Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (7)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
stacja XII
- Kama
Wyszeptane
- Kama
Wyszeptane
- TESSA
stacja XII
- Super-Tango
więcej...

Dziś napisano 26 komentarzy.

zygpru1948 - komentarze autora



Komentowany wiersz: Tajemnice wrzosu twojego koloru 2021.04.14; 02:38:10
Autor wiersza: zygpru1948
Diabły świecić będą wedle nut tamtej historii:
"Wyprowadzić sztandar czerwony PZPR"!

W ostatniej chwili bardzo radosna wiadomość, ale na tyle smutna, że towarzysz komunista Rakowski Mieczysław nie poszedł do więzienia. A powinien, powinien.

Z MODELUJ NA PLANSZY RADOŚĆ MODLISZKI

Napisała do mnie Marycha Bolszewicka, że tak mu wierzyła, w tę doskonałość partyjną, a ona tylko szorowała podłogi, i nic nie wyszło z zaręczyn z Mietkiem. Wierzyła gołej partii, sama chętnie przyjęła PZPR-owską legitymację, bo myślała jak zdradliwa suka, że otrzyma talon na mały Fiacik.

Byli w jej życiu przenajróżniejsi od seksu, a oni tylko chlali z musztardówek czyściochę - jakby politycznie czyści byli. Podkochiwali się ci inni z niższych struktur szarzy członkowie bez zdrowych członków, a jej o co innego chodziło. Tylko I sekretarz PZPR był dla niej codziennym marzeniem, że może zaprosi ją na randkę do restauracji "Kongresowa" w Pałacu Kultury i Nauki, bo tylko tam można pobierać nauki pośród wysokich kolumn do samego nieba.

Marycha Bolszewicka jeszcze nie wie, że Mietek towarzysz zmarł.

8.11.2008 r.


Zygmunt Jan Prusiński


Komentowany wiersz: Tajemnice wrzosu twojego koloru 2021.04.13; 09:50:22
Autor wiersza: zygpru1948
Pamiętam jak ja w latach 70' ubiegłego wieku starałem się o druk, pamiętam szczególnie dwie opinie od redaktorów:

Andrzej Tchórzewski NOWY WYRAZ - Warszawa

"Chociaż Pan nie czyni z poezji dojnej krowy"

I druga opinia od pani redaktorki NOWY MEDYK - Warszawa (imienia i nazwiska nie pamiętam)

"Może fraszki Pana są lepsze od tych które my tu publikujemy, ale to ci cwani profesjonaliści którzy nie takie sztuczki wyprawiają"


Zygmunt Jan Prusiński


Komentowany wiersz: Tajemnice wrzosu twojego koloru 2021.04.13; 09:40:22
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

7 listopada 2016


Od dawna nie prowadziłem swojej poczty publicznie, mimo, że od czasu do czasu, to znaczy w każdym tygodniu, odpisywałem tym, którzy prosili mnie o ocenę twórczości literackiej. Ponieważ każdego dnia redakcyjna poczta wywala dziesiątki wierszy, kilka opowiadań, do tego dochodzą fraszki, limeryki, prośby o pomoc w wydaniu książki, nie daję rady, nie mam siły do odpowiadania wszystkim. A ponieważ tak czynię, czyli nie wszystkim odpowiadam, czasami przychodzą listy, gdzie ktoś informuje mnie, że jestem źle wychowany i ogólnie mówiąc buc, osoba niekrzesana.

Trudno nie zgodzić się z takimi opiniami zważywszy, że ktoś wysyła list z ogromną nadzieją na publikację jego wierszy, które napisał w porywie emocji i skierowała je dla swojej wybranki lub swojego ukochanego. A tu masz babo placek, facet, który list otrzymał, nie raczy nawet odpowiedzieć. Draństwo!

Czasami w listach znajdują się miłe słowa skierowane do mnie, jak dajmy na to liście pani Maryli z Zambrowa: Drogi, Wielce Szanowny Panie Redaktorze, pozwalam sobie napisać kilka słów do Pana ufna, że mojej wiersze przypadną Panu do gustu, opublikuje je Pan jako Wiersze Tygodnia. Będę zadowolona także jeśli zorganizuje Pan w Warszawie spotkanie z Czytelnikami w miejscu i czasie ustalonym ze mną.

Dalszej części listu nie będę Państwu cytował, bo jest bardzo osobisty. Pani Maryla pisze o moim talencie, ogromnej wiedzy i (o moja wielka skromności) o moich oczach, które zafascynowały ją, kiedy obejrzała zdjęcia na jakimś, pewnie moim, profilu. Jest oczywiście także zaproszenie do pięknego Zambrowa. Dobrze, że żona nie jest zainteresowana moją pocztą, bo wyrozumiałość wyrozumiałością, a drzwi między pokojami w domu mogą zamykać się znacznie głośniej.

Pani Marylo z Zambrowa, proszę wybaczyć ale nie mogę spełnić Pani prośby w żadnym z zaproponowanych zakresów: nie przyjadę do Zambrowa, boć nie mam czasu i moja żona nie zgodzi się na taką moją wycieczkę, Wiersze Tygodnia ani spotkania autorskie też nie wchodzą w rachubę, ale żeby już całkiem nie pognębiać Pani, pozwolę sobie opublikować dwie zwrotki dość długiego wiersza w tej rubryce. Myślę, że doskonale oddają cały, głęboki sens miłości do mężczyzny, który, jak wynika z dalszej części wiersza, ma się wkrótce w Pani życiu pokazać, a na którego Pani z niecierpliwością oczekuje

Mam nadzieję, że to chwilowo Pani wystarczy.


Gwiazdy świecą gdzieś na niebie

A ja kocham tylko ciebie

Kocham w nocy dnia każdego

Także rano następnego



Przyjdziesz do mnie miły mój

Będziesz jak najczystszej wody zdrój

Przychodź szybko i nie zwlekaj

Bo twa miłość ciągle czeka



Aj, głupie te chłopy, taka miłość, taka kobieta pełna radości życia, a żaden cholernik nie pokaże się koło niej. Myślę, że powinniśmy, jako redakcja, wysłać list do burmistrza Zambrowa. Niech on w ramach swojej władzy podejmie stosowne działania.



Inny zgoła problem gryzie panią Jadwigę z Bielska Białej, która napisała kilkanaście fraszek, wysłała do kilku gazet i portali i nikt nie raczył nawet odpisać.

A ja przyznaję z ręką na sercu, żem taki sam drań jak ci, o których w pani liście, nie zawsze odpisuję, lekce sobie ważę obowiązki redakcyjne, co jest świństwem na wielką skalę, jak to pani napisała w liście do mnie. Zatem pozwolę sobie odkupić choć trochę moje i kolegów winy i przywary i opublikuję kilka fraszek.



Czarne dzisiaj są ulice

bo latają czarownice



W telewizji wielka wrzawa

Polityczna trwa rozprawa



Wielu posłów w sejmie mamy

I na wszystkich z góry …..



Tej ostatniej fraszki chyba nie powinienem opublikować, tyle tylko, że ja nie znoszę cenzury. Zostało mi to z okresu, kiedy pisałem teksty do kabaretów w czasach pogardy i nieźle trzeba było się nagimnastykować, aby wyjść na swoje ku ogólnej radości widzów na widowni. Zwłaszcza, że cenzorzy byli niezwykle czujni, a oszwabienie takiego bęcwała, dawało człowiekowi ogromną nie do opisania dziś radość.



Andrzej G. z Sochaczewa



Zgadzam się z Panem, że dzisiejsze redakcje są do bani, nie dość, że nie płacą za opublikowane teksty, to jeszcze nie raczą odpowiadać na wysłane do nich listy. Pisałem już o tym wyżej, pełen skruchy. Teraz przepraszam Pana publicznie za brak odpowiedzi na Pana dwa listy wysłane osobiście do mnie. Pozwolę sobie napisać że dziś w niedzielę dostałem trzydzieści sześć listów z twórczością i prośbą albo o ocenę albo o publikację a najczęściej o jedno i drugie. Jak Pan sądzi – czy jestem w stanie wykonać to zbożne dzieło? Otóż odpowiadam Panu, że nie ma takiej szansy.

Żeby jednak dać Panu satysfakcję pozwolę sobie opublikować przysłany do mnie jeden z Pańskich wierszy zachowując oryginalną pisownię.



Czas w sklepie i na łące



Już czas a co by było gdyby u nas go nie było

Chociaż w sklepie są wędliny i sprzedają je dziewczyny

Wszystkie ładne uśmiechnięte i dlatego ja tam chodzę

I po sklepie sobie brodzę

Tak jak bocian mknie po łące wyprzedzają go zające

I bażanty co wiatr gonią od latania też nie stronią

Prędko prędko czas ucieka płynie szybciej niźli rzeka …



I tak dalej i tak dalej opowiada Pan swoim czytelnikom o życiu pełnym przyjemności. Przyznam się Panu szczerze, że trochę zazdroszczę tej beztroski świata pełnego przyrody, uśmiechniętych ekspedientek w sklepie. Do tej pory nigdy nie zwracałem na nie uwagi i dopiero Pański cudowny wiersz kazał mi spojrzeć na sklepy z innej, bardziej ludzkiej perspektywy. Być może jutro wsiądę w samochód, pojadę na podwarszawskie, jesienne łąki aby poszukać na nich bażantów i zajęcy. Bo z bocianem o tej porze mogą być kłopoty. Zresztą na Żuławach w miejscu, w którym zazwyczaj bywa ich bardzo dużo w tym roku było ich jakby znacznie mniej. Stwierdziłem to osobiście. Znajomy rolnik w zaufaniu powiedział mi, że wystraszyły się czarnych procesji na ulicach polskich miast. Po prostu boją się o swoją pracę.



Józef W. Osowiec



Idą idą procesyje

każda czarna aż po szyję

Każda baba niedomyta

Ni to chłop ni to kobita



A ja pytam drogie panie

Co to po was pozostanie?



Szczerze, Panie Józefie? Nie wiem, ale zgadzam się z Panem, że trzeba jeszcze raz podjąć narodową dyskusję na temat filmu Machulskiego Seksmisja, wyciągnąć z niego właściwe wnioski, spytać co dalej? I oczywiście ma Pan zupełną rację, że Sejm RP winien rok ten uczynić Rokiem Seksmisji, bo wszystko jest dobre, co dobrze się kończy. Tylko, pozwolę sobie ja profan spytać – dlaczego niedomyta? Jakoś tego nie dostrzegłem, no ale skoro tak napisał poeta, to co ja malutki, redakcyjny wyrobnik mam do gadania. Wszak poezja to potęga… chyba jednak trochę przesadziłem. W moim wieku to norma.

I to byłoby na tyle – jak mawiał nieodżałowany mój kolega Jan Stanisławski, profesor mniemanologii stosowanej .


Komentowany wiersz: Tajemnice wrzosu twojego koloru 2021.04.13; 09:38:20
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego


6 września 2011


Mieczysław K. Warszawa – Pański list wprawił mnie w osłupienie. Nie będę go złośliwie komentować z tego względu, że znam Pana od kilkudziesięciu lat, choć treść tego listu aż się o to prosi. Pozwolę sobie jednak zacytować go w oryginalnej pisowni:

„ z przykrosxia dowiaduje sie z waszego portala,ze mi i iz jestem we wszystkich slownikach i encyklopediach nei zostalem uwzgledniony u was ani jako dziennikarz ani jako literat
czy tzreba zaplacic jakas lapowke ? ”

I to byłoby na tyle, jak mawiał Jasiu Stanisławski, nieodżałowany profesor mniemanologii stosowanej.


Marek J. – Doskonałe. Do publikacji natychmiast. Ręka i głowa zawodowca.


Barbara N. – Wiersze cudowne, tyle w nich pasji, emocji, radosnego stosunku do życia, że pozwolę sobie zacytować fragment jednego z nich:


Kocham cię
a ty mnie
razem nam nie będzie źle…


Pani Barbaro, jestem pewien, że nie będzie Wam źle, zwłaszcza, że jak Pani napisała, narzeczony jest zauroczony Pani poezją. Ja też, ale moi Czytelnicy z całą pewnością już nie są tak wyrozumiali.


Marcin G. – Zgadzamy się z Panem, że koniec świata nastąpi. Tyle tylko, że dla Pana to jest rok 2012, a dla innych ta data ginie w przepastnych mrokach nieznanego nam czasu. Proponuje nam Pan abyśmy przygotowali się, jako kraj i społeczność na ten koniec i poważnie potraktowali przesłany nam materiał. I tak też uczynimy, prześlemy artykuł ministrowi Zdrojewskiemu z prośbą, aby zaprezentował go na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów w obecności samego premiera.


Radosław D. Olsztynek – proszę o kontakt telefoniczny. Postaramy się Panu pomóc.


Martyna S. – Wiersze o miłości mnie osobiście nie zaskoczyły, zwłaszcza, że każdy z nich jest dedykowany innemu Panu. Rozumiem Pani obiekcje dotyczące seksistowskiego patrzenia na kobiety przez mężczyzn. Sam słucham uważne wszystkiego, co wypowiadają w tej materii uznane autorytety, szanowne panie Nowacka, Środa i wiele, wiele innych. Ale w życiu jest czasami jak w tej piosence – …facet to świnia. A sama Pani wie, że z świnią trudno polemizować.

Aby Panią uradować i spełnić prośbę dotyczącą publikacji na naszym portalu, pozwolę sobie zacytować fragment wiersza zatytułowanego Adam.


Wylazłeś z raju jak z chlewa

I dbała o ciebie Ewa

I przez to wszystko draniu

Wciąż myślisz o kochaniu


Alicja B. – jeden z wierszy opublikujemy w rubryce Wiersz Dnia. Prosimy jednak o cierpliwość, kolejka jest wyjątkowo długa.


Andrzej R. Bronisław S. Grzegorz H. Andżelika N. Witold M. Gracjan W. Benek A. Hanna D. Irena K. Adriana B. – za wcześnie na publikacje.


Komentowany wiersz: Z jej poezji moja poezja 2021.04.13; 06:23:55
Autor wiersza: zygpru1948
kocham cię psi wuju - bez ciebie żyć nie mogę!


Komentowany wiersz: Z jej poezji moja poezja 2021.04.12; 09:46:21
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


Błyski przebłyski


Idę sobie
o idę sobie
naprawdę idę sobie

Sobie idę
sobie idę o
sobie idę naprawdę


24.3.2014
Poniedziałek 22:28


Uważam że jest to mój wiersz życia!
Najlepszy jaki napisałem...


Komentowany wiersz: Z jej poezji moja poezja 2021.04.11; 19:08:33
Autor wiersza: zygpru1948
Jan Tulik – Pośród metafor król pokrzyw i ostów

23 marca 2021


https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/03/kolatanie_do_wrot_nocy-205x300.jpg


Ryszarda Mścisza tom „Kołatanie do wrót nocy” *) obliguje czytelnika do skupienia się, a jednocześnie daje mu radość czytania wierszy pełnych pokoju i spokoju. Skupienie jest konieczne podczas lektury utworów pełnych zadumy, ewokujących klasyczne sentencje, filozoficzne refleksje, a jednocześnie kreujących barwne zabiegi językowe, powodujące nie raz niemal satyryczne obrazy.

Tomik otwiera wzruszający wiersz „Odejście taty”. Pierwszy wers tego utworu brzmi: już nie boli, prawda tato? Tak, już nie boli ten rak, który odszedł z duszą ojca w wieczność. Dalej czytamy: prawda że wiecznością oddycha się swobodnie? Mścisz mówi o dramacie choroby i – w jakimś sensie – wyzwoleniu się z niej poprzez śmierć. Lecz mówi to tonem pełnym łagodności. Wszystek ból staje jakby obok koturnów bolesnej egzystencji. To wielka umiejętność czerpać z dystansu wobec bólu, cierpienia, smutku. Mścisz to potrafi, zachowując jednocześnie powagę sytuacji. Podobny dystans znajdziemy i w innych jego wierszach z kręgu – nazwijmy to umownie – filozofii właśnie. Choć – przecież także filozofii sensu stricte. W wierszu „Po kres” pojawia się pewna temporalna refleksja:

im słabszy oddech człowieka tym więcej
świeczek do zdmuchnięcia
za duży staż najwięcej płacą
bo cóż większego niż śmierć
czeka

Tak, to także ostatni człeczy oddech, także jakby oglądany z oddalenia. Czy dlatego, że z oddalenia lepiej widać całość, pełnię? Zapewne zmienia się perspektywa. To stan obiektywizowania rzeczy i spraw ważnych, na tyle istotnych, że nie trzeba nazbyt mocnych wzruszeń, które mijają się z rzeczywistą prawdą. Poeta wie, że w życiu trzeba się wciąż określać, zajmować jakieś stanowisko wobec nastających faktów. Wszak życie to ciągły wybór / anioł to jeden z wyników – powiada Mścisz. Mówi on o sprawach i rzeczach istotnych, ale mówi nie ex cathedra; ba, niekiedy nawet z elegancką nonszalancją. Może także dlatego, że – jak autor podkreśla – kłamstwo zawsze jest ładnie ubrane? Dlatego również nie chce ubierać w „ładność” słów wyrażających emocje? Pewnie także, gdyż poeta ten swobodnym językiem porusza niezmiernie istotne kwestie. Zwłaszcza w naszym czasie, gdy jakże często prym wiedzie kult prymitywa?

Są tu także wspomnienia, w tym wspomnienie czasu służby ziemniaka w mundurku. Wspomnienia – zapewne głównie z dzieciństwa i okresu dorastania. Jak echo minionych lat – a piękna to fraza, z innego wiersza – brzmi zdanie: wierzę w przelot jaskółki sprowadzi klucze chmur niech opłaczą / ziemię. Bohater liryczny wyśpiewuje to echo (porte parole poety, można przypuszczać): ja król pokrzyw i ostów tropiciel pasikonika. Cóż – to jakby i moje rozkoszne chwile niejednego lata, jakże już odległego.

Z nurtu niejako rustykalnego intryguje wiersz „Letni agon”:

brzoza kontra wierzba pojedynek patriotek
ziemia wypina dumnie urodzaj przeciw niebu
kos śpiewa przeciw słowikowi
rzeka gardzi strumykiem
polna droga chichocze gdy topi się asfalt
Karol jedzie na Majorkę na złość Leonowi

Osobliwe to połączenie gatunków drzew – patriotek. Owszem, nasze wierzby płaczące (i nie tylko) to poszum splątany z muzyką Chopina choćby, już do kanonu wspomnieniowego weszła brzoza, widniejąca pod niemal każdym powstańczym krzyżem. Stają te drzewa do dziwnego pojedynku – o palmę pierwszeństwa? Wszak obie są pierwsze i Mścisz doskonale o tym wie, wprowadził ów „pojedynek” dynamizując wiersz, zwracając uwagę czytelnika na dawne, a wciąż trwałe patriotyczne symbole dendrologiczne. Kontynuacją – na pewno nie ściśle w tego słowa znaczeniu – jest wiersz „Osnowa lata”:

promienie oszukują liście wkradają się pomiędzy
dzięcioł wystukuje rytmy lata
deszcz czeka na tęsknotę
pragnienie wyznacza siłę miłości

pokrzywa zagląda za płot widzi się
coraz bardziej osamotniona ma w sobie
tę młodą dzikość czuje się dzisiaj
jakby była w rezerwacie w świecie chorym
na nowość nowoczesność sterylność

wróbel stroszy swą niewinność oby
jej więcej każdy winien mieć swoją
gałąź punkt zawieszenia

Pewien rodzaj animizacji, jak owa pokrzywa zaglądająca za płot, uczłowiecza roślinę, przydaje jej ludzkie atrybuty. Zabieg ten u Ryszarda Mścisza pojawia się niekiedy dość często, ta Leśmianowa cudowność, ale na pewno w oryginalnym wydaniu autora „Wibracji”.

Teraz, kiedy papież Franciszek ogłosił kategorię grzechu ekologicznego, z czego – szkodząc naturze, więc i sobie – powinniśmy się spowiadać, wiersze Mścisza, a pisane były przed laty, trafiają we właściwy nurt samoobronnego myślenia. Natura bowiem to wszystko żywe i ożywione co nas otacza, i niech sczezną krzykacze fałszujący ideę słów Bożych „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Bo nie o „poddanie” ziemi na pastwę chodzi. Zatem i zwierzęta, po franciszkańsku nasi bracia mniejsi, są godne dobrego życia – przy, – i dzięki człowiekowi. Mówi o tym wiersz „Canis homini”:

polizał mnie bo chciał
ale nie czegoś
w jego psich oczach mogę być
dobrym panem od głaskania
a może
władcą kości i mięsa
był zawsze oszczędny w podawaniu
dumnej łapy
(…)
a ja wiem że natura jego
psia
przywraca mi pamięć że jestem
człowiekiem

O, tak, natura zwierzęcia może przywrócić naszą równowagę wewnętrzną, niejako nakazując: bądź człowiekiem, człowieku. Człowiek – pies, pies – człowiek; canis homini…

Nie koniecznie dlatego, że autor jest polonistą, potrafi bawić się twórczo językiem. Mścisz taki jest z natury – jego język przenika każdą tkankę rzeczywistości. Nieustanne skojarzenia powodują, że powstają urocze kalambury, neologizmy. Zabiegi językowe (człowiek przysłowieje), a używając bez myślnika – wzdychając mój Boże, o Boże, na Boga, potęgują dźwięk i semantykę słowa. Tyle zwrotów, językowych kalek opuszczają opłotki naszych ust na co dzień, a tu niebywałej urody językowe nowości. Można by pokusić się o summę tego akapitu, oczywiście cytując poetę: jeszcze nie czas na amen modlitwa / wciąż trwa.

Do cyklu „wspomnieniowego” można dołączyć „modlitwy” – wiersze jakby przywołujące czas pierwszych doznań, wczesnych iluminacji, smagnięć zdziwień mistycznych. Podmiot literacki dostrzegł był ongiś obecność Ducha. Oto „Modlitwa”:

moja modlitwa nie potrafiła unosić
po jakimś czasie włączał się automat słów
a wyobraźnia wiara i pamięć chadzały
własnymi drogami oddaleń
On znosił tę moją nieznośność

dobre chęci na bruku
piekła czy raczej słabość co nigdy
nie jest obca
człowiek przysłowieje każdego
ułomnego dnia
naturam mutare difficile est

jeszcze nie czas na amen modlitwa
wciąż trwa

Może w pewnym stopniu tradycja modlenia się pozostaje niekiedy bardziej nawykiem niż potrzebą, czy pobożną koniecznością. Tego nie dowiedziemy. Być może łacińska sentencja zawarta w tym wierszu, w wolnym przekładzie na polski brzmiąca: trudno jest zmienić naturę, stanowi jakiś trop, którym czytelnik może próbować podążać. Być może. Autor wie, że poezja to nie lapidarny wykład, że sztuka to niemal święte naczynie z Tajemnicą.

Inna „modlitwa” – wiersz zaczynający się incipitem słuchałem modlitwy zmierzchu, również wnosi Tajemnicę, wszak gwiazdy oddalały pewność. Bo pewność to zracjonalizowany fakt, często dokumentowany banał. Tu jest inaczej:

słuchałem modlitwy zmierzchu
ognie w duszy rozpalały iskry urojeń
zamierał we mnie dawny trzepot skrzydeł

jeszcze tylko wosk ze świecy skapywał
pieczętował palce na wieczną przepowiednię
cienie licytowały się przed lampą
a gwiazdy oddalały pewność

Ryszard Mścisz w swoim dystansowaniu się wobec spraw ważnych dociera do autoironii: dziękuję Ci, Panie, że tyle razy byłem głupcem / ani razu skończonym. A może to dyskretne, zawoalowane credo pisarza? W wierszu „Spotkanie autorskie” czytamy: idę na spotkanie z autorem – ze mną, a dalej: co to za twórca który nie zna dzieła / na pamięć. To Rosjanie szermują przekonaniem, że autor musi, skoro jest autorem, mówić swe wiersze z pamięci.

Ów dystans do siebie – twórcy równie wyraźnie odsłania utwór „Ponad”:

chwała Bogu nie napisałem jeszcze niczego
dobrego
wszystko przede mną – moja wierna ułuda
wszystko przede mną już napisano – z dawna wypracowane alibi
[…]
wolę chwalić nudę nawet rzeźbić patos z odwiecznego kamienia
czytałem życie buntowników geniuszy słowa z przytułków
dzieła kaskaderów którzy film pomylili z literaturą
pomyślałem: nie tak źle być nikim
[…]
po co szukać czegoś co samo się znajduje co jest
cóż ponad powietrze i słońce i wodę i wiatr

Czy to, co samo się znajduje, należy do kategorii natchnienia? Czy wers: geniuszy słowa z przytułków jest aluzją-odniesieniem do geniuszu Norwida, który w skrajnym ubóstwie konał w paryskim przytułku? Chyba w obu przypadkach możemy odpowiedzieć twierdząco, choć ostateczną odpowiedź zna jedynie autor. W niedopowiedzeniu, w stawianiu pytań bez odpowiedzi, zasadza się sedno każdej sztuki.

Wiersze autotematyczne wnoszą osobliwą lekkość: dawno nie łowiłem słów na haczyk wiersza / mają się beze mnie doskonale. Pewnie to prawda, ale czytelnik na autorskich pauzach przecież traci, wszak w wakującym okresie mogłyby powstać językowe kruszce. Lecz kto wie co by było, gdyby? Skoro najlepiej mają ci którzy nic o mądrości nie wiedzą?

Ryszard Mścisz – poeta, krytyk literacki, satyryk, regionalista i publicysta, polonista w Zespole Szkół w Jeżowem na Podkarpaciu; autor sześciu tomików wierszy; laureat Nagrody Literackiej Miasta Stalowej Woli „Gałązka Sosny” a także „Złotego Pióra” – nagrody rzeszowskiego oddziału ZLP. Stale współpracuje z kwartalnikiem literacko–artystycznym „Fraza”, wydawanym przez Stowarzyszenie związane z Uniwersytetem Rzeszowskim. We „Frazie” od początku swej literackiej kariery publikowała swe utwory laureatka literackiego Nobla Olga Tokarczuk.

Swoistym „streszczeniem” „Kołatania do wrót nocy” jawi się ilustracja na okładce (projektu Sylwii Tulik); mówi ona wiele o tych wierszach, ich temperaturze (kojarzy się głównie z inicjującym tom wierszem „Odejście taty”); imitację kreski elektrokardiogramu prowadzi od prawej strony do grzbietu książki złota stalówka; lecz tutaj to już kreska jednolita, już wymilczany został puls.

Jan Tulik


*) Ryszard Mścisz „Kołatanie do wrót nocy”, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2020


Komentowany wiersz: Iść z tobą w jedną noc 2021.04.11; 14:21:57
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


ZAPŁAKANY KRĘPAK NABRZOZAK

Podobno był poetą
nocnym
lubił pobyt wśród ulicznych lamp
stroił ten czas
szanował ten czas
by noc przysiadła z nim
na spaniu w dzień.

W okolicach był znany
z wigoru i temperamentu
ach ten wędrowny krępak
tu i tam i nad moim domem
odpoczywał na dębie.

Krępak nabrzozak - poeta
czasem zapłakał
nad wierszem
pisanym do nikogo.


23.2.2013 - Ustka
Sobota 8:02

Wiersz z książki "Erotyczne zwiastowanie"


Dylan Thomas powiedział...


"Poezja jest najwyższym wynagrodzeniem dla poety" - twierdził znakomity angielski poeta Dylan Thomas na antenie radia BBC w 1946 roku.

Mówił: - "dobry wiersz to wkład do rzeczywistości. Świat, z chwilą kiedy przybył dobry wiersz pomaga zmienić kształt i znaczenie wszechrzeczy, rozszerzać wiedzę człowieka o sobie i o tym, co go otacza..."


Komentowany wiersz: Iść z tobą w jedną noc 2021.04.10; 17:30:49
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


KOBIETA W CIASNYCH CHMURACH

Nie tak jak powinno być,
umiem zabarwić wiosnę zimą
moje wiersze są zawsze wiosenne
choć przeżywałem zwątpienie,
bolesne chwile nawet kiedy stałem przy kwiatach.

Chodzę z cieniem - znam jej imię,
przez trzy lata wypowiadałem na wydmach
była królową tych wydm - powstała o niej książka.

I cóż z tego że pisałem codziennie,
w bałamutnych wodorostach skradałem się by jej twarz zobaczyć.

Ocierałem się o kamienie,
pijawki chłonęły moją krew
przechodząc przez wodne zarośla,
to była pokuta za wiarę - nieprzytomne skojarzenie poety.

Ale to nic - wezmę gitarę jak Stachura,
usiądę pod drzewem - zapalę struny ręką
zagram dla kobiety w chmurach ostatnią pieśń
nie oglądając się za siebie.

Jednak słyszę jej głos - szczególnie nocą.


30.7.2015 - Ustka
Czwartek 21:05

Wiersz z książki "Kamienne poduszki"


autor ZJP
http://photos.nasza-klasa.pl/54828617/1308/other/std/48bd7de9c5.jpeg


Komentowany wiersz: Iść z tobą w jedną noc 2021.04.10; 17:28:10
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


MIASTO I SNY


Miłość w tym mieście
nie jest przypadkowa.

Szeleści tęsknota
wabi jeden drugiego
spojrzeniem z ulicy.

Nasiąknięta wibracja
każdy szuka szczegółu.

A to pośladek mocny
czy krzywych nóg
czy piersi nie za dużych.

Noc rodzi niespodzianki
by pozostały rysą głęboką.

Poeci ukryci w erotykach
zdobywają przestrzeń
a malarze kolorami zdobią.

Ucieczka od rzeczywistych
pomiarów narodzin i śmierci.

Gdzieś w krzewach szeleści
malinowa naga podlotka
stworzona w poetyckim mieście.


12.8.2012 - Ustka
Niedziela 11:13

Wiersz z książki "Miasto pięknych kobiet"...


Komentowany wiersz: Iść z tobą w jedną noc 2021.04.10; 17:27:08
Autor wiersza: zygpru1948
Tadej Karabowicz – Stygmaty mityczne w Wieży wiatrów Roberta Gawłowskiego

23 lutego 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Wieza-wiatrow-696x1069.jpg


Po dwudziestoletniej przerwie Robert Gawłowski wydał tomik wierszy Wieża wiatrów (Posłowie Urszula M. Benka, Wrocław 2021). Poprzedzają go dwa wcześniejsze tomiki Pył (Wrocław 2020) i Dotknięcie (Sopot 2020). Te trzy książki poetyckie są literacką twarzą obecnego Roberta Gawłowskiego (rocznik 1957) debiutującego w 1977 roku. Warto nadmienić, że debiutancki tomik poety Nie ukrywajmy tego szaleństwa (1983) został wysoko oceniony przez młode pokolenie czytelnicze tamtego okresu oraz krytykę literacką, a zwłaszcza przez organizatora ówczesnego życia literackiego młodych Jerzego Leszina-Koperskiego. Wewnętrzne milczenie, trwające od 2000 roku, spowodowało, że Robert Gawłowski z jeszcze większym natchnieniem powrócił do poezji.

Tomik wierszy Roberta Gawłowskiego Wieża wiatrów, jest próbą opowiedzenia pewnej osobistej historii językiem poezji. Podglebiem poetyckiej konstrukcji, pozostaje filozoficzna narracja czerpania tematów z dorobku kultury starożytnej. Poeta uświadamia mam, że starożytność wypełnia naszą cywilizację i jest przyczynkiem do powrotu w nieznane, bądź nieuświadomione obszary. Duchowość starożytnego świata ukryta jest w tomiku pod mitologicznymi odniesieniami oraz subtelną hellenistyczną symboliką. Egzystencję naszej cywilizacji poeta zderza z historią starożytną, zmuszając do refleksji nad przemijaniem. Poeta odwołuje się także do tradycji romantycznej, by uświadomić nam jej żywotność w literaturze. Tomik otwiera cytat z francuskiego poety René Chara “Poeta przywraca życie, by spieszyć z kolei do kresu”. Kontekst tej myśli, przenosi nas ku odwiecznym pytaniom o sens przekazywania sukcesji i istnienia człowieka w uniwersum życia. To także pytanie o refleksję, czym jest poezja wobec wieczności z pulsującą świadomością stoickiego dystansu wobec egzystencji. W tomiku, wybrzmiewa ważne przesłanie powrotu w polskiej literaturze do ocalałej z pożogi czasu Wieży Wiatrów. Jest to autorskie dookreślenie, że świat starożytny domaga się znowu poetyckiej przestrzeni. Wieża Wiatrów, to ośmiokątna marmurowa budowla po wschodniej stronie forum rzymskiego w Atenach. Na wieży tej, przedstawionych jest osiem ziemskich wiatrów i zegar słoneczny. W tomiku realizuje się więc apelacja do trwania życia w labiryncie przemijania. To także określenie własnych stron świata w literaturze. Ten stan Urszula M. Benka nazywa „istotą bytu”, bowiem symbolika tytułu przekłada się na treść tomiku poety.

Persowie odeszli, ale czy na długo?
Demokracja wyniosła do władzy demagogów,
bo zagrali na prostych potrzebach.

Głodny lud im sprzyja, hołduje, klaszcze.

Persowie jednak czujnie obserwują i wciąż
zbroją armię.

Dawna elita jeszcze pokrzykuje, lecz nie ma już
żadnego posłuchu.

Zanadto pyszna, głucha, ślepa; latami pracowała
na swój upadek.

Przyszedł czas motłochu, każdy ochłap jest w cenie,
mniejsza o jutro.

Persowie przecież nie wrócą. Persowie przecież…

(Wiersz: Persowie, s. 10).

Utwór Persowie, wydaje się być ważnym ogniwem całego tomiku Roberta Gawłowskiego. W sensie formalnym, jego światło przenika do innych utworów, tworząc rozgałęzienia i liczne dorzecza. Splata “zmysłową fizykalność”, jako to powiedziała Urszula M. Benka, z panteistyczną wizją uduchowionego świata. Dzieło poety przypomina o wędrówce człowieka przez pustkowie. Mówi iż życie jest otoczone przyrodą, religią, kulturą. Przywołanie hellenistycznej antyczności, ma zwrócić uwagę na kontekst komunikacji metaforycznej z odległej rzeczywistości ku naszym czasom. Ten wymiar, autor dzieli na przenikające się obszary. Na dziedzictwo, które dotarło do nas poprzez pamięć pokoleń i poprzez cielesność. Są to przekazy myśli i bezładnie kamienie, przypominające magmę cmentarza. Poeta stoi na ruinach antycznych schodów z pnącymi się ku niebu kolumnami i zastanawia się nad istnieniem mitu w jego życiu. Dlatego stara się, jakby po raz pierwszy, wziąć za rękę bliską sobie osobę i przypomnieć pierwszy pocałunek, pierwsze wypowiedziane nieśmiało słowo, pierwszą razem spędzoną noc. W tomiku, te obrazy zlewają się w nieprzeniknioną materię i przypominają o wieczności. Schody, to umykający pod stopami czas, doceniany i niedoceniany, zapamiętany i zapomniany. To sakralna przestrzeń świątyni, gdzie wchodzi się w zadziwieniu i wstydliwej niewinności ciała i tam się pozostaje na zawsze. By opisać swoje zdziwienie, autor używa języka polisemicznego, bowiem ufa, że tylko tak można dotknąć stygmatów mitycznych i znaleźć się w innej przestrzeni. Stąd sakralizuje kategorię prawdy i ukojenia. Jak dobrze być blisko wczorajszego dnia i znowu otworzyć zamknięte wrota, by spróbować zakazanego owocu:

Widziałem pyszne gmachy i świątynie pieniądza,
mrowie niewolników i kupców pędzących za niczym.

Ukryte miejskie straże strzegły uszu, ust i oczu.
Niecne podstępy języka tłumione były w zarodku.

Ramiona opadały z sił, zmęczone dłonie, bez nadziei,
miętoliły ostatni grosz i wezwania do zapłaty.

Miastu brakowało oddechu. Depresja i samotność
atakowały serca. Najsłabsi konali na ulicach.

Króla nie widziano od lat.

(Wiersz: Na powrót z Babilonu, s. 14).

Świat przeszłości napiętnowany pamięcią, powraca w utworze Ostatnia elegia Solona i otwiera podwoje „niewdzięcznych Aten”, „nietykalnych umów” oraz „skrywanego prawdziwego oblicza”:

Już was nie chcę wspominać, niewdzięczne Ateny.
Nie zostałem wygnany, a wygnałem się sam.

Nie stało mi sił, by znów obalać złotoustych. Wygrała
hipokryzja, demos przyjmie każdą obietnicę.

Moje zasługi? Przecież nikt o nich nie chciał pamiętać.
Dobre rady, życzliwość i cała wiedza poszły w niwecz.

A byłem na wyspie, gdzie mnie usłuchano i stanęło
miasto marzeń. Tam jasna umowa była nietykalna.

Nie pytam nawet, cóż byś mi odrzekł Pizystracie?
Latami skrywałeś przede mną prawdziwe oblicze.

Taki czy inny archont, w końcu, jaka to różnica?
Dlatego moje popioły niech rozsypią jak najdalej.

(Wiersz: Ostatnia elegia Solona, s. 22).

W tomiku Wieża wiatrów, towarzyszy poecie mitologiczna jaźń przeszłości. Rzeczywistość i pragnienie zawładnięcia antyczną przestrzenią, są ważnym elementem zmysłowym. Stąd podejmowane odpowiedzi na pytanie o sens istnienia, mają coś porywczego i dyskretnego jednocześnie. Towarzyszy im wewnętrzna świadomości, że dzieło literackie bywa niezwykle różnorodne i skomplikowane. Tematyka tomiku, nacechowana literackimi dekoracjami, hołduje irracjonalnej odsłonie duszy. Taka narracja dzieła, nadaje utworom spójności wewnętrznej. Robert Gawłowski jest bowiem twórcą, który świadomie kreuje własne poetyckie zamyślenie i pozostaje wierny pamięci mitycznej:

Pod koniec żywota Kleomenes, król Sparty, oszalał.
Okładał laską każdego, bo dookoła widział wrogów.

Ponieważ obłęd postępował, przywiązano go do pala.
Zapominał samego siebie. Zdradziła go rodzina.

Kiedy delirium sięgnęło pełni, strażnik podał mu swoją
ostrą machairę, lecz więzów nie przeciął.

Mówiono, co powtórzył Herodot, że pokaleczył uda,
biodra, a nawet i brzuch pociął w pasy

(Wiersz: Koniec Kleomenesa, s. 43).


Komentowany wiersz: Iść z tobą w jedną noc 2021.04.10; 17:25:21
Autor wiersza: zygpru1948
W poezji Roberta Gawłowskiego wypełnia się tęsknota za niebem, utkanym konstelacją Oriona. Patrząc w bezkres wszechświata, poeta przywołuje obrazy mitycznej podróży. Wyprawiając się boso, spotyka Herodota, Permenidesa, Telamona i Hefajstiona. Prosi przeznaczenie, by wypełniły się winem jego stągwie, bo to będzie oznaczać także obecność w obrzędzie życia. W tomiku widoczna jest poetycka wrażliwość na tajemnice umarłych epok. Natomiast pierwiastek mistyczny, zawiera się w tajemniczym słowie kocham. Słowo to, wypowiedziane o wschodzie słońca, trwa niezmiennie w każdej cywilizacji człowieczej. Obecność miłości pieczętuje się w wierszu Nad grobem Homera, utworze na poły filozoficznym, gdzie „Kroki najeźdźców. Jęki porywanych. / Krew na piasku”, są przedprożem namaszczenia mitem:

Gościnne zatoki. Syreni śpiew.
Kamyki w wodzie.

Ciepło domu. Brzęczenie cykad.
Sieci zarzucone w niebo.

Kroki najeźdźców. Jęki porywanych.
Krew na piasku.

Jesteś niemy i ślepy. Już nic
nie pamiętasz.

(Wiersz: Nad grobem Homera, s. 50).

Renata Marciniak-Kosmowska napisała o Wieży wiatrów, że jest to: “Swoista wędrówka duszy [która], wiedzie do spokoju i harmonii, ale nie usypia czytelnika, tylko budzi jego duchowość. Sięgnięcie do motywów i kostiumów antycznych ułatwia autorowi podejmowanie trudnych tematów współczesnych. (…) Homo poeticus konfrontuje się w tych wersach z homo politicus, filozof z mistykiem, uważny obserwator współczesnych zjawisk ze znawcą kultury starożytnej (patrz choćby wiersze – Persowie, Stasis, Idiotai, Niewolność, Podzieleni, czy Poliklet). W wierszu Persowie zdumiewa zaskakująco trafna diagnoza współczesnego populizmu. Dzięki odwołaniom do starożytności poeta unika dosłowności, przegadania i uniwersalizuje gorące tematy społeczne czy polityczne. To, co zapowiadały poprzednie tomiki, w Wieży wiatrów” wybrzmiewa “głośniej” i wyraźniej. W tym zbiorku znajdziemy trafne diagnozy wielu schorzeń współczesności, ukryte zgrabnie w lustrach antyku. Odwołując się do starożytnej historii, filozofii, literatury, sztuki poeta próbuje nie tylko dotykać świata, ale i zaświatów raz odczytywać także to, “co milczące i niewidzialne”.

Kapryśne podmuchy przynoszą tu
sól, igiełki pinii, plewy zbóż,
przynoszą i porywają.

Gnomon cieniem dotyka światła,
chwyta chwile i kreśli linie
na białym marmurze.

„Nie osiem, a nieskończenie wiele
jest stron świata”, widzą usta,
mówią uszy, słyszą oczy.

Wieża jeszcze niby trwa, ale już,
już drżą kolumny, kruszeje czas,
pęka relief dni i nocy.

(Wiersz: Nad grobem Homera, s. 50).

Odczytanie grobu Homera, z jego ponadczasowym przesłaniem, staje się w tomiku emblematem hołdu. Bowiem w symbolice grobu zawiera się trwanie mitu, tak ważnej przesłanki antropologicznej, gdzie w sposób wymowny „drżą kolumny, kruszeje czas, / pęka relief dni i nocy”.

W kończącym tomik Posłowiu poetka Urszula M. Benka napisała: “Robert Gawłowski przyjął szczególną rytmikę i nastrój dawnej greckiej poezji. Wolę ją tu sygnalizować z perspektywy psychologa, a nie filologa. Przede wszystkim poeta nie próbuje być epigonem – nadto rozbija to, co hieratyczne, trochę tak, jak robił to Sienkiewicz z językiem ludzi baroku, gdy zderzał wyrażenia podniosłe i gminne, te „ówczesne” i te własnej doby. Gawłowski czyni zatem podobnie, i podobny uzyskuje efekt: aktualność, świeżość wywodu. Ma przy tym fascynującą metaforykę. Poetyka antyczna zapewnia natomiast faktycznie jakąś nieważkość, tym mocniej odczuwalną, że zupełnie odłączoną od konkretnych wierzeń, założeń dotyczących istoty bytu, sensu życia i zaleceń etycznych. To paradoks: nieważkość po uwolnieniu ze wszystkiego, co było jednak zaledwie – tyle że dawno temu zawartą a ogromnie szanowaną – umową społeczną, dokładnie w znaczeniu nadanym jej przez Jana Jakuba Rousseau w Du contrat social, okazuje się tedy tworem ludzkim, kompromisem jakichś zapomnianych już z kretesem frakcji kapłańskich, wojskowych, kupieckich albo dworskich.
Wieża wiatrów Roberta Gawłowskiego jest w rzeczy samej jednym tekstem zbudowanym z wielu cegiełek i podmuchów, będących dla siebie jak duże i małe lustra; a pojawia się w porze szczególnej, gdy o naszej cywilizacji pada zewsząd, że odchodzi do przeszłości”. [Urszula M. Benka, Posłowie, s. 70].

W konstrukcji duchowej nawiązując do starożytności, poeta odwołuje się także do alegorycznego dzieła Zygmunta Krasińskiego. Sama Wieża Wiatrów, jako symbolika budowli starożytnej, może asocjować się z zameczkiem w posiadłości wieszcza romantycznego w Opinogórze: „[…] Nasz mały zamek, natomiast, to istny klejnot. Jego gotycka wieża góruje nad całą okolicą – Dame Malbrough takiego nie miała. Nasze pokoje są prześliczne, urocze w swym surowym stylu, który pasuje do nich jak poważna zmarszczka do ładnej, uśmiechniętej buzi; okna o ostrych łukach przepuszczają przez swe kolorowe witraże łagodne światło, miłe dla oka i mieniące się wszystkimi kolorami tęczy – a wieczorem widzimy jak słońce zachodzi na horyzoncie rzucając na równinę tysiące harmonijnych, żywych barw”.
(Z listu Elizy Krasińskiej do Róży Branickiej, Opinogóra, 21 sierpnia 1843 r. [w:]
http://mazowsze-krasinskich.pl/index.php/zameczek/).


Tomik Roberta Gawłowskiego, należałoby wpisać w hellenistyczną tradycję literatury polskiej. Symbolika Wieży Wiatrów, była opisywana, jako klucz do wieczności, głównie po to, by nasycić antyczną estetyką obdarte z sacrum czasy wojen i kataklizmów XX wieku. Temat ten podejmował w swojej twórczości Jarosław Iwaszkiewicz, odwołując nas do filozoficznego pojmowania życia. W utworze Wieże z tomiku Muzyka wieczorem (1980), zawarł symbolikę wieży, jako atrybutu zmysłowego. Ślad Wieży Wiatrów obecny jest w wierszu Wieża, Zbigniewa Herberta, gdzie zmitologizowana rzeczywistość posiada apokaliptyczne odwołania. Robert Gawłowski, dotykając przesłania Pana Cogito, w bezpośredni sposób nawiązuje do hellenistycznej Wieży Wiatrów, (Patrz: Wiersz Nad grobem Homera). Jest to zapewne odniesienie do dawnego tomiku Marko Polo szuka nowej drogi z 1984 roku z wyraźnym odwołaniem do filozofii Zbigniewa Herberta. Patrząc za siebie, autor językiem poetyckiej ekspresji, personifikuje przeszłość, głównie poprzez pojęcia abstrakcyjne: „kruszeje czas”. Stąd w obecnym tomiku, uwidaczniają się dwa obszary literackie, wspominany już świat antyczny i polska tradycja romantyczna.

Luty 2021

Robert Gawłowski Wieża wiatrów,Posłowie Urszula M. Benka, Oficyna Wydawnicza Akwedukt, Wrocław 2021, ss. 75, ISBN 978-83-957368-2-7
Robert Gawłowski (ur. 7 czerwca 1957 roku w Mierczycach na Dolnym Śląsku) – poeta, krytyk literacki, dramaturg, scenarzysta, autor audycji i słuchowisk radiowych, w przeszłości związany z Polskim Radiem we Wrocławiu. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddział we Wrocławiu.

Debiutował jako poeta w 1977 roku. Opublikował zbiory wierszy: Nie ukrywajmy tego szaleństwa ( Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Seria “Pokolenie, które wstępuje”, Warszawa,1983), Ograniczony wybór (OTO “Kalambur”, Wrocław 1984), Marko Polo szuka nowej drogi (Kłodzki Klub Literacki, Kłodzko, 1984), Marko Polo (Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa, 1987), Podróż chroniczna (Tikkun, Warszawa, 1997), Georg – ostatnie chwile, ostatnie błyski (SPP Wrocław, Seria: “Z Kołatką”, Wrocław, 1998) oraz Książeczkę o poezji (Witryna Artystów, Kłodzko, 1997). Jest autorem sztuki teatralnej o Edycie Stein: Droga w ciemności (premiera radiowa – 1992, premiera teatralna 1997). Wiersze, recenzje, szkice i eseje publikował w wielu czasopismach literackich w Polsce i za granicą. Laureat Nagrody im. Stanisława Wyspiańskiego (I stopnia w dziedzinie literatury – 1988). Współtwórca Międzynarodowego Forum Sztuk Akustycznych pro arte acustica MACROPHON (1991, 1994) oraz artystycznego Radia Copernicus (2005) – wyróżnienie honorowe światowego festiwalu sztuk multimedialnych Ars Electronica ‘2006.

Po dłuższym milczeniu, poeta znowu powrócił do poezji wydając trzy tomiki wierszy Pył (Oficyna Wydawnicza Akwedukt, Wrocław 2020), Dotknięcie (Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Biblioteka „Toposu”, T. 183, Sopot 2020) oraz Wieża wiatrów(Oficyna Wydawnicza Akwedukt, Wrocław 2021).


Komentowany wiersz: Między uda poznawać świat 2021.04.09; 18:44:55
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


WŚRÓD UKRYTYCH WZGLĘDÓW WIATRU

Motto: „Pomiędzy tymi twardymi
do granic możliwości skałami
cała ja - krucha i delikatna”.
- Sylwia Żwirska -


Roztańczona w moich wierszach,
bliska brzozom i skałom
z uczuć ukrytych
namiętna
i
odczuwalna
w wibracji ciała
między skałami cisza
wzmacnia twą szlachetność.

(Pomiędzy tymi twardymi
do granic możliwości skałami),
rozśpiewani w zaręczynach wiatru
strony książki układamy o nas.

- I w ten sposób rodzi się miłość...


31.7.2011 - Ustka
Niedziela 16:19

http://photos.nasza-klasa.pl/54828617/1397/main/16e89fb8b1.jpeg


Komentowany wiersz: Między uda poznawać świat 2021.04.09; 18:42:05
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


RUCHACZE

Niby męscy a marchewki
nie umieją oskrobać,
latawce - ruchawce pospolici.

Znam ich z gąb i tłustosłowia
jakim to jest w łóżku,
a te najczęściej niewiniątka
zdejmują majtki chętnie.

Epizody zakłamanych zachowań
wyostrzają słowa w ustach -
a alfonsy to oni a one,
jak je nazwać?

Może różańcowe dziewice,
z grzechem nie mają nic wspólnego
i naprędce wymyślają mężom
bajkę a nic o rąbaniu.

Katoliczki świecą dupami
przyjmują ten jad,
niewinnie mrużą oczy
i stękają w kurewskich hasłach,
że niby to żyją w separacji
mając nieudacznika w domu.

Że nawet marchewki nie umie oskrobać,
a tym bardziej bywać chłopem w łóżku.

Bajki stare jak świat,
i tak płynie epoka za epoką...


8.11.2015 - Ustka
Niedziela 15:09


Komentowany wiersz: Między uda poznawać świat 2021.04.09; 17:31:01
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Tlałka – „Lakoniczna w słowach, ale nieoszczędna w myślach”

23 lutego 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/myslenie.jpg


Prze-Myślenie. Brulion personalizowany / re-Thinking. Personalised draft to już trzecia dwujęzyczna książka Łucji Dudzińskiej – autorki dziewięciu tomów poetyckich. Na język angielski została przetłumaczona przez Dorotę Pillatsii. Dudzińska jest poetką wszechstronną, sięgającą po różne formy oraz sposoby zapisu wierszy, a w tym przypadku minimalizm okazał się strzałem w dziesiątkę. Podmiotem poezji z „brulionu” jest samo życie, ujęte w różnych aspektach. Życie i poezja – „ja” i świat mocno rzeczywisty, szukanie w nim nieoczywistości, które do tej oczywistości mają poprowadzić. Autorka oddaje w nasze ręce zapis swoich przemyśleń jako ukłon w stronę czytelnika i jego doświadczeń. Przypominają mi się „złote myśli” z dziecięcych lat, gdzie notowaliśmy ważne dla nas i naszych znajomych sprawy, posiadaliśmy zeszyciki z myślami, cytatami, nie był to zapis formalny, jak w pamiętniku, z datą, czy nagłówkiem. Także i w omawianym tomie zostały zastosowane niestandardowe zapisy, a także wytłuszczona czcionka, punktury, zwracające szczególną uwagę na sentencje, myśli – stricte „po swojemu”: „(nie pozwalam komuś pisać na mojej kartce)” – s. 47.
Poezja lakoniczna i oszczędna – czytamy w recenzji „Prze-myślenia” prof. Krzysztofa D. Szatrawskiego, ale – jak sam zauważa – to pozorne wrażenie. Autorka reprezentuje bowiem myślenie niestereotypowe, dywergencyjne, choć dotyczy wielu „przestrzeni uniwersalnych”, w niezwykły sposób zmusza czytelnika do refleksji.
Na pierwszy rzut oka możemy dostrzec pewną surowość, ale tam pulsuje gorące serce, tak mocno kochające świat, ale też spalające się dla tego świata, jak u Edmunda Bojanowskiego: „człowiek jest jak świeca, która się sama spala, a innym przyświeca”, Dudzińska przedstawia podobną myśl: „wypalając się – świecisz innym” (s.119).
Baczna obserwatorka świata, ludzi i życia, łącząca relatywizm z poetyckimi uniesieniami. Życie według autorki nie kończy się, kiedy myślimy, że do czegoś doszliśmy, coś zrozumieliśmy, nagle wszystko może się zatracić i przyjąć znowu pozycję startową, jak w grze. Wieczne poszukiwanie sensu, wieczne zmagania ze zrozumieniem ludzkich spraw: „tyle dróg, a oni nie mają dokąd pójść” (s.86).

Dudzińska w swoim tomie poświęca wiele uwagi różnym doświadczeniom.
Rany się goją, ale blizna pozostaje, nie sposób jej przeoczyć, jest na
skórze, ale można z nią dalej żyć. Według autorki zmiany są
dobre, ale my często boimy się nowego. Mety jednak nigdy nie będzie widać na horyzoncie, gdyż zawsze jest coś do odkrycia, a nawet to odkrycie za chwilę będzie już czymś innym. Autorka rozważa filozoficznie:

„czy coś może być warte aż tyle
aby stało się TYLKO tym?” (s.43)

Wydaje mi się, że to pytanie stanowi kwintesencję artystycznych poszukiwań Łucji Dudzińskiej. Poetka gorzko mówi o naszym „niedokończeniu”, przywiązaniu do życia. Na imię „Nadzieja” ma inny człowiek, którego wpuszczamy w siebie, ponieważ „otacza nas cielesność” (s. 102). Żyjemy tu i teraz – czerpiemy z konkretnych doświadczeń.
Poetka przekonuje, że nie można wierzyć we wszystko, co się widzi (s.12), ale tu nie chodzi o świat pozazmysłowy, ale różne kanały modalne – odbiór za pomocą różnych zmysłów. Warto w tym miejscu wspomnieć, że taka idea (synteza sztuk) przyświeca założonej przez autorkę ogólnopolskiej Grupie Literycznej Na Krechę. Gesty wystarczą za cały elaborat myśli, ale je gonimy, aby zachować, aby ocalić, ponieważ chcemy widzieć i wiedzieć więcej, przenikać rzeczy, poznać je do szpiku. Każdy z nas lubi słyszeć dobre rzeczy na swój temat, każdy potrzebuje uznania. Pragniemy też gestów, o których inni zapomnieli. A gesty równoważą słowa, a nawet są ważniejsze. Gdy człowiek upada może się podnieść i zobaczyć inaczej – to jest właśnie nadzieja, która przychodzi sama do człowieka.
Być z kimś i śmiać się z kimś, tylko tyle i aż tyle. Drugi człowiek jest ważny, bo

„gdy nic o sobie nie wiesz
– ludzie ci powiedzą” (s.75) , a

„nieśmiertelność rodzi się w pamięci innych ludzi” (s. 95).

W zrozumieniu siebie i drugiego człowieka niewątpliwie pomaga nam poezja, pozwala też uświadomić sobie, że („ziemia nie kręci się wokół nas”), (s.12). Poezja to kompilacja spojrzeń, gestów i obrazów –język uniwersalny – choć trudny w tłumaczeniu i każdy go czyta po swojemu: „mam język który chce widzieć więcej” (s.8). Za pomocą książki, słowa pisanego, podajemy rękę człowiekowi. Czujemy się spełnieni w prawdziwej wdzięczności innych. Dudzińska w jednym z wierszy stawia tezę, że poecie można przecież zaufać. Człowiek w byciu sobą chce być kimś ważnym dla innych, chce zrzucić z siebie wszystkie maski, wrosnąć w serce, czyjeś kochające serce? W nimi zakwitnąć i rodzić się wciąż na nowo. Dla wielu osób rozumienie świata widzialnego może zmieścić się w tych słowach:

„Tak mocno wrosnąć w serce
aby nie można było wyrwać
a jeśli kiedyś los zetnie zieleń
korzenie będą wciąż żywe” (s.93)

Autorka wielokrotnie pochyla się nad samym językiem, pisze, że „to tylko zdanie. słowo. sylaba”(s.39). Zastanawia się, czy język potrafi udźwignąć ból albo zawrzeć go? Konkluzję stanowi jednak stwierdzenie, że „słowo jest źródłem, które nigdy nie wyschnie” (s.89), ale ma swój okres ważności, zanim „wpadnie do rzeki słów” (s. 89). Ważnym słowem, które pojawiło się w tomie, jest „wdzięczność”, przejawiająca się w utworach Łucji Dudzińskiej jako symbol spełnienia, jako coś naprawdę ważnego. Zarówno własna wdzięczność jak i wdzięczność uzyskiwana.
To słowo rzeczywiście ma moc, bo „wdzięczność=szczęście” (s.11). Poetkę interesuje punkt widzenia innej osoby. Choć „łatwiej odwzajemnić uśmiech niż słowo” (s.23).

A co autorka mówi o miłości? Niewiele. Kiedy już przeczytamy o niej, słowa te mocno zapiszą się nam w pamięci „miłość rodzi się w uczuciu braku” (s.95). To znaczy, że nie jesteśmy samotnikami z natury. Dla Dudzińskiej miłość jest wzajemnym oddechem „ty oddychasz mną a ja tobą” (s. 103), zaskoczeniem, zatraceniem, domem: „przy tobie dowiedziałem się że potrafię kochać” (s. 110). Swoje myśli w tym aspekcie także zapisuje w niekonwencjonalny sposób:

„ zatrzymaj mnie
w chwili w której można się zatracić” (s. 114), czy

„miłość to destrukcja”

– powiedział ktoś i się zakochał

naśladuje pejzaż.
staje się domem (s. 116)

Poezja Łucji Dudzińskiej staje się domem, do którego nas serdecznie zaprasza, a ja z wielką przyjemnością zawsze przyjmuję to zaproszenie. Warto zwrócić uwagę na piękne edytorsko wydanie książki z grafikami Anny Ewy Klimowicz oraz na ciekawy podział myśli na pięć rozdziałów, o nazwach, które także budzą refleksje i dają duże pole interpretacyjne: „mimika”, „atut”, „adaptacja”, „mijanie”, „afekt”, a każdy rozdział ma swoją przewodnią myśl – słowo, zdanie. „Weź” i przytul tę książkę, bo jest wyjątkową propozycją.

Łucja Dudzińska, Prze-Myślenie. Brulion personalizowany, str. 128. FONT, Poznań 2020

Anna Tlałka


Komentowany wiersz: Pokojowy nastrój i biały blues 2021.04.09; 17:05:07
Autor wiersza: zygpru1948
puszczyk™
- Autor nie umieścił żadnego wiersza.


Komentowany wiersz: Pokojowy nastrój i biały blues 2021.04.09; 17:02:58
Autor wiersza: zygpru1948
ty mnie nie ruszysz żadnym słowem, mam grubą skórę skurwysynu !

Wymigałeś się z Czarnej Listy - jesteś z powrotem na niej...


Komentowany wiersz: Pokojowy nastrój i biały blues 2021.04.08; 06:31:22
Autor wiersza: zygpru1948
Tadej Karabowicz – Autobiograficzny motyw poezji Cezarego Macieja Dąbrowskiego

6 kwietnia 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/04/Sztafeta-696x990.jpg



Cezary Maciej Dąbrowski urodził się 9 marca 1968 roku w Skierniewicach, Jest poetą, prozaikiem, pianistą, perkusistą, kompozytorem i recytatorem. Poeta związanym jest od lat z Warszawą, ze względu na swoją karierę artystyczną. Wydał w 2020 roku tomik wierszy o sugestywnej nazwie Sztafeta (Łomianki 2020). Wydawać by się mogło, że rodzaj zespołowej konkurencji, odbywającej się na trasie podzielonej na odcinki, nie może przeniknąć do świata poezji. Jednakże może, autor mówi bowiem o sztafecie jako słowie wieloznacznym, gdzie kluczową rolę odgrywa filozofia narastania emocji poetyckich.

Tomik wierszy Cezarego Macieja Dąbrowskiego Sztafeta, jest kolejną książką poetycką autora. To zbiór sugestywnych utworów poetyckich, który powstał na przełomie czerwca i listopada 2017 roku. Przedmowę do tomiku napisał Krzysztof Masłoń, nadając jej symboliczną nazwę „Wiersze szczere jak złoto”. Tomik poety podzielony jest na pięć kręgów tematycznych: “Tam gdzie wytarte nuty i słowa”, “Dwa światy”, “Lekcja historii”, “Dzieło życia”, “I co zrobisz…”. Wszystkie kręgi zawierają spójną wykładnię autobiograficzną. Są jednocześnie wyrazem mitycznych przemyśleń na temat otaczającej rzeczywistości oraz aluzją wobec świata, który poetę ukształtował. Utwory opatrzone są datami ich powstania, co w jasny sposób mówi o hermenautyce czasu, jako dodatkowym objaśnieniu istnienia przemijania. Tak zakomponowany zbiorek, przybliża nas ku dawnej tradycji literackiej, gdzie autorzy porządkując swoje utwory, poprzez rozdziały, nadawali wierszom pewnej uduchowionej wizji. Tę kompozycję autorską spina symboliczna okładka, na której wykorzystano zdjęcie autorskie, gdzie widnieje wierzba przydrożna w pejzażu przesiąkniętym słońcem. Jest to odwołanie do drugiej Muzy Cezarego Macieja Dąbrowskiego. Poeta jest bowiem zanurzony w muzyce, o czym informuje nota biograficzna tomiku. O tej symbiozie, muzyki i słowa, mówi wiersz (* * *Tam, gdzie wytarte nuty i słowa), będący filozoficznym credo autora. Muzyka dla poety pozostaje spełnieniem jego powołania, natomiast poezja jest otwartą bramą origo poeseos, przez którą przechodzi się do innej rzeczywistości. Jest to rzeczywistość mistyczna, stąd ważne wydają się rozważania na temat pochodzenia poezji i muzyki:

Tam, gdzie wytarte nuty i słowa,
czasem żyletką, gdzie mgiełka tylko
swą zawartość chowa, lub tam,
gdzie kleks, zamazane słowo,
naklejam drugą kartkę – nową.

Lecz krzyczą do mnie,
w swej boleści starte,
słowa na m, rytmy na trzy czwarte,
i tak już jest – kartka wciąż grubieje,
i przypomina mi, jak szybko się starzeję.

(* * *Tam, gdzie wytarte nuty i słowa, s. 14).

Motyw przemijania zawarty w utworze, sugeruje narastanie emocji poetyckich i zawiera konkluzję: “(…) kartka wciąż grubieje, / i przypomina mi, jak szybko się starzeję”. W narracji tej poeta pragnie poddać wiwisekcji to co obumarło, a co wydaje się ważnym etapem istnienia. Na podglebiu wczorajszego dnia, można budować “ważne dzisiaj”, tak by było widać jego silne fundamenty. W utworze (* * * Bo wszystko jest poezją), autor zaskakuje nas swoją poetycką fantazją, bowiem mówiąc o świecie i egzystencji ludzkiej, wszystko porównuje do poezji. Poniekąd w takim podejściu do rzeczywistości wybrzmiewa metafizyczna nuta rozmowy życia z poezją, którą autor nazywa dialogiem: “Bo wszystko jest poezją, / przekonasz się na starość, / rozmowy, spacer, / dzień – dialog”. Meandrujący przez życie stan poetyckiego uniesienia, jest jak odnaleziony w trawie talizman.

Bo wszystko jest poezją,
przekonasz się na starość,
rozmowy, spacer,
dzień – dialog.

Każde zjawisko, bo minęło,
pozorne uniesienie,
a jeszcze dodaj wzruszeń garść
bez tłumaczenia.

Bo wszystko jest poezją,
a czerwiec i noc cicha?
I nie mów: nie pamiętam,
codzienne do niej wzdychasz.

Poezja? – mówisz…
Tak, przepiękny wiersz – jedyny.
Zapiszesz coś?
Nie trzeba, zostawię to dla innych.

(* * * Bo wszystko jest poezją, s. 19).

Można śmiało powiedzieć, że poeta Cezary Maciej Dąbrowski w swojej uduchowionej twórczości, dotyka pewnej głębszej synkopy literackiej, jako środka wypowiedzi mistycznej. Bowiem w tomiku wykorzystuje właśnie swoje doświadczenia muzyczne. Stąd utwory poety, nie są łatwe do powierzchownego odbioru, tak kompozycyjnie, jak treściowo. Jest to zrozumiałe, autor Sztafety, zanurza się w swojej „mitycznej Atlantydzie” – jak napisał we wstępie Krzysztof Masłoń, by dalej przekazać swoje przesłanie o poezji. Ale także, by dzień powszedni nie przesłaniał ważnych wydarzeń, a „chaos codzienności” nie zagłuszył najwartościowszej nuty, jaką jest spełnienie życia, danego człowiekowi tylko raz przez Stwórcę. Mowa o uduchowionym wierszu (* * * Niepotrzebne słowo wkradło się do życia):

Niepotrzebne słowo wkradło się do życia,
obserwuje świat, ocenia z ukrycia.
Potrącane w biegu, słowo bez atencji,
oparło się dzielnie szarej egzystencji.

Niepotrzebne, z dala, zda się na wymarciu,
spostrzegło ze smutkiem, chaos jest w natarciu.
Jako niepotrzebne, powinno ustąpić,
załkało po cichu: zacznę od początku…

(* * * Niepotrzebne słowo wkradło się do życia, s. 25).

Spełniające się misterium istnienia, darowane człowiekowi przez Pana Wszechrzeczy, w każdej sekundzie wypełnia się kamiennymi tablicami Dekalogu i szlachetną mistyką poezji. Stąd utwór można odczytać, jako poetycki recytatyw w stronę przesłania ku wieczności. Opierając się wobec szarości dnia i ciemności, poeta pragnie otrzymać w darze – światło atencji, jako sprzeciw wobec “chaosu”. Bliski do omawianego utworu pozostaje wiersz (* * * Przepływała muzyka przez duszę), gdzie autor opisuje problematykę miłości, jako przestrzeni dotyczącej duszy człowieka. Podmiotem lirycznym utworu jest muzyka, mistyczny element spełnienia. To ona rozmawia z duszą, jej tylko znanym językiem pantomimy: “Poprosiła spójrz mi w oczy / zaśpiewała znaną pieśń (…) jednym dźwiękiem niezapomnień / jedną frazą (…). Ta wydawałoby się przejrzysta ekspozycja, jest tak naprawdę bardzo złożoną konceptualną linią emocji wobec podmiotu lirycznego. Bowiem czynnościami twórczymi kieruje muzyka, moglibyśmy powiedzieć język uduchowiony w relacjach literackiej komunikacji:


Przepływała muzyka przez duszę
powiedziała zajmij się mną proszę
Połechtała te przestrzenie
co zamknęły się z zatrzaskiem
otworzyła stare rany
aby zamieść liście z piaskiem

Poprosiła spójrz mi w oczy
zaśpiewała znaną pieśń
i już nie ma dla niej myśli
przez które nie może przejść

Serce ściśnie i otworzy
uruchomi dreszcz na skórze
jednym dźwiękiem niezapomnień
jedną frazą w chmurze


(* * * Przepływała muzyka przez duszę, s.36).


Komentowany wiersz: Pokojowy nastrój i biały blues 2021.04.08; 06:29:22
Autor wiersza: zygpru1948
W utworze (* * * w bezsensie poświęcenia), autor dotyka ważnych dla siebie racji o budowaniu wspólnoty i poświęcenia wobec innych. Poeta mówi, że poświęcenie nie zawsze jest odwzajemniane. Nie docenione, może być rozpatrywane jako czyn ofiarny, bądź jako akt pełen samozaparcia w którym gotowi jesteśmy do samowyrzeczenia. Taki stan świadomości i czynów, jest oddaniem dla innych. Dotykając prawdy transcendentnej poeta mówi: “przebrani za kamienie giniemy od kamienia” oraz “kamień nie ma łez zmieszajmy go z marmurem”.

w bezsensie poświęcenia którego nikt nie docenia

przebrani za kamienie giniemy od kamienia

i tylko łza pokrywa wilgocią naszą skórę

lecz kamień nie ma łez zmieszajmy go z marmurem

(* * * w bezsensie poświęcenia, s. 83).

Podobny aspekt porównawczy, ale w odniesieniu do samego siebie, posiada utwór Analogie. Dla poety analogie, są filozoficznym podobieństwem i odpowiedniością, gdzie odbywa się poetyckie orzeczenie na temat jednego zjawiska wobec innego: “(…) pogardzany, / upada, lecz powstaje,(…)”. Dotykając problemu analogii wyrażanej językiem ekspresji, autor pragnie zwrócić uwagę, że właśnie analogie dotyczą także codzienności, że zdarzają się na każdym kroku. Stąd utwór należałoby odczytać w kategoriach przesłania.

Przycięta, kształtowana,
bez tego rośnie licha,
choruje, dziczeje,
aż w końcu usycha.

Podcięty, pogardzany,
upada, lecz powstaje,
gdyby nie jego rany,
nie urósłby do zalet.

(Analogie, s. 93).

Utwór Cezarego Macieja Dąbrowskiego Wiosenne konanie, wyraźnie wieńczy tomik, jednakże posiada także status introdukcji, która otwiera się na ważne prawdy życia. W wierszu bowiem wszystko ma charakter symboliczny, wszystko ociera się o zmysłowość. Pierwsza strofa, pozostając prologiem, wybrzmiewa zachętą, by na oścież otworzyć podwoje własnej świadomości. Należy to zrobić mimo „skamieniałych ran”, „suchych rąk”, czy „zamarłego w mękach ślepego dębu”. To waży akt twórczej deklaracji, symbolicznie złagodzony w drugiej strofie, by mimo „głuchości”, „usłyszeć ptasi śpiew” i „wiosenne ziewy ziemi”.

Jeszcze sięgają nieba rany skamieniałe
Jeszcze się kładzie cień na suchych rękach
Odpada z karku bryła na ubitą groblę
Nad stawem ślepy dąb zamiera w mękach

Głuchy na ptasi śpiew wiosenne ziewy ziemi
Zamyka cały wiek w cichym skrzypieniu
I szepcze niczym człek na niebo patrząc
Dlaczego umrzeć drzewu nie jest łatwo

(Wiosenne konanie, s. 94).

Twórczość Cezarego Macieja Dąbrowskiego odpowiada na odwieczne pytania stawiane przez ciągle narastającą rzeczywistość. Poeta mówi o zagubieniu człowieka, o jego bezsilności wobec analogii życia. Upadając, nie zawsze jesteśmy w stanie podnieść się z upadku. Tracąc innych, nie jesteśmy w stanie odbudować nowej tkanki przyjaźni, czy miłości, chociaż tego bardzo pragniemy. Rozpaczając, bądź ciesząc się, zawsze coś się w nas wypala i w antropologii następujących zdarzeń dnia codziennego pozostajemy obojętni na nowe zdarzenia. Tracąc kogoś na zawsze, pozostajemy sami, bądź osamotnieni.

Krzysztof Masłoń we wstępie do zbiorku poetyckiego napisał: “Poezja Cezarego Macieja Dąbrowskiego, tak wyraźnie egzystencjalna, związana z naszą rzeczywistością, nie może odwracać się również od wydarzeń politycznych. Tak też się dzieje, a dobitnie ukazują to utwory zebrane w części tomu zatytułowanej „Lekcja historii”. Obok wierszy nawiązujących do Powstania Warszawskiego czy przedwojennej świetności stolicy, natrafiamy tu także na aż za dobrze nam znane słowa: „Oby ten kraj się nie podzielił!” z uzupełnieniem: „Już się podzielił, i wszyscy to mówią,/ że tak już zostanie” i rewelacyjną puentą: „Pakuj książki i weź drugie śniadanie”. Bo też udramatyzowany apel czy pragnienie: „Oby ten kraj się nie podzielił!”, wychodzi z ust dziecka …”

Ta ważna wypowiedź krytyczna, umiejscawia tomik Cezarego Macieja Dąbrowskiego w jeszcze bardziej zadomowianej przestrzeni literackiej naszej współczesności. Wydane przez poetę tomiki wierszy w przedziale czasowym 2014- 2021, mówią o pewnym pośpiechu artystycznym. Tomik Sztafeta, jest więc elementem większego zauroczenia słowem, w którym wybrzmiewa fuga poetycka, jako muzyczny element osobistego życia poety.


Cezary Maciej Dąbrowski, Sztafeta, LTW, Łomianki 2020 ss. 101.


Cezary Maciej Dąbrowski (ur. 9 marca 1968 r. w Skierniewicach) – poeta, prozaik, pianista, perkusista, kompozytor, recytator. Uczył się gry na fortepianie w Państwowej Szkole Muzycznej I st. im. Karola Kurpińskiego w Warszawie. Naukę gry na perkusji rozpoczął w Państwowej Szkole Muzycznej II st. im. Józefa Elsnera w Warszawie. W czasie studiów interesował się interpretacją muzyki współczesnej przeznaczonej na perkusję, jednakże nie zarzucił gry na fortepianie. W roku 1991 uczestniczył w kursie interpretacji muzyki Elliotta Cartera w Avignon, zyskując uznanie francuskiego perkusisty Sylvio Gualdy oraz samego kompozytora. W 1992 otrzymał dyplom ukończenia Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w zakresie gry na perkusji. Mieszka w Warszawie.

Autor książek poetyckich: Wiersze sercem pisane, Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2014, Brudnopis, Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2015, Ech, żywocie…, Oficyna Wydawnicza „Agawa”, Warszawa 2016, Wierszem i Prozą, LTW, Łomianki 2017 / Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Warszawa 2017, Osobliwości, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, Warszawa 2017, Dalej, LTW, Łomianki 2018, Zbiór nieaspirujący, LTW, Łomianki 2019, Skrawki życia, Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2019, W dalszym ciągu, LTW, Łomianki 2020, Polityczny dzik (Osobliwości II) Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, Warszawa 2020, Sztafeta, LTW, Łomianki 2020, Wiersze aforystyczne, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, Warszawa 2021.

Wydał płytę autorską: Zaplątany w Twoje włosy. Wiersze i miniatury fortepianowe – płyta autorska, 2015.

Nagrody: 1992 – Nagroda Główna i Nagroda Specjalna za wykonanie czterech kompozycji na kotły Elliotta Cartera w Konkursie Muzyki XX wieku Dla Młodych Wykonawców, z okazji Światowych Dni Muzyki zorganizowanych przez Polskie Towarzystwo Muzyki Współczesnej, 2017 – Finalista Nagrody Literackiej im. ks. Jana Twardowskiego, 2017 – Wyróżnienie w The International Kosciuszko Bicentenary Competition w Sydney (Australia) – za wiersz Wolność.

Szersze informacje o karierze artystycznej: Nota o autorze, [w:] Cezary Maciej Dąbrowski, Sztafeta, s. 95-98.


Komentowany wiersz: Pokojowy nastrój i biały blues 2021.04.08; 06:26:10
Autor wiersza: zygpru1948
Michał Piętniewicz – Odpoczynek w ciemności. O tomie Małgorzaty Misiewicz pt. „Raj opłakany”

23 lutego 2021


Tom poezji Małgorzaty Misiewicz pt. „Raj opłakany” to poetycki raport z duchowych zgliszcz, które rosną wzdłuż, wszerz, w głąb i ku górze. To wiersze filozoficzne, wydaje się, że poetka myśli przy pomocy wierszy o świecie. Osobista perspektywa wynika niejako u Misiewicz z perspektywy ponadindywidualnej – poetka, jak się zdaje, chce być częścią większej całości. Ale owa całość czasem bywa nieprzyjazna – rani, kaleczy, kłuje – odpowiedzią na ranę rzeczywistości, ciężar życia, jest wiersz, pod którego wpływem brzemię staje się lekkie, a rana jakby się goi. Jest w tych wierszach dużo życia – te wiersze jakby żyją od środka zapisanym w nich życiem. Więc wynikająca dialektyka tych wierszy dzieje się między życiem (żywym), a raną, która jest przez owo terapeutyczne działanie życia kojona oraz gojona. Mamy jeszcze tutaj dodatkową komplikację, ponieważ życie jest wewnętrznie skomplikowane i przepołowione jakby na część należącą do rany, która boli i część, która przynależy życiu, które działa jak lek. Z czego wynika ta rana? Wydaje się, że nie tyle z życia, co z tego, co jakby życiu zaprzecza, co jest na jego antypodach – może to być szaleństwo, śmierć, zbyt duże do uniesienia cierpienie. Samo życie, w swojej istocie, jest piękne i święte, a rana, która życiu zaprzecza, musi być wygojona w plastrze i wodzie życia.
Cierpienie w tym tomie jest jakby oswojone, raj został opłakany przy pomocy słów, które jednocześnie wyrażają pewne subiektywne spostrzeżenia, co obiektywizują pewne stany emocjonalne i psychiczne. Wydaje się, że wiersz Małgorzaty Misiewicz jest dość nierównomiernie przepołowiony na to, co subiektywne (przynależne ranie) i to, co obiektywne (przynależne życiu rozumianemu jako plaster, woda kojąca). Rana w wierszach tych rozmawia z ukojeniem. Raj ze łzą. I wydaje się, że poetka nie chce do końca zamieszkać ani w raju ani we łzie, ale gdzieś obok, gdzie można uzyskać odpowiedni dystans – w słowach właśnie, które o łzie, wynikającej z rany i o raju życia opowiadają. Asymetria tych wierszy jest konieczna, aby uzyskać właśnie taki efekt artystyczny: raju, w którym się płacze, albo który już opłakany został.
Cień tych wierszy jest jak cień skrzydeł ciemnego anioła. Odpocznijmy w cieniu tych skrzydeł.

[Miniatura, Kraków 2010, liczba stron: 118]


Komentowany wiersz: Jeśli to ciało będę kochał... 2021.04.06; 15:17:16
Autor wiersza: zygpru1948
Adam Lizakowski – Ameryka w oczach i pamiętnikach wybitnych Polaków w XVIII, XIX i XX Cześć 2

23 marca 2021


Henryk Sienkiewicz [8]

Pomysłem wyjazdu na drugą półkulę, do Ameryki, zaraziła Sienkiewicza gwiazda scen warszawskich Helena Modrzejewska. I jak pisze we swoich wspomnieniach, „Litwos był pierwszym do tego żeby przemawiać za emigracją”. W Stanach Sienkiewicz znalazł się na przełomie lutego i marca 1876 roku. Aby spłacić swoje długi zaciągnięte w „Gazecie Polskiej”, która go sfinansowała rozpoczął pisać „Listy z podróży do Ameryki”. Pierwszy list ukazał się w „Gazecie” w około sześć tygodni po przyjeździe autora do San Francisco – 9 maja 1876 r, ostatnie korespondencje publikowane były w marcu 1878r.

Ameryka bardzo służyła pisarzowi a jego talent poparty został wielką pracowitością i jeszcze większym zapadłem do pracy. W liście do Juliana Horiana donosił: „Zaledwie po półrocznym pobycie/ sam się zdumiewał,/ że zdążył kropnąć już: pięć korespondencji bitego pisma – każda sześć arkuszy. Dramat w V aktach pt. Na przebój. Opowiadania Sellin Mirza i Szkice węglem”.

Dużo podróżował, zwiedzał, obserwował i jak większość emigrantów, chociaż pisarz emigrantem nie był obserwował i porównywał to co zostało w kraju do tego co tutaj zastał. Przede wszystkim podróżował po Ameryce co i dzisiaj jest rzadkością, bo większość rodaków jak raz już „zapuści korzenie to trudno jest ich później gdziekolwiek wyrwać. Sienkiewicz przemierzył Kalifornię od północnego go południowego krańca, od rzeki Klamath po rzekę Gilę. Polował na bawoły w stepach Wyoming, był na pustyni Mohave, zwiedzał kopalnie srebra w Virgina City w stanie Nevada, podziwiał Niagarę, przebywał w Chicago i Nowym Jorku.

Badacze twórczości Litwosa twierdzą, że jego Listy z podróży mają rzetelną wartość dokumentarno-historyczną. Tak samo jak szereg wywodów socjologicznych dotyczących Stanów i polskiej emigracji zarobkowej masowo napływającej na ziemię amerykańską po roku 1870. Mylił się pisząc, że wychodźstwo to rychło się wynarodowi, że jest martwa gałąź narodu polskiego.

W liście do redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” Edwarda Leo, popularnego wówczas dramaturga warszawskiego pisanym z gór Santa Ana w listopadzie 1876 roku tak pisze:

„ Z Ameryką jest tak: z początku wszystko mnie raziło, wszystko mi się nie podobało –teraz muszę się bronić sympatii, tym bardziej że czuje się, iż to nie są uczucia z góry powzięte, umówione, ale przeciwne: mimo uprzedzeń szturmem biorące serce i rozum.

Krótko Wam powiem, jest mi tu tak dobrze, że gdybym miał zapewnione życie wieczne, nie chciałbym go spędzić gdzie indziej”.

W tym samy roku 1876 roku H. Sienkiewicz pisał w swoich listach do Warszawy:

„ Z drugiej strony, spytajcie się tylko naszych obywateli wiejskich, co się dzieje u nas po wsiach, a usłyszycie niezawodnie całe historie o kradzieżach żyta, pszenicy, o wypasaniu nocami łąk i koniczyny, o łamaniu płotów, drzew przy drogach o nocnych napadach na sady owocowe itd. Tu własność jest szanowana do najwyższego stopnia. Nikt tu, np. w Kalifornii, z powodu ciepłego klimatu nie zamyka koni, owiec, bydła, drobiu; nikt nie otacza ostrokołami ogrodów; nie ma prawie wcale stodół i spichrzów; nie słyszałem jednak nigdy nikogo skarżącego się, żeby mu coś zginęło. Własność prywatna jest tu rzeczą tak świętą, że możesz ją prawie choćby na publicznej drodze złożyć, a nikt jej jeszcze nie ruszy”.

„ O literaturze, poezji i sztukach pięknych kobiety tutejsze niewiele mają pojęcia, przy czym poznanie literatur zagranicznych utrudnia nieznajomość obcych języków. Nie spotkałem kobiety, która by znała rysunek lub malarstwo. Znajomość muzyki, na nieszczęście więcej jest rozpowszechniona, ale za to do najwyższego stopnia powierzchowna. Brak Amerykankom i pracy, i muzycznych zdolności, i wreszcie estetycznego poczucia. Przeglądając nuty w różnych domach tutejszych, nie spotkałem się ani razu z Haendlem, Mozartem, Beethovenem, Szopenem, Lisztem, z mistrzami francuskimi lub włoskimi. Wszędzie znajdowałem tylko jakieś walce, polki, marsz Georgia i… –quausque tandem, Catilina! [6] – La prerie d’une vierge [7] Bądarzewskiej. Tutejsze dziewice grywają ową La prerie jeżdżąc wraz z krzesłem wzdłuż klawiatury, wzdychając, podnosząc oczy – słowem: zupełnie jak u nas, co ma oznaczać niewinność, idealność, panieńskie tęsknoty, fałszywy apetyty i tym podobne”.

Pobyt w Ameryce i korespondencje, które były publikowane w prasie polskiej, zyskały uznanie i wzbudziły zainteresowanie Sienkiewiczem. Powodzenie pisarza świetnie odmalował Bolesław Prus w artykule Co p. Sienkiewicz wyrabia z piękniejszą połową Warszawy na łamach Kuriera Warszawskiego z 1880 roku. „Już po powrocie z Ameryki, prawie każda z dam, przechodząc ulicą, posądzała prawie każdego wyższego i przystojnego mężczyznę o to, że jest Sienkiewiczem. (…) Nareszcie spotykając co krok fryzury á la Sienkiewicz, wiedząc, że młodzi panowie jeden po drugim zapuszczają Hiszpanki, starają się mieć posągowe rysy i śniadą cerę, postanowiłem poznać jego samego (…) Z mego kąta widzę, że sala prawie wyłącznie zapełniona jest przez płeć piękną. Kilku mężczyzn, którzy tam byli do robienia grzeczności damom albo pisania sprawozdań, tak już w ciżbie kobiet potracili poczucie własnej indywidualności, że mówili: byłam, czytałam, wypiłyśmy we dwie sześć butelek…”

Tak pisał o Sienkiewiczu Bolesław Prus, a Julian Krzyżanowski historyk literatury, o naszym Nobliście tak napisał: Schodząc z pokładu „Germanikusa” na bruk nowojorski trzydziestoletni Henryk Sienkiewicz był tylko dobrze zapowiadającym się „prozatorem”. Rozstając się zaś z Ameryką miał już nie tylko poważne wzbogacony dorobek, ale przede wszystkim bogaty był w doświadczenia będące podglebiem, „na którym w kilka lat później wyrosła twórczość autora powieści historycznych od Ogniem i mieczem po Krzyżaków i Na polu chwały”.

Dalej czytamy, że gdyby twórca Hani nie wyjechał z Warszawy byłby się udusił i zmienił w wyrobnika prasowego (…..) gdyby nie przypadek otwierający mu szlak szczęśliwej przygody, szlak, który wiódł go na nieoczekiwanie wyżyny. Wkroczenie na szlak ten stała się podróż do Ameryki.


Komentowany wiersz: Jeśli to ciało będę kochał... 2021.04.06; 15:16:23
Autor wiersza: zygpru1948
List 22

Napisz coś o Ameryce.
Napisać „coś” o Ameryce może tylko ten, co tutaj
był kilka miesięcy. „Coś” tak wielkie jak Ameryka
trudno jest zrozumieć, opisać.
„Coś” wierzy w istnienie
dzieci urodzonych ze srebrną łyżeczką w ustach.
Amerykę najprościej opisać jako sen
wiele snów luźno powiązanych ze sobą
ciężką głową nurkującą w kosmosie nocy
jak rakieta uwięziona na korzeniu kręgosłupa
z ciężarkami stóp

Adam Lizakowski

Helena Modrzejewska [8] gdy opuszczała Warszawę była gwiazdą numer jeden scen polskich. O jej względy ubiegali się literaci najwybitniejsi drugiej połowy XIX wieku. Adam Asnyk, Aleksander Świętochowski, Teofil Lenartowicz. Kocha się w niej Stanisław Witkiewicz, malarz Chełmoński, Adam Chmielewski późniejszy brat Albert, kocha się w niej Henryk Sienkiewicz. Zanim wyjechała z Polski miała ustaloną pozycję, nikt jej nie zagrażał, nawet nie był w stanie się zbliżyć do niej. Uważana była na najpiękniejszą kobietę swojej epoki, poeci, malarze, dziennikarze, uwielbiali ją, posiadała niesamowity talent i wdzięk, ale jej marzeniem była gra „ Szekspira w jego własnym języku”. Jednak nie wybrała sceny angielskiej tylko amerykańską.

Zadebiutowała na scenie amerykańskiej 20 sierpnia 1877 roku w California Theatre w San Francisco. Zdobyła publiczność i krytykę. „Teatr wył, ryczał, klaskał, tupał, – jak donosił obecny na przedstawień Henryk Sienkiewicz. Już wiosną 1878 roku naśladowano jej toalety – suknie a la Modjewska, kapelusze a la Modjewska, – bo takie używała nazwiska w Stanach nie potrzebowała nawet roku aby podbić Amerykę. Jej wizerunkiem ozdabiano pudełka zapałek i cygar, a w restauracjach podawano kompot a la Modjewska.

Jednak jak sama gwiazda teatru wspomina jej w latach 1903 jesień 1908r. Wspomnienia jej zostały oparte na notatkach, korespondencji i materiałach prasowych. A wszystko jak zawsze zaczyna się od nazwiska.

„ Po próbie Mc Cullough podszedł do mnie, aby porozmawiać. Był widoczni wzruszony i powiedział mi wiele pochlebnych rzeczy i od razu ustalił datę mojego debiutu na 13 sierpnia. Przed pożegnaniem zapytał, jak się pisze i wymawia moje nazwisko. Napisała je w całości w polskiej ortografii – „ Helena Modrzejewska” i wręczyła mu kartkę. Spojrzał na to, uśmiechnął się i poskrobał w głowę i powiedział: – „ Wątpię, czy to kto na świecie potrafił odczytać. Obawiam się, że będzie pani musiała zmienić swoje nazwisko madame!”.

Bardzo ciekawie opisuje madome Modjewska, bo takie w końcu wybiera „amerykańskie nazwisko „ spotkanie z Henry Wadsworth Longfellowem jednym z najbardziej znanych i wybitnych poetów Ameryki. Uważany przez Amerykanów za giganta – intelektualistę amerykańskiej kultury, która w owym czasie nie istniała i cokolwiek było znane i uznane przez Amerykanów pochodziło z Europy, przeważnie z Anglii. H.W. Longfellow, był uznany za równym takim pisarzom i myślicom amerykańskim jak . Nathaniel Hawthorne, Ralph Waldo Emerson, Henry David Thoreau, Oliver Wendell Holmes, lub William Prescott oni byli uznani za reprezentantów intelektualnej ówczesnej Ameryki.

„ Rok 1878. Jednym z najbardziej ważkich wydarzeń podczas mojego pobytu w Bostonie było spotkanie z Henry W. Longfellowem. […] Mówił dalej w ten sposób, ze swobodą skończonego światowca i tym mnie po prostu oczarował. Potem wszedł do pokoju Ralf i obydwoje zostaliśmy zaproszeni na lunch do domu poety w Cambridge. Wielkim urokiem Longfelowa była właśnie ta doskonała prostota, tak rzadka u sławnych

ludzi. Nie znajdowałam u niego ani cienia protekcjonalności, jakże częstej u znanych pisarzy. Sławny i niezarozumiały człowiek jest rzadkością, ale w autorze Ewangeliny i Hiwawathy nie było ani krzty zadufania. Do komplementów zdawał się nie przywiązywać wielkiej wagi”.

Ze wspomnień Heleny Modrzejewskiej nie dowiemy się o tym jak żyli ówcześni polscy emigranci, ani czym żyła amerykańska społeczność. Problemy jednych i drugich nie były znane Modrzejewskiej, ona bywała w kręgach ludzi wpływowych i bogatych, mogących sobie na życie ponad przeciętną, jej znajomi i wielbicie to bankierzy i politycy, senatorzy i kongresmani, generałowie i bogaci obszarnicy ziemscy. Na powrót do Polski do ojczyzny Modrzejewska nie zdecydowała się zbyt bardzo się zamerykanizowała, na stare lata sprzedaje posiadłość w San Jago Canion i kupuje nową na wyspie Bay Island w East Newport w Kalifornii. Sprawami polskimi interesuje się do końca swojego życia, „losy nieszczęsnej ojczyzny poruszają nas do głębi serca i zawsze śledzimy z najwyższym udziałem i bólem ucisk tej najbardziej skrzywdzonej części naszego kraju, która pozostaje pod zaborem prusko-niemieckim”.

Ignacy Paderewski wirtuoz i polityk [11]. Ten „ pierwszy” zdobył cała muzyczną Europę, obie Ameryki i Afrykę. Nazwisko jego podobno nawet było znane Eskimosom. Człowiek, który zawarł w sobie w swoim charakterze, osobowości, wszystko to co najpiękniejsze, wszystko to co zwykły normalny Polak powinien w swoim sercu mieć. Umiłowanie do ojczyzny, ogromna praca nad sobą, nad swoim warsztatem

Bez niego trudno jest nawet wyobrazić sobie jakby wyglądała Polska, jakby miały się sprawy polskie gdy nie jego muzyka. Po raz pierwszy Paderewski trafił do Stanów Zjednoczonych jako 30-letni pianista, cieszący się już zasłużoną sławą w Europie, a nawet popularnością podobną do dzisiejszych celebrytów, a to dzięki osobistemu urokowi, urodzie i bujnym falom blond włosów. W USA zrobił furorę. Jego zarobki w firmie Steinway, produkującej fortepiany i organizującej koncerty, wyniosły podczas tournée w 1891 r. – na dzisiejsze pieniądze – niemal 2 mln dol., a następnego roku aż 3,2 mln dol. Były to wpływy jedynie z biletów, nie licząc sprzedaży wydawnictw nutowych własnych kompozycji (a jego „Menuet G-dur” sprzedano w nakładzie ponad 1 mln egzemplarzy). Żaden muzyk tyle wtedy nie zarabiał. Sukces finansowy przybysza zza oceanu Amerykanów nie raził. Przeciwnie – powiększał tylko jego sławę i powszechne uznanie. Paderewski ruszył także utartym szlakiem do USA, szukając tam pomocy. W trakcie licznych koncertów – jak zanotował w pamiętnikach – z reguły zwracał się do publiczności ze słowami: „Proszę was: mówcie o Polsce waszym życzliwym, dobrym przyjaciołom. Powiedzcie im, że hen daleko od waszego kwitnącego kraju, zasobnego, szczęśliwego kraju, żyje w ogromnej nędzy wielki naród. Zgnębiony biedą, a jego cierpienia przekroczyły wszelkie granice ludzkiej wytrzymałości. Powiedzcie im, że ten właśnie naród, gdy oni byli w potrzebie, posłał im Kościuszkę i ofiarował Pułaskiego”.
List 25

Dużo spacerujesz po Chicago, opisz jakąś dzielnicę.

Pisałem już o ulicy Milwaukee, Archer, Belmont, Michigan, Fullerton, na której mieszkam, Logan Square, pisanie o bogactwie tych dzielnic jest nudne, tak samo jak o biedzie, która wszędzie jest taka sama. Tak, bywam w różnych dzielnicach, których mieszkańcy mają różne filozofie życia, choć te same pragnienia, zdrowia, szczęścia i bogactwa.

Potrzebne są mi dzielnice chicagowskie, potrzebna
jest mi przestrzeń do oddychania i czucia poezji
najbardziej odpowiada mi chicagowska preria
spod Juliet i Aurory, tam czuję się dziko i swobodnie,
ale ty pytasz o dzielnice, więc może Golden Coast
o której pisał Carl Sandburg a jedną z ulic nazwano
na jego cześć, są tam najpiękniejsze i najbogatsze
domy nowobogackich sprzed stu lat, tam się jeszcze
czuje krew mordowanych zwierząt i pot emigrantów,
chociaż wszystko jest już od dawna wyperfumowane
i wyczyszczone na cacy, łazienki są marmurowe,
a schody mahoniowe, w domach pachnie nie tylko
marzeniami, ale i starością, która lubi wygodę,
komfort i przestrzeń, mieszkania są wysokie,
dobrze oświetlone, przez przezroczyste szyby
można zobaczyć jak milionerzy mają urządzone pokoje
właściciele jakichś domów w mieście czy wielkich
udziałów na giełdach, można się skryć za pień dębu
i pomarzyć: mieć taki dom w takim miejscu
sto jardów od jeziora, taką żonę,
taki luksus śniadania podanego do łóżka,
taką bibliotekę z dużym kominkiem w takim domu,
w którym służący włoży zakładkę w książkę,
gdy ociężała głowa w sen zapadnie.

Adam Lizakowski

cdn


Komentowany wiersz: Szykowny majestat miłości 2021.04.04; 20:34:34
Autor wiersza: zygpru1948
Andrzej Wołosewicz – Wiersz jako doświadczenie filozoficzne

23 lutego 2021


Możliwość rozpatrywania wiersza jako doświadczenia egzystencjalnego a właściwie konieczność takiego rozpatrywania prowadzi ku zależnościom między poezją a filozofią. Dobrym przykładem, by – po husserolwsku – pozostać przy rzeczy, rzeczy poetyckiej rzecz jasna, jest stanowisko Krzysztofa Gąsiorowskiego: „Już sama możność pomyślenia czegoś takiego jak malrauxowskie „Muzeum wyobraźni”, a więc koncepcji zasadniczej równorzędności i równoważności form, świadczy o tym, że problemy sztuki współczesnej sięgają głębiej. Z wydeptanego podwórka jej najprzeróżniejszych teorii i modeli należało więc czym prędzej przejść na nazbyt już opustoszały gościniec – jej filozofii, jej ontologii. (podkreśl. moje) Taka sytuacja wyjściowa musiała zaważyć na kierunku zainteresowań i stronach artystycznej penetracji poetów z „Hybryd”.”[1] Nie będę tu jednak zajmował się Gąsiorowskim, więc ograniczę się tylko jeszcze do jednego cytatu z Krzysztofa: „Zaczynać od początku, czyli zaczynać od świata, nie znaczy zarazem, jak się z nawyku sądzi, zaczynać od opisu realności potocznej. Dla poetów pozbawionych przez szczęśliwszą niż dawniej historię doświadczeń ostatecznych jedyną szansą i wewnętrznej, i zbiorowej tożsamości było poszukiwanie własnych „stałych psychicznych”, „stałych wyobraźniowych”. Interesowało ich – wnętrze świata. A ono jest poezji dostępne”[2]
Dialog filozofii z poezją toczy się „od zawsze”. Najpierw Platon wyganiał poetów ze swego „Państwa” a dwadzieścia wieków później Heidegger szukał autentyzmu i podstaw filozofii w poetyckich źródłach. Jednak atmosferę na styku filozofii i poezji bardziej prawdziwie charakteryzuje chyba pytanie prof. Czeżowskiego skierowane do Herberta – wówczas początkującego studenta filozofii – czy pisanie wierszy nie przeszkadza filozofii?[3] Nie jestem tu od rozstrzygania tego pytania, ale jako zamieszany w obie działalności czuję się w obowiązku zdać z tego sprawę. Przypomnijmy więc jeszcze, że z innym swoim Mistrzem, profesorem Henrykiem Elzenbergiem Herbert przez lata dyskutował o poezji (i filozofii) analizując konkretne wiersze, metafory, sformułowania.[4]


Komentowany wiersz: Szykowny majestat miłości 2021.04.04; 20:34:00
Autor wiersza: zygpru1948
Takie relacje, spotkania i rozmowy, wspólne pochylanie się nad wierszem mogą być zapewne jednym z tropów ułatwiających śledzenie koligacji wiersza i filozofii. Kiedy więc mówię o wierszu jako doświadczeniu filozoficznym to uwzględniam co najmniej trzy elementy. Pierwszy to wyjaśnione już traktowanie wiersza jako doświadczenia egzystencjalnego, zawsze wszak konstytutywnego dla naszego ja. Drugi to owo zawieszenie języka poetyckiego – jak to nazywam – gdzieś między światem a językiem wskazujące na swoisty, samodzielny sposób penetracji poznawczej, sposób niezastępowalny żadnym innym (stąd te kłopoty z interpretacją, dyskursywną opowieścią o wierszu). Trzeci element, spinający niejako tamte dwa jest już elementem interpretacyjnym: podejście do języka poezji pozwala na konstrukcję, w której wiersz nazywam doświadczeniem filozoficznym. Idzie tutaj o to, że tak naprawdę jedynym „narzędziem”, którym filozofowie operują przez całą historię swej dyscypliny jest to specyficzne (specyficzne w tym sensie, że prowadzące do wytwarzania osobnego zespołu pojęć, osobnego słownika; o jego skuteczności świadczy choćby to, że „zarażał” często (i czyni to nadal) inne dyscypliny humanistyki) złączenie języka i intelektu. Filozofowie ugruntowali swoją pozycję jako bodaj jedyni (obok teologów), którzy używając języka operują bezpośrednio na rewirach rzeczywistości (jej głębi?) innym sposobom użycia języka i intelektu niedostępnych! Czy ktoś wejrzał, dla przykładu, w metafizykę używając fizyki, biologii, językoznawstwa czy czegoś innego? Jeśli jednak język i intelekt, to powiedzmy sobie – czym mniej dysponuje poeta? A może nawet dysponuje on czymś więcej, bo jego sposób używania języka jest bliższy naszej codziennej praktyce językowej niż językowa praktyka filozofów,[5] bogatszy o te elementy ludzkiej duchowości i ekspresji, których filozofia (wzorująca się tu akurat na nauce) stara się unikać – subiektywność, emocje, intuicja, pasja wreszcie. Zatem można poezję traktować filozoficznie. Oczywiście nie wszystką, tylko tę, o której pisał Stachura że „Trzeba mieć coś do powiedzenia czyli mieć wrażliwość, wyobraźnię i trochę przebytych dni i nocy. Wielu znam dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziesto- i więcej –letnich, a nie przebyli ani jednego dnia i ani jednej nocy. To się może wydawać dziwne, ale nie za bardzo. Trzeba więc mieć coś do powiedzenia i jeśli chce się to powiedzieć, to trzeba to jakoś zrobić, jakoś napisać, a nie pisać poprawnego wiersza, wiersza-pogodynki czy czegoś w tym rodzaju.”[6] Twierdzę, że poezja spełniająca warunek postawiony przez Stachurę i spełniająca ten, gdy Hebbel mówi o wcieleniu może być rozpatrywana jako doświadczenie filozoficzne. Na pewno zaś ta, która spełnia warunek filozofowania sformułowany przez Husserla: „Filozofami nie stajemy się dzięki filozofiom. Pozostać przy faktach historycznych, zajmować się nimi w sposób historyczno-krytyczny i chcieć przez eklektyczne opracowanie osiągnąć naukę filozoficzną, jest rzeczą daremną. Impuls do badań powinien pochodzić od rzeczy i problemów, a nie od (historycznych) postaci filozofii.”[7] Czyż impuls dobrej poezji nie pochodzi od rzeczy i problemów? Gdy poezja spełnia te wszystkie warunki i jest sytuowana gdzieś między światem a językiem, to może stanowić owo narzędzie poznawcze, które nazywam tutaj doświadczeniem filozoficznym. A dzieje się tak dlatego, że żywioł języka jest wspólny różnorodnym formom, które uruchamia nasza duchowość dla swego wyrażenia. Wtedy możemy patrzeć na wiersz nie tylko jako na wiersz i nie tylko poezję poprzez niego widzieć. Zatem, by spełnić husserlowski wymóg bycia przy rzeczy, skoro się już nań powołałem, podaję przykład takiego wiersza:

Językoznawstwo na poziomie elementarnym

Zaprawdę, powiadam Wam, tam
w dzieciństwie, a nawet w młodości, wśród
przymiotników i przysłówków nie ma jeszcze
rzeczy i ludzi.

Z widnokręgu rodziców, których zobaczymy
najpóźniej, wyłaniają się – rodzą się w bólach
rzeczowniki: laska ze srebrną gałką – czyli ciotka,
ołówek i okulary z nauczyciela, Tadzik to piłka,
Agatka – płacz z piegami…

Z czasem wszystko staje się coraz mniej
niewinne. Świat zaczyna poruszać się. Czasowniki.
Goni nas miejscowy osiłek. Adiunkt zezuje.

Krystyna stale się spóźnia. Pomińmy, dyszącą,
podstarzałą, stale podpitą Wandę, z jej rozpalonym
do białości brzuchem i jej czasownik.

Bardzo, bardzo mozolnie lepimy
coś sensownego z tych części mowy. Toporny
Golem wciąż sprząta nasze podwórko, donosi
wodę i bywa, z braku kogoś lepszego – kochany…

Któregoś dnia cały ten wszechświat
nagle się zapada. Wracają do słownika,
który był na początku – nasze miłości,
małżeństwa, dyplomy, ordery, choroby,
lęki i urazy. I odzyskują porządek
alfabetyczny.

Idziesz potem zatłoczoną ulicą, rozglądasz się,
patrzysz na pomijających cię ludzi…I zagarniają cię
nieodparte abstrakcje: odraza, litość i współczucie.

Tego typu poezja, sądzę, pozwala traktować doświadczenie wiersza jako doświadczenie filozoficzne.

[1] Trzeci człowiek, dz. cyt., s. 123.
[2] Trzeci człowiek, dz. cyt., s. 125.
[3] Dla porządku dodajmy, że Herbert odpowiedział, że się wstydzi i będzie próbował odzwyczaić.
[4] Zilustrujmy temperaturę ich zaangażowania w ten dialog. Herbert: „Postawiłem sobie – jako odpowiedź na list Pana Profesora – pytanie, czego ja właściwie szukam w filozofii. (…) Odpowiedź na pierwszą, bardziej „moją” wersję pytania wypada dla mnie zgoła kompromitująco. Szukam wzruszeń. Mocnych wzruszeń intelektualnych, bolesnego napięcia rzeczywistości i abstrakcji, jeszcze jednego rozdarcia, jeszcze jednej, głębszej niż osobista, przyczyny do smutku.” A Elzenberg odpowiadając na ankietę Znaku pisze: „Fakt drugi – to pewna fatalna – równie zawiniona jak ciężko odpokutowana – sprzeczność życiowa: z racji pełnionej funkcji społecznej pozwoliłem się zbyt jednostronnie zaliczyć do obozu uczonych, gdy tymczasem moja postawa najistotniejsza postawą uczonego nigdy nie była, raczej trochę artysty, lecz zwłaszcza moralisty, filozofa kultury, układacza „tablic wartości”.
[5] Wystarczy prosty test na rozumienie tekstów filozoficznych i tekstów poetyckich.
[6] E. Stachura, Abyście w: Za progiem wyboru, dz. cyt., s. 14.
[7] E. Husserl, cyt. za świat przeżywany (red. Krzysztof Michalski), Warszawa 1993, s.166.


Komentowany wiersz: Naga kobieta i wiersz 2021.04.03; 17:51:12
Autor wiersza: zygpru1948
Zdzisław Antolski – Miłość zwycięża

23 lutego 2021


Zbiór wierszy Hanny Glok-Lejk Tuż przed świtem stanowi jednolitą, spoistą artystyczną całość świata przedstawionego. Głównymi filarami tej twórczości są: Historia, Moralność i Sztuka Malarska czyli Obraz Świata. Osobnym tematem jest Miłość. Chociaż książka jest zbiorem poszczególnych utworów to poprzez charakterystyczny styl pisania i obrazowania, przypomina poemat. Nawet rysunki Mieczysława Czychowskiego idealnie współgrają z tekstem, który niczego nie narzuca czytelnikowi, nie buntuje się, nie przeklina i nie stawia problemów na ostrzu noża. Te wiersze są zmysłowym przedstawianiem świata, a najważniejszy jest w nich ruch i akcja.

Poetka przedstawia świat, jednoznacznie opowiadając się za siłami dobra przeciwko siłom zła. Tytuł tomiku Tuż przed świtem rozpoczyna także najbardziej dramatyczny wiersz w książce pt. W Markowej poświęcony on jest rodzinie Ulmów, która ukrywała dwie rodziny żydowskie. Właśnie przed świtem rozstrzelano 16 osób na skutek donosu granatowego policjanta. Poetka pisze:

Tuż przed świtem,
kiedy zdrada
najłatwiej przechodzi przez ręce,
zrównano trzy nazwiska z ziemią,
(…)


Utwór jest niezwykle wzruszający. Poetka nie zajmuje się katami, ale niewinnymi ofiarami, którym „zabrano dusze”. Ale przecież ofiara nie była daremna, po latach ofiary odniosły moralne zwycięstwo i wpisały się w zbiorową pamięć i duszę świata:

Po latach
odkopana w pamięci rodzina
wypuściła białe pąki w ziemi.
(W Markowej)

W innym wierszu ukryty chłopiec żydowski rzeźbił i strugał świat „skrzydlatych bohaterów”. On również poniósł śmierć:

(…)
Połamały się drewniane
pióra herosów
w ciszy,
która umiała tylko
patrzeć i ginąć tak spokojnie
jak umierają ptaki.
(Czas bohaterów)

Poetka bardzo często sięga do malarstwa. Wśród wielu przedstawicieli tej sztuki spotykamy Vermeera, Chagalla, Wojtkiewicza, Botticellego. Sztuka jest rodzajem szyfru, w którym twórcy przedstawiają świat własną wyobraźnią.

W wierszach Hanny Glok-Lejk sztuka malarska nakłada się na rzeczywistość poetycką. Powstaje nowa jakość, nowy obraz świata. Nie jest on wcale jednoznaczny, albowiem: „Obrazy rzadko mają / jedno zakończenie.” (Dziewczyna z obrazu Vermeera). Dzięki takim zabiegom wiersze są pełne wolności, polotu, treści. Poetka nie narzuca swojego widzenia rzeczywistości, pozwala czytelnikowi na własną interpretację.

Czasami trzeba się domyślać intencji autorki i pogodzić się z tym, że nie zawsze jesteśmy pewni naszej interpretacji. Poezja ta bowiem unika określenia, ścisłości czy matematycznej precyzji. Ważniejszy jest nastrój, obraz, metafora i interpretacja. Na przykład w wierszu Vincent poetka pokazuje osobowość twórcy-malarza, który ma swój świat zupełnie odmienny od świata innych ludzi:

(…)
On jeden wie,
jak wirują cyprysy,
gdy kolory z nasycenia wypływają z ram.

Przeczucie nie mija,
zamieni je na czarne ptaki, które zbierze z nieba
nad ranem, tuż przed końcem.

Wiersze Hanny Glok-Lejk to swoiste „ruchome obrazy” tworzone przez pamięć, a także przez własną, autorską przeszłość są one jakby rozrachunkiem z dotychczasowym życiem. Są to także traktaty filozoficzne na temat sensu życia w ogóle oraz sensu poszczególnego ludzkiego istnienia, skazanego na samotność i cierpienie. W wierszu Anioły Botticellego poetka pisze:

Znalazłam siebie
w miejscu, gdzie mieszkają anioły,
(…)
Najpiękniej jest nocą,
kiedy anioły boso przechadzają się po łące
leżącej
między moim domem a światem.

Podobny malarski styl pisania znajdziemy w wierszu Monochromia:

Cały dzień
żegnałam się z latem.
Jutro rzeka, którą tyle razy
całowałam na dobranoc,
poniesie je w srebrną otchłań,
(…)

Czasami
ogrody przychodzą do nas
niespodzianie.

Wiersze w tomiku podzielone są na poszczególne tematy, które oddzielają rysunki Mieczysława Czychowskiego. Autorka nie dała tym rozdziałom tytułów, więc i ja, jako skromny krytyk nie będę się kusił na ostateczne definicje, zwłaszcza, że wiersze są wieloznaczne i każdy czytelnik powinien samodzielnie się do nich odnieść. Na pewno pierwsza część poświęcona jest sprawom religii, druga część malarstwu. Jest także dział wspomnień rodzinnych, który rozpoczyna wiersz Album 44. Bardzo to wzruszające wiersze, gdzie świat został zatrzymany na fotografiach w sepii. Jest też dział, który mówi o wojennych cierpieniach, o polityce i demagogii jaka przenika nasz świat.

Pod koniec znajduje się blok wierszy poświęconych miłości. Są to niepokojące utwory, które uświadamiają nam, że miłość jest uczuciem niebezpiecznym, bo oprócz szczęścia zagraża życiu. Autorka najdobitniej pisze o tym w wierszu Auto da fe:

Stos ułożony
z twoich ramion.
Sama wejdę i rzucę zapałkę.

Gdy się spłonie,
nic nie ma znaczenia.

Można znowu,

powtarzam rano
wyczesując z włosów popiół.

Z tego wiersza wynika, że miłość jest rodzajem samospalenia powtarzanego codziennie na nowo.

Miłość to sposób życia, szereg magicznych zdarzeń dzielonych z drugą osobą, miłość do świata łączy się z miłością do kochanej osoby. I właśnie o tym, o potrzebie miłości mówi tomik Hanny Glok-Lejk. Mimo, że roi się w tej książce od nazwisk sławnych artystów, to jednak trzeba przyznać, że autorka napisała dzieło całkowicie indywidualne i oryginalne, można powiedzieć „ku pokrzepieniu dusz”. Czyta się te wiersze z wielkim wzruszeniem i satysfakcją, ponieważ odkrywają nam one inny świat. Świat przepełniony miłością mimo wojen i okrucieństw, jakich dopuszczają się ludzie. Z niecierpliwością będę czekał na kolejny tomik tej autorki, aby jeszcze raz zetknąć się z czarodziejską rzeczywistością zaklętą w jej wierszach

Hana Glok-Lejk, Tuż przed świtem, Pruszcz Gdański 2019, s. 67

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Hanna-Glok-Lejk-Tuz-przed-Switem-696x984.jpg


Komentowany wiersz: Oczy szmaragdowe patrzą na mnie 2021.04.02; 13:11:04
Autor wiersza: zygpru1948
Irena Kaczmarczyk – Anioł zza szyby. Sklejanie portretu Zuzanny Ginczanki

23 lutego 2021


„Czy wie Pani, że Zuzanna, kiedy była uczennicą w Równem, przed każdymi świętami Bożego Narodzenia ozdabiała wystawę sklepu swojej babki jako anioł? Klęczała w białej sukience, ze skrzydłami, srebrną przepaską na czole, a może złotą, i w białych pantofelkach [.. .].Klęczała nieraz bardzo długo”. *

Tą anegdotą z dzieciństwa Ginczanki, Izolda Kiec, autorka najnowszej i wyczekiwanej biografii „Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt”, rozpoczyna opowieść o życiu wybitnej poetki dwudziestolecia międzywojennego Zuzanny Gincburg. Stanowi ona metaforę losu Ginczanki urodzonej w Równem Wołyńskim w roku 1917. Jest symbolem życia za wystawową szybą, która uniemożliwiała Zuzannie porozumienie z zewnętrznym światem. Była wyrazem jej wyizolowania, osamotnienia, a także namacalnego osierocenia – ojciec po rozstaniu z matką wyjechał najpierw do Niemiec, potem do Stanów, a matka, po ponownym zamążpójściu, wyemigrowała do Hiszpanii. Zdradzona przez rodziców Zuzanna, pozostała na wychowaniu babci Chai, która zadbała o jej solidne wykształcenie, najpierw w Równem (gimnazjum), a potem w Warszawie, gdzie poetka skończyła z wynikiem bardzo dobrym pedagogiczne studia na Wydziale Humanistycznym UW.
Od najmłodszych lat wrażliwą i utalentowaną Ginczankę przed zaokiennym światem chroni poezja. Ona daje jej – pisze Izolda Kiec – pocieszenie i ochrania, oswaja zbiorowe zagrożenia i jednostkowe lęki… zapewnia opiekę i oferuje jedynie egzystencję pomiędzy słowami, egzystencję nierzeczywistą, skazaną na oddalenie od zwyczajności, zbiorowości, nazywanych niekiedy – normalnym życiem. Na wieczne oddalenie, także dzisiaj – kontynuuje autorka biografii – gdy wystawy dawno już nie ma, bo unicestwiona została wraz ze zmienionym w 1941 roku w stos gruzu domem babci w Równem, gdy po Zuzannie nie pozostał grób, a nawet pewność, że to tam, w Płaszowie, 5 maja 1944 roku, dosięgło ją ostatnie nienawistne spojrzenie hitlerowskiego oprawcy (s.17). Dramat odosobnienia zawarła siedemnastoletnia Zuzanna w puencie wiersza „Zza barykad”: patrzysz mi w oczy jak w szklane szyby, jak nieprzebite graniczne szyby / i nie wiesz wcale, jak w myśli wołam: uwolń mnie, miły, ratuj i wybaw.
Talent poetycki zdradza Ginczanka już w wieku lat czternastu, publikując piękny wiersz „Uczta wakacyjna”w gimnazjalnym czasopiśmie „Echa szkolne”, który warto przytoczyć:

Na talerzu szarym ziemi, malowanym w zieleń trawy,
Mam sałatkę, przyrządzoną z kwiatów wonnych i jaskrawych
I z naczynia w kształcie słońca, które formy swej nie zmieni,
Leje lato na nie ciepły i złocisty miód promieni.


W innej misie z szkła czarnego, niby nocnych chwil kryształy
Leży banan półksiężyca żółty, gruby i dojrzały;
Lipiec suto obsypuje wnet firmament półksiężyca
Cukrem gwiazdek, których pełna jest wszechświata cukiernica.

Z przeźroczego dzbanu piję niebo z pianką chmur-oczyma;
Lokaj-lato na swej tacy złotą dynię słońca trzyma.
Wgryzam się zębami uczuć w kraśne jabłka dni czerwonych
I do kosza serca chowam skórki wspomnień już zjedzonych.
(1930) (Uczta wakacyjna )

Studia w Warszawie w latach 1935-1939 były znaczącym dla młodej poetki okresem. Poznała dobrze środowisko literackie. Stała się legendą i muzą warszawskiej cyganerii połowy lat trzydziestych. Przyjaźniła się z Gombrowiczem i Tuwimem, który odkrył jej talent, polemizowała ze Słonimskim i Karpińskim. Była stałą bywalczynią artystycznych kawiarni: „Małej Ziemiańskiej”, „ U Wróbla”, a także „ Zodiaku”, gdzie w towarzystwie Ewy i Stefana Otwinowskich, Andrzeja Nowickiego, Stanisława Piętaka, Tadeusza Wittlina i państwa Brandysów siedziała przy stoliku Gombrowicza. Porażająco piękna, dobrze wychowana, inteligentna, dowcipna i oczytana, ale też często małomówna, sprawiająca wrażenie nieobecnej, nieprzystającej do krzykliwych, żartujących literatów, chociaż uśmiech na twarzy towarzyszył jej zawsze. Był on jednak – podobnie jak szklana szyba – maską skrywającą lęki, był „ uśmiechem przez łzy”. Taką właśnie Zuzannę oglądamy na zachowanych zdjęciach w biografii Izoldy Kiec.
W roku 1936 Ginczanka wydała ekskluzywny, prestiżowy i jedyny tom poezji: „O centaurach”. Pojedyncze wiersze publikowała w „Skamandrze” i „Wiadomościach Literackich” a satyry i fraszki w „Szpilkach”.Wspólnie z Andrzejem Nowickim pisała również słuchowiska radiowe.
Po wybuchu wojny, Zuzanna uciekła do Lwowa i zamieszkała przy ul. Jabłonowskich 8A. Z różnych miast Polski przybyło tutaj ponad dwustu literatów. Pośród nich byli: Boy-Żeleński, Broniewski, Przyboś, Jastrun, Ważyk, Wat, Pasternak, Polewka, Stern i wielu innych znanych pisarzy. W 1940 roku Ginczanka została przyjęta do Związku Pisarzy Zachodniej Ukrainy. Zajęła się translacją, do czego podchodziła z pewną ironią i dystansem. Kiedy zaczęła się czystka Żydów we Lwowie i mąż Ginczanki, Michał Weinzieher, uciekł do Krakowa, zastraszona i zaszczuta Zuzanna zostaje zadenuncjowana przez dozorczynię kamienicy Zofię Chominową. Jej nazwisko uwieczniła poetka w słynnym wierszu „Non omnis moriar”. Wiersz ten, jako jedyny przypadek w historii, stał się dowodem w procesie wytoczonym Chominowej w roku 1948.Warto go poznać:


Non omnis moriar — moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przerobi.
(1942) (Non omnis moriar)

Po ucieczce ze Lwowa, Ginczanka zatrzymuje się na krótko w Felsztynie u ciotki Janusza Woźniakowskiego, potem przedostaje się do Krakowa, gdzie ukrywa się przy ul. Zyblikiewicza. Kolejnym miejscem schronienia stają się Wróblowice k. Swoszowic. Niebezpieczne miejsce musi jednak opuścić i ponownie wraca do Krakowa, gdzie chowa się w domu Elżbiety Mucharskiej przy ul. Mikołajskiej 26. Ta niefortunna lokalizacja (sąsiedztwo gestapowców i agentów w kawiarni „Ziemiańska”) jest ostatnim miejscem pobytu przed aresztowaniem poetki. W 1944 roku, po kolejnym donosie, Ginczanka została zatrzymana i więziona na Montelupich, potem przy ul. Czarnieckiego i rozstrzelana kilka miesięcy później w Płaszowie (dziś dzielnica Podgórze w Krakowie). Na temat aresztowania i jej śmierci istnieje kilka wersji, ale brak jest źródłowych dowodów. Materiały dotyczące tej kwestii skrupulatnie analizuje badaczka życia i twórczości polskiej poetki żydowskiego pochodzenia. Zresztą, cała biografia jest skarbnicą zbieranych latami (od 1991 roku) i rozsianych po świecie dokumentów, na podstawie których autorka stara się posklejać portret Ginczanki w jedną całość. Jest efektem mrówczego poszukiwania źródeł w archiwach, bibliotekach, w zbiorach literaturoznawców, w korespondencji oraz niepublikowanych relacjach jej znajomych. Biografka stara się weryfikować zachowane dokumenty. W tym gąszczu źródeł Izolda Kiec prezentuje nieznane fotografie Ginczanki oraz jej poezję, by na ich podstawie odsłonić osobowość młodej, atrakcyjnej dziewczyny. Zarówno w wierszach, jak i w wyglądzie Zuzanny, zauważa się jej silny charakter; zdradzają go choćby włosy, którym autorka poświęca jeden z krótkich i poruszających rozdziałów książki. Cytuje w nim fragment listu Krystyny Garlickiej, współtowarzyszki Ginczanki w więziennej celi: Zuzanna bardzo bała się bicia, ale obrała metodę. Najwięcej zależy jej na włosach. Rzeczywiście miała piękne, długie, czarne. Na śledztwie ciągle je poprawiała. Gestapo to zauważyło i z całym okrucieństwem zaczęli je szarpać, wyrywać. Ciągnęli ją po ziemi za włosy!(List Krystyny Garlickiej do Izoldy Kiec, 3 lutego 1992). W więzieniu Ginczanka nakładała sobie makijaż i bardzo dbała o włosy, które były dla niej symbolem trwania, przedłużania życia. Upinała je inaczej niż zwykle, coraz wyżej, jakby chciała podkreślić ich tajemną moc, chroniącą jej dotychczasowe „ja”. Uważała, że włosy utrzymane w nieładzie mogłyby symbolizować rozpacz, a rozpaczy Zuzanna nie chciała ulec. Chciała zachować godność. Nawet w celi prosiła służby więzienne o grzebień, o spinki do włosów a nawet o preparat zwalczający wszy. To była jej walka o przetrwanie.
Ginczanka od dziecka nie mieściła się w ramach i schematach. Chciała być inna. Chciała być za szybą. Nawet portret Ginczanki na okładce książki, sporządzony przez Andrzeja Stopkę, ma artystycznie zakreskowaną, zamyśloną twarz, skrywającą jej tajemniczy wewnętrzny świat, pełen blizn i psychicznych zranień. I chociaż nie udało się Izoldzie Kiec, edytorce wierszy Ginczanki „Poezje zebrane (1931-1944)”i wydanej w 1994 roku monografii „ Zuzanna Ginczanka. Życie i twórczość”, skleić jednoznacznego portretu tej znakomitej poetki, ginczankolożka wykonała cenną i benedyktyńską pracę. Dotarła do wielorakich źródeł, dokumentów dotyczących samej Zuzanny i bliskich jej osób, ubogacając książkę fotografiami z realiów epoki. Są tu zdjęcia Warszawy z lat 30., Lwowa, miejsca urodzenia Ginczanki (Równe Wołyńskie), artystycznych warszawskich kawiarni (Ziemiańska, Zodiak, IPS, Sztuka i Moda) stołecznych czasopism literackich („Wiadomości Literackie”, „Skamander”, „Szpilki”). Są zdjęcia najbliższej rodziny Ginczanki, znanych osób ze świata literatury i sztuki, mężczyzn, z którymi miała bliższe kontakty. Są cenne wspomnienia, m.in. W. Gombrowicza z 1960/61 roku czy J.W. Gomulickiego a także wiersze dedykowane Zuzannie Ginczance. Właściwie, ten bardzo cenny natłok źródeł powoduje, że po pierwszej lekturze czuje się potrzebę powtórnego czytania, liczącej 423 strony, biografii. Bo jest to pierwsza, napisana klarownym językiem, obszerna opowieść o zamordowanej w wieku dwudziestu siedmiu lat wybitnej poetce, po której został tylko jeden tom wierszy „O centaurach”(1936), dwa zeszyty z zapiskami, dwie publikacje w „Wiadomościach Literackich”, nieco więcej w „Skamandrze” i w „Szpilkach”; po której nie zachował się oryginał ważnego wiersza „Non omnis moriar”(1942) oraz słuchowiska radiowe.
Jednym słowem, warto przeczytać znakomitą biografię Izoldy Kiec, która absorbuje od pierwszego zdania, od pierwszej fotografii, przedstawiającej nadpaloną kartkę papieru z wierszem „Zdrada”, opatrzonym autografem Ginczanki, z którego autorka zaczerpnęła słowa do tytułu biografii: „Nie upilnuje mnie nikt”. A po lekturze książki – to już moja sugestia – udać się do Krakowa na ul. Mikołajską 26, gdzie od 2017 roku na fasadzie kamienicy znajduje się pamiątkowa tablica Ginczanki z napisem: „Wybitna poetka języka polskiego z wyboru”. I zadumać się nad tragicznym losem Zuzanny Gincburg – Anioła zza szyby.

* List Kazimierza Brandysa do Izoldy Kiec, Paryż, 30 listopada 1989.


Kraków, 19 II 2021

Irena Kaczmarczyk

I. Kiec, Ginczanka, Nie upilnuje mnie nikt, wyd. Marginesy, Warszawa 2020, ss.423

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Ginczanka-okladka.jpg


Komentowany wiersz: Miłość przede mną... 2021.04.01; 10:58:25
Autor wiersza: zygpru1948
Agnieszka Kostuch – Głos emigrantki

23 lutego 2021


Kawiarnia przy St James’s Wrena w porze lunchu(K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2020; Holland House Books, Newbury, ss. 136) jest owocem wspólnego projektu fotografki Lisy Kalloo, tłumaczki i poetki – Anny Błasiak – oraz czterech innych tłumaczek: Marty Dziurosz, Marii Jastrzębskiej, Danuty Stok, Elżbiety Wójcik-Leese. Książka jest wydaniem dwujęzycznym: polsko-angielskim. Biorąc pod uwagę ilość i artyzm zamieszczonych w niej fotografii trudno nazwać ją tylko tomem poezji, raczej książką poetycko-fotograficzną. Co ważne, zarówno wiersze jak i fotografie mogłyby stanowić dwa niezależne od siebie projekty, nie tracąc przy tym na sile swojego oddziaływania. Ponieważ nie znam się na fotografii, więc nie podejmę się ocenie prac Kalloo. W oczach laika wydają się bardzo nowoczesne, industrialne, ale też w moim odczuciu – w przeważającej części wiejące chłodem (angielskim właśnie). Ale co najważniejsze – z punktu widzenia czytelnika wierszy – współgrają z klimatem wierszy. I to właśnie na tekstach chciałabym się tu skupić.

Annę Błasiak, czytającą swój wiersz, usłyszałam pierwszy raz podczas zeszłorocznego Portu Poetyckiego, który odbywał się online na Facebooku. Otwierała nim część nazwaną Hyde Parkiem (z perspektywy przeczytanej książki – nazwa bardzo przystająca do biografii autorki, studiującej przez kilka lat w Londynie). Była jedną z kilku poetek, które zwróciły moją uwagę do tego stopnia, że pogratulowałam im indywidualnie. W bezinteresownym geście zwrotnym otrzymałam od Pani Ani jej debiutancką książkę. Zawsze mam obawy, co do przyjmowanego w prezencie tomu poezji, że nie pisząc później o nim, sugeruję autorowi, że nie warty on jest omówienia. A to nie jest takie jednoznaczne, zależy od wielu innych rzeczy (na czele z bardzo prozaicznym – ograniczeniem czasowym). W przypadku tomu Kawiarnia przy St James’s Wrena w porze lunchu, z którego pochodził czytany na Porcie wiersz, od początku czułam, że powinnam poświęcić jemu więcej czasu, dlatego odleżał ponad miesiąc w czeluściach komputera. I dobrze się stało, bo właśnie natrafiłam na ciekawy tekst Krzysztofa Gryki – jego recenzję tomu poezji Wasyla Machno pt. Wędrowcy (Wyd. Bonami, Poznań 2003), która ładnie koresponduje z książką Anny Błasiak. Dlatego na początek odwołam się do niej:

„emigracja jest kwestią granic. Granice zaś wyznacza zawsze ludzkie myślenie o świecie. Można zatem wyemigrować do Ameryki, można na drugą stronę ulicy. Emigracja jest pojęciem tyle kosmicznym co codziennym, dotyczy kroków dużych i małych. Zabawne jest jednak to, że kiedy się wyemigruje, to potem się (samo) mimochodem wraca (przynajmniej pamięcią). Wraca się do opuszczonych miejsc samochodem poezji albo po prostu wyobraźni. Wraca się.”(„Akcent” nr 1-2/2004)
Nigdy nie doświadczyłam emigracji w tym powszechnym rozumieniu, jako zamieszkania za granicą, a tom Anny Błasiak w dużym stopniu właśnie jej jest poświęcony. Zastanawiałam się więc, czy aby to dobry pomysł, żeby ktoś taki jak ja – bez emigracyjnego doświadczenia – pisał o jej książce? (dodam – nie wyrządzając jej krzywdy i nie plotąc bzdur przy okazji). Ale przywołany cytat z recenzji Gryki otworzył mi oczy na szersze rozumienie emigracji, którego przecież doświadczyłam – zmieniając miejsce zamieszkania w oddaleniu kilkaset kilometrów od siebie. I to doświadczenie powrotów w myślach do swojej małej ojczyzny też jest mi bliskie.

Anna Błasiak – emigrantka mieszkająca w Wielkiej Brytanii – też wraca. Oczywiście do miejsc w Polsce, ale nie tylko do tych stosunkowo niedawno opuszczonych, które wciąż istnieją, ale również do tych doświadczonych w dzieciństwie, których fizycznych śladów już nie ma. Nie ukrywam, że mam słabość do takich wierszy i chyba nigdy mi się nie znudzą. Szczególnie, gdy autor potrafi operować słowem w taki sposób, że przywołuje na myśl obrazy, zapachy, smaki analogiczne do tych zapamiętanych przeze mnie z dzieciństwa. Jednym z takich wierszy przywracających magię tamtych dni jest wiersz Wakacje u babci (s. 14).

Wysoka wierzba
tańczyła na wietrze.
Jej witek można było dotknąć
z huśtawki. Wystarczyło mocno się rozbujać.

Dalej rósł orzech,
na którym zbudowaliśmy cały świat.
Jego owoce babcia suszyła
w tekturowej walizce na strychu. Podkradaliśmy.

Na środku podwórka wiśnia.
Ciemnokrwiste owoce
brudziły palce, język i duszę.

[…]
Do bramy prowadził rząd akacji.
Wspinaliśmy się na nią
i z tej wieży strażniczej
oglądaliśmy przewijający się film.

Tego wszystkiego już nie ma.
Spełniła się groźba ciemnej studni
między akacjami a chlewem.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta wersyfikacja, która przy tego rodzaju tekstów zawsze wywołuje we mnie pytanie: właściwie po co autor ją zastosował? Czy nie jest to na siłę „klejenie” wiersza (której to pokusie sama ulęgałam nie raz), gdy tymczasem jest to piękna proza poetycka, którą można by zapisać stosownie do zapisu prozy – jednym ciągiem. W tomie znalazło się kilka takich tekstów, które są bardzo plastycznie odmalowane, ale bliżej im do miniatur prozatorskich. Jakkolwiek zabrzmi to bezczelnie, chciałabym, żeby autorka przemyślała formę dla tych swoich rozważań i obrazków. Bo jej tekstom nie brakuje ani głębi, ani dojrzałości, a autorka sprawnie operuje metaforą.

W książce najwięcej jest tekstów kilkuwersowych i chyba one wybrzmiewają najmocniej poprzez swoje niedopowiedzenia, z czego zdaje sobie sprawę ich autorka: „Kolekcjonuję niedokończone zdania, / żeby uparcie składać z nich / coś / na kształt całości.” (*** [Zbieram słowa…], s. 54)

Ale wróćmy do tematu wyjściowego, czyli emigracji. Tytułowy wiersz Kawiarnia przy St James’s Wrena w porze lunchu (s. 80) zaczyna się od bardzo sugestywnego sformułowania: „Siedzę cicho […]” i po oglądzie wędrówki gołębia między kawiarnianymi stolikami kończy równie przejmująco: „Zostaję sama / ze swoimi okruchami”. Samotność podmiotu lirycznego (dalej: pl) wycieka między kolejnymi wersami.

Czasami, gdy w nocy

budzi mnie łoskot pociągu
za oknem
zaczynam się nagle zapuszczać
w to miasto.

Kiedy przyjeżdża następny skład
linii Great Western
znowu jestem znikąd.
Wrastam od nowa.
(Great Western, s. 64)

Kilka wierszy to subtelna liryka miłosna, w której też przeważa poczucie osamotnienia, utraty fizycznej obecności kogoś bliskiego.

Wiem,
jaki długi między nami
drut telefoniczny.
Kilometrami wiem.

U ciebie zawsze pada,
u mnie różnie.

Wahadło bliskości.
Wahadło odległości.
Różnie.
(***[Wiem…], s. 55)

Jak sobie radzi pl w tej sytuacji? Albo raczej – c z y w ogóle sobie radzi? Chyba musi. Inna sprawa, że od tego „radzenia”, znieczulania się na rozłąkę wyrastają mu – a ściślej jej – „Naparstki nieczucia / na palcach” (Garp, s. 24). Chłód fotografii, o którym wspomniałam na początku, staje się też częścią ćwiczeń codziennych emigrantki (żeby przetrwać?).

Oszronione nocą
puste ulice
przymarzają do samotnych podeszew.

Nawet szybkie kroki
nie potrafią rozgrzać powietrza.
Oddech cały czas
biało się ciśnie do nieba.

Oddycham oddycham
tak bardzo.
Oddycham oddycham
tak biało.
[…]
([***Oszronione nocą…], s. 108)

W przywołanej na początku recenzji Gryki wybrzmiewa topos homo viatora – człowieka w drodze, podróży. Z początku myślałam, że w tomie Błasiak mamy do czynienia z kimś podobnym, ale nabrałam wątpliwości. Bo chociaż poetka prowadzi swój pl (i nas) przez różne miejsca na ziemi – od Polski (m.in. Niedzicę) przez Londyn, Tavolarę aż po Egipt – to jednak trudno mi jednoznacznie zaklasyfikować jej pl jako „wędrowca”, czy raczej „wędrowczynię”. Bo mamy tu do czynienia z kimś głęboko zakorzenionym w swojej pierwszej ojczyźnie i kto chciałby „puścić korzenie” w nowym miejscu, a nie z „wolnym duchem”, któremu wszędzie dobrze i który musi się przemieszczać, żeby nie umrzeć z nudów. Ale Gryko używa w swoim tekście innej definicji homo viatora: „Wędrowiec […] to ktoś, kto jest skazany na stąpanie po obcej ziemi (co jest szczególnie przykre), a na dodatek nie może się do niej w zupełności przekonać”. I dopiero w takim znaczeniu pl Błasiak można nazwać również wędrowczynią. Jej dramat jest podwójny. Bo z jednej strony życie na emigracji jest obarczone wspomnianą samotnością i rozłąką z ukochaną osobą, a z drugiej strony – życie, które się zostawiło, co więcej – od którego się uciekło, przypomina o sobie i nie są to tylko piękne wspomnienia z sielskiej wsi dziadków.

Stare życia śpią warstwami, schowane przed wzrokiem.
Para wodna obnaża ich kleisty zapach.
Ręka drży
za każdym razem, gdy mam zerwać kolejną płachtę.

Naga ściana pod spodem opowiada zupełnie inną historię.

(Zrywanie tapet, s. 115)

I tutaj autorka zawiesza glos. Więcej się nie dowiemy ani w tym, ani w następnych wierszach, jakie historie zostawiła za sobą. Ale czy musimy? Brzmi wystarczająco czytelnie.

Kawiarnia przy St James’s Wrena w porze lunchu jako tom poezji nie wyróżnia spośród wielu innych – dobrych – książek poetyckich. Ale akurat ja nigdy nie przekładałam oryginalności – formy czy treści – nad to, co w poezji cenię najbardziej, czyli nad wiarygodność autora, jego autentyzm. Annie Błasiak-poetce uwierzyłam od jej pierwszego usłyszanego wiersza. Myślę, że to bardzo dużo. Na koniec chciałabym zadedykować autorce zdanie z cytowanej recenzji Gryki: „Ojczyzna znajduje się tam, gdzie przynajmniej czytanie poezji nie idzie na marne”. A wydawnictwu gratuluję edytorskiej perełki.


https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Lisa-Kalloo.jpg


Komentowany wiersz: Poetka oparta o mur 2021.03.31; 08:59:54
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Zostań we mnie i słuchaj
jak się staram przejść
na drugą stronę światła...


Komentowany wiersz: Poetka oparta o mur 2021.03.31; 08:59:26
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Pobieram twój miód z krzewu
smakuję rozkosz a animusz wzrasta
twardnieje więc przebijam przestrzeń.


Komentowany wiersz: Poetka oparta o mur 2021.03.31; 08:58:55
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Barwne dotyki a księżyc podgląda
i pisze o nas wiersze - i tak do końca
wprowadzam aksamitne dźwięki.


Komentowany wiersz: Poetka oparta o mur 2021.03.31; 04:53:43
Autor wiersza: zygpru1948
Waldemar Michalski – „Rażony pulsem epoki”. Glosy do poezji Dominika Opolskiego

23 lutego 2021


Dominik Opolski. Rys. Józef Tarłowski. Archiwum kwartalnika "Akcent"
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Scan-Opolski-w-karykatureze.jpg


Dominik Opolski (1946 -2017) – poeta, eseista, krytyk, grafik. Studiował polonistykę w UMCS (1967-1968) i filozofię w KUL (1968-1972). W latach 1980-2000 był redaktorem kwartalnika „Akcent” (od 1981 prowadził dział poezji). W prasie debiutował jako poeta w 1964 r. Jest autorem m.in. zbiorów wierszy i aforyzmów: Bohater (1977), Poczekalnia (1978), Przechowalnia bagażu (1980) – Nagroda im. J. Czechowicza, Kto pyta błądzi z innymi (1983), Tresowanie przynęty (1997), Wybudzony z letargu (2016). Jako grafik zaprojektował m.in. obwoluty do ośmiu książek z pierwszej serii „Lubelskich Prezentacji Poetyckich” (1977).
Tu dwa słowa z mojego pamiętnika. W październiku 1959 r. zostałem skierowany do Liceum Ogólnokształcącego w Kocku na polonistyczną praktykę. Tamtejsza polonistka mgr. Elżbieta Sternik-Rojek zaproponowała mi prowadzenie lekcji w klasie maturalnej z tematem „Artyzm wiersza Norwida pt. Bema pamięci żałobny rapsod”. Przygotowałem szczegółowy konspekt z nadzieją, że coś z tej młodzieży „wycisnę” o Norwidzie, Bemie i artyzmie wiersza. Do dyskusji zgłosił się szczupły w grubych okularach chłopak. Słuchałem z uznaniem jego wypowiedzi, właściwie wyręczył mnie z prowadzenia analizy wiersza. – To zdolny chłopak, poza tym pisze wiersze, dobrze by było, żeby Pan coś mu o tych wierszach powiedział – powiedziała po lekcji prof. Sternik. Przyniósł plik wyrwanych z zeszytu kartek z odręcznie zapisanymi tekstami. Nie mogłem wyjść z zaskoczenia. To była poezja! A ten młody autor nazywał się… Dominik Opolski! Zaproponowałem kontakt z młodoliterackim środowiskiem lubelskim. W maju 1960 r miał na Zamku Lubelskim (ówczesny Wojewódzki Dom Kultury) prezentację swoich wierszy. Zaskoczył oryginalnością i odwagą sformułowań poetyckich. Będący już po debiucie książkowym Józef Zięba i Stanisław Weremczuk przyjęli go do grona członków Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy. I tak rozpoczął Dominik swoją literacką obecność w Lublinie.

Bogusław Wróblewski jest autorem wielu analitycznych tekstów dotyczącego poezji Dominika Opolskiego. Towarzyszył jego twórczości od debiutu książkowego, począwszy od Bohatera (1977), po tom ostatni: Wybudzony z letargu (2016). Warto zauważyć, że obydwa tomy ukazały się w opracowaniu Bogusława Wróblewskiego. Opinie Wróblewskiego na temat poezji Opolskiego są merytoryczne, konkretne i warte przypomnienia. W posłowie do tomu Wybudzony z letargu, napisał: twórczość [Dominika Opolskiego] jest zjawiskiem absolutnie oryginalnym, nieznajdującym odpowiedników we współczesnej liryce polskiej. I dalej: Wiersze Opolskiego odznaczają się rzadko w poezji polskiej spotykaną gęstością myślową – często pojedynczy wers ma wagę osobnego aforyzmu. Trzeba tu dodać, że poematy i aforyzmy były domeną twórczości Opolskiego.

Dominik był człowiekiem bezkompromisowym, przy tym piekielnie zdolnym. Wiersze traktował jako jedyną płaszczyzną świadomego i aktywnego udziału w ciągle dziejącej się na nowo rzeczywistości. Słowo traktował jako najwyższą wartość człowieka. Szukał przyjaźni, ale nie był łatwym partnerem. Bo prawda mówiona w oczy, nie zawsze zjednywała przyjaciół. Pragnienie przyjaźni znajdowało swój wyraz także w kreowanych literackich postaciach, m.in. Dagmary (z wiersza Równy oddech). Wiele tekstów zaopatrywał w dedykacje, jako świadectwa także swojej wierności i przyjaźni.
Poezja jego należy do trudnych w odbiorze. Oscyluje między refleksją filozoficzną a komentarzem do rzeczywistości. To poezja dylematów moralnych z kluczowym pytaniem: „Czym dla ziemi jesteśmy jak ludzie, społeczeństwo, naród?” Bohater jego wierszy często ulega bezsilności, ale nie poddaje się przegranej, nie obca jest mu bolesna niemoc: świat pójdzie swoją drogą i nie jest w stanie tego zmienić nawet ofiara Ukrzyżowanego. Szukał swojego miejsca na ziemi:

Zawsze byłem za progiem
lecz nadal nie wiem, czy kiedykolwiek dom mój
mógł istnieć niezależnie od długości snu?

– Budzę się z przekonaniem, że to będzie ranek
lecz nic nie gwarantuje nadejścia
tej pory doby. Nie znam jeszcze miary
ani czasu, który przyjdzie
wymierzać nam marsze i postoje.
( Uczucia zakazane, cz. III, fragment).


Konkret, sugestywnie zarysowana sytuacja liryczna, wyrazista obecność „ja” lirycznego sprawiają, że wiersze te mają wymiar osobistych manifestów, w których dobro, prawda i nadzieja stanowią główne tezy przesłania. Uwagę tę można odnieść także do pisanych z pasją aforyzmów, które znalazły swój wyraz w tomikach: „Kto pyta, błądzi z innymi”(1983)i „Tresowanie przynęty”(1997). Znacząca pointa w wierszu lub ulubiony aforyzm to także autokomentarz lub podsumowanie autorskich dywagacji.

Henryk Makarski wspominając Dominika pisze: Twórczość Opolskiego to jeden nieustający poemat bez początku i końca, grawitacja point, inwazja aforyzmów. „Milcz staranniej” – radził, uznając milczenie – wbrew ogółowi – nie tylko za świadectwo winy, ale przede wszystkim – godności. Uważał, że milczenie i światło są źródłem mowy […] „Krew zawraca w twych żyłach” – takim stwierdzeniem zaczynał koleżeńskie rozmowy w studenckiej Chatce Żaka wychudzony poeta-filozof z pastelową rozwichrzoną brodą i demonicznym wzrokiem skrywanym za grubym szkłem okularów, przypominających lornetkę, przyrząd do oglądania świata (Z dziejów ruchu literackiego na Lubelszczyźnie, 1998, s.161).

Jak wspominałem twórczość Dominika Opolskiego była częstym tematem publikacji Bogusława Wróblewskiego, m.in. obszerny esej opublikował on w swojej książce pt. Wydziedziczenie i kompleksy. O młodej literaturze polskiej lat 1975-1980 (1985). Tu jednak przytoczę fragment z innej jego wypowiedzi, niech będzie dopowiedzeniem do rozważań o poematach autora Poczekalni i Przechowalni bagażu. Wróblewski zauważył: Poematy Opolskiego są totalną manifestacją świadomości poszukującej, uwikłanej w zmagania z rzeczywistością fizykalną i kulturową, weryfikującej kategorie i narzędzia poznawania świata i nierozerwalnego z nim samopoznania. (Bogusław Wróblewski: Region poetów. „Akcent”, t. 1/1980).

Nie wiem czy Dominik rozczytywał się w poematach francuskich nadrealistów. Z pewnością nie były mu obce wiersze Eluarda, Aragona czy Superviellego. których tomiki wydawane były w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w ramach serii „Biblioteka Poetów”. Znajdowały się one na półkach jego księgozbioru. Jedno jest oczywiste – Dominik Opolski jest wybitnym przedstawicielem nadrealizmu w polskiej poezji współczesnej: ta sama struktura wypowiedzi, ten sam żywioł słowa i wyobraźni, to samo przełamywanie bariery czasu i przestrzeni.

Największe uznanie i popularność przyniosły mu zbiory poematów pt. Poczekalnia (1979) i „Przechowalnia bagażu” (1980). W pierwszym znalazły się, m.in.: Miejsca napiętnowane, Poczekalnia I-II, Kult grawitacji, Do granic wytrzymałości, Pukanie do gabinetu, Ulepszanie narzędzi, Początek genealogii, Rażony pulsem, Między mną i moimi ustami oraz Kilka kadencji sezonu. W drugim, m.in. Farsz, Strefa wyboru, Bohater, Bilans terytorialny i Raport akuszerki.

W poemacie Rażony pulsem pisał:

Wychodziłem poza granice
oddychania bicia
serca prania
bielizny
Nowe miejsce hazardu
wydawało mi się odkrytą Arkadią
[…]
Gdybym mógł płynąć razem z moim czasem
nie byłoby różnic między mną a śladem, jaki zostawiam
na miejscach ćwiczeń i na placach
boju o sens ostateczny i domyślność
zawartą w wyrazie twarzy, którą wystawiam do słońca
(Rażony pulsem, fragmenty, cz. 26 i 27).


Wierszom Dominika Opolskiego często towarzyszy nostalgia. Nie ma tu spontanicznej radości, optymistycznej akceptacji. Wobec otaczających spraw i wydarzeń podmiot zachowuje dystans, powściągliwość, rezerwę. Idą one często w parze z motywami bólu, odchodzenia, choroby, śmierci, nocy (często zestawianej ze świtem).


To czego nie zdążyłeś zostawić – pozostanie
podróżą poślubną: podróż pośmiertna jest powrotem
pamięci, milczenie wzywaniem
do Bycia w sobie bez konieczności świadczenia
o nieistnieniu wnętrza, o skuteczności sposobu
trwania cieni w procesie światła
14.I. 2015
(Rondo, z tomu Wybudzony z letargu)

Dominik nostalgiczny? Jakie mogą być źródła takiej postawy? Z pewnością decydował tu czas i wydarzenia, w których wypadło poecie dojrzewać i tworzyć. Nie był to czas łaskawy dla rzeczników prawdy i wolnego słowa. Ci, którzy znali go bliżej wiedzą, że nie miał także łatwego osobistego życia. Nie omijały go trudne wybory i nieszczęścia (m.in. śmierć ukochanego syna). Próbował uciekać w alkohol, to nakręcało inne problemy, przede wszystkim zdrowotne. Ratunkiem i powrotem do normalności było słowo i wiersz. Do ostatnich godzin w szpitalu pisał swoje „myślątka” jako mini poematy.

Myśli zawarte w utworach Dominika są świadectwem tego, że płynął świadomie i zdecydowanie „pod prąd”, często na przekór swojemu czasowi. Poematy to analizy moralno-społecznej kondycji człowieka próbującego znaleźć swoje miejsce w przestrzeni obywatelskiej, prywatnej, artystycznej. Nie znosił systemu społecznego budowanego na kłamstwie i obłudzie, i to zarazem z czasów przed, jak i po 1989 r. Wierny prawdzie, odważny w głoszeniu swojego zdania, konkretny w działaniu i pisaniu trwał jako głos sumienia swojego pokolenia. Nie angażował się do akcji politycznych, z dystansem odnosił się do polityków, dla których słowo prawda i wolność były dobre na każdą okoliczność i potrzebę. Potrafił być bezkompromisowy i odważny. Przywołam tu wydarzenie, które na szczęście nie skończyło się dla niego tragicznie.

W 1979 r. w Puławach miejscowe władze zorganizowały rocznicowe spotkanie z okazji 35-lecia PRL. W tym czasie w Puławach zaplanowano także spotkanie młodych literatów, w ramach kolejnej tzw. „biesiady literackiej”. Organizatorzy biesiady (Związek Młodzieży Wiejskiej) zaproponowali abyśmy uczestniczyli w rocznicowej akademii jako goście (chyba na zasadzie „kwiatek do kożucha”), tym bardziej, że, jak mówiono, będą goście z zagranicy. Były tradycyjne okolicznościowe wiernopoddańcze mowy, toasty i było wino. Po pompatycznym i „politycznie jedynie słusznym” wystąpieniu ambasadora Bułgarii, który rozpływał się w słowach i gestach o niewzruszonej przyjaźni i współpracy z wielkim i serdecznie bliskim Związkiem Radzieckim, niespodziewanie, ku naszemu zaskoczeniu, wyszedł przed stół prezydialny Dominik Opolski. Być może był już trochę „podcięty” bułgarskim winem, ale jeszcze w nienagannej pozycji z kieliszkiem w ręku wygłosił następujący toast (cytuję dosłownie): Za upadek bizantyjskiego imperium zniewolonych bratnich narodów! Spełnił toast a kieliszek wylądował na podłodze.Zapanowała cisza, konsternacja, za moment nastąpił ruch przy stole prezydialnym, to ambasador Bułgarii manifestacyjnie opuszczał rocznicowe towarzystwo. Po jakimś czasie podszedł do nas znajomy działacz lubelskich organizacji młodzieżowych a od niedawna „funkcyjny” w Wydziału Kultury KW PZPR. Zdecydowanie zasugerował aby Dominik przez kilka dni nie nocował w domu, a on spróbuje sprawę jakoś wyciszyć… Tak się też stało, ale Dominik niebawem na stałe opuścił swoje mieszkanie w Puławach i przeniósł się do Lublina.

Do oryginalnych pomysłów, swego rodzaju happeningów, zaliczyć można inicjatywę powołania do istnienia instytucji, która miałaby zadanie „obrony sensu”. Niewątpliwie w owych czasach rzecz bardzo potrzebna. Dominik stworzył sytuację uwiarygodniającą istnienie takiej instytucji. Opublikował stosowną wizytówkę, którą rozsyłał nie tylko do znajomych. Jej pełna treść brzmiała następująco: TOWARZYSTWO OCHRONY SENSU / Society for the Preservation of Substance Limited Liability Company / Opolski: Wąska 3; 24-100 Puławy – Europa. Wspominał, że choć nie udało mu się zarejestrować Towarzystwa, to jednak zgłosiło się kilka instytucji gotowych przystąpić do współpracy…
Nie ma już Dominika, ale pozostały jego wiersze. Chętnie do nich wracamy:

– Czy prawdą będzie jeszcze to, co zostało
podważone przez przekonania lub konieczną słuszność?
Aktualność prawdy nie może być
mierzona ani też może być miarą
nawet samej siebie Poza wyobrażeniem tego,
co dziać się może poza – samym
dzianiem się dni moich: Jestem obserwowany
jako wyznacznik zanikającego trwania
jako synteza przypuszczeń i nadziei
jako istnienie, na które nie można się zgodzić
(Farsz IV, „Akcent”, t. 1/1980, toż z małymi zmianami w:
Przechowalnia bagażu, 1980).


Dominik Opolski pozostaje nadal poetą niezmiennie aktualnym i żywym w pamięci czytelników.


Komentowany wiersz: Wobec prawdy szumiącej miłości 2021.03.29; 09:04:48
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


TO WSCHODNIE MIASTO

Zbigniewowi Herbertowi



Dopiero co skończyłem czytać tomik poezji
Adama Zagajewskiego.
Godzina: dwunasta trzydzieści siedem, w nocy –
i zastanawiam się, czy jechać do Lwowa.
Nigdy tam nie byłem, ni śniłem;
choćby o Rynku, który był niegdyś bardzo ożywioną podróżą pieszych.
To wschodnie miasto dawno umarło…
Tam tylko liszaj wstydu błądzi –
nie ma się kogo zapytać o drogę powrotu.
Pokora szuka furtki do wiecznej historii,
ale nigdy nie będzie to prawdziwa, naturalna furtka,
do której nie potrzeba biletu.
Lwów miał żyzne ogrody…
Bractwo poetów jak pszczoły zalegało wszystkie półki drzew.
Białe kwiaty śpiewały o miłości – i była miłość, płodziła się jak maki!
Teatry, kawiarnie – kto je spłoszył do zamknięcia ust?
Gdzie jest ta gitara, która przestała grać? –
Motyle na dziko odwiedzają te strony; poszukują bez wtajemniczenia
rodowego korzenia –
który bestialsko został zamordowany…

czerwiec 1987- Wiedeń

(Wiersze emigracyjne pisane w Wiedniu)
z tomiku pt. „W krainie żebraków słyszę bluesa”

ISBN 83 – 912772 – 2 – 4, Agora Słupsk 2001

http://www.naszapoezja.pl/wp-content/uploads/2020/06/indeks-jh.jpg


Komentowany wiersz: Wobec prawdy szumiącej miłości 2021.03.29; 08:53:38
Autor wiersza: zygpru1948
Bliskie Spotkania z Adamem Zagajewskim - posłuchaj jeszcze raz!

Dodano: wtorek, 23 marca 2021


Wybitny poeta, eseista, prozaik, przedstawiciel pokolenia Nowej Fali. Zmarł w niedzielę 21 marca 2021 roku, w Światowy Dzień Poezji. Przypominamy Bliskie Spotkania RMF Classic z Adamem Zagajewskim.

Emisja Bliskich Spotkaniach RMF Classic z Adamem Zagajewskim odbyła się w niedzielę 2 czerwca 2019 roku.



Czerwiec - jeden z moich ulubionych miesięcy, wtedy (...) łagodne, długie, wolno gasnące wieczory, wieczory które tak wiele obiecują, że cokolwiek się z nimi zrobi, ma się zawsze wrażenie porażki, zmarnowanego czasu. (…) Można ich – tych niekończących się wieczorów – tylko żałować, kiedy już przeminą, kiedy dzień będzie coraz krótszy. Są nieuchwytne. W czerwcu, dokładnie 21, urodził się Adam Zagajewski. W Biblii 21 oznacza całkowitą doskonałość, boską mądrość - coś w tym jest.

Poeta, prozaik, eseista, krytyk, tłumacz, laureat wielu prestiżowych nagród literackich. Kiedy umawiałam się z nim na rozmowę nie mogłam z wrażenia zmrużyć oka, bo jak to mam rozmawiać z wybitnym poetą, ja? Okazało się, że ten wspaniały poeta, to też człowiek pełen dystansu, poczucia humoru i zdradzę wam, że bardzo smakowało mu ciasto ze śliwkami. Tę niespieszną rozmowę zaczynamy od tego, czy pamięta moment, w którym zaczął pisać wiersze?


Dla wielu z nas poezja to wciąż nieznany świat. Dlaczego tak bardzo boimy się poezji?


Wiersz żyje, kiedy można na niego spojrzeć ze swojej perspektywy. W Bliskich Spotkaniach RMF Classic Adam Zagajewski. Kiedy mówimy, że ktoś jest „moim poetą” często mamy na myśli to, że odnajdujemy siebie w jego twórczości. Jestem pewna, że Adam Zagajewski jest poetą wielu z nas. Mnie dodatkowo ujął tym, że kocha koty.

Jest takie jedno zdjęcie, które uwielbiam. Na nim Adam Zagajewski i czarny kot. Oczy poety są na nim radosne, szczęśliwe i po prostu widać, że kocha te małe włochate stworzenia.


Pretekstem naszego spotkania stała się Substancja nieuporządkowana, czyli najnowszy zbiór esejów Adama Zagajewskiego. Książka ukazała się 15 maja nakładem wydawnictwa Znak. Są krytycy, którzy uważają, że Zagajewski jest ostentacyjnie niemodny, bo pisze w nich o korespondencji Józefa Czapskiego i Ludwika Heringa, o symfoniach Mahlera, o Schulzowskim Drohobyczu czy o rysunkach Herberta, są i tacy, którzy widzą w tych esejach coś, czego dzisiaj za mało- metaforę.


W to wierzę głęboko.

W Bliskich Spotkaniach RMF Classic energia poezji. Ilu poetów, tyle definicji tego, czym ona jest. Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. Pisała Szymborska. Dla mnie jedna z piękniejszych definicji jest ta Brunona Schulz:„Poezja – to są krótkie spięcia sensu między słowami, raptowna regeneracja pierwotnych mitów. Adam Zagajewski, który jest dzisiaj moim gościem też pięknie porównał pisanie wiersza…do parzenia herbaty.


Z Adamem Zagajewskim rozmawialiśmy o wielu rzeczach, o esejach zawartych w książce Substancja nieuporządkowana, do których jeszcze wrócimy, ale też dopytywałam o to, jak pracuje. Podzielił się z nami trochę sobą prywatnie, za co jestem mu bardzo wdzięczna.


Wiersze Adama Zagajewskiego poznajemy w większości w szkole średniej, kiedy omawia się poetów pokolenia Nowej Fali. Dowiadujemy się, że poezja ta koncentruje się na społecznej funkcji literatury a także, że wprowadził zmiany do języka wypowiedzi poetyckiej przez znaczne ograniczenie użycia metafory jako tropu stylistycznego, zbliżenie języka poezji do języka prozy i stosowanie techniki „sprawdzianów logicznych”. Uśmiecham się do swoich notatek i mojego szkolnego jeszcze rozumienia poezji. Niestety, kiedy rozmawiałam z różnymi osobami przygotowując się do rozmowy z poetą, wciąż pokutuje przekonanie, że to poezja bardzo poważna i trudna.


Adam Zagajewski w Bliskich Spotkaniach RMF Classic. Przypominam sobie anegdotę , którą kiedyś przeczytałam w Zeszytach Literackich. Adam Zagajewski w rozmowie z pewną znajomą w USA powiedział, nie bez żalu, że „poezja straciła swą centralną pozycję”, na co ona spojrzała ze zdziwieniem. „Nigdy jej nie miała”. Może nigdy jej nie miała, w Stanach Zjednoczonych u nas jest inaczej. I wierzę, że poeci nigdy nie wywieszą białej flagi. Dla tych niektórych, którzy lubią poezję...

Jarosław Klejnocki, eseista i krytyk napisał kiedyś tekst Dziesięć powodów, dla których inni polscy poeci nienawidzą Adama Zagajewskiego. Tytuł mocny, trochę przewrotny, ale jedno rzeczywiście nie podlega dyskusji – Adam Zagajewski odniósł sukces literacki. Zdobył już chyba wszystkie międzynarodowe bardziej i mniej prestiżowe laury, jakie zdobyć może poeta – oczywiście (na razie) oprócz tego najważniejszego: Nobla. Jest wszakże od lat jednym ze stałych niemal kandydatów do tej nagrody. Bywa, że ten sukces i sława drażnią ludzi z tzw. branży. Pytań o Nobla Adam Zagajewski też już ma czasem po prostu dosyć.


"Substancja nieuporządkowana"- najnowszy zbiór esejów, który stał się pretekstem rozmowy. W jednym z nich pisze o muzyce, niezwykle dla niego ważnej. Wśród tekstów znajdziemy esej poświęcony Gustawowi Mahlerowi.


Adam Zagajewski. Jeden z najbardziej znanych, cenionych i nagradzanych za granicą współczesnych polskich pisarzy. Jego książki tłumaczone są na najważniejsze języki świata. Adam Zagajewski. Niedawno nakładem wydawnictwa Znak ukazał się zbiór esejów pt. Substancja nieuporządkowana. Znajdziemy tam teksty różne teksty i o wolności, prawie. Są tam wspomnienia wspaniałych poetów, których już z nami nie ma. Poeta zagląda też do korespondencji Józefa Czapskiego z Ludwikiem Heringiem. Przy tej okazji była okazja, by zapytać o relację samego poety z Józefem Czapskim.


W zakładce Spis treści RMF Classic można znaleźć zapis całej rozmowy o esejach, poezji wolności, Józefie Czapskim i jego przyjaźni z Ludwikiem Heringiem.

Każdy na swojej drodze spotyka mistrzów. Wiem, że miałam ogromne szczęście spotkać jednego z nich i zadać nawet bardzo osobiste pytanie.


To były Bliskie Spotkania z Adamem Zagajewskim. Zawsze przychodzi kolejny rozdział, a w nim ukryte skarby – żyjemy w chwili i w trwaniu.



Adam Zagajewski ( 1945-2021)
https://www.rmfclassic.pl/scratch/classic2013/static-images/96/79004665440d92de.jpg


Komentowany wiersz: Z tobą, pomiędzy plażą a niebem 2021.03.28; 04:33:39
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


DOTYK INTYMNYCH WZGLĘDÓW

Anicie Pieras


Motto: ...zostań we mnie i słuchaj
jak się staram przejść
na drugą stronę światła...


Mróz za oknem a u mnie
głód pieszczot i latające
metafory jak ptaki w błękicie
staram się ułożyć dzień
a myśli o tobie wkradają się
z wigorem że czekasz
na te moje recitale przy gitarze
i widzę że kiedy śpiewam
(Wewnętrzne wzruszenie -
moja kompozycja)
to nie potrzeba ciebie namawiać
tańczyć delikatnie - poruszasz
kwiaty w wazonie a ja względem
rytmu wtóruję i jakoś jest
jaśniej - ach te twe biodra
zacałować pośladki i waginę
odbierać co się mi należy
za samotność i szlachetność
za względy i rycerskość
w poszumie wiatru damę kochać.


Wiersz z książki "Tajemne obcowanie"


Komentowany wiersz: Z tobą, pomiędzy plażą a niebem 2021.03.28; 00:04:07
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

W pobliżu jestem tych zmian
prawie ocieram się o twoje biodra
chcę cię zaskoczyć słodyczą we mnie
i ja zmieniam się wiosennie.


Komentowany wiersz: Z tobą, pomiędzy plażą a niebem 2021.03.28; 00:00:44
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Zaszyjemy się w trawach tam intymność złożymy
jesteśmy owocami ziemi by tworzyć aksamitność -
niech skrzypce ożywią okwiecone horyzonty.


Komentowany wiersz: Z tobą, pomiędzy plażą a niebem 2021.03.28; 00:00:09
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Zbliżam się do granicy ognia
jest zasłona i w rezerwie słowa
(wilga - kos - drozd - wierzba
i dzwonki leśne się odezwą) -
bo tak wygląda miłość w poezji
w malarstwie i w muzyce...


Komentowany wiersz: Z tobą, pomiędzy plażą a niebem 2021.03.27; 23:59:00
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński

27 marca 2021, 04:25

ŚCIEŻKĄ BŁOTNĄ O LITERATURZE,
EMIGRACJI, PISARZACH, POETACH.


Część I


Fragmenty z zapisów gdzieś tam...


Tak, jestem z prowincji, ale brak mi jakichkolwiek kompleksów. Pisarze tak rzadko rozrabiają, szczególnie "rasowi" poeci, a tu wciąż cisza. W PRL, to było fajnie: Programy poetyckie; Manifesty poetyckie - poeci brali się i za łby, tak było fajnie i poeci byli prawdziwi, z jajami! Teraz to słodkie kluski i ucieczka do siebie. Wtedy szukaliśmy się nawzajem, teraz uciekamy od siebie. Wtedy mogłem po kolei czytać z pamięci wsie i miasta od Północy na Południe, od Wschodu na Zachód, i wiedziałem gdzie poeta mieszka. A teraz, o przenoszą "coś" z Krakowa do Warszawy. Mnie osobiście człowieka z Ustki jest naprawdę obojętne, bo mnie jest bliżej do Warszawy, więc niech przeniosą do stolicy to całe brzemię Literatury Polskiej! Szlag by trafił tę niezgodę. Znowu jakieś zbieranie list, bieganie po Krakowie i nie tylko, i tu podpisz, tam podpisz. O, widzę Ewunię Lipską i Adama Zagajewskiego; lubię wiersze Ewy, i lubię wiersze Adama. Onegdaj Adam Zagajewski napisał książkę, tom wierszy pt. "Jadę do Lwowa". Cholera, on w Paryżu, ja w Wiedniu, on poeta ułożony, ja poeta niespokojny, on z liśćmi bez wiatru, ja tylko z wiatrem. Zatem zakupiłem przy polskim kościele na Rennwegu, na stoisku ten tomik Adama za 60 szylingów. Po przeczytaniu, w głowie mi się poprzewracało, i tak się zawziąłem że napisałem wiersz pt. "To wschodnie miasto". Zagajewski pochodzi ze Lwowa i te wiersze poświęcił temu miastu. Ja się wkurzyłem, choć we Lwowie nigdy nie byłem i nie byłem gorszy, bo taki fragmencik dla fragmencistów szalonych:

Lwów miał żyzne ogrody...
Bractwo poetów jak pszczoły
zalegało wszystkie półki drzew.
Białe kwiaty śpiewały o miłości -
i była miłość, płodziła się jak maki!

Tak, więcej poezji, liryki, a nie walka o książki. Gdyby tak walczyli czytelnicy o książki, pewnie bym nie uwierzył. Pewnie bym wskoczył do knajpy, pół litra wypić z radości. Ja w tej powyższej sprawie nie pomogę im. Pozdrawiam literatów!


Komentowany wiersz: Z tobą, pomiędzy plażą a niebem 2021.03.27; 23:55:48
Autor wiersza: zygpru1948
Tatarka

https://www.salon24.pl/u/tatarka/1120998,zegnaj-adamie-poeto


Żegnaj, Poeto

A wczoraj był Światowy Dzień Poezji...

W wieku 76 lat zmarł wybitny poeta i eseista Adam Zagajewski.Przedstawiciel pokolenia Nowej Fali,redaktor „Zeszytów Literackich”; laureat Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1975), Międzynarodowej Nagrody Neustadt w dziedzinie literatury (2004) i Nagrody Księżnej Asturii (2017), w latach 1973–1983 członek Związku Literatów Polskich, od 1979 członek Polskiego PEN Clubu, od 2006 członek Polskiej Akademii Umiejętności; nauczyciel akademicki, tłumacz literacki.

Smutno mi... naprawdę smutno, kiedy odchodzi dobry Poeta.

Ogromna strata dla literatury...



ADAM ZAGAJEWSKI

Drozdy

Czytałem wiersze Adama Ważyka zbudowane
z obrazów obojętnych, zimnych, lecz pod nimi
czułem obecność żywego (i ostrożnego) umysłu
Był słoneczny dzień, obrazy wracały
Przede mną przesuwał się nieśpiesznie
orszak mieszkańców Krakowa
Życie defilowało spokojnie,
na ogół dość zadowolone z siebie
Skromni ludzie prowadzili na smyczy
pinczerki, kundle; przeważały małe pieski
A obok drozdy jak modelki na wybiegu
pyszniły się swoją urodą
W końcu to był maj, sławny maj
miesiąc największych obietnic
których nikt potem nie sprawdza


ADAM ZAGAJEWSKI

PAMIĘĆ


Umar­łym przy­no­si­my
zno­szo­ne rze­czy
Mó­wi­my do nich sło­wa­mi
w któ­rych bra­ku­je li­ter
Na gro­bach sa­dzi­my kwia­ty
ale ro­bi­my to zbyt zręcz­nie
jak­by­śmy się cheł­pi­li
na­szym do­brym zdro­wiem
Wra­ca­jąc my­śli­my
naj­le­piej by­ło­by
po­sy­łać umar­łym pacz­ki


Opublikowano: 22 marca 2021, 09:19 ; Ostatnia aktualizacja: 22 marca 2021, 18:05

Adam Zagajewski
https://m.salon24.pl/f9566ea4ccc83a82259915f5993ef785,760,0,0,0.jpg


Komentowany wiersz: Pozwól kochać cię Liryką ! 2021.03.27; 03:59:37
Autor wiersza: zygpru1948
Jan Sowiński


DOTYK - UCZENNICA I PROFESOR

Joannie Jaworskiej


Motto: Czasem trafia się czysty błękit
i mgła przechodząca przez nią -
mieszają się intymne wyznania
zawieszone o skrawek nieba...


Mdlący i werbalny
cóż z tych obrazów zostało
spalony błękit i droga z wierzbami
coś się stało nie z mojego powodu
ale wiem i o tej dygresji napiszę
iż u kobiet to tylko imiona się zmieniają
reszta podobna obojętnie jaki rocznik
czy kobiety istnieją chyba na cmentarzu.

Rewolucje moralne płyną rzekami
stacza się małostkowość słona ziemia
nie rodzi tak jak dawniej - znam
swoje ścieżki które wyschły
zamieniając się w piasek co najwyżej
ktoś narysował palcem serce -
i nic się nie dzieje jest długa pauza
świece pogaszone na cmentarzach.

Ustawiają się zniewoleni w kolejce


Komentowany wiersz: Pozwól kochać cię Liryką ! 2021.03.26; 20:45:23
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Czy możemy dotknąć powracającą mgłę?
Na razie odszukuję cię z mocą snu -
jakby ciąg dalszy filmu dwojga ludzi.


Komentowany wiersz: Pozwól kochać cię Liryką ! 2021.03.26; 20:44:46
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Czerwcowe igraszki
zakwitły z ziarna ziemi
w nim i fontanny i polne orkiestry
jakby ten cały świat zaprzyjaźnił się z nami.


Komentowany wiersz: Pozwól kochać cię Liryką ! 2021.03.26; 20:44:12
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Zobowiązany w liryce
postępuję tę szczelinkę całować
i hymny barwne rozpisać
w erotykach - w wybranych kolorach.


Komentowany wiersz: Pozwól kochać cię Liryką ! 2021.03.26; 20:39:25
Autor wiersza: zygpru1948
Paweł Krupka prezentuje wiersze Franco Dionesalvi

23 lutego 2021


Fot. z archiwum redakcji Capoverso
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Dionesalvi-696x682.jpg


Franco Dionesalvi – nowe wiersze

Przypominam Czytelnikom popularnego kalabryjskiego poetę Franka Dionesalviego. W Polsce ukazał się jego zbiór poezji Ulica chmur w dwujęzycznej serii stołecznego wydawnictwa Heliodor w 2006 roku, kiedy autor był gościem Światowego Dnia Poezji w Warszawie. Później jego wiersze ukazywały się w Polsce sporadycznie. Dionesalvi, z zawodu nauczyciel i dziennikarz, przez wiele lat był aktywnym animatorem życia literackiego w rodzinnej Cosenzy. Jest współtwórcą, a od dwóch lat redaktorem naczelnym czasopisma Capoverso, jednego z trzech włoskich periodyków poświęconych wyłącznie poezji. Na jego łamach przez dwie dekady ukazało się wiele utworów naszych rodaków i materiałów poświęconych polskiej poezji. dDisiaj proponuję Państwu nowe wiersze Franka, w większości jeszcze niepublikowane.

Paweł Krupka


Buty

Mam parę nowych butów
chodzą aż miło.
A jak biegają!
Ledwie za nimi nadążam.
Nie boją się bagien ani trzęsawisk,
ani piaszczystej pustyni ani ściany pieszych,
starcia czy sprzeczki czy wrzawy
zawsze są ze mną.

Teraz nie cierpię już oddalenia
od skrzyżowania do skrzyżowania
wiem, że idę w twoją stronę;
ale ty nie zmieniaj szaty,
nie daj się nastraszyć tym błyskawicom,
ja idę pieszo.

Powiadają, że w Kanadzie
czasem ludzkie stopy przychodzą same
na brzeg, przynosi je morze
wyrwane komuś
co może nie chciał iść dalej,
stopa uwięziona w bucie,
tam, w dalekich krajach.

Ależ prędko pędzi ten glob
lecz nie wiem czy biegnę razem z nim
czy może bez trzymanki dążę mu naprzeciw,
a przecież kupiłem je za parę groszy
na marcowym kiermaszu.


Choroby słowa

Wyciąga je podrzuca podnosi
rozkraja i nigdy się nie pokazuje
kazałbyś mu zostawić je w spokoju
gdyby nie brzmiało jak obelga, nieprzystojnie.

Cierpienie dotkliwe i narastające
każe ci zapomnieć słowo
wiedzieć że jest
czuć jego echo ułamek zapach
lecz nie mieć go to najgorsza tortura.

Rozprawiali o innej chorobie
cherlawi poeci dwudziestowieczni
mówili że czas je zżera
i zużycie i pieniądze i postęp
i gromadzili słowniki
zamartwiali się wzdychali o lada drobiazg
ta garstka pokręconych oszalałych
wizjonerów.


List

Listonoszu, nie przynosisz już listów,
masz torbę pełną ulotek,
reklam kancelarii prawniczych,
rachunków za komorne i za gaz.
Dawaj, opróżnij w rzece swój wór
poszukaj nagryzmolonej do mnie kartki
niech mi przyniesie dotyk dłoni…
a może to odwrócona próbka.


Znalazłem

Znalazłem ulotkę wróża Wszechwiedzy
pisze, że pochodzi z dynastii magów egipskich
praktykuje naukę talizmanów, chiromancję i telepatię
jeśli jesteście nieszczęśliwi dzwońcie.
Zamieszczone zdjęcie jest czarno-białe
wygląda na nim
na urzędnika rejestrów ziemskich trochę rozkojarzonego.
Kto wie, czy ta wszechwiedza jest naprawę magiczna
czy potrafi się pocieszyć
skoro jest zawsze sama.


Który nadchodzi

Na wschód od twego południka
blask różowych zmarszczek
wykopał spod ziemi gwiazdy.
Piach który smaga pustynię
pokrywa bladego mesjasza,
który nadchodzi w twych oczach.
Kiedyś nawet gałązki
Zawieją swym wiatrem.

Tego dnia od twoich łez
morze zardzewieje.


Imię twego snu

Imię twego snu
jest ubrane w wełniane fartuszki.
Mąka ze skalnego źródła
spływa z wodą bagienną
wchłania stopy z ciebie
przejrzystej
chmury pośród chmur.


Inna wyspa

Ja i ty urodzimy inną wyspę
która nie będzie z ziemi lecz z wiatru
zakpimy z gwardii szwajcarskiej
zetrzemy grona majowe.
Tylko ty bądź łagodna
jeśli w moich oczach zobaczysz strach
kiedy będę szukał w twoich drzwiach
klina który tam włożyłem przed dwudziestu laty.


Przełożył Paweł Krupka


Komentowany wiersz: Leży kobieta i odpoczywa 2021.03.25; 18:22:27
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Weź wiele czułości nie tylko z drzew - sączę
wilgotne rozpoznanie rozsuwając twe nogi
biały parapet jest świadkiem przystrojonym
na nim układasz sentymenty i spowiedź.


Komentowany wiersz: Leży kobieta i odpoczywa 2021.03.25; 18:21:55
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusińsiki

O zachodzie zadzwoni siedem dzwonów,
wtedy zatańczymy w sypialni madinsona
w metrum czarujących ruchów jak liście.


Komentowany wiersz: Leży kobieta i odpoczywa 2021.03.25; 18:21:21
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Po to jesteś kobietą
by rozbierać z ciebie akcenty.
Wieloznaczność pocałunków
ma odcień i kod przymierza.


Komentowany wiersz: Leży kobieta i odpoczywa 2021.03.25; 18:19:14
Autor wiersza: zygpru1948
Zdzisław Antolski – Miłość zwycięża

23 lutego 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Hanna-Glok-Lejk-Tuz-przed-Switem-696x984.jpg


Zbiór wierszy Hanny Glok-Lejk Tuż przed świtem stanowi jednolitą, spoistą artystyczną całość świata przedstawionego. Głównymi filarami tej twórczości są: Historia, Moralność i Sztuka Malarska czyli Obraz Świata. Osobnym tematem jest Miłość. Chociaż książka jest zbiorem poszczególnych utworów to poprzez charakterystyczny styl pisania i obrazowania, przypomina poemat. Nawet rysunki Mieczysława Czychowskiego idealnie współgrają z tekstem, który niczego nie narzuca czytelnikowi, nie buntuje się, nie przeklina i nie stawia problemów na ostrzu noża. Te wiersze są zmysłowym przedstawianiem świata, a najważniejszy jest w nich ruch i akcja.

Poetka przedstawia świat, jednoznacznie opowiadając się za siłami dobra przeciwko siłom zła. Tytuł tomiku Tuż przed świtem rozpoczyna także najbardziej dramatyczny wiersz w książce pt. W Markowej poświęcony on jest rodzinie Ulmów, która ukrywała dwie rodziny żydowskie. Właśnie przed świtem rozstrzelano 16 osób na skutek donosu granatowego policjanta. Poetka pisze:

Tuż przed świtem,
kiedy zdrada
najłatwiej przechodzi przez ręce,
zrównano trzy nazwiska z ziemią,
(…)


Utwór jest niezwykle wzruszający. Poetka nie zajmuje się katami, ale niewinnymi ofiarami, którym „zabrano dusze”. Ale przecież ofiara nie była daremna, po latach ofiary odniosły moralne zwycięstwo i wpisały się w zbiorową pamięć i duszę świata:

Po latach
odkopana w pamięci rodzina
wypuściła białe pąki w ziemi.
(W Markowej)

W innym wierszu ukryty chłopiec żydowski rzeźbił i strugał świat „skrzydlatych bohaterów”. On również poniósł śmierć:

(…)
Połamały się drewniane
pióra herosów
w ciszy,
która umiała tylko
patrzeć i ginąć tak spokojnie
jak umierają ptaki.
(Czas bohaterów)

Poetka bardzo często sięga do malarstwa. Wśród wielu przedstawicieli tej sztuki spotykamy Vermeera, Chagalla, Wojtkiewicza, Botticellego. Sztuka jest rodzajem szyfru, w którym twórcy przedstawiają świat własną wyobraźnią.

W wierszach Hanny Glok-Lejk sztuka malarska nakłada się na rzeczywistość poetycką. Powstaje nowa jakość, nowy obraz świata. Nie jest on wcale jednoznaczny, albowiem: „Obrazy rzadko mają / jedno zakończenie.” (Dziewczyna z obrazu Vermeera). Dzięki takim zabiegom wiersze są pełne wolności, polotu, treści. Poetka nie narzuca swojego widzenia rzeczywistości, pozwala czytelnikowi na własną interpretację.

Czasami trzeba się domyślać intencji autorki i pogodzić się z tym, że nie zawsze jesteśmy pewni naszej interpretacji. Poezja ta bowiem unika określenia, ścisłości czy matematycznej precyzji. Ważniejszy jest nastrój, obraz, metafora i interpretacja. Na przykład w wierszu Vincent poetka pokazuje osobowość twórcy-malarza, który ma swój świat zupełnie odmienny od świata innych ludzi:

(…)
On jeden wie,
jak wirują cyprysy,
gdy kolory z nasycenia wypływają z ram.

Przeczucie nie mija,
zamieni je na czarne ptaki, które zbierze z nieba
nad ranem, tuż przed końcem.

Wiersze Hanny Glok-Lejk to swoiste „ruchome obrazy” tworzone przez pamięć, a także przez własną, autorską przeszłość są one jakby rozrachunkiem z dotychczasowym życiem. Są to także traktaty filozoficzne na temat sensu życia w ogóle oraz sensu poszczególnego ludzkiego istnienia, skazanego na samotność i cierpienie. W wierszu Anioły Botticellego poetka pisze:

Znalazłam siebie
w miejscu, gdzie mieszkają anioły,
(…)
Najpiękniej jest nocą,
kiedy anioły boso przechadzają się po łące
leżącej
między moim domem a światem.

Podobny malarski styl pisania znajdziemy w wierszu Monochromia:

Cały dzień
żegnałam się z latem.
Jutro rzeka, którą tyle razy
całowałam na dobranoc,
poniesie je w srebrną otchłań,
(…)

Czasami
ogrody przychodzą do nas
niespodzianie.

Wiersze w tomiku podzielone są na poszczególne tematy, które oddzielają rysunki Mieczysława Czychowskiego. Autorka nie dała tym rozdziałom tytułów, więc i ja, jako skromny krytyk nie będę się kusił na ostateczne definicje, zwłaszcza, że wiersze są wieloznaczne i każdy czytelnik powinien samodzielnie się do nich odnieść. Na pewno pierwsza część poświęcona jest sprawom religii, druga część malarstwu. Jest także dział wspomnień rodzinnych, który rozpoczyna wiersz Album 44. Bardzo to wzruszające wiersze, gdzie świat został zatrzymany na fotografiach w sepii. Jest też dział, który mówi o wojennych cierpieniach, o polityce i demagogii jaka przenika nasz świat.

Pod koniec znajduje się blok wierszy poświęconych miłości. Są to niepokojące utwory, które uświadamiają nam, że miłość jest uczuciem niebezpiecznym, bo oprócz szczęścia zagraża życiu. Autorka najdobitniej pisze o tym w wierszu Auto da fe:

Stos ułożony
z twoich ramion.
Sama wejdę i rzucę zapałkę.

Gdy się spłonie,
nic nie ma znaczenia.

Można znowu,

powtarzam rano
wyczesując z włosów popiół.

Z tego wiersza wynika, że miłość jest rodzajem samospalenia powtarzanego codziennie na nowo.

Miłość to sposób życia, szereg magicznych zdarzeń dzielonych z drugą osobą, miłość do świata łączy się z miłością do kochanej osoby. I właśnie o tym, o potrzebie miłości mówi tomik Hanny Glok-Lejk. Mimo, że roi się w tej książce od nazwisk sławnych artystów, to jednak trzeba przyznać, że autorka napisała dzieło całkowicie indywidualne i oryginalne, można powiedzieć „ku pokrzepieniu dusz”. Czyta się te wiersze z wielkim wzruszeniem i satysfakcją, ponieważ odkrywają nam one inny świat. Świat przepełniony miłością mimo wojen i okrucieństw, jakich dopuszczają się ludzie. Z niecierpliwością będę czekał na kolejny tomik tej autorki, aby jeszcze raz zetknąć się z czarodziejską rzeczywistością zaklętą w jej wierszach


Hana Glok-Lejk, Tuż przed świtem, Pruszcz Gdański 2019, s. 67


Komentowany wiersz: Bogini z dalekiej mgły 2021.03.24; 18:20:23
Autor wiersza: zygpru1948
Aforyzm - Zygmunt Jan Prusiński

Erotyki moje mają ci służyć jak modlitwa
tylko przy tobie jestem i rozbieram ciebie codziennie
żebyś aniołem była w moich ogrodach.


Komentowany wiersz: Bogini z dalekiej mgły 2021.03.24; 18:16:10
Autor wiersza: zygpru1948
Stefan Jurkowski – Liryka i konkret

23 lutego 2021


Tom Agnieszki Stabro powstał dzięki finansowemu wsparciu mieszczącego się w Krakowie Instytutu Literatury, w ramach Tarczy dla Literatów. Instytut wspiera Oddziały SPP (m.in. lubelski, krakowski, warszawski). Ponadto, w ramach tej samej Tarczy, dofinansowuje również pisarzy z ZLP .

Podmiot liryczny wierszy Agnieszki Stabro z tomu „Lądy tymczasowych przelotów” patrzy na rzeczywistość wielowymiarowo. Dostrzega w niej piękno natury, uroki chorwackich miasteczek, a jednocześnie całą ohydę współczesności, od której nie można uciec. Te bowiem zjawiska, które obserwujemy tu i teraz, istniały zawsze, może tylko w różnym natężeniu. Człowiek ma tendencje do idealizowania przeszłości i potępiania czasu obecnego, ponieważ w tym ostatnim jest całkowicie zanurzony, co naraża go na bezpośrednie odczuwanie wszelkich „niedogodności”.
Już w wierszu „Pamięć” otwierającym ten tom poetka mówi:

Zamienić pamięć na zapomnienie
Przestać się taplać w przeszłości
jak w błocie
Zostawić cienie i spojrzeć w światło
nie odwracając wzroku

Wers drugi i trzeci można interpretować dwojako. Taplamy się „w przeszłości jak w błocie” mogłoby być tylko pewnego rodzaju porównaniem. Taka interpretacja byłaby jednak ocierającym się o banał spłyceniem. Ale jeśli zauważymy, że „błoto” ma jeszcze inną konotację – wówczas otwierają się przed nami szersze przestrzenie. „Błoto przeszłości”, czyli to wszystko, co bywa nieprzychylne, zepsute, bezwartościowe, co rani i sprowadza podmiot liryczny na manowce; choć może błyszczy z daleka, ale należy się tego strzec.
Poetka często zastanawia się, co też ocalało – niczym biblijne perły – z owego błota, bo przecież w najmarniejszym czasie można odnaleźć coś niezniszczalnego, uniwersalnego. Może więc warto się trochę „potaplać” szukając owego uniwersalnego światła. Wszak jego blask i oświetla nasze drogi, i dopinguje do odkrywania wciąż nowych inspiracji, rozwiązań, ukrytych poetyckich sensów.

Mam tylko wiersze
Słowa, które przychodzą Stamtąd

Muzykę zapisanych liter,
która wypełnia moje
opustoszałe ciał
(Ciepłe światło lipcowego wieczoru)

Ktoś mógłby odczytać cytowany utwór jako wiersz o „natchnieniu” – jeśli użyjemy tego staromodnego terminu. Poetka mówi, zresztą w innych wierszach także, iż twórczość sama w sobie jest procesem irracjonalnym, który jednak daje się „zracjonalizować”. Metafory, porównania, sposób zapisu – powstają na zasadzie swoistego impulsu, podyktowane jakby „z zewnątrz”. Wieloznaczność, barwa, wewnętrzny rytm utworów pojawiają się z wnętrza owego „opustoszałego ciała”. Tego nie da się zaplanować, wymyślić, zaprojektować z ołówkiem w ręku.
Podkreśliłbym tu jeszcze celność słowa, bogatego w wieloznaczne przesłania, i jednocześnie oszczędnego. Utwory Agnieszki Stabro mówią również o niepewnej ontologicznie sytuacji człowieka, ale i świata. Oto utwór zawierający wersy, które stały się tytułem całego tomu:


Są miejsca dryfujące w przestrzeniach
[jak statki

Gdziekolwiek się jest, zawsze się do nich
[wraca
żegnając bezpieczne lądy
tymczasowych przelotów
(Statki)

Żegnamy więc lądy przelotów tymczasowych, wszystko się zmienia niczym w kalejdoskopie. Ale istnieje druga strona medalu: my także jesteśmy zmienni, tymczasowi. Owe gremialne zmiany u Agnieszki Stabro wydają się mieć charakter cykliczny, a nie linearny. W wyżej cytowanym wierszu poetka wyraźnie to sygnalizuje. A więc nic, co tracimy nie znika definitywnie. W jakiś niewytłumaczalny sposób do nas powraca, i nie przestaje być naszym (niezbywalnym?) udziałem. Przecież my sami także wracamy do „miejsc dryfujących w przestrzeni”.
Podmiotowi lirycznemu towarzyszy w owych „przelotach” tajemnicza obecność. Często bezimienna, niedająca się zdefiniować:

***

Gdziekolwiek będę
dokądkolwiek pójdę
ty pójdziesz ze mną

Jak cień pod powiekami
jak woda obmywająca dłonie

Jakby wszystko inne było dane tylko

[na chwilę

Kim zatem jest ów tajemniczy adresat wiersza? Wspomnieniem? Pragnieniem? A może miłością, bytem osobowym? Albo bagażem doznań i doświadczeń będących swoistego rodzaju Absolutem? Czy też wszystkim po trochu? Cechą poezji Stabro jest niedopowiedzenie i wieloznaczność. Poetka wie, że cała rzeczywistość jest niejednoznaczna, w dużej mierze nieuchwytna, wymykająca się naszej intuicji. Nie poddaje się próbom potocznej werbalizacji. Poeta znajduje się w sytuacji rybaka:

Całe jego życie to odrywanie skorupiaków

[od kamieni

Często wydaje się to wszystko podmiotowi lirycznemu bezcelowe; jawi się jako rzucanie pereł przed wieprze, mijanie się z intencjami:

Każdy wiersz
z gardła wydarty
z głębi rozpaczy wydobyty
morza smutku
wyszarpany z zaciśniętej krtani

Każdy
jak serce bijące na dłoni
jak nerw na zewnątrz ciała
Ktoś przychodzi i mówi

Uroczy
(***Każdy wiersz)

Zna to każdy poeta. Ileż razy na spotkaniach autorskich padają pytania w rodzaju, „dlaczego te wiersze są takie smutne?” To rzeczywiście może autora doprowadzić do szału. W powyższym utworze także jest tyleż smutku, co ironii. Dodajmy, że ironia jest mocną stroną wierszy Agnieszki Stabro na równi z lirycznym wzruszeniem. Takie proporcjonalne „współistnienie” trzyma emocje na wodzy, nie pozwala na ckliwą czułostkowość z jednej strony, ani na brutalny sarkazm z drugiej.
Trzeba też podkreślić, iż poezja Stabro jest mocno osadzona w konkrecie: pejzaż, miasto, klimaty małych miasteczek chorwackich – stanowią tutaj istotne inspiracje, kanwę dla rozważań metafizyczno-filozoficznych. Można powiedzieć, że poetka w potocznie postrzeganych szczegółach dopatruje się tego, czego na pierwszy rzut oka się nie dostrzega. W zwykłości widzi niezwykłość. Każde przeżycie, doznanie, zachwyt lub rozpacz staje się powodem uogólnionej, zaskakującej refleksji. Jak choćby w przejmującym wierszu „*** to już dłużej pali się zapałka”. Dodajmy, iż dłużej, niż trwa umieranie człowieka:

Pocieszają,
że przecież człowiek idzie do nieba
Nie wiem
Nie widziałam nieba
Widziałam tępe twarze grabarzy
wykrzywione w głupawym uśmiechu
(Bo przecież dostaną za nadgodziny)
Czułam ostrą woń
mokrej ziemi
przesypywanej zardzewiałymi łopatami

Kto ci powiedział,
że nie można przeżyć końca świata?

Można
(…)

Bardzo indywidualny jest świat poetycki Agnieszki Stabro: niezmiernie bogaty, zróżnicowany, a przede wszystkim precyzyjnie skonstruowany. Poetka przez cały czas odkrywa nowe „właściwości” otaczającego ją świata. Mówi o nim w komunikatywny sposób, daleki jednak od dyskursywności. Zachwyca tu ostra i celna metaforyka, jednocześnie urzekająca subtelnością. Może to, co napisałem powyżej, zabrzmi jak paradoks, ale tak jest w istocie.
W tym bogatym tomie, nierzadko pełnym gorzkich konstatacji, jest wiele utworów „radosnych”, wprost afirmujących piękno i niezwykłość świata; pochylających się nad osobliwą ciszą, którą można usłyszeć w chwili, jakby na moment stanął świat
zamknięty w srebrnych skrzydłach ważki.

Stefan Jurkowski


Agnieszka Stabro: „Lądy tymczasowych przelotów”. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Warszawa oraz Instytut Literatury. Warszawa 2020, s.90, cena zł 20. Seria: „Kolekcja Literacka” t.VII pod redakcją Piotra Müldnera-Nieckowskiego, Anny Nasiłowskiej, Małgorzaty Karoliny Piekarskiej.

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/02/Lady-tymczasowych-przelotow-696x1124.jpg

[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270]

Wiersze na topie:
1. w intencji manny (30)
2. [rozebrany ze słów***] (30)
3. liczenie słojów (30)
4. na znak (30)
5. jest dobrze (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (446)
2. Jojka (319)
3. darek407 (279)
4. Gregorsko (154)
5. pit (69)
więcej...