzona najpierw
w Tobie, byś to Ty przeżył w tych niuansach wiecznej poetyckiej
modlitwie – i roznosiłeś te skarby, te ziarna na gotowe
zaprzyjaźnienie z ziemią, to ważne Andrzeju – i byłeś zwycięski
bo Twoje drzwi i okna pachniały liryką i w książkach pachną
mądrością.

Skupiam się zupełnie inaczej bo nie jest łatwo o Tobie mówić,
zatem lepiej mi poprzez wiersze łączyć te uczucia słowne jak
w wierszu Tango: „bez słów na pamięć nieomylnie równo
w rytmie oczarowani (…) tango ulotne czarujące miłosne namiętne /
niepowtarzalnie brzmiące i drapieżne / umilkło nagle” – i tak się
zastanawiam Andrzeju, ile w tym piękna zostawiałeś to jak ślady
z umysłem wiązałeś zupełnie nieskarcony, tworzyłeś bezpieczną
odległość pomiędzy tym co jeszcze nie doznałeś a tak blisko było
jak usłyszany szept.

Zbliżam się do wiersza Usta co nie mówią, jak ładnie brzmi to
wyznanie: „Tyle słów ginie lecz moje znajdziesz / w pudle z kartonu
na dnie szafy z ubraniami / Nikt nie wie, że w szafie pełnej ubrań /
stoi pudło wypełnione po brzegi słowami”.

Andrzeju, to pudło jest Twoim ogrodem – oazą, niech dla pokoleń
zostanie., bo dobre Słowo nigdy nie wyschnie ani nie zgaśnie...


6-7.05.2020 – Ustka
Czwartek 18:06

Wiersz z książki "Życie z duchami"


Foto Andrzej Szczepanik
https://ibytow.pl/news_foto/10258.jpg


Komentowany wiersz: Nosisz w sobie moje wiersze 2020.05.08; 01:06:01
Autor wiersza: zygpru1948
MAREK JASTRZĄB Felietony literackie

28 Listopad 2018


Artystyczne robótki

Wydaj książkę i zdechnij!


Jeżeli książka spoczywa na odpowiedniej wystawie, to znaczy wbija się w czytelnicze oko, leży z dala od magazynu, a w pobliżu medialnego rozgłosu, jeśli znani recenzenci raczą przeczytać i merytorycznie ocenić to, co znalazło się między okładkami, a rankingi potwierdzą ich werdykty, autor może chodzić w stepującej glorii fantazjując o palmach i kokosach.
Ale, by tak się stało, kandydat na wniebowziętego musi spełnić szereg warunków. Pierwszym i niezbywalnym jest posiadanie finansowego zaplecza — literat marzący o intratnym opyleniu swoich prefabrykatów, musi mieć kasę na opłacenie sukcesu. W przeciwnym razie pozostanie mu niesmaczne przeświadczenie, że choć spłodził arcydzieło, to jego twórczość bardziej pasuje do pawlacza, niż do splendorów; jakkolwiek jest znana nielicznym członkom rodziny, paru sąsiadom z bloku i jednej sklepikarce z osiedla, to przecież nie są to wystarczające powody do zadowolenia; chciałby być znany szerzej, otrzymywać dobre recenzje, pęcznieć z dumy i nerwowo liczyć szmal.

Chyba że, jako zamożny inaczej, zajmie się żebractwem; w tonie kuczno-błagalnym zamieści swoje płaczliwe supliki i zdesperowane ogłoszenia skierowane do Literackich Instytucji, Fundacji i Stowarzyszeń Promujących Walkę Z Kulturą. Dołączy do dzielnej grupy literatów żyjących współcześnie i stanie się własnym menedżerem. Absolutnie skutecznym profesjonalistą. Fachurą w każdej dziedzinie zahaczającej o twórcze i wydawnicze procesy.

A więc musi umieć wszystko lub prawie. Zrobić nieśmieszną korektę. Znać się na kosztach druku, łamaniu stron, właściwej czcionce, doborze odpowiedniego papieru, sensownej reklamie, szukaniu i znajdowaniu niewidocznych SPONSORÓW.

Jednakowoż literat szukający wsparcia, jak abstynent procentowych ambrozji, szybko dochodzi do wniosku, że takich jak on jest więcej i chcąc wypłynąć na szerokie wody musi razem z nimi tłuc się po niszach, piwnicach i straconych złudzeniach, bo jako pisarz nie ma żyłki straganiarskiej.

Nie umie czy nie potrafi sprzedać swoich intelektualnych artykułów. Znika z rynku w rytmie cza-czy i słuch o nim wędruje tam, gdzie ciemno, głucho i panuje zawzięte milczenie.

Chyba że cierpi na nadmiar gotówki i nie kłopocze się wydaniem własnej książki. Wtedy poleca fachmanom swój przyszły bestseller i już oni zadbają, by miał on ręce i nogi, sprzedawał się jak Bóg przykazał i nie straszył gustem, sam zaś może zająć się pisaniem.
Ma wtedy wolną głowę i nie doskwiera mu upierdliwa myśl, że aby nabazgrać książkę, powinien być drukarzem, introligatorem czy innym Gutenbergiem.


Credo ignoranta

Po co malować, pisać lub komponować? Picasso był, Rafael do spóły z Bachem także, podobnie Norwid, Chopin czy inne Mozarty do kupy z pozostałymi Van Goghami też. Jaka więc idea w twórczym przetwarzaniu ich dzieł? W inspirowaniu się nimi?

Byli, ale się zmyli. I koniec tematu. No, a poza tym wykorzystywali w swojej twórczości wciąż te same marudne zestawy stylistycznych figur.

Pisali za pomocą kombinacji liter alfabetu, posługując się stereotypowymi znakami przestankowymi i niemodną ortografią, pacykowali banalnym końskim włosiem, bębnili po szablonowym klawicymbale, słowem – nie robili niczego odkrywczego, bo wszystko już było, jak łupież… Po cóż być kulturalnym w przestarzałym stylu, chorobliwie ciekawym różnorodności świata, jego umiejscowienia na mapie naszych pragnień, dążeń, aspiracji? Na jaką cholerę mamy ślęczeć nad poznawaniem historycznych korzeni, wiedzieć cokolwiek więcej od Neandertalczyka, mieć apetyt na świadome życie skoro mamy Internet, komputery i telewizję talerzową? Po co szkoła, studia, codzienna mordęga z ponurą rzeczywistością?


Irzykowski i Boy

Przez dosyć długi czas byłem przekonany, że pomiędzy artystami istnieje więź, porozumienie dusz i serc, że są połączeni wzajemną życzliwością wynikającą z posiadania talentu. Jednak gdy te naiwne przeświadczenia odkształciły się pod wpływem czytania utworów podobnych do Beniaminka, zastanowiło mnie, czy zawiść i gryzienie po kostkach nie są aby cechami powszechniejszymi, niż przypuszczałem.

Lubię Irzykowskiego, ale tylko z tego powodu, że jest częścią literatury, a literaturę trzeba lubić w całości. Nie podziwiam go za Beniaminka. W tym paszkwilanckim utworze, niczym w zbiorniku nieczystości, nagromadził wszystkie swoje pretensje i jadowite zarzuty wobec rosnącej sławy Boya. Zbitki cytatów wyrwanych z kontekstu, pomyje niegodne mistrza, za jakiego chciał uchodzić.

Co było niekwestionowanym plusem na boyowskim koncie, pod piórem Irzykowskiego przekształciło się w minus, zarzut, kpinę, szyderstwo. A że tłumaczył niepotrzebnie, za dużo i źle, a że kto to czyta, a po co Balzak, Stendhal, Molier, całe to zamieszanie z obsceniczną literaturą francuską i kiepściutkim przekładem Prousta. Z czego wysnuł wniosek, że co najmniej połowę tych spolszczeń i przybliżeń należałoby zlikwidować.

Przyczepił się również do aktywności Boya na polu społecznych absurdów, do jego Fundacji Kropla mleka, do własnym sumptem wydawanej Biblioteki Boya, obrony kobiet i dzieci; pomówienie za pomówieniem, brednia za brednią. Biedny Żeleński! Trafił na autora wybitnego drugiej kategorii; mrówka zabrała się za gwałcenie słonia.

Błyskotliwy felietonista o niekościelnych poglądach, zawołany dziennikarz, autor Słówek, filar kabaretu Zielony Balonik, społecznik piszący o doli kobiet, aborcji, seksualnej edukacji, poruszający problemy aktualne do dziś, lekarz o niewygodnych przekonaniach, wróg koturnowości i literackiej egzaltacji, odbrązawiacz pisarskich sław, bezkompromisowy krytyk teatralny i obyczajowy komentator, wydawca i zarazem tłumacz o osiągnięciach rozsadzających ludzkie wyobrażenia, publicystyczny drapieżnik nie pozwalający sobie dmuchać w nos, groźny adwersarz o zadziornym języku wyparzonym w niejednej polemice, Boy — o którym Stanisław Mackiewicz wyraził się, że jest to pierwszy polski pisarz po Żeromskim i Sienkiewiczu — mawiał w swoich prowokacyjno-zaczepnych felietonach, że jak go nikt nie napada, czuje się niekomfortowo, tak że z radością powitał autora Pałuby w gronie oszczerców.
Irzykowski miał talent niepokaźny, Boy — wielki, łączył ich więc kompletny brak poczucia więzi, a dzieliło spojrzenie na literaturę. Oraz odmienne temperamenty — one to zadecydowały o niepodobieństwie porozumienia obydwu tak różnych pisarzy.

Irzykowski, to klerk zanurzony w ekskluzywnym przeżywaniu, odległy od rzeczywistych problemów, typowy mól książkowy, teoretyk prawdziwego życia, a praktyk — abstrakcyjnego. W odróżnieniu od Boya, człowieka czynu i zwolennika twardego stąpania po ziemi, okazał się człowiekiem z gatunku tych, o jakich pisał Lec: mszczą się ludzie mali, bo nie powyrastali.

Insynuatorów nie brakowało nigdy. Zawsze można było liczyć na to, że jak który pisarz, publicysta czy poeta wyrośnie ponad zwykłą miarę, znajdzie się ktoś, kto obije mu pyski i da po łapkach, kto, jak ogrodnik z sekatorem, przystrzyże mu to i owo, a sprowadzając go do swojego poziomu, sfastryguje mu osiągnięcia pod swój kołtuński gust.

Dopóki przyszli wielcy trzymają się przyjętych konwencji i nie walczą ze stereotypami, dopóty są traktowani lekceważąco przez resztę twórców, nie stanowiąc zagrożenia. Ale jeśli zaczyna być o nich głośno, kiedy gołym okiem widać, co sobą reprezentują i dokąd zmierzają, prócz świty rzetelnych entuzjastów ich artystycznych dokonań, z głębokiego nieistnienia podnoszą się odpychające skrzaty starające się zerwać bodaj cętkę z gronostajowego płaszcza. Pojawia się sfora paszkwilanckich śledzienników gotowych jątrzyć, wybrzydzać i rozdmuchiwać, umniejszać i podawać w wątpliwość to wszystko, czego sami nie są w stanie pojąć.


Cdn.


Komentowany wiersz: W romańskiej świątyni cię pokocham 2020.05.07; 18:59:53
Autor wiersza: zygpru1948
Kalendarium


07 Maja 1763 roku
Urodził się Józef Poniatowski, książę, generał, marszałek Francji, polski bohater narodowy (zm. 1813)

07 Maja 1794 roku
Tadeusz Kościuszko wydał w Połańcu uniwersał, znoszący poddaństwo osobiste chłopów

07 Maja 1848 roku
W Ostródzie zmarł Gustaw Gizewiusz, propagator polskości na Warmii i Mazurach.

07 Maja 1867 roku
Urodził się Władysław Reymont, pisarz, ("Ziemia obiecana", "Chłopi"- 1924 r. Nagroda Nobla) - zm. w 1925 r.

07 Maja 1933 roku
Zgromadzenie Narodowe wybrało ponownie na prezydenta RP Ignacego Mościckiego.

07 Maja 1945 roku
Bitwa pod Kuryłówką, oddziały mjr. F. Przysiężniaka ps. "Ojciec Jan" stawiały opór NKWD, zginęło 60 sowietów

07 Maja 1977 roku
W Krakowie zamordowano Stanisława Pyjasa, działacza opozycji antykomunistycznej.


Komentowany wiersz: W romańskiej świątyni cię pokocham 2020.05.07; 05:46:37
Autor wiersza: zygpru1948
KOBIETA PACHNĄCA STEPEM - część czwarta
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
KOBIETA POD DRZEWEM

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1043848,kobieta-pachnaca-stepem-czesc-iv


Komentowany wiersz: W romańskiej świątyni cię pokocham 2020.05.07; 05:44:32
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


EROTYK I CZAPLE NAD JEZIOREM

Justynie Czapli


Moje doświadczenie i twoja młodość,
zbiór rzeczy odkrywczych ukryjemy
w kącie dwa cienie zachwytu.

Justyno, pójdziemy tam
gdzie czaple nad jeziorem -
tancerki tańczą swoje,
a ty zatańczysz dla mnie
Erotyk milczących słów.

Jezioro umyka nam z oczu,
ściągam pożądanie do samych stóp,
dodaję ci odpowiedniego smaku -
odbierz każdy nagi wiersz ze mnie!


29.08.2009 - Ustka

Wiersz z książki "Szudroczyć"


Muza
http://static.jpg.pl/static/photos/514/514243/3e342ec532c57399a07b73e3dc9bad66_normal.jpg


Komentowany wiersz: W romańskiej świątyni cię pokocham 2020.05.07; 05:24:57
Autor wiersza: zygpru1948
Andrzej Walter prezentuje wiersze Popi Aroniadi w tłumaczeniu Aresa Chadzinikolau

17 marca 2020

POPI ARONIADA

grecka poetka urodzona w 1961 roku. Mieszka w Atenach.
Autorka trzech tomów poezji

z najnowszego
jeszcze nie wydanego tomu „ROSZADA”

tom ukaże się w 2020 roku

przekład wierszy
Ares Chadzinikolau


Jednoczesność ruchu nadziei i tęsknoty czyli „Roszada” Popi Aroniady

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/03/POPI001.jpg


Polskę od Grecji różni właściwie tak wiele. Inne losy, odmienna kultura, nawet klimat, zdawałoby się, inaczej ogrzewa nasze serca. Jak się okazuje w naszym tu i teraz to nic bardziej mylącego. We współczesnym świecie bowiem ową zmitologizowaną przeszłość zaczyna pokrywać patyna kurzu, odmienności kulturowe zniwelowane zostały duszną atmosferą globalnej wioski, a klimat, to w zasadzie kompletnie już oszalał i zaskakuje nas, a to czasem śniegiem w Atenach i nierzadko też tropikalnym żarem w Poznaniu.

Człowiek w rozumieniu uniwersalnym został z kolei niejako skażony chimerycznością swej natury będącej dziś prawie jednocześnie efemerydą Odyseusza i Prometeusza naszych czasów. Człowiek ten, zunifikowany, wykastrowany w zasadzie, dojmująco unurzany w chaosie wszechrzeczy, człowiek w … roju świata, jak przepięknie i dramatycznie ujęła to w jednym ze swoich trans-światowych wierszy młoda, jakże awangardowo obiecująca grecka poetka Popi Aroniada. Jej poezja kumuluje w sobie wszystkie nasze lęki, obrazuje zgiełk, ten przerażający gąszcz tłumu i sieciowych absurdów naszego istnienia, pełza podstępnie: w samotnościach, tęsknotach, w głębi żalu za utraconą bezpowrotnie Arkadią dzieciństwa i wreszcie wyraża ową jednolitość losu dzisiejszego człowieka: człowieka – wyspy, człowieka – turysty, człowieka nomady współczesności, w której bez znaczenia jest czy jesteś: Polakiem, Grekiem, Amerykaninem czy Chińczykiem wplątanym w kołowrót upadlającej globalizacji.

To „Roszada” – roszada, ekscentryczny ruch w szachach, roszada – zmiana, zamiana, błyskotliwy ruch, tytuł nowego tomu Popi prowokuje albo i jest wyrazem rezygnacji z elementami buntu, gdyż roszadzie – a właściwie ciągłym roszadom ulegamy my wszyscy, jednostki ludzkie przeżywające swoje życia w labiryncie codzienności. Wpływu na cokolwiek mamy coraz mniej. Dynamizuje nas jednak ten świat do ciągłego ruchu, do ulegnięciu żywiołom, do permanentnych „roszad”, do nieustannej zamiany miejsc, zmiany ról, wymiany masek. Coraz mniej nas w nas. Coraz więcej w nas wgrywanego i testowanego oprogramowania zgodnego z poprawnością masy, która wciąga nas jak czarna dziura wszechświata i tylko Odyseja naszej duszy może nas stamtąd wyciągnąć.

U Popi roszadzie uległa nawet sama poezja. Rodzi się wiersz, kapią słowa, lecą w niebo, siłą kroplówki na końcu pojawia się tytuł, albo coś, co go przypomina, co uzurpuje sobie prawo bycia chimerą tytułu z pointą i słowem ostatnim. Roszada. Zamiana. Zasłona dymna. Fatamorgana, złudzenie. Ot, całe nasze życie, którego całokształt zostaje na koniec, albo nawet i po nim, kiedy esencja przyjdzie w refleksji bliskich, kiedy nas już tu nie będzie. I to jeszcze … być może.

Popi Aroniada to zbiór bardzo ważnych wierszy nowego wieku. Lambda tęsknoty to prawie aktywny rak. Te i inne mocne w wyrazie echa apokalipsy na życzenie odnajdziemy w trudnym i uciążliwym, acz wartym tego wyzwania czytaniu słowa po słowie w świetnym przekładzie Aresa Chadzinikolau. Wiersz za wierszem „przeżuwamy” dzień po dniu, uczucie po uczuciu, pustkę za pustką i pytanie za pytaniem. To pytania uniwersalne, coraz bardziej kosmopolityczne, coraz silniej bolesne, coraz oczywiściej bez odpowiedzi, coraz samotniejsze te nasze żałosne pytania: bez Boga, bez cudu, bez wiary i nadziei, ale być może … jeszcze z miłością. Być może z miłością, z ostatnią naszą szansą na Absolut.

Te wiersze jednak płaczą, płaczą dzielnie, w zasadzie szlochają, stalowo, miarowo, symetrycznie, płaczą i łakną, płaczu i tęsknoty, i one kochają i rzucają się życiu w ramiona, życiu na szyję i sobie do oczu, jak drapieżne koty, jak dzikie słowa rzucone na wiatr. To być może ten grecki wiatr, w jego Kawafisowym niby-błękicie, w drodze do Itaki, która stała się drogą tak silnie dziś absurdalną, że właściwie nikomu niepotrzebną. I poeta przeminie, większy, mniejszy, ważniejszy, i ten mniej ważny, ale poezja pozostanie, Poezja – ten krzyk świadomości, krzyk nieuchronny, krzyk zabarwiony szaleństwem słów jako oręża przeciw codzienności, rutynie, śmierci i zwyczajności. Poezja – szansa. Tak jak roszada jest szansą na ostateczne zwycięstwo. Szachy to gra królów, poezja to domena bogów, my, ludzie… jesteśmy na to wszystko zbyt łatwopalni. A jednak próbujemy rzucać się w ogień, rzucać się na wiatr, rzucać się w wir świata i zgodnie z prawem dziejów szukaj tej wieczności, aby podtrzymać się wzajemnie na duchu…

Zachęcam Was do bardzo powolnej, wytrawnej lektury tych wierszy. Zachęcam do kilkukrotnej lektury każdego wiersza, zachęcam do smakowania tych bolesnych słów, tych zestawień uczuć, tej melancholii, ulotności, piękna metafor, jakże oryginalnych, czasem zmysłowych, czasem pełnych niepokoju i poszukiwań.

Czytajcie te wiersze łagodnie, spokojnie, z jakże właściwą im tęsknotą, a jednocześnie nadzieją. Dzięki Popi, za te kilka słów, za tę roszadę uczuć, których nam odmówiono i które skazane są na powolną agonię w tym bezdusznym świecie niepoliczalnych półprawd.


Komentowany wiersz: W romańskiej świątyni cię pokocham 2020.05.07; 05:11:29
Autor wiersza: zygpru1948
MAREK JASTRZĄB Felietony literackie

28 Listopad 2018


Artystyczne robótki

Wydaj książkę i zdechnij!


Naszła mnie wspomnieniowa nawałnica i zacząłem sobie przypominać, ile książek, bezcennych a zbutwiałych starodruków nawet, ile arcydzieł literatury światowej udało mi się wydrzeć z lochów niejednej składnicy surowców wtórnych! Po godzinach oficjalnej pracy, kierownik placówki wpuszczał mnie na zaplecze i pozwalał (za ćwiartkę czystej) uprawiać wysokogórską wspinaczkę na wierch papierowej hałdy i gdy on leżał u jej stóp, ja bawiłem się w archeologa omijając co grubsze szczury na ołowiowej diecie.

A gdy magazyn był już przegrzebany, budziłem faceta i szliśmy do wagi. Kładłem na niej urobek, czyli wszystkie znalezione książki, a gość mi je sprzedawał. Cena była taka, że jeśli wszystkie ważyły pięć kilo, to w zamian musiałem mu przynieść pięć kilo gazet. Tym sposobem wszystko się zgadzało i dzięki temu ja miałem sporą bibliotekę, on zaś — porządek w burdelu. Czasy się zmieniły i funkcję makulaturowych magazynierów przejęły urzędy od odmawiania pomocy, wsparcia i dawania literatom popalić. Dla nich też nie było różnicy między książką, a papierzyskami.
Sprytne ludzie zwietrzyły interes i wzięły sprawy w swoje ręce: zaczęły otwierać się na potrzeby wygłodniałego społeczeństwa. Kwitła więc produkcja bubli i na masową skalę powstawały rachityczne wydawnictwa.

Tak jak niegdyś w byle garażu siedział na skrzynce od piwa przyszły komputerowy Gates, teraz w byle internetowej piwnicy siedział sobie WIELMOŻNY PAN WYDAWCA i czekał na frajera z kasą; czyhał na reflektantów i łyskał brylantyną niewiedzy. Naiwny klient wpadał mu w szpony i z drżącym rękopisem w rozlatanych rękach kucał z zachwytu, bo na wstępie dowiadywał się, że spłodził wiekopomne arcydzieło, które rozejdzie się w mig, a jak dobrze pójdzie, to jeszcze szybciej. Za co PAN HANDLARZ ręczył osobistym honorem. Zanim przyszły noblista zrozumiał, że wydawca nie mógł go przeczytać, bo jeszcze niczego nie opublikował, już był ugotowany na miękko i gładko łykał kolejne banialuki.

Jedną z nich była informacja, że nie poniesie kosztów, bo kosztami obarczy się sponsora. Tyle że sponsor jak raz wyjechał do Berdyczowa na kurację i zamiast niego może skorzystać z usług obywatela Komornika, na którego konto należy wpłacić marne grosze w liczbie trzech tysięcy złotych plus VAT. Tyle samo, albo o dwa złote mniej, uiścić należy w księgarni, by książka nie powędrowała do ciemnego kąta, lecz znalazła się na miejscu, gdzie ją widać. Przy czym za widok książki uplasowanej pod sufitem, buli się mniej, niż za widok tejże pomieszczonej na wysokości oczu kurdupla.

Ale najdroższe są miejsca w sąsiedztwie półek z rankingowymi bestselerami. Tam aż kotłuje się od oglądających, cmokających i odchodzących z kwitkiem; na długich, chłodniczych ladach spoczywają komiksy, krzyżówki, rozmaite SF, magazyny pełne okrutnych narracji, ckliwych opowiastek zajeżdżających bajkową scenografią, emfatycznych historyjek prowokujących do tarcia oczu i pociągania nosem, aromatyczne pomady w harlequinowskim stylu, jakieś kolorowe thrillery, fabularna przędza na wyczerpanym papierze, przygodowe rachatłukum, biesiadne tańce i hulanki z tasakami, garkotłukowy chłam. Natomiast powieści Wojdowskiego, Kuśniewicza, Nałkowskiej lub Berezy próżno by szukać; księgarski subiekt nigdy o takich nie słyszał, no a w instrukcji obsługi klienta nie ma przepisu, by znać produkty przeterminowane.

Owszem, jeżeli autor nie wydoli finansowo i zrezygnuje z wywieszania się w księgarni, może cały swój nakład pierdyknąć pod wyro i pobawić w komiwojażerkę. Ale uwaga — od tego również potrącany jest podatek na rozbój kultury.

* * *

Różnica między stroicielem fortepianów a kompozytorem, należy do namacalnych namacalności i oczywistych oczywistości. Ale jak jeden bez drugiego nie może istnieć i oboje są fachowcami w swoich branżach, to kompletnym nieporozumieniem jest zamiana ich ról. Zanim pękniemy ze śmiechu, wyobraźmy sobie, że do Bacha przychodzi naprawiacz klawiszy, siada za instrumentem, wyniośle i bezceremonialnie strofuje mistrza pouczając go w sprawach polifonii, a na deser wręcza mu instrukcję obsługi piszczałek pod tytułem zreperuj je sam. Albo Beethovena, jak idzie do sklepu, kupuje parę desek, pół tony gwoździ, zanosi do domu i zbija sobie klawesyn.

Podobnie w literaturze — jeden jest oprawiaczem książek, a drugi je pisze. Tak jak jeden jest kulturalny, a drugi pracuje w kulturze. W tym miejscu zaczyna się robić poważnie, bo zadajemy sobie pytanie: kim jest obecny artysta, człowiek uprawiający zawód literackiego biznesmena? I odpowiadamy natychmiast: to figura na wskroś pragmatyczna — już nie twórca, lecz jeszcze nie człowiek interesu. Ot, złota rączka niepewnego geszeftu.

* * *

Słowo sprzedaż robi obezwładniającą karierę. Jest słowem kultowym. Podobnie jak niegdyś szałowy, fajowy, obłędny, odlotowy. Kultowy, znaczyło dawniej: obrzędowy, rytualny, religijny. Teraz kultowe jest wszystko, co się dobrze sprzedaje, ma powodzenie i cieszy się ponadprzeciętną oglądalnością. Kultowy może być sedes, rzecz jasna, jeżeli przedtem należał do popularnej gwiazdy. Andrzej Wajda nakręcił film „Wszystko na sprzedaż”. Film, jak na tamten czas, obezwładnił mnie bezwzględnością moralnej oceny: myśl każdą i rzecz wszelką można opchnąć.

Dzisiaj ziejąca z niego celuloidowa „prawda ekranu”, śmieszy mnie tylko swoją poczciwością, gdyż z biegiem dni łagodny okres groteskowego szpanerstwa przeszedł ewolucję: zwyrodniał, wynaturzył się, rozwinął macki i porósł w normę, która już nikogo nie dziwi. Do głosu dorwał się absurd, zgroza, zmienił się w koszmarną wizję naszego upadku na kolejne dno. Sprzedawanie siebie jest hasłem na dziś i coraz częściej okazuje się, że produkt może być byle jaki, gdyż liczy się wyłącznie zysk. Przy czym utwór nie jest ważny. Natomiast ważna, a nawet istotna jest jego sprzedaż.

Cdn.


Komentowany wiersz: Obejmij mnie kobieto wiatru 2020.05.06; 15:43:31
Autor wiersza: zygpru1948
KOBIETA PACHNĄCA STEPEM - część czwarta
Dział: Kultura Temat: Literatura

Zygmunt Jan Prusiński
KOBIETA POD DRZEWEM

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1043848,kobieta-pachnaca-stepem-czesc-iv


Komentowany wiersz: Obejmij mnie kobieto wiatru 2020.05.06; 08:24:45
Autor wiersza: zygpru1948
Marek Jastrząb 28 Listopad 2018


Artystyczne robótki

Franz Kafka nie pysznił się czytaniem Platona w oryginale i nie chwalił się, że bywał u Szekspira na baletach. Przeciwnie, chadzał do prowincjonalnych teatrów, wertował literaturę drugorzędną. Jednym słowem — NIE POZOWAŁ na wielkiego literata, lecz nim był. Zamiast pląsania w stringach po salonie z notablami, robił swoje: bez hałasu, skromnie, powolutku, a niekiedy z cicha pęk. Że zaś talent miał ogromny i na dodatek wzmacniał go pracą nad sobą, nie musiał trąbić wszem i wobec jakim jest wielkim pisarzem.

Mark Twain nie pobierał nauk zwieńczonych pokwitowaniem. Podobnie Bernard Shaw — doszedł do rozumu bez urzędowej metki Magistra Inteligencji. Zatem, jak się okazuje, można być literatem pomimo braku zaświadczenia.

Niestety, ludzie udający artystów starają się zaistnieć na modłę twardzieli w różowych szlafmycach — przy pomocy pozaartystycznego dziwactwa. Podczas gdy twórca udowadnia własną twórczością, że nim jest, bo tylko ona tłumaczy go z obecności na Parnasie.

Weźmy pod lupę Malcolma Lowry’ego i jego przepastne tomiszcze „Pod Wulkanem”, owoc katorżniczej pracy nad wymową i siłą każdego zdania. Redaktorzy wielu wydawnictw rozkładali ręce i, odrzucając tekst, wyrokowali, że książka jest za długa, powinien ją przystrzyc, zmniejszyć jej tonaż i udźwig, a w ogóle kto to przeczyta.

Albo Jamesa Joyce’a, irlandzkiego skandalistę, twórcę podziwianego i komentowanego do dziś. Lub Marcela Prousta, lowelasa szwendającego się po buduarach. Kiedy ukończył jedną ze swoich książek, przesłał ją Andre Gide’owi do oceny, ten zaś nawet do niej nie zajrzał, bo awansem założył, że co taki wartogłów i bawidamek może spłodzić!

Choć mamy sporą listę przegranych, odrzuconych, zlekceważonych, to przecież każdy z tych pechowców doczekał się późniejszego uznania, prędzej lub później wykaraskał się z pomroków dziejów i został pomnikiem.

A co byłoby z nimi TERAZ? Przede wszystkim owych nieszczęśliwców nie ma tylu, co piszących obecnie, w związku z czym trudniej szło ich przegapić. Aliści z tamtych lat pozostał nam spadek — stado Andre Gide’ów, nieraz wybitnych pisarzy, którym z różnych przyczyn nie chce się zajrzeć do rękopisów nieznanych autorów. Raz, że nieznanych mamy przesyt i ciężko przekopać się przez na przykład pięćset stron tekstu. Dwa, że niejednokrotnie szkoda zdrowia i czasu na bazgroły, z których można dowiedzieć się, iż autor nie ma nic do powiedzenia.

Stąd, na wszelki wypadek, autorzy wybitni stronią od wydawania ocen.

Pomijając wszelkie aspekty obecnego wysypu grafomaństwa, zdarzają się utwory nieprzeciętne i niewybaczalnym grzechem jest spisywanie ich na straty tylko dlatego, że przysłowiowy Gide nie ma ochoty babrać się w cudzych manuskryptach. Tu mówię o szkodliwych praktykach wydawnictw.
Do zarzuconych a zamierzchłych obyczajów szanujących się oficyn należało prowadzenie tak zwanych recenzji wewnętrznych. W kantorku siedział sobie facecik legitymujący się literacką ogładą i czytał wszystkie nadchodzące teksty. I dopiero w oparciu o jego opinię wydawnictwo decydowało, co i jak.

Z żalem stwierdzam, że z powodów oszczędnościowych zlikwidowano ten urząd i przedsiębiorstwo ds. wydawania książek poczęło zajmować się produkowaniem bubli.

A co z wieloma pisarzami tonącymi w komercyjnym sosiku? Niech czekają na ciekawsze czasy, na ponowną odsłonę za głupie pięćset lat.


Komentowany wiersz: Obejmij mnie kobieto wiatru 2020.05.06; 08:18:12
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


MIŁOŚĆ XXI WIEKU


Naucz mnie kochać - nie mówiąc nic,
nawet szept odłóż do krainy ciszy.

Weź tylko ze sobą muzykę ciała -
skalecz mnie sobą dogłębnie...

Wtedy urosnę w potężne drzewo,
gałązką namaszczę wilgoć drgań.

Rozłóż się jak przestrzeń uroku,
przykryj mnie kolorem nieba.

Zatańczę ci akordem bluesa -
ten dźwięk rozpłynie się w nas...

Naucz mnie kochać w XXI wieku,
każdy wiek to inna parafraza tła.


6.03.2007 - Ustka


Muza
http://static.jpg.pl/static/photos/511/511565/284a98e38c2b6344938bd1cd619d0a1e_normal.jpg


Komentowany wiersz: Obejmij mnie kobieto wiatru 2020.05.06; 08:11:19
Autor wiersza: zygpru1948
PAWEŁ KUBIAK – Słowo na pięciolinii

17 marca 2020


Muzycy, malarze, poeci, teksty piosenek poetyckich, ekfrazy… Fascynacje, uznanie, współpraca, jak Zbigniewa Jerzyny z Markiem Kwaszkiewiczem, Józefa Andrzeja Grochowiny z Marianem Czaplą, Reny i Andrzeja Kosmowskich z Marią Wollenberg-Kluza, czy, aby pozostać w obrębie zakreślonego podwórka, Kazimierza Kochańskiego z Mariuszem Klimkiem. Kochański, o którego „Klejakach” piszę tu kilka rozwiniętych zdań, jest poetą i wyedukowanym muzykiem, autorem tekstów utworów muzycznych dla dzieci (był wieloletnim nauczycielem) i dorosłych.

Wiersze będące tekstami piosenek pomieszczone są w tomiku w odrębnych rozdziałach, co może sugerować ich inną „wagę i miarę”, lżejszy kaliber. Nic z tych rzeczy, bo czytane „na wyrywki”, co zwykle stosuję, nie uzasadniają takiej klasyfikacji. Te piosenki są, na równi z wierszami, świadectwem solidnej poetyckiej roboty; może piosenki dla dzieci są wyraziściej edukacyjne i optymistyczne, wyposażone w dowcipne, zaskakujące rymy:

„Daj, Mikołaju, daj mi w darze
to, o czym w głębi duszy marzę.
Daj, Mikołaju, daj.
Daj, Mikołaju, to co zechcesz,
Trochę radości i coś jeszcze.
Daj, Mikołaju, daj.
(…)
Włóż na sanie wdzięk i taniec,
czar muzyki, skrzypce, smyki,
werbel, bas i dwa czynele
– dla pastuszka flet.
Niech marzenia w jawę zmienia,
smutek w rączy bieg jelenia.
Tam za górą, tam za rzeką
na prezenty twoje czekam.
Ty wiesz dobrze gdzie.”
(Prośba do Mikołaja)

Piosenki dla dorosłych rozprawiają się z grzeszkami naszej społeczności:

„Głupio, bo głupio.
Może nie?
Ludzie to kupią.
Kto i gdzie?
Mądrość na półkach.
W dziwnych zaułkach
niejeden utknął cel.

Obok, najlepiej obok;
po co ci blask i główny nurt?
Na własnym, ślepcem prorok
I niebo pełne dziur.”
(Bo co?)

W muzycznym kontekście omawianej książki dodam taką oto osobliwość – wszystkie zbiory tego poety, a jest ich ponad dziesięć, noszą jednowyrazowe tytuły! Zupełnie jak nutki na pięciolinii.

„Klejaki” to pozycja wielce złożona, roi się tu od wielości gatunków: aforyzmy, fraszki, wiersze, teksty piosenek, opowiadania, recenzje, wywiady… A wszędzie wyczulenie na słowo, gra słowem, demaskacja, prowokacja intelektualna – słowem. Jak w drugiej części frywolnie zuchwałego wiersza „Tren do waty” (Cóż za przewrotny tytuł!):

(…)
Lecz się puszysz – słuszne lata?
jakoby im nic do tego –
przecież to nie twoja strata,
oglądasz się na bliźniego.
A on, nic to, tępy, głupi,
i świadomość ledwie zipie;
ślepy na to, że ktoś łupi
– „ lipa jest, trza rzeźbić w lipie”.

Lub w filozofującym majstersztyku „Dobywanie”, który przytaczam w całości:

„Możesz być
sobie sobą
wtórem

obrazy wieszam
sam
wybieram ściany

bywam słowny
dosłowny
bezcelny

do ciebie piszę
nie dla
tego szukaj

możesz
więc bądź
też jestem
jestestwem.

Wielkie zaufanie do dziecięcego odbiorcy ma poeta i wiele od niego wymaga, gdy tak puentuje piosenkę „Zasady gry”:

„Udając innego
coś tracisz swojego
– gdy z klasą
to dobry jest trop.”
Podobnie w kolejnej piosence „Sumaki”;
(…)
W której kropli słodycz, w której żal?
Gdzie ze strachu schować ma się strach?
Kiedy licho śpi, gdy nie śpi?
Co się śni, gdy nic się nie śni?
Kto ma pisać, kto ma czytać?
Komu tylko wolno pytać:
ile z tego mu się przyda,
gdy go życie życiu wyda,
gdy nie będzie dobry ani zły?

Zdumiewające to wersy. Śmiało można nazwać je propedeutyką do współżycia społecznego.

Wspomnę choćby jeszcze jeden aspekt tej twórczości, poeta z upodobaniem i dużą skutecznością stosuje swoisty rozbiór słów na czynniki pierwsze, bawi się wieloznacznością, oczyszcza z patyny i przywołuje zapomniane znaczenia, np.: „Poprawię/ i po…/ prawie.” (Ja też, ja też); „Skończy się lato,/ nie przejmuj się tato,/ to minie. Uczę się lat.” (Wszystko proste).

W prozie – czytanej przeze mnie z prawdziwą przyjemnością ze względu na lekkość, by nie powiedzieć zwiewność języka i klarowność logiczną – Kochański pozostaje wierny czujności językowej, pisze np. „Nostalgia ogarnia chyba każdego – ogarnia czy dopada, jakie to ma znaczenie. Właśnie dopadła mnie.” To wyimki z życia, te warte zapamiętania, utrwalenia, choć autor, właśnie w jednym z nich, wypiera się pamiętnikarstwa. Niech więc, w zgodzie ze spisem treści, pozostaną opowiadaniami, zapisem obserwacji siebie i świata, refleksją okolicznościową i uniwersalną. Tej części książki należy się drobna pochwała świadcząca o odwadze językowej autora. Otóż nie ucieka on lękliwie przed słowami zdeprecjonowanymi w minionej epoce politycznej, nadużywanymi i „zawłaszczonymi”, wypranymi z pierwotnych znaczeń; np. tytułowa dla opowiadań „Komitywa” śmiało bierze na siebie ciężar skojarzeń starszego pokolenia czytelników.

A „cały” Kazimierz Kochański? Jaki jest, w twórczości, oczywiście? Chyba z aforyzmu: „Wracając do źródeł, zanurz się w nurt rzeki”, a może z fraszki opatrzonej długaśnym tytułem „Byle czegoś nie zmalować”: „Ludzie mówią, ludzie piszą, nie czytając i nie słysząc”…

Dwa zdania o ilustracjach i okładce. Barbara Kochańska, wnuczka poety, z wdziękiem otwiera przestrzeń słowom, jej uładzony koloryzm przydaje pozycji realizmu i optymizmu. A okładka Anny Darii Merskiej w intrygujący sposób zachęca do otwarcia książki.



Kazimierz Kochański: Klejaki, Oficyna Wydawnicza „STON 2″, Kielce 2019, ss. 158

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/03/Klejaki-696x1237.jpg


Komentowany wiersz: Blues miłości we mgle 2020.05.06; 07:42:30
Autor wiersza: zygpru1948
Dziękuję za opinie latawiec1913 i GeliuszwAtenach

Pozdrawiam - Zygmunt z Ustki


Komentowany wiersz: Blues miłości we mgle 2020.05.05; 05:38:23
Autor wiersza: zygpru1948
TWÓRCZOŚĆ, POEZJA i KOMENTATORZY


TWÓRCZOŚĆ

jest dla mnie wszystkim po trochu: lekcją pokory, karą, nagrodą, zabawą i przygodą z darowaną obecnością, atrakcyjną i podniecającą odmianą egzystencji, ucieczką w śmiech przed jej rzeczywistą monotonią i zarazem niezgodą na jej dziadostwo, świadomym zagadywaniem swoich cierpień, tych prawdziwych i tych wyolbrzymionych, względnych, bo subiektywnych, odwracaniem od nich uwagi, reakcją organizmu na zmianę osobowości, lekarstwem na chroniczne osamotnienie i fałszywe współczucie, ratunkowym kołem prze agresywną nieżyczliwością bliźnich, zastępczą formą bytu na uwięzi, nieruchomym Rychem, sposobem na senne koszmary i emocjonalną huśtawkę, wyzwaniem, uczeniem się pokonywania trudności, zbawiennym przejściem w stan duchowej metamorfozy, daremną próbą zrozumienia siebie i dożywotnim, nieudolnym, i dlatego stale podejmowanym usiłowaniem określenia swojej wewnętrznej kondycji.


KRZYKACZE i KOMENTATORZY

Twórczość odbieram sercem; ma zachęcać do kontynuacji życia, do jego doskonalenia, wzbogacania i uszlachetniania, nie zaś do popełnienia samobójstwa i żałosnych obertasów na zgliszczach świata. Ma budzić z duchowego letargu, zagonić do kochania świata nie takiego, jakim jest, ale do współdziałania z ludźmi, którzy pragną go unormalnić, którzy nie ograniczają się do taplania wśród deklinacji oglądanych nieszczęść i strojenia oburzonych min, lecz mówią, którędy trzeba wyjść z gnojówki na łąkę.

Recenzenci cudzych książek, zamiast przedstawić jej impresyjny opis, wolą iść po najmniejszej linii oporu, kroczyć drogą przetartą i wygodną, wolą odnotować, kto i czym oraz kogo i kiedy za co zabił, wolą, z dokładnością wprost proporcjonalną do absurdu, czynią to zaś wnikliwie i marudnie, omawiają fakturę utworu, przedstawiają ilość stron, spis tytułów rozdziałów i ilość kropek przypadających na centymetr kwadratowy sensu, wolą zajmować się analizą roli abrakadabry w prozie XVII wieku, podczas gdy aż się pod klawiaturę ciśnie, by napisać o ich przesłaniu, by powiedzieć o tym, dlaczego warto je czytać, co wzrusza, przejmuje, boli, jakie refleksje wzbudza.

Są to jednak problemy czysto krytykanckie. Może nieodzowne w pisaniu rozprawy magisterskiej, zażywane podczas wykładów z filologii pajęczaków, lecz nie są problemami czytelnika; czytelnika nie interesuje zbędnologia, bo, jak nie ma jednojajowych czytelników, tak powiedzieć trzeba, że każdy literat jest osobnym stworem, przeto nie powinien wyczyniać takich, lub prawie takich samych językowych wygibasów, jak drugi.

Powinien wypracować własny, niepodrabialny klucz do siebie; między Iksińskim, a Igrekowskim rozpościera się taka nieopisana przestrzeń różnych doświadczeń, że aż trudno założyć, że to, co mają do powiedzenia, przekłada się na ten sam wyraz.


POEZJA

Jestem wrogiem analizy wiersza. Zaglądanie poezji w zęby, to lewatywa dla duchowo ociemniałych; utwór przemawia do mnie nie fakturą przecinków, lecz tym, jakie budzi refleksje, czy w ich wyniku jestem głodny następnych. Ile razy można opisywać te same niewydarzone zdarzenia, by były ciągle świeże, nośne, atrakcyjne i nie przeterminowane, te same skowyczące pustki peronowych oczekiwań na cokolwiek, na ukochaną, na niezerżniętą flądrę zdolną do zaspanych, flejtuchowatych przeżyć, na te same telefony z poronionymi, zsiadłymi komunikatami?

Na podstawie poezji nie należy budować obrazu realnego świata. Z poezji można uczyć się różnorodności patrzenia na świat, na jego wielowarstwowość i zmienność, można uczyć się, że dla każdego z nas przedstawia się inaczej. Można się uczyć, ale nie można się nauczyć, ponieważ, jak być rzemieślnikiem wrażliwości?

Poezja wyklucza rzeczywistość. Rzeczywistość, to suche, zimne daty, nazwiska, obiektywne oceny. Poezja, to fikcja, myślowy skrót, emocjonalny błysk, ulotne nastroje, indywidualne klimaty, niekiedy żar. Poezja, to gloryfikowanie, naginanie własnych przeczuć i zamierzeń do faktów, to nieustanne przekształcanie świata prawdziwego w świat zgodny z fantazją jej zamiarów, to subiektywne interpretacje, życzenia, idealistyczne wizje. Z powściągliwym taktem i gliceryną w oku, o poezji i językowej wrażliwości, znanej im z naukowych, teoretycznych przekazów, zza ściany, albo od przyjaciół, wypowiadają się ludzie, którzy zaledwie otarli się o indywidualnego twórcę.

Ich namaszczona i niepodważalna wiedza o stanie duszy człowieka tworzącego, jest tak samo głęboka i przenikliwa, jak wiedza turysty o kraju znanym z krótkiego postoju na lotnisku.


Marek Jastrząb

29 czerwiec 2008


Komentowany wiersz: Blues miłości we mgle 2020.05.05; 04:39:46
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


DLA TWOICH STÓP I DLA...

Monice Wisłockiej, z okazji Czwartku


Dla twoich stóp i dla twojej poezji z rana
kiedy okno otwarte bym mógł wlecieć ptakiem,
na pewno odszukam gniazdko które masz -
a tam będzie mi dobrze i spokojnie.

Wyjmę tony z gitary - akurat dzisiaj grałem
przed sklepem w subtelnym podrażnieniem
dźwięków z akordów dawno napisanych.

Jestem ci winien wytłumaczyć Moniko,
że nie tylko poezją żyję - we mnie muzyka
to druga modlitwa z moich organów...

Tak wracam do tej muzy zaproszony światłem,
akurat zdobywam szczyty twoich piersi -
muszę odpocząć na zielonym kamieniu,
a mech porośnięty recytuje wiersz Norwida.


- Czy czujesz mnie w tym świetle powrotu?
- Czy chcesz ponownie powtórzyć ten akord?


6.08.2009 – Ustka

Wiersz z książki "Szudroczyć"


Komentowany wiersz: Blues miłości we mgle 2020.05.05; 04:33:17
Autor wiersza: zygpru1948
Stefan Jurkowski – Z podniesioną głową

28 kwietnia 2020


Trzeba zauważyć i należycie docenić stałą ewolucję poezji Eligiusza Dymowskiego. Z tomu na tom (a ukazało się tych książek kilkanaście) zmienia się ona, wzbogaca się jej język i sposoby obrazowania, coraz bardziej zbliża się do najistotniejszych sensów egzystencjalnych, poszerza konsekwentnie swoje metafizyczne przestrzenie. Świadczy o tym kolejny tom tego poety, „Ziemia kamienna”, który niedawno ujrzał światło dzienne; trafił niestety w czas pandemii, zamkniętych księgarń, odwołanych spotkań autorskich. Kiedy jednak sytuacja się unormuje, z pewnością „Ziemia kamienna” odniesie sukces, trafi do rąk większej liczby czytelników, zadziwiając wszystkich żywotnością i odkrywczością diagnoz stawianych otaczającemu światu.
Już w wierszu otwierającym ten tom („Wielki Tydzień Pana Cogito”) czytamy:

Będą cię sądzić niewierni i dewoci
za zbyt zuchwałe obcowanie z Prawdą

Podobna „zuchwałość” jest do dziś swoistym, często niewybaczalnym, przestępstwem w oczach tradycjonalistów, kunktatorów, czy innych monopolistów Prawdy. Kiedyś było to nawet grzechem, wyrzucało człowieka poza ramy „ortodoksji”, narażało na otrzymanie miana „odszczepieńca”. Cytowany utwór kończy się jednak odważnym wezwaniem, wprost nawiązującym do Herberta:

Ty idź – nie zważając – z podniesioną głową
poniżony Mędrzec na szczytach Golgoty!

Podmiot liryczny buntuje się przeciwko stereotypom, konwencjonalnym poglądom, według których świat powinien być zero-jedynkowy, i nie ma w nim miejsca na jakiekolwiek inne pojęcia, niż ustalone i obowiązujące przez wieki. Zauważmy, że jest to jednak bunt wewnętrzny, polegający na walce o wierność własnym przekonaniom, o zawierzenie indywidualnej intuicji, wbrew nic nie wartym sądom ze strony owych otaczających nas „niewiernych i dewotów”. Poeta nie nawołuje do jakiejś rewolucji: powiada „ty idź”, a nie „idźcie”. A więc najbardziej liczy się prywatność, intymny dialog z rzeczywistością i z Absolutem, do którego każdy ma prawo. Tego już nie da się zmierzyć jakąkolwiek „poprawnością”.
Wiersze Dymowskiego przemawiają innym, bardzo nośnym dla tego typu refleksji językiem. Przede wszystkim pozbawionym anachronicznej kategoryczności, przekonania o istnieniu jedynej prawdy. Nie ma on charakteru monologu, ale staje się narzędziem dialogu. Można zaryzykować twierdzenie, że jest to język „niepewny”, otwarty, stanowi propozycję opisania świata; z pewnością jest „nieskończony”, czyli wciąż się doprecyzowuje, modyfikuje i dostosowuje do ustawicznie zmieniającej się rzeczywistości, a także czytelniczej mentalności i percepcji.
Gdy poeta pisze utwór „Sąd Ostateczny” i rozpocznie go takim ekspresyjnym obrazem:

Ziemio kamienna, ziemio bólu i potu,
nadziejo wygnanych z raju.

Oto czas apokalipsy ludzkich dziejów. Szaleńczy
śmiech obłąkanych i trwoga grzeszników.
Nagość ciał i spopielone sumienia porozrzucane
wiatrem sprawiedliwości na wszystkie strony świata

– to pomimo znanej skądinąd rekwizytorni używanej w podobny sposób przez wielu twórców, trudno by było powiedzieć, że mamy do czynienia z zapisem konwencjonalnym. Dymowski potrafi nadać wizjom poetyckim nową wymowę emocjonalną, odświeżyć i pogłębić znaczenia, trafnie posłużyć się słowem, stworzyć z jego pomocą nową jakość.
Oto okazuje się, że Sąd Ostateczny przestaje być synonimem zagłady i wiekuistego gniewu, ale staje się tutaj znakiem nadziei i ocalenia:

Oto budził się z głębokich mroków jasny świt i ponownie
rodziła się ziemia
wolna od nienawiści i grzechu, na którą błogosławieństwem
spływały promienie odwiecznego słońca.

W poezji Eligiusza Dymowskiego w coraz większym stopniu odmienia się widzenie świata. Podmiot liryczny nie stosuje żadnej pedagogiki wobec odbiorcy. Nie poucza, nie gromi. Staje się partnerem, przewodnikiem po coraz bardziej przyjaznej rzeczywistości, w której Bóg objawia się jako zawsze cierpliwy i milczący. Nie znaczy to jednak, że nieobecny. On przecież:

widzi jak ścieram kurz kolanami
znacząc drogę do tabernakulum wiary

Poezja ta zmienia się także w zakresie formy, graficznego zapisu, metaforyki. Mamy tu do czynienia z inną formą narracji: pojawia się szeroka, niemal epicka fraza, ale nie ma nic wspólnego z wielosłowiem. Tempo wiersza staje się jakby wolniejsze, ale to sprzyja głębszej refleksji; utwory pozostają precyzyjne, doskonale skonstruowane, co na przykład możemy zauważyć w wierszu „Oglądając obrazy Mariana Kołodzieja w Harmężach”:

Niebo zasłonięte szczelnie ciemnymi chmurami
budzi demony wojny. Ich szkielety jak kominy krematoriów
unoszą wciąż strach nad milionami niewinnych istnień.

Bardzo ekspresyjny i wieloznaczny obraz, w którym śmierć, zagłada, okrucieństwo, ustawiczna walka dobra ze złem – pulsują w nurcie podskórnym tej przejmującej ekfrazy. Ale co się zarazem tutaj okazuje? Oto poeta mówi:

Lecz na tej scenie zbrodni nie kończy się człowieczeństwo,
bo z resztek pozostała ocalona godność i krzyk z otchłani
„Requiescat in pace!”

Wszystko więc się odradza, dobro nie idzie na marne.
Pada również w tym wierszu jakże ważne zdanie: Historia nigdy nie będzie sprawiedliwa dopóki nie zmierzy się z prawdą. To przecież stwierdzenie uniwersalne, ponadczasowe, ale świetnie wpisane w konkretny tekst poetycki.
Twórczość Eligiusza Dymowskiego zawsze była nasycona refleksją filozoficzną, egzystencjalną czy też w pewnym sensie socjologiczną. Także i próby transformacji formalnej były jej nieobce. Ale tutaj, w „Ziemi kamiennej”, to wszystko wyraźniej dochodzi do głosu, ponieważ zmieniła się dykcja poetycka wierszy. Widać to w utworze „Nad Niewiażą”. Ta pozornie spokojna narracja jest rozsadzana przez emocje:

Nurt leniwej rzeki przywołuje wspomnienia
z dzieciństwa.
I choć od jej długości nie zależy szczęście,
rzeka wzrusza nadal i raduje serce.
(…)
Zapatrzeni w ciemną wstęgę wody,
w milczeniu dziękujemy Bogu za dzień
w którym i rzekę i nas kiedyś stworzył.

Wiersz bardzo plastyczny, w którym dochodzą do głosu dalekie klimaty „miłoszowskie”. Przytoczę teraz utwór „Wierząc w ciała zmartwychwstanie” zupełnie inny, lapidarny, w którym dosłuchałem się echa cytowanego powyżej „Nad Niewiażą”:

przepływa przez nas ciemna rzeka
krętymi kanałami życia
jej Źródło czyste –
u bram nieba
dla nas –
zbawienie wiekuiste

W sposób niepowtarzalny tworzy tu poeta wizję ciągłości życia i śmierci, osobliwej jedności pomiędzy wspomnieniem a teraźniejszością; ukazuje jakąś niepojętą egzystencjalną cykliczność. To się nazywa poetyckim olśnieniem. Takich zaskoczeń mamy w tym tomie wiele. Wiersze Eligiusza Dymowskiego trzeba odczytywać niedosłownie. W metaforach, obrazach, jakichś niemal nieuchwytnych klimatach ukrywają przesłania najistotniejsze. Ta poezja wchodzi w intymny kontakt z wyobraźnią i wrażliwością odbiorcy. I wtedy w całej pełni objawia się jej filozoficzna, poetycka głębia.
Dodajmy, że szata graficzna, papier, układ tekstów „Ziemi kamiennej” należą do jednych z najlepszych spośród wydawanych u nas poetyckich książek.

————————-

Eligiusz Dymowski: „Ziemia kamienna”. Słowo i Obraz, Augustów 2020, s. 48

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/04/ziemia-kamienia-696x1064.jpg


Komentowany wiersz: Podążam z książkami tam moje wiersze i uczucia 2020.05.03; 06:32:28
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński

Najświeższa wiadomość:
Redaktor LESZEK BUBEL w najnowszym tygodniku "TYLKO POLSKA" nr 45 (367)2007, 7.11-13.11.2007 opublikował mój wiersz pt.


ULEPIĆ CZŁOWIEKA

Ulepić człowieka
z gliny może nie,
bo stwardnieje jego serce.
Więc z czego,
może z chleba - też stwardnieje.
Może z liści akacji,
może z piórek ptasich.
Nie wiem sam,
ale dlaczego musi być
człowiek na ziemi...
Lepiej lepić motyle w maju.

5.10.2007 - Ustka


* * *

Obok na tej samej stronie 20, LECH WAŁĘSA www.lechwalesa.bloog.pl pisze jako "JEDNAK GOJ", cytuję:

" - Z przykrością informuję, że dziesięć pokoleń sprawdzały różne źródła. Poza moją wiedzą i zgodą, przysyłając mi anonimowo wyniki i nigdy w mojej rodzinie nie było krwi żydowskiej, co przyjmuję z ubolewaniem. Daję słowo, gdybym był kawalerem i młodszym naprawiłbym ten błąd historyczny".

Jeśli bym mógł mu poradzić, to zmiana religii nie jest dziś w ogóle skomplikowana. Wystarczy iść do Gminy Żydowskiej, wypełnić formularz i po sprawie. Panie Lechu, żydem łatwiej być niż Polakiem. Jeśli nie chce pan być Polakiem, to co stoi na przeszkodzie? Śmiało! Odwagi panie prezydencie III RP !


Komentowany wiersz: Podążam z książkami tam moje wiersze i uczucia 2020.05.03; 06:19:49
Autor wiersza: zygpru1948
29 marca 2020 roku zmarł Krzysztof Penderecki. Jego śmierć została z żalem odnotowana w kręgach muzycznych całego świata.


_______________________


Mieszkałem wówczas w Wiedniu na emigracji. Pamiętam jego słowa w Der Spiegel w stanie wojennym, "żeby takiemu Wojciechowi Jaruzelskiemu pomóc w kulturze". Akurat mój wiersz WYROK który był przeciwko Jaruzelskiemu i był opublikowany w Kanadzie w dwutygodniku "Czas Solidarność" u redaktora Aleksandra Pruszyńskiego.

- Pytam się, po co Pendereckiemu były takowe polityczne niuanse? Fe...

Zygmunt Jan Prusiński


Komentowany wiersz: Podążam z książkami tam moje wiersze i uczucia 2020.05.03; 05:48:19
Autor wiersza: zygpru1948
Uwagi na marginesie "Europejskiego Kongresu Kultury"

Artur Łoboda


Fundamentem Europy jest kultura Starożytnej Grecji. To w Grecji powstały pierwsze w historii ludzkości dzieła analizujące problemy moralne człowieka. Platon był pierwszym filozofem opisującym stosunki międzyludzkie, które łączą ludzi w państwo. Snuł też wywody na temat idealnego państwa - służącego wszystkim jego mieszkańcom.

2500 lat później ludzie nie potrafią, bądź nie chcą skorzystać z wiedzy - jaką daje nam historia i wielcy intelektualiści cywilizacji.

Zwierzęce dążenie do pokonania każdego - kto stoi na drodze, jest motorem działania większości osób. Z tej zwierzęcej chęci pokonania wszystkich żyjących istot stworzono wiele ideologii służących temu zadaniu.

W XX wieku mieliśmy do czynienia z największymi w historii Świata zbrodniami, które dokonywano w myśl ideologii nazizmu i komunizmu.

Polska została szczególnie dotknięta przez te zbrodnicze systemy.
Naziści - wspólnie z komunistami mordowali ludzi kultury, by uczynić z nas naród niewolników. Po II wojnie światowej - gdy Narody Europy odbudowywały swoje życie, w Polsce dokonywano dalej holokaustu kultury Narodu Polskiego.

Wymordowano wielu polskich patriotów i ludzi kultury. Stworzono też armię najemnych artystów, których zadaniem było gloryfikowanie zbrodniczego systemu. Artystów niegodzących się na służbę zbrodniczemu systemowi, pozbawiano środków do życia. A niektórych zamordowano.
W ten sposób powstała pseudo-kultura polska lat komunizmu.

Po 1989 roku nie przeprowadzono dekomunizacji w Polsce. Do dziś dnia Polską rządzą ludzie - którzy kiedyś tworzyli zbrodniczy komunizm. Do dziś dnia gloryfikuje się artystów, którzy służyli zbrodniczemu totalitaryzmowi. A zwalcza się tych - którzy kosztem wielu wyrzeczeń byli wierni zasadom moralnym, wierni polskiej kulturze.

Polską kulturą rządzą dziś ludzie zdemoralizowani, którzy stworzyli system korupcji przypominający struktury mafijne. Cały czas blokuje się wszystkie działania artystów wiernych polskiej tradycji i polskiej historii.
Zamiast tego zmusza się Polaków do oglądania prymitywnych przejawów anty-kultury.

W tym roku zorganizowano we Wrocławiu tak zwany Europejski Kongres Kultury. Dokładnie taki sam kongres odbył się w 1948 roku w tym samym mieście. Nazywał się "Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju". Tamten Kongres został tak zmanipulowany, by służył polityce Stalina, bo ten nie posiadał jeszcze broni atomowej i poprzez intelektualistów chciał wpływać na rządy krajów zachodnich i światową opinię publiczną. Tylko po to by zyskać na czasie, zanim sam zdobędzie broń atomową.

Czemu służył tegoroczny Kongres Kultury Europejskiej we Wrocławiu? Od kilku lat rządzi Polską partia polityczna, która stworzyła mafijny system korupcji i nepotyzmu. Obecny Minister Kultury rozwinął ten system korupcji na świat kultury. Kiedy brakuje chleba to urządza się igrzyska.

W Polsce kilkanaście milionów ludzi żyje w nędzy. Ponad 3 miliony Polaków zmuszono do wyjazdu za granicę - bo w Polsce przymieraliby głodem. To zaplanowana polityka o której głośno mówię. Z tego powodu Minister Kultury RP i wszyscy podlegli mu pracownicy czynią wszystko, by utrudnić mi pracę dla kultury.

Tam gdzie nie ma moralności, nie ma również kultury. Obecny światowy kryzys gospodarczy jest wywołany przez upadek moralności i zastąpienie tejże doktryną liberalizmu i wolnego rynku. Dokładnie takie same działania podejmuje polskie Ministerstwo Kultury: moralność w kulturze zastąpić liberalnym "wolnym rynkiem". Podobnie jak w gospodarce tylko wybrani korzystać będą z dobrodziejstw tego "wolnego rynku". Tylko "naród wybranych".

A więc nic się to nie różni od systemu totalitarnego, w którym rządzący żyją w luksusie - kosztem całego narodu.

Po co ludzie kultury pojechali do Wrocławia? Czy dyskutowali o ważnych dla kultury i dla całego świata problemach? Czy rozważali o potrzebie przywrócenia moralności w naszym życiu? Z polskiej strony - na liście zaproszonych uczestników zobaczyłem ludzi zdemoralizowanych, funkcjonujących w układach korupcyjnych. - Po co potrzebni byli zagraniczni goście? Pełnili rolę "użytecznych głupców", wykorzystanych do budowania autorytetu rządzącej Polską struktury mafijnej nazywającej się Platforma Obywatelska.

Po raz kolejny ludzie z Zachodu zrobili z siebie "użytecznych głupców" - jak to miało miejsce w przeszłości.

Europejski Kongres Kultury otworzył zięć byłego pracownika UB. Człowiek, który nie odczuwa żadnego wstydu - z powodu przeszłości swojego teścia.
A jeżeli nie reprezentuje zasad moralnych to niema nic wspólnego z kulturą. Swoim wystąpieniem napluł ludziom kultury w twarz.

Tragedią Narodu Polskiego jest to, że w wyniku oszustw medialnych mieliśmy już dwóch prezydentów powiązanych ze zbrodniczą UB.
Skutkiem tego jest upadek Państwa Polskiego, upadek polskiej kultury.

Pozdrawiam wszystkich ludzi myślących w Europie i na Świecie. Ludzi - którzy zachowując godność nie służą politykom, nie służą złu.


Fundacja Promocji Kultury
12 wrzesień 2011


Komentowany wiersz: Podążam z książkami tam moje wiersze i uczucia 2020.05.03; 05:30:35
Autor wiersza: zygpru1948
Przypadki Zygmunta Jana Prusińskiego Biały blues poezji
Kurier Ustecki nr 13 (62) • 26 czerwca 2010 Sylwetki


Przypadki Zygmunta Jana Prusińskiego Biały blues poezji


Jest jedną z najbardziej barwnych postaci Ustki. Uchodzi za ekscentryka, dziwaka, nawet wariata.

Jednak, jak sam podkreśla, właśnie taki chce być. Mowa o Zygmuncie Janie Prusińskim. Poecie, bardzie, kabareciarzu, politycznym chuliganie oraz fachowcu od pisania sądowych pozwów. Prusiński sam o sobie mówi, że jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Argumentuje to między innymi tym, że, gdy się urodził, w Szczecinie runął dach jednego z największych kościołów.

Faktycznie, jest postacią nietuzinkową, obok której trudno przejść obojętnie. Wywołuje skrajne i różne emocje. Niewysoki, siwy, wąsaty, a przede wszystkim głośny jegomość jest częścią krajobrazu usteckiej ulicy. Lubi zwracać na siebie uwagę. Często publicznie, nawet na środku ulicy, wygłasza kontrowersyjne opinie.

Dużo pisze. Prusiński tworzy poezję. Jego wiersze znalazły się w wielu antologiach poezji, gazetach i pismach. Doczekały się także kilku tomików indywidualnych.


Trudne dzieciństwo

Z Zygmuntem Prusińskim spotykamy się na podwórku jego domu w samym centrum Ustki. Chętnie opowiada o swoim życiu i przygodach, których nie brakowało. Poeta wpada w słowotok, jest wyjątkowo energiczny. Opowieść przerywa recytowaniem swoich wierszy lub śpiewaniem piosenek. Cały czas mocno gestykuluje, tańczy, a nawet gra na wyimaginowanej gitarze. - We mnie jest tyle energii, że mnie aż nosi – kwituje. Prusiński większość dzieciństwa spędził w Otwocku. Twierdzi, że już wówczas zaczął pisać wiersze. Miłość do literatury pięknej wpoiła mu nauczycielka języka polskiego Maria Pieczyńska, która uczyła jeszcze przed wojną. Często wyznaczała go do recytowania wierszy i czytania opowiadań. - Bo ja tak od dzieciństwa bujałem w obłokach – recytuje fragment swojego pierwszego wiersza ustczanin. Rodzice Prusińskiego rozwiedli się. Jako kilkunastoletni chłopak trafił do poprawczaka. Twierdzi, że wszystko przez macochę. Gdy wyszedł na wolność, nie wiedział co ma ze sobą począć. - Do domu ojca Lucjana nie miałem po co wracać, bo mnie wymeldowali – wspomina Prusiński. - Stwierdziłem, że wrócić do poprawczaka i tam zajmę się pisaniem, dokończę szkołę. Nie chcieli mnie jednak przyjąć, bo przecież nie popełniłem żadnego przestępstwa. Mój były wychowawca zaprosił mnie jednak do środka, wykonał telefon i załatwił mi OHP w Lubinie. Tak właśnie jako zbrojarz-betoniarz budowałem kopalnię miedzi Polkowice. W międzyczasie Prusiński od Miejskiej Rady Narodowej w Otwocku otrzymał przydział na niewielkie mieszkanie na Reymonta. Po kilka latach garsonierę zamienił na mieszkanie w Słupsku.


Poezja i biznes

Prusiński debiutował w dwutygodniku „Nowy Medyk” w 1973 roku w Warszawie. Było to pismo dla lekarzy z kolumną literacką. Później jego wiersze ukazywały się w wielu innych czasopismach. W Słupsku pomagał matce w prowadzeniu kwiaciarni. Pracował także w restauracjach dansingowych jako piosenkarz. - Właściwie zastępowałem wokalistów tam pracujących. Śpiewałem różne przeboje – śmieje się Prusiński, ruszając w kolejny taniec i nucąc jakąś piosenkę. W Słupsku przypadkiem nawiązał kontakt z miejscowym środowiskiem literatów. Na lokalnych pisarzy i poetów „trafił”, gdy kilku z nich wywieszało plakaty zapraszające na jedną z imprez w połowie lat 70. - Pamiętam, jakby to było dzisiaj, jak wieszali plakat na Wojska Polskiego, zapraszający na Drugą Sesję Literacką – opowiada. - Podszedłem do nich i zaczęliśmy rozmawiać. Tak się zaczęła moja przygoda z Klubem Młodych Pisarzy. Później zostałem nawet jego prezesem. W Słupsku próbował także swych sił w biznesie. Prowadził kiosk warzywny na rynku przy ul. Wolności.


Uciekł na zachód

Ustecki poeta na przełomie lat 70. i 80. robił karierę w kręgach artystów oraz ówczesnych działaczy. Twierdzi, że nie było dla niego sprawy, której nie byłby w stanie załatwić. W tym czasie poznał wielu znanych polskich artystów. Jednak jego działalność w klubie pisarzy zakończyła się małym skandalem. W trakcie kolejnego spotkania młodych twórców na zamku w Bytowie wywiązała się awantura. Pisarze popili się, zginęła część jedzenia... Kilka miesięcy później Prusiński wyjechał do Austrii. - Pojechałem na wycieczkę z Juwenturu – dodaje. - Spóźniłem się wówczas na autobus, który po mnie podjechał pod mój blok. W Austrii kilka osób z tej wycieczki wysiadło z walizkami, nie chcieli wracać do Polski. Byłem wśród nich. Prusiński trafi najpierw do obozu dla uchodźców w Traiskirchen koło Baden. Był tam ponad osiem miesięcy. Później zamieszkał na dwanaście lat w Wiedniu. - Tam także pisałem, nawiązałem kontakty z polską emigracją na całym świecie – wspomina. - Jednak musiałem pracować, żeby jakoś żyć. Ocieplałem między innymi budynki. Z poezji nie da się wyżyć. Do dzisiaj jestem przecież biedny, Prusiński wrócił do Polski, gdy załamał się nerwowo. Jego kolejna żona znalazła sobie innego mężczyznę.


Partia biednych

Po powrocie do kraju w lipcu 1994 roku osiadł w Ustce. Tu spotkał się z innym emigrantem, który mieszkał przez wiele lat w Londynie - Jerzym Izdebskim. Zaprzyjaźnili się. Po kilku latach pomagał Izdebskiemu w przygotowaniach do legendarnych audycji w Radio City. Kolejnym krokiem były manifestacje na placu Zwycięstwa w Słupsku i powstanie Polskiej Partii Biednych. W trakcie manifestacji Prusiński dawał upust swoim fantazjom. Wyzywał na wirtualne pojedynki bokserskie rządzących wówczas w kraju i w Słupsku działaczy lewicy, recytował poezję, grał na gitarze i śpiewał. - To był nasz czas – mówi Prusiński. - Przemianowałem wówczas plac Zwycięstwa na plac Nędzników. Ludzie, ci najbiedniejsi, potrzebowali wtedy wsparcia. Byliśmy takimi politycznymi chuliganami. Chociaż to wszystko ucichło, a Jurek znowu wyjechał z Polski, mi nadal to chuligaństwo polityczne zostało. Prusiński słynie z kontrowersyjnych wystąpień. Chciał m.in. przemianowania jednej z usteckich ulic Pawła Findera na Augusto Pinocheta. Z okresu Polskiej Partii Biednych pozostało mu także zamiłowanie do pozywania przed sąd instytucji i osób prywatnych. Złożył niezliczoną ilość pozwów. Chciał się procesować z Aleksandrem Kwaśniewskim, Leszkiem Milerem, z trenerem Pawłem Janasem, gdy przegrał mecze na mundialu oraz kilkoma redakcjami. - Z części tych pozwów nic nie wyszło, ale były też sprawy, które wygrałem – mówi poeta. - Dzięki temu w 2004 roku kupiłem sobie komputer. Teraz przez internet mam kontakt z całym światem. W sieci publikuję także wiersze.


Cztery żony, troje dzieci, tysiące wierszy

Prusiński cały czas tworzy. Planuje pobić rekord Guinnessa w pisaniu wierszy. W ciągu dwóch miesięcy napisał ich blisko 200. Marzy także o wydaniu książek, twierdzi, że ma ich już gotowych kilka. Od paru lat próbuje wypromować Stowarzyszenie Białego Bluesa Poezji. Udziela się w środowisku poetów wiejskich, którzy zrzeszyli się przy Starostwie Powiatowym. - Prowadzę spokojne życie i jakoś staram się na nie zarobić – mówi. - Mam na swoim koncie cztery żony, trójkę dzieci. Ale przede wszystkim nadal chcę pisać wiersze.

Tomasz Częścik
t.czescik@agmedia.com.pl
Fot. ARP-SAS


Zbigniew Babiarz-Zych

Urok dziwaka

Jeden z twórców Wtorkowych Spotkań Literackich przy starostwie. Pisze o sprawach bieżących. W jego twórczości jest także wiele liryki, wątków miłosnych. Nie da się ukryć, że jest dziwakiem, ale to jego urok. Wydaje mi się, że jego wadą jest tendencja do polityki. Gdy się od niej odcina, jego twórczość zyskuje. Ubolewać możemy nad tym, że do tej pory nie doczekał się zbyt wielu własnych tomików. Pisze dużo i na dobrym poziomie. Nie ma dni, żeby nie przysłał jakiegoś wiersza. Jednak to taki typ, który nie potrafi sam zadbać o ich wydanie. Twierdzi, że powinien to zrobić ktoś inny. Jako twórcę bardzo go cenię.

Zygmunt Jan Prusiński mówi o sobie: poeta, kabareciarz, chuligan polityczny, dziwak...

https://lh3.googleusercontent.com/proxy/gVH-lRfQneBmpImHGy6q9tczoY1_4YucWx8MtQ-K7ML-Sg5JGS1nFnko9HujqsNf_wKUFxG5zj8qtMuZfWVVbgTB1N16vAVn2C4E0Bj0NsmdX5Ve6kJ3TDhBjT8


Komentowany wiersz: Wgłębiony w skałach znaczących światłem 2020.05.02; 08:32:51
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


72 IMIENINY – CZAS ZACZĄĆ O PRZEMIJANIU


Do tej pory chyba kłamałem
nie wiem nie pamiętam –
wiem że mi wódka nie smakuje
nie my ją produkujemy jak to było
w ubiegłym wieku –
szeleści akustyka głębin
przewracam meble w ostatnim pokoju
coś mnie niesie bo jestem synem diabła
nawet napisałem książkę pod tym tytułem
wszyscy do boga – do bogów a ich nie znają
w którymś wierszu napisałem
(wszyscy jesteście bogami)…

Ale to nic przejdę cieniem roztropny
pozdrowię tylko ptaki ulice czyste
nikt się nie śmieje nie krzyczy i nie śpiewa
jest zwyczaj milczenia
odrywam niebiańską skałę
wrzucam tam do środka moje tajemnice
obarczam się cichym skomleniem
że samotność nie jest zła poniekąd
człowiek do siebie mówi rozumie swoje
położenie na styku balansu
i tak dzień za dniem i noc za nocą
rozpruwa swe posłannictwo wedle melodii
opiewających w stadle idiotów –
w szarej księdze bo i tak ciebie nie rozumieją.

Urodziłem się w klimacie bluesa
to trwa do dzisiaj jakbym te dźwięki
ukochał na palecie nie domalowanych obrazów…


2.05.2020 – Ustka
Sobota 8:16

Wiersz z książki „Szudroczyć”


autor ZJP
https://m.salon24.pl/71250d24f311a72690cdf9aaf209048d,860,0,0,0.jpg


Komentowany wiersz: Wgłębiony w skałach znaczących światłem 2020.05.02; 07:28:37
Autor wiersza: zygpru1948
Przypadki Zygmunta Jana Prusińskiego Biały blues poezji
Kurier Ustecki nr 13 (62) • 26 czerwca 2010 Sylwetki


Przypadki Zygmunta Jana Prusińskiego Biały blues poezji


Jest jedną z najbardziej barwnych postaci Ustki. Uchodzi za ekscentryka, dziwaka, nawet wariata.

Jednak, jak sam podkreśla, właśnie taki chce być. Mowa o Zygmuncie Janie Prusińskim. Poecie, bardzie, kabareciarzu, politycznym chuliganie oraz fachowcu od pisania sądowych pozwów. Prusiński sam o sobie mówi, że jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Argumentuje to między innymi tym, że, gdy się urodził, w Szczecinie runął dach jednego z największych kościołów.

Faktycznie, jest postacią nietuzinkową, obok której trudno przejść obojętnie. Wywołuje skrajne i różne emocje. Niewysoki, siwy, wąsaty, a przede wszystkim głośny jegomość jest częścią krajobrazu usteckiej ulicy. Lubi zwracać na siebie uwagę. Często publicznie, nawet na środku ulicy, wygłasza kontrowersyjne opinie.

Dużo pisze. Prusiński tworzy poezję. Jego wiersze znalazły się w wielu antologiach poezji, gazetach i pismach. Doczekały się także kilku tomików indywidualnych.


Trudne dzieciństwo

Z Zygmuntem Prusińskim spotykamy się na podwórku jego domu w samym centrum Ustki. Chętnie opowiada o swoim życiu i przygodach, których nie brakowało. Poeta wpada w słowotok, jest wyjątkowo energiczny. Opowieść przerywa recytowaniem swoich wierszy lub śpiewaniem piosenek. Cały czas mocno gestykuluje, tańczy, a nawet gra na wyimaginowanej gitarze. - We mnie jest tyle energii, że mnie aż nosi – kwituje. Prusiński większość dzieciństwa spędził w Otwocku. Twierdzi, że już wówczas zaczął pisać wiersze. Miłość do literatury pięknej wpoiła mu nauczycielka języka polskiego Maria Pieczyńska, która uczyła jeszcze przed wojną. Często wyznaczała go do recytowania wierszy i czytania opowiadań. - Bo ja tak od dzieciństwa bujałem w obłokach – recytuje fragment swojego pierwszego wiersza ustczanin. Rodzice Prusińskiego rozwiedli się. Jako kilkunastoletni chłopak trafił do poprawczaka. Twierdzi, że wszystko przez macochę. Gdy wyszedł na wolność, nie wiedział co ma ze sobą począć. - Do domu ojca Lucjana nie miałem po co wracać, bo mnie wymeldowali – wspomina Prusiński. - Stwierdziłem, że wrócić do poprawczaka i tam zajmę się pisaniem, dokończę szkołę. Nie chcieli mnie jednak przyjąć, bo przecież nie popełniłem żadnego przestępstwa. Mój były wychowawca zaprosił mnie jednak do środka, wykonał telefon i załatwił mi OHP w Lubinie. Tak właśnie jako zbrojarz-betoniarz budowałem kopalnię miedzi Polkowice. W międzyczasie Prusiński od Miejskiej Rady Narodowej w Otwocku otrzymał przydział na niewielkie mieszkanie na Reymonta. Po kilka latach garsonierę zamienił na mieszkanie w Słupsku.


Poezja i biznes

Prusiński debiutował w dwutygodniku „Nowy Medyk” w 1973 roku w Warszawie. Było to pismo dla lekarzy z kolumną literacką. Później jego wiersze ukazywały się w wielu innych czasopismach. W Słupsku pomagał matce w prowadzeniu kwiaciarni. Pracował także w restauracjach dansingowych jako piosenkarz. - Właściwie zastępowałem wokalistów tam pracujących. Śpiewałem różne przeboje – śmieje się Prusiński, ruszając w kolejny taniec i nucąc jakąś piosenkę. W Słupsku przypadkiem nawiązał kontakt z miejscowym środowiskiem literatów. Na lokalnych pisarzy i poetów „trafił”, gdy kilku z nich wywieszało plakaty zapraszające na jedną z imprez w połowie lat 70. - Pamiętam, jakby to było dzisiaj, jak wieszali plakat na Wojska Polskiego, zapraszający na Drugą Sesję Literacką – opowiada. - Podszedłem do nich i zaczęliśmy rozmawiać. Tak się zaczęła moja przygoda z Klubem Młodych Pisarzy. Później zostałem nawet jego prezesem. W Słupsku próbował także swych sił w biznesie. Prowadził kiosk warzywny na rynku przy ul. Wolności.


Uciekł na zachód

Ustecki poeta na przełomie lat 70. i 80. robił karierę w kręgach artystów oraz ówczesnych działaczy. Twierdzi, że nie było dla niego sprawy, której nie byłby w stanie załatwić. W tym czasie poznał wielu znanych polskich artystów. Jednak jego działalność w klubie pisarzy zakończyła się małym skandalem. W trakcie kolejnego spotkania młodych twórców na zamku w Bytowie wywiązała się awantura. Pisarze popili się, zginęła część jedzenia... Kilka miesięcy później Prusiński wyjechał do Austrii. - Pojechałem na wycieczkę z Juwenturu – dodaje. - Spóźniłem się wówczas na autobus, który po mnie podjechał pod mój blok. W Austrii kilka osób z tej wycieczki wysiadło z walizkami, nie chcieli wracać do Polski. Byłem wśród nich. Prusiński trafi najpierw do obozu dla uchodźców w Traiskirchen koło Baden. Był tam ponad osiem miesięcy. Później zamieszkał na dwanaście lat w Wiedniu. - Tam także pisałem, nawiązałem kontakty z polską emigracją na całym świecie – wspomina. - Jednak musiałem pracować, żeby jakoś żyć. Ocieplałem między innymi budynki. Z poezji nie da się wyżyć. Do dzisiaj jestem przecież biedny, Prusiński wrócił do Polski, gdy załamał się nerwowo. Jego kolejna żona znalazła sobie innego mężczyznę.


Partia biednych

Po powrocie do kraju w lipcu 1994 roku osiadł w Ustce. Tu spotkał się z innym emigrantem, który mieszkał przez wiele lat w Londynie - Jerzym Izdebskim. Zaprzyjaźnili się. Po kilku latach pomagał Izdebskiemu w przygotowaniach do legendarnych audycji w Radio City. Kolejnym krokiem były manifestacje na placu Zwycięstwa w Słupsku i powstanie Polskiej Partii Biednych. W trakcie manifestacji Prusiński dawał upust swoim fantazjom. Wyzywał na wirtualne pojedynki bokserskie rządzących wówczas w kraju i w Słupsku działaczy lewicy, recytował poezję, grał na gitarze i śpiewał. - To był nasz czas – mówi Prusiński. - Przemianowałem wówczas plac Zwycięstwa na plac Nędzników. Ludzie, ci najbiedniejsi, potrzebowali wtedy wsparcia. Byliśmy takimi politycznymi chuliganami. Chociaż to wszystko ucichło, a Jurek znowu wyjechał z Polski, mi nadal to chuligaństwo polityczne zostało. Prusiński słynie z kontrowersyjnych wystąpień. Chciał m.in. przemianowania jednej z usteckich ulic Pawła Findera na Augusto Pinocheta. Z okresu Polskiej Partii Biednych pozostało mu także zamiłowanie do pozywania przed sąd instytucji i osób prywatnych. Złożył niezliczoną ilość pozwów. Chciał się procesować z Aleksandrem Kwaśniewskim, Leszkiem Milerem, z trenerem Pawłem Janasem, gdy przegrał mecze na mundialu oraz kilkoma redakcjami. - Z części tych pozwów nic nie wyszło, ale były też sprawy, które wygrałem – mówi poeta. - Dzięki temu w 2004 roku kupiłem sobie komputer. Teraz przez internet mam kontakt z całym światem. W sieci publikuję także wiersze.


Cztery żony, troje dzieci, tysiące wierszy

Prusiński cały czas tworzy. Planuje pobić rekord Guinnessa w pisaniu wierszy. W ciągu dwóch miesięcy napisał ich blisko 200. Marzy także o wydaniu książek, twierdzi, że ma ich już gotowych kilka. Od paru lat próbuje wypromować Stowarzyszenie Białego Bluesa Poezji. Udziela się w środowisku poetów wiejskich, którzy zrzeszyli się przy Starostwie Powiatowym. - Prowadzę spokojne życie i jakoś staram się na nie zarobić – mówi. - Mam na swoim koncie cztery żony, trójkę dzieci. Ale przede wszystkim nadal chcę pisać wiersze.

Tomasz Częścik
t.czescik@agmedia.com.pl
Fot. ARP-SAS


Zbigniew Babiarz-Zych

Urok dziwaka

Jeden z twórców Wtorkowych Spotkań Literackich przy starostwie. Pisze o sprawach bieżących. W jego twórczości jest także wiele liryki, wątków miłosnych. Nie da się ukryć, że jest dziwakiem, ale to jego urok. Wydaje mi się, że jego wadą jest tendencja do polityki. Gdy się od niej odcina, jego twórczość zyskuje. Ubolewać możemy nad tym, że do tej pory nie doczekał się zbyt wielu własnych tomików. Pisze dużo i na dobrym poziomie. Nie ma dni, żeby nie przysłał jakiegoś wiersza. Jednak to taki typ, który nie potrafi sam zadbać o ich wydanie. Twierdzi, że powinien to zrobić ktoś inny. Jako twórcę bardzo go cenię.

Zygmunt Jan Prusiński mówi o sobie: poeta, kabareciarz, chuligan polityczny, dziwak...


https://lh3.googleusercontent.com/proxy/gVH-lRfQneBmpImHGy6q9tczoY1_4YucWx8MtQ-K7ML-Sg5JGS1nFnko9HujqsNf_wKUFxG5zj8qtMuZfWVVbgTB1N16vAVn2C4E0Bj0NsmdX5Ve6kJ3TDhBjT8


Komentowany wiersz: Niezapisani a jednak pożyteczni 2020.05.01; 19:31:12
Autor wiersza: zygpru1948
Wallace Stevens


KREACJE DŹWIĘKU


Gdyby poezja Iksa była muzyką,
Która sama do niego przychodzi,
Bez zrozumienia, ze ściany

Lub z sufitu, z dźwiękami przypadkowymi
Lub pospiesznie dobranymi, w przyrodzonym im
Nieskrępowaniu, nie wiedzielibyśmy,

Że Iks jest przeszkodą, człowiekiem, który
Zbyt jest sobą, i że istnieją słowa
Lepsze bez autora, bez poety,

Lub mające własnego autora, innego poetę,
Suplement do nas samych, sztucznego człowieka
Stojącego z boku, mówiącego w nas imitatora

O inteligencji przekraczającej inteligencję;
Istotę z dźwięku, która wymyka się nawet
Najmniejszej przesadzie. Z niego bierzemy.

Powiedzcie Iksowi, ze mowa to nie brudna cisza
Wyklarowana. Mowa to cisza jeszcze bardziej zabrudzona,
Coś więcej niż tylko imitacja dla ucha.

Tej dostojnej złożoności Iks nie posiada.
Jego wiersze nie są wierszami drugiej części życia.
Widzialne nie staje się w nich choć trochę trudniej

Dostrzegalne; kiedy odbijają się, nie uzupełniają umysłu
Na specyficznych rożkach, bo same się uzupełniają
Spontanicznymi detalami dźwięku.

W wierszach tak siebie nie mówimy.
Mówimy siebie w sylabach wzbijających się
Z podłogi, wzbijających się w obcej dla nas mowie.

[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270]

Wiersze na topie:
1. ja Weronika (30)
2. a wtedy (30)
3. żniwo (30)
4. "układacz snów" (30)
5. Kurtyzana żywiołów (29)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (280)
2. darek407 (234)
3. Jojka (200)
4. Super-Tango (108)
5. pawlikov_hoff (99)
więcej...