Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (12)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Krótki wiersz o czasie
- Boreas
Krótki wiersz o czasie
- lucja.haluch
Limeryki matrymonialne
- AL46
nieznany
- lucja.haluch
więcej...

Dziś napisano 64 komentarzy.

zygpru1948 - komentarze autora



Komentowany wiersz: Zwiastowanie w ciemnym kącie 2021.06.01; 09:25:34
Autor wiersza: zygpru1948
Tomasz Jastrun


Przytul się do mnie

Jesteśmy tacy delikatni
Aż strach
Oczy z niebem i łąką
Chroni powieka z bibułki
Nóż wchodzi w brzuch
Łatwiej niż w chleb
A krew
Przy nieostrożnym ruchu kierownicy
Wyfruwa jak spłoszony ptak
Nasza płeć
Meduza wyrzucona na brzeg
Tylko przez chwilę wilgotna
Wszystko w nas
Jest bardziej kwestią czasu
Niż w przypadku cegieł
A nawet kruchego szkła
Kamień posiada nad nami
Druzgocącą przewagę
Więc przytul się do mnie

Tylko czułość idzie do nieba


Komentowany wiersz: Zwiastowanie w ciemnym kącie 2021.06.01; 09:23:28
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Między Bogiem a Netem

"Noc rudych traw" BARBARY JENDRZEJEWSKIEJ podzieliłem, dla własnej wygody, na dwie części. Dodam, że ten zbiór wierszy jest jednolity, bez podrozdziałów. Pierwsza z nich, na szczęście skromniejsza, zawiera takie wiersze jak "Człowiek", "Dylemat" czy wreszcie "Nasz czas". Tytuły o wysokiej dykcji mówią same za siebie. Szlachetne są zamiary, budzące w nas poczucie plemiennej wspólnoty. Szlachetna jest świadomość, że pomimo dzielących nas różnic stanowimy jedność. Jeszcze szlachetniejsze są próby twórczego zdefiniowania tej jedności. W każdym poecie tkwi przymus stworzenia literackiego uniwersum. Wiersza, którego treść i forma zdołają przekroczyć językowe granice. Takie próby podejmowane są co wieczór, pod wszystkimi szerokościami geograficznymi.

Zasady tego swoistego wyścigu nie są spisane, niemniej jedna jest oczywista - banał dyskwalifikuje! Jeżeli zatem poetka, biorąc na warsztat Czas pisze, że ten - "stroi nam włosy twarze" - należy natychmiast skorzystać z czerwonej kartki. Jeżeli, pisząc o relacji Bóg - człowiek, nie raczy wyjść poza banalne domysły, trzeba dojść do wniosku, że poetycki trud poszedł na marne. Barbara Jendrzejewska jest dobrą poetką, "Noc rudych traw" to ciekawy tomik. Niemniej te wiersze, które z założenia miały być wszechogarniające, są w tej publikacji ciałem obcym. Jest ich na szczęście niewiele i pod koniec książki znikają zupełnie. No, może wyjątek stanowi "W pracowni malarki". To utwór będący ukłonem w stronę artystycznego środowiska poetki, a więc rodzaj zapłaty za możliwość użytkowania gruntu. Analizuje on męki twórcze malarki Małgorzaty Woźny, jej złożone relacje z szeroko rozumianym tworzywem. Takie wiersze są zbyt osobiste, bym je oceniał. Niemniej, zaliczam je do utworów, przy których potencjalny słuchacz ogląda czubki własnych butów. Rzeczą charakterystyczną jest również fakt, że owe "ambitne"wiersze dominują na początku książki. To rodzaj kolejnej zapłaty - tym razem na rzecz tradycji. Nadal bowiem istnieje przekonanie, że utwór ciężkostrawny jest daniem przednim. Każdy poeta - nawet jeśli nie ma chęci - musi upichcić taki gniot, żeby zdać przed sobą i światem swoisty egzamin poetyckiej poprawności. Potem może już pisać po swojemu.

Reasumując: "Noc rudych traw" zawiera teksty znacznie ciekawsze od wyżej wspomnianych. Już w trzecim w kolejności "Obrazek dnia" poetyka znacznie się wysubtelnia. Poetka schodzi z wyżyn wszechwiedzy. Jasno i klarownie wyłuszcza swój muzyczny gust. Nie używa magicznych środków.

Lubię ulicznych grajków
piosenki z pięciodniowym zarostem
odrapane pudło gitary
mat saksofonu udający Amstronga
i akordeon bryzgający folkiem
ja od Chopina Mozarta Liszta
dostrzegam magię
pretensjonalnej melodii


Jeżeli zatem - podążając tym tropem - dodaje w innym wierszu - "Piszę strofę, co rodzi się bez bólu, w krzyku nocy" - to nagle owa naturalność zaskakuje czytelnika. Podobnie jest z wierszem "Proste wyznanie". Odnosi się wrażenie, że takie pisanie wychodzi poetce najlepiej. Kolejne utwory zmierzają konsekwentnie ku prywatności, odsłaniają kulisy emocji nieudawanych. W "Majowaniu" widzimy to już całkiem wyraźnie. Zmienił się język, który teraz podąża w stronę zmysłowości.


Czarna ścieżka jego brwi
otacza krople niezapominajkowych źrenic


Poetka idzie w stronę erotyki. Jest przy tym subtelna, oszczędna w słowach. Nie przekracza granic dobrego smaku. Niedopowiedziana intymność dzieje się poza wierszem. Myślę o "Erotyku", "Teraz" czy "Zniewoleniu". Takie spojrzenie na poezję wyswabadza autorkę z literackich kanonów. Można oczywiście spierać się o oryginalność zawartych treści. Te jednak są niezaprzeczalnie prawdziwe, sytuują poetkę w gronie ludzi z krwi i kości. Zdarza się bowiem w tomikach wierszy znajdować uczucia syntetyczne, gdzie krew tłoczy nie serce, ale pompa. Barbara Jendrzejewska nie musi posiłkować się implantem. Jest szczera, nawet gdy tęskni:

Ma prawie pięćdziesiąt lat
i tysiąc niespełnień w znoszonych koronkach
oczy już nie wypatrzą Romea
zbyt blisko balkonu bar z piwnym ogródkiem



Najlepszym tekstem tego zbioru jest dla mnie "Sypialnia". Natomiast znakiem czasu jest "W necie". Współczesność proponuje nam nie tylko wyprzedaże, ale również zastawia pułapki. Barbara Jendrzejewska nie siedzi w domu cerując skarpety. Czynnie uczestniczy w życiu artystycznym swojego regionu. A pewnie ma apetyt na znacznie więcej. Musi być zatem kompatybilna z rzeczywistością. Umieć poruszać się w realu. A współuczestnictwo zmusza do wystawiania ocen. Pyta zatem w "Necie" o relacje między człowiekiem a komputerem. Interesuje ją jakość tych relacji. Wiersz kończy znakiem zapytania. I pewnie jeszcze długo będzie on tam tkwił, zamiast odpowiedzi.

Książkę polecam.



Barbara Jendrzejewska, Noc rudych traw, Wydawnictwo "Miniatura", Kraków 2008, ss. 64.


Komentowany wiersz: Patrzę na Góry Stołowe 2021.05.30; 17:22:14
Autor wiersza: zygpru1948
Jest taka reklama w telewizji; "Jak mądrze schudnąć" to proponuję Kościół Najświętszego Zbawiciela w Ustce. - wejdziesz do środka a mistrz Covid-19 zaopiekuje się twoją tuszą...

Szeryf proboszcz zaprosił do kościoła na swoje imieniny (wiernych) - częstując ich Covidem-19; zatem bóg jest wszędzie i mistrz Covid-19 jest wszędzie...


Komentowany wiersz: Patrzę na Góry Stołowe 2021.05.30; 10:04:09
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech – Historia wierszem spisana

29 grudnia 2020


Poeta Stefan M. Żarów wydał w tym roku swój nowy zbiór wierszy “Mensura Hominis” z dopiskiem “dziennik małopandemiczny“. Autor jest animatorem kultury, publicystą, krytykiem literackim. Publikuje w prasie krajowej i zagranicznej. Jego najnowszy tomik jest wyjątkowy, składa się bowiem z utworów, dla których inspiracją był czas aktualny, czas pandemii. To ona jest ich spoiwem i rdzeniem. Nie byłoby tego zbioru, gdyby nie ona. Można rzec, że w każdym z tych wierszy eksploduje covidowy wirus. Jego impet przypomina lawinę schodzącą ze szczytu. Poeta świadkuje tej tragedii, jest jej dokumentalistą, komentatorem. Wyciąga odważne wnioski. Jest zaangażowany, gdyż nie traktuje obecnej sytuacji w kategoriach epizodu. Jest pewien, że zmieni ona oblicze dzisiejszego świata. Że jego cywilizacyjny kurs wymagać będzie korekty. Podobnie jak nasza wiara w bezpieczną, przewidywalną przyszłość. Ta dramatyczna perspektywa odcisnęła się na stylistyce tych wierszy. Mają w sobie pasję, żywiołowość, tupet. Ich energia mogłaby oświetlić ulice niejednego, wojewódzkiego miasta.. Przykładem niech będzie “Zostań w domu“:

zostań w domu
zostań w domu
zostań w domu
wychodź w maseczce
ubieraj jednorazowe rękawiczki
zachowaj dystans
nie odwiedzaj staruszków
osobników w podeszłym wieku
unikaj dotyku rąk
nie całuj relikwii
wielkopostnego krzyża
krucyfiksu Zbawiciela
dezynfekuj ciało
klamki
poręcze
toalety
klawiaturę
zostań w domu
zostań w domu
zostań w domu

O ironio!

Czas pandemii sprzyja nie tylko społecznej izolacji. Narusza też wspólnotowe związki, ustanawia pauzę w odwiecznym rytmie obrzędów, świąt, rytuałów. Wiara zostaje wystawiona na próbę, jej symbole i wota przechodzą swoisty post. Stają się nietykalne, wręcz nieczyste. Są ofiarami surowych praw kwarantanny. Czytamy o tym w “Zostań w domu“, ale i w “Niedzieli Palmowej“, gdzie typową mszę zastępuje jej telewizyjna relacja. Dopełnieniem tego żałosnego spektaklu są “milczące figury“, odarte z człowieczeństwa i duchowości. Wiara i Bóg stają się w tym chaosie wyspami spokoju i nadziei. Jedynymi pamiątkami po dawnym porządku. Przywoływane przez autora, wplatane w wiersze, przypominają o naszym chrześcijańskim źródle. Świat sztuki jest dla artysty kolejną, oczywistą deską ratunku. Jest zatem w jego wierszach Antonio Gaudi i Picasso/”Blejtram codzienny“/, z zakamarków dzieciństwa wyłania się Samuel Beckett /”Piaskowy Beckett“/, Arystoteles z “Epidemicznej lekcji“. Ikony dawnych mistrzów są zatem wiecznie żywe, są opoką. I co najważniejsze – nadzieją na ciągłość tradycji. W “Murze wyobraźni” spektakl został odwołany, Ale pomimo obostrzeń i zakazów trwa nadal. W innej scenografii, może nie w światłach rampy, pewnie za kulisami, ale jednak. Oto ten wiersz:

teatr nie uległ destrukcji
ciągle odsłonięta kurtyna
naga scena
porozrzucane białe kuleczki
reżyser zapadł na koronawirusa
teatr królewski ma zapewnione fundusze
jeszcze chichocze stary Fredro mistrz roastu
w komedii standupowej
umęczony bohater szyderczym ujadaniem komików
jedni biesiadują z Hamletem
drudzy pod rękę z Papkinem
osaczeni w domach
w roli Rejenta i Cześnika
emocjonalni z ekranowym przekazem

O ironio!

W wierszu “Zmaganie z ciszą” mamy jeszcze ogród. Kolejny azyl, tym razem bardziej prywatny. Nie wiemy, czy naprawdę istnieje, czy jest imaginacją, kwiatem wyobraźni, jak oszroniona w nim róża. “Tego świata już nie będzie” pisze autor i dodaje – “pozostała poezja“. Ta jednak nie ma łatwo, musi się bowiem konfrontować z demonami dzisiejszości. Z ofensywą cywilizacyjnych pokus. W “Gorejącej planecie” oglądamy tą współczesność, zdominowaną przez brak umiaru, chciwość i zysk. Dobra materialne, bezużyteczne przedmioty, niezaspokojone ambicje, wreszcie ludzka głupota są zapowiedzią globalnej porażki. Jej przedsmak odnotował poeta w “Niewolniku botów“. Mamy tutaj “zniewolone umysły“, które szczute przez histeryczne media oczekują już tylko “nadzwyczajnych zdarzeń“. Stonowane emocje odchodzą na dalszy plan. Są zbyt letnie dla fanów agresywnych portali. Tytuł innego wiersza – “Elektroniczna epidemia” – dobrze podkreśla tą diagnozę. Ten tekst można odebrać na kilka sposobów. Ale jest on spisem tych obaw, jakie nurtują autora tej książki. Przytoczę wspomniany wiersz:

cyberprzestępcy
namnażają wirusa
definiują korelacje liczb
koronawirusa i cyberataku
pandemicznie
przejmują użytkowników

O ironio!

Wiersz “Czasy zarazy” podąża tym samym tropem. Mamy w nim “zamgloną atmosferę“, która sięga aż po horyzont. Poeta “opancerzony w maseczce“, zmęczony skalą rygorów, wychodzi do ogrodu. Przycina w nim kwiaty, wspomina dobre czasy, snuje plany. Może wtedy układa w głowie wiersz pokoleniowy “W objęciach obojętności“. To podsumowanie dokonań własnych i rówieśników, rodzaj życiowego bilansu. Towarzyszą mu zakręty historii, skompromitowane ideologie, smak porażek. Ale i zwykła codzienność płynąca wartko w cieniu pogrzebów, awansów, karier. Gorycz tych refleksji jest przyprawiona szczyptą wiary. Oczekiwaniem na kogoś, kto wyjdzie poza nawias przeciętności i okaże się “jednym sprawiedliwym z biblijnej przypowieści“. Ktoś, kto zechce wskrzesić dawne wartości, stojący po stronie godności, szlachetności i prawdy. Fragment tego wiersza:

odrzućmy naleciałości egzystencji
zrobimy pierwszy krok w nowy wiek
nie trafimy do nekropolii pandemii
zamykającej stare stulecie
/…/
wielu z nas pomarło
wielu zatraciło w gabinetach
wielu z nas zapomnianych
wielu z nas w przyciężkawych togach
wielu z nas na krzywiźnie zdarzeń
wielu z nas uśpionych
wielu z nas wątpiących
wielu z nas oślepło
wielu z nas czeka
czy znajdzie się jeden sprawiedliwy
z biblijnej przypowieści

O ironio!

Tomik “Mensura Hominis” pisany był w twórczej gorączce. Temperaturę każdego z tych wierszy studzi, moim zdaniem, zwrot “O ironio!”. Brak tej poetyckiej klamry niczego by nie ujął tym tekstom. Są czytelne, pełne werwy, energetyczne. Ten zbiór przysłuży się w przyszłości socjologom i historykom. W pewnym sensie jest im dedykowany. Będzie doskonałym świadectwem naszych czasów. Stefan M. Żarów trzyma rękę na pulsie współczesności. Jak każdy liczący się artysta.

Książkę polecam.


Stefan M. Żarów “Mensura Hominis” – “dziennik małopandemiczny”. Rzeszów 2020, ss. 70

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/12/Mensura-Hominis-212x300.jpg


Komentowany wiersz: Gdzieś w ciepłym czasie razem 2021.05.28; 18:10:53
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


TRYPTYK MIŁOSNY - Wiersze z książki "Róże i rzeki"


To miasto ciebie zna

Motto: "Szłaś miastem naga
Garnąc do siebie spojrzenia przechodniów
Wierne jak oczy kochanków"
- Kazimierz Furman -


Nie liczę na ułaskawienie
wczoraj delikatność wyfrunęła
jak koliber z serca...

Kobieta zapłakała -
utworzyła się rysa w skale
w tym miejscu urośnie szarotka.

Jestem kochany porą księżycową
stylizuje się przełęcz
a górski potok kokietuje...

Zbliż się do mnie
jak miasto zbliża się do ciebie -
jako kochanek uklęknę.

Przytulę się twarzą do łona
usta szturmują -
różę trzymaj w ręku.


29.04.2013 - Ustka
Poniedziałek 7:23



Owoc zakazany z drzewa

Motto: "Szłaś tam przez miasto z podniesioną głową
Jak gdybyś chciała kleknąć do pacierza
Jakbyś za chwilę miała w niebo wstąpić"
- Kazimierz Furman -


Jesteś tak czysta
że słowa gubię w poezji -
ślizgam się na piasku.

Uwodzę cię śpiewem ptaków
na łąkach piszę erotyki -
twoje ciało jest dla mnie niebem.

Skuś się Jolanto
zerwij to jabłko czerwone -
zacznie się era kochanków.

Nie spoglądaj na Boga
musimy przejść przez rzekę
tam rośnie więcej drzew.

Naciągnę struny gitary
twe ciało nastroję -
a słońce rzuci promienie
i nastanie płomień...


29.04.2013 - Ustka
Poniedziałek 7:49


Dźwięki z ust twoich

Motto: "Szłaś owinięta gęstym szalem tłumu
Z blizną w oku po płakaniu pierwszym
Z bólem na wargach po krzyku czerwonym"
- Kazimierz Furman -


Lepię z gliny świat inny..,
oczarowany uśmiech skradam
z ust czerwonych -
wybacz że znikam
ale przychodzę pod okno
składam ci hołd ważny.

Pojedziemy do Nowej Rudy
ugasimy pragnienia -
soczystość z nas wypłynie...

Schodami miłości zejdziemy
co schodek to dobre słowo
będziesz szczęśliwą kobietą.

A w Kotlinie Kłodzkiej
połączymy ręce -
niech szumi cisza w nich...

Ach te oczy zielone -
w akacjach zaśniemy!


29.04.2013 - Ustka
Poniedziałek 8:04


Komentowany wiersz: Gdzieś w ciepłym czasie razem 2021.05.28; 18:03:41
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech – Relacje znad krawędzi
22 września 2020


Poeta Wojciech Banach jest autorem wielu tomików wierszy. Tytułów nie wymienię, bo lista godna uwagi, ale długa. To bydgoszczanin, w latach siedemdziesiątych był członkiem Grupy Faktu Poetyckiego “Parkan“. Od 2011 roku pełni funkcję prezesa zarządu Oddziału Bydgoskiego SPP. Jego najnowszy tomik “Warkocz” zawiera 38 wierszy. Wszystkie one orbitują wokół emocji i uczuć, relacji damsko-męskich. Ale specyficznych, zawieszonych “między ziemią a niebem” /”Warkocz“/. Nic tutaj nie jest do końca oczywiste, nic definitywne, nawet “sytuacja liryczna” nie zmierza do spodziewanego finiszu /”Sytuacja liryczna“/ . Miłość przypomina pole minowe, w najlepszym razie łamigłówkę. Jawa wydaję się być owocem wyobraźni, sny bywają aż nadto realne. Granica pomiędzy nimi jest rozmyta. Przynajmniej czasami. Oto wiersz “Późna – wczesna wizyta“:
.

Obok snu
pojawiłaś się dopiero
nad ranem
kiedy miałem problem
z identyfikacją faceta w lustrze

nie interesują mnie
przyczyny twoich odwiedzin
choć widzę
że jesteś dziewczyną z mojej
książki
więc powinniśmy znać się

ostatecznie możesz
zostać
tylko nie wyobrażaj sobie
że będę cię kochał

już nawet nie pamiętam
co to znaczy


Miłość jest motywem przewodnim tego zbioru. Ale nigdy nie jest to uczucie banalne, zaczerpnięte z bibliotecznego romansu. Tutaj jest rodzajem “kolejnego spektaklu“, którego fatalne zakończenie jest tylko kwestą czasu. To rodzaj “odłożonej egzekucji“, po części przypadkowej, po części spodziewanej, wkalkulowanej w koszty /”Fetysze“/. Każda z tych miłości obarczona jest genem rozpadu, prawie każda balansuje na “krawędzi rozstania” /”List (2) do Wymyślonej“/. Śmiało można powiedzieć, że oddalenie jest stanem naturalnym tych związków. Co więcej – obiekt tych uczuć jest zazwyczaj enigmatyczny, często wizualizuje się tylko pod powiekami poety. Istnienie żywej partnerki bywa tutaj wręcz hipotetyczne. Jakby autor stawiał przed sobą kobiece fantomy, badał ich “przydatność“, wystawiał na próby. Akceptował, lub nie. Oto wiersz “Zastanów się“:


Czy ta kobieta
potrafiłaby

uszyć ci z pamięci koszulę

ostrzyc cię z zamkniętymi oczami

powtórzyć wiersz który dopiero napiszesz

Zastanów się
i będziesz wiedział czy jej unikać


Ale obok świata uczuć, trafnych lub chybionych wyborów, istnieje jeszcze obszar dla innej, ogólniejszej refleksji. A ta dotyka sedna człowieczeństwa, jego nierównej potyczki z czasem, z własnymi ułomnościami, z perspektywą odejścia. W takim tonie utrzymany jest wiersz “Słaby człowiek“, w podobnym utwór “Do przejścia“. Ten drugi jest zbiorem obrazów symbolicznych, niewiele w nim dosłowności. Tutaj komunikat jest na tyle dyskretny, że wymaga obeznanego w poezji czytelnika. Nie inaczej jest z “Dziwną rzeką“. To piękna, pastelowa robota, przepełniona umiarem i subtelnością. Przytoczę ten wiersz:


Na każdym brzegu – jedno suche drzewo
Ptaszyska zżarły liście wyssały żywicę
W nurcie – łódź jak widmo w pijanym slalomie
i oni – zdani na los z nadzieją przeżycia

Zmęczeni szarpaniem lin prostowaniem steru
leżą jak po miłości lekceważąc niebo
Nadzy pod sztormiakami wyłuskani z życia
Na każdym brzegu – jedno suche drzewo


W zbiorze “Warkocz” nie ma wierszy słabych, niepotrzebnych. Bylejakość ich nie dotyczy. Każdy z nich jest osobnym bytem, ale wzięte razem, niczym puzzle, układają się w skończony pejzaż. A ten, chociaż pięknie odmalowany, optymizmem nie napawa. To smutna książka, dedykowana naszej samotności, odwiecznym staraniom o akceptację, o miejsce w sercu drugiego człowieka. Autor zdaje sobie sprawę z powszechności tych starań, dlatego pisze językiem otwartym. Nie popisuje się stylistyczną żonglerką, nie odpala fajerwerków. Stawia na jasny komunikat. Pragnie być zrozumiany, być częścią tej wielkiej wspólnoty, która jeszcze śmie marzyć, oczekując od uczuć czegoś więcej. Podsumuję tą myśl wierszem “Na dobry poranek“:


życzę Ci przebudzenia
z kawą książką słońcem
i nieznajomym pomrukiem

kot to ma
szczęście


Książkę polecam.


Wojciech Banach
“Warkocz”
Wydawnictwo Pejzaż
Bydgoszcz 2020
Str. 47

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/09/warkocz-696x928.jpg


Komentowany wiersz: Czekam na sygnał ten najbardziej żywy kiedy łączysz swój orgazm rzeczywisty 2021.05.27; 20:13:42
Autor wiersza: zygpru1948
Federico Garcia Lorca


SĄ DUSZE, CO MAJĄ....

Są dusze, co mają
modre gwiazdy z niebios,
w liściach czasu zorzę
poranną uwiędłą
i czyste zakątki,
co w swym wnętrzu strzegą
szmeru snów minionych
i tęsknot.

Inne dusze mają
widmo ból i namiętność,
jabłka robaczywe
i dalekie echo
mknącego jak strumień
głosu spalonego.
Wspomnień pocałunków
pustą beznadziejność
i okruchy płaczu
dawno minionego.

Ma dusza od dawna
dojrzała. Dlatego
w gruz się sypie, siłą
zmąconą tajemną.
Młodzieńcze kamienie
urzeczone biegną,
aż spadną ku moich
myśli wodnym głębiom.
A każdy z nich mówi:
- Bóg jest tak daleko.


Komentowany wiersz: Czekam na sygnał ten najbardziej żywy kiedy łączysz swój orgazm rzeczywisty 2021.05.27; 19:41:45
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech – Nowa Księga Rodzaju

20 kwietnia 2021


Lesław Nowara jest poetą, aforystą, felietonistą i recenzentem. Jego prace znaleźć można w licznych almanachach i periodykach literackich. Ma na swoim koncie dziewięć tomików poetyckich i kilka publikacji wspólnych. Jego najnowszy zbiór nosi tytuł “Ość wieloryba” i składa się z trzydziestu wierszy. Jak na tomik, to niewiele, ale jestem pewien, że czytelnik po tej lekturze będzie zdziwiony, oszołomiony i usatysfakcjonowany. I chociaż język tych wierszy jest jasny i klarowny, to ich komunikat już takim nie jest. Wyobraźnia sięga w nich zenitu, wywraca świat do góry nogami. A potem układa go po swojemu. I to od samego jego powstania, pierwszego akordu na klawiaturze wszechświata. Jest to właściwie poetycki zapis powstawania wszystkiego, próba stworzenia nowego Genesis. Takie zabiegi kończą się zazwyczaj lawiną poetyckiego bełkotu, gradem koślawych metafor, wodospadem pustosłowia. Ale nie w tym wypadku. Autor tego zbioru jest intelektualnie poukładany, jego najbardziej fantastyczne teorie i wizje przekonują, wydają się być prawdopodobne. Autor mógłby spokojnie założyć związek wyznaniowy i przewodzić zdezorientowanym tłumom. Przytoczę niewielki fragment wiersza “Mrok“:


Na samym początku
kiedy Boga jeszcze nie było
był tylko Mrok

To z mroku narodziła się ciemność
to mrok stworzył pierwszą noc
która nie dzieliła dnia z dniem
to mrok stworzył czarne gwiazdy
i czarne słońce
tchnął życie w czarne cienie
które jeszcze nawet nie miały ciał
/…/


Brak cieni, to brak ludzi. Oni są jeszcze ledwo “rysą” na obliczu Ziemi /”Ość wieloryba“/. Nie liczą się, nie uczestniczą w akcie kolejnego stworzenia. Człowiek jest “przecinkiem“, nieważnym detalem, błahostką. Kluczowym bohaterem tego “dziania się” , jego kołem zamachowym, jest kamień. To on jest fundamentem dla świata i człowieka, wydaje się być wszechobecny, tak w niebie, jak i na ziemi. Kiedy poeta przyrównuje go do własnego serca, jest niemal organiczny. Ale posiada też pierwiastek duchowy, gdy czytamy, że jest tożsamy z duszą poety. Ta symbioza jest jednak znacznie poważniejsza, niemal całkowita. W wierszu “Kamienność” granice pomiędzy nimi zacierają się w każdym wymiarze. W tym wierszu człowiek i kamień są po prostu jednością. Nie może być inaczej, skoro w innym czytamy – “Bóg jest kamieniem“. Co prowadzi do wniosku, że kamień jest Bogiem. To nowa interpretacja mitu pierwotnego. Katoliccy oportuniści będą mieli z nim problem. Przytoczę fragment wspomnianej “Kamienności“:


To co mi leży na sercu – to kamień
Bo całe moje serce jest z kamienia
i kamienną ma duszę
/…/

Znam tylko kamienny świat
moim światem jest kamieniołom
moim domem kamienny młyn
jestem kamieniem młyńskim
który miele kamienne ziarna
dając pokarm kamieniom
/…/

Taka jest moja kamienna natura
że jestem martwy zarazem i żywy
jak wirus
jak kot Schrodingera
jak półskamielina


Ciało jest dla poety ważne. Poświęca mu kilka istotnych wierszy. Zapomnijmy o tym z kamienia, skupmy się na tym z krwi i kości. Ciało nie jest w tych wierszach strukturą zamkniętą, formą ukończoną. Przypomina konglomerat ciał wielu, jest swoistym przekładańcem, piramidą z bytów różnorodnych, nawet zwierzęcych /”Zaimek dzierżawczy“/. Trudno je okiełznać, oswoić, uznać w pełni za swoje. Owe obce byty, które je zamieszkują i tworzą, stając się z nim tożsame, zadziwiają energią i witalnością. Są skore do przemieszczania się, wychodzenia “na zewnątrz“, przekraczania granic. W takich chwilach, pod ich nieobecność, pierwotne ciało poety staje się studnią bez wody i dna. Jest otchłanią, która zdoła pomieścić wszystko. Co żywe, co martwe, co iluzoryczne. Zwłaszcza “omamy i urojenia” tej bogatej wyobraźni . Fragment wiersza “Wychodzenie z siebie“:

/…/

Więc jestem tylko ciałem
które jest tak puste
że bez trudu mieści się w nim
całe niebo i ziemia
oceany i gwiazdy
każde ziarno piasku
i kropla deszczu i liść i gałąź i kamyk przydrożny
i wróble i gołębie
samoloty pociągi i okręty

i wszystkie inne
podobne do nich
omamy i urojenia


W wierszu “Co będzie wczoraj?” czas jest umowny i płynny. Nie podlega oczywistym regułom. Tutaj wczoraj równoważy się z jutrem, nawet przeszłość okazuję się “całkiem niepewna“. Ten rodzaj intelektualnej prowokacji ma głębsze dno. Nie zmieni linearnego upływu czasu, początek zawsze poprzedzał będzie koniec. Przynajmniej w obecnej rzeczywistości. Ale na wrażliwym odbiorcy ta filozoficzna gra pozostawi swoiste piętno, rozwinie w nim wachlarz pytań. Tym bardziej, że te stawiane przez samego autora są szelmowsko logiczne i trafne. Czasami wydają się być realną alternatywą. Ten sam czas, ale podążający już odwieczną koleiną, przepływa przez kolejne utwory. Choćby przez “Koralik“, w którym uzdrowisko z lat siedemdziesiątych pachnie morskimi falami, rozgrzanym piaskiem plaży i smażonym dorszem. W wierszu “Wolny” czas zwolnił, spowszedniał. Młodzieńczy pośpiech nie jest już dla dojrzałego poety wyzwaniem i koniecznością. “Nie mam na rękach niczyjej krwi” – pisze, i brzmi to jak rachunek sumienia. Wiersz “O tym, że nie żyjesz” prowadzi jak po sznurku do “Ostatniego słowa“, które co prawda nie jest w tym zbiorze ostatnie, ale dosadnie podkreśla odrębność poety, mającego w głębokim poważaniu dogmaty i kanony. Jest wręcz obrazoburczy, dlatego z przyjemnością przepiszę go w całości:


Wysoki Sądzie Ostateczny,

chcę wierzyć,
że wyrok, skazujący nie na życie wieczne,
jeszcze ostateczny nie jest,

bo przecież
przysługuje mi, do diabła,
jakieś odwołanie,

skoro mam iść do nieba,
gdzie moje życie zamieni się w piekło,

i skoro milczenie jest grzechem śmiertelnym,
a ja mam prawo do ostatniego słowa,
to chcę powiedzieć tylko tyle:

– że będę milczeć


Tomik “Ość wieloryba” jest spójny i konsekwentny. Począwszy od języka, skończywszy na narracji. Jest zamkniętą całością, która kreuje świat tak odrębny, że nie sposób do tych wierszy nie wracać. Nie tylko dla ich oczywistej urody, ale by lepiej poznać ścieżki tych specyficznych, poetyckich wizji. Te nie są jednak owocem kalkulacji, oczekującej na czytelniczy poklask. Autor tego zbioru nie dba o takie drobnostki. Stworzył własny mit, własną rzeczywistość, lecz nie prosi o akceptację. Zaprasza nas do intelektualnej przygody, prowokuje. Wie, że ten tomik nie pozostanie bez odzewu. I ma rację. Polecam tę wyjątkową książkę.



Lesław Nowara
“Ość wieloryba”
Biblioteka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
Kraków 2020
Str. 90

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/04/osc-wieloryba-211x300.jpg


Komentowany wiersz: Moja francuska pani 2021.05.24; 05:27:06
Autor wiersza: zygpru1948
Stefan Jurkowski – Tylko las nie kłamie

4 maja 2021




Roztocze, jeden z najpiękniejszych regionów Polski, jest krainą inspirującą artystów. Ma swój specyficzny klimat, stanowi jakby osobną enklawę pośród skomercjalizowanego, zurbanizowanego świata. Jeśli się tam przyjeżdża systematycznie, zostaje na czas dłuższy, (już nie mówię o tych, którzy tam żyją od pokoleń), trudno nie pobudzić własnej wrażliwości. Przyroda oraz tamtejsi mieszkańcy – to jakby zupełnie inny świat. Autentyczny, choć może czasami wydawać się anachroniczny. Takiej rzeczywistości już nie ma, a jednak jest. Wiersze Waldemara Michalskiego z „Małego tryptyku roztoczańskiego” w tym właśnie świecie są głęboko zanurzone.

Michalski jest poetą bardzo wrażliwym na piękno; na moralny ład, międzyludzkie zrozumienie i porozumienie, prostolinijność, wiarę. Te wszystkie wartości odnajduje w roztoczańskich zakątkach. Jego wiersze są mocno zakorzenione w topografii, krajobrazie, przywołują konkretne miejsca związane z historią nie tylko regionu, ale całego kraju. Dodajmy, że ten opisywany przez poetę świat w równym stopniu inspiruje wizję, jak i język, który u Michalskiego jest zawsze niezwykle precyzyjny. Można powiedzieć, że utwory te są bardzo spójne: zarówno liryczny obraz, jak i samo przesłanie wierszy są do siebie „adekwatne”, ponieważ poeta poszukuje takich środków wyrazu, by dotrzeć jak najbliżej sedna. Tworzy więc język „osobny”, albo nie tyle „tworzy”, co w sposób irracjonalny znajduje go, rzec by: w otaczającej go atmosferze, feerii barw, zmiennego światła, woni.

W wierszu „Lubelscy bibliofile” dedykowanym pamięci Józefa Czechowicza – poety i bibliofila, możemy przeczytać;

Księgi pachną akacjowym majem

bibliofile zapatrzeni w szereg liter

płyną po kartkowym oceanie

woluminy zdobią ekslibrisy

zwykła pieczęć kanonicznie zakazana.

Zacytowałem ten fragment, ale doszedłem do wniosku, że jednak to zbyt mało. Trzeba ten utwór pokazać w całości. Świadczy on bowiem o istotnych inspiracjach poety, wyrastających właśnie z lubelskiej ziemi, z jej tradycji, kultury, historii:

Przez lubelskie bramy idzie orszak

białego kruka z tarczą słonecznika

granatowe togi fantazyjne birety

ojciec Konrad od pierwszej oficyny – na czele

zaraz obok brat Hieronim o biblioteczne księgi zatroskany

dalej Gurbajan – z gruzińska dowcipnie przezwany

i Zbigniew z Poczekajki i Henryk z Toronto

Waldemar z Wołynia i Zbigniew z Polesia

jest też Ewa z Sandomierza i Halina z Lublina

Leszek od dziennikarzy i Adam z filmową kamerą.

także Andrzej ze Stawu co się Krasnym zowie

z Nałęczowa zaś Jerzy i Jerzy z Czechowa.

Komiliton Tarłowski patrzy na to z góry

jednemu brodę dorysuje

drugiemu przypnie listek laurowy.

Idzie orszak – w oknach znajome twarze

Biernat z Lublina i Jan z Czarnolasu

w dawnych słowach pełne miodu treści:

„kto miłuje księgi, nie miewa tęskności”

nie samym chlebem człowiek żyje

choć księgi wciąż droższe od chleba

Jest to fragment świetnie ilustrujący zamysł tego tomu: ciągłość kulturową, tradycję – które są fundamentem wszelkiej twórczości, powstającej tu i teraz; twórczości, która nie powstaje z niczego.

Wiersze Waldemara Michalskiego rodzą się na tych właśnie fundamentach. Są one na wskroś współczesne, mówią o świecie dzisiejszym, ale w ich podskórnym nurcie niezmiennie tętni owa niezbywalna tradycja, której jednakże nie należy utożsamiać z potocznie rozumianym tradycjonalizmem. Poeta nie trzyma się kurczowo jakichś „sprawdzonych” form, widzi konieczność wzbogacania i zmieniania języka. To, co u niego jest niezmienne, to poczucie istnienia niezbywalnych, stałych wartości, bez których pogrążylibyśmy się w chaosie; bez których odeszlibyśmy od podstawowych pojęć i znaczeń, aż do utraty świadomości poetyckiej. Poddanie się zupełnemu chaosowi, w rezultacie oznaczałoby artystyczną klęskę. Przy czym nie chodzi tu o „zakaz” kontestowania tradycji, szukania nowych form, oryginalnych środków wyrazu. Przed owym chaosem chroni poetę wewnętrzna busola. Tu nie ma żadnego wzorca ani przepisu. Proces twórczy jest przecież zjawiskiem irracjonalnym. Tę busolę wewnętrzną niewątpliwie posiada podmiot liryczny wierszy autora „Tryptyku…”

Można powiedzieć, że „Tryptyk” nas niejako wchłania. Jesteśmy w konkretnych miejscach, niejednokrotnie naznaczonych krwią i męczeństwem:

Akcja H-T

Zakazano wymazano zapomniano

Bóg także patrzył w drugą stronę

Bełz Krystynopol Ostrów Uhnów i Waręż

czarnoziem i węgiel

wysprzątano odświeżono

często na nowo zbudowano

wytyczyli nową granicę

piętnaście tysięcy do wyrzucenia

z rodzinnych domów

załadowano na wagony i samochody

i „przesiedlono” na Bieszczadzkie

skalne ugory i bezdroża

do Czarnej Lutowisk

do walących się chat

gdzie na powitanie czekały

powieszone na płotach koty


(Akcja Hrubieszów – Tomaszów

rok 1951 – zbrodnia

wiernopoddańczej władzy

i sowieckich zaborców.)

Ale też w „Małym tryptyku roztoczańskim” znajdziemy wiele humoru, codziennej pogody i autentycznego życia. Oto wiersz „Pan Czerwieniec od miodu i struga”:

przed domem zagon bratków

niebiesko wiosennie zalotnie

to babska robota – dodaje

i słowo „babska” brzmi tu

jak uznanie i komplement.

W cyklu wierszy Michalskiego dramatyczna historia roztoczańskiej krainy przeplata się z pogodną codziennością, niekiedy sielską, pełną barw i spokoju. Nie są to jednak wiersze narracyjne. Podmiot liryczny uczestniczy we wszystkim, co go otacza. Chodzi po lesie, gdzie „rosa zwiastuje pogodę”, modli się w kościółkach, podziwia kolorowe kamieniczki w rynkach miasteczek, a jeśli pisze o kapliczkach, to jest zawsze ta konkretna, np. „Święty Roch z kapliczki w Krasnobrodzie”. Dla poety topografia jest niezmiernie ważna. Gdyby ją pominąć, to wiersze zostałyby niejako zawieszone w próżni.

W „Tryptyku…” mocne osadzenie poezji w konkretnych miejscach, nie odbiera jednak niczego z ich uniwersalności. Serdeczne relacje międzyludzkie, uroki przyrody, smak chleba („Jeżeli jechać to także do Guciowa”), pan Pupiec, który sprzedaje krowę w leśnych Kosobudach czy spotkanie ze świętym („Spacer z księdzem Karolem”), doznania z pogranicza zmysłowości i erotyzmu („Zuzanna w kąpieli”), piękna postać Aleksandry Matławskiej ze Zwierzyńca…

Pomimo wyraźnych odniesień topograficznych, poezja Waldemara Michalskiego nie należy do „bedekerowych”. Autorowi nie chodzi o jakiś kronikarski czy „turystyczny” zapis, ale o uchwycenie cech danego miejsca. W tym wszystkim jest najważniejszy genius loci, który pobudza wyobraźnię, inspiruje, pomaga dostrzec we wszystkim osobliwe, indywidualne piękno.

Świat poetycki Waldemara Michalskiego daleki jest od codziennego zgiełku, tak dziś powszechnego wyścigu szczurów. To enklawa życzliwości i bezinteresowności, jakiej już tylko ze świecą szukać. Spokój, wyciszenie, umiłowanie przyrody, ludzi, obyczaju. I tam właśnie podmiot liryczny szuka autentyczności. Clou poezji autora „Tryptyku…”, jak również wielu jego wierszy, można upatrywać w zdaniu: „Jadę na Roztocze – las nie kłamie!”

Stefan Jurkowski

Waldemar Michalski: „Mały tryptyk roztoczański”, Norbertinum, Lublin 2020, s.56
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/05/Maly-tryptyk-roztoczanski-187x300.jpg


Komentowany wiersz: Ach te oczy., ach to wszystko! 2021.05.22; 14:38:20
Autor wiersza: zygpru1948
Janusz Termer – Przypomnienia – Tadeusz Różewicz – w stulecie urodzin

18 maja 2021

Tadeusz Różewicz w passeportou z Nowosielskiego pracami - reprodukcje - wyk. Z. Kresowaty
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/05/Tadeusz-Rozewicz-w-passeportou-z-Nowosielskiego-pracami-reprodukcje-wyk-Z-Kresowaty.jpg

Tak się złożyło, że tuż po śmierci Tadeusza Różewicza (24 kwietnia 2014) miałem w maju tamtego roku kilka spotkań z młodzieżą szkół średnich, gdzie oczywiście tematem głównym siłą rzeczy stawała się Jego twórczość. Pytano mnie (nie tylko uczniowie, ale i wyraźnie przejęte odejściem Poety sympatyczne panie polonistki) miedzy innymi o to, jaki moim zdaniem gatunek literacki: poezja, proza czy może dramatopisarstwo jest zasadniczą częścią dorobku tego twórcy, czyli głównym dowodem na to, że „wielkim pisarzem był”?

Zaczynałem tak trochę mniej więcej „biblijnie”. Oto na początku było… wszystko jasne. Tadeusz Różewicz pojawił się w naszej powojennej literaturze jako poeta. Wybitny Poeta. Już bowiem pierwsze jego zbiory poetyckie – Niepokój, 1947, Czerwona rękawiczka, 1948– zostały przyjęte przez krytykę i czytelników jako ważny i oryginalny głos młodego twórcy szukającego nowych i własnych środków ekspresji dla ukazania dylematów wojennej i tuż powojennej rzeczywistości, owego, jak pisał wówczas Tadeusz Borowski „krajobrazu po bitwie”. Głos był to istotny – obok tomów Czesława Miłosza Ocalenie) czy Juliana Przybosia Póki my żyjemy) – jako poetyckie „badania” osobistego, pokoleniowego i narodowego stanu ducha oraz dramatycznej sytuacji Europejczyków w ogóle, ludzi ocalałych po koszmarach totalitarnych ideologicznych aberracji, traumach wojennych, ludzi po uszy zanurzonych w rodzącym się wielkim powojennym kryzysie społecznym i moralnym. W narastających – „wiejących od wschodu” – nowych ideowych niepokojach i wielkich niewiadomych nadchodzącego czasu; odradzających się totalitarnych tendencji i narastania efektów „zimnej wojny”. Wywołały te wiersze – zwłaszcza Różewicza – wiele dyskusji i polemik. Szukano też na gwałt interpretacyjnych formuł. Pisano m. in. o poezji „pokolenia zarażonego śmiercią”, „poetyce ściśniętego gardła”, „antypoezji”, „śmierci poezji”, niemożliwej (także i wedle Niego) „próbie stworzenia poezji po Auschwitzu”…


Komentowany wiersz: Ach te oczy., ach to wszystko! 2021.05.22; 14:37:07
Autor wiersza: zygpru1948
Istotnie, wierszowana twórczość autora Niepokoju skupiała jak w soczewce problemy, bóle i dylematy rodzącej się – na „dymiących” jeszcze zgliszczach i gruzach – przyszłości, nieokreślonego jeszcze wtedy w pełni kształtu nowej rzeczywistości. Tej zanurzonej mocno w historycznych zaszłościach. I tej ewokującej dramatycznie nowe pod każdym względem, zwłaszcza politycznym, przełomowe porządki wraz z ich społecznymi i psychologicznymi konsekwencjami, ostrymi konfliktami i bolesnymi ludzkimi egzystencjalnymi dylematami – konieczności dokonywania nadzwyczaj trudnych wyborów. Gdzie, nie tylko przecież w planie literacko-kulturowym, krzyżowały się rozmaite sprzeczne wpływy ideowe, i filozoficzne: marksizm, personalizm czy też coraz bardziej dominujący w myśleniu elit intelektualnych i literackich francuski egzystencjalizm. Ten ostatni w kilku zresztą odmianach: chrześcijańskiej, np. Gabriel Marcel (Homo viator) oraz laickiej, np. Martin Heidegger – pytający jak możliwa jest poezja po Auschwitz, Jean Paul Sartre – próbujący łączyć marksizm z egzystencjalizmem czy Albert Camus (eseje Człowiek zrewoltowany, powieść Dżuma).I inni wybitni wybitni eseiści i prozaicy tego czasu. W tym także współtwórcy idei nowego humanistycznego heroizmu „mimo wszystko”, jak Antoine de Saint-Exupéry (Mały książę, Ziemia planeta ludzi…) czy Andre Malraux ( Czasy pogardy).

Różewiczowska poezję tego czasu charakteryzowała próba wyzwolenia się nie tylko z okowów tradycyjnych polskich idei i mitów, zwłaszcza romantycznego i modernistycznego pochodzenia, ale i nowych rodzących się inteligenckich złudzeń, narodowych fobii, także nierealnych nadziei. Tropionych wtedy tak ostro, „groteskowo, żartobliwie i lirycznie” przez choćby Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Zielonej Gęsi, w tekstach publikowanych wówczas na łamach „Przekroju”. Autor Niepokoju odchodził równie zdecydowanie od literackich wzorów minionych, lirycznych repertuarów, tradycyjnej rekwizytorni środków, form, zdobnictwa, ornamentyki i „poetyczności” – nieprzystających już do nowych sytuacji ludzkiej kondycji. Tadeusz Różewicz najbardziej ze wszystkich poetów tego czasu wyraźnie i programowo zmierzał w stronę sprozaizowanego lakonizmu, redukcji tradycyjnej metaforyki, wyrażając daleko posunięty sceptycyzm, zawód i nieufność wobec wartości humanistycznego „pocieszenia” (Boecjusz), tak mocno zakotwiczonych pośród dawnych idei filozoficznych i moralnych przykazań. Nic więc dziwnego, że wielu czytelników szokowały takie wiersze, jak Lament: Mam dwadzieścia lat / jestem mordercą / jestem narzędziem / tak ślepym jak miecz / w dłoni kata / zamordowałem człowieka / i czerwonymi palcami / gładziłem białe piersi kobiet… Albo jak wiersz pt. Ocalony: Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź / To są nazwy puste i jednoznaczne: / człowiek i zwierzę / miłość i nienawiść / wróg i przyjaciel / ciemność i światło…

Te i późniejsze wiersze Tadeusza Różewicza (Poemat otwarty, 1956, Rozmowa z księciem, 1960, Twarz trzecia, 1968, Nic w płaszczu Prospera, 1962, Zawsze fragment, 1996 czy Recykling, 1990) odcisnęły, jak powszechnie wiadomo, swoje wielkie i niezatarte piętno na kształcie i drogach rozwojowych całej powojennej poezji polskiej w kolejnych dziesięcioleciach. Dość przypomnieć, że i obecnie tak zwaną „różewiczowską” frazą nadal posługują się przedstawiciele kilku już następnych poetyckich pokoleń, w tym i najmłodsi adepci poetyckiego rzemiosła (często nie wiedzący już nawet o tym skąd to się wzięło, no, bo tak teraz „się pisze”…).

Jednakże do czasu powstania oraz krajowych i zagranicznych scenicznych tryumfów dramatu Kartoteka (druk w „Dialogu”, początek lat 60.), a potem sukcesów wielu innych utworów dramatopisarskich Różewicza,nie ma już takiej pewności, że w całym wielkim dorobku literackim tego autora – akurat właśnie wiersze są w jego dorobku literackim sprawą pierwszą i najważniejszą. Pełni kwintesencji ideowej i artystycznej twórczości Tadeusza Różewicza można z powodzeniem doszukiwać się zarówno w jego poezji, także i w prozie narracyjnej (tomy opowiadań Wycieczka do muzeum, 1966, Śmierć w starych dekoracjach, 1970) oraz w jego eseistycznym dorobku (Teatr niekonsekwencji, 1970, Przygotowania do wieczoru autorskiego, 1971), jak i w zwłaszcza dramatopisarstwie (niektórych przynajmniej jego wybitnych sztukach teatralnych: poza Kartoteką i Kartoteką rozrzuconą – Grupa Laokona, Świadkowie albo nasz mała stabilizacja, Do piachu, Pułapka…). Należy bowiem stawiać je i traktować na równi z najwybitniejszymi jego dokonaniami poetyckimi.

Oto bowiem poezja, proza, jak i sztuki teatralne Różewicza (“realistyczne i współczesne”, jak je sam autor określa w podtytule Kartoteki), mają tożsamy w gruncie rzeczy punkt wyjścia. Mimo wszystkie odmienności gatunkowych form wyrazu. Bazują i wyrastają najczęściej przecież ze znacząco – mniej lub bardziej metaforycznie wykorzystywanych i przetwarzanych – wojennych i późniejszych jego doświadczeniach życiowych. Oparte są na autobiograficznym materiale (jako punkcie wyjścia) oraz na konsekwentnie prowadzonych artystycznych poszukiwaniach nowych kształtów ekspresji dla pełniejszego wyrażenia nurtujących go problemów. Tadeusz Różewicz – bezpośredni uczestnik i przenikliwy świadek wydarzeń najnowszej historii – prezentował je w kolejnych odsłonach uwikłania biografii własnej i całego pokolenia naznaczonego piętnem wojny i okupacji oraz późniejszych lat “naszej małej stabilizacji“. Wszystkie są zarazem zawsze – wbrew pozornej prostocie – utworami wieloznacznymi, przekornymi, znaczeniowo przewrotnymi, ironicznymi i groteskowymi w planie znaczeniowymi, a często wręcz „malarskimi w fakturze obrazami” o rozlicznyvh podskórnie aluzyjnych odwołaniach kulturowych. Dziełami o w gruncie rzeczy bardzo złożonych formach wyrazu i kształtu. Poeta „buszował” jednak coraz śmielej pośród rozmaitych i odległych od siebie, wydawałoby się, form i gatunków literackich. Ale zawsze pozostawał sobą, bo w każdej z tych form odnaleźć można bez trudu ów „poetycki” punkt wyjścia. Aura poezji (ale nie tzw. „poetyczności”) jest stałym elementem każdego z uprawianych przez niego literackich rodzajów. A poza tym, Tadeusz Różewicz, jakby przy okazji, próbował ze swoją twórczością i widzeniem współczesnego problematycznego świata docierać do różnych kręgów odbiorców sztuki pisarskiej. Wiadomo, że proza i dramat zawsze mają większe „wzięcie” u odbiorców literatury, szerszy zasięg, niż poezja. Zwłaszcza od czasu, gdy bardzo wielkim powodzeniem w kraju i na świecie zaczęły cieszyć się owe Różewiczowskie, ostre znaczeniowo, sugestywne sceniczne i nowatorskie wizje teatru “otwartego“…

„Otwartego” nie tylko w sensie czysto formalnym (luźna konstrukcja, wielość używanych środków), ile też zwłaszcza – bez cudzysłowu – otwartego, czyli gotowego na niezbędną w każdej epoce konfrontację oficjalnie głoszonych wielkich humanistycznych tradycji i wartości kultury europejskiej z jej „realną rzeczywistością” – egzystencjalną i społeczną sytuacją człowieka i twórcy czasu teraźniejszego. Tego tu i teraz, w którym przyszło mu żyć. Pierwsza z tych sztuk to oczywiście Kartoteka(słynna prapremiera w Teatrze Dramatycznym w Warszawie 1960, reżyserowała Wanda Laskowska). Rzecz ma charakter rozrachunkowej przypowieści scenicznej, nowoczesnego moralitetu. Materiału dostarczają sceny z życia Bohatera bez nazwiska, przedstawiciela pokolenia wojennego, byłego partyzanta. Pokój przechodni, gdzie leży on w łóżku, wspominając przeszłe i niedawne wydarzenia ze swego życia, staje się – zgodnie z poetyką snu czy techniką collage‘u – umowną ulicą, kawiarnią, szkołą, biurem itp. Pojawiają się ludzie z różnych okresów życia Bohatera, którzy wywarli wpływ na jego poglądy i postawy Dokonuje się więc konfrontacja szans i realizacji jego życiowych planów, ambicji i marzeń. Wyłania się stąd obraz złożonych losów, problematycznej i ambiwalentnej osobowości Bohatera, kształtowanej przez wydarzenia wojenne i późniejsze polityczne przemiany, a zarazem obraz przemożnego wpływu “czasu nieludzkiego” na całą generację i zarazem ostatecznie i nieodwołalnie niweczącego owe dawniejsze ideały humanistyczne.

Kartoteka ukazuje narastający chaos i dezintegrację psychologiczno-moralną oraz sytuację egzystencjalną człowieka, zwłaszcza niemożność porozumienia między ludźmi, egzystencjalnym monadami (Leibnitz) zagubionymi i bezsilnymi w świecie wartości formułowanych w nowym, nie przystającym już do rzeczywistości języku stereotypu obyczajowego i podniosłego patriotycznego frazesu, często jeszcze romantycznej proweniencji. Bohater “bez określonego wieku, zajęcia, właściwości”, o powikłanej “polskiej” biografii“, próbuje bronić się przed licznymi próbami zaklasyfikowania go (psychologicznego, społecznego czy politycznego) z pomocą autoironii i szyderstwa. Sekwencja scen Kartoteki (zwyczajnych i pozornie banalnych dialogów postaci) ukazuje świat Bohatera sztuki jako ciąg wydarzeń przepuszczonych przez filtr maskarady, groteski czy parodii dawnych wzorców teatralnych. Na przykład występujący tu Chór Starców (nawiązanie wprost do figur i środków z dramatu antycznego), z ironicznym dystansem komentuje wydarzenia (Czasy są niby duże, ludzie trochę mali) i czasami bierze czynny udział w akcji. Otwarta, “kartotekowa” forma sztuki daje możliwość wielorakiego jej rozumienie i rozmaitych interpretacji scenicznych, toteż cieszyła się ona wielkim zainteresowaniem teatrów w kraju i trafiła na awangardowe sceny oloubek (reżw wielu krajach świata (od Ameryki po Rosję). W roli Bohatera w realizacjach teatralnych wyróżnili się szczególnie: Józef Para (prapremiera), Wojciech Siemion (1973), Zbigniew Zamachowski (1999), a w telewizyjnych Tadeusz Łomnicki (w reż. Konrada Swinarskiego, Teatr TVP 1967) i Gustaw Holoubek (reż. Krzysztofa Kieślowskiego, Teatr TVP 1978). Warto też dodać,że Kartoteka stała się lekturą szkolną od 1970 r.

Kartoteka rozrzucona. Prapremiera Wrocław 1993. Nowa wersja Kartoteki, powstała podczas prób z udziałem autora w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Jest to swego rodzaju projekcja autorskiego snu o reżyserowaniu tej sztuki. W tej nowej wersji Kartoteki pozostało to samo miejsce akcji – pokój przechodni. Inne elementy uległy podwojeniu, jakby metaforycznemu rozdwojeniu jaźni: jest dwóch Bohaterów, są też dwie pary rodziców… Bohater II jest teraz starcem z siwą brodą – leży pod szpitalną kroplówką, ogląda amerykański serial Dynastia zamiast, jak sam ironicznie powiada, czytać Króla Ducha, przywołuje nowe wydarzenia ze swego życia i historii narodowej, zwłaszcza z lat 80. i początku 90 za pośrednictwem takich środków przekazu jak fragmenty artykułów z gazet, reklamy czy cytaty z nowomowy polityków. Wszystko to tworzy groteskowy mało czytelny “szum informacyjny”. Staje się swoistym signum nowych czasów (telewizor jako współczesny Chochoł, który hipnotyzuje ludzi). Wydarzenia atakują z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Rolę Chóru Starców przejmuje niemy Komentator, Stańczyk – Myśliciel. Ważnym odniesieniem staje się mównica sejmowa, z której padają szydercze komentarze do tragikomicznego obrazu współczesnej demokracji, pojawiają się nawet głosy z zaświatów (księdza Piotra Skargi czy marszałka Piłsudskiego). Jest tu także scena pt. Salon Warszawski (nawiązanie do III części Dziadów Mickiewicza) oraz Bazar (wszystko na sprzedaż, łącznie z tradycją). Pojawia się nawet, jako element gry scenicznej, nieobecna w poprzedniej wersji teatralna kurtyna. Ważną rolę w wymowie całości utworu pełnią obecne w nim elementy drwiny z uroszczeń domorosłych ideologów, propagandystów i ”dyżurnych” teoretyków przemian społeczno-politycznych. Są także wpisane w sztukę kpiny z krytyków teatralnych czy literackich (profesor Bąbel jako nowy Gombrowiczowski Pimko), którzy bez skrępowania zmieniają poglądy – i teraz gorliwie negują wszelkie wartości powojennej literatury polskiej: Ta czarna dziura / to polska kultura / to polska literatura / 44 czterdzieści cztery / lata polskiej literatury / to same dziury / hańbo, hańbo / o hańbo. Otwarta formuła tego dramatu pozwala na wprowadzanie do niego coraz to nowych i aktualnych tematów czy problemów, daje też rozliczne możliwości jego interpretacji (np. badaczka teatralna Anna Krajewska, w książce Dramat i teatr absurdu w Polsce, widzi tu nawet pierwszą u nas dramaturgiczną realizację idei „filozofii dekonstrukcjonizmu”!).

Grupa Laokoona (prapremiera Warszawa 1962), to dramat zachowujący “wszelkie pozory komedii obyczajowej” (Józef Kelera) i wykorzystujący formy komediowe oraz satyryczne jest w istocie utworem o umieraniu sztuki i degeneracji kultury. Jak w Kartotece posłużył się autor techniką collage‘u, chociaż dramat zachowuje wewnętrzną spoistość zwłaszcza w obrazie drugim i czwartym, ukazującymi konflikt pokoleń i niemożność porozumienia w rodzinie pewnego historyka sztuki. Dziadek reprezentuje typ starego humanisty. Matka wiecznie krząta się miedzy pracami domowymi a potrzebą uczestnictwa w wysokiej kulturze, a Ojciec bajdurzy posługując się rozmaitymi cytatami, o wielkości sztuki i jej harmonii (m. in. o widzianej w Rzymie gipsowej atrapie rzeźby przedstawiającej tytułową Grupą Laokoona). Syn utracił cel w życiu, choć deklaruje, że nadal pragnie być sobą, W jednej ze scen Ojciec mówi do Matki, która usiłuje malować kwiaty, aby zapełnić pustkę w przerwach między zajęciami w kuchni: Będziesz krążyć jak cała współczesna sztuka między Scyllą pustych formalnych igraszek a Charybdą epigonizmu. Sceny “domowe” przeplatają groteskowe epizody: obraz w pociągu – powrót Ojca z Rzymu i rozmowa z celnikami o sytuacji w kraju (Dezintegracja, alienacja, frustracja… wszystko po staremu) czy złośliwe scenki ukazujące przebieg prac jury w konkursie na wspólny pomnik niejakiej Tekli Bednarzewskiej Baranowskiej i Juliusza Słowackiego. To zresztą także ironiczny, jakże i dziś nadal aktualny przykład zabłąkania współczesnej sztuki i jej żałosnych zawodowych interpretatorów (w tym – Ojca), podległych woli politycznego mecenasa. Całość tworzy prześmiewczy konterfekt, wizerunek jałowiejącej sztuki i kultury współczesnej – wszystkie­ postacie zachowują się jak automaty, a ich wypowiedzi to “gotowce” z “rupieciarni” i śmietnika współczesnej kultury masowej.


Komentowany wiersz: Ach te oczy., ach to wszystko! 2021.05.22; 14:36:50
Autor wiersza: zygpru1948
Świadkowie albo nasza mała stabilizacja (prapremiera Berlin 1963, premiera polska Zielona Góra 1964), to dramat złożony z trzech luźno ze sobą powiązanych części. Pierwsza zawiera rozpisany na dwa głosy – Recytatora i Recytatorki – tytułowy poemat Nasza mała stabilizacja, w którym mowa jest o zanikającym w naszych czasach poczuciu wielkości i tragizmu ludzkiego istnienia. O tym, że troski o zwyczajne i codzienne problemy materialno-bytowe wypierają ze świadomości człowieka wszelką potrzebę duchowości. Część druga ukazuje przewrotnie kpiarski obraz codziennego bytowania pewnego małżeństwa. Komentują widoki z okna własnego mieszkania i dokonują swoistego bilansu swego życia (coś niecoś się dokupiło – coś niecoś się uzbierało – jakoś się wreszcie ułożyło). Jest to życie pełne rutyny, nudy i jałowości oraz czasami ukrytego okrucieństwa (opowieść Mężczyzny o zabiciu kotka przez chłopca). Część trzecia to dialog dwóch mężczyzn, zwanych Drugi i Trzeci (“świadków”), odwróconych do siebie plecami, nieruchomych i “ustabilizowanych” w swoich kawiarnianych fotelach, z których wygłaszają banalne prawdy i starają się ignorować “coś”, co usiłuje doczołgać się i zbliżyć do nich z zewnątrz (umierający pies albo człowiek). Sztuka ta rozumiana była jako skrajny wyraz nieufności wobec owej “naszej małej stabilizacji” lat 60., prowadzącej na drogę obojętności moralnej, egoizmu i zła. Tytułowa formuła tego dramatu stała się w polskiej publicystyce wielkim skrótem myślowym, obiegowym podsumowaniem kondycji społecznej i politycznej lat 60. XX w.

Do piachu (prapremiera Warszawa 1979), to sztuka, nad którą autor pracował od 1948 roku, oparta jest na wojennych doświadczeniach i partyzanckich przeżyciach z okupacyjnej młodości. Jej główną postacią jest prymitywny wiejski chłopak, prostoduszny i naiwny Waluś, który wraz z innymi partyzantami z oddziału zdemoralizowanego dowódcy dopuścił się rabunku, ale tylko on dał się złapać na gorącym uczynku. Sąd wojenny skazuje go na karę śmierci, lecz on, prowadzony na egzekucję, sądzi, że został uwolniony od winy. Jego śmierć odarta jest z jakichkolwiek atrybutów “godnej żołnierskiej śmierci“ i ociera się o bluźnierstwo (Waluś z przerażenia oddaje kał i jednocześnie odmawia Ojcze nasz). Wydarzeniu temu towarzyszą scenki z życia leśnego oddziału, dyskusje polityczne i konfrontacja postaw. Ostry, realistyczny, szokujący w swej drastyczności obraz tej epoki i jej ludzi (partyzantów) odbiega daleko od heroicznego i martyrologicznego podejścia spotykanego najczęściej w popularnej literaturze polskiej. Jest to przejmujące, brutalnie naturalistyczne zderzenie stereotypu z rzeczywistością – patriotycznego ideału z gorzką współczesną wiedzą o ciemnej stronie ludzkiej natury, dochodzącej do głosu w sytuacjach ekstremalnych, pod wpływem okrutnej rzeczywistości, zniewolenia czy strachu. “Trzeba wielkiej odwagi, by tak patrzeć, odrzucić wszelką retorykę. Okrutna szkoła Żeromskiego, przesłaniała w literaturze wyniki podobnej analizy mgłą liryczną, romantycznym gestem. W tragedii Różewicza nie ma już masek; jest wulgarna miazga konieczności” (pisał krytyk teatralny Lesław Eustachiewicz). Inscenizacja Teatru TVP, reż. Kazimierz Kutz 1991.

Pułapka (prapremiera Warszawa 1984, reż. Jerzy Grzegorzewski), to sztuka zbudowana wokół mniej lub bardziej aluzyjnie czytelnych, swobodnie przywoływanych wybranych elementów z autentycznej biografii wybitnego pisarza XX w. – Franza Kafki (tak nota bene ważnego w literackiej „edukacji” Różewicza). Krąg problematyki charakterystycznej dla twórczości autora Procesu, a zwłaszcza dręczących go obsesyjnie lęków egzystencjalnych, konieczności dokonywania życiowych wyborów (jak szukanie wyjścia z “pułapki“ cielesności), poszerza Różewicz o nowe motywy niepokojów i strachu paraliżującego bohatera poprzez zawartą w jego świadomości wizję przyszłości – Wielkiego Holocaustu (w którym ginie on i jego rodzina). W scenach z mrocznej przyszłości, którą Kafka przewidywał w swym dziele, on sam rzecz jasna nie uczestniczy. Spoiwem między tymi dwoma odrębnymi światami staje się postać silnego, praktycznego i trzeźwo życiowo myślącego Ojca bohatera, dla którego lęki syna to czyste „fanaberie i dziwactwa”. Ta jego płasko pragmatyczna postawa wobec życia własnego i rodziny oraz wielkiej polityki jawi się tutaj jako owa największa pułapka, w którą wpadł także on sam, Ojciec Franza, wraz z milionami innych współczesnych mu obywateli państw europejskich – nie tylko pochodzenia żydowskiego. Bo dramat ten, choć mocno osadzony w czasie historycznym, w konkretach i realiach życia głównego bohatera, ma przede wszystkim wymiar uniwersalny. Tematem naczelnym są nieoczekiwane i tragiczne wyroki historii wydane na rodzinę Franza (śmierć w Auschwitzu), czyli owe tragiczne dziejowe “pułapki” – widziane tutaj w nieodłącznym od nich różnorodnej natury kontekście innych “pułapek“. A mianowicie i tych płynących także z czysto biologicznego wymiaru dramatyczności egzystencji ludzkiej, przed którymi nie ma ucieczki. W premierowym przedstawieniu w roli Franza wyróżnił się Olgierd Łukaszewicz (“rozdygotany, chory, rozsypujący się i bardzo piękny sobowtór Kafki“ – jak pisał znany krytyk teatralny Stefan Treugutt).

Czy zatem Tadeusz Różewicz – wybitny Poeta i Tadeusz Różewicz wybitny Prozaik oraz Tadeusz Różewicz – wybitny Dramatopisarz, to odrębni pisarze, odrębne osobowości twórcze? Oczywiście, że nie. To tylko – niczym awers i rewers jednej monety – odmienne strony tego samego literackiego medalu (dodajmy, ze szlachetnego kruszczu wybitego). Toteż nie ma najmniejszego sensu odpowiadać, na pytanie, co jest „większe” czy „ważniejsze” w jego tak bogatym, złożonym i różnoimiennym formalnie twórczym dorobku: poezja, proza czy dramatopisarstwo? Wszystkie te główne w jego dorobku dziedziny, odmiany i narzędzia ekspresji, wszystkie odmiany i gałęzie jego rozrastającej się z latami twórczości dopełniają się i wzajem uzupełniają, ponieważ wyrastają z tego samego głównego pnia. Z tego samego życiowego podglebia doświadczeń i przeżyć człowieka naszej tragicznej, rozsadzanej przez sprzeczności, także cywilizacyjne, paradoksalnej epoki, w której przyszło mu żyć. Tadeusz Różewicz przez całe swoje długie i twórczo owocne życie – niezależnie od politycznych „etapów i zakrętów”, pojawiających się odkryć i przelotnych mód literackich i związanych z nimi teorii oraz tendencji artystycznych – zawsze pozostawał sobą. Sobą, czyli człowiekiem i pisarzem nieodmiennie autentycznie wiernym własnemu losowi i doświadczeniu; wynikającego stąd widzenia świata oraz naturze własnego talentu. Nic przeto dziwnego w tym, że mimo upływu lat nadal pozostaje jednym z najbardziej popularnych, najczęściej tłumaczonych w świecie (na 49 języków!) polskich pisarzy współczesnych.

Janusz Termer


Komentowany wiersz: Gdybyś tam zaprosiła mnie, ptaki by ci koncert dały 2021.05.21; 05:33:31
Autor wiersza: zygpru1948
Sylwia Kanicka – kobiecość i pragnienia, czyli zwykłość i niezwykłość w poezji

18 maja 2021


https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/05/Czas-spiewu.jpg


Od samego początku ten zbiór wzbudzał moje ogromne zainteresowanie. Skąd taka siła, że książka, o której za chwilę napiszę, potrafiła odciągać mnie od tego, co miałam zaplanowane. Odpowiedź mogłaby być krótka. Inspirująca, delikatna kobiecość, emocje, o których chciałoby się mówić, ale czasami okoliczności nakazują milczeć, bądź wchodzić w ogólnie panujące trendy chłodnego podchodzenia do życia gdyż:

„wejrzało spojrzenie w istnienie pojętne
spłoszone wielkością strwożyło się wielce
chwyciło co mogło i kryjąc powieką
uniosło w ucieczce bezpiecznie daleko” (tango de vida, s. 34)

Tym właśnie cytatem chciałabym przedstawić zbiór wierszy Marleny Zynger „Czas śpiewu kobiety. Odsłona pierwsza”, który ukazał się nakładem Oficyny Wydawniczej Volumen w 2010 roku. Książka od początku, jak już powiedziałam, mnie zahipnotyzowała. W pierwszej chwili, przede wszystkim, okładka swoją odwagą, pewnością siebie i siłą, jaką posiada w sobie kobiece piękno, które ukazywać można na wiele sposobów. Następnie wszystkie ilustracje, którym przyglądałam się, zanim zaczęłam czytać. Na okładce i w wewnątrz znajdują się fragmenty obrazów na płótnach Rafała Zawistowskiego ze scenografii do spektaklu „Czas śpiewu kobiety. Odsłona pierwsza” reżyserowanego przez Ernestynę Winnicką, który powstał na podstawie wierszy Marleny Zynger i został wystawiony w 2008 roku w Warszawskich Hybrydach, a w 2009 roku w Teatrze Witkacego. Oprócz tego w zbiorze znajdują się reprodukcje wykonane przez Jakuba Szczęsnego oraz rysunki Kamili Bartkowiak, Malwiny de Brade, Renaty Brzozowskiej, Jerzego Gnatowskiego oraz Marka Raczkowskiego. Cała ta ilustracyjna sceneria, w jakiej znajdują się wiersze, powoduje, iż czytelnik może czuć się dopieszczony. Marlena Zynger swoje utwory opatrzyła obrazami, które są wspaniałym dla nich tłem i nie powinno się tego tła pomijać podczas ich czytania.

Autorka, od pierwszych utworów, daje czytelnikowi do zrozumienia, że jej zbiór ma w sobie prawdziwy liryzm i choć przeładowany jest emocjami, bezpośrednio przedstawianymi, nie jest, pomimo tego nagromadzenia, mdły, jak mogłoby się wydawać. Nie powoduje, że czytelnik czuje się przytłoczony ich nadmiarem, wręcz przeciwnie, ten przeładowany, z jednej strony, obraz jest mocno stonowany odpowiednim doborem słów, przede wszystkim ich prostotą, przy której nawet wtrącenia obcojęzyczne nie powodują utrudnień. Podmiot liryczny prowadzi swego rodzaju odczyt zapisów z własnej pamięci, przywołuje wspomnienia i jednocześnie łączy to wszystko z emocjami, które wówczas mu towarzyszyły. Z jednej strony są one dla niego przyjemne: „dusz bliskość tańcem będzie moim pośród chmur” (to jedno tango, s. 20); z drugiej potrafią zaboleć, gdyż „nie ma mnie / w harmonogramie twoich zajęć aż po kres” (nie ma mnie w harmonogramie, s. 56); by ostatecznie pokazać swoją neutralność, z której wyczytać można najwięcej:

„kto utrzyma ten ciężar moich snów
wszak brak tchu do ich wypowiedzenia
i czasu nie ma
i pieniędzy
choć nastrojowo
na krawędzi
nietypowo
bajecznie” (ciężar moich tęsknot, s. 17).

Zynger posiada umiejętność łączenia kobiecego sposobu opisywania przedstawianych obrazów/sytuacji z racjonalnym ich odbieraniem, by wszystko było bardzo naturalne, sprawiało wrażenie kontrolowania wszelkich myśli, z których usunięto uczucia, choć one są opisywane i widać je w każdym wersie. Wszystko ma swoje miejsce, co powoduje, że odbiorca jest prawie pewien, iż podmiot nie toczy wewnątrz siebie żadnej walki. Czy tak dokładnie jest, każdy czytelnik może ocenić po przeczytaniu całości. Dla mnie, na utwory w tym zbiorze, nałożona została maska niedopowiedzenia. Nawet w momencie dokładnego obrazowania sytuacji, przedstawiając podmiot liryczny, jako potrafiący realnie patrzeć na świat:

„często pukałam w różne drzwi
wielu otwierało
nigdy ty
miałam od nich jabłka i banany twe
oczy twoje dłonie usta
ciebie nie” (ciebie nie, s. 24),

pozostaje taka niezamknięta furtka, w której rodzi się pytanie, czy to realne spojrzenie naprawdę istnieje, gdy w grę chodzą tak duże uczucia. Pokuszę się tutaj o stwierdzenie, że ta maska ma chronić przed całkowitym obnażeniem się podmiotu lirycznego, który jednak boi się tak jawnego zderzenia ze światem, bo choć każdy powinien mówić wprost o tym co czuje, to wiersze w zbiorze pokazują, że nawet zapisane bezpośrednio słowa, mogą być tylko słowami, albo aż słowami, które dają czytelnikowi do zrozumienia, że nie wszystko jest tak proste. Marlena Zynger bardzo skrupulatnie przedstawia odczucia podmiotu lirycznego, stara się pokazać, czy jest on z nimi pogodzony, czy przyjął do wiadomości sytuacje i godzi się na nie. Kobiecość, w tej poezji, pozwala sobie na niedopowiedzenia, a jednocześnie na mówienie wprost. Przeczytać możemy „tęsknię za byciem kochaną / brak mi odwagi / o uśmiechu nie wspomnę / czułości twojej staram się nie pamiętać / bo inaczej zwariowałabym” (list z krainy strachu, s. 28), ale „jutro następny dzień / ta sama scena nowe ujęcie / postaram się grać bez zarzutu / muszę przecież zarobić na chleb” (dzień z cyklu, s. 29), dając czytelnikowi do zrozumienia, że czasami po prostu nie można wykrzyczeć wszystkiego co siedzi w środku, bo okoliczności nie zawsze są temu przychylne, a otoczenie, na całkowitą szczerość, nie jest przygotowane. Autorka jest świadoma siły swojej poezji i to powoduje, że czuć w niej autentyczność i stanowczość, a sposób zapisu ukazuje, co naprawdę odczuwa podmiot liryczny:

„nie było ciebie tam
tamtego drugiego dnia
kiedy dorośliśmy już
(…)
i w naszym parku o zmroku
płakałam razem z deszczem” (in pectore, s. 16)

Interesujący, w całym zbiorze, jest sposób przedstawiania miłości, jako uczucia oraz postrzeganie sytuacji z nią związanych. Podmiot liryczny potrafi przyjmować spojrzenie kobiece:

„przez jedną dobę
noc i dzień
pozwól mi pan być pańską amata bene
słodką Kareniną” (interpelacja, s. 32),

oraz męskie:

„nie prosiłem o uda same do mnie przywarły
ogarnęło mnie ciepło otuliło snem wokół” (nie prosiłem cię o nic, s. 50)

na istniejące, z jednej strony, pomiędzy tymi dwoma płciami, uczucia, z drugiej na sposób patrzenia uzależniony od płci (oczywiście zdecydowanie więcej znajdziemy spojrzeń kobiecych). Dodatkowo przedstawiona jest miłość dziecka i matki, gdy czytamy:

„budzi się wcześnie rano
przytula do mej skroni
z twarzyczką zatroskaną
i prosi pomóż mamo” (matka kocha a priori, s. 86)

Ten zabieg mógłby sugerować, po pierwsze zwrócenie uwagi na to, iż niezależnie co będzie się działo pomiędzy kobietą a mężczyzną, miłość do dziecka wygra z każdym uczuciem. Ta wersja byłaby prosta do przyjęcia. Po drugie, przeniesienie się podmiotu lirycznego do momentu, gdy był całkowicie spokojny, pewny wszystkiego wokół siebie, do czasu, w którym ktoś obok zawsze wyciągnął rękę w niepewnej sytuacji. Może to sugerować, iż, dla podmiotu lirycznego, okres dzieciństwa jest symbolem odskoczni od wszystkich problemów związanych dorosłością i z miłością z jednej strony, z drugiej, gdy już poznał ich smak, to chciałby wrócić do tego wyidealizowanego, w swojej głowie, dziecięcego obrazu dorosłego świata.

Zynger nie przedstawia miłości tylko, jako słodkiego i ciepłego zjawiska. Zaznacza również, że dotyka ona każdego i każdy ma prawo do swoich odczuć. Pisze wprost o tęsknocie, zwraca uwagę na zdradę, która może się pojawić, na brak zainteresowania, którego człowiek można doświadczyć, pokazuje różne sytuacje z jakimi przychodzi się zmierzyć. Odwołuje się również, w swoich wierszach, do miejsc pisząc „miłość w Warszawskich Łazienkach / kroczy alejami dumna jak paw / i jego okiem spogląda na świat / miłość ta jest kolorowa / bezkompromisowa” (miłość w Warszawskich Łazienkach, s. 35). Autorka przedstawia bardzo szerokie spektrum powiązań i odwołań, co powoduje, że wiersze rozwijając się, otwierają na czytelnika. Przeplata z sobą ogromną ilość zdarzeń, pisze o rzeczach prostych z uczuciem, nie odrzuca sytuacji codziennych. To wszystko sprawia, że samo przedstawianie emocji, związanych z miłością, staje się czytelnikowi bliższe, niewyrafinowane, takie proste, zwyczajne, którego każdy może doświadczyć.

Zbiór ten pokazał mi, że można jeszcze pisać z prawdziwą kobiecą delikatnością. Nie trzeba wyszukiwać dudniących w uszach słów, by przedstawić w ważny i doniosły sposób to, czego się pragnie, czego się żałuje czy o czym się marzy. Wystarczy szczerość i oddanie podczas pisania. Ten zabieg zdecydowanie udał się Marlenie Zynger, gdyż jak sama mówi:
„Poezja jest dla mnie najsubtelniejszą formą przedstawienia prawdy o złożonej naturze człowieka”

Do zbioru wierszy dołączona została płyta zawierająca wiersze autorki zaprezentowane przez aktorki w Studio im. Agnieszki Osieckiej Polskiego Radia, Programu 3, podczas prób oraz koncertu 2 maja 2010 roku. Możliwość posłuchania wierszy Zynger w interpretacji m.in. Ewy Dąbrowskiej, Edyty Jureckiej, Dominiki Świątek, Marty Walesiak, czy Agnieszki Wielgosz powoduje, że znaczenie ich dociera do odbiorcy ze zdwojoną siłą.

Marlena Zynger, CZAS ŚPIEWU KOBIETY. ODSŁONA PIERWSZA (Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2010)


Komentowany wiersz: Blondynka i morze 2021.05.20; 14:59:50
Autor wiersza: zygpru1948
Roman Soroczyński – Literatura na czasie
4 maja 2021


Kolekcja Literacka – tomy I-IV/ fot. Roman Soroczyński
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/05/Kolekcja-Literacka-tomy-I-IV-1024x391.jpg

W 2020 roku Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich – we współpracy z Instytutem Literatury – przygotował i opublikował, w ramach serii Kolekcja Literacka, dwanaście książek. Otrzymały one wspólną szatę graficzną. Na łamach portalu www.pisarze.pl były zamieszczane krótkie notki na temat tych książek. Pora na podsumowanie cyklu.

Trzy pośród książek to proza. Pierwszy tomik – Brylant. Opowiadania prawdziwe Teresy Bochwic – zawiera opowiadania dotyczące różnych okresów historii Polski: lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, okresu pierwszej Solidarności i lat tuż po transformacji ustrojowej. Autorka w umiejętny sposób ukazuje – jakże zmienne – nastroje i obyczaje tamtych lat. Odsłania sprawy, o których niby wiemy, ale nie zostały one jeszcze dobrze opisane. Przypomina ówczesne problemy oraz sposób myślenia ludzi, którzy dali się nabierać ówczesnej władzy, ale i tych, którzy nie godzili się na tamten system. Dodatkowym walorem opowiadań jest fakt, że Teresa Bochwic – działaczką opozycji politycznej w PRL – czasami sięga po wątki autobiograficzne.

Ostinato. Wojenne dni Grażyny Bacewicz Joanny Sendłak jest najobszerniejszą książką kolekcji. Jego bohaterką jest Grażyna Bacewicz – znakomita kompozytorka i skrzypaczka. W tej książce co chwila czytelnik spotyka znakomitości muzyczne, jak choćby Witolda Lutosławskiego, Stefana Kisielewskiego, Marię i Kazimierza Wiłkomirskich czy Władysława Szpilmana. Te znakomitości spotykają się w różnych okolicznościach – niekoniecznie związanych z muzyką. Książka jest pełna żywych i ciekawych dialogów, z których dowiadujemy się wielu ciekawostek dotyczących środowiska intelektualnego tamtych czasów. Ot, choćby dyskusja bohaterki książki z teściem, Mieczysławem Biernackim, na temat twórczości Fryderyka Chopina, o którym tenże napisał książkę: czy muzyka zawiera treści pozamuzyczne?

I wreszcie Mysteria. 48 miniatur prozą Krzysztofa Lipowskiego. Owe miniatury są podzielone na trzy części: Początek, Rzeka i Koniec. Jak przy każdej selekcji, umieszczenie opowiadań w poszczególnych działach jest bardzo umowne, wręcz iluzoryczne. Autor wkracza w świat dziecka, które przeżywa rozwód rodziców czy ponosi skutki śmierci jednego z nich. Opisuje starania starych ludzi o zrobienie nawet kilkunastu kroków i walkę z własną słabością, trudne rozmowy z lekarzami, różne rodzaje śmierci. Tematy opowiadań przenikają się. Autor osiąga znakomite rezultaty przy zachwycającej oszczędności języka. Aż trudno sobie wyobrazić, że w krótkich opowiadaniach można zmieścić wszystko, co najważniejsze.

Kolekcja Literacka – tomy V-VIII/ fot. Roman Soroczyński
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/05/Kolekcja-Literacka-tomy-V-VIII.jpg


Pozostałe dziewięć tomów, a więc zdecydowana większość, zawiera poezję. Ale jaką?!? Dzięki tym książkom ponownie zakochałem się w poezji! Tajemnia Janusza Andrzejczaka odkrywa wyjątkowy wewnętrzny świat natury mieszkaniec ziemi z perspektywy symbiozy/relacji człowieka z lasem. Las okazuje się być wyjątkowym miejscem, w którym człowiek odkrywa siebie, prawdziwe emocje, uczucia i niezmienne od wieków wartości. Zatem tytułową tajemnią może być ścisły związek duszy człowieka z lasem, łąką, jaskółką, nietoperzem czy księżycem.

Zabierając się do lektury liryków Tamary Bołdak-Janowskiej, zatytułowanych Szczęście, założyłem, że tytułowe szczęście będzie słowem – kluczem. Tymczasem poetka pokazuje świat, w którym szczęście jest zaledwie ułamkiem wobec gorzkiej całości ludzkiego życia. Autorka zadaje trudne pytania egzystencjalne. Każdy wiersz staje się poematem, niosącym głęboką refleksję, zaś metaforyczne wiersze, oparte na wyjątkowych skojarzeniach, poruszają istotne problemy życia i ziemi.

Historia powstania Wierszy cytowanych Anny Bańkowskiej jest dosyć nietypowa. Otóż, Autorka, która jednocześnie jest tłumaczką, do niedawna tłumaczyła fragmenty wierszy, służące jako motto całych utworów, poszczególnych rozdziałów czy cytatów. Z przywiązania do tłumaczonego wersu rodziła się więź między tłumaczką a całymi wierszami, z których wybierano cytaty. Postanowiła przetłumaczyć najczęściej cytowane wiersze i oddać je polskiemu czytelnikowi. Osobiście bardzo cieszę się, że wśród autorów, których wskazała Anna Bańkowska, był Robert Burns – narodowy poeta szkocki, prekursor romantyzmu z XIX wieku, a zarazem twórca uwielbianego przeze mnie utworu Jęczmienne łany, który spopularyzował Mieczysław Święcicki.

Królowa karnawału Moniki Milewskiej zabiera czytelnika w podróż – a jakże! – na karnawał do Wenecji. Czy „tylko” tam? Otóż, nie! Również w następnych utworach Autorka z łatwością przeskakuje z jednego miasta do drugiego, całkiem odległego. W ślad za nią Czytelnik wędruje po Krupówkach w Zakopanem, by nagle znaleźć się na Puerta del Sol w Madrycie, a za chwilę płynąć po Canale Grande w Wenecji. Ni stąd, ni zowąd opuszczamy duże miasta i trafiamy do bezimiennych miejsc. Jedne były świadkami tragedii, zaś w innych nic się nie działo. Przyznam, że wstrząsnęła mną bardzo wyrazista Historia pięciu palców. Moim zdaniem, powinien przeczytać go każdy „zamawiający [za pomocą pewnego gestu – RS] pięć piw”.

Z kolei Na szlaku dialogu Mariusza Olbromskiego prowadzi nas na Kresy. Jest to refleksyjny dziennik z podróży, która sięga w głąb historii, ale także do wydarzeń najnowszych. Autor podzielił tomik na trzy części: W krainie Króla Ducha, Na szlaku dialogu i W cieniu kolumny. Podział ten jest czysto umowny, wszystkie sfery przenikają się: historia ze współczesnością, praca z relaksem, muzyka z innymi dziedzinami sztuki, wreszcie sprawy polskie ze sprawami ukraińskimi. Czytelnik wędruje śladami znanych osób, które pochodziły z Kresów, a jednocześnie spotyka współczesnych Hucułów, by za chwilę znaleźć się na Dworcu Zachodnim w Warszawie, dokąd przybywają Ukraińcy szukający w Polsce pracy.

W inne regiony Europy, a zwłaszcza jej południową część, zabierają czytelnika Lądy tymczasowych przelotów Agnieszki Stabro. W krótkich, ale jakże dogłębnych, wierszach Autorka opisuje piękne krajobrazy i swoją tęsknotę za ludźmi – zarówno tymi, którzy tam zostali, jak i tymi, którzy przeszli na drugą stronę. Jednocześnie odnosi się do aktualnych wydarzeń w tamtym regionie. Jej wiersze – mimo, że są krótkie – zawierają mnóstwo treści, różnorodnych miejsc i upływu czasu w otaczającej nas rzeczywistości.

I jakby mimochodem Doroty Koman – to żonglerka czasem. Książka rozpoczyna się od wierszy mówiących o śmierci i o tym, że każdy z nas powinien mieć świadomość jej nadejścia. Jednak za chwilę czytamy wiersze o miłości. Czy każda z opisanych miłości ma szczęśliwy finał? Nie! Część z nich kończy się, niestety, niezbyt szczęśliwie: a to śmiercią drugiej osoby, a to odejściem kogoś bliskiego jeszcze na ziemi. W wierszach Doroty Koman przeszłość przeplata się z teraźniejszością: z jednej strony mamy świadomość, że jesteśmy coraz starsi, a z drugiej żałujemy niewykorzystanego lub źle wykorzystanego czasu. Do tej pory nie cytowałem fragmentów omawianych utworów i, mimo ogromnej chęci, nie zacytuję tytułowego utworu z tego tomiku. Sądzę bowiem, że każdy powinien sięgnąć do książki, by znaleźć w niej to, co powinno towarzyszyć wszystkim: młodszym i starszym! Nigdy bowiem nie wiadomo, co komu pisane…

Bohaterami tomiku Miłość i drzewa Anny Bernat są drzewa. Są wśród nich drzewa owocowe, leśne i przydrożne. Niemal każde z nich (niczym prawie wszyscy ludzie) ma swój przydomek, a do niektórych z nich Autorka zwraca się bezpośrednio. Poetka patrzy na rośliny w szerszym kontekście: widzi stojące (nomen omen) przed lasami zagrożenia i opisuje cierpienie drzew. Mam wrażenie, że – pisząc o drzewach i owocach – Anna Bernat próbuje ludziom uświadomić fakt przemijania, zwraca uwagę na konieczność poszukiwania prawdy i na niepewność losu, namawiając jednocześnie nas do refleksji nad złudzeniami. Nazwałbym te wiersze uniwersalnym przesłaniem do ludzi.

Pieśń nigdy nie brzmi tak samo Andrzeja Dorobka nosi podtytuł: translacje muzyczne raz jeszcze. Wbrew temu nie jest to przekład tekstów piosenek. Każdy wiersz jest poprzedzony tytułem co najmniej jednej piosenki. Są wśród nich zarówno przeboje światowe, jak i polskie. Mogłoby to sugerować, że autor inspirował się tymi utworami. O ile ktoś twierdziłby, że muzyka rockowa nie ma nic wspólnego z poezją, to po przyznaniu Bobowi Dylanowi Nagrody Nobla w 2016 roku ten argument traci na znaczeniu. Oczywiście, nie wszyscy pogodzili się z tym faktem, ale chyba zawsze można znaleźć malkontentów. Wprawdzie nie znalazłem w tomiku inspiracji jakimś utworem noblisty, ale dzięki Autorowi przypomniałem sobie wiele interesujących piosenek. Zabrakło mi jedynie informacji o autorach wymienianych utworów. Być może zabrakło miejsca….

Kolekcja Literacka – tomy IX-XII/ fot. Roman Soroczyński
https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/05/Kolekcja-Literacka-tomy-IX-XII.jpg

Wokół Kolekcji Literackiej powstał spór, czy Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich może i powinien korzystać z pieniędzy, które – za pośrednictwem Instytutu Literatury – otrzymał na ten cel w ramach tarczy covidowej, zwanej Tarczą dla Literatów. Stare przysłowie mówi, że pecunia non olet. Mam nadzieję, że wydawcom uda się zdobyć kolejne pieniądze również z innych źródeł, a my – czytelnicy – będziemy mogli cieszyć oczy i ducha następnymi pięknymi książkami.

Roman Soroczyński
02.05.2021 r.


Komentowany wiersz: Kobieta przytulona do ściany 2021.05.16; 21:05:02
Autor wiersza: zygpru1948
Pozdrawiam tych co są tak jak i ja chory na COVID-19


Komentowany wiersz: Kobieta przytulona do ściany 2021.05.15; 19:28:07
Autor wiersza: zygpru1948
Pozdrawiam tych co są tak jak i ja chory na COWID-19


Komentowany wiersz: Kobieta przytulona do ściany 2021.05.04; 15:05:05
Autor wiersza: zygpru1948
Waldemar Michalski – Odrobina nadziei z czarnym kotem w tle (O wierszach Urszuli Gierszon)

20 kwietnia 2021


https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/04/przymierzalnia-190x300.jpg


W bibliofilskiej szacie edytorskiej ukazał się kolejny, ósmy już, tom poezji Urszuli Gierszon Przymierzalnia. Dotychczas wydała m.in. następujące zbiory wierszy: Siedem barw płomienia (1987), Białe rękawiczki (1990), Miasto dziewięciu bram (1993), Adagio (2002), Ziarno ruty rzucam w ogień (2005), Wiersze patriotyczne (2007), Przymierzalnia (2013), Coraz Ciebie mniej (Berlin 2014, z ilustracjami jej autorstwa). Gierszon od wczesnej młodości (urodziła się w Lublinie w 1956 roku) nie tylko pisze wiersze, ale także rysuje, maluje, rzeźbi. Jako poetka debiutowała liryczną miniaturą bez tytułu (*** w tęczę ci zamknąć…) ogłoszoną drukiem w „Kamenie” (1980, nr 17) w kolumnie młodych literatów „Źródła”. Niedługo potem ukazał się katalog wystawy Grafika i poezja Urszuli Gierszon (Klub MPiK, Lublin 1982). W 1983 roku artystka zainicjowała powstanie w Lublinie Poetyckiej Grupy „Przestrzeń”. Trwałym śladem działalności owej grupy jest wydana przez Klub MPiK publikacja Potykając się o słowa (1983), zawierająca wiersze Urszuli Gierszon, Zofii Luchowskiej-Kuny i Andrzeja Z. Kowalczyka. Jeśli do tego dodamy, że Gierszon pisze także prozę i eseje, otrzymamy obraz ciekawej osobowości twórczej.

Przed kilku laty wydany tom wierszy Przymierzalnia (2014) otwiera czterowiersz, który można traktować jako rodzaj inwokacji (na miarę antycznych ekspozycji):

Heliosie…
ześlij mi swoją złotą maskę
Nałożę ją siądę przed lustremPiękno zawrę w sobie
makijaż na wieczność.

Istotny jest tu motyw maski. Maska była stałym rekwizytem antycznych inscenizacji i sposobem ukrycia przed bóstwem i widownią indywidualnego oblicza artysty. U Gierszon jest odwrotnie: siądę przed lustrem i piękno zawrę w sobie. Gierszon swój świat ujawnia, komentuje i rozbiera bez skrupułów bo

obumarło we mnie
„po” z podziwu
i „za” z zadziwienia.
(Dziwny świat)

Pozostał „garb nieustannego dziwienia się”. Równocześnie w wierszu Zmylić pogoń czytamy: Na każdy ból jest sposób istnieje lekarstwo / na każdą ranę odpowiedni opatrunek. – to głos praktycznej kobiety, bogini własnego ciała i kosmosu.

Przyznam się, że do wierszy autorki Przymierzalni podchodzę jak kot do jeża. Dlaczego? Bo poezja ta nie głaszcze po głowie, nie pociesza, nie usprawiedliwia. Często jest ostra jak nóż, rani słowem jak drzazgą wbijaną w ciało (Dom złudzeń), zaskakuje surową precyzją sformułowań, bulwersuje skrajnym widzeniem rzeczywistości. Jest do bólu realna. Typowe jej wyznaczniki to zmysłowość i malarskość:

Oset słów tnie jak nóż
Ostrożądły

Wyostrzyłam kolce
Ich sklerenchyma drzewna stal

Kiedy dotykam
Krew zastyga w blizny
(Łykowata rzeczywistość).

Świat w utworach Urszuli Gierszon ma wymiar powszechnego lumpeksu (wiersz tytułowy Przymierzalnia). „Ziemia – planeta szaleńców” – tak poetka przedstawiła naszą rzeczywistość w wierszu pod tym tytułem w debiutanckim tomie Siedem barw płomienia. Nic tu z naiwnej radości życia, nic z postawy „jakoś to będzie”. Gierszon pisze swoją poetycką apokalipsę od pierwszych wierszy. W zbiorze Białe rękawiczki (1992) w wierszu pod wymownym tytułem Rozpacz znajdujemy następujący obraz:

Jak pajęczyna rozwieszona
między ciepłem a chłodem
zamykała sobą korytarz

Ciemna i pełna widziadeł

Szłaś za nią
jej czerń stawała się
mniej obca.

Melancholia pierwszych wierszy stopniowo przerodziła się w katastroficzną wizję świata. W wierszach Gierszon nieustannie obecne są stwierdzenia i frazy w rodzaju: „osierociłam”, „skaleczyłeś”, „fałszywy szept”, „niebo spękane”, „ślepe oko jeziora”, „nie umiem pływać”. Gdzie indziej poetka wyznaje: Mój ból rozrasta się we mnie / jak korzenie kwiatu w doniczce ciała / Jestem dla niego pokarmem i matką (wiersz bez tytułu z tomu Miasto dziewięciu bram, s. 32). Gdyby nie to, że znam Urszulę od zawsze, w tym momencie zamilkłbym z przerażenia. Wiem jednak, że jest ona osobą otwartą, przyjazną, zaradną, sprawną organizacyjnie (w latach 2007-2011 była prezesem lubelskiego oddziału ZLP). Od pierwszych wierszy konstruuje swój poetycki świat ze świadomością, że poezja nie jest drapieżnikiem, nie potrzeba jej krwi. Ale musi w niej być ogień, by rozświetlić oczy i wiatr, by się nim zachłysnąć. (…) Pisanie to nie antidotum na zatrucie dniem i nocą. To nie sposób przetrwania. Jest to świadomy wybór, chęć przekazania określonych wartości. Program ten autorka sformułowała w debiutanckim tomie Siedem barw płomienia (przywołany cytat znalazł się na skrzydełku obwoluty). Gierszon nosi w sobie niemal bolesną wiarę w sprawczą moc słowa. W jednym z wywiadów powiedziała: Istnieje swoista magia słowa. I tak jak ona może być użyta przeciw człowiekowi i dla niego. Siła słowa polega na tym, że przemawia ono bezpośrednio do wszystkich zmysłów i jest ponad nimi. Słowo jest oczami wyobraźni, dotykiem, smakiem, zdziwieniem. (…) Może być śmiertelną bronią i delikatną materią, twarde jak kamień, plastyczne jak wosk, ostre jak miecz, barwne, bezbarwne, ulotne i trwałe… (Jest we mnie dużo goryczy, rozmowa przeprowadzona z Urszulą Gierszon przez Zofię Luchowską-Kunę. „Nowe Relacje” 1990, nr 15). W jednym z najnowszych wierszy poetka wyznaje: „słowo więcej znaczy niż ja” (Dom złudzeń, s. 17). Motyw słowa w kontekście świata odbieranego wszystkimi zmysłami wskazuje na ekspansywną dominantę emocjonalno-przedstawieniową utworów Gierszon. Stałym punktem odniesienia jest w nich wizja różnie postrzeganej natury. Warto przywołać chociażby fragment wiersza z wymownym wersetem końcowym:

Na łące taniec pszczół zachwyca
las chaosem i harmonią dźwięków wabi

Jeszcze drżę jak rozwidlona wierzbowa różdżka
Nad powierzchnią podziemnych wód Selene

Pełno mnie w przyrodzie i aż kipię w snach.
(Wyznanie)

Czy lęk i czarne wizje mają źródło w niespokojnych snach? Warto przypomnieć, że sny u Czechowicza także nakładały się na jego poetyckie obrazy: ostatecznie jako motto swojego ekslibrisu przyjął Czechowicz sentencję „Vita somnium breve” („Życie krótkim snem”) i wywróżył sobie własną śmierć: „ja bombą w stallach trafiony”. Urszula Gierszon jest poetką innego pokolenia i innych czasów, choć wcale nie bardziej stabilnych i bezpiecznych. Oddajmy jej głos: Jest bosko niebiesko / chociaż nadal pod grubą kreską (Dzisiaj…).

Pojawiająca się w wierszach autorki Przebieralni nuta „czarnego humoru” wydaje się jednym ze sposobów samoobrony przed zalewającą doczesność falą absurdów i reklam wieszczących wiecznie szczęśliwą przyszłość w myśl zasady „Jest dobrze, choć nie beznadziejnie”. W jednym z pierwszych wierszy Gierszon napisała:

Kiedy już jestem
– zawsze z boku
a kiedy kocham
to mnie nie ma
Kiedy buduję – zawsze od góry
a kiedy błądzę
to z rozmachem
(Życiorys z tomu Siedem barw płomienia, 1987)

Może właśnie ten wiersz tłumaczy nieustannie obecną w tej poezji nutę rozczarowania, zagubienia i depresji. W wierszu Życzenie autorka zwraca się z modlitewną nadzieją do „Garncarza niebieskiego” (czytelna aluzja do biblijnego Stwórcy, który ulepił człowieka z gliny): Tchnij we mnie swoje milczenie / martwe głosy ucisz / Odstaw mnie na najwyższą półkę.

Tadeusz Polanowski, pisząc na łamach „Akcentu” (1994, nr 1) o tomie Miasto dziewięciu bram, zauważył, że Gierszon w najbardziej krytycznych momentach odwołuje się po swojemu do „Tego, który Był, Jest i Będzie” z nadzieją na pomocną dłoń – wtedy wycisza bunt, osiąga pewien stopień pokory, który umożliwia głębszy kontakt ze światem:

Dobrze już dobrze na wszystko się zgadzam
niechże się stanie według Twojej woli
bunt swój powoli okiełznam

Jeszcze tylko za mało we mnie pokory
(*** Dobrze już dobrze z tomu Miasto dziewięciu bram).

Urszula Gierszon, jak już wspomniano, jest także plastykiem. Jej czarno-białe grafiki interesująco komponują się z dominantą emocjonalną wierszy z tomu Przymierzalnia. Gdy słowo woła o jedność i rozwagę, grafiki dopełniają poetycką wizję „Tęsknota” (s. 19), „Jednia” (s.27), „Osobowość” (s. 43), „Rozwaga” (s. 47) – to nie tylko tytuły ilustracji, to także przewodnie hasła tej poezji.

Poezja i grafika tomu Przymierzalnia mówią o potrzebie marzeń i nadziei, radości i samotności, o tym co było ważne kiedy Zeus był bogiem i o tym co jest niezmiennie dziś obecne w relacjach boskich i międzyludzkich współczesnego człowieka.

O wierszach Urszuli Gierszon pisali m.in. Zbigniew Chojnowski („Życie Literackie” 1988, nr 44), Tadeusz J. Żółciński („Nowe Książki” 1988, nr 5), Alina Kochańczyk („Akcent” 1989, nr 3), Zygmunt Mikulski („Relacje” 1989, nr 23) i Michał Bukowski („Akcent” 2007, nr 3). Wszyscy zwracali uwagę na aż nazbyt widoczny w tej poezji bagaż smutku i udręczenia, pogłębiające się uczucie wyobcowania. Michał Bukowski – poeta i eseista od wielu lat mieszkający w Wiedniu – zauważył, że pojawiające się w tytule jednego z tomów poetki ziele zwane rutą jest w ludowej tradycji symbolem żalu i skruchy, goryczy i smutku. Bukowski pisał: Jest w tych refleksjach dramatyczna szczerość, jest swoisty egotyzm, jest ryzykowne balansowanie nad przepaścią ekshibicjonizmu, jest też odważna ekspozycja zmysłowości (…) Wszystko razem tworzy całość emocjonalną, ale nie krzykliwą, smutną, ale nie tragiczną („Akcent” 2007, nr 3).

Bogusław Wróblewski, komentując poezję Urszuli Gierszon w antologii Lublin – miasto poetów (t. 1, 2012), stwierdził, że jest to liryka oparta na wychwytywaniu i swoistym emocjonalnym „zapośredniczaniu” przeciwieństw dostrzegalnych w świecie. To interesujące spostrzeżenie może być kluczem do kolejnych prób interpretacji twórczości lubelskiej poetki.

Waldemar Michalski


Komentowany wiersz: A ty mi żoną zostań prawdziwą... 2021.05.03; 18:44:15
Autor wiersza: zygpru1948
Dziękuję za mądry komentarz. W historii często tak bywało - tylko twórcom się zdaje iż są kochani... Pozdrawiam serdecznie


Komentowany wiersz: A ty mi żoną zostań prawdziwą... 2021.05.03; 07:02:12
Autor wiersza: zygpru1948
Maciej Michalski ze Słupska


Łopatologia praktyczna



Śledzę bieg wydarzeń doniosłych w następstwa

poddaję selekcji – metodą dedukcji

łączę nagłe zgony i wietrzę przestępstwa

nie ufam Temidzie uległej destrukcji



poezja wyniosła dumna niepodległa

została spętana - objęta cenzurą

jej misję przejęła – poprawność uległa

bezwonna bezbronna i z pustą kaburą



ze świecą nie znajdziesz mecenasa sztuki

który by rozumiał swoje powołanie

nie nabył nawyków poprzez liczne luki

ach komu potrzebne - całe to pisanie



koledzy poeci jakby się zapadli

milczenie zazwyczaj znaczy aprobatę

już miałem koncepcję - ale mi ukradli

miast chwycić za pióro – chwytam za łopatę


Komentowany wiersz: A ty mi żoną zostań prawdziwą... 2021.05.03; 07:00:25
Autor wiersza: zygpru1948
Maciej Michalski ze Słupska


Teorie spiskowe



Gęby zakwefione - zamilkły w obawie

by się nie nawdychać świeżego powietrza

sztućce po obiedzie - warzą w autoklawie

ekskomunikują - gdy się kto opieprza



nie zbliżaj się chamie – bez jasności w kwestii

okaż się paszportem w celu potwierdzenia

przyjąłeś na ramię cyfrowy znak bestii

możesz wejść do sklepu po coś do jedzenia



patrzę i nie wierzę - niby chrześcijanie

znawcy ewangelii i apokalipsy

zdyscyplinowani - nadstawiają ramię

pod cyfrowe kleszcze - niczym zwykłe klipsy



nikt ich nie pouczył - nikt nie przepowiedział

spiskowe teorie - przecież śmiechu warte

daremna dyskusja - bowiem nie ten przedział

miast nowe przymierze - pakt ze starym czartem


Komentowany wiersz: A ty mi żoną zostań prawdziwą... 2021.05.03; 06:58:30
Autor wiersza: zygpru1948
Maciej Michalski ze Słupska


Postkultura



Pory roku kształcą cnotę cierpliwości

świadomość że w końcu przyjdzie ocieplenie

ogrodnicza pasja rozprostuje kości

i zaowocuje twórcze doświadczenie



człek z ziemi poczęty więc ku niej się zwraca

w tym sensie zaiste można tak powiedzieć

karmicielka matka - tak święta jak praca

lecz potrzeba głodu - aby o tym wiedzieć



póki ludzki umysł - idzie na współpracę

współdziała z naturą w rozumnym działaniu

troszcząc o stworzenie nie o lepszą płacę

ma udział w owocach żniwach i zbieraniu



gdy zwraca się przeciw pustoszy i niszczy

pożądanie rzeczy bierze nad nim górę

doświadczy owoców buntu pośród zgliszczy

grzebiąc w pierwszym rzędzie sztukę i kulturę


Komentowany wiersz: Odtrącenie 2021.05.03; 06:48:42
Autor wiersza: kosta.woj
Modne na Zaciszu jest ten mój zwrot w kilku moich wierszach: i nic więcej...


Komentowany wiersz: A ty mi żoną zostań prawdziwą... 2021.05.03; 06:21:48
Autor wiersza: zygpru1948
Krystyna Cel – Liryczno-malarska pieśń morskich fal

20 kwietnia 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/03/morze-w-poezji-i-malarstwie-696x702.jpg


Album Morze w poezji i malarstwie autorstwa Stanisława Nyczaja i Marii Wollenberg-Kluzy potwierdza znaną ze starożytności sentencję greckiego poety Symonidesa z Keos: „Malarstwo jest milczącą poezją, a poezja – mówiącym malarstwem”. Te dwie dziedziny sztuki korespondując ze sobą wspaniale się dopełniają i przenikają. Odbiorca ma możliwość odnajdywania w nich pola do estetycznych doznań, jakie przynieść mogą słowo i obraz.

Utwory poetyckie S. Nyczaja (jest ich XXIV) nie mają tu tytułów, ponumerowane jak starożytne pieśni. Zapewne w zamyśle autora było ułożenie ich w pewną całość, w tym z góry już zamierzonym temacie. Całość aż prosi, by nazwać ją liryczną pieśnią morskich fal i głębin. Obrazy malarskie M. Wollenberg-Kluzy bogactwem kolorystyki morza w różnych porach dnia i roku dopełniają piękno natury i żywiołu zmieniającymi się światłem i barwą.

Morze stanowi niemałą inspirację dla twórców, fascynuje zarówno spokojem, jak i żywiołem morskich fal, a oddalony horyzont sprzyja refleksji. Ma więc morze swój romantyzm i swoją magię pobudzającą wyobraźnię. „Dlaczego widok morza jest nam tak nieskończenie i wiecznie miły? Bo morze ukonkretnia jednocześnie idee ogromu i ruchu” – to słowa Charlesa Baudelaire’a. Przyjrzyjmy się zatem lirykom i obrazom szukając w nich miejsca dla własnej wyobraźni.
Już w pierwszym liryku idąc za inspiracją poety mamy ten wspaniały żywioł morza u swoich stóp. Stoimy przecież u jego brzegów – jest więc ów żywioł pokorny. Ale to tylko złudzenie, bo to my odczuwamy w samych sobie właśnie tę pokorę wobec bezmiaru wód i potęgi żywiołu. To w nas zmagają się owe przypływy i odpływy morskich fal, raz boleśnie raniąc, raz kojąc, ale nic nie może zaprzeczyć ich groźnego niekiedy piękna:

Nie bój się sztormu włosów nad czołem!
Fale morza – łagodne
Gorsze te, co w nas rosną
i kipią tak bezbrzeżnie,
że ledwo słońce zdąży o zachodzie widzenia
przytrzymać je silnym promieniem

Temu lirykowi towarzyszy obraz zatytułowany Odaliska Bałtyku – piękna kobieta z rozwianym włosem zanurzona w morskiej toni zmaga się z żywiołem. Tak najogólniej wyraziłabym tu jego temat, bo obraz ten ma swój symboliczny wymiar, co też sugeruje i tytuł. Możemy się więc zastanawiać, jakie jeszcze inne ukryte sensy przynosi.

Podmiot liryczny prowadzi czytelnika na coraz to inny morski brzeg (bałtycki, czarnomorski, śródziemnomorski czy inny jeszcze bardziej odległy) w nadziei, że wraz z nim zaspokoi „ssący pod powiekami głód, podziw / niczym zrąb skalny wzrosłego zachwytu” może po to, by:

Przeliczyć na nowo ziarna Złotych Piasków,
zakraść się w łaski boskiego Olimpu
i wspiąć na strome, kolące błękit,
skalne wysepki zatoki Ha Long

Swoje doznania i doświadczenia morskich krajobrazów, swoje morskie „wniebozapatrzenia” przeżywa podmiot po raz kolejny, co udziela się odbiorcy.

Ale te morskie głębiny tylko z pozoru są tak piękne, bo niosą w sobie „rdzawo-brunatne łuny trujących gazów” i nie tylko”. Obnażone z tych swoich rzadko już lazurowych powierzchni mieszczą w sobie ponure dzieło człowieka niszczącego środowisko. Morskie fale, nawet te najbardziej wzburzone, są wobec tych lekkomyślnych działań – bezsilne. I jedynie „wyrzutem czarnej mazi na brzeg”, na plażę mogą wziąć jakiś odwet. Na obrazie Afrodyta towarzyszącym temu lirykowi pojawiają się na tle morskiego żywiołu postacie kobiety i mężczyzny. Zasmucone, zamyślone mają opuszczone głowy i chyba załamują ręce. Symbolika tego obrazu może mieć wiele odcieni, podobnie jak i barwy, jedne przechodzące w drugie, jak morskie skłębione fale. Czy Afrodyta, co wyłoniła się przecież z morskiej piany, mogłaby dziś w pełni zachwycać się tą niegdysiejszą krystaliczną głębiną?

Wiele refleksji nasunie się w czasie obcowania z tym ładnie wydanym albumem wiążącym piękne poetyckie słowo z malarską wizją, których szczęśliwym adresatem jest – morze.

Krystyna Cel

Stanisław Nyczaj, Morze w poezji i malarstwie; obrazy Marii Wollenberg-Kluzy, Kielce 2021, Oficyna Wydawnicza „STON 2”, s. 90.


Komentowany wiersz: A ty mi żoną zostań prawdziwą... 2021.05.03; 06:19:58
Autor wiersza: zygpru1948
Jagliński Waldemar – Na piasku

20 kwietnia 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/04/Maria-Wollenberg-Kluza2.jpg
Maria Wollenberg-Kluza

Drżenie liści na wietrze nie było złudzeniem.

Przybył tu.

Szum fal, jakiś ciepły lecz zdecydowany głos, pies bawiący się plażową piłką.

Świat barw.

Dziecko. Mały człowiek. Dziewczynka ubrana w różową sukienkę z białymi falbankami stoi przed matką i gryzie czekoladowe ciastko. Umorusana koncentruje się wyłącznie na słodyczy trzymanej mocno w drobnej, pulchnej dłoni.

Młoda kobieta uśmiecha się patrząc jeszcze na dziecko.

Mężczyzna o ciepłym lecz zdecydowanym głosie obejmuje ją, jego słowa wypowiedziane z czułością wpadają do jej kształtnego ucha ozdobionego trzema perłowymi kolczykami.

Pies porzuca kulistą zabawkę, która uporczywie wymyka się jego kłom, siada na rozgrzanym piasku i zdaje się patrzeć rozumnie w stronę sinego horyzontu gdzie nad bielejącymi w słońcu trójkącikami żagli zbierają się już ciemne chmury.

Beztroska jednak trwa.

Młoda kobieta nie zwraca już uwagi na dziecko, które sięga po kolejne ciastko i brudzi czekoladą różową sukienkę.

Mężczyzna mówi o nowym samochodzie, o zagranicznych wojażach.

Potępieni na szerokiej drodze.

Odrzuceni przez wolną wolę.

Kto zwycięży w tym wyścigu?

Czy można w ogóle pytać?

Pies podrywa się nagle, jakby chciał jeszcze zdążyć przed nadciągającą zmianą, podbiega do dziewczynki i zaczyna lizać jej dłonie zabarwione mieszaniną czekolady i jasnego kremu.

Młoda kobieta rozkłada gazetę. Lekki wiatr rozwiewa jej piękne włosy gdy uśmiecha się zalotnie do mężczyzny.

Bezkres cierpień trwa gdzieś dalej.

To straszne. Fizyka i duchowość to tak bardzo odległe od siebie bieguny!

– Raut wieczorem? – głos mężczyzny rozmawiającego teraz przez telefon znów wpada do kształtnego ucha kobiety. – Oczywiście będziemy!

Po chwili mężczyzna wstaje i odchodzi do stojącego nieopodal sportowego samochodu pokrytego modnym, czarnym lakierem.

Są ich miliony, myśli przybysz stojący za niedalekimi drzewami. Idą wstęgą drogi niczym uśpieni.

Dziewczynka zaczyna tarmosić psa.

Ostrzegawcze warczenie.

Dziecko nie przerywa swojej czynności.

Ciężkie łapy uderzają w drobną pierś.

Dziewczynka upada uderzając głową w poręcz fotela matki. Nad szeroką równiną plaży unosi się jej płacz. Miesza się z szumem fal.

– Ami, siad! – krzyczy kobieta odrzucając w końcu gazetę.

Pochyla się nad dzieckiem, tuli je i uspokaja. Wprawnym ruchem składa barwny leżak, bierze płaczące wciąż dziecko za rękę i szybko odchodzi w stronę mężczyzny stojącego obok sportowego samochodu.

Wkrótce sylwetki ludzi, ich psa i maszyny znikają za grzbietem wydmy.

Przybysz wychodzi zza drzew i niespiesznie rozgląda się dookoła: pustka.

Nieskończony Ocean jednak trwa a szum fal przybiera na sile.

Ponad Oceanem zbiera się coraz więcej burzowych chmur.

Przybysz odchodzi z plaży i rozpływa się w ciepłym powietrzu.

Duch pociesza.


Piła, wrzesień 2001 – kwiecień 2021


Komentowany wiersz: A ta ławeczka i moja muza 2021.05.01; 21:40:11
Autor wiersza: zygpru1948
A co mnie obchodzi Krasnal - Soluś - Lusia - Teresa; czy to jest miniaturka - opowiadanie?


Komentowany wiersz: A ta ławeczka i moja muza 2021.05.01; 07:06:16
Autor wiersza: zygpru1948
Jan Tulik – Pośród metafor król pokrzyw i ostów

23 marca 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/03/kolatanie_do_wrot_nocy-205x300.jpg


Ryszarda Mścisza tom „Kołatanie do wrót nocy” *) obliguje czytelnika do skupienia się, a jednocześnie daje mu radość czytania wierszy pełnych pokoju i spokoju. Skupienie jest konieczne podczas lektury utworów pełnych zadumy, ewokujących klasyczne sentencje, filozoficzne refleksje, a jednocześnie kreujących barwne zabiegi językowe, powodujące nie raz niemal satyryczne obrazy.

Tomik otwiera wzruszający wiersz „Odejście taty”. Pierwszy wers tego utworu brzmi: już nie boli, prawda tato? Tak, już nie boli ten rak, który odszedł z duszą ojca w wieczność. Dalej czytamy: prawda że wiecznością oddycha się swobodnie? Mścisz mówi o dramacie choroby i – w jakimś sensie – wyzwoleniu się z niej poprzez śmierć. Lecz mówi to tonem pełnym łagodności. Wszystek ból staje jakby obok koturnów bolesnej egzystencji. To wielka umiejętność czerpać z dystansu wobec bólu, cierpienia, smutku. Mścisz to potrafi, zachowując jednocześnie powagę sytuacji. Podobny dystans znajdziemy i w innych jego wierszach z kręgu – nazwijmy to umownie – filozofii właśnie. Choć – przecież także filozofii sensu stricte. W wierszu „Po kres” pojawia się pewna temporalna refleksja:

im słabszy oddech człowieka tym więcej
świeczek do zdmuchnięcia
za duży staż najwięcej płacą
bo cóż większego niż śmierć
czeka

Tak, to także ostatni człeczy oddech, także jakby oglądany z oddalenia. Czy dlatego, że z oddalenia lepiej widać całość, pełnię? Zapewne zmienia się perspektywa. To stan obiektywizowania rzeczy i spraw ważnych, na tyle istotnych, że nie trzeba nazbyt mocnych wzruszeń, które mijają się z rzeczywistą prawdą. Poeta wie, że w życiu trzeba się wciąż określać, zajmować jakieś stanowisko wobec nastających faktów. Wszak życie to ciągły wybór / anioł to jeden z wyników – powiada Mścisz. Mówi on o sprawach i rzeczach istotnych, ale mówi nie ex cathedra; ba, niekiedy nawet z elegancką nonszalancją. Może także dlatego, że – jak autor podkreśla – kłamstwo zawsze jest ładnie ubrane? Dlatego również nie chce ubierać w „ładność” słów wyrażających emocje? Pewnie także, gdyż poeta ten swobodnym językiem porusza niezmiernie istotne kwestie. Zwłaszcza w naszym czasie, gdy jakże często prym wiedzie kult prymitywa?

Są tu także wspomnienia, w tym wspomnienie czasu służby ziemniaka w mundurku. Wspomnienia – zapewne głównie z dzieciństwa i okresu dorastania. Jak echo minionych lat – a piękna to fraza, z innego wiersza – brzmi zdanie: wierzę w przelot jaskółki sprowadzi klucze chmur niech opłaczą / ziemię. Bohater liryczny wyśpiewuje to echo (porte parole poety, można przypuszczać): ja król pokrzyw i ostów tropiciel pasikonika. Cóż – to jakby i moje rozkoszne chwile niejednego lata, jakże już odległego.

Z nurtu niejako rustykalnego intryguje wiersz „Letni agon”:

brzoza kontra wierzba pojedynek patriotek
ziemia wypina dumnie urodzaj przeciw niebu
kos śpiewa przeciw słowikowi
rzeka gardzi strumykiem
polna droga chichocze gdy topi się asfalt
Karol jedzie na Majorkę na złość Leonowi

Osobliwe to połączenie gatunków drzew – patriotek. Owszem, nasze wierzby płaczące (i nie tylko) to poszum splątany z muzyką Chopina choćby, już do kanonu wspomnieniowego weszła brzoza, widniejąca pod niemal każdym powstańczym krzyżem. Stają te drzewa do dziwnego pojedynku – o palmę pierwszeństwa? Wszak obie są pierwsze i Mścisz doskonale o tym wie, wprowadził ów „pojedynek” dynamizując wiersz, zwracając uwagę czytelnika na dawne, a wciąż trwałe patriotyczne symbole dendrologiczne. Kontynuacją – na pewno nie ściśle w tego słowa znaczeniu – jest wiersz „Osnowa lata”:

promienie oszukują liście wkradają się pomiędzy
dzięcioł wystukuje rytmy lata
deszcz czeka na tęsknotę
pragnienie wyznacza siłę miłości

pokrzywa zagląda za płot widzi się
coraz bardziej osamotniona ma w sobie
tę młodą dzikość czuje się dzisiaj
jakby była w rezerwacie w świecie chorym
na nowość nowoczesność sterylność

wróbel stroszy swą niewinność oby
jej więcej każdy winien mieć swoją
gałąź punkt zawieszenia

Pewien rodzaj animizacji, jak owa pokrzywa zaglądająca za płot, uczłowiecza roślinę, przydaje jej ludzkie atrybuty. Zabieg ten u Ryszarda Mścisza pojawia się niekiedy dość często, ta Leśmianowa cudowność, ale na pewno w oryginalnym wydaniu autora „Wibracji”.

Teraz, kiedy papież Franciszek ogłosił kategorię grzechu ekologicznego, z czego – szkodząc naturze, więc i sobie – powinniśmy się spowiadać, wiersze Mścisza, a pisane były przed laty, trafiają we właściwy nurt samoobronnego myślenia. Natura bowiem to wszystko żywe i ożywione co nas otacza, i niech sczezną krzykacze fałszujący ideę słów Bożych „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Bo nie o „poddanie” ziemi na pastwę chodzi. Zatem i zwierzęta, po franciszkańsku nasi bracia mniejsi, są godne dobrego życia – przy, – i dzięki człowiekowi. Mówi o tym wiersz „Canis homini”:

polizał mnie bo chciał
ale nie czegoś
w jego psich oczach mogę być
dobrym panem od głaskania
a może
władcą kości i mięsa
był zawsze oszczędny w podawaniu
dumnej łapy
(…)
a ja wiem że natura jego
psia
przywraca mi pamięć że jestem
człowiekiem

O, tak, natura zwierzęcia może przywrócić naszą równowagę wewnętrzną, niejako nakazując: bądź człowiekiem, człowieku. Człowiek – pies, pies – człowiek; canis homini…

Nie koniecznie dlatego, że autor jest polonistą, potrafi bawić się twórczo językiem. Mścisz taki jest z natury – jego język przenika każdą tkankę rzeczywistości. Nieustanne skojarzenia powodują, że powstają urocze kalambury, neologizmy. Zabiegi językowe (człowiek przysłowieje), a używając bezmyślnika – wzdychając mój Boże, o Boże, na Boga, potęgują dźwięk i semantykę słowa. Tyle zwrotów, językowych kalek opuszczają opłotki naszych ust na co dzień, a tu niebywałej urody językowe nowości. Można by pokusić się o summę tego akapitu, oczywiście cytując poetę: jeszcze nie czas na amen modlitwa / wciąż trwa.

Do cyklu „wspomnieniowego” można dołączyć „modlitwy” – wiersze jakby przywołujące czas pierwszych doznań, wczesnych iluminacji, smagnięć zdziwień mistycznych. Podmiot literacki dostrzegł był ongiś obecność Ducha. Oto „Modlitwa”:

moja modlitwa nie potrafiła unosić
po jakimś czasie włączał się automat słów
a wyobraźnia wiara i pamięć chadzały
własnymi drogami oddaleń
On znosił tę moją nieznośność

dobre chęci na bruku
piekła czy raczej słabość co nigdy
nie jest obca
człowiek przysłowieje każdego
ułomnego dnia
naturam mutare difficile est

jeszcze nie czas na amen modlitwa
wciąż trwa

Może w pewnym stopniu tradycja modlenia się pozostaje niekiedy bardziej nawykiem niż potrzebą, czy pobożną koniecznością. Tego nie dowiedziemy. Być może łacińska sentencja zawarta w tym wierszu, w wolnym przekładzie na polski brzmiąca: trudno jest zmienić naturę, stanowi jakiś trop, którym czytelnik może próbować podążać. Być może. Autor wie, że poezja to nie lapidarny wykład, że sztuka to niemal święte naczynie z Tajemnicą.

Inna „modlitwa” – wiersz zaczynający się incipitem słuchałem modlitwy zmierzchu, również wnosi Tajemnicę, wszak gwiazdy oddalały pewność. Bo pewność to zracjonalizowany fakt, często dokumentowany banał. Tu jest inaczej:

słuchałem modlitwy zmierzchu
ognie w duszy rozpalały iskry urojeń
zamierał we mnie dawny trzepot skrzydeł

jeszcze tylko wosk ze świecy skapywał
pieczętował palce na wieczną przepowiednię
cienie licytowały się przed lampą
a gwiazdy oddalały pewność

Ryszard Mścisz w swoim dystansowaniu się wobec spraw ważnych dociera do autoironii: dziękuję Ci, Panie, że tyle razy byłem głupcem / ani razu skończonym. A może to dyskretne, zawoalowane credo pisarza? W wierszu „Spotkanie autorskie” czytamy: idę na spotkanie z autorem – ze mną, a dalej: co to za twórca który nie zna dzieła / na pamięć. To Rosjanie szermują przekonaniem, że autor musi, skoro jest autorem, mówić swe wiersze z pamięci.

Ów dystans do siebie – twórcy równie wyraźnie odsłania utwór „Ponad”:

chwała Bogu nie napisałem jeszcze niczego
dobrego
wszystko przede mną – moja wierna ułuda
wszystko przede mną już napisano – z dawna wypracowane alibi
[…]
wolę chwalić nudę nawet rzeźbić patos z odwiecznego kamienia
czytałem życie buntowników geniuszy słowa z przytułków
dzieła kaskaderów którzy film pomylili z literaturą
pomyślałem: nie tak źle być nikim
[…]
po co szukać czegoś co samo się znajduje co jest
cóż ponad powietrze i słońce i wodę i wiatr

Czy to, co samo się znajduje, należy do kategorii natchnienia? Czy wers: geniuszy słowa z przytułków jest aluzją-odniesieniem do geniuszu Norwida, który w skrajnym ubóstwie konał w paryskim przytułku? Chyba w obu przypadkach możemy odpowiedzieć twierdząco, choć ostateczną odpowiedź zna jedynie autor. W niedopowiedzeniu, w stawianiu pytań bez odpowiedzi, zasadza się sedno każdej sztuki.

Wiersze autotematyczne wnoszą osobliwą lekkość: dawno nie łowiłem słów na haczyk wiersza / mają się beze mnie doskonale. Pewnie to prawda, ale czytelnik na autorskich pauzach przecież traci, wszak w wakującym okresie mogłyby powstać językowe kruszce. Lecz kto wie co by było, gdyby? Skoro najlepiej mają ci którzy nic o mądrości nie wiedzą?

Ryszard Mścisz – poeta, krytyk literacki, satyryk, regionalista i publicysta, polonista w Zespole Szkół w Jeżowem na Podkarpaciu; autor sześciu tomików wierszy; laureat Nagrody Literackiej Miasta Stalowej Woli „Gałązka Sosny” a także „Złotego Pióra” – nagrody rzeszowskiego oddziału ZLP. Stale współpracuje z kwartalnikiem literacko–artystycznym „Fraza”, wydawanym przez Stowarzyszenie związane z Uniwersytetem Rzeszowskim. We „Frazie” od początku swej literackiej kariery publikowała swe utwory laureatka literackiego Nobla Olga Tokarczuk.

Swoistym „streszczeniem” „Kołatania do wrót nocy” jawi się ilustracja na okładce (projektu Sylwii Tulik); mówi ona wiele o tych wierszach, ich temperaturze (kojarzy się głównie z inicjującym tom wierszem „Odejście taty”); imitację kreski elektrokardiogramu prowadzi od prawej strony do grzbietu książki złota stalówka; lecz tutaj to już kreska jednolita, już wymilczany został puls.

Jan Tulik

*) Ryszard Mścisz „Kołatanie do wrót nocy”, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2020


Komentowany wiersz: A ta ławeczka i moja muza 2021.05.01; 07:01:30
Autor wiersza: zygpru1948
Stefan Jurkowski – Poetycki klasztor Kaliny K.

20 kwietnia 2021


Poetycki azyl. Odosobnienie, zamknięcie. Ścisła klauzura. Oto żeński klasztor karmelitanek, (bo sprytni faceci-karmelici tak ścisłego odosobnienia nie mają).
Zacząłem ten tekst, oczywiście, od żartu, aby pokazać pewne związki poezji oraz klasztoru, bo przecież swoistym claustrum bywa poetycka pracownia.
I znowu „romantyczna” metafora. Bo o jaką „pracownię poetycką” może chodzić? Pokój, biurko, własne kolana, na których stawia się laptopa? Nie przesadzajmy więc. Ów azyl, samotnia, pracownia – to wewnętrzny świat samego poety; poezja, jeśli jest dobra i autentyczna, nie potrzebuje wyszukanego zewnętrznego sztafażu.
Akt twórczy nie znosi rozproszenia, wymaga najwyższej koncentracji, analitycznej obserwacji świata, a także reakcji i emocji samego podmiotu lirycznego. Ów akt jest kreacją. Wiersz powstaje z nieistnienia. Pojawia się dopiero wtedy, gdy jego autor zacznie dotykać piórem papieru. To jeszcze jedna zakrawająca na pretensjonalność metafora, bo dziś na ogół poeta stuka w klawiaturę, potem włącza drukarkę. Oczywiście, nie mówimy już o tym, że na początku powinien włączać swój własny intelektualny i emocjonalny aparat.
Takie też są wiersze Kaliny Kowalskiej. Nie znajdziemy tu ozdobników, wielosłowia ani też puszczonych na żywioł emocji. Poetka ma dar obserwacji, a to co ją otacza poddaje intelektualnej refleksji oraz artystycznym rygorom. Dodajmy przy okazji, że Kowalska tworzy swój własny, oryginalny język, z pomocą którego pokazuje otaczającą rzeczywistość w sposób niebanalny. Jej poezja sytuuje się pomiędzy słowem a olśnieniem:

Dopisuję cię do listy moich tęsknot.
To nie jest pusty gest.
To jest próba generalna przed śmiercią.
(Piątka z rachunkowości)

Wystarczą podobne trzy wersy, aby powiedzieć tak dużo. Nawiasem mówiąc, poezja Kaliny Kowalskiej jest niezwykle pojemna. To, co w niej napisane „zwykłym” językiem bywa równoważone olbrzymim ładunkiem znaczeniowym, uruchamiającym wyobraźnię czytelnika, wprost zmuszającym go do dialogu. Te wiersze niepokoją, każą do siebie powracać, za każdym razem objawiają coś nowego. I nie ma tu miejsca dla jednoznacznej tylko interpretacji, ponieważ ukazują one całą złożoność świata oraz ludzkiego wnętrza.
Trudno w tym miejscu nie zacytować w całości utworu „Mistyk”:

Poezja św. Jana od Krzyża
bywa nudna i przewidywalna.
Dla teologa ponad miarę
egzaltowana. A jednak jej wierzę.

Wierzę, że kiedy Jan
stanął przed Bogiem zupełnie nagi,
ze swoim przeraźliwie śmiertelnym ciałem
i ze swoją przeraźliwie nieśmiertelną duszą,
był tak zawstydzony, że musiał się okryć
czymś nieskazitelnie czystym.
Choćby czystą grafomanią.

W owej pozornej „przewidywalności” jest głębia. Przewidywalność można odnaleźć na poziomie samego języka. Język to tylko „kilka mlaśnięć i gwizdów” jak napisał inny poeta. Nie można więc zatrzymywać się wyłącznie na poziomie narracji. Przecież dalej są określone, niejednokrotnie dramatyczne konsekwencje. Oto Jan staje przed Bogiem „zupełnie nagi”, bo jakże przed Nim stawać inaczej? Tutaj niczego nie da się ukryć ani zamaskować. Czy Jan ma coś na usprawiedliwienie swojej nagości? Tak, ma. Poezję, choćby ona była „czystą grafomanią”. Świetna jest ta gra słów i znaczeń. Są takie rejony – wydaje się mówić poetka – gdzie wszystko, co jest zaledwie naleciałością znika, owa „grafomania” oczyszcza się pod spojrzeniem Boga. Staje się ekstraktem poezji i prawdy.
Trudno pisać o tym wiersz, ale Kalinie Kowalskiej to się udało. Każdy jej utwór przynosi coś nowego, odświeża język, pokazuje, że słowo ma pojemność niewyczerpaną. A reszta? Można powiedzieć: reszta jest talentem.
Poezja Kaliny Kowalskiej jest wielowymiarowa i wielotematyczna. Nie obraca się wyłącznie w kręgach mistycyzmu. Nie bywa w żadnym razie monotematyczna. Autorka prezentuje wrażliwość na konkret, barwę, nastrój; na wydarzenia dziejące się wokół niej, którym jednak nadaje wymiar ponadczasowy. Tak więc i tu mamy do czynienia z pewną „mistyką”, z wielopiętrowym słowem poetyckim, odbanalizowującym liryczne sytuacje:

Posiwiałeś i ładnie ci w czerwieni.
Tylko tyle miałabym do powiedzenia,
gdybym miała kłamać w żywe oczy.

W twoje żywe oczy, gdybym mogła
kłamać bez końca, że jestem
bez ciebie jakby nigdy nic.
(Fotografia)

Utwór ten budzi ważką refleksję. Oto do jakiego stopnia słowo jest w stanie unieść prawdę, opowiedzieć, zwyczajną w końcu, sytuację w sposób niezwyczajny. Kalina Kowalska często się posługuje niedopowiedzeniem, zaledwie zarysowuje jakieś sytuacje, które – poprzez wewnętrzne konotacje – stają się w gruncie rzeczy ekspresyjnymi oryginalnymi, poetyckimi komunikatami.
W „bosym karmelu” są wiersze o przemijaniu (który prawdziwy poeta nie doświadcza tego na sobie i wokół siebie), o mniej lub bardziej zracjonalizowanych tęsknotach; rzec by można: metafizycznych. Tyle tylko, że u Kaliny Kowalskiej to wszystko wpisane jest w jej osobowość twórczą. Stąd wiersze są tak bardzo naturalne, pozbawione patosu i egzaltacji. W wierszu „Nikt nas nie uczy żałoby” poetka pisze:

Znam poetę, który nieustannie dba,
żeby wszystko tęskniło. I zdaje się,
że mu to wychodzi. Ja nie dbam,
a też mi wychodzi albo też mi się zdaje.
(…)
Znam ludzi, którzy nieustannie dbają,
żeby się nic nie kończyło.

Podmiot liryczny jakby poddawał się naturalnemu biegowi rzeczy. Z iście metafizycznym, stoickim spokojem obserwuje wszystko to, co nam służy, i to – co destrukcyjne. Jaką postawę przyjąć wobec zjawisk, na które nie mamy wpływu? Wprawdzie poezja autorki „bosego karmelu” może wydawać się konstatująca, ale jest to konstatacja twórcza. Wszelkie obserwacje nie stanowią przedmiotu dosłownego opisu, ale są inspiracjami dla nowych sytuacji lirycznych opowiadanych w sposób odkrywczy, bardzo oryginalny. Ale Kowalska nie musi „nieustannie dbać, żeby się nic nie kończyło”, ponieważ jest to u niej naturalne niczym kolor włosów czy kształt nosa. Zresztą wydaje się, że dla podmiotu lirycznego, nastrojonego metafizycznie, bywa w zupełności obojętne, czy coś się kończy, czy dopiero zaczyna – jeśli chodzi o same następstwa potocznych zdarzeń.
Utwory Kowalskiej mówią o autentycznych doświadczeniach, opierają się na psychologicznej prawdzie, Dla większej ekspresji poetka posługuje się paradoksem:

A on musiałby mnie bardzo rozkochać,
a ja musiałabym go bardzo porzucić,
żeby powstał wiersz.
(Takie wiersze)

Niekiedy przekornie przestrzega:

Nie wolno wierzyć we wszystko,
co się kiedyś napisało.
To przynosi małą śmierć.

Ale wolno pisać
(byle nieufnie)
małe życie.
(Znaleźć coś pięknego i się tego uczepić)

Dużym atutem tej twórczości jest owa paradoksalna nieufność wobec poetyckiego słowa. Ta nieufność bowiem obliguje do ustawicznego precyzowania poetyckiej wizji, aby można było maksymalnie zbliżać się do samej istoty przesłania; istoty niejako „oczyszczonej” ze stereotypowych już to związków frazeologicznych, już to zbędnych słów, nietrafiających w samo sedno zawartych w wierszu treści.
Podkreślmy, że wielotematyczna i wielowątkowa jest poezja Kaliny Kowalskiej. Dużym atutem jest tutaj niepowtarzalność i rozpoznawalność – unikanie wszelkiej anonimowości. Te wiersze nie giną w tłumie innych. Autorka„Złodziejki głosu” od początku swej poetyckiej działalności zaznaczała wyrazistą artystyczną indywidualność, osobność widzenia świata i oryginalny, intelektualny sposób jego przedstawiania. A to jest bardzo istotnym zwycięstwem poetki.

Stefan Jurkowski

Kalina Kowalska, „bosy karmel”. Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2021, s.44.


Komentowany wiersz: W tej inspiracji wiersza rozbieram ciebie 2021.04.28; 18:21:10
Autor wiersza: zygpru1948
Jerzy Stasiewicz – Paweł Soroka… poeta baśniowo – realny

20 kwietnia 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/04/niebo-spadajacych-gwiazd-180x300.jpg


Czekałem niecierpliwie na kolejną książkę poetycką Pawła Soroki. Od wydania poprzedniego tomu Wyzwalanie wyobraźni. Wiersze najnowsze i wybrane (Warszawa 2010) minęło dziesięć lat. W tym też roku 24 kwietnia odwiedził moją Stasiewiczówkę. To długo. Choć u wielu znakomitych poetów okresy milczenia – przerywane publikacją zwięzłą czy pojedynczymi lirykami drukowanymi w prasie literackiej, almanachach – były nawet dłuższe.

Jest tak, że nagromadzony materiał myślowy musi w człowieku okrzepnąć, przefermentować, dojrzeć, nabrać klarowności, poetyckiego widzenia… i jeszcze swoje odczekać w zaciszu szuflady. To dobrze. Bo Paweł Soroka to człowiek wielu pasji. I potrafi te pasje realizować. Wymienię tylko: lot jako pasażer myśliwcem ponaddźwiękowym Mig-29UB wykonującym akrobację, rejs na Bałtyku okrętem podwodnym ORP „ Bielik”, skok na spadochronie w tandemie. To także wędrowiec przemierzający Polskę koleją żelazną, niejednokrotnie w kabinie maszynisty – mógłby o królowej transportu opowiadać godzinami – znający ogromne dworce i maleńkie stacyjki rozrzucone na obrzeżach miasteczek i osad. Wydawałoby się zapomnianych przez ludzi, nadgryzanych zębem czasu, zachłannością przyrody. A jednak trwają jak przydrożne kapliczki, wyznaczając szlak i dając podróżnym schronienie. Właśnie takim miejscom poeta poświęcił wiele wierszy. To sugestywne – niemal malarskie – obrazy, utrwalone jak na taśmie filmowej z dynamiką pracujących parowozów, ruchem semaforów, zgrzytem nastawni. Jest klimat tych miejsc. Jakbyśmy byli tam razem z poetą obecni. To wielka siła poezji Pawła Soroki wciągająca czytelnika w świat jego doznań i fascynacji, a wydawałoby się podana w prostym przekazie. Zrozumiała nawet dla nie obytego z liryką człowieka. Oddziaływająca podskórnie. Ale żeby to osiągnąć potrzeba ogromnej wiedzy. Wieloletniego terminowania przy księgach wielkich poprzedników, znajomość współczesnych. Bezustannej pracy nad sobą. Popartej doświadczeniem życiowym i wrodzonym talentem. Odnoszę się tylko do poezji, a w dorobku Pawła są przecież jeszcze książki naukowe, artykuły, publicystyka, prace plastyczne. Czyż to nie człowiek dwu wymiarów. Wiem, że urodził się w Gnieźnie. W jego utworach pobrzmiewają echa pierwszej stolicy. Patriotyzm wyniesiony z rodzinnego domu i duch Świętego Wojciecha prowadzący poetę do nie otwartych bram horyzontu. I popiół świętego dębu rozwiewany przez wiatr czasów znanych poecie w realu, z którego dla swojej twórczości czerpie pełnymi garściami „ rozmyślam o trzynastu piątoklasistach / którzy niedaleko stąd / upalnego czerwca 1961 roku / utonęli w nurcie rzeki”. Ten opis wydawałoby się reporterski? Przywołuje obraz Matki Polki powstaniowej, ukorzenionej w wizerunku Maryi opłakującej śmierć syna. Ból, którego nigdy nie ukoją mijające lata. Mitologia zawiłej, ale i zakłamanej historii czasów zaborów, którą poeta odbarwia i prostuje przemierzając miejsca święte dla Polaków jak pątnik. Nigdy nie widziałem Pawła Soroki strudzonego. Skarżącego się na głód i niewygody. Ważna była metafora wędrówki i fizyczne dotknięcie miejsc uświęconych. Zanurzenie się w krajobrazie polskim, w widnokręgu do którego zmierzał jak do utraconego Jeruzalem gościńcem wiodącym przez żniwne pola, gdzie dziadowie kosą na ścianę kładli żyto. Kobiety odkładały na garście a podrostki wiązały w snopki. Przystawał przy skoszonym łanie i marzył by stawiać mendle „ na odludziu / zbratany z naturą”. Widział w oddali kamienne ruiny własnej pustelni „ ponoć kiedyś żył tu samotny / myśliciel opętany nauką”. Jabłonie chylące konary w ukłonie, podmuchem wiatru zachęcały do zerwania jabłka wiecznej młodości – marzenie każdego naukowca – stać się nieśmiertelnym jak Faust. I żona ( Ewelina) uosobienie pory roku od przedwiośnia do przedzimia dała poecie wsparcie na resztę życia „(…) wrażliwością i wartościami / nadzieją na odmianę losu”. Tylko sokół lecący wysoko ponad lasami, może dostrzec w noc świętojańską kwiat paproci. I poeta go dostrzegł. To ważne.

Ciekawy zabieg to oparcie tomu na trzech filarach. Filarze wsi: z jej ciężką pracą w trudnych warunkach polowych, pod gołym niebem, kiedy skwar, wiatr, deszcz smaga po twarzy, ziębi plecy, ale to cena zbiorów. Nie zawsze adekwatnych do włożonego wysiłku. Jest i tęsknota do wsi dzieciństwa, sielskiej, pełnej tajemnicy z opowieści wędrownych dziadów. Filar kobiety: ukochanej, przez lata wyśnionej, wyczekiwanej z każdym minionym rokiem. A gdy staje się realną, ludzka tęsknota w czasie parodniowej rozłąki. I strach czy uda się utrzymać ognisko domowe, gaszone różnicą charakterów, nawykami nabranymi przez lata egzystencji w pojedynkę. Mitycznymi wyobrażeniami. Filar trzeci: życie w symbiozie z przyrodą. Czerpanie z soków drzew wrażliwości, sycenie się jej pięknem, ogromem, różnorodnością i siłą. Krzyk Matki Ziemi zalewanej betonem, asfaltem budzi sprzeciw poety. I dlatego stając do nierównej walki mówi: „ ostrożnie stąpam po tafli lodu”.

Jerzy Stasiewicz


Paweł Soroka
Niebo spadających gwiazd
Oficyna Wydawnicza ASPRA – JR
Warszawa 2021 s. 40.


Komentowany wiersz: W tej inspiracji wiersza rozbieram ciebie 2021.04.28; 18:18:40
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech – Nowa Księga Rodzaju

20 kwietnia 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/04/osc-wieloryba-211x300.jpg


Lesław Nowara jest poetą, aforystą, felietonistą i recenzentem. Jego prace znaleźć można w licznych almanachach i periodykach literackich. Ma na swoim koncie dziewięć tomików poetyckich i kilka publikacji wspólnych. Jego najnowszy zbiór nosi tytuł “Ość wieloryba” i składa się z trzydziestu wierszy. Jak na tomik, to niewiele, ale jestem pewien, że czytelnik po tej lekturze będzie zdziwiony, oszołomiony i usatysfakcjonowany. I chociaż język tych wierszy jest jasny i klarowny, to ich komunikat już takim nie jest. Wyobraźnia sięga w nich zenitu, wywraca świat do góry nogami. A potem układa go po swojemu. I to od samego jego powstania, pierwszego akordu na klawiaturze wszechświata. Jest to właściwie poetycki zapis powstawania wszystkiego, próba stworzenia nowego Genesis. Takie zabiegi kończą się zazwyczaj lawiną poetyckiego bełkotu, gradem koślawych metafor, wodospadem pustosłowia. Ale nie w tym wypadku. Autor tego zbioru jest intelektualnie poukładany, jego najbardziej fantastyczne teorie i wizje przekonują, wydają się być prawdopodobne. Autor mógłby spokojnie założyć związek wyznaniowy i przewodzić zdezorientowanym tłumom. Przytoczę niewielki fragment wiersza “Mrok“:


Na samym początku
kiedy Boga jeszcze nie było
był tylko Mrok

To z mroku narodziła się ciemność
to mrok stworzył pierwszą noc
która nie dzieliła dnia z dniem
to mrok stworzył czarne gwiazdy
i czarne słońce
tchnął życie w czarne cienie
które jeszcze nawet nie miały ciał
/…/


Brak cieni, to brak ludzi. Oni są jeszcze ledwo “rysą” na obliczu Ziemi /”Ość wieloryba“/. Nie liczą się, nie uczestniczą w akcie kolejnego stworzenia. Człowiek jest “przecinkiem“, nieważnym detalem, błahostką. Kluczowym bohaterem tego “dziania się” , jego kołem zamachowym, jest kamień. To on jest fundamentem dla świata i człowieka, wydaje się być wszechobecny, tak w niebie, jak i na ziemi. Kiedy poeta przyrównuje go do własnego serca, jest niemal organiczny. Ale posiada też pierwiastek duchowy, gdy czytamy, że jest tożsamy z duszą poety. Ta symbioza jest jednak znacznie poważniejsza, niemal całkowita. W wierszu “Kamienność” granice pomiędzy nimi zacierają się w każdym wymiarze. W tym wierszu człowiek i kamień są po prostu jednością. Nie może być inaczej, skoro w innym czytamy – “Bóg jest kamieniem“. Co prowadzi do wniosku, że kamień jest Bogiem. To nowa interpretacja mitu pierwotnego. Katoliccy oportuniści będą mieli z nim problem. Przytoczę fragment wspomnianej “Kamienności“:


To co mi leży na sercu – to kamień
Bo całe moje serce jest z kamienia
i kamienną ma duszę
/…/

Znam tylko kamienny świat
moim światem jest kamieniołom
moim domem kamienny młyn
jestem kamieniem młyńskim
który miele kamienne ziarna
dając pokarm kamieniom
/…/

Taka jest moja kamienna natura
że jestem martwy zarazem i żywy
jak wirus
jak kot Schrodingera
jak półskamielina


Ciało jest dla poety ważne. Poświęca mu kilka istotnych wierszy. Zapomnijmy o tym z kamienia, skupmy się na tym z krwi i kości. Ciało nie jest w tych wierszach strukturą zamkniętą, formą ukończoną. Przypomina konglomerat ciał wielu, jest swoistym przekładańcem, piramidą z bytów różnorodnych, nawet zwierzęcych /”Zaimek dzierżawczy“/. Trudno je okiełznać, oswoić, uznać w pełni za swoje. Owe obce byty, które je zamieszkują i tworzą, stając się z nim tożsame, zadziwiają energią i witalnością. Są skore do przemieszczania się, wychodzenia “na zewnątrz“, przekraczania granic. W takich chwilach, pod ich nieobecność, pierwotne ciało poety staje się studnią bez wody i dna. Jest otchłanią, która zdoła pomieścić wszystko. Co żywe, co martwe, co iluzoryczne. Zwłaszcza “omamy i urojenia” tej bogatej wyobraźni . Fragment wiersza “Wychodzenie z siebie“:

/…/

Więc jestem tylko ciałem
które jest tak puste
że bez trudu mieści się w nim
całe niebo i ziemia
oceany i gwiazdy
każde ziarno piasku
i kropla deszczu i liść i gałąź i kamyk przydrożny
i wróble i gołębie
samoloty pociągi i okręty

i wszystkie inne
podobne do nich
omamy i urojenia


W wierszu “Co będzie wczoraj?” czas jest umowny i płynny. Nie podlega oczywistym regułom. Tutaj wczoraj równoważy się z jutrem, nawet przeszłość okazuję się “całkiem niepewna“. Ten rodzaj intelektualnej prowokacji ma głębsze dno. Nie zmieni linearnego upływu czasu, początek zawsze poprzedzał będzie koniec. Przynajmniej w obecnej rzeczywistości. Ale na wrażliwym odbiorcy ta filozoficzna gra pozostawi swoiste piętno, rozwinie w nim wachlarz pytań. Tym bardziej, że te stawiane przez samego autora są szelmowsko logiczne i trafne. Czasami wydają się być realną alternatywą. Ten sam czas, ale podążający już odwieczną koleiną, przepływa przez kolejne utwory. Choćby przez “Koralik“, w którym uzdrowisko z lat siedemdziesiątych pachnie morskimi falami, rozgrzanym piaskiem plaży i smażonym dorszem. W wierszu “Wolny” czas zwolnił, spowszedniał. Młodzieńczy pośpiech nie jest już dla dojrzałego poety wyzwaniem i koniecznością. “Nie mam na rękach niczyjej krwi” – pisze, i brzmi to jak rachunek sumienia. Wiersz “O tym, że nie żyjesz” prowadzi jak po sznurku do “Ostatniego słowa“, które co prawda nie jest w tym zbiorze ostatnie, ale dosadnie podkreśla odrębność poety, mającego w głębokim poważaniu dogmaty i kanony. Jest wręcz obrazoburczy, dlatego z przyjemnością przepiszę go w całości:


Wysoki Sądzie Ostateczny,

chcę wierzyć,
że wyrok, skazujący nie na życie wieczne,
jeszcze ostateczny nie jest,

bo przecież
przysługuje mi, do diabła,
jakieś odwołanie,

skoro mam iść do nieba,
gdzie moje życie zamieni się w piekło,

i skoro milczenie jest grzechem śmiertelnym,
a ja mam prawo do ostatniego słowa,
to chcę powiedzieć tylko tyle:

– że będę milczeć


Tomik “Ość wieloryba” jest spójny i konsekwentny. Począwszy od języka, skończywszy na narracji. Jest zamkniętą całością, która kreuje świat tak odrębny, że nie sposób do tych wierszy nie wracać. Nie tylko dla ich oczywistej urody, ale by lepiej poznać ścieżki tych specyficznych, poetyckich wizji. Te nie są jednak owocem kalkulacji, oczekującej na czytelniczy poklask. Autor tego zbioru nie dba o takie drobnostki. Stworzył własny mit, własną rzeczywistość, lecz nie prosi o akceptację. Zaprasza nas do intelektualnej przygody, prowokuje. Wie, że ten tomik nie pozostanie bez odzewu. I ma rację. Polecam tę wyjątkową książkę.



Lesław Nowara
“Ość wieloryba”
Biblioteka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
Kraków 2020
Str. 90


Komentowany wiersz: Przyjdź naga jak naga noc... 2021.04.27; 14:08:19
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


ODGADNĄĆ - ODGADYWAĆ

Motto: "odgadnąć światło
w alfabecie nocy"
Bohdan Wrocławski – Jeden wiersz


Znałem Andrzeja Waśkiewicza osobiście
tak się zdarzyło na różnych imprezach
literatura buchała jak rozpędzona lokomotywa
a my wciąż w gadce na tej samej nucie
opowiadaliśmy że w wierszach czujemy smak
odejścia w którymś czasie i miejscu.

Zbyt delikatnym był Andrzej - Jędrek
ale jak mówił to mówił - mógłby i dwie godziny
mówić o każdym poecie i o tych ze wsi
i o tych z miasta ale nigdy nie widziałem
żeby był pijany jak (wyczesany wiatrem Gąsior)
jak (Jerzynka którego uśmiech był szerszy
od nadbiegającej fali) jak Śliwonik który
(ruch dłoni miał wąziutki niczym fraza w wierszach)
i tak się zdarzyło że piłem z nimi rozsądnie
to znaczy głęboko jak sięga mądra puenta...

Nie ma Andrzeja - Krzysztofa - Zbigniewa - Romana
każdy z nich wybrał Ogródek Pana Boga
i tam czytają wiersze Bohdana Wrocławskiego -
może i moje wiersze też czytają na dobranoc
bo tylko w poezji najwierniejsi są ci którzy sami pisali
byśmy do ich książek wracali - jak owce do pasterza.


27.04.2021 - Ustka
Wtorek 14:04

Wiersz z książki "Życie z duchami"


Komentowany wiersz: Przyjdź naga jak naga noc... 2021.04.27; 13:28:31
Autor wiersza: zygpru1948
Bohdan Wrocławski – Jeden wiersz
23 marca 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2020/12/B-Wroclawski-696x464.jpg


Wracając do Kątów Rybackich


Pamięci Jędrka Waśkiewicza

Jesień dojrzewa
w poranionych przez liście miejscach
słone mgły ciągnące od morza
ogołacają nas z resztek światła
i jego dojrzałej świadomości

Wiesz Jędrek
byłem wczoraj w tym miejscu
w którym siedzieliśmy
na przyciągniętym przez sztormy
pniu dębowym

Pamiętasz
był węższy niż nasze marzenia

siedzieliśmy na nim w czterech
Z brzegu chudziutki
wyczesany wiatrem Gąsior
obok Jerzynka
którego uśmiech był szerszy
od nadbiegającej fali

a ruch dłoni miał wąziutki
niczym fraza w wierszach Śliwonika

W migawce utrwalonej przez pamięć
Romek stał odwrócony plecami
Rzucał w górę okruchy chleba
do rozkrzyczanych mew

ruch skrzydeł
spadanie fragmenty intensywnego życia

do dziś zaskakują mnie
mnie jedynego na zupełnym obrzeżu pnia
tuż obok ciebie
z twarzą wzniesioną do góry pełną zdziwienia
być może pytania
o rzeczy najodleglejsze

a może tak bliskie
że ich sens zginął poza kadrem

Kiedyś ktoś pytał mnie
dlaczego mówię do ciebie Jędrek
nie Andrzej

ty odpowiedziałeś za mnie
że Jędrek lepiej brzmi w chórze
a chór jest na górze

teraz wiem
powiedziała mi o tym Ania
twoja matka tak zwracała się do syna

i ten gest wynikający z rangi słowa
wracający do źródła
nie wysycha
zawsze dotyka nas najczyściej

Jędrek
tego pnia
na którym jakiś malarz z pleneru
zapisał farbą nasze nazwiska – nie ma

Do naszego brzegu
przywiodły go przygodne sztormy
I one odebrały swoją własność

Wepchnęły na powrót w czarną czeluść morza
jego najspokojniejszą otchłań

z której nie wychodzi żadne światło
żadne słowo
fragment wiersza

Latem w tym miejscu dzieci budowały zamki
szukały bursztynów

widziałem to

ta opowieść nie ma jeszcze końca
tak jak nigdy nie miała swojego początku w nas
zupełnie przypadkowo
próbujących odgadnąć światło
w alfabecie nocy

zapisać go
wśród licznych ścieżek
którymi serce zawsze
odchodzi poza widnokrąg


Komentowany wiersz: Przyjdź naga jak naga noc... 2021.04.27; 13:25:30
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka13
4 lutego 2015



POCZTA


Coraz mniej listów z wierszami miłosnymi, coraz więcej z narzekaniami na polityków, w których piszący cały czas zastanawiają się, dokąd to wszystko zmierza? Określenia niecenzuralne, personalnie adresowane, nie są dziś rzadkim zjawiskiem.


Stanisław G. napisał do mnie, jakby pragnąc przypomnieć swoje nazwisko, że przecież jest autorem kilku zbiorów wierszy satyrycznych wydanych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, że pisał w pismach satyrycznych, Szpilkach, Karuzeli ( mój Boże, kto dziś o tym pamięta) i wielu innych, i o tym, że nie ma dziś dobrych , a tak ogólnie to żadnych pism satyrycznych. „Panie Redaktorze, wiem, że profil Pańskiego pisma jest zupełnie na serio, ale może w Pańskiej poczcie zechce Pan zamieścić choć jeden mój wierszyk, może tekst do piosenki. I to niekoniecznie pod nazwiskiem a pod inicjałami, niech przynajmniej ludziska przeczytają, co mi na satyrycznej wątrobie leży.”


Polityka polityka

Wszystkich w dołku nas zatyka

Krąży złota karuzela

Tu afera tam afera



Były premier raźnym krokiem

Ruszył wprost ku Europie

Z pieśnią w ustach emigracja

Polska sprawa stanu racja /…/



Nie wiem Pani Stanisławie, czy emigracja jest polską racją stanu, tak jak nie wiem, czy wolno nabijać się z człowieka, który zbudował nam drugą Irlandię, a teraz wyjechał żeby wszystkim w całej Europie zrobić tak dobrze, jak nam zrobił. I za to powinniśmy go szanować, a nie obdarzać bezrozumnymi kpinami… Jak to było? /…/ krąży złota karuzela tu afera tam afera…

Starczy, na całe chyba przyszłe stulecie.



Pani Grażyna Sz.



Ładnie Pani prosi abym opublikował, a co mi tam, publikuję. I niech Pani popatrzy, nie jest tak, że mi spodnie latają w strachu, że jestem delikatny jak pokojowy kotek. Czasami Szanowna Pani, też potrafię zdobyć się na odwagę. Oczywiście, w miarę rozsądku, bo tylko głupiec z odwagą przesadza, zgodnie z hasłem nieżyjącego już cudownego Artura Sandeuera, który powiedział, że odwaga staniała, rozum zdrożał, co konsekwentnie na początku stanu wojennego udowodnił. Zatem przechodzimy do meritum, czyli Pani twórczego zaangażowania.



Grzmi na niebie czarne chmury

Za łby łapią się ci z góry

Potem wszyscy połączeni

Kradną forsę z mej kieszeni



Powiedz dobry Panie Boże

Kto te kurwy zatłuc może

Kto te bydło porozlicza

Za stracone ludzkie życia



Wszędzie chamy i złodzieje

Wciąż czarują czarodzieje

Obiecują poklepują

I koryto wciąż szturmują /…/



I tak przez kilkanaście zwrotek Pani Grażyna atakuje tych, co to kradną forsę z jej kieszeni. Ponieważ redakcja nie wie, kto jest tym złodziejem, proponuję zgłosić sprawę do milicji, pardon, teraz oni każą na siebie mówić policja. Zatem Pani Grażynko, na policję, niech łapią, wsadzą do paki… Tyle tylko, że mnie nachodzi dziwna refleksja, czy nasza policja jest już przygotowana do tak zbożnego i co tu kryć poważnego działania? Czy nasze sądy są dostatecznie rozgrzane, czy pan prokurator… Chyba Pani Grażynko, oboje posunęliśmy się o jeden most za daleko.



Inny problem ma Pan Marian W. Mogę śmiało powiedzieć, że sprawa jest wyjątkowo skomplikowana bo Pana Mariana:



Coś mnie tak ciągle karci i nęci

Bo polityków wydrzeć z pamięci

Ale od rana aż do wieczora

Ta polityczna swołocz mnie woła



W telewizorze także w gazecie

Co to otworzę to same śmiecie

Jak to przysłowie stare powiada

Głaszcząc po głowie ciebie okrada



Oczywiście Panie Marianie opublikowałem „choć mały fragmencik” tak jak Pan mnie prosił. Trochę te „śmiecie” się Panu pogubiły, ale poeta ma prawo. I niech nikt się nie waży braci wierszokletów pozbawiać ich praw i obyczajów.



Damian M.



Wiersze rosną i rosną jak dobrze wygniecione ciasto

Aż wypiecze się z niego geniusz którego nikt nie dogoni

Poeta ma swoje prawa i obyczaje i niech nikt się nie waży

Go tych pozbawiać

Bo poezja jest wieczny a ty nie /…/



Przeczytałem opublikowałem, niech wiedzą ci którzy piszą wiersze, że poezja jest wieczna. Przyznam się jednak, że trochę zmartwiłem się faktem, że to nie ja będę wieczny, bo człowiek jest już taki przewrotny, taki przewrotny, że chciałby być wieczny.

Pan wybaczy Panie Damianie, wzruszony pierwszą częścią Pańskiej cudownej twórczości i ślepym podziwem dla praw odkrywanych przez Pana, zagapiłem się i niechcący skasowałem resztę Pańskich wierszy. Oj, ten przeklęty klawisz delete, po cholerę go wymyślili. Niepocieszony będę miał o to do siebie pretensję do końca życia. Szkoda tylko, że nie do końca wieczności. O ile wieczność też ma swój koniec. A teraz mam problem, kiedy wieczność miała swój początek. Będę musiał nad tym poważnie popracować. I widzi Pan, Panie Damianie jak wielce refleksyjny i filozoficzny wiersz Pan napisał. I z tym akcentem, namawiając moich Czytelników do rozważań nad wiecznością, kończę na dzień dzisiejszy.



Mariusz N. z Sieradza, Elżbieta S. z Rzeszowa, Andrzej H. z Pasłęka, Barbara G. z Supraśli, Andrzej N. z Brwinowa, Iwona P. z Końskich, Gracjan Sz. z Żabiej Woli, Mariusz M. z Kalisza, Grzegorz K. z Żyrardowa, Ewa W. z Hamburg, Elżbieta N z Białej Podlaskiej, Sylwester z Wilna, Barbara D. z Łowicza, Krystian G. z Drezna. Henryk S. z Gorzowa – nie skorzystamy

Bożena J. z Szczecina, proszę o większą ilość tekstów.


Komentowany wiersz: Do zatoki rozkoszy... 2021.04.26; 09:58:04
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński
2 sierpnia 2015, 23:14


Gościnnie na Salonie Biały Blues Poezji wiersze Barbary Lewandowskiej



Czasami Jestem Wyspą


ukojenie trwa krótko jak quickie w porze lunchu

później przychodzą klienci i opamiętanie


dopływają do mnie statki

nie bliżej niż na wyciągnięcie ręki

po mostach został zapach spalenizny pokruszył się pas startowy


patrzę na to z góry porośniętej palmettami

zanim pójdę do łóżka oddając gorąco

za obietnice obsesje

ponadczasowy banał bez którego nie mogę się obejść

codziennie Christmas i ja pod choinką


po wszystkim rodzą się zmartwienia

przykrywam je prześcieradłem jak nieboszczyka

upycham w makabryczne wizje

wynicowanego życia nowonarodzone dziecko

modlę się żeby zniknęło anonimowe


gdy zasypiam ktoś patrzy na deszcz

wsiąka oczami w mokrą zieleń

i powoli owija giętkie pędy wokół palca

nie wie o łagodnej ścieżce na sam szczyt

nic o mnie nie wie


____________________________


Face…



Nadzy

szastają sobą rozsypują opiłki srebra kawałki plastyku

zmieszane z urodzajną ziemią

czasami są ziemią a jednocześnie kroczą

po niej jak rzymianie po płaskich zalanych

terenach dzieląc zmęczenie pogardę dla domorosłej filozofii

złotych myśli babskich przepisów na udane życie


z zewnątrz dochodzi śpiew o wybranych przez los kobietach

o życiu zniewieściałych mężczyzn

o paniach które udają piękne cierpią na nieskończoność

o starzejących się rozumiejących wszystko hipiskach

idealne falsyfikaty


z ust czerwoną parą wypływa szept

słabi litościwi przymilający się lubią

zwycięstwo bezpieczeństwo rewanż

substytuty szczęścia na ekranie

słaby wiatr drugi gatunek jak mercy fuck


w moich domach nie ma pajęczyn

zapalają się karminowym kolorem zanim zaczną tkać je myśli

wcześnie rano dyskryminują cudze nieszczęścia

księżniczka posłusznie się buntuje


tutaj zawsze świeci słońce


_________________________________


Jak u Penelopy



Fale, zielone kłębiące się jaszczurki

ograniczone miejscem, napierają na puchnące brzegi.


rozprysną się głośno, by powtórnie wejść w noc

należną biesiadę po triumfie,

bo ujście jest ulgą w niedoskonałej strukturze stworzenia.


dopóki nie zrobię selekcji, ja, ukochana

kobieta, sprawdzę siłę, mocne zęby,

geniusz używania słów w ojczystym języku.

sztuka kochania spłodzona przez namiętność

wyrośnie jak chleb pulchnie łagodnie wpłynie śliną w przełyk.


natura wchodzi w łaski, nieśmiałym dodaje znaczenia,

jest zdrowa, choć czasami dusi.

waham się między wiernym a najsilniejszym.

któremu solidnie zapłacić za cierpliwość.


Komentowany wiersz: Do zatoki rozkoszy... 2021.04.26; 09:54:23
Autor wiersza: zygpru1948
Rafał Wojaczek – List spod celi II


Choćbyśmy sobie przed snem długo je powtarzali
Twoje imię jest ścieżką co nigdzie nie prowadzi.

I sen wreszcie się waha czy wybrać znów tę stronę
dokąd przez niebo idą tylko gwiazdy bose.

I tak we śnie lecz bez snów leżymy do rana
jakby nas skopano na niełaskawe dno.

A jest nas dziewięciuset i w naszych celach mdłą
mgłą szyby zadymi porannej śmierci zapach.


Komentowany wiersz: Do zatoki rozkoszy... 2021.04.26; 09:52:42
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka12
5 sierpnia 2014


Nie wiem, co rządzi ludzką wyobraźnią: chęć dokuczenia komuś, atakowania bez pardonu, wytykania potknięć…? Pisze do mnie taki jeden z drugim, jakieś wierszyki, atakuje premiera, prezydenta, ministrów, nie chce dostrzec ich poświęcenia dla nas, wytężonej, ciężkiej pracy.


Kolacyjki ośmiorniczki winka za tysiące

A tymczasem ty mój bracie suchy chlebek w kącie

Dwór się bawi dwór szaleje cygara z Hawany

Żonie kieckę za tysiące oskubać barany



I tak w tym tonie napisał Andrzej w z Płocka osiemnaście zwrotek, w których obraża władzę, uzurpuje sobie prawa do jej osądzania, jakby nie wiedział, że wydać tysiąc to pestka z wiśni, wydać milion to pestka z śliwki, ale wydać miliard z społecznych i nie dać się złapać za rękę, to jest dopiero wytężona praca, to jest dopiero sztuka.

Panie Andrzeju, nie będę z Panem polemizował, choć każdy z nas ma swoje racje, Pan pracuje na umowę – zlecenie za 1500 zł minus podatki i do tego za mieszkanie 700 zł. każdego miesiąca, pan minister pracuje… no nie, nie będę się wciągał w idiotyczne dyskusje. Wszak mam pisać o wierszach i dobrej literaturze, choć przyznam, że dobry kryminał też przecież mieści się w literackim kanonie.



Mariusz G. z Warszawy uraczył mnie swoją powieścią, w której wątki erotyczne, kryminalne i polityczne przeplatają się z każdej strony.

Pozwolę sobie zacytować jej fragment.



/…/ Podniósł się z sofy, wyciągnięte ręce przez chwilę zawisły w przestrzeni, jakby chciały otworzyć coś nowego, niezrozumiałego, trudnego do odczytania.

– Alfabet znasz – wychrypiał pochylony w stronę światła z małej lampki, które otwierało przed nim wąską przestrzeń fotela i zagłębionej w nim sylwetki Drzewka.

– Cóż z tego, że znam, warunki na każdym otwarciu mogą się zmienić – ironizował Drzewko.

– Przecież mamy nowe rozdanie.

-Mamy, mamy i co z tego. Wiesz, co powiedział klasyk? Chuj, dupa i kamieni kupa. Tasujemy karty. Tylko teraz znacznie przytomniej. Jesteś stary cinkciarz, to dobrze wiesz. Jutro przetasujemy pętaków z opozycji jak nigdy.

– Zatem pałac już podjął decyzję?

– Podjął, podjął i myślę, że jak zwykle trafną. Ale ty chwilowo w cień. Jutro masz być na głosowaniu, bo wszystkie ręce na pokładzie. Potem masz zamilknąć, żadnych wywiadów, brylowania, dziób na kłódkę.

Drzewko założył nogę na nogę, zgasił cygaro, popatrzył uważnie przed siebie i spytał:

– Jaki będzie mój koszt?

– Jak na taką aferę to niewielki, milion na partię i dziesięć do podziału, tradycyjnie. – Paniał?

– Paniał, paniał – Drzewko westchnął, zdjął nogę z nogi i głębiej zapadł się w fotel. /…/



I teraz Panie Mariuszu mam problem, bo całej książki nie opublikuję, choć Pan proponuje aby dać to w częściach i być może moglibyśmy zgodzić się z tą koncepcją, tyle tylko, że mój radca prawny, oj oni zawsze mają rację, a jak jej nie mają to udowadniają nam, że mają, uważa iż ta publikacja jest nazbyt czytelna, osoby przejrzyste personalnie, Pańska wiedza w pewnych tematach porażająca i konieczna do sprawdzenia, bo to już nie jest literatura, a jeśli literatura to literatura faktu. I że mogą być poważne procesy. Myślę, że musimy wrócić do tego w długiej rozmowie w kilka osób. Moja rozmowa telefoniczna z Panem nic nie załatwia, zwłaszcza, że telefon podany przez Pana… Zresztą sam Pan wie. Proszę ponownie o kontakt.



I wracamy do tematu starego jak świat, miłości, wierności, kobiety oddanej mężczyźnie, kochającej i pragnącej być kochaną. Cudowne i proste wyrażone w niezwykle subtelny, poetycki sposób przez Panią Annę W. z Tomaszowa Mazowieckiego



Przy tobie mój miły rozkwitam od rana

Choć powiem ci szczerze jestem niewyspana

A teraz pozwolisz, że zrobię śniadanie

Uprasuję spodnie i dam ci ubranie



Kocham ciebie bardzo szczerze

I w twoją miłość głęboko wierzę



Pani Anno, z ogromną radością przeczytałem Pani list, w którym Pani napisała, że kobietom potrzeba bardzo mało i że nie jest Pani „jakąś tam feministką, sufrażystką, czy też inną, starającą się przeciwstawić świat kobiety światowi mężczyzny, bo mężczyzna i kobieta to jedno i obydwoje powinni realizować się przez siebie”



Wiersz cudowny, myśli Pani proste, nieskomplikowane i z ogromną radością przekazuje je moim Czytelnikom, a w szczególności Czytelniczkom.



Pan Stefan z Włocławka ma pretensję, że poczta ukazuje się tak rzadko. Przysłał mi swój list z wierszami, w którym proponuje mi, że jest gotów napisać ich dla nas nawet tysiąc, jeśli tylko będziemy publikować.

Panie Stefanie, może zatrzymajmy się na jakiś czas na tym, który poniżej, żeby nie oskarżał mnie Pan, „że puszczam grafomanię a prawdziwych, wielkich poetów nie publikuję”.



Jestem subtelny jak w Polsce wielu

I taki też byłem w Peerelu

Tak byłem w ORMO w wojsku służyłem

I bardzo dobrze z wszystkim żyłem



Gierek sekretarz dłoń mi podawał

I to jest prawda nie żaden kawał

Dziś tego faktu zazdrości mi wielu

Lecz ty mi nie zazdrość mój przyjacielu



Dziś nową Polskę budujmy od nowa

Bo Polska ojczyzna nie żadna krowa

Którą chcę doić wszyscy politycy

Nie ci z lewicy tylko z prawicy.



Przeczytałem z prawdziwym wzruszeniem i polecę wielu młodym, naszym Czytelnikom, aby po pierwsze zobaczyli jak się buduje wiersz i jak w nim należy zawrzeć to, co w poezji winno być ziarnem folkloru, ej wróć, co jest szczerym, prawdziwym, radosnym… a po drugie, niech się uczą historii, bo już pewnie nie wiedzą co to było ORMO i kim był Gierek sekretarz.



Mi się ten wiersz podobał, bo mimo przynależności do ORMO, pan Stefan dobrze z wszystkimi żył. Jak to we Włocławku, kto czytał Newerlego Pamiątkę z celulozy ten doskonale wie, że każdą zapałkę można podzielić toporkiem na cztery. Jak się potrafi i jeśli się chce.



Adam N. z Zamościa. Mariusz G. z Nysy. Ewelina N. z Katowic, Grzegorz K. z Grodziska Mazowieckiego. Elżbieta D. z Wyszkowa, Mirosław M. z Radomia. Marian S. z Tczewa. Iwona R. z Nidzicy – nie skorzystamy.



Adam R. z Łomży – skierowane do publikacji.

Dziękujemy wszystkim za przysłanie


Komentowany wiersz: Morski zapach w tobie 2021.04.24; 11:38:37
Autor wiersza: zygpru1948
Zabytek z kościoła w Ustce porąbano i trafił do pieca jako opał

Proboszcz przegrał w karty historyczny ołtarz. Tak twierdzi społeczna komisja badająca losy wyposażenia kościoła Najświętszego Zbawiciela w Ustce. Postanowiliśmy to zbadać.


https://10przykazan.wordpress.com/2013/02/06/zabytek-z-kosciola-w-ustce-porabano-i-trafil-do-pieca-jako-opal/


Komentowany wiersz: Morski zapach w tobie 2021.04.24; 11:16:17
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka11
13 lutego 2014


Naród nam się rozpolitykował, bo teraz mu wolno. A przecież nie tak dawno zdecydowana większość trzymała dzioby na kłódkę zamknięte, stała w kolejkach po margarynę, nie znała internetu ani telefonów komórkowych. Poetów było jak na lekarstwo, a teraz jest ich więcej niż kormoranów na drzewach w Kątach Rybackich. Do dobrego tonu należy, aby każda gmina posiadała klub literacki i kilku wierszokletów. Domy kultury ogłaszają konkursy poetyckie, finansują wydanie gminnych almanachów poetyckich, zapraszają jurorów, których pies z kulawa nogą nie zna, płacą im, dają nagrody. Jednym słowem odwalają wielką robotę w dziedzinie kultury. Tyle tylko, że przy okazji likwidują miejscową bibliotekę, bo nie ma kasy, a jeśli chcą zaprosić uznanego pisarza na spotkanie autorskie, to oczywiście za darmo. I każda redakcja dostaję dziesiątki książeczek poetyckich z prośba o ich zareklamowanie, napisanie recenzji.



Niedawno dostaliśmy taki almanach z miejscowości M. z prośbą o opublikowanie „w Państwa poczytnym i uznanym w świecie literatury piśmie” omówienia książeczki i ewentualnego zacytowanie kilku utworów, które są pokłosiem konkursu na poetycki utwór satyryczny.



A co nam tam, jak już nas tak chwalicie, że i w poczytnym i uznanym w świecie literatury – to przecież źle byłoby gdybyśmy się nie odwdzięczyli.



Wybieramy zatem fragmenty wierszy satyrycznych dwóch autorów: Andrzeja Mokryckiego i Stena Boruny, utwory które zajęły dwa pierwsze miejsca.



Ktoś podskakuje na linii sznurka

Pewnie wiewiórka

Ma włos rudawy jak u premiera

I mądrość z oka jej spoziera

Chwalmy premiera



Choć wokół gęsta jest atmosfera

Złodziei z złodziejem tańczy cholera

W wyspę zieloną bagno się wdziera

Chwalmy premiera

/…/



Dalej już z nie będę cytował ,bo przecież jeszcze inni autorzy z rzeczonego almanachu czekają w cierpliwej kolejce. Nie będę też cytował, bo chociaż nie ma już dziś cenzury, to redaktor potrafi od czasu do czasu z ogromnym trudem zapanować nad emocjami i zamknąć nie tylko sobie dziób na kłódkę. Wiadomo, pomóc cholery nie pomogą, a zaszkodzić zawsze mogą, jak mawiał znany klasyk, który już nas opuścił.



Świt za oknem się rozmazał

Białą plamą kalendarza

Na podwórku głodne dzieci

A mnie refren ten podniecił



Kochaj Tuska szanuj Tuska

Który z kasy ciebie łuska

Co jak Lenin głaszcze dzieci

A mógł brzytwą je przelecieć



Kochaj Tuska szanuj Tuska

Już dla niego rośnie brzózka

Ułamana gdzieś od czubka

Taka sobie niedoróbka





Kochaj Tuska szanuj Tuska

Który z kasy ciebie łuska…



Wiatr złamaną gałąź szarpie

Chmura mgielna sznurek muska

A w tym sznurze napis w pętli

Szanuj Tuska kochaj Tuska

Podpisano buda ruska

/…/







Myślę, że tyle na dziś wystarczy. Zacytowałem dwa wierszyki z rzeczonego, pokonkursowego almanachu na wiersz satyryczny z miejscowości M. i powinno to moim Czytelnikom wystarczyć. Wiem, że zostanie pewien niedosyt, bo ktoś powie, że jak zwykle sam sobie poczyta, a nam żałuje. Jednak po to mam uprzywilejowaną sytuację, abym z niej czerpał pełnymi garściami i nie oglądał się na innych. Co dziś jest uważane za trend pozytywny.



Ostatnio spotkałem się z poważnym zarzutem, że złośliwie oceniam wiersze, podpisuje je inicjałami i nazwą miejscowości, co pozwala licznym znajomym z okolicy na skojarzenie autora z tekstem.



Teraz nie będę złośliwy, bo to brzydka cecha charakteru i dwa wiersze, które przysłano mi do publikacji, oddam pod myślowy osąd moich Czytelników. Nie wymieniam też inicjałów autora, ot taki mały eksperymentem na wrażliwym , poetyckim duchu. Pisownia oryginalna



Nowy dzień



Witam dzień radości okrzykiem.

Z wykrzyknikiem!

I czekam na to co się stanie.

Z zapytaniem.



W drugim wierszu, pociąg historii znacznie przyspieszył, autor stara się logicznie i szybko odpowiedzieć na pytania zaskoczonego czytelnika, co się z tym dniem stanie?



Ano stanie się, stanie, oj będzie się działo, będzie. Proszę zapiąć pasy, wcisnąć się w głąb krzesła lub fotele, co tam kto ma pod sempiterną i wstrzymać oddech, bo właśnie rusza wiersz pod wdzięcznym tytułem:



Cywilizacja



Rozpędził się pociąg.

Mknie nad przepaścią.

Powiew zmiata rośliny i zwierzęta.

Dokąd on pędzi i czy dojedzie?



Uff! Dobrnąłem, dojechałem, nie wiem czy z Państwa wszyscy wytrzymali to szalone, cywilizacyjne tempo, bo choć mi trochę zabrakło oddechu, to przecież jeszcze żyję, jeszcze jestem i wbrew tamtym, co to już niby odeszli w niesławną pamięć, a jednak czają się wokół okolicznych krzaków i wbrew tym, co to rozpychają się dziś celebryckimi łokciami, a jutro też odejdą w niesławie.



Pozostaję z pytaniem, czy to dobrze, że tak wiele osób pisze dziś wiersze? Odpowiadam sobie, że dobrze, gdyby jeszcze tylko oprócz pisania zechcieli poczytać tych ciut, ciut lepszych od siebie, uznanych już i zdobyli się na moment refleksji, że droga do dobrego wiersza, tak jak droga do prawdy, jest drogą niezwykle trudną i pracochłonną. I do tego drogą wymagająca odrobiny samokrytycyzmu zanim wyśle się wiersze do niżej podpisanego.



No tak, ale o czym ja wtedy miałbym pisać, gdybym tych wierszy nie otrzymywał?



Mariusz N. z Głogowa, Arleta B. z Poznania, Iwona D. z Polnej Wsi. Grażyna O. z Izabelina, Wiesław A. Z Miłomłynów. Bożena W. z Krakowa, Jerzy P. z Krasnegostawu, Andrzej P. z Lublina, Teresa P. z Wiednia. Grzegorz R. z Wilna, Mariusz M. z Komorowa, Bożena W. z Nowego Dworu Gdańskiego, Patrycja U. z Garwolina, Mateusz Z. z Londynu – dziękujemy za przysłanie, nie skorzystamy.



Beata W. z Białegostoku, Dariusz S z Ustki, Paweł M. z Torunia – przekazano do publikacji.



Elżbieta U. z Przemyśla w sprawie wydania książki proszę o kontakt z redakcją


Komentowany wiersz: Delikatna w jarzębinach 2021.04.22; 23:27:43
Autor wiersza: zygpru1948
Kurwę do sądu podam !


Komentowany wiersz: Delikatna w jarzębinach 2021.04.22; 15:38:12
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka10
30 września 2013


Napisała do mnie oburzona p. Helena M. z Sosnowca, że już miesiąc temu przysłała wiersz z prośbą o publikację – a ja nic. To prawda, kajam się, proszę przyjąć moje przeprosiny, zwłaszcza, że wiersz dotyka najczulszej tkanki stosunków między mężczyzną i kobietą – miłości, zaufania i zdrady.



Czemuś polazł do tej jędzy

Która więcej ma pieniędzy

Co za baba worek kości

W oczach tylko same złości



Z brzuchem mnie pozostawiłeś

A z nią gniazdko sobie wiłeś

Teraz siedzisz na Majorce

A mnie zostawiłeś w norce



Dalej dramatyzm sięga apogeum, ja zaczynam Pani Helenie współczuć, szlag trafia, bo mnie też nie stać na wyjazd na Majorkę i żadna kobieta mnie tam nie zaprosi. A przecież chętnie pojadę, choć moja żona z całą pewnością może mieć inne zdanie na ten temat. Ale skoro nie miała posagu, niech teraz milczy i cierpliwie czyta jak kobiety zabiegają dziś o wartościowego ( znaczy się o mnie) mężczyznę. Zaczynam też rozumieć, że potrzeba zemsty, która zakiełkowała w Pani Helenie, stała się tu koniecznością.



Draniu zemszczę się na Tobie

Zapamiętaj sobie

Ma cierpliwość się uzbraja

Bo obetnę tobie …



Panie Heleno może niech Pani wstrzyma egzekucję, rozejrzy się, świat jest cudowny, mimo, że po nim chodzą także dranie. W każdym razie, ja swoje zrobiłem, wiersz, choć nie cały, opublikowałem. Myślę, że dotrze na Majorkę, gdzie ostatnio bawi Pani mąż.



Inne problemy, mniej osobiste ma natomiast pan Stefan z Poznania, któremu ktoś ryj wsadził do miski, przepraszam do michy, a później, widać micha była za mała, wsadził go do koryta. To wszystko w liczbie mnogiej, więc winno być ryje zamiast ryj. Ale cóż licencja poetycka, autor ma prawo i ja nic do tego nie mam. Tyle tylko, Panie Stefanie, że ja do bojaźliwych nie należę, jak było napisane w liście do mnie i jak Pan widzi wierszyk, choć nie w całości, to jednak opublikowałem



Śmieją się śmieją małe pajace

Wkoło się kręcą wkoło

Ale do czasu to będzie trwało

I już nie będzie tak wesoło



I już nie będzie śmichy chichy

Ryj odspawamy im od michy

Kratki na oczy łapy w kajdany

Gdy od korytka ich odspawamy



Pan Tomasz Z. napisał do mnie długi list, którego fragment mam zaszczyt naszym Czytelnikom przedstawić.



Większość wierszy, które piszę, to miniatury, bardzo często satyryczne. Pisanie traktuję przede wszystkim jako zabawę znaczeniami słów, kombinacją składni zdań, w której mogę zgodnie z własną naturą łączyć jak najwięcej przestrzeni w jedną całość, w której centrum jestem ja, człowiek jak to sobie tłumaczę – dobry egoista.

Pozdrawiam i życzę Panu miłej lektury.
Tomasz Z. ( nazwisko znane redakcji)

atrybut z interesem

marzyliśmy o sobie – bóstwo
mieliśmy być państwem – dla siebie
o prawie – wyszło nam wspólnie
przez jako-taki interes

na przeskocznie

Doprowadziłeś mnie, słowo,
do skraju, strąciłeś przemyślnie –
część na dół.
A przecież mogłeś po prostu,
całą wyrzucić z mostu.

prostytutka

światło latarni
(w)puszcza okiem
jak szpikulec
wwierca się w mózg
poddając lobotomii



I tak Panie Tomaszu wróciliśmy zgodnie z Pańską własną naturą aby łączyć jak najwięcej przestrzeni w jedną całość, w której centrum jest Pan, człowiek – dobry egoista.

Tylko mam trochę wątpliwości, a mianowicie: co się wwierca w mózg jak szpikulec, kto jest poddany lobotomii i wreszcie co się stało z biedną prostytutką, która wpuszczała okiem?

W każdym razie hojnie kilka wierszy opublikowałem, żeby Pan nie powiedział, że sam cholernik czyta, ma radochę, a innym żałuje.



Pan Andrzej z Malborka najserdeczniej mnie prosi żebym opublikował jego wiersz, bo przecież chce się nim pochwalić swojej Toli. Bez niej nie widzi życia i już z tej miłości stracił na wadze kilka kilogramów, jednym słowem schudł na wiór.



Twoje oczy lśnią jak gwiazdy

Na szerokim niebie

A ja miła już od rana

kocham tylko ciebie



Kocham rano i w południe

W nocy kocham też

Z tej miłości już usycham

Dobrze o tym wiesz



Miły Panie Andrzeju, ponieważ ma Pan wyjątkowy talent, proponuję zostawić to kochanie tylko na noc, w dzień wziąć się za porządną prace, czyli dalszej pisanie takich cudownych wierszy. Ku radości mojej i moich Szanownych Czytelników.



Iwona Z. Olsztyn, Ignacy W., Teresa N. Londyn. Wiesław Z. Krasnystaw, Grzegorz L. Łódź, Marian O. Koszalin, Agnieszka B. Morąg, – nie skorzystamy.



Marian O. Białystok w sprawie wydania Pańskiej książki prosimy o telefon, podobnie Dorotę W. z Rzeszowa.


Komentowany wiersz: Nocna bajka miłości na uboczu 2021.04.21; 17:30:08
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka 9
23 lipca 2013




Dziś z zupełnym zdumieniem stwierdziłem, że przekwitły lipy. A przecież dopiero przed chwilą na żuławskich polach żółcił się i cudownie pachniał rzepak. Kąty Rybackie wypełniły opalone nagusy, dziewczyny zaczęły przyciągać wzrok mężczyzn, a ja, cholera w tym momencie muszę usiąść do ogromnej sterty listów i grzebiąc w nich, zapominać o tym co się na świecie dzieje. Wiadomo, jeden czuwa, drugi kradnie, trzeci i czwarty tyra a i tak na swoje wychodzi polityk, nawet, kiedy jest to coś malutkiego, gminnego lub powiatowego. O bonzach politycznych z pierwszych stron nie wspomnę. Boć twierdzą, że są jak żona Cezara, choć około czterdziestu milionów obywateli naszego, cudownego kraju uważa, że mają oni tyle wspólnego z żoną Cezara, co słoń z mrówką.


Mrówko, mrówko słoń powiada, zagłosuj dziś na mnie

A ja jutro cię dopieszczę, cudnie będzie, ładnie.

Kiedy tylko mnie wybierzesz, rozpocznę grę wstępną

No a potem się zobaczy, co z tobą i ze mną.



Pani Joanno M. z Krakowa, wzruszyła mnie Pani swoimi „wierszowanym opowieściami” z podtekstem polityczno – seksualnym, jak napisała Pani w liście do mnie. Zrozumiałem, że wyborcy są obiektem pożądań przed i zbędnym balastem po. Domyślałem się tego już wcześniej, ale jakoś trudno było mi to wyartykułować. Dziś pozwoliłem sobie opublikować jeden Pani wierszyk, rozumiejąc, że następne opublikuję wtedy, kiedy dzisiejsza opozycja przejmie władzę. Cała brać dziennikarska już się na to szykuje, a ja nie mogę?

Ale im wtedy dokopiemy, no nie?



Artur Sandauer powiedział kiedyś, że gdy odwaga tanieje to drożeje rozum. Odważnych nam przybywa, znak to, że rozum podrożał.



Ta sentencja towarzyszy mi od lat i choć Artur Sandauer, świetny krytyk literacki, pisarz sam w stanie wojennym jej się sprzeniewierzył, toć przecież trafności temu tekścikowi odmówić trudno. Nie wiem, czy wielu ludzi pamięta Artura Sandauera, wielu młodych już nic o nim nie wie, więcej zapewne wiedzą o jego synu, który z ogromnym uporem godnym podziwu, chce unormalnić naszą służbę zdrowia. Zatem ucieszył mnie Pan Witold F z Olsztyna, który przysłał mi garść swoich wierszyków z wyraźnym podtekstem politycznym



Wszyscy wokół kręcą lody jest upalne lato

Tylko Jaruś stoi w kącie i wciąż patrzy na to

Wkrótce Jaruś tak urośnie zabawki zabierze

No a lody się rozpuszczą zostaną pacierze



Pomodlimy się wokoło a wielu już w kiciu

Żeby wszystko powróciło sens nadało życiu



Panie Witoldzie, proszę mi wybaczyć, że dalszej części wiersza nie opublikuję, bo wyliczanka nazwisk, kto ma być w tym kiciu, jest powszechnie znana i można się z nią zapoznać na każdym dyskusyjnym forum politycznym.



I tak wchodzimy powoli w środek lata, niektórzy skończyli już urlop, wrócili do ciężkiej pracy, wspominają z radością swój pobyt nad morzem lub w górach, inni, może i inne rozpamiętują minione dni zgodnie z tekstem piosenki – ty zapomnisz o letniej przygodzie…



Obiecałeś, zapewniałeś, oszukałeś

Ja rozumiem – nie kochałeś

No to po co wciąż gadałeś

Że mi domek wybudujesz

Rzucisz żonę całe życie zmodulujesz

Kochaj mnie

Nie pożałujesz

Będę ci do śmierci wierny



Przez wakacje mnie mamiłeś

No a teraz porzuciłeś

Telefonów nie odbierasz

Pewnie jakąś zdzirę zdzierasz…



Pani Danielo z Katowic, zaraz zdzirę, człowiek wrócił do żony, dzieci, może znów jest cudownym mężem i ojcem. Serdecznie współczuję Pani, zwłaszcza, że jak mi Pani napisała, obiecał Pani, że wybuduje jej domek, potem, że założy dla niej agroturystykę, a zdaję się, że na końcu zapewnił, iż wynajmie dla Pani dwa pokoje z kuchnią i będzie dawał, co miesiąc 1500 zł. na luksusowe życie. Z tymi luksusami to chyba Pani ciut ciut przesadziła, choć przyznam, że człowiek był wyjątkowo szczodry.

Przepraszam za delikatne poprawienie ortografii w Pani wierszyku. Publikuję go dlatego, że chcę Pani pomóc, bo Pani sądzi, że po przeczytaniu tego listu może odbierze telefon zwłaszcza, że jak pani napisała, stale w internecie czytał nasz tygodnik i „gadał wierszem” Oby.



I wreszcie mój cudowny, ulubiony autor, niezmordowanie przysyłający mi swoje wiersze. Tym razem pyta mnie Pan Franciszek W. o jakość swojej pisaniny, czy mógłbym napisać coś więcej, dokonać analizy.

A po co Panie Franciszku, pragnę zapytać, ja profan mam oceniać te wiersze? Wszak one same bronią się doskonale, dają mi, jako czytelnikowi tyle wzruszeń, radości, rzeczy niepowszechnych…

Czy wystarczy Panu, moje zapewnienie, że wcześniej, czy później wszystkie one po kolei znajdą się w mojej poczcie literackiej. Niech inni też mają radość i pożytek z Pana twórczości.







Impotent



nie czczę już słów

ostatnie pieśni wybrzmiały wraz ze zmierzchem przymiotnej nocy

a odkąd wolfram pod nosem mi rośnie zniknęły ciemne kąty

Czas zgasił światło lub przestał rzucać cień

ewolucja warunkuje czcze słowa

Czas urodził bezpłodny dzień



I jeśli Pana ani Państwa nie nudzę, jeszcze jeden wiersz pozwolę sobie zaprezentować.



bal pogrzebowy



czasem brakuje oddechu słów

gdy znów

słychać walca takt

ten taniec tak

zalatuje trupem Chopina

że w bal zaraz odejdę

funebre



Nie ma co, zaimponował mi Pan tym wierszem i zaskoczył tym funebre, zwłaszcza że kompletnie nie wiem, co to znaczy.

Tak to jest, Drogi Panie Franciszku, kiedy wiersze rzuca się w tłum, który nie jest tego wart i kompletnie nie potrafi docenić funebre.



Pani Małgorzata M z Wałbrzycha, proszę o jeszcze kilka wierszy. To samo dotyczy Pani Joanny z Szczecinka i Antoniego P. z Gdańska.


Z innych propozycji nie skorzysta


Komentowany wiersz: Nocna bajka miłości na uboczu 2021.04.21; 17:27:15
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego


Poczta literacka 8
14 kwietnia 2013


Zaświeciło cieplej i internetowy listonosz ruszył raźniej z wierszami, mniej z prozą. A w tej prozie czasami tak cudowne perełki, że aż mi się chce łkać z wzruszenia. Bo jak się nie wzruszyć przy czymś takim:

Głową jego szarpnęło gwałtowne łkanie i chcąc to ukryć, wtulił ją w jej ciepłe pachnące piersi. Pachniało cudownie i on pomyślał, że ona z całą pewnością używa perfum Chanel 5, których butelka kosztuje drogo i jego pewnie na to nie będzie stać, kiedy zostanie jego kochanką.

Cholera, pomyślał, ja to mam fart, że trafiłem na taką wystrojoną kobietkę. Zawsze mi się przytrafi coś dziwnego. Mogłem wziąć się za jej koleżankę, może trochę brzydsza, ale pewnie nie taka kosztowna. Już tam w knajpie, myślał intensywnie, powinienem zauważyć, że z karty zamawia wszystko co najdroższe.

Tymczasem ona oddychała coraz gwałtowniej i swoją ciemną sutkę pakowała mu do ust…



Oszczędzę ci mój Czytelniku dalszego ładunku emocjonalnego i intelektualnego w zetknięciu z tą prozą. Mogę tylko napisać, że bohaterowi opowiadania pana Waldemara K. z Jasła odwidziała się pchana do ust „ciemna sutka” i poszedł szukać koleżanki, która zapewne nie wybierała drogich dań w knajpie.

Wiem, że ktoś może być oburzony – sam drań przeczytał, a nam cholernik nie daję. A co to, my dzieci?

Oburzenie słuszne, tyle tylko, że dalej to już szkoda i paiperu i putramentu. Zwłaszcza, że nie ma już momentów.



Panie Waldemarze K. z Jasła – Tak trzymać, tylko ja Panu dziękuję. Może kogoś zainteresują Pana opowiadania, mnie nie.



Pan Stanisław D. z Olsztyna.

Panie Stanisławie, serdecznie dziękuję za komplementy. Nie jestem skromny, więc uważam je za zasłużone, gorzej, bo nie mogę ich Panu odwzajemnić. Ale po tylu pochwałach moich wierszy i wzruszeniu mnie tym ,że polował Pan na Allegro na moje tomiki, czuję się zmuszony spełnić Pana prośbę i dokonać publikacji jednego z Pańskich wierszy na Pisarze.PL.



Jeśli jesteś dziś w Peo

Toś bogaty że ho ho

Cwano stale się ustawiasz

I obrabiasz i obrabiasz



W każdej sprawie

Z każdej strony

Chachmęt w chachmęt

chachmęcony



Jeśli jesteś w Peselu

Toś cwaniaczek przyjacielu

Rośnie ci wydajność z ha

Taka już natura twa



Jeśli zaś już jesteś w pisie

To wciąż dupę masz w kryzysie



Pani Zofia z Wałcza



Moja wielka miłość trwa

Wiosną zimą wszystko gra

Kiedy wraca mój kochany

W domu moim przyjmowany ( itd.)



Aż mu zazdroszczę, zwłaszcza, że Pani Zofia dobrze rozumie powinności kobiety ( to wszystko jest w dalszej części tego cudownego wiersza) i stół czeka zastawiony, a Pani Zofia nie jest jakąś feministką, tylko kobietą spełniającą się przez dom i ukochanego.

To piękna postawa Pani Zofio, proszę o tym napisać do innych pań, dajmy na to do moich ulubionych: prof. Środy, marszałek Nowickiej i przeuroczej obywatelki Szczuki.



Pan Franciszek W.



Panie Franciszku, niewymiernie się cieszę, ze po publikacji Pańskiego wiersza o korytku dla polityków, zechciał Pan przysłać mi jeszcze kilka wierszy do oceny. Pan wie zapewne, że ja jestem człowiekiem starej już daty i nie zawsze nadążam za młodymi. Mam swoje dziwactwa, nawyki i one zapewne często nie pozwalają mi na obiektywizm. Tłumaczę to tym, że obiektywizm w sztuce nie jest potrzebny, boć to nie spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, gdzie wszyscy skubią gęś do jednego wiaderka. Tak też jest z tym szkolnym powiedzeniem, co autor miał na myśli? Odpowiedzieć, że cholera go wie – nie wypada, bo mogą pomyśleć żeś dureń, a do tego nikt nie chce się przyznać, tym bardziej ja, stary i złośliwy uparciuch. Zatem żebyśmy już nie zadawali zbędnych pytań, pozwolę sobie zacytować jeszcze jeden Pański wiersz z ostatnio przysłanych.



kryzys twórczy

Niestrawny klucz skręcił mi wieczór

na zamek niespołecznego zboczenia

W samotnym smrodzie przebitych skroni

destyluję pawie piórka wielokolorowe

i raz za razem

włoskuję mózg

paruje krew

i gówno zostaje



Po przeczytaniu powyższego już z przewoskowanym mózgiem, wyparowała ze mnie reszta krwi i dopadł mnie kryzys twórczy.

Serdecznie Pana pozdrawiam i proszę o więcej tego typu perełek poetyckich.



Marcin G. z Chorzowa, Daria F. z Barcelony, Irena C. z Londynu, Anna z. z Morąga, Wiesław Z. z Siedlec, Antoni N. z Janowa Podlaskiego, Irena G. z Tarnowa. Iwan M. z Grodna Mariusz P. z Pabianic, Andrzej H z Płocka, Iwona Z. z Szczecina. Dorota M. z Kielc, Grzegorz R. z Skierniewic, Dariusz W. z Koszalina, Zofia N. z Międzyrzeca, Krzysztof K. z Lublina. Roman N. z Nowej Wsi – nie skorzystamy.

Panią Marię N. z Magnitogorska prosimy o dalsze próby.
Reklama


Komentowany wiersz: Czekasz na mnie na ławce 2021.04.20; 13:50:23
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka 7
22 marca 2013


Pierwszy dzień wiosny za nami, brrr, co ja napisałem – chyba przed nami, bo na zewnątrz śnieg, mrozek nieduży, ale jest, za oknem szeroka płaszczyzna zamarzniętego Zalewu Wiślanego. Ktoś szamoce się na bojerach, wiatr wydmuchuje żagiel. Trochę mu zazdroszczę, ale kiedy człowiek zbliża się do siedemdziesiątki ,musi myśleć i zachowywać się stosowanie do swojego wieku.


Zatelefonował Andrzej Wołosewicz i spytał, czy fruwam na bojerach? Andrzeju, ja nie na bojery, ja zerkam w kalendarz i znów ze sterty wierszy, które otrzymuję każdego dnia, wybieram te kilka służących mi do rozmowy z Państwem. I to wszystko mój Drogi Andrzeju. To wszystko.


Pocieszające w tym jest, że kryzys spowodowany przez nieudolnych polityków i chciwych bankierów, sprowadził myślenie pewnego autora w kierunku tak przyziemnym jak opisanie w sposób poetycki koryta. Ponieważ nazwy tego czcigodnego naczynia ( hmm, chyba tak można je nazwać) używa się ostatnio w odniesieniu do polityków, myślę, że autor wiersza, pan Franciszek W. im chciał go poświęcić.


Franciszek W.


Koryto



pogrzebałem świnię w marzeniach o kartoflu

w nieszczerym polu postawiłem strach

konia zmusiłem do gryzienia ziemi

a krowa nie chwali się już uciętym językiem

tamtych już dawno nie ma

lecz przyszli inni i żądają chleba

jestem zatem

wodą na młyn dla potłuczonego zboża

lecz nawet świat się już nie kręci



I mnie Panie Franciszku też przestało kręcić, stanąłem w miejscu osłupiały niczym żona Lota. Jednym słowem nasypać do koryta szczawiu i mirabelek, ciekaw jestem kto przy nim pozostanie? Chyba tradycyjnie za daleko się posunąłem, zatem chwilowo tej publikacji Pańskiej twórczości starczy. Myślę, że mnie Pan nie opuści i po jakimś czasie znów będę zaszczycony przekazem Pańskich wierszy.


Jowita 0909


Dobrze, że za czytanie wziąłem się z rana, wieczorem miałbym trudności z zaśnięciem. Nie chcę Państwa straszyć, ale w życiu musi być odrobina horroru, ten moment obrotowy naszego silnika, zwanego mózgiem, w którym oczy wychodzą nam na wierzch jak u rybitwy, a kęs przełykanego rogalika grzęźnie w gardle, jawi się strach. I jeśli jest to wieczór, nie czytajcie, bo noc, z całym swoim okrucieństwem wprowadzi was w czerń Hadesu, jego sine światło i upiorną scenografię.


Romeo i Julia przebudzeni



W grobową noc

Jedną na tysiąc

Rzeki Hadesu miast nieść zapomnienie

Otwierają oczy



Julia:



Twarz bladą

Dawniej tak świeżą

Zdobią dwie rysy-

Pamiątki trucizny

On to? Dłonie spuchnięte i mrokiem przegniłe?

On? To? Piersi puste niezdolne do śmiechu?

( itd.)



Zuzola 143



Takie to przemyślne podpisy mam ostatnio pod wierszami, nie Marysia M. czy Anna W. tylko Zuzola, Jowita i jeszcze inaczej.



Zatem Moja Droga Zuzolo, proponuję, więcej czytaj, mniej pisz. Oczywiście, kiedy już napiszesz, poprawisz, przemyślisz, przyślij do mnie. Ja przeczytam, powybrzydzam, bo taką mam paskudną naturę i może kiedyś odpiszę, że jesteś już bliziutko, bliziutko, trzeba jeszcze tylko kilka maratonów zaliczyć. Żebyś jednak nie pomyślała, że potrafię tylko szydzić, opublikuję Twój wiersz, bo jakoż, że jestem człowiekiem pobożnym ( a są tacy, którzy mówią, że jestem moherem, co mi nie przeszkadza i z czego jestem dumny) ciągnie mnie do modlitwy, do tej rozmowy z naszym Panem, która jest najtrudniejsza i myślę, że bardziej nam potrzebna niż Panu Bogu.

Przeczytajcie jak modli się Zuzola do wiersza, do Boga…?





MODLITWA POETY



Wysłuchaj mnie wierszu

gdy różowiejesz o świcie

i modlę się tobą o dobry uczynek



przyjmij wszystkie moje dzienne sprawy

a gdy trzeba pokaż rogi

i zaciśnij pięści



pochyl się nad kromką chleba

nad zajęczym tropem

i więdnącym

liściem słońca

gdy o zmierzchu

milcząc

stygnie łąka



Agnieszka B.



Po tych moich pobożnych wyznaniach, co do mojego moherowego sposobu bycia, przyznać się Państwu muszę z ogromnym żalem, żem babiarz, bezecnik, jak to poeta i człek wyjątkowo grzeszny, ale chyba nie na tyle, żebym potępiał kobiety, które, hmm, określmy to w delikatny sposób, nadmiernie kochają licznych mężczyzn. Bo jeśli ich by nie było, to do kogo mielibyśmy wzdychać, komu grać pod balkonem na gitarach, jak pisać erotyki. Zatem nie wstydźcie się kobiety kochać nas i wtedy kiedy jesteśmy młodzi i cudowni jak sam Apollo i wtedy, kiedy włosy nam posiwiały, a brzuch musimy przytrzymywać oburącz, żeby nie dotykał bruku. Wiadomo, poeta napisał, że ideał sięgnął bruku. Chyba coś pobimbrzyłem, bo zdaje się, że to nie o ten ideał i nie o ten bruk chodziło.

Pani Agnieszko, Pani wiersze są bardzo nierówne, są momenty, kiedy płyną cudownym biegiem rzeki, radząc sobie w licznych meandrach i są momenty, w których grzęzną przy brzegu w jakimś błocku.

Jest Pani naukowcem, jak Pani napisała w liście do mnie, nie obcą jest Pani dyscyplina, szkiełko mędrca i ten dreszczyk emocji, w którym się wie, zgaduje swój cel. Tak jest i z twórczością – potrzebna jest emocja, dyscyplina i szkiełko mędrca. Dobry kucharz gotuje na siekierze i gwoździu. Ważne są proporcje. Trzeba do nich wędrować długą drogą, często niepewną, ale kiedy już się do niej dojdzie… co za ulga, co za radość.

Ale wracamy do Pani wiersza.



Dziwka



co noc – inne ręce błądzą w zachwytach,

poznając jej ciało



co noc – inne usta szepcą

i oczy też nie te same,

choć ciągle z jednakim zachwytem



a ona –

bezgłośnie porusza wargami,

połykając słone łzy upokorzenia



i rano

pod prysznicem

zdejmuje maskę kokietki



dziś już nawet nie cierpi,

kiedy wołają za nią: zdzira



czasem tylko…

boi się zadzwonić do domu

i na kazaniu nerwowo zaciska usta



kiedy ksiądz mówi o moralności i WSTYDZIE



Jeszcze tylko od siebie dodam, że ksiądz, kiedy już usiądzie w konfesjonale, też musi o czymś posłuchać i wiedzieć, że tam na zewnątrz, życie jest grzeszne, ale i smaczne i kolorowe. Oj grzeszną, grzeszną mam naturę. Myślę, że mój spowiednik ks. Tadeusz nie wyskoczy z konfesjonału, jak to już kilka razy bywało. Ojcze Tadeuszu, wybacz!



Mariusz G, Anna S – Sosnowiec, Dariusz M – Malbork, Julita 88, Bożena G – Elbląg, Iwan P – Olsztyn – proszę o dalsze przysyłanie swoich prób literackich.


Z innych propozycji nie skorzystam


Komentowany wiersz: Wiersz do anonimowej kobiety 2021.04.18; 19:25:15
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka 6
24 stycznia 2013


Zimą obrodziło w poetki i poetów, osiemdziesiąt procent listów przychodzących do redakcji zawiera wiersze. Jedne mniej udane, inne lepsze, rzadko takie, które powodują nagły przypływ radości i zaciekawienia. Ale jeśli już się trafią… szkoda, że tak rzadko.


Zastanawiałem się, co powoduje, że tyle wierszy jest niesprawnych warsztatowo, autorzy wypisują wyświechtane metafory, brak indywidualnego dostrzegania świata, jakby wszystko obracało się wokół podłogi, ciągłe raczkowanie bez chęci wyprostowania siebie.


Moi drodzy, z całą pewnością w znacznym stopniu winić za to trzeba niechęć wielu piszących, próbujących pisać wiersze, do czytania dobrej, sprawdzonej poezji. To okrutne, co teraz napiszę, ale taka jest prawda, czytacie w internecie wiersze, które są pisane na poziomie dalekim od poprawności literackiej, porównujecie się z nimi, wyciągacie fałszywe wnioski, potem siadacie do pisania, piszecie bez krzty krytycyzmu i wysyłacie do mnie. A ja cóż, odwalam, często odpisuję indywidualnie, jeśli mi czas pozwoli. Czasami prowadzę z Wami prywatną korespondencję, często słucham, że jestem surowy. Nie, nie jestem surowy, jestem bezbronny wobec tego potoku złych, beznadziejnych wierszy i pretensji, że nie chcę ich publikować.

Wszystkim, którzy zaczynają pisać wiersze, proponuje zacząć kupowanie książek poetyckich dobrych, sprawdzonych poetów.


Krystyna W. – Pabianice. Pyta się mnie Pani kogo należy czytać, prosi o podanie kilku nazwisk współczesnych poetów, których mogę polecić. Proszę: Zbigniew Jerzyna, Stanisław Grochowiak, Roman Śliwonik, Krzysztof Gąsiorowski, Tadeusz Nowak, Tadeusz Kubiak, Marian Grześczak, Julian Przyboś, Janusz Żernicki, Mieczysław Czychowski, Andrzej Waśkiewicz, że wymienię tylko tych kilku nieżyjących.


Kiedy Pani uda się zdobyć książki tych poetów, poczytać ich wiersze, spojrzeć na swoje krytycznie, usiąść ponownie do pisania, proszę do mnie się odezwać ponownie.


Marcin J. Sopot. Panie Marcinie z Panem mam poważny kłopot, wysłać Pańskie wiersze na ulicę Kątową nr 1, źle, opublikować, jeszcze gorzej. Wiersze są nierówne, obok perełek, dwóch, trzech linijek pojawia się w następnych banał tak śliski, że nie można go przefiltrować przez mózg. Wydaje mi się, że Pan dokądś się spieszy pisząc wiersz, że chce Pan go jak najszybciej skończyć i przysłać do mnie. Zgoda, tyle tylko proszę, niech on poleży kilka dni, potem go Pan przeczyta na zasadzie do czego tu się doczepić. Zobaczy Pan, że będzie nad czym jeszcze popracować i to całkiem poważnie i porządnie.


Maria K. Przynależność do Związku Literatów Polskich, jak też Stowarzyszenia Pisarzy Polskich nie upoważnia do publikacji w naszym tygodniku. Zapewniam Panią, że wielu członków tych organizacji spotkało się odmową publikacji i Pani nie jest wyjątkiem. Pisanie zażalenia na mnie do prezesów tych czcigodnych gremiów, jak najbardziej wskazane. Tyle tylko, że mój szacunek do panów Sterny – Wachowiaka i Marka Wawrzkiewicza nie przekłada się kompletnie na wpływanie przez nich na redagowanie pisma. Ośmielam się nawet myśleć, że oni nigdy podobnych pomysłów w głowach nie będą mieli. Pisanie do nich polecam, a niech tam sobie poczytają, przynajmniej nie będzie im się nudzić w długie, zimowe wieczory.


Dorota B – Sandomierz. Napisała Pani dla mnie wiersz , ja go przeczytałem, pochwaliłem się rodzinie, a teraz chwalę się moim Czytelnikom, publikując go w tym miejscu.


Panie Bohdanie miły

Oby się Panu dobre sny śniły

Żeby Pan dla moich wierszy był łaskawy

Żeby nie było krytycznej sprawy



I jeszcze mam takie jedno życzenie

Takie małe swoje marzenie

Żeby wszyscy moje wiersze czytali

Dla mojej chwały i wielkiej sławy.



I to na tyle, Pani Doroto, publikujemy, jest Pani sławna. Sandomierz może być dumny z Pani wierszy. Ja zresztą też jestem, zwłaszcza od tego momentu ,kiedy przeczytałem Pani list do mnie mocno mnie komplementujący, w którym gorąco zaprasza mnie Pani do siebie do Sandomierza.



Wacław G. – Toruń. Panie Wacławie, pan jest niepoprawny, stale się Pan kogoś czepia, komuś przywala zupełnie niesłusznie. Zapewniam Pana, że dziesięcina była okrutną daniną wyniszczającą gospodarkę kraju i do tego nie będziemy już wracać. U Pan co wiersz – to atak. Tak nie można. Skoro jednak prosi mnie Pan tak ładnie o publikację, to nie pozostaję obojętny i publikuję. A co mi tam, no nie?



Kiedy przez dziurę w twojej kieszeni

Księżyc zaświeci sinym blaskiem

Kiedy zamieszkasz z kocem pod mostem

A wszystko wokół walnie się z trzaskiem

To zapamiętaj

Że tam na górze wciąż trwa karnawał

Chochoły krążą wokół koryta

Ale koryto ma to do siebie

Że kiedyś przecież także wysycha



Ale dziś słychać wielkie chrząkanie

Wielkie obżarstwo toczy się wokół

Świnie wciąż tyją się rozrastają

Aż przyjdzie rzeźnik i będzie spokój.



Antoni M. Wrocław, Adrian N. Tykociny, Barbara K. Myślenice, Wiesław W. Skierniewice, Marianna N. Białystok, Kazimierz K. Grójec, Dorota G – Łódź – proszę pozostawać z nami w kontakcie.



Z innych propozycji nie skorzystamy, a są zbyt liczne aby je wymieniać.


Komentowany wiersz: Wiersz do anonimowej kobiety 2021.04.18; 19:24:00
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka 5
21 stycznia 2012



Coraz więcej listów do Państwa, coraz więcej wierszy, mało prozy, widać, że nie cieszy się ona specjalnymi względami, albo może prozaicy są bardziej skryci, bardziej tajemniczy. Nie wiem. Zachęcam jednak, żeby i oni pisali do mnie, chętnie przeczytam, odpowiem, a jak będą miał wątpliwości, poproszę o pomoc wyśmienitego krytyka literackiego Leszka Żulińskiego, co zresztą już nieraz czyniłem.

Maryla M. z Torunia

Wspaniały wiersz, cudowne rymy, w których każde słowo mieni się i skrzy na wszystkie boki o środku już nie wspominając.

Och jak słodko brzmi muzyka
Kiedy Marek do mnie wzdycha
Kiedy leżąc przy mym boku
Chce ślub brać już w Nowym Roku


Tak trzymać Pani Marylo, trzymać Marka cały czas przy boku. Po ślubie można trochę poluzować, ale nie za dużo, bo chłop, to tylko chłop, może się zbiesić i znajdzie sobie inny towarek, jak to mawia dzisiejsza młodzież. Na użytek naszych współczesnych sufrażystek napiszę, że ja na co dzień takiego języka nie używam, nie pochwalam, jestem za równouprawnieniem mężczyzn i kobiet. Ba, jestem gotów powiedzieć nawet, że kobiety powinny mieć większe prawa. Ot, takie jak chociażby w wierszu innej Pani.


Krystyna Z. Mysłowice


Kobiet prawo rzecz to święta
Kochać dzieci oraz męża
Zdjąć mu buty, umyć nogi
Gwoździem przybić do podłogi


Niech cholernik siedzi w domu
Nie chla wódę po kryjomu
Nie chla wódę z kolegami
I wciąż patrzy za babami


Pani Krystyno, święte słowa, z ust mi Pani je wyjęła, sam bym lepiej tego nie napisał. Mój serdeczny przyjaciel, krytyk literacki, Leszek Żuliński skręci się z żalu, że ten list z tym wierszem i innymi przysłała Pani do mnie, a nie do niego. Ale cóż, Drogi Leszku, bogatemu diabeł dzieci kołysze. Nawet wtedy, kiedy skręcając w prawo, daje znak ręką, że będzie jechał w lewo. Wolna amerykanka, mawia niczym nie poskromiona część ogłupianej młodzieży i nie tylko, podpuszczana przez rutynowych cwaniaków z ulicy Wiejskiej.


Bartłomiej W. Zamość


Jak to dobrze być na wyspie
Zwłaszcza gdy zielona
Możesz bracie usiąść w kącie
i zapalić jointa


Gdy zapalisz tuman w głowie
Wszystko pokraśnieje
A wiadomo kiedy krasno
Świat się z głupca śmieje


Kontynuując Pana poetyckie wynurzenia Panie Marku, mógłbym zajechać tam gdzie nikt nie lubi zabrnąć, to znaczy znaleźć się w sytuacji, z której trzeba tłumaczyć przed innymi świat wyobraźni poetyckiej . A oni nie zawsze są wyrozumiali dla weny, im radość literackiego tworzenia zastępują artykuły i paragrafy. Odtąd dotąd, dalej nie lzja. W zetknięciu z taką brutalną siłą najuczciwszy człowiek, jego niepokoje i protesty, niegodzenie się z tym, co wydaje mu się nieuczciwe – mogą spłonąć niczym podpalona słomka.


Marcin G. z Tczewa


Usiadł anioł raz na pryczy
Patrzy smętnie wkoło
Nie ma bracie już wolności
Na Wiejskiej wesoło


Diabeł w kącie siadł na kiblu
Smętnym wzrokiem zerka
Wiemy diable twoja sprawka
Na Wiejskiej fuszerka


Bawią bawią się pajace
Rechot przy drzwiach grucha
Za rechotem stoi bieda
I do okien puka


Smuta smuta tańczy wkoło
Lecz przecież do czasu
Bo historia się powtarza
nie znosząc hałasu


Już z latarni sznurek zwisa
Kręcąc się na wietrze
Jeszcze pętla pusta w środku
Jeszcze w niej powietrze …


Wielce Szanowny Panie Marcinie, proszę mi wybaczyć, ale dalszej części Pańskiego wiersza nie opublikuję.
Przecież i tak wszystkim już wszystko Pan powiedział.


Dorota G. Szczecin, Arkadiusz W. Bartoszyce, Maria Z. Lublin, Joanna R. Toronto, Zbigniew G. Olsztyn, Wiesława T. Aleksandrów Kujawski – nie skorzystamy

Henryk G. Zielona Góra, Andrzej P. Kłobuck – prosimy o kontakt telefoniczny w sprawie publikacji.

Maria N. – w sprawie wydania tomiku wierszy prosimy o kontakt telefoniczny.


Komentowany wiersz: Babie lato z parasolkami 2021.04.17; 13:53:48
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego

Poczta literacka 4
20 grudnia 2011




Tomasz Wiesław W.



Przyznam się Panu szczerze, że dawno już nie odpisywałem także i na Pański list, ponieważ trapi mnie ustawicznie jeden problem, dlaczego wszyscy zawzięli się na mnie i wciąż miast wierszy o miłości, przysyłają mi polityczne elaboraty?

I dlatego Pańskie pisanie objawiło mi się jak najjaśniejsza gwiazda w Noc Wigilijną. Wreszcie o czymś innym niż o polityce.



Mówisz do mnie miły Romku

Kocham ciebie

Kocham Tomku

Kocham rano i wieczorem

W parku kocham

Poza domem

Kocham ciebie w samochodzie

I na brzegu i na wodzie

I z rozkoszy cały płonę

Przewróć mnie jak białą stronę



Proszę ciebie porzuć Zdziśka

Bo mnie z żalu w dołku ściska

Ściska rano i wieczorem

Dłużej Romku nie wydolę



Panie Tomku, ja wydoliłem i Pana wiersz opublikowałem. Pozostałe niestety nie, za dużo byłoby tej rozkoszy na jednej stronie, a tego mogliby moi Czytelnicy nie zdzierżyć.



Joanna M.



Pani Joasiu, przeczytałem wszystko, za jednym tchem. Cieszy mnie, że Pani kocha swojego nauczyciela od fizyki, martwi, że on nie zwraca w ogóle uwagi na Pani karesy. Myślę, że zwróci wtedy, kiedy uda się Pani otrzymać dobrą ocenę z jego przedmiotu.



Mój drogi panie fizyku

Niech spojrzy łaskawie pan na mnie

Ma miłość rozkwita wieczorem

I rano na pana

opadnie



Z tym opadaniem Pani Joasiu to jest tak, że trzeba wziąć pod uwagę trochę masy, trochę grawitacji i przyspieszając z minuty na minutę wymieszać wszystko po to, aby powstał dobry wiersz. Jeśli będą złe proporcje, wiersz będzie słaby i pan od fizyki nie zwróci na niego uwagi.



Pani Barbara S.



Pani cudowne wiersze zachęciły mnie do przeczytania całej Szopki Noworocznej. Przyznam się szczerze, że czytałem ją momentami rozweselony, ale momentami pełen gniewu i sprzeciwu. Żeby jednak udowodnić Pani, że lękliwy nie jestem, a i czas ulicy Mysiej jest za nami, dla moich wiernych Czytelników pozwalam sobie opublikować fragment Pani Szopki Noworocznej zatytułowany:



Ubieranie choinki



I wszystkie dzieci kochają premiera

Który z radością na nie spoziera

Ministra finansów też bardzo kochają

Bo dzięki ministrom tak dobrze dziś mają



Z wdzięcznością ogromną premiera wieszają

A obok ministrów gwiazdeczką umają

I cieszą się dzieci i klaszczą w rączęta

Pan premier tam wisi czas zacząć już święta

*



Maciej G., Barbara Anna S., Łukasz P., Adriana N., Maria N. Henryk P., – dziękujemy, nie skorzystamy.



Andrzej W., Waldemar M. – czekają w kolejce na publikacje



Dorota Sz. – w sprawie wydania Pani pracy naukowej prosimy o telefon.

Marcin J. – podobnie, w sprawie wydania Pana tomiku wierszy przez Wydawnictwo Pisarze. PL prosimy o kontakt telefoniczny. Jeden z wierszy będzie publikowany w Wierszu Dnia


Komentowany wiersz: Babie lato z parasolkami 2021.04.17; 13:52:15
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego


Poczta Literacka 3
18 października 2011


Dziwnie się stało, ale chyba niedawne wybory i jesień wpłynęły na to, że coraz mniej dostaję propozycji opublikowania miłosnych wierszy, a coraz więcej publicystyki i radosnej twórczości wierszowanej dotyczącej polityki.

Adam K.
Panie Adamie mnie też od dawna frapuje temat awansów politycznych, ich przypadkowości. Pana wierszyk… zresztą zacytujemy jego fragment:

Mknie od Biłgoraja
często strzela batem
Koń się z niego śmieje
Wiosną oraz latem

Przyjechał na Wiejską
Rozsiadł się wygodnie
Oj musi uważać by mu B……
Nie zaglądał w spodnie.

Wyznam Panu szczerze, że nie mogę się domyślić, o kogo tu chodzi. Może to, nie jak Pan napisał w liście, dotyczy naszych polityków, ale zupełnie innych, nawet nie z naszego układu słonecznego. Bo jeśli przyjmiemy, że chodzi o naszych, to ja przez Pana mogę mieć poważne kłopoty. Wszak idiotów nie sieją…

Magdalena R.

Ludzie, co się z wami porobiło?
Kiedyś nam się dobrze żyło,
Gdy pan Miller był premierem
Chłop przystojny, jakich wiele

Oj pani Magdo, porobiło się, porobiło. Drugiej i trzeciej strofki Pani uroczego wiersza nie zacytuję, nie dlatego, że one na to nie zasługuje, ale z zwykłej ludzkiej ostrożności. Pisze w niej Pani o piłce kopanej, a ja nie chcę w swym ogromnym podziwie dla piłki i Pani twórczości, zostać zaliczony do kiboli, którym rano drzwi wypadają z futryną.


Zbigniew W.

To ten mały tak nabroił
Bo się w cudze piórka stroił
No i kłócił się z premierem
A jest przecież wielkim zerem

Też w tym wypadku nie wiem, o jakiego małego może chodzić. Domyślam się, że na pewno nie o Hitlera, który był niski, z całą pewnością nie o Stalina, ten chodził w butach na wysokim obcasie. Zresztą, jaki premier, kiedy, gdzie, mógł tym dwóm podskoczyć?

Napoleon pewnie też nie. Mówią, że Hannibal był mały…. Tak z całą pewnością chodzi tu o niego. Tylko, czy on już wtedy miał premiera…?

I wreszcie coś miłosnego. A już myślałem, że skończy się na tej paskudnej polityce.

Ewa Z.

Mój stosunek do miłości
Jest zazwyczaj bardzo prosty
Rząd nas wali w każdym kroku
I tak będzie w Nowym Roku


Mariusz M.

Proszę się z nami skontaktować telefonicznie w sprawie wydania tomiku Pańskich wierszy


Grzegorz Z. Inka F. Marta U.

Opublikujemy


Irena H., Janusz M., Jerzy G., Aleksander S., Barbara E. – Za wcześnie jeszcze na opublikowanie wierszy. Prosimy jednak o pozostanie z nami w kontakcie.


Komentowany wiersz: Z wiatrem pójdziemy na przestrzał 2021.04.16; 17:03:36
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta literacka Bohdana Wrocławskiego

12 maja 2020


Z sterty przysłanych wierszy wyławiam te, które intrygują, napisane są z nerwem i fantazją prawie ułańską. Często widzę w nich zapowiedź wielkiego talentu na miarę Szymborskiej, Różewicza, nie pomijając moich kolegów i oczywiście mnie, człowieka niezwykle skromnego, co stanowi wiedzę powszechną.

Pan Adam G. przysłał mi niezwykle czarujący list z załączonym wierszem, który przytaczam w wersji oryginalnej:

Dzień dobry, od jakiegoś czasu jestem częstym bywalcem na państwa stronie internetowej.

Pisanie wierszy jest dla mnie tylko hobby także nie uważam się za nową Szymborską aczkolwiek pomyślałem że zawsze można spróbować, z tej też przyczyny stwierdziłem że może ten wiersz jest wart opublikowania.

Blask

Chcę spłonąć w stosie niewiernych ze złota,
Wytrawić biały marmur i czyste łzy blaskiem.
Świat milczy w białej pustce a ja krzyczę,
bo wiem że kwiat zakrył mi oczy listkiem.
Potrafię kochać tylko poza jawą i snem,
W tajemnicy nawet przed samym sobą.
Czy to jawa? Sen? Widmo, złorzeczenie?
Na Boga niech ktoś mnie obudzi,
bo sen gryzie jak dym w oczy

Panie Adamie kochany, mi też nie udało się ustalić czy to jest jawa, czy sen. Może moi Szanowni Czytelnicy, a w tym wypadku także Pańscy, potrafią być bardziej spostrzegawczy i ustalą bez żadnych wątpliwości, co to jest – jawa, sen, widmo, złorzeczenie?

Mnie gnębi także jeszcze coś innego, jak można kochać poza jawą i snem? Pytanie trudne, myślę że ci którzy czytają Freuda, Junga i temu podobnych, potrafią odpowiedzieć na nie. Ja pasuję, za słabe mam w głowie styki na łączach, mogą się przegrzać i kto wtedy dokończy za mnie pocztę literacką?

W każdym razie, Panie Adamie, swoje zadanie spełniłem, wiersz opublikowałem, ciesząc się, że jest pan jak żołnierz, który choć szeregowy, to buławę ma w plecaku i wkrótce dogoni, może prześcignie Wisławę Szymborską.

Pani Mariola z Olsztyna, zadała mi pytanie prywatne:

Czy pan słodki redaktorze w wiersze swoje zagrzebany
Może czasem odpowiedzieć o swe prywatne stany
Czy gdzieś żona w domu czeka, przyjaciółek całe grono
Jestem bowiem nowoczesną i kobietą wyzwoloną

Dalej nie przytoczę, zrobiły mi się czerwone uszy, bo jak inaczej, kiedy napisała do mnie kobieta wyzwolone, pisząc bez ogródek, co ma na myśli. Mogę tylko odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że moja żona, kobieta zaborcza, nie dopuszcza żadnych przyjaciółek do mnie, w ten sposób krzywdząc mnie okrutnie jako pisarza, pozbawiając weny twórczej, która tak bardzo jest potrzebna przy pisaniu wierszy.

Po tym prywatnym wtręcie przechodzę do wierszy politycznych, których dostaję sterty. Wielu żąda abym się jasno opowiedział, czy jestem za, czy jestem przeciw. Ja, jak mój serdeczny przyjaciel, wyśmienity pisarz, Marek Ławrynowicz jestem oczywiście za, wtedy kiedy tak wypada i jestem przeciw wtedy, kiedy mam na to ochotę, lub co ważne, zmuszają mnie do tego okoliczności. Jasne? Jeśli nie, trudno.

Trwa bój wielki o Ojczyznę
Wielkie hufce się przetoczą
A na czele idzie karzeł
Dniem i nocą dniem i nocą

Płoną stosy ogień trzeszczy
Wypalając wszystkim oczy
Bój się toczy o Ojczyznę
A na czele karzeł kroczy (itd.)

Ten interesujący wierszyk, może pieśń, bo zatytułowany Pieśń rycerska, przysłał mi pan Mirosław z Bielska Białej, prosząc abym znalazł kompozytora do tej pieśni, także wykonawcę, proponując Michała Bajora i proponując mi, że kiedy to wykonam, podzielimy się honorariami 50 na 50.

Panie Mirku, zaszczyt to dla mnie wielki, zwłaszcza, że parę groszy w kieszeni, to nie wróbel na dachu, kiedy jest taka posucha związana z koronawirusem, tylko widzi Pan, dopisywanie mojego nazwiska do Pańskiej wybitnej twórczości, nie do końca wydaje mi się w porządku, bo ja muszę jeszcze sporo popracować nad sobą, aby osiągnąć taką perfekcję artystyczną jaką pan proponuje czytelnikom. Natomiast nie mogę Panu udostępnić numeru telefonu ani do Janusza Stokłosy, ani do Michała Bajora. Przykro mi z tego powodu. Pozdrawiam i dziękuję za cudowną propozycję.

Pan Stanisław z Zielonki pod Warszawą, zaszarżował w swoim wierszu z iście Grzesiukowską fantazją rodem z Czerniakowa lub Szmulek, kto zna starą Warszawę lub jej historię, ten wie o czym piszę

Panie Dąbek coś na ząbek
I setuchnę czystej daj
Potem jeszcze do kotleta
jedna seta druga seta
Jak wypiękniał nam nasz kraj

Litości, redaktor dobiega osiemdziesiątki, czasy burzliwej młodości ma już dawno za sobą. Panie Stanisławie, w Impresariacie Artystycznym, który jest firmą mojej żony, od kilkudziesięciu lat funkcjonuje m.in. Kapela z Chmielnej i kiedy czytam Pana teksty, to jakbym słuchał płyty zespołu.
W każdym razie dzięki Pana wierszykom zajrzałem w te miejsca, które powoli uciekają z pamięci i tylko najstarsi mieszkańcy Warszawy wzdychają do nich w swojej pamięci. Miejsca z mojej młodości i także z opowieści moich kolegów i znajomych: Maćka Piekarskiego, Janka Himilsbacha, Marka Nowakowskiego, Stasia Grzesiuka, który od nas odszedł najwcześniej. Jedna seta, druga seta… no, no, są tacy, którym nadal jest dobrze, cholera, pozazdrościć..
Dziękuję za przysłanie.


Andrzej W. Rzeszów. Marzena B. Krosno. Wacław A. Mińsk Mazowiecki, Janusz K. Płock, Dorota N. Elbląg, Iwona C. Koszalin, Janusz R. Myślibórz, Marek P. Toruń, Jerzy C. Krośniewice, Ireneusz W. Radom – nie skorzystamy, dziękujemy za przysłanie.


Komentowany wiersz: Z wiatrem pójdziemy na przestrzał 2021.04.16; 17:02:14
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta Literacka Bohdana Wrocławskiego


Poczta Literacka 2

5 października 2011


Barbara G. Cudowny Pani wiersz zapewniający kochanego, że to Panią powinien wybrać spośród wielu innych dziewczyn. Ciekaw jestem, jak to wszystko potoczy się dalej, czy uda się Pani zaciągnąć Waldka ( wszak tak, jeśli się nie mylę, ma ukochany na imię) do ołtarza. Czy będą Państwo dobrym małżeństwem? I czy małżeństwo przetrwa burze dnia codziennego. Bo widzi Pani, czasami jest tak, że codzienność, szarość egzystencji potrafią zniszczyć bardzo trwałe uczucia. Wtedy małżeństwa kończą się w ciemnej sali sądu grodzkiego. I wtedy wiersz zaczynający się od słów “Ty najpiękniejszy” zmienia się i jego początek wyznacza ” Ty draniu” .


Ty najpiękniejszy mój jedyny

nie patrz na inne dziewczyny

ja ci szczęście dam od zaraz

w twoje urodziny


Potem stułą ksiądz połączy

twoje z moim sercem

tak opowieść ta się kończy

pod ślubnym kobiercem


Dlaczego pod ślubnym, a nie na ślubnym kobiercu, to już niezgłębiona moc tej czarującej poezji. Wszak poecie, przepraszam poetce, wolno robić z słowem to, co jej się podoba.

Będę zobowiązany jeśli za rok, kiedy skończy Pani szesnaście lat, otrzymam następny wiersz, opowiadający mi o Pani, Waldku i Waszym ewentualnym uczuciu.

Myślę, że publikacja w tej formie usatysfakcjonuje Panią. Pozdrawiam.


Maciej D. Tak to już jest Panie Macieju, że jesień zawsze skłania nas do dziwnych refleksji, czyni melancholijnymi i ni stąd ni zowąd dostrzegliśmy, że czas nie stoi w miejscu tylko upływa i upływa.


Czas jesienią wciąż upływa

możesz wtedy znaleźć grzyba

Ptaki sobie odleciały

bo tu dłużej być nie chciały


Brzydko z ich strony. Jak wiosną i latem jest cudownie to są, pasą się, rozmnażają, a jak zbliżają się wybory, czas próby, odpowiedzialności za kraj – nogi za pas i w długą. Trudno, musimy to przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przypomnimy im o tym fakcie, kiedy na wiosnę znów przylecą. Po prostu postawi się na granicy faceta, który będzie od nich pobierał myto za przelot. I kasa do budżetu, do budżetu… No, nie koniecznie, przecież ci z boku też muszą z tego coś mieć.


Grzegorz N. – Bardzo mnie ucieszyło Pańskie opowiadanie o tym, że Polska będzie nie tylko od morza do morza, ale także od Półwyspu Iberyjskiego po Kaukaz. Być może bym go i opublikował, ale uwzględniając fakt, że prawie cała nasza armia, z wyłączeniem ministerstwa obrony i sztabu generalnego jest w Afganistanie, pełen odpowiedzialności zrozumiałem, że w chwili obecnej nie jesteśmy w stanie obronić tak rozległych granic. Pozwoli Pan, że do opowiadania wrócimy wtedy, kiedy nasza armia opuści Afganistan i powróci do Polski. Wtedy zaryzykujemy.


Wiesław R. Danuta W. – opublikujemy.


Marcin P. – W sprawie wydania tomiku debiutanckiego proszę o szerszy list, kilka próbek wierszy, lub ewentualny telefon.


Jan B. Maryla S. Andrzej R. Ilona F. Ryszard N. Anastazja W. Irena E. Piotr B. – na publikacje jeszcze za wcześnie


Komentowany wiersz: Zbliżasz się ze swoimi kolorami 2021.04.14; 20:30:25
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta literacka Bohdana Wrocławskiego

28 kwietnia 2020


Przeglądam nadesłane korespondencje, dużo wierszy i wierszyków, trochę prozy i dość osobliwy list pisany przez Panią Jolantę z Sochaczewa i do tego pisany mową rymowaną:

Drogi Panie Redaktorze list ten piszę w środku nocy

Gdzie za oknem lśnią latarnię niby Bogusia Lindy oczy

Wkrótce wiosna pękną pąki zazielenią się nam łąki

Tak bym chciała którejś nocy

spojrzeć Lindzie z bliska w oczy (itd.)

Pani Jolanta napisała także prośbę abym ten list przed opublikowaniem opatrzył stosowną dedykacją, że jest od miłośniczki talentu wielkiego aktora i zwraca się do mnie, abym jej pomógł zaprosić go do jej domu pełnego spokoju i radości życia oraz, ( dopisek mój) co ważne z dobrą, domową kuchnią.

No cóż, najważniejszy fragment wiersza opublikowałem z pełnym zrozumieniem potrzeb autorki, reszta w rękach, a w zasadzie w nogach Bogusława Lindy, którego gorąco namawiam i do którego apeluję – Boguś pakuj się i jedź do Sochaczewa!

Liryka liryką i wierszy o miłości przychodzi fura, zwłaszcza, że wiosna rozłożyła się szeroko wzdłuż naszej wyobraźni. To też z jej nadejściem szaleją młodzi, zrozumiałe, szaleją ci w średnim wieku, i ba, szaleją ci, którym włos już mocno pobielał.

Pani Jolanta z Gdańska przysłała mi uroczy list. Oto jego fragment:

Panie Redaktorze, jestem już osobą leciwą, ale nieprzechodzoną, mam dużo wigoru i temperamentu, jestem dobrze zadbana, dużo czytam i kocham literaturę i pisarzy. Dom zawalony książkami, z których te o miłości i dobra poezja, także miłosna, są u mnie dominujące. Jednak jestem osobą samotną i to mi bardzo doskwiera, chętnie poznam jakiegoś pisarza w wieku 65 – 70 lat, którym się zaopiekuję, tworząc mu odpowiednie warunki dla jego pracy pisarskiej. W załączeniu przesyłam leciutki wierszyk zachęcający, mając nadzieję, że Pan Redaktor łaskawie go opublikuje.

Mój pisarzu bardzo miły
Wzywam ciebie z całej siły
Abyś mnie odwiedzić chciał
Jeśli zechcesz tu został

I tak dalej i tak dalej, ten list z cudownym wierszem zachęcającym… aż mnie dreszcze pełne uniesień artystycznych przechodzą. I refleksja, że jeszcze trochę i założę biuro matrymonialne.

Pani Jolanto, choć my nie biuro matrymonialne, to co mi tam, wzruszony opublikowałem. Będzie któryś z kolegów pisarzy chciał pojechać do Gdańska, zawsze mu Pani adres udostępnię. Choć tak szczerze Pani dopowiem, że życie z pisarzem, jest życiem trudnym, trzeba znosić jego fobie artystyczne, napady melancholii, kiedy mu nic nie wychodzi i kiedy cały świat zaprzysiągł się przeciwko niemu.

Wiosną rozgorzała wojna polityczna, kłócą się politycy, wiadomo, jedni mają władzę, bo ich wybrano, drudzy są rozczarowani, bo ich nie wybrano, miska pusta, więc żre się między sobą to całe towarzystwo, a my w szale nieracjonalnych uniesień, stajemy się często widzami na trybunach, wydzierając swoje dzioby w jedną lub w drugą stronę. Mnie też to czasami unosi, choć obiecuję sobie, że więcej nie będę się angażował. Emocje zostawię na dobrą sztukę teatralną lub wernisaż. Tak sobie myślę, że w tym szaleństwie zaczynamy gubić to, co w ludziach powinno być najistotniejsze, otwarcie na drugiego człowieka, gubimy kulturę, nasz język staję się chropawy, argumenty zastępują wulgaryzmy, świadczące o pewnej, intelektualnej bezradności wobec rzeczywistości. Przywalić drugiemu, obrazić go, poniżyć. Nie wierzycie mi? Wejdźcie na FB i poczytajcie.

Chodzi kaczka tam gdzie trawa jest zielona
Skubie trawkę jak szalona
Tu se skubnie tam się skubnie
Aż potknęła się na gównie

Taką to fraszkę przysłał do mnie pan Jerzy M. z Ełku tytułując ją Fraszka polityczna.

I jeszcze kilka podobnych z listem, w którym napisał, że … być może Pan ma inne poglądy i w związku z tym nie opublikuje żadnej z moich fraszek, ale taki to już jest los fraszkopisarza, że go władcy zawsze cenzurują.

Zgadzam się z Panem, że taki jest los fraszkopisarza, tyle tylko, że tym razem trafił pan na łagodnego cenzora, któremu, nie będę ukrywał, zaimponował pan tym, że nazwał go władcą. A co, nie podoba się komuś? Niech nie czyta. Tylko, tak przez moment zastanawiałem się, co wspólnego z polityką ma tytuł fraszki? A może, cholera, to mi zmniejszył się aparat pojęciowy zwany mózgiem i już mało do mnie dociera?

Sprawozdawca polityczny, tak tytułuje się pan Wacław z Wesołej pod Warszawą, a może to już dziś jest Warszawa, nie wiem, pisząc do mnie w ten sposób mową wiązaną zwaną wierszem białym, jak sam nadmienił w liście.

Wszyscy politycy diabła warci
Na siebie nadają,
A żłopią piwo w sejmowej knajpce
Potem odgrywają cyrk na sali posiedzeń

To taki teatr dla maluczkich
A w zasadzie cyrk
Gdzie każdy zabierając głos jest klownem
Z doprawionym czerwonym nosem
Którego nie widać

Panie Wacławie wielce szanowny, oczywiście nie boję się żadnego z polityków jak pan raczył do mnie napisać i pański śliczniutki wiersz opublikuję, wychodząc z założenia, że strach to ma tylko wielkie oczy, a moje ślepiotka, ani wielkie ani strachliwe. Intryguje mnie i to bardzo ten czerwony nos, którego nie widać. I mam pytanie, to jak go pan zobaczył? Bo że czerwony to zgadzam się, myśląc jednak, że tylko u coraz mniejszej części politycznych zuchów. Z braku miejsca w mojej poczcie literackiej pominąłem inne pańskie wiersze, za co mocno przepraszam, mając głęboką nadzieję, że ta publikacja jednak pana usatysfakcjonuje.

Barbara z Żyrardowa, Janusz G. z Malborka, Stefania K. Mroczkowice, Paweł M. Brwinów, Joanna W. Myślenice. Grzegorz J. Szczecin. Wiesław N. Bydgoszcz. – dziękujemy za przysłanie nie skorzystamy.
Pani Barbara N. z Zakopanego i pan Zdzisław C. z Siedlec proszeni o ponowny kontakt z redakcją.


Komentowany wiersz: Zbliżasz się ze swoimi kolorami 2021.04.14; 20:28:03
Autor wiersza: zygpru1948
Poczta literacka 13

4 lutego 2015



POCZTA


Coraz mniej listów z wierszami miłosnymi, coraz więcej z narzekaniami na polityków, w których piszący cały czas zastanawiają się, dokąd to wszystko zmierza? Określenia niecenzuralne, personalnie adresowane, nie są dziś rzadkim zjawiskiem.


Stanisław G. napisał do mnie, jakby pragnąc przypomnieć swoje nazwisko, że przecież jest autorem kilku zbiorów wierszy satyrycznych wydanych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, że pisał w pismach satyrycznych, Szpilkach, Karuzeli ( mój Boże, kto dziś o tym pamięta) i wielu innych, i o tym, że nie ma dziś dobrych , a tak ogólnie to żadnych pism satyrycznych. „Panie Redaktorze, wiem, że profil Pańskiego pisma jest zupełnie na serio, ale może w Pańskiej poczcie zechce Pan zamieścić choć jeden mój wierszyk, może tekst do piosenki. I to niekoniecznie pod nazwiskiem a pod inicjałami, niech przynajmniej ludziska przeczytają, co mi na satyrycznej wątrobie leży.”


Polityka polityka

Wszystkich w dołku nas zatyka

Krąży złota karuzela

Tu afera tam afera



Były premier raźnym krokiem

Ruszył wprost ku Europie

Z pieśnią w ustach emigracja

Polska sprawa stanu racja /…/



Nie wiem Pani Stanisławie, czy emigracja jest polską racją stanu, tak jak nie wiem, czy wolno nabijać się z człowieka, który zbudował nam drugą Irlandię, a teraz wyjechał żeby wszystkim w całej Europie zrobić tak dobrze, jak nam zrobił. I za to powinniśmy go szanować, a nie obdarzać bezrozumnymi kpinami… Jak to było? /…/ krąży złota karuzela tu afera tam afera…

Starczy, na całe chyba przyszłe stulecie.



Pani Grażyna Sz.



Ładnie Pani prosi abym opublikował, a co mi tam, publikuję. I niech Pani popatrzy, nie jest tak, że mi spodnie latają w strachu, że jestem delikatny jak pokojowy kotek. Czasami Szanowna Pani, też potrafię zdobyć się na odwagę. Oczywiście, w miarę rozsądku, bo tylko głupiec z odwagą przesadza, zgodnie z hasłem nieżyjącego już cudownego Artura Sandeuera, który powiedział, że odwaga staniała, rozum zdrożał, co konsekwentnie na początku stanu wojennego udowodnił. Zatem przechodzimy do meritum, czyli Pani twórczego zaangażowania.



Grzmi na niebie czarne chmury

Za łby łapią się ci z góry

Potem wszyscy połączeni

Kradną forsę z mej kieszeni



Powiedz dobry Panie Boże

Kto te kurwy zatłuc może

Kto te bydło porozlicza

Za stracone ludzkie życia



Wszędzie chamy i złodzieje

Wciąż czarują czarodzieje

Obiecują poklepują

I koryto wciąż szturmują /…/



I tak przez kilkanaście zwrotek Pani Grażyna atakuje tych, co to kradną forsę z jej kieszeni. Ponieważ redakcja nie wie, kto jest tym złodziejem, proponuję zgłosić sprawę do milicji, pardon, teraz oni każą na siebie mówić policja. Zatem Pani Grażynko, na policję, niech łapią, wsadzą do paki… Tyle tylko, że mnie nachodzi dziwna refleksja, czy nasza policja jest już przygotowana do tak zbożnego i co tu kryć poważnego działania? Czy nasze sądy są dostatecznie rozgrzane, czy pan prokurator… Chyba Pani Grażynko, oboje posunęliśmy się o jeden most za daleko.



Inny problem ma Pan Marian W. Mogę śmiało powiedzieć, że sprawa jest wyjątkowo skomplikowana bo Pana Mariana:



Coś mnie tak ciągle karci i nęci

Bo polityków wydrzeć z pamięci

Ale od rana aż do wieczora

Ta polityczna swołocz mnie woła



W telewizorze także w gazecie

Co to otworzę to same śmiecie

Jak to przysłowie stare powiada

Głaszcząc po głowie ciebie okrada



Oczywiście Panie Marianie opublikowałem „choć mały fragmencik” tak jak Pan mnie prosił. Trochę te „śmiecie” się Panu pogubiły, ale poeta ma prawo. I niech nikt się nie waży braci wierszokletów pozbawiać ich praw i obyczajów.



Damian M.



Wiersze rosną i rosną jak dobrze wygniecione ciasto

Aż wypiecze się z niego geniusz którego nikt nie dogoni

Poeta ma swoje prawa i obyczaje i niech nikt się nie waży

Go tych pozbawiać

Bo poezja jest wieczny a ty nie /…/



Przeczytałem opublikowałem, niech wiedzą ci którzy piszą wiersze, że poezja jest wieczna. Przyznam się jednak, że trochę zmartwiłem się faktem, że to nie ja będę wieczny, bo człowiek jest już taki przewrotny, taki przewrotny, że chciałby być wieczny.

Pan wybaczy Panie Damianie, wzruszony pierwszą częścią Pańskiej cudownej twórczości i ślepym podziwem dla praw odkrywanych przez Pana, zagapiłem się i niechcący skasowałem resztę Pańskich wierszy. Oj, ten przeklęty klawisz delete, po cholerę go wymyślili. Niepocieszony będę miał o to do siebie pretensję do końca życia. Szkoda tylko, że nie do końca wieczności. O ile wieczność też ma swój koniec. A teraz mam problem, kiedy wieczność miała swój początek. Będę musiał nad tym poważnie popracować. I widzi Pan, Panie Damianie jak wielce refleksyjny i filozoficzny wiersz Pan napisał. I z tym akcentem, namawiając moich Czytelników do rozważań nad wiecznością, kończę na dzień dzisiejszy.



Mariusz N. z Sieradza, Elżbieta S. z Rzeszowa, Andrzej H. z Pasłęka, Barbara G. z Supraśli, Andrzej N. z Brwinowa, Iwona P. z Końskich, Gracjan Sz. z Żabiej Woli, Mariusz M. z Kalisza, Grzegorz K. z Żyrardowa, Ewa W. z Hamburg, Elżbieta N z Białej Podlaskiej, Sylwester z Wilna, Barbara D. z Łowicza, Krystian G. z Drezna. Henryk S. z Gorzowa – nie skorzystamy

Bożena J. z Szczecina, proszę o większą ilość tekstów.

[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270]

Wiersze na topie:
1. Rozpryski (31)
2. Nalej jednego (31)
3. Spojrzenie (30)
4. Uderzasz do głowy (30)
5. Mały świat (30)

Autorzy na topie:
1. Zibby77 (422)
2. Klaudia (406)
3. Miłosz R (352)
4. darek407 (243)
5. Jojka (104)
więcej...