Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (7)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Wyszeptane
- Kama
Wyszeptane
- TESSA
stacja XII
- Super-Tango
Niewinnie skazany
- Super-Tango
więcej...

Dziś napisano 25 komentarzy.

zygpru1948 - komentarze autora



Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 05:10:10
Autor wiersza: zygpru1948
Zbigniew Herbert


____________Szuflada

O moja siedmiostrunna z deski
tu były zasuszone łezki
zastygła w buncie pięść i papier
na którym w zimną noc pisałem
młodzieńczy śmieszny mój testament

a teraz pusto wymieciono
sprzedałem łzy i pięści grono
na targowisku miało cenę
niewielka sława trochę groszy
i nic już teraz snu nie płoszy
i już nie dla mnie wszy i beton

pukam do ciebie otwórz przebacz
nie mogłem dłużej milczeć sprzedać
musiałem kamień mej niezgody
taka jest wolność trzeba znowu
wymyślać i obalać bogów
gdy już się z pleśnią zmaga cezar.


Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 05:09:30
Autor wiersza: zygpru1948
Rafał Wojaczek


____________Pewna komoda, czyli

Ile śmierć ma szuflad! W pierwszej
Składa sobie moje wiersze
Którymi ją sobie skarbię.

W drugiej szufladzie najpewniej
Przechowuje kosmyk włosów
Z czasów gdy miałem 5 lat.

W trzeciej znowu prześcieradło
Z moją pierwszą nocną zmazą
I świadectwo maturalne.

Zaś w czwartą zbiera rachunki
Upomnienia i sentencje
"W imieniu Rzeczypospolitej".

W piątej recenzje opinie
Które, by się pośmiać czyta
Kiedy jest melancholijna.

Musi też mieć wielce skrytą
Gdzie spoczywa rzecz najświętsza:
Akt mojego urodzenia.

A najniższa i największa
- samej już wysunąć trudno -
Będzie dla mnie w sam raz trumną.


Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 05:06:17
Autor wiersza: zygpru1948
Halina Poświatowska


SZUFLADY PEŁNE DROGOCENNYCH PRZYNALEŻNOŚCI

szuflady pełne drogocennych przynależności
ale już się przyzwyczajamy pomału pomału
dotykamy lekko tej lub owej rzeczy
koloru zapachu zapachu koloru
żegnamy się z kwiatkiem z liściem z liściem
i wąską strugą deszczu upływamy w głąb

w przestrzeń w czas w niewymierność w nieskończoność
poza nasz ostro obrysowany świat
tutaj płot i tam płot pod płotem czernieją jarzębiny
mokre skrzydła ptasie owijają szczelnie
bijące ptasie serca szelest trzepot strach

coraz lżej całujemy - umiejętnymi rękoma
coraz ostrożniej dotykamy znieruchomiałych ciał
ogień jak pies posłuszny przypełza nam do nóg
żarzy w nim czuła pewność blask
przyprószony popiołem - planujemy rozstania
i wąską strugą upływamy w głąb


Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 05:04:01
Autor wiersza: zygpru1948
Konstandinos Kawafis


_______________Z szuflady


Zamierzałem powiesić ją na ścianie mego pokoju.

Ale ją skaziła wilgoć w szufladzie.

Nie będę oprawiał tej fotografii.

Powinienem był pilnować jej troskliwiej.

Te wargi, ta twarz —
o, gdyby choć na jeden dzień, na jedną tylko godzinę
mogła wrócić ich przeszłość.

Nie będę oprawiał tej fotografii.

Nie byłbym zdolny patrzeć na nią, tak skażoną.

A zresztą nawet gdyby nie była uszkodzona,
męczyłoby mnie ciągłe uważanie na to,
by jakieś przypadkowe słowo, coś w brzmieniu mego głosu
nie zdradziło mnie — gdyby ktoś o nią zapytał.

1923

przełożył Zygmunt Kubiak


Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 04:59:46
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Front życia


Najnowszy tomik Zdzisława Prussa nosi tytuł „Rozkład jazdy". Uważny czytelnik widząc okładkę łatwo zgadnie, o czym będzie mowa. Fotografia przedstawia małego chłopca mozolnie wspinającego się po schodach. Podświadomie wiemy, co te schody mają symbolizować. Zgadujemy, co jest na ich szczycie. Domyślamy się również, że kiedy chłopiec osiągnie swój cel, nie będzie już chłopcem. Każdy kolejny stopień odciśnie na nim piętno. Z beztroskiego dzieciństwa przeniesiony zostanie w świat dojrzałości, z dojrzałości w wiek podeszły. Taka podróż w czasie jest na tyle oczywista, że jej poszczególne etapy umykają naszej refleksji. Traktujemy ją jak proces nieunikniony, więc niegodny uwagi. Upływ czasu nie podlega korekcie, nie mamy na niego wpływu. Taka bezradność wielu zniechęca, ale poetę Zdzisława Prussa inspiruje. Stojąc bowiem na szczycie owych magicznych schodów / ur.1942/, ma możliwość ogarnięcia szerokiego krajobrazu przeszłości. Dla artysty to dar bezcenny. W wierszu tytułowym czytamy:


Dzieciństwo odjechało
Na hulajnodze
I trzykołowym rowerku
Młodość
Wybrała pociąg
Do mocnych trunków
I słabej płci
/…/
Starość stoi na lotnisku

Przeciera okulary

I nie może dojrzeć
Godziny odlotu „Rozkład jazdy"


Wiek dojrzały nie jest dla poety wiekiem klęski. Odnoszę wrażenie, że ta symboliczna „godzina odlotu", to jedynie figura stylistyczna. Autor bowiem, pomimo wagi tematów, nie uderza w tony żałobne. To jedna z zalet tej książki. We „Wcielaczu" czy „Spowiedzi" widać wyraźnie akcenty humorystyczne. Nawet w świetnej „Bożence", gdzie czuć kapliczne tchnienie, prym wiedzie sytuacyjna groteskowość. Nie jest ona jednak dominującą cechą tej książki. Zgrabnie ją bowiem równoważą wiersze zgoła odmienne, głęboko refleksyjne. Ten nurt reprezentuje „Samotny spacer", lub sąsiadująca z nim „Opowieść wigilijna". Autor pochyla się w nich nad czasem przeszłym, robi życiowy bilans zysków i strat. Te ostatnie są bardziej bolesne i spektakularne, bo dotyczą zazwyczaj odejścia osób bliskich. W wierszu „Życie jest piękne" czytelnik odnajdzie autoportret poety. Znowu nieco ironiczny, chociaż w swej głębszej istocie inspirowany rzeczą śmiertelnie poważną - nierówną walką z czasem. Ten ogałaca nas powoli nie tylko z przymiotów ciała. Jego łupem padają nasze przyjemności i zwyczaje, nawet pewien rodzaj godności, będący do niedawna częścią naszej tożsamości. W rzeczonym wierszu czytamy:


Wstępuję się
Wysycham
Chudnę

Jest mnie
Coraz mniej
/…/
Niedługo zacznę mówić
Że życie jest piękne
A świat jest wspaniały

Tylko wtedy
Nikt już nie będzie mnie
Traktował poważnie
/…/


Ta ponura wizja wieku podeszłego stoi wyłącznie po stronie literackiej kreacji. Nie sądzę, żeby stała się udziałem jej autora. Takie czarne scenariusze bywają zazwyczaj rodzajem kokieterii. Zdzisław Pruss znalazł na nie własne antidotum. Jest nim poezja. I nie jest ona tylko rodzajem darmowej psychoterapii, ale rzeczywistą pasją. Żadnemu z wierszy tego zbioru nie można odebrać wiarygodności. A zwłaszcza tym, w którym owa pasja jest pierwszoplanowa. „Owczarek", „Ofiary nałogu", „Front robót", to główne teksty tego nurtu. Ten ostatni szczególnie przypadł mi do gustu. W środowisku literackim krąży opinia, że grafomanów charakteryzuje bezustanny twórczy zapał. Może się palić i walić, ale oni muszą napisać wiersz. A najlepiej pięć dziennie. Tymczasem Zdzisław Pruss wyznacza hierarchię zdrowego rozsądku. „Wiersz może poczekać" – czytamy we „Froncie robót". Autor daje pierwszeństwo rzeczom z pozoru błahym, które jednak porządkują naszą rzeczywistość. Dzięki tym drobnym elementom codzienności życie potrafi być bardziej znośne:


Kwiaty podlać
Śmieci wynieść
Kurze wytrzeć
Ziemniaki obrać
Wiersz napisać

Dużo tego
Jak na jedną środę
/…/

Wiersz może
Poczekać
I tak urodzi się
Przedwcześnie
I będzie niedojrzały
/…/


Nie sposób wymienić wszystkich dobrych wierszy tego zbioru. Jest ich zbyt wiele. „Rozkład jazdy" jest zwarty, tematycznie przemyślany, nie ma w nim tekstów zbędnych. Każdy uczy pokory, komplementuje dojrzałość. Trzeba mieć nadzieję, że ta publikacja dotrze do szerokiego grona czytelników. Tego życzę jej autorowi.

Książkę polecam.


Zdzisław Pruss
„Rozkład jazdy" Instytut Wydawniczy Świadectwo 2012
str. 67


Komentowany wiersz: Na płótnie akceptujętwą nagość 2021.07.02; 04:38:17
Autor wiersza: zygpru1948
Janusz Styczeń


Przechadzka

szedłem aleją parku,
zeschłe liście były umarłymi księżycami,
szedłem w ciemności, która u wylotu alei
była niebem,
szeleściły umarłe księżyce,
to szeleściły dusze umarłych,
jakbym szedł zaświatami,
wziąłem jeden księżyc do ręki, jakbym brał
jakieś umarłe życie,
dusza tego umarłego życia wpatrzona
w swój księżyc
chciała moich oczu użyć,
zeschły liść drgał mi w ręce,
życie w tym księżycu przypominało sobie
siebie,
ktoś patrzył moimi oczami na swoje życie
i przypominał sobie siebie,
nie chciałem im przeszkadzać,
więc upuściłem liść,
tylu umarłych szeleściło w ciemności,
tłoczyli się przed wejściem do nieba,
ciągle byli w drodze, niebieski wiatr nimi miotał,
pomyślałem, ze jestem jednym z nich,
i że moje życie też jest takim księżycowym
liściem
unoszącym się i przystającym na drogach ciemności,
i jeżeli ktoś mnie weźmie do ręki,
jego oczami zobaczę swój księżyc
spełnionego życia, miałem wrażenie, że właśnie ktoś nade mną
pochyla się, więc przyspieszyłem kroku, wyszedłem z alei,
wróciłem do żywych, do ich zgiełku i wrzasku

z tomu „Liście księżyca”

______________


Komentowany wiersz: Na płótnie akceptujętwą nagość 2021.07.02; 04:07:32
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Małgorzata Piskurz (1957-2003) - prezentacja


Motto:

Człowiek, którego umysł zna drogę do sfery
szaleństwa jest poetą. Człowiek, którego
umysł z tamtą nie umie odnaleźć drogi
powrotnej jest wariatem.

Gilbert Chesterton



DO LAURENC’A

Pieszczota karła jest czysta
tylko głupcy bronią przed nią
Otwieram skórę



DO MATKI

Jesteś ze mnie bardziej
niż z ciebie mój początek
Coraz odważniej cię czytam
I nie dlatego że zgłębiłam
tajemnicę stawiania znaków
ale dlatego że poznałam samą siebie
Wychodzisz mi naprzeciw
w znajomym kształcie sinawego paznokcia
w uniesionej zdziwieniem brwi
Czy mogę cię bardziej uszanować
jak nie podnosząc na siebie ręki



DO MARINY C.

I po co ta rozpacz
skoro wiersze jak drzazgi
pod paznokciami czasu
Po co ta duma
zawiązana
pod szyją



DO BECKETTA

Czekanie jest niczym więcej
jak tylko stanem gotowości
na odmianę tego co jest
Pomiędzy jednym takim stanem a drugim
można robić jeszcze wiele innych rzeczy
bez szkody dla samej istoty czekania
Na przykład obserwować deszcz
a potem wznosić go do siebie na rękach
Oswajać wieczór wilgotny od śmiechu
minąć płaczące dziecko
i nie zapytać o powód łez
albo zagnieździć w sobie czułość
i zejść na jej poziom
Można
Czekanie nic na tym nie straci
nabierze ostrości


http://zeszytypoetyckie.pl/poezja/16-anna-magorzata-piskurz-1957-2003-prezentacja


Komentowany wiersz: Na płótnie akceptujętwą nagość 2021.07.02; 03:57:52
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Malinowy debiut


„Polowanie na malinowy śnieg", to debiut poetycki Patrycjusza Dziczka. Jeśli młodzi poeci rozpoczynają swoją przygodę z literaturą od opisu własnego dzieciństwa, to ten zbiór jest typowy. Bo rzeczywiście, jego autor pochyla się nad czasem minionym, przed oczami czytelnika przemyka jego chłopięcość, pierwsze doświadczenia, wybory, lęki. Jednak pod względem formalnym ten zbiór jest daleki od sztampy. Charakteryzuje go bowiem spójność, konsekwencja języka, jasne obrazowanie. Wszystko, co w najmłodszej poezji jest w deficycie. Autor przyjmuje do wiadomości, że w poezji stawia pierwsze kroki, dlatego jest oszczędny w środkach artystycznych, ufa bardziej fabule i faktom, niż stylistycznej żonglerce. Jest ostrożny, nie chce popaść w pychę skromnego debiutu. Taka postawa przynosi zamierzone skutki. Książkę czyta się dobrze, identyfikacja czytelnika z jej bohaterem nie stanowi problemu. Dziecięcy pokój pełen złowrogich cieni, zabawa na dywanie kasztanami, to wszystko oswaja, buduje z czytelnikiem więź. W „Pokoju" czytamy :


kasztany były szybkie jak kosmos
te które udawało się schwytać
chowałem po kieszeniach
cała reszta
znikała w orbitach liści
kałuż i kanalizacyjnych studzienek
/…/

a ja na lekcję
za dotknięciem
czarodziejskich zapałek
musiałem
je ożywić
wychować zwierzynę
w zagrodzie mojego pokoju
/…/


Bezpieczny azyl dziecięcego pokoju, jest już po stronie wspomnień. Natomiast jego aura towarzyszy autorowi, nawet w momencie, kiedy przekracza próg dorosłości. Ale w tych wierszach nie znajdziemy wyraźnego punktu przejścia, ostro zarysowanej granicy, pomiędzy tymi dwoma światami. Świat dziecka przenika niezauważalnie wgłąb krainy dojrzałości, wzbogacając ją o własną wyobraźnię i wrażliwość. Stąd seria konfliktów, dysonansów natury moralnej, surowych ocen. W wierszu „Drewniany statek kosmiczny" czytamy :


/…/
tego dnia pierwszy raz
wchodzę w rzadkie krowie łajno
w życie
wlewa mi się do sandałka
otacza całą stopę
chlupocze
śmierdzi
/…/


W wierszu „Absolwenci", autor pisze - „od niedawna przegrywam". Jakiekolwiek są przyczyny tej porażki, podstawową jest dorosłość. Ten stan, w którym wyobraźnia ustępuje rutynie, gdzie nie ma alternatywy dla świata realnego. Gdzie nie dotyka się tego, co nierealne. I chociaż autor, naturalną koleją rzeczy, pogrążą się w ową dorosłość, czuje się z niej wykluczony. Zajmuje więc dogodną dla siebie pozycję obserwatora, dwu-państwowca o podwójnej tożsamości. Tak powstaje większość tekstów tego tomiku, np. „Połów", „Gry i zabawy ruchowe", czy „Dżonek brat Kisiela". Jednocześnie, co istotne, poeta nie uderza w infantylny ton. Jego chłopięca wrażliwość nie jest tutaj kartą przetargową w konfrontacji z otoczeniem, ale alternatywnym sposobem na dalszy rozwój. Pamiętając więc bezpieczne nisze dzieciństwa, wychodzi jednocześnie odważnie naprzeciw rzeczywistość. Wybiera z niej te wartości, które jego zdaniem, dopełnią go moralnie, ułatwią intelektualny awans. Jedną z tych wartości, są relacje międzyludzkie. Dawniej traktowane powierzchownie, tymczasowo, teraz zaczynają zwyżkować na skali ważności. Sfera uczuć, onegdaj brana lekko, niczym część karnawału, teraz zdaje się ewoluować w wizję stałego związku /"Pierwszy dzień ostatniej wiosny"/. Podobne zmiany, chociaż dopiero przeczuwane, każą poecie sięgać coraz głębiej. Budzą potrzebą poważniejszych, niż dotychczas, refleksji, zachęcają do eksploracji stref ukrytych, intymnych. Wierz „Jestem coraz bliżej", to dla mnie zapowiedz tego rodzaju podróży :


zanim wszystkie ptaki opadną
zanim ci wszyscy ludzie się skończą
wyspowiadam się z grzeszków
zaniedbań
mszy opuszczonych
myśli nieczystych

z reszty nie mogę
nie tutaj
nie teraz


Nie sposób przewidzieć, czy debiutujący poeta osiągnie cokolwiek w literaturze. O własnym dzieciństwie potrafi napisać każdy, bo każdy je miał. Gorzej, gdy trzeba napisać coś, spoza osobistych doświadczeń. Kiedy wypada podeprzeć się wyobraźnią, logiką, dyscypliną. Patrycjusz Dziczek, w ostatnim zacytowanym wierszu, daje nadzieję sobie i czytelnikowi na kontynuację tego, co zaczął. Niech ta nadzieja zaowocuje kolejną książką.

Książkę polecam.


Patrycjusz Dziczek: Polowanie na malinowy śnieg, Wydawnictwo Meander 2011, Więcbork


Komentowany wiersz: Noc w Wałbrzychu 2021.07.01; 02:56:51
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


UCZEPIONA METAMORFOZA

Dowiedz się dzisiaj po południu
że u mnie słońca brak.
Puste ulice zlewają się
nawet mewy nie krzyczą
chyba nie mają powodu -
wiedzą że czasem piszę wiersz
o ich pięknie na plaży.

Roztańczone myśli -
muzykę trzeba dopisać samemu
jeśli chce się tańczyć
o dobrej porze dla zakochanych.
Chwile ocierają się za oknem
uczulona samotność w tobie.

Rozsądek nakazuje
by zachęty w morskiej fali
oddaliły się od lądu.
Mężczyzna stwarza niebezpieczeństwo -
tak myśli kobieta - erotyczna...


1.11.2012 - Ustka
Czwartek 13:27

Wiersz z książki "Kamienne cienie na wzgórzu"


Komentowany wiersz: Noc w Wałbrzychu 2021.07.01; 02:09:32
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Małgorzata Piskurz (1957-2003) - prezentacja


Motto:

Człowiek, którego umysł zna drogę do sfery
szaleństwa jest poetą. Człowiek, którego
umysł z tamtą nie umie odnaleźć drogi
powrotnej jest wariatem.

Gilbert Chesterton



DO MIŁOSZA

O zmroku zatoka San Francisco
jest wielką paprocią
osypaną rojem świetlików
Otumanione upałem morze wygładza fale
To moje tylko co zobaczy oko
i czego dotknie zachłanna ręka
Czas kryształowa karafka z wodą
coraz szerzej otwarte usta
a pragnienie narasta
Wiem już że wiersz ma drugą stronę
bardziej ciemną od tej którą mamy w sobie
Skąd czerpać światło



DO ELIOTA

Róża będzie różą i za tysiąc lat
bo została stworzona by wyrazić piękno
Co już powołane nie straci imienia
oby tylko język mógł sprostać uczuciom
Każdy ślad najmniejszy pójdzie przecz bez żalu
nie przywiąże się stopa do wybranej drogi
śmierć zaś swą obecność zaznaczy w najbliższych
Takiej gorzkiej wiedzy jestem zamieszkaniem
drzewni bracia śmiało potwierdzają wyrok
w kwartetach powietrza odmieniają się pory
poprzez ludzi i ptaki odchodzące w lot
Są słowa i gesty które trzeba powtarzać
by się dopełniła ich odwieczna treść
Zabiegam o słowo i róże powtarzam
kiedy dotknę piasku będę bliżej gwiazd



DO KAWAFISA

Chodzę po wypalonych
słońcem uliczkach
wiatr cierpliwie przelicza moje włosy
W powietrzu przesyconym symetrią
nagłe zrozumienie
że tylko tu i teraz mam trzydzieści lat
i że już nigdy potem
nie usłyszę tak ostro i wyraźnie
skrzypienia wioseł ocierających boki o zbyt śmiała falę
A wpływający do portu okręt
nie wejdzie tak czysto do oczu
Nigdy więcej sierść brzoskwini
takim bezwstydem nie skusi języka
i nie wpisze się w pamięć
kroplą słodszą od miodu
Nigdy bardziej nie będę częścią morza
rykiem objuczonego ponad miarę osła
i ciemną od pracy dłonią poganiacza
jak błądząc uliczkami
twoich wierszy
Aleksandryjczyku



DO SIMONE W.

Z niczego to wszystko
albo z przesilenia światła
Patrzeć i jeszcze wytrzymać
A może to wszystko
z zaufania roślin
wypukłości obłoku
Albo a może


Komentowany wiersz: Noc w Wałbrzychu 2021.07.01; 02:01:38
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Poetycki dwugłos


Autorem tomiku wierszy „Pies i Pan" jest Wojciech Boros. To poeta ze sporym dorobkiem, animator kultury, współpracownik kilku pism literackich. Wiersze z niniejszego zbioru są esencją żywotności, afirmacją ciągłych zmian, pochwałą ustawicznego ruchu. W utworze „Niedziela. Działka" autor pisze o sobie – „idzie po mnie ogień". I rzeczywiście – odnosi się wrażenie, jakby poeta stąpał po gorących kamieniach, przeskakiwał z nogi na nogę, spalał się. Jego osobiste emocje, pragnienia, nawet erotyczne fantazje, są iskrami na wietrze - żyją tylko przez chwilę, nie mają czasu dojrzeć, są przelotne, unikają pełnej realizacji /"Ostruda"/. Bohater tej książki uważa, że stagnacja, to preludium do śmierci. Ze na tym świecie jest tylko przechodniem / „Mojemu Bratu"/, więc leniwe dryfowanie przez labirynt lat, jest zbrodnią popełnianą na czasie. W wierszu „Wiszące mosty" czytamy:


Wiszące mosty, którymi chodzimy.
Próchna bujające się na wietrze.
Wreszcie spadają na dno rzeki.
Kruche przenośnie do Snu.


W utworze „Upał mnie zesłał do Twojego snu", pisze – „Pustynia za oknem nie ma końca. Nieliczne przystanki nie dają cienia". W tej życiowej aktywności, owymi nielicznymi przystankami są dla poety – erotyka i seks. Pisze o nich odważnie, jest dosadny, nie pomija szczegółów. Ta fascynacja fizycznością, to rodzaj sprzeciwu wobec przemijania i śmierci. Ale ten bunt ma posmak tragiczny, gdyż autor wie, że owa filozofia oparta na seksualnej spontaniczności skazana jest na porażkę. Nie zdoła zatrzymać tego, co nieuchronne. Dlatego w cichej rozpaczy – szokuje, ironizuje, spłyca. Uprzedmiatawia przygodne partnerki, ideę miłości, wreszcie samego siebie. W „Danse macabre" dopada go turpistyczna aura, przegląda własną metrykę, podsumowuje własną kondycję słowem - stygnę. Ten wątek przemijania rozwija w innym wierszu „Zmarli zalęgli mi się w głowie". Tutaj synonimem śmierci jest Podróż, a nowy, refleksyjny ton, zapowiada wiersze o szczególnym ciężarze gatunkowym. We wspomnianym tekście czytamy:


Zmarli zalęgli mi się w głowie.
A ja nie mam serca by ich wykasować
Z pamięci. Sprawy się komplikują.
Trzeba uważać na słowa.

Nie wydzwaniać nad ranem na chybił-trafił.
Bo jeszcze przyjdą, lekko powłócząc nogami,
Zepsuci przez światło lub ciemność.
Będą mówić o Podróży.

/…/


W „Psie i Panu", obok wierszy lepszych i gorszych, są też wyjątkowe. To te poświęcone Ojcu autora, jego chorobie, powolnemu odchodzeniu, wreszcie śmierci. Tutaj poetycki język ulega przemianie, styl wygładza się, rozedrgane emocje łagodnieją , intuicja i żywiołowość ustępują formalnej dyscyplinie. Tutaj świat poety zwalnia, on sam w obliczu rodzinnego dramatu, kurczy się, pokornieje. Bolesna rzeczywistość zdaje się unieważniać osobiste utarczki ze światem. Autentyczność tych utworów poraża, ich szczerość zawstydza. Mam na myśli zwłaszcza – „Książę Alzheimer" i „Sanatorium.Sen". W wierszu „Mój Ojciec" czytamy:


Mój Ojciec coraz częściej przechodzi na drugą stronę Skrwy.
Tam gdzie trwa wojna i rośnie trawa.
Słyszy strzały w lesie. Z braćmi łowi piskorze.
/…/

A ja stoję przed mostkiem. Nie mówię – Tato, wracaj.
Udaję, że słucham. On powtarza się jak hejnał.
W oczach się kurczy. Znikają w nim obrazy.
/…/


Kiedy czyta się początkowe wiersze tego zbioru, potem sięga po następne, można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z dwoma autorami. Pierwszy – szokuje, jest nieuczesany, prowokacyjny. Drugi –konflikty wypełnia dojrzałą treścią, strzelistość zmienia w stateczność. Taki jest autor „Psa i Pana", - dwoisty, niejednoznaczny, psi i pański. Te dwie osobowości współpracują ze sobą. Jeśli bywają w sporze, to ścierają się na papierze, w literackiej potyczce. Ale taki stan rzeczy nie będzie trwał w nieskończoność. Jego czas jest policzony. Prędzej czy później dojdzie do wyboru jednej z postaw. W wierszu „Visby" autor, jeszcze nieśmiało, ale już wyraźnie, przekracza granicę pomiędzy młodzieńcem a mężczyzną. I chociaż równie szybko się wycofuje, problem obracając w żart, to jednak jest to zapowiedz rychłej przemiany. Sygnał, że kolejny tomik tego poety zaskoczy miłośników jego twórczości. We wspomnianym wierszu czytamy:

/…/
Na początku tego wiersza
Chciałem Wam opowiedzieć o śmierci.

Żartowałem.


Książkę polecam.


Wojciech Boros, „Pies i Pan", Wydawnictwo „faktoria", Brzeg 2014, str. 41.


Komentowany wiersz: Telefon bliskiego kontaktu 2021.06.30; 09:58:28
Autor wiersza: zygpru1948
Posiadając wszystko


Na twoją cześć, rzekłem, będę wysławiał księżyc,
opowiadał kolor rzeki,
znajdę nazwy dla agonii
i ekstazy mew.

Ponieważ ty jesteś blisko
cokolwiek człowiek czyni, widzi,
sieje czy sadzi, jest blisko, należy do mnie.
Mewy śpiewają, wolno wijąc się
na włóczniach wiatru;
stalowe wrota w górze rzeki;
most dzierżący w kamiennych palcach
jaj zimny błyszczący naszyjnik z pereł.

Gałęzie przybrzeżnych drzew
jak drżące wykresy fal
przyzywają księżyc na pomoc,
aby wydrzeć ciemnemu niebu
swoje gwałtowne podróże,
lecz niebo nie odpowiada.
Gałęzie pozwalają dźwięczeć
dalekim wiatrom.

Swoim ciałem i głosem
mówisz za wszystko.

Odarłaś mnie z mojej obcości.
Uczyniłaś mnie jednością
z korzeniem, mewą i kamieniem
i ponieważ śpię tak blisko ciebie
nie mogę ich objąć,
ani osobno wyznać im mej miłości.
Martwisz się, że odejdę.
Nie odejdę od ciebie.
Tylko obcy wędrują.
Posiadając wszystko,
nie mam dokąd pójść.

Leonard Cohen
tłumaczył Maciej Karpiński


Komentowany wiersz: Telefon bliskiego kontaktu 2021.06.30; 09:57:05
Autor wiersza: zygpru1948
Roman Śliwonik


Kobiety półmroku

Kobiety półmroku powstałe z ciemności
mają oczy ciemniejsze od czerni
piękne kobiety nie wymyślone
ale będące w nas
mają usta z półmroku
włosy z ciemności
potrafią zrozumieć
Jeśli o nich mówię
to znaczy że są
Kiedy złudzenie
zaczyna być za silne
uchylam ciemność
żeby wpadło trochę światła
i wtedy
rozjaśniają się nieco rysy
kobiety pięknej
światło pomaga
nie nikną tworzą jakby inne życie
w gestach W słowach delikatnieją
I krąg ciemny jeszcze nie przygasa

kobiety ciemności na pewno są
lub były
odsłonięcie okna
powoduje powolne ich rozpływanie
teraz już wiem Domyślam się że tamto
pozbywa się słów i niszczy nowonarodzonych

Kobiety żywe
mające wyjść za mąż
rodzić dzieci
czasem hodują ciemne kwiaty
jakby sobie przypomniały skąd pochodzą
zaczynają czytać wiersze
a później je przeklinają

________________


Komentowany wiersz: Telefon bliskiego kontaktu 2021.06.30; 04:31:30
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Małgorzata Piskurz (1957-2003) - prezentacja


Motto:

Człowiek, którego umysł zna drogę do sfery
szaleństwa jest poetą. Człowiek, którego
umysł z tamtą nie umie odnaleźć drogi
powrotnej jest wariatem.

Gilbert Chesterton




DO TEGO KTÓRY MOŻE JEST

Wywiedź mnie z domu niewoli
któremu na imię czas obecny
Uczciwie szukam kamiennych tablic
a znajduję tylko uczone księgi
z gładko toczonymi zdaniami
Jest mi mądrzej ale nie jaśniej
Otwarte łokcie nie chcą się goić
szklana góra wyostrza krawędzie
Nie umiem już po niej chodzić
bez lęku wysokości
Wywiedź mnie na otwarta przestrzeń
gdzie oddech jest jeszcze oddechem
a wzrok powraca niezmącony
Niech rozprostuję ramiona
i znów udźwignę siebie



DO SZEKSPIRA

Ofelia z kagańcem na ustach
Zaplata z włosów sznur dla Banca
Hamlet zaprzestał głupich pytań
I dłubie w zębach wykałaczką
Z czaszki Yorika popielniczka
jak na przestrogę dla potomnych
albowiem każda filozofia
bierze początek z tego kształtu
w krużgankach piszczy nieśmiertelność
wcielona zgrabnie w tłustą mysz
Zbrodnia zakłada rękawiczki
wchodząc w historię na obcasach
Dnieje skowronkiem pachnie różą
ponad balkonem przerdzewiałym



DO MĘŻCZYZNY

Ona była już wtedy
gdy paprociom
kamieniały kości
a świadomość grzechu
wymyśliła wiarę
Nic się nie zmieniło
oprócz tonacji
wołania



DO HAŚKI

Grrzegorzowi


Może by tak zmilczeć odczytanie kropli
ptaki wrastające w kontury powietrza
Czuwające kamienie w złotawym półmroku
krzyk łamanej gałęzi dla płochej zabawy
Każdy wyraz zastygły metagalaktyka
narodziny słowa geometria ust


http://zeszytypoetyckie.pl/poezja/16-anna-magorzata-piskurz-1957-2003-prezentacja


Komentowany wiersz: Telefon bliskiego kontaktu 2021.06.30; 04:24:48
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Wiersze prawdziwe


Najnowszy zbiór wierszy Wiesławy Barbary Jendrzejewskiej nosi tytuł „Salto". Ta książka, podobnie jak poprzednie, to konstruktywny dialog z rzeczywistością. Naturalny, pozbawiony dydaktycznego zadęcia. Charakterystyczna narracja , wartkość fabuły, sprawiają, że powyższy tomik czyta się jednym tchem. To również zasługa braku stylistycznego lukru, który potrafi uśpić i zabić. To, co spaja zawarte w „Salcie" utwory, to wiara, że wbrew przeciwnościom, potencjał człowieka jest niewyczerpany, a jego owoce szlachetne. Że bez tej wiary życie nie miałoby sensu. Taka nadzieja, również w nieustający rozwój, towarzyszy utworowi „Autoprezentacja". Wyznacza on kierunek, w którym ta poezja będzie podążać. Podkreśla trud, z jakim musi się mierzyć każdy artysta, gdy chce okiełznać własne słabości, żeby zaprzeć je do rydwanu sztuki:


Drzewo jestem przydrożne
Samotne jedyne
Przy rozległym trakcie
Odarte z liści
Nagie jak pustka
/…/
Przyjdzie dzień
Ustroję gałęzi mrowie
Zakwitnę zaowocuję
Sobie na przekór
Głupcom na śmiech
Naiwnym na wiarę


Artystyczne wybory i osobiste przemiany są tym trudniejsze, im oporniejsza jest rzeczywistość. Poetka nie ma złudzeń, co do moralnej kondycji dzisiejszego świata. W wierszu „Obecność", stwierdza – „krążę po omacku przez fałsz". Ta surowa ocena ma swój literacki wymiar w utworach „Mieli swoje pięć minut", czy „Tacy". Podobny motyw, chociaż bardziej rozbudowany, znajdujemy w „Karuzeli życia". Ten wiersz odsłania istotną cechę autorki – umiejętność dostrzegania paradoksów w świecie , pozornie jednorodnym.Tutaj bowiem cierpienie sąsiaduje z miłością, występek ma za tło muzykę. Obok tych sprzecznych z sobą emocji, istnieją jednak wartości uniwersalne. Takie, które nie podlegają społecznej koniunkturze. Wiara w ich obecność nie tylko uszlachetnia, ale przede wszystkim, uczy pokory. W wierszu „Trójca",czytamy:


Nigdy nie napiszę wiersza o Papieżu
Zbyt wielki, zbyt doskonały choć ludzki
Moje słowo nie umie dotknąć świętości
Zrozumieć miłości powołania
/…/


Naturalną lekcją tej pokory, są wiersze poruszające kwestie przemijania. Reprezentują je „Ścieżki przemijania", „Ogrody dzieciństwa", czy „Wędrówka". Jendrzejewska, pomimo swej żywotności, ma świadomość upływu czasu. Jest obserwatorem nie tylko otoczenia, ale i własnej kondycji. W konfrontacji z nowymi ideami, nowym językiem i technologią, są chwile, kiedy podważamy ich sens. Dotrzymywanie im kroku uznajemy za stratę czasu. Bezpieczna, bo znana przeszłość, staje się wtedy azylem, światem zamieszkanym przed duchy i wspomnienia. Autorka „Salta" na chwilę ulega takiej pokusie. Wraca pamięcią do dzieciństwa, ożywia postacie przodków, czuje bliską obecność Rodziców. Ta sentymentalna podróż trwa jednak krótko. Dokładnie tyle, ile czasu potrzeba poetce na wzięcie głębokiego oddechu, do kolejnej potyczki z dniem dzisiejszym. Jakby na przekór chwilowej słabości, pisze wiersz żartobliwy, ironiczny. Powraca nim do żywych. Przy nich czuje się najlepiej. W „Człowieku" czytamy:


Kogo widzisz w wielkim lustrze
Po przebudzeniu
I czemu myślisz
Że to nie Ty

Miałeś przecież wyglądać
Prezentować się
Uśmiechać
/…/
I co?

Szaryś, grubyś, brzydkiś
I nikt nie dzwoni
Choć trzy markowe komórki
Czekają wciąż nadęte


Ta bezustanna pogoń za rzeczywistością, chęć uczestniczenia w różnorodności sprawiły, że w „Salcie" nie mogło zabraknąć wątków bardziej osobistych. Takich, które dopuszczają czytelnika do prywatności poetki. I nie mam na myśli potrzeb intelektualnych, ambicji lub literackich planów. Jest w tym zbiorze kilka erotyków, utworów dedykowanych najbliższym. Jest samotność „ wypełniona jego nieobecnością" /"Wtedy i teraz"/. Życiowe rachunki nie są bowiem domeną wyłącznie chłodnej buchalterii. Dotyczą również uczuć, emocji, strat i zysków po stronie serca. Poetka taki bilans próbuje robić w „Erotyku prawdziwym", „Pożądaniu", „Pachnącym groszku". Wie jednak, że to świat z mgieł i zapachów. Że w gąszczu z marzeń, tęsknot i niespełnień, trudno o rachunek końcowy. Może dlatego, po raz kolejny afirmując świat realny, pisze w wierszu „Ja nic" swoją życiową dewizę:


Nie możesz stać z boku
Bo wtedy cię nie ma
Albo wisisz jak zmęczony ochłap
Zastygasz czarną krwią
Blady od własnych strachów
Na niepodobieństwo człowiecze
/…/


W tej książce jest dużo udanych wierszy. Celnych opinii, trafnych diagnoz. Dla mnie jest ona przykładem godnego życia, które cechuje szczególny dar empatii i hojność.

Książkę polecam.


Wiesława Barbara Jędrzejewska: „Salto", Wydawnictwo Komograf 2011, Str.65


Komentowany wiersz: Zwycięstwo nie tylko w liryce 2021.06.29; 06:16:19
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Małgorzata Piskurz (1957-2003) - prezentacja


Motto:
Człowiek, którego umysł zna drogę do sfery
szaleństwa jest poetą. Człowiek, którego
umysł z tamtą nie umie odnaleźć drogi
powrotnej jest wariatem.

Gilbert Chesterton




DO HOMERA

Czy trzeba wyłupić sobie oczy
aby być sławnym Homerze
Czyżby tylko w całkowitej ciemności
jawiły się obrazy
warte zapisania
Co ma zrobić ten któremu
brakuje odwagi wzroku
i nie dlatego że tchórzliwy
ale nie widzący



DO HÖLDERLINA

Jak tam jest Hölderlin
w świecie dobrowolnego obłędu
Sprawdził pan chociaż
czy w drzewie nie jest ciasno
i jak się w nim ułożyć
by nie przeszkadzać gałęziom
U mnie bez zmian
Nadal siedzę przed lustrem
i próbuję oddychać
Po przekątnej poczucia pewności
że prawda jest tylko abstrakcją
z dodatkiem światła i ciemności
Kawałek kosmosu zawieszony między oczami
zbiega po skroniach jak zbiegał
Na białych polach kartek chłodno
Czasem wiersz jak kropla ołowiu
Co to jest wiersz
Nie pamiętam
Może świetlik wabiący przestrzeń liścia
a może mistral z płócien Vincenta
Pan miał to szczęście Hölderlin
Tak wyjść poza czas
Tak pozostać



DO MEMLINGA

Rozłożone płasko włókna godzin
Obnażone piersi Madonn wabią światło
Fiolet na wysokości oczu
zatroskany kolor rozpełzły wzdłuż anioła
nabrzmiewa ciemnością
Czy można zważyć dobro
On cały w czerwieni
Krew to czy zachód
Nagość dziewczyny ocienionej włosami
w przeczuciu nieśmiałym
że wystarczy dotyk
Żółcią osaczony parapet
i gołębie w pobielonych frakach
Błogosławiony pędzel „Sądu Ostatecznego”



DO JUDASZA

Dwa tysiące lat
a ty ciągle na bezdrożach
Jak można się tak włóczyć
Kto dziś uwierzy że zdradziłeś z miłości
Czasem odnajdę cię w sobie
i z ulgą porzucam
Co mogę dla ciebie zrobić
Poczekaj nagnę chociaż gałąź


http://zeszytypoetyckie.pl/images/piskurz.JPG


Komentowany wiersz: Zwycięstwo nie tylko w liryce 2021.06.29; 05:53:58
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Podróże przez historię


Tytuł książki „Wiersze poniekąd turystyczne” może sugerować, literaturę łatwą i przyjemną. Rodzaj pamiętnika, który powstawał każdego wieczoru, przy ognisku. Sam autor, Rafał Jaworski, pisze o sobie – „ ja, turysta wytrawny, pielgrzym natchniony chłodnym świtem” / „18 sierpnia 2002”/. Tytuł tego zbioru jest jednak złudny. Owszem, jego autor podróżuje, ale bardziej przez historię niż kurorty. Współczesne fasady miast nie budzą jego zainteresowania, jeśli nie są zamieszkane przez duchy przeszłości. Krajobraz jest godny uwagi, kiedy przywołuje historyczny kontekst. Dopiero wtedy warto poświęcić mu wiersz. Ta poetycka podróż rozpoczęła się dla mnie nieszczególnie. Przez pierwsze utwory przebrnąłem z trudem. Dopiero wiersz „To, co pozostaje” potraktowałem jak klarowny przekaz, początek książki:

Nie bywam dlatego, ciągle jestem zbyt blisko.
W smutnych miasteczkach szukam romańskich absyd,
Renesansowych nagrobków i tryptyków wiary
Których źródłem nie była wątpiąca rozpacz /…/


Po tak jasnej deklaracji, czytelnik wie, czego może się spodziewać. Chociaż i w tej kwestii może liczyć na niespodzianki. Wiersze te, chociaż wyraźnie zorientowane kulturowo, są wyjątkowo przystępne, nie przypominają intelektualnych roszad. Nawet czytelnik słabo zorientowany w filozofii czy naukach pokrewnych, znajdzie dla siebie własną, prywatną przestrzeń / „Kamień i czas”/, /”Dyptyk heidelberski”/. A wszystko to dzięki autentycznej pasji autora, która wzbogacana o kolejne lektury i podróże, nie wymaga formalnych nadinterpretacji. Tak jak w „Wersach skądinąd turystycznych”:


Nie jestem wędrowcem tak wytrawnym
Jak pewien obywatel Florencji, który dawno temu
Przez piekło i czyściec, doszedł nieba.
Jego dreptanie nie było iluzoryczne.
Piloci wycieczki – Beatrycze i Wergiliusz –
To postacie z krwi i kości metafory.
/…/


Jest w tych wierszach również element konfrontacji. Pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, kulturą w rozumieniu klasycznym, a tym co agresywnie promuje współczesność. Miłośnik literatury, filozofii, podróżnik odwiedzający zakurzone trakty epok, musi odnieść się do dnia dzisiejszego. Owo spotkanie się dwóch różnych światów jest bolesne, rodzi pytania, prowokuje do refleksji. Te ostatnie znajdziemy w utworach „Na attyce tarnowskiego ratusza”, „Obłoki i bruk”, wreszcie „U stóp Świętej Konsumpcji”. Co ciekawe, autor tego zbioru, nie jest bezmyślnym krytykiem tzw. cywilizacyjnych zdobyczy. Rozumiejąc konieczność zmian, domaga się jedynie zachowania właściwych proporcji, pomiędzy tym, co onegdaj, a tym, co obecnie. Tymczasem:


Na sądeckim rynku trwa równanie traktu,
Utylizacja tradycji
Przez cywilizację betonu i asfaltu. /…/ „Obłoki i bruk”


W wierszu „Trudno podejrzewać, że to tylko Beskidy”, autor zamieszcza charakterystyczną konkluzję – „Nie w modzie iść. Wygrywa siłownia, pole strzyżonej trawy, wyścigi szczurów”. Pomimo tego, a może właśnie z tej przyczyny, poeta postanawia iść. Odwiedza Lwów, Wilno, wraca do znajomego Przemyśla. Podąża śladami swoich znamienitych poprzedników. I, co naturalne, pomimo dzielących ich pokoleń, szuka pokrewieństwa z nimi. To możliwe jest nie tylko na gruncie idei, ale i losów. Przeznaczeniem poety jest bowiem nie tylko „iść”, ale i pozostawić po sobie „głaz pamięci”. Rafał Jaworski wie, że kwestia pamięci leży w gestii przypadku. Zrządzenie losu, ślepy traf historii decydują, czy pamięć ta będzie trwała, czy rozpłynie się w powietrzu, niczym lot motyla. Wydaje się, że to jego wędrowanie, jest rodzajem hołdu, który składa tym, o których pamięć blaknie.


/…/
Grobów mieć kilka, żadnego,
To przywilej i cecha
Poety. „Spokój grobów”


Ten zbiór zawiera dużo dobrych wierszy. Poza omawianymi wymienię jeszcze trzy – „Wróciłem, piję ukraińską wódkę”, „Wróciłem ze Lwowa”, wreszcie „Wiersz epicki”. Ten ostatni jest dla mnie wizytówką tej książki. Autorowi życzę kolejnych publikacji.

Książkę polecam.


Rafał Jaworski: Wiersze poniekąd turystyczne, Bydgoszcz 2010, Instytut Wydawniczy Świadectwo, ss. 82


Komentowany wiersz: Wieloznaczność echa z dzieciństwie 2021.06.28; 17:26:54
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Świrszczyńska


Pojedynek z bogiem

Przyszedł do niej
młody bóg o silnej szyi.
– Chcę się z tobą kochać –
– I ja chcę tego.

Spojrzał i zabił oczami
małego ptaka w locie.
– Jestem z ognia –
powiedział.
– Wykąpię się w twoim ogniu
i odmienię go.
Nie będziesz więcej zabijał
małych ptaków.

– Jestem piękny,
– Zjem twoją piękność
i będę bogata
jak słońce.

– Moja miłość zabija
tak samo jak spojrzenie.
– Już mnie zabito. Jestem
nieśmiertelna.

Śmiał się
i ona się śmiała.
– Będziemy się kochać –
rzekła.


Komentowany wiersz: Wieloznaczność echa z dzieciństwie 2021.06.28; 03:30:36
Autor wiersza: zygpru1948
Kazimierz Furman (1949-2009)



Brzemię

Bękarcie nieba pogodnego
Któryś zniewolił i martwe i żywe
Ciało Chrystusa na krzyżowym stosie
Którego męka skwierczy ludzkim tłuszczem
I podków szczęśliwość zdjętą ze zdechłych koni
To jakby w kości przodków ręce zakorzenić
Bezczeszcząc pamięć życia i szkieletów

Byłeś pisklęciem kukułczym wyklutym w mym łonie
Bękartem czasu i jego powiewem
Jako wilk wściekły z ostrokołem kłów
Aż je próchnica czasu nie zeżarła
Na ziemię pamięci
I na pamięć ziemi
Takoż się Kain od brata odżegnywał
Tak się ta ziemia gruzom swym kłaniała

Niosłem w sobie jej brzemienny ciężar
W którym głód skomlił
I nóż fałszywie dobywał z kieszeni
By kroić nim pole na chlebowe kromki
Na którym kobiety boskie krzyże znaczą
Mężowie w mozole ważą sól na plecach
A dzieci beztrosko sikają w ściernisko

Niosłem twą wagę
Na jednej szali zawisł ochłap dobra
Druga u głowy ucięta dyndała
Jakby chciał topielec wynurzyć się z wody
Która mu ściska szyję rąk kręgami
By życia pozbawić
A płacz się nie rodził z tej sprawiedliwości
Choć w oczach łez ocean przybierał
A drzewa straszył nagły nawrót wiatru
Który w swym zamyśle miał oczy odmrażać
I w takiej chorobie śniegiem je zasypać
Nie piaskiem a śniegiem
By nie było słychać dudnienia o trumnę

Niosłem te twój czerwony kamień
Od krwi - od jej wrzenia - aż skronie pękały
Tak drzewa na mrozie rodzą ból spod kory
Kobiety kurwują gdy im przyjdzie zrodzić
A w oczach ich rany łzawią się gromami
I stawało się krecio
Grobem majaczyło pod narzutą ziemi
Skąd głos się dobywał
Szeptem
Który spoczął na skrzydłach wiatraków
By w pamięci mącznej ziarno swe pogrzebać
Jakby powtórnie ziemia miała rodzić

I jakbym stanął nad jej brzemiennością
Syn ojcowskiej kosy
Puszczam w ruch wyklepaną ostrość
A skrzydło wiatraka upada pod nogi
Jak mewy błysk odbity w lustrze oceanu
A orzeł kołuje
I słyszę ciche rodzenie się chleba powszedniego
Jest to pole wtedy jak ugór kobiecy
Nagie
Gdy sprzątnięte
Szczęśliwe gdy rodzi
Ty u wagi stajesz
Ty którego imienia nikt nie zna na pamięć

A pole
Ta ziemia
Kraj cały w granicach przebrzmiałych
Ziemia bez której życie traci sens
Korzeniami
Darnią
Strzelistością drzew
Wspina się ku niebu
Wołając o pomstę gór błyskawicami
Szeptem modlitewnym
Sercem
Które wzlatuje w górę bez kamienia
Do wrót niebiańskich kroplami krwi puka

Ty dłonie wyciągasz

Pole dojrzałe ucieka w cień lasu
Człowiek zostaje z nadstawioną dłonią
Człowiek żebraczy

Pęka krajobraz
Horyzont się łamie
Niosłem tę gorejącą gwiezdność
Przybitą mej twarzy historycznym skoblem
Na kraj lawiną spłynął warkocz ognia
Ludzie w przestraszeniu opuszczali domy
Nieśli walizy
Bo tyle nieść mogli

Niosłem miast krzyża i ziemi brzemiennej
Wątpliwą przyjaźń mrożonego śniegu
Idąc przed siebie poganiany psami
Kąsany słowem
Nękany zakazem
Szedłem swym krajem w głogu cierpliwość
I w paproć co rani

Dźwigałem matkę ojca i pradziada
Na rękach wiotkich jak brzegi z wikliną

Szedłem przez miasta które umierały
Przez kalendarz szedłem kryjąc ważne daty
Schodziłem ze sceny
Słyszałem oklaski tłumione pałkami
A dziady z tej sceny wyszli na ulice

Szedłem
A wszystko naokół płonęło
I nagła radość wkradła się do serca
W ustach poczułem smak świeżej padliny
Splunąłem w pysk ciepłej bestii życia
Chuja obnażyłem
Kto chce niech zobaczy
Pościel wyjąłem całą w spermawicie
Aż zdziwił się księżyc

Imieniem zwałem korzenione dłonie
Nazywałem krajem ból serdecznych dat
Cicho wyzwalałem nadzieję
Jeszcze ciszej wątpienie i wątpienia kształt

I oto stoję ze złamanym skrzydłem rozgwiazdy
Przeserdecznie modlący się w sobie
Jakbym za chwilę miał zdechnąć
Jakbym za chwilę znów miał się narodzić

I nieruchomieje szala wagi
A dłoń spoczywa w kieszeni
Gdzie nóż ukryty
Nóż
Którym kartofle rozbieram do naga
Jak kobietę z majtek

I jest ptak we mnie
I nie ma już góry
Daleka mi rzeka
Do stóp się łasi swoim drugim brzegiem
I nie ma gwiazdy na pogodnym niebie
Sierp księżyca znikł

Radośnie wybuchają zaciśnięte pięści
Następuje rozkurcz uciskanych dni

Czerwiec 1980


Z tomu: Brzemię (2009).


Komentowany wiersz: Wieloznaczność echa z dzieciństwie 2021.06.28; 03:27:18
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Udane życie


Najnowszy zbiór wierszy Henryka Kozaka nosi tytuł „Nostalgia”. To zestaw 57 tekstów podzielony na dwa podrozdziały. Jeden z nich to „Udane życie”. Mam wrażenie, że taki powinien być tytuł tej książki. Czytam bowiem wiersze człowieka i artysty dojrzałego, przepełnionego pokorą i empatią, dla którego poetycka robota to żmudna codzienność, nie odświętne fajerwerki. Widać to już na poziomie języka – w jasności przekazu, unikaniu metafor, w słusznym założeniu, że wiersze nie powinny onieśmielać, ale uwodzić. Że przeciętny czytelnik nie szuka w poezji intelektualnych roszad, ale prawdy. I taką życiową prawdę w tym zbiorze znajdzie. Choćby w wierszu „O farcie”, w którym autor potyka się z losem i chociaż przegrywa z nim „najczęściej do zera”, to jednak nie dezerteruje. Przeciwnie, codziennie stawia mu czoła. Rezultatem tej walki jest długie życie, ale również samotność.

W „Zaglądając w przyszłość” czytamy:

Jest środa 15 lipca dwa tysiące piętnastego roku
Siedem po dziewiątej właśnie
Ukończyłem 70 lat
Zapowiada się pogodny dzień
[…]
Ale do wieczora
Nikt z życzeniami
Nie przyjechał

Dopiero późną nocą
Pojąłem dlaczego

Niepotrzebnie wszyscy
Aż tak się pośpieszyli
Przecież
Mogli na mnie zaczekać
[…]



Nie tylko zmarli poszerzają obszar tej samotności. Niemniej skutecznie robi to zanurzona w przeszłości pamięć. Krajobrazy dzieciństwa ("Ucieczka"), beztroskie wspomnienia z młodości ("Byliśmy"), wreszcie obraz kurczącej się rodziny ("Saga rodzinna żałobna") – to wszystko odciska na poecie wiadome piętno. Utracone raje stają się tutaj pożywką dla poezji, akcentują tożsamość autora, jego kulturową odrębność. Jednocześnie ich bezpowrotność kształtuje tragizm tych wierszy. Ich dramaturgia ma również podłoże czysto materialne, praktyczne. Poeta, chociaż od dekad mieszkaniec Lublina, swoje serce pozostawił na rodzinnym Podlasiu. Obejście rodzinnego domu zamienił na wielkomiejskie podwórko, szeroko rozpostarty horyzont na widok z balkonu. Stał się wiec więźniem współczesności, zakładnikiem przypadkowych sąsiadów, czterech betonowych ścian. Był zmuszony wkomponować się w rzeczywistość bez korzeni, bez tradycji. W „Liście do rodziny na wsi” czytamy:

[…]
I w dzień i w nocy
Szczekają
Zamknięte w mieszkaniach
Psy
Na balkon przyfruwają gawrony i sroki
A o świcie
Bardzo hałasują wróble
Jak w naszym bzie

Brakuje mi tylko
Sitnickich przestrzeni
I słońca
[…]



Stało się zatem tak, że po stracie swojej małej ojczyzny świat poety niebezpiecznie się skurczył. Doszła do tego bolesna świadomość upływu czasu, poczucie egzystowania w przestrzeni niechcianej, na marginesie nowych, społecznych reguł. Czytamy o tym choćby w utworze „Odmówiłem”. W soczystym „Blokowisku” odnajdujemy poetę w miejskim, zurbanizowanym piekle, gdzie neonowe fasady, sklepy z gaciami i garmażerią znaczą więcej niż człowiek. „Obcy tu jestem i niepotrzebny” – stwierdza poeta. Gdzie zatem może odnaleźć ukochane Podlasie? W jakiej przestrzeni przechowa dla potomnych własną przeszłość? Odpowiedz jest zadziwiająco prosta – w biurku. W pięknym wierszu „Takie biurko” odnajdujemy wszystko – ślad rodzinnej tradycji, „wojny i wojenki”, stare fotografie, alkohole, wiersze i poematy, wreszcie drogą poecie korespondencję z Tadeuszem Nowakiem. Owe biurko jest jego ojcowizną w miniaturze. We wspomnianym wierszu czytamy:

Moje biurko po przodkach
Stare jak ja i sąsiad razem wzięci
Pamiętające II Rzeczpospolitą
Wojny i wojenki
[…]
Pod gazetami na dnie
Ukrywam przed żoną
Nalewki na bimbrze z Włodawy
[…]
A w szufladach
Poematy i wiersze
Dawno już umarłego poety
Kilka nieudanych powieści
Trochę listów
Z różnych epok
[…]



W tym arsenale symboli kluczowe miejsce zajmuje literatura. Towarzyszyła autorowi w dzieciństwie, towarzyszy w dojrzałości. Wyjątkowe miejsce zajmują tutaj książki. Na tym miejskim ugorze są dla poety przyjaciółmi, członkami rodziny. Adoptowanymi braćmi. Ich los utożsamia z własnym. Starzeje się z nimi, blaknie. W „Książkach z mojej biblioteki” dostrzegamy wyraźnie tą symbiozę. Książki to dla poety „dobra rodowe”, ważniejsze od rodzinnych sreber. Własną poezję przechowuje jednak w najgłębszej szufladzie. Jakby była tylko dodatkiem, mniej znaczyła. Nie zanudza więc czytelnika opisem własnych męk twórczych, oszczędza mu taniej dydaktyki, nie peroruje z katedry. Wręcz przeciwnie - oswaja szczerym wyznaniem, że obecnie pisuje wiersze w pracy, że inspiruje go błaha codzienność, splot pospolitych zdarzeń („Siedlisko uroczysko”). Jest zwyczajny i szczery. Zna też granicę między powagą a śmiesznością. Potrafi bawić się słowem. Stąd obecność w tym zbiorze tekstów ironicznych, zdystansowanych, potraktowanych z humorem („Julia”) albo („Miasto”). W tym ostatnim czytamy:

Potężne jest miasto w którym żyję
W niedostępnych urzędach
Dbają o mnie potężni urzędnicy
A najwyższych grzędach
Polerują piórka
Najważniejsi w stadzie
Patrycjusze nuworysze
[…]
Kochanie
Kochane przyjazne łaskawe
Jest nasze miasto

Jak znany
Obłaskawiony wróg



Czytając „Nostalgię” Henryka Kozaka poczułem w sobie wewnętrzną równowagę i spokój. A to nie zdarza mi się często. Moja rozhisteryzowana natura polubiła ten zbiór. Za łagodność, literacką konsekwencję, za dyscyplinę. Za rzetelny komunikat, bez śladu pretensjonalności. Życzę poecie kolejnych publikacji i sukcesów.

Książkę polecam.


Henryk Kozak, „Nostalgia”, Towarzystwo Miłośników Podlasia, Biała Podlaska 2015, ss. 91.


Komentowany wiersz: W obszarze intymnej troski 2021.06.27; 14:11:26
Autor wiersza: zygpru1948
Kazimierz Furman w oczach innych:

Twórczość Kazimierza Furmana to pewien etap, ważny dla świadomości dwudziestowiecznej. Najogólniej rzecz biorąc byłaby to świadomość proletariacka i wartości proletariackie. Zauważyć warto, że literatura polska, a poezja zwłaszcza była wiejska i szlachecka ze swej genezy. Świadomość proletariacka zaczęła się rodzić w XIX wieku. Wtedy był problem bardzo istotny i jest istotny do dziś: co to jest ta świadomość proletariacka i kto ją wytwarza? Jakie są skutki awansu społecznego? Właśnie ten pozorny awans był źródłem konfliktów wewnętrznych Furmana, jego krytycznego spojrzenia na literaturę i rzeczywistość, jego postawy życiowej. Z jednej strony Furman czuł wyjątkowość poezji jako zjawiska, wyjątkowość tych, którzy potrafią ją tworzyć, a z drugiej strony widział miałkość pozornych splendorów, odczuwał na własnej skórze trudy zmagań z codziennością.

Andrzej Krzysztof Waśkiewicz


Był chłopcem z marginesu, miał na nadgarstku wytatuowaną literę "U" co znaczyło "ultio", a po polsku brzmiało "zemsta". Był to znak, że kiedyś zetknął się przelotnie z satanistami-mścicielami. Nosił w uszach kolczyki, włosy wiązał w kitkę: miał modną w tych czasach, jak mówiła pani MM, "fryzurę łysych". Nigdzie nie pracował. Utrzymywał się z drobnego handlu, gry w karty, pieczeniarstwa. Pił bardzo mocną herbatę, piwo, wódkę, czynszu za mieszkanie nie płacił, w czym był podobny do malarza swego czasu, Andrzeja Gordona, ale za tego czynsz na ogół płaciło miasto, plastyków zawsze w Gorzowie faworyzowano. Pisał wiersze.. Wysyłał swoje utwory na różnorakie konkursy, by parę złotych zarobić, często konkursy wygrywał, nabrał nawet w tym względzie pewnej profesjonalnej wprawy. "Muszę obsłużyć lampkę górniczą" - mówił o konkursie śląskim. "Muszę obsłużyć Popiełuszkę" - mówił o konkursie, jaki ogłoszono w rocznicę zabójstwa księdza. Jego stosunek do tych konkursów był ambiwalentny: są wariaci, co ogłaszają konkursy do obesłania i wygrywania przez Furmana, tedy wypijmy ich zdrowie za ich pieniądze. Tu Furman był bliski demoralizującego tytułu-hasła Andrzeja Wajdy Wszystko na sprzedaż.

Zdzisław Morawski

http://artpubliteratura.blogspot.com/search/label/Furman%20Kazimierz


Komentowany wiersz: W obszarze intymnej troski 2021.06.27; 09:34:49
Autor wiersza: zygpru1948
Kazimierz Furman (1949-2009)


* * *

Urodziłem się z łona jakiejś kobiety
Pamiętam że od razu coś mi się tu nie podobało
Krzyczałem a nawet wierzgałem jak koń bez powodu
Chociaż nie
Chyba byłem mordowany bo ociekałem krwią
I o to cały ten wrzask

Ta kobieta też krzyczała
Rozerwana na strzępy
Przypominała sobie wszystkich kochanków
I aż wstydzę się mówić co o nich myślała
Ale to nie jest grzechem w takiej chwili
I Bóg wybacza

Łasiłem się do jej piersi dwa może trzy lata
Ona wie to najlepiej
Grona sutek pęczniały mi na wargach
Karmiłem się ich widokiem
Oswajałem się z ciałem
Stawałem się jej kochankiem
Chciałem zanurzyć się w jej wnętrzu
Rozejrzeć się
Rozpoznać
Zapamiętać

Znów chciałem być z nią jednym



* * *


Umarł artysta Andrzej Gordon
Znawca żółcieni czerwieni i brązów
Kolorów tak ciepłych jak piersi kobiet
I opiekuńczych jak przytulny kąt
Umarł
Bo taka jest za życie cena

To na nic Hirku teraz wszystkie „gdyby”
Gdy jego wolą było to poznanie
My też wleczemy życie w tamtą stronę
Do odgadnięcia

Umarł też człowiek
Zjadacz fasolki po bretońsku w mlecznym barze
Pieszczoch szklanicy dupy i kobiecych ud
Kolega i brat

Nie chcę Go sądzić
Bóg który we mnie jest
Waha się nad każdym słowem zdania
Przecież tak łatwo palnąć jakieś głupstwo
A ono wryje się w pamięć jak w ziemię pług
Która w opiekę Go bierze
Jak matka niemowlę
Bo Andrzej był prawie jak niemowlę

Teraz wiosłuje w charonowej łodzi
W stronę Jasia Korcza
Który Go pozdrawia machając kapeluszem
Wpadli sobie w ramiona
Wspominają Gorzów
Mówią o pracowni
Jasiu mówi chichocząc
To ja Ci podłożyłem nogę

O nas nie mówią nic
Może nie warto mówić o umarłych
Bo życie jest śmiercią
Jeśli spojrzy się na nie z tamtej strony

Zatem cześć Andrzeju i do zobaczenia
W kraju wiecznie żywych

październik 1992


Z tomu: Brzemię (2009).


Komentowany wiersz: W obszarze intymnej troski 2021.06.27; 06:02:59
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Lublin - baśniowa opowieść


Ryszard Kornacki wydał swoją kolejną poetycką książkę. Tym razem jest to Lublin z pamięci i snu. To 19 tom wierszy tego autora. Poeta pisuje również aforyzmy, opowiadania, wiersze dla dzieci. Jego twórczość jest obecna w Polskim Radiu i Telewizji. Tytuł ostatniej książki mówi sam za siebie – to podróż po rodzinnym mieście, sentymentalny spacer po miejscach pamięci, przechadzka śladami historii. Nie jest to jednak przewodnik po zabytkach, autor nie jest z zamiłowania kustoszem. Jego interesują ludzie. A jeśli opisuje już pałac biskupi, czy wieżę Trynitarską, to tylko z perspektywy przechodnia.

Bo mury nie są tak ważne jak człowiek. Bo to on mieszał do nich zaprawę, on stawiał kamień na kamieniu, zapełniał swoją benedyktyńską pracą płaski onegdaj krajobraz. W wierszu W oczach dziecka Lublin jest labiryntem bram, podwórek, piwnic. Łatwo się tutaj zgubić. Kamienice, kościoły budzą respekt. Ale również gwarantują schronienie. Są w oczach dziecka czułymi olbrzymami. W wierszu tym czytamy:

Moja kamienica
była wielkim dryblasem
pod wąsem
z klasy przerośniętych.
Zresztą wszystko tu było przerośnięte,
nad podziw ogromne
(…)
Najmniejszy z cudów byłem ja
I dobrze że jestem takim do dziś.
Zawsze mogę się schować
w moim mieście rodzinnym.
Zawsze mogę oswajać jego wielkość.



Literackim patronem Lublina jest dla autora Józef Czechowicz. Wspomina go już w pierwszym wierszu (Moje miasto). W Spacerze Lublin pretenduje już do miasta poetów - następców Czechowicza, którzy przechadzają się ulicą Graniczną, czy to pod postacią duchów, czy całkiem żywych wyrobników słowa. Za sprawą wyobraźni autora do tego grona dołączyli - Edward Stachura, założyciele i redaktorzy lubelskich pism (Kazimierz A. Jaworski, Tadeusz Kwiatkowski - Cugow), nawet Jan Kochanowski w towarzystwie krzepkiego nadal Henryka Kozaka. Wszyscy oni wchodzą w twórcze relacje z Kornackim, są ważnym elementem jego tożsamości, pociągają, inspirują. Zwłaszcza wtedy, gdy do głosu dochodzi ponura rzeczywistość. W wierszu W samo południe czytamy - "jestem sam jak pustelnik własnego wnętrza". W zgiełku politycznego bełkotu, absurdalnych wyborów, owa pustelnia wypełnia się cieniami z przeszłości - dobrą literaturą, dawną estetyką. Taka alternatywa pomaga przetrwać autorowi w chaosie i zadymce, pielęgnować świat minionych, bliskich jego sercu wartości. W wierszu tym czytamy:

Idę przez ogrody i pustynie nagrzane
miłością i nienawiścią
Mijam podarte flagi i transparenty
byle jakie hasła podobne są do oszczerstw i kłamstw
Mijam wymarłe miasteczka plugawe myśli i puste
słowa (...)



Jeśli mury stoją pokornie na swoim miejscu, to czas nieustannie pędzi. Wiruje w niezmiennym tempie karuzela pokoleń. "Ulicami chodzą teraz okularnicy nowego dnia" - czytamy w Powtórce z życia. W zgiełku współczesności coraz trudniej odnaleźć poecie stare tropy - ścieżki dzieciństwa, niegdysiejsze pejzaże. Nawet zieleń w miejskim ogrodzie wydaje się mniej soczysta. "Zostałem z tyłu - kulejący zawodnik", czytamy w innym tekście. W Pytaniach autor zastanawia się - "Czy mnie Lublin już nie chce?". Odpowiedz wydaje się prosta - Lublin, uwiedziony mozaiką nowych perspektyw podąża śladami trendów, stylów, mód. Upodabnia się, unifikuje. Traci, zdaniem autora, swój dawny, mieszczański sznyt. Jego tajemnicza aura ustępuje zarazie pospolitości. W taniej oprawie blednie nawet najcenniejszy klejnot. Dotyczy to również ludzi - ich wyjątkowości, zasług, talentów. Dla Kornackiego dawny Lublin jest zmiętą kartką ze starego kalendarza. Istnieje już tylko w rycinach, na pocztówkach Józefa Tarłowskiego. I jeszcze w oczach przyjaciół, świadków lat minionych, których lista obecności niepokojąco się kurczy. W Byliśmy razem czytamy:

A dziś:
Jacek - na Parysa
Andrzej na Granicznej
Jurek zawieruszył się
W tłumie przypadków
Wojtek - już w innym wymiarze
(...)



Ważny jest w tej książce wątek rodzinny (Moja Mama, Pośmiertne, W naszym domu), ale nie mniej istotny życiorys samego poety. Jego pierwsze fascynacje, odrębne postrzeganie świata, świadomy wybór na życie w innym wymiarze. Ten ostatni nie przystaje do społecznych oczekiwań, traktowany bywa pobłażliwie, w kontekście buntu, kaprysu, czasami jednostki chorobowej. Na artystę wywodzącego się z mieszczańskiej tradycji spada specyficzne odium, stygmatyzuje go, wyklucza z większości. Każe wierzyć w jakąś skazę, grzech pierwotny. W wierszu Tym razem rodzinne autor wymienia członków własnej rodziny, ludzi pobożnych, czułych, pełnych empatii. Stawia ich jednak w kontrze do siebie - poety-grzesznika, który porzucając racjonalizm - zawierzył słowu. Ze wszystkich profesji wybrał tą najmniej praktyczną, stojącą na fundamentach wyobraźni, czyli właściwie na niczym. Odnieść można wrażenie, że poeta czuje się winny, bo wszystkich zawiódł. Zamiast budować „na skale" poświęcił własne życie wartościom bez skali - duchom, mgłom, zapachom. Powyższy wiersz kończy konkluzja:

(...)
A oto ja grzesznik największy
ten co uwierzył słowu
bo ono było na początku
i sprzeciwił się mu
bo ono zbliża mnie do końca



Tomik Lublin z pamięci i snu czyta się z przyjemnością. Stylistyka nie przesłania tutaj komunikatu, czytelnik nie musi przedzierać się przez gąszcz metafor. Tak piszą tylko dojrzali poeci, dla których słowo jest nośnikiem konkretnej historii, nie tylko literackich ambicji. Wyjątkowym wierszem, nieco odmiennym stylistycznie jest Jaka siła?. Ale nie przytoczę go tutaj. Niech czytelnik tej recenzji zdobędzie się na wysiłek i kupi sobie niniejszy zbiór. Warto.

Książkę polecam.


Ryszard Kornacki, Lublin z pamięci i snu, Wydawnictwo ZET, Wrocław 2015, ss. 73.


Komentowany wiersz: Świat w twych rękach 2021.06.26; 21:45:40
Autor wiersza: zygpru1948
Tu tylko jest Miłość! - Pozdrawiam


Komentowany wiersz: Świat w twych rękach 2021.06.26; 09:11:45
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


SYN...

Marcinowi Zygmuntowi Prusińskiemu


Syn, to jak całość mnie.
Bierze moje wady i zalety
i pióra zbiera i muszelki
i kolorowe kamyki na plaży.

Syn, to moja modlitwa
bym skupiał uwagę
i we mgle go podziwiał
choć go nie znam...

Mój syn jest wzorem
doszukanych treści
nie tylko w drzewach
czy na pagórku.

Śledzę go gdzie bywa
czy w dobrym towarzystwie
potrafi zainteresować sobą
jako 23 letni mężczyzna.

Mój syn posiadł mądrość
po nieznanym ojcu...


21.1.2013 - Ustka
Poniedziałek 13:00

Wiersz z książki "Życie z duchami"


Komentowany wiersz: Świat w twych rękach 2021.06.26; 09:07:33
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Motyle i anioły


Tomik "Bezdroża samotności" to książkowy debiut Izabeli Tonkiel. Wstęp do tej publikacji, pióra Eligiusza Dymowskiego nosi tytuł "Pozwólcie mi pisać po swojemu". Po takiej zapowiedzi spodziewałem się poetyckiej rewolucji, przekraczania zmurszałych form, pojedynków z tradycją. Tymczasem poezja Izabeli Tonkiel jest umiarkowana, dająca się okiełznać, chociaż wyjątkowo dynamiczna. Ale to nawet nie bunt, to prośba o uwagę, próba literackiego zdefiniowania własnej odrębności. Już w pierwszym wierszu odnajdujemy motyw lustra - symbol samopoznania, eksplorowania własnej tożsamości. Ta ostatnia ma jeszcze płynne granice, kipią w niej wątpliwości i nie ugruntowane wybory. Używając słów samej autorki - gubi się w chaosie.

W wierszu "Ja bezimienna" czytamy - "Ja się nie nazywam / Ja po prostu jestem". Poetce nie wystarcza bezimienna obecność w obrębie społecznego tła. Chce zaakcentować swoją inność, stworzyć własny, oryginalny wizerunek. Szuka go zatem w sztuce, w poetyckim języku, obrazowaniu, narracji. Można powiedzieć, że pisząc wiersze mozolnie się stwarza. W "Lustrze" czytamy:

Odbicie
Na nieruchomej
Wodzie
Czystego
Przeznaczenia

Kładę
Rękę
Na powierzchni
Wody
/.../

Wielka
Pustynia
Wypełniająca
Czas
Po brzegi
/.../

Owa wielka pustynia to w rzeczywistości stan ducha poetki. Ale wbrew sugestii, nie jest ona jałowa, pozbawiona życia. Zamieszkują ją bowiem lęki i emocje, stany depresyjne, wizje ostateczne. Tymi ponurymi klimatami dyryguje śmierć. Jest w tych wierszach wszechobecna, przyporządkowuje sobie wyobraźnię artystki, chodzi za nią krok w krok. Terroryzuje nawet w miejscach publicznych, w pustym autobusie ("Autobus donikąd"). Ale bywa jednocześnie wygodnym usprawiedliwieniem porażek, strat, poczucia braku. Skutecznym pretekstem dla niepodejmowania trudnych decyzji. Są więc momenty, kiedy dobrze służy poetce, chociaż w sposób przewrotny. Siada zatem autorka "Ze śmiercią na ławeczce", co owocuje sprawnym, klarownym tekstem. Oto fragment:

Miła Śmierci siądź przy mnie na ławeczce
Poczekaj cierpliwie jeszcze chwilkę
Pozwól rozwiązać jeszcze kilka
Błahych dla Ciebie
Naszych ludzkich spraw

Miła Śmierci spocznij u mego boku
Na ławeczce tutaj w parku
Daj jeszcze chwilę popatrywać się w świat
/.../

Miła Śmierci wstając z ławeczki
Zamieńmy jeszcze kilka słów po drodze
Poznajmy się troszeczkę
Bym w ostatnią podróż
Nie odchodziła z kimś
Zupełnie obcym

Na szczęście ten romans ze śmiercią równoważy pragnienie romansu prawdziwego. Wizja śmierci przegrywa tutaj z perspektywą miłości. Chociaż przyznać trzeba, że w tej kwestii poetka ustawia poprzeczkę bardzo wysoko. W "Upadłym serafinie" czytamy - "Anioła mrokiem / Napełnionego / Kochać". Wymagania względem obiektu uczuć ma zatem ciut wygórowane. I tutaj tkwi jej egzystencjalny problem - jest bowiem amatorką przeciwległych biegunów. Emocji skrajnych, sprzecznych nastrojów. Przechodzi bowiem beztrosko z objęć śmierci w ramiona miłości wydumanej, baśniowej. Atrybutami tej ostatniej są motyle, skrzydła, anioły - symbole ulotności. Taki fundament dla partnerskich relacji jest wyjątkowo kruchy. Sny, wyobrażenia, mity są słabym spoiwem uczuć dojrzałych. Podkreśla to choćby dwuwiersz z tekstu "Senny klon" - "A jednak nawet w moim śnie / Brak mi prawdziwego Ciebie". Przytoczę jeszcze fragment "Ostatniego trzepotu skrzydeł", który akurat jest zgrabny:

W gęstwinie moich myśli
Został cichy szept Twych kroków
Tak głośny że zamyka mój oddech
W szklanym słoiku

Jak motyl nadziany na igłę
Jeszcze przez chwilę trzepocze skrzydłami
Nim przestanie żyć by stać się eksponatem

Moje skrzydła nigdy już
Nie uniosą mnie ponad śmierć
/.../

Debiutancki tomik Izabeli Tonkiel jest stylistycznie nierówny. Odnoszę wrażenie, że jego pierwsza część "Haftuję łzami", to utwory młodzieńcze. Więcej w nich brawury i zapału niż oryginalnej refleksji. Z każdym kolejnym wierszem jest jednak coraz lepiej. Szczególną zaletą tych utworów jest ich autentyczność. Jeśli czasami bywają nieporadne, to jednak nigdy nie brakuje im autentycznych emocji ("Eutanazja"). Nie są wykalkulowane, pisane pod dyktando literackich mód i oczekiwań. Ufam, że "Bezdroża samotności" wyprowadzą ich autorkę na prostą drogę, w stronę literackich sukcesów.

Książkę polecam.


Izabela Tonkiel, Bezdroża samotności, Towarzystwo Miłośników Podlasia, Biała Podlaska 2016, str. 78.


Komentowany wiersz: Porządek słów 2021.06.25; 09:16:05
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński

List do Joanny Elżbiety Siek - Hojdycz !

Dziękuję za wiersz Krzysztofa Gąsiorowskiego. Niestety Krzysztof był TW SB... Nie wiedziałem wówczas. Bywał u mnie w domu w Słupsku. Nawet zadeklamował swój wiersz pt. "Halina" - bo moja pierwsza żona to Halina, matka mojej córki Amelii Moniki Wasity - Prusińskiej.

Poznałem Krzyśka w redakcji, kiedy był wiceredaktorem miesięcznika "Poezja" w Warszawie.

Jak byłem przewodniczącym Klubu Młodych KM przy ZLP, zapraszałem z kolegami ze Słupska na Sesje Literackie na Pomorze, elitę warszawską. Przy jednym takim spotkaniu, była to III Sesja Literacka w zamku w Bytowie, był Turniej Jednego Wiersza, w konkursie na Erotyk, i jako przewodniczący Jury, był nim Roman Śliwonik, także w jury był wówczas Zbigniew Jerzyna i Wiesław Sadurski (śp.) z Warszawy, otrzymałem I miejsce. Tytuł wiersza "Erotyk"...

W tej chwili szukając nazwiska Wiesława doczytałem się że i Zbyszek Jerzyna nie żyje, zmarł 29 listopada 2010 roku.
Pisał kilka lat temu do mnie Krzysztof Gąsiorowski, że choruje.

Ten wiersz - chyba bez tytułu Joanno jest nie tylko mądry ale głęboko metaforyczny.

______________________


Krzysztof Gąsiorowski


* * *

Pod
domkniętymi widzisz
powiekami
- prostotę bieli
wywikłaną z osnów

Taniec śniegu
bez śniegu
taniec soli bez soli

Samo wnętrze tańca

Soli co w oczach wzbiera
nie potrzeba ci więcej

Śnieg bardzo
jest zmęczony
tym tańcem

i zasypuje nawet przyszłe ścieżki

_________________________________


Komentowany wiersz: Porządek słów 2021.06.25; 09:13:18
Autor wiersza: zygpru1948
Tło nocy miłosnej


Kobieta i mężczyzna. Aż do ruin księżyca
Naga noc miłości:

Oczy niby nurek zagłębiają się w tętnie,
Płosząc sny z morzem w pyskach;

Ciała spowiadają się z własnej ciemności;
Na horyzoncie skóry otwiera się ssące urwisko;

Wiruje najłagodniejsze z słońc,
Dla których cieniem bywa jęk kobiecy;

Wielkie zwierzęta biegną
Z jaskiń czasu, coraz to bliżej, biały tętent stada..
A potem wnętrze rzeczy z wolna się oddala.

Kobieta i mężczyzna
W płaszczach z mokrej soli.

Chcą teraz nazwać — by ocalić
Sekret ich zmysłom zawierzony:

Nagłe aluzje do Historii — owo proste
"nawet nie wyobrażasz sobie..."



I o to chodzi


Już bez eksplozji nerwów
i oczu;
miękkie światełka
błądzą wśród ciała,
pot splatający się
jak długie włosy.

Nie znaliśmy się wcześniej,
nie spotkamy się więcej.

Obcy sobie,
lecz bliscy bez żadnych warunków,
w tym gwarnym mrowiu,
co nas wszystkich dzieli.

Śmiać się z nas zaczną,
kiedy odpowiemy: to było jednak
ważne
— w swej znikomości,
choć trudny będzie dzień,
który minął.

Niechaj się śmieją,
niech mają swój udział.

I o to chodzi.


/Krzysztof Gąsiorowski/


Komentowany wiersz: Porządek słów 2021.06.25; 01:51:29
Autor wiersza: zygpru1948
Agnieszka Herman


Erotyk jesienny

Mam na języku słony smak niespokojnej skóry.
Nie wiem co będzie jutro. Nie wiem czy będzie jutro.
Wnikasz we mnie gwałtownie. Zamknięta w łuku ramion
opieram się przeczuciom. Jest jesień. Drzewa płoną
rdzawo-czerwonym blaskiem, a może to świat płonie
i kiedy się zbudzimy nie będzie już niczego.
Takie masz ciepłe dłonie. Jak niewidomy uważnie
poznajesz mnie dotykiem. Czy palce widzą więcej?
Czy zanim wiatr się zerwie zdążymy zapamiętać
dojrzały obraz września? Słony smak twojej skóry?
Zapach perfum zza ucha zmieszany z mchu wilgocią?

Słońce liśćmi pocięte układa się na twarzach
w marmuru drżące wzory. Jest jesień. Dzień miodowy.
Jutro nas tu nie będzie. Jutro nas tu nie będzie.


Komentowany wiersz: Porządek słów 2021.06.25; 01:48:02
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Dla Kamila


Wszystko ze mnie wyparowało
I nadzieja i miłość
Wiary nie miałem nigdy

Parzę na starą matkę
Odwiedzam groby przyjaciół
Patrzę w lustro
Jestem w głębokiej żałobie
Po własnej młodości

Trzydzieści lat uprawiałem poezję
Ale gleba we mnie coraz mniej
Urodzajna
Przez listki moich wierszy
Prześwituje
Światło

Już nie jestem poetą
Bywam

Zazdroszczę Kamilowi
Ma dwadzieścia lat
Nieśmiertelne ciało
W każdą sobotę przechadza się
Z dziewczyną
Brzegiem Motławy
A kiedy do niego dzwonię
Żeby podrzucił mi słowo
Do nowego wiersza
Śmieje się


Komentowany wiersz: Porządek słów 2021.06.25; 01:46:39
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Święta tutejszość


Najnowszy zbiór wierszy Marii Danuty Betto nosi tytuł „Sprzedawca wyobraźni”. Charakterystyczną cechą tych wierszy jest spajający je motyw pór roku. Mamy tutaj zatem wiosnę i „Oczekiwanie”, lato z „Upałem”, jesień reprezentuje „Odlot ptaków”, zima manifestuje się w „Oczekiwaniu V”. To tylko drobne przykłady, wybrane poetyckie barwy, które tworzą koloryt tej książki. Przyroda w świecie poetki wyraźnie dominuje. Jej cykliczność przypomina zegar, który bezszelestnie przemieszcza się po horyzoncie tych wierszy. Drzewa, w zależności od pory roku, rzucają różnorakie cienie, rzeki zmieniają barwy wód, zwierzęta żyją w zgodzie z długością dnia i nocy. A wszystko to, bez udziału człowieka, na marginesie cywilizacji, z dala od chaosu nowoczesnego świata. W „Od rana” czytamy:

Od rana
Poluje lis
Ćwiczy biegi kozica
Ślimak
Odwieczny próżniak
Wystawił rogi na świat

/…/

Namiętnie
Wpija się motyl
W twarz kwiatu

/…/

Niepostrzeżenie, jakby z drugiego planu, wkracza w tą krainę przyrody świat ludzi. Najpierw jest to tylko dźwięk kościelnego dzwonu / „Poranek III”/, potem z mgły wyłaniają się kontury miasteczka /”Upał”/, wreszcie stajemy na progu wiejskiej chaty, gdzie „dym w kominie liże kiełbasy” /”Poranek IV”/. Poetka bardzo powściągliwie wprowadza nas w tą zamieszkałą przestrzeń, jakby się obawiała, że ta zakłóci dotychczasową harmonię. Że „drzemiące na stacji wagony” będą zbędnym dodatkiem do tego pierwotnego krajobrazu. Tak jak kolejowy bar, czy terkoczący na drodze wóz / „Zapis”/. Ale jej obawy są na wyrost. Ów senny pejzaż z ludźmi wyśmienicie wkomponowuje się w całą resztę. Staje się częścią tego naturalnego uroczyska, przejmuje jego rytm i puls. W „Miasteczku” czytamy:

Na stacji
Drzemią wagony

/…/

W barze
Niczym osioł
Zaparł się stół nogami

/…/

W pobliskim kościele
Rozsiadła się cisza
Oczy świętym zamyka

/…/

Głuchy na wszystko
Śpi dzwon

Sama autorka pojawia się w wierszach niechętnie. Wyściubia nos zza wersów tylko wtedy, gdy komunikat tego wymaga. Gdy bez jej wizerunku wiersz byłby mało wiarygodny. Jest zatem obserwatorem, nie moderatorem zdarzeń. W „Jeszcze” czytamy – „na kamieniu siadam – jeszcze jeden kamień”. To nie jest fałszywa skromność, to głębokie przekonanie o marności istoty ludzkiej. O jej kruchej kondycji, która przepada w konfrontacji z naturą. W zderzeniu z nią jest tragicznie bezradna. Ta bezradność narasta z upływem życia. Czytamy o tym choćby w „Moim aniele”. Podobny wątek odnajdujemy w „Nieuchronności”. Poetka kontempluje własną dojrzałość, przyrównuje ją do jesieni. W tym porównaniu nie ma jednak skargi lub goryczy. Jest refleksja nad przemijaniem, próba życiowego bilansu, wreszcie dobry powód, by wrócić pamięcią do przeszłości /”Powroty”/. W „Moim aniele” czytamy:

Mój anioł
Traci pióra
Jedno po drugim
I niedowidzi
Na krzaku jałowca
Uszkodził część szaty

/…/

Jednak zapewnia
Mój stróż
Że będzie mnie bronił
Do końca

Wiersz „Rzeczywistość” zamyka stwierdzenie – „cisza rozrasta się we mnie”. W tej wewnętrznej ciszy Bóg zajmuje szczególne miejsce. Motywy religijne kończą tą książkę, Jezus i Matka Boska pojawiają się na stronach ostatnich. Są pieczęcią, podsumowaniem, kropką nad i. Co charakterystyczne – wiara w tej poezji nie jest koturnowa. Matka Boska mieszka w przydrożnej kapliczce, Jezusek zasypia w szopie, zmęczony Józef podpiera się kijem. Świątynne sklepienia, blichtr i celebra - to nie dla Nich. Oni są częścią prostego, wiejskiego krajobrazu, nie są watykańscy, częstochowscy, tylko tutejsi. Spokrewnieni z lisem, jastrzębiem, zającem, bardziej z miejscowymi, niż z aniołami. To jedyna taka społeczność, w której Święci żyją pospołu z ludźmi. W „Obrazku IV” czytamy:

Przed mrozem
Skryły się ptaki w dziuplach
W szopie przy żłobie
Chuchają zwierzęta
Wtulony w sianko
Zasypia Jezusek

Ten tomik utwierdza w przekonaniu, że siłą każdej poezji jest autentyczność. W „Sprzedawcy wyobraźni” nie znajdziemy formalnych fajerwerków, Maria Danuta Betto ceni sobie prosty, bezpośredni przekaz. Nie rości sobie pretensji do bycia poetycką gwiazdą. Wierzy w mozolną pracę u podstaw, w skromny i cichy literacki znój. Taka postawa zasługuje na szacunek.

Książkę polecam.



Maria Danuta Betto, Sprzedawca wyobraźni, Włocławek 2014, Dobrzyńsko – Kujawskie Towarzystwo Kulturalne. ss. 63


Komentowany wiersz: Rozpieszczanie chmur... 2021.06.24; 06:48:04
Autor wiersza: zygpru1948
Halina Poświatowska


Chcę pisać o tobie

chcę pisać o tobie
twoim imieniem wesprzeć skrzywiony płot
zmarzłą czereśnię
o twoich ustach
składać strofy wygięte
o twoich rzęsach kłamać że ciemne
chcę
wplątać palce w twoje włosy
znaleźć wgłębienie w szyi
gdzie stłumionym szeptem
serce zaprzecza ustom
chcę
twoje imię z gwiazdami zmieszać
z krwią
być w tobie
być z tobą
zniknąć
jak kropla deszczu którą wchłonęła noc


Komentowany wiersz: Rozpieszczanie chmur... 2021.06.24; 06:39:23
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Świrszczyńska


Najmłodsze dzieci anioła

Gdy pocałowałeś mnie pierwszy raz,
staliśmy się parą
najmłodszych dzieci anioła,
które się właśnie zaczęły
pierzyć.
Zamilkłe w pół ruchu,
ucichłe w pół oddechu,
zadziwione
aż do krwi,
słuchają ciałem,
jak wykluwa się im na łopatkach
pierwsze piórko.


Komentowany wiersz: Rozpieszczanie chmur... 2021.06.24; 06:37:16
Autor wiersza: zygpru1948
Małgorzata Hillar


***

Kiedy wspomnę
pieszczotę twych rąk
nie jestem już dziewczyną
która spokojnie czesze włosy
ustawia gliniane garnki na sosnowej półce

Bezradna czuję
jak płomienie twoich palców
zapałają szyje, ramiona

Stoję tak czasem
w środku dnia
na białej ulicy
i zakrywam ręką usta

Nie mogę przecież krzyczeć


Komentowany wiersz: Rozpieszczanie chmur... 2021.06.24; 06:35:17
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Poezja pod wysokim napięciem.


Debiutancki tomik wierszy Ewy Kowalczyk potraktowalem jak każdy inny. Wyjąłem z redakcyjnej koperty i otworzyłem na dowolnej stronie. Żeby wyrobić sobie wstępną opinię. Ślepy los chciał, że natknąłem się na tytuł „Przed kolacją”. To utwór napisany sprawnie, utrzymany w poprawnym literackim kanonie. Właściwie bez zarzutów, gdyby nie fakt, że mówi o niczym. Poetka zupełnie serio zastanawia się czym umilić sobie wieczór - kawa czy herbata. Sama następnie rozstrzyga ten dylemat pisząc - „ale czy to ważne skoro jest nam miło”. Gdzie w tym wszystkim dramatyzm - pomyślałem - gdzie ów poetycki haczyk, który autorzy zarzucają na wytrawnego czytelnika. Niczego takiego nie znalazłem. Zasugerowany szczegółem - ogól uznałem za nieudany. Pochopnie. Oskar Wilde napisał: „Nigdy nie czytam książek które recenzuje. Tak łatwo się zasugerować”. Również i w tym wymiarze nie jestem Wildem. Czytam w całości powierzone mi książki. Choć wiem, że to wśród recenzentów zanikający zwyczaj. Tomik „Przepraszam chciałam przejść” Ewy Kowalczyk przeczytałem dokładnie, co po raz kolejny przekonało mnie, że przyzwoitość popłaca. Zmieniłem bowiem zupełnie zdanie o tej książce. Prawdą jest, że otwierający ją wiersz ”Własny rodzaj kamienia” to moim zdaniem poetycki słowotok. Zbiór barwnych obrazów, które tworzą całość - wyłącznie estetyczną.


W tym wszystkim samodzielne jest tylko echo i skrajne pozycje słońca

Kiedy nad ranem biedronki pachną szronem i mandarynkami

W dłoniach nadal zima przebija przez szyby tramwaju

Fantasmagorie przychodzą częściej a sny maleją; po prostu przestają

„Własny rodzaj kamienia”


Czytając podobne wiersze mam wrażenie, jakbym przedzierał się przez gęstwinę leśną. Nie neguję tutaj bogatej wyobraźni. Ta stanowi atut tej książki. Podejrzewam jednak, że czytelnik - przytłoczony tym skondensowanym nadmiarem poezji - straci chęć do dalszej lektury. Tymczasem już na kolejnych stronach poetycka mgła rozrzedza się. Znajdujemy teksty przystępniejsze w odbiorze. Ich niewątpliwa atrakcyjność i odrębność - dzięki uproszczeniu formy - są lepiej widoczne. Wymienię tylko niektóre tytuły - „Symbolika nerwic”, „Po obu stronach”, „Reminiscencja…”, „Panowie z pogotowia”. ”Mocarzem być” to mój ulubiony wiersz - granat:


Potem im pokażę.


Królowa dynamitu

Dotknęli

Nie wybuchłam

A ziemia zrównana


Prawie wszystkie wiersze tego zbioru są w dziwny sposób naelektryzowane. Mają nieobojętny ładunek. Bliskie są eksplozji. W jednym z nich sama autorka używa zwrotu „moja elektryczność” / ”Żebyś był tak zupełnie happy…”. W tym miejscu wspomnę o utworze „Wcale nie chcieliśmy”. Wpisuje się on w tonację poprzedników i podsumowuje ten charakterystyczny wątek. Mogę tylko zgadywać skąd bierze się ta indywidualna cecha. Jej źródeł dopatruję się w wyjątkowej osobności tych wiersz. Osobności samej autorki. Osoby -śmiem twierdzić - o usposobieniu konfrontacyjnym, która z dogodnej dla siebie pozycji obserwatora bada rzeczywistość, jak laborant bada preparat. Warto też dodać, że istnieje w tym zbiorze wątek szpitalny. Jego czołowym reprezentantem jest - dla mnie - wiersz „Zasadniczo ważne”. Może dlatego, że to utwór nietypowy. Czytelnik nie znajdzie tutaj opisu chirurgicznej jatki. Nie natknie się na fruwające pod sufitem skalpele. Nie będzie świadkiem reanimacyjnej akcji prowadzonej w jeziorze krwi. Autorka bowiem - rezygnując ze schlebiania pospolitym gustom - skupia się na atmosferze panującej na szpitalnym korytarzu. Na rzeczy mało spektakularnej, a jednak zasadniczej. Żeby tak pisać, trzeba albo tam pracować albo długo przebywać. Żeby zrozumieć.


Nikt nie krzyczy tu jest smutek korytarza

Echo serca rozchodzi się słabo
Tylko cisza i smutek potrafią zabrzmieć

To jest dobre miejsce na pustelnie

„Zasadniczo ważne”


Zestaw najlepszych wierszy znalazłem w rozdziale „Ostatnie trzaśnięcie drzwiami”. W moim egzemplarzu prawie każdy utwór dostał trzy plusy. Tytuł sugeruje zamknięcie pewnego etapu. Być może rozpoczęcie kolejnego. Temperament tej poezji - o którym pisałem wcześniej - nagle zdecydowanie słabnie. Jakby poetka uprzednio skacząc po skalnych półkach, teraz wędrowała szeroką górską polaną. Taki nasuwa mi się obraz, gdy porównuję te dwie jakości. Nawet zapis w „Ostatnim trzaśnięciu drzwiami” jest zupełnie inny. Przywołuje w wyobraźni spokojny miarowy oddech. ”Wiersz o kryształach” - pierwszy w tym rozdziale - zapowiada świetną lekturę. Całkowite panowanie nad językiem idzie w parze ze zgrabnymi pomysłami (”Miało być o Warszawie…”). To wiersze nieco bardziej osobiste, z wyraźnym śladem drugiego człowieka. Ten jest jednak tylko tłem, przyczynkiem do refleksji. Nie odgrywa roli pierwszoplanowej. ”Sokół wędrowny” karze nawet postawić pytanie, czy aby jego ustawiczny brak nie jest jego główną zaletą. Chociaż z drugiej strony, ową wątpliwość rozwiewa wiersz „Przed zaśnięciem”. To wyjątkowej urody poetycka robota. Świadcząca o skali talentu autorki. Niestety z powodu ograniczeń przytoczę skromny fragment:


Tym razem postaram się wysłuchać twoich oddechów

Szepczących że jesteś zmęczony i śpisz smacznie

Postaram się nie zakłócać snu

Natarczywym patrzeniem które może peszyć

Które przeszywa i obserwuje twój charakter

Bo tylko nocą pozostaje bezbronny

Gdy badam go od zewnątrz poczynając od skroni (…)

Ewa Kowalczyk świetnie porusza się między biegunami nastrojów. W jednej chwili potrafi krzesać iskry, żeby za moment czułym wzrokiem kontemplować sferę uczuć. Żaden z wierszy nie jest opatrzony datą. Być może to poetycki koktajl. Zaryzykuje jednak twierdzenie, że te ostatnie w zbiorze - w wyraźnie spokojniejszej tonacji - są efektem dojrzałości. A wiec powstały niedawno. Tak czy inaczej - należy autorce pogratulować. I mieć nadzieję, że pozostanie wierna tylko tym emocjom które pomnożą jej talent.

Książkę polecam.


Ewa Kowalczyk

„Przepraszam chciałam przejść”

Miejski Dom Kultury w Żyrardowie 2008

Str.59


Komentowany wiersz: Tam w głębinach spojrzeń 2021.06.23; 08:01:26
Autor wiersza: zygpru1948
* * *

Jestem tobą na umór pijany
nie wytrzeźwiałem

wytrzeźwieć nie mogę
nie chcę wytrzeźwieć

Głowa mi pęka

zdarłem kolana
ubranie mam ciężkie od błota

Wstaję padam padam wstaję

biegnę do twego światła
co się zapala i gaśnie


Nazim Hikmet
Przełożyła z tureckiego Małgorzata Łabęcka-Koecherowa


Komentowany wiersz: Tam w głębinach spojrzeń 2021.06.23; 08:00:10
Autor wiersza: zygpru1948
Celtis
(1459–1508)

Erotyk o nocy i pocałunkach Halsiny

Illa quam fueram beatus hora


Jakże szczęśliwy byłem w tej godzinie
Wśród pocałunków i uścisków wrzących,
Pieszcząc urocze piersi Hasiliny
I do wdzięcznego tuląc się jej łona
Lub w kochające biorąc ją objęcia,
Obezwładniony, w westchnieniach miłości.
Bo mnie paliła odwzajemnień żarem,
Zmuszając, abym znów szedł w jej ramiona,
Podczas, gdy dusze zmieszane przez usta
Stalową więzią połączyła z sobą
Bogini z modrej fali urodzona.
O nocy, zdobna wiecznymi gwiazdami,
Co bogów lica unosisz promienne
I sen krzepiący przynosisz znużonym –
Jak przy poczęciu Herkulesa – wstrzymaj
Swój bieg – lub taka bądź, jak w szwedzkiej ziemi,
Gdy Febus dżdżyste odwiedza południe
I przez miesiące dwa blasków nie sieje,
Ciemności niosąc niczym nieprzerwane –
Tak może moje nasycisz pragnienie.


Komentowany wiersz: Tam w głębinach spojrzeń 2021.06.23; 07:58:42
Autor wiersza: zygpru1948
Halina Poświatowska


W twoich doskonałych palcach

w twoich doskonałych palcach
jestem tylko drżeniem
śpiewem liści
pod dotykiem twoich ciepłych ust
zapach drażni - mówi: istniejesz
zapach drażni - roztrąca noc
w twoich doskonałych palcach
jestem światłem
zielonymi księżycami płonę
nad umarłym ociemniałym dniem
nagle wiesz - że mam usta czerwone
- słonym smakiem nadpływa krew -


Komentowany wiersz: Tam w głębinach spojrzeń 2021.06.23; 07:53:32
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Na marginesie, w zamknięciu.


Poeta Krzysztof Zdunek jest autorem tomiku „Bardzo mi przykro, proszę pani". Po przeczytaniu tej książki odniosłem wrażenie, że autor bardzo nieufnie podchodzi do świata współczesnego. W jego wierszach widać wyraźny dystans, niewiarę w osiągnięcie życiowych celów, ich ulotność. W „Teatrze" odnajdujemy dobrze znany motyw, przyrównujący życie do spektaklu. Jego bohater, to trybik w scenicznej konstrukcji. Podlega niechcianym prawom, obłudnym zasadom, obcym wartościom. Jego życie reżyserują okoliczności. Podobny motyw znajdujemy w „Był, to był". Tutaj główny bohater nazywany jest już wprost - statystą. Jego obecność nigdy nie była konieczna, żył jak odszedł - na marginesie ludzkiej pamięci. Oto cytat z tego wiersza:


Taki tam statysta
Z trzeciego gdzieś
Planu wydarzeń,
Czasem tło
Pokazów i gier,
Piąty halabardnik,
Zwykły cień /.../


Dialog ze światem polega na umiejętności komunikowania się. Na wspólnej wymianie emocji, nie mówiąc o uczuciach. Tylko tak powstają relacje i więzy. Tymczasem w wierszu „Brak zasięgu" odnajdujemy świat, gdzie „wszystkie łączą są zablokowane"'. Odpowiedzią na nasz komunikat, jest milczenie strony przeciwnej. Taka cisza, zdaniem poety, potrafi zbudzić demony, zapowiada nieuniknioną konfrontację ze światem. Na szczęście, jak dodaje autor, milczenie w związkach osobistych ma całkiem inny wymiar. W wierszu „Czytaj ciszę" prywatność potrafi nadać milczeniu posmak flirtu, w którym nie liczą się już słowa, ale gesty:


Kiedy nic już Wam
Nie powiem
Nic już nie napiszę
Nie bądź tak zraniona
Jak inni milczeniem
Przygotuj herbatą
Usiądźcie wygodnie
I – wiem że to potrafisz –
Zacznij czytać ciszą


Ten konflikt z rzeczywistością nie jest tylko wewnętrzny i pozorny. Wynika również z oczywistych zmian, które ta rzeczywistość zaakceptowała. Ze zgody na powierzchowny konsumpcjonizm, nowości w obrębie obyczajów i norm. W wierszu „Choćby kliknij" tradycyjny konsument staje się zwierzyną łowną dla nowoczesnych form sprzedaży. Molestowany przez agresywny rynek gubi się w gąszczu chłamu i tandety, jego możliwość wyboru jest iluzoryczna. W „Ślicznie, kurwa, ślicznie" mamy zderzenie romantycznych wartości z optyką świata żarłocznego, wypranego z idei wyższych, gardzącego wszystkim, co ociera się o tradycję lub subtelność. Tutaj nawet język ulega pauperyzacji. W wierszu „Nasze, co umarło? " poeta stawia tragiczną diagnozę. Kończy ją znakiem zapytania, chociaż wydaje się, że odpowiedniejszy byłby tutaj wykrzyknik:


/.../
Może tylko to
Co było kiedyś
Co umarło
Jest naprawdę nasze?
A jeśli
Jeśli tak –
Sosze są raje utracone?


W wierszu „Denat tańczy na mym stole", czytamy - „To, co najważniejsze, pozostaje zamknięte". W tej książce wiele jest takich zamkniętych wątków. Autor akcentuje ich obecność, ale nie pomaga rozszyfrować. Muszą być tak osobiste, że tylko o nich napomyka. Zmaga się z nimi. spiera, próbuje zaakceptować ich istotę. W utworze „Ucieczki przed sobą" daje wyraz tym prywatnym zapasom. To jeden z lepszych wierszy tego zbioru, rzeczowy, osobisty, szczery. Pisany na południu Hiszpanii, co dowodzi, że poeta był w kolejnej, dalekiej podróży', której rezultatem miało być jakieś rozstrzygnięcie. Czytamy tutaj:

/.../
Uciekać przed sobą
Wciąż na końce świata
- Nic z tego
Dopadniesz znów siebie
Gdzieś w modnym hotelu
O trzeciej nad ranem


Tomik „Bardzo mi przykro, proszę pani" zasługuje na uwagę. Choćby dlatego, że nie jest dopowiedziany. Jego autor, realny i rzeczywisty, bywa czasami postacią enigmatyczną. Taka dwuznaczność potęguje ciekawość, ale i niepokój.

Książkę polecam.


Krzysztof Zdunek, „Bardzo mi przykro, proszę pani", Wydawnictwo „BLACK UNICORN"
Jastrzębie Zdrój 2009, s.166


Komentowany wiersz: Oswojenie czasu 2021.06.22; 04:14:04
Autor wiersza: zygpru1948
Bohdan Wrocławski

Przysnąłem na brzegu Zalewu Wiślanego gdzieś w głębi nadbrzeżnych trzcin, śnił mi się wiersz, którego nie potrafię nigdy napisać i rzeczy, od których już odszedłem tak daleko, że powrócić nie potrafię.


Chłopak

Oczywiście
natychmiast odgadłem
w tym obrazie wszystkie szczegóły:
Chłopak jadący na rowerze bez trzymanki
jego ręce będące lotem jastrzębia
wniesione do góry pełne niespokojnego oglądania przestrzeni
która otwiera się i zamyka wraz z głębokością oddechu
Odgadłem i spotkałem na jednej z tych dróg nierównowagi
z wiedzą że nadal trwa literacka projekcja
obrazów
słów o mocno rozrzedzonej konsystencji
Krwi która przetacza się
wzdłuż tych samych żwirowych ścieżek lub polnych dróg
mojego dzieciństwa
Dalej wąski rów wypełniony wodą
ten sam chłopak jadący na oklep na koniu
z krótkim wędzidłem trzymanym w prawej dłoni
Świszcząco-chropawy oddech końskich chrap
głośny krzyk dziecka spinający konia do skoku przez rów
Nieśmiertelność tych obrazów
jest integralną częścią mojej pamięci
tak jak w bliskości oddechu są ciemne wnętrza bibliotek
z bezboleśnie otwartymi oknami za którymi
zakwitało jesienne milczenie i zaduma postrzępionych chmur
Ich lotność przemijanie oddzielanie krajobrazów
nadal istnieje przypisane do wiecznych niepokoi
W tej projekcji przypadkowa dziewczyna
z opadającymi mokrymi włosami w śmiechu zbiegała
na brzeg jeziora a potem suszyła je na słonecznym pokładzie łodzi
Ktoś to zapisał z benedyktyńską starannością
literka obok literki słowa zdumione swoją beztroską
w szeregu zdziwień i zazdrosnej wszechobecności
Tymczasem chłopak jadący na rowerze
opuścił gwałtownie dłonie
zaświergotały stada skrzypiec zajęczał saksofon
zamilkły ostatnie szepty na sali koncertowej
ćwierćnuty ósemki i szesnastki wymknęły się spod opuszków
twardych palców i przyklejone jednym pragnieniem
jednym westchnieniem
niespodziewanie przebiegły przestrzeń lat…
Milczę
wsłuchany w oddech istniejący na wiecznej pięciolinii
odgaduję jego gładką powierzchnię
ja chłopak z rozpędzonego roweru
ciągle jadący bez trzymanki


Komentowany wiersz: Oswojenie czasu 2021.06.22; 04:12:05
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - W stronę poezji wymiernej


ARKADIUSZ IREK jest autorem zbioru wierszy "Ku liczbom niewymiernym". Jak wynika z życiorysu jest to książka debiutancka. Poeta - jak sam pisze - jest psychoastrologiem, miłośnikiem rzeczy wzruszających. Uprawia działkę w systemie angielskim, czyli daje zielsku poszaleć. Czytelnik ma zatem przyjemność obcowania z umysłem otwartym, obdarzonym takimi przymiotami, jak wiedza i wrażliwość. Taki zestaw budzi nadzieje. Tymczasem omawiany zbiór rozpoczyna się tekstem "Przebudzenie", rzeczą patetyczną i ciężkostrawną.

Przytoczę fragment:

W gołych słowach
po rosie
jak było na początku
z kwitnącą głową
po zakazany owoc
na wyciągnięcie dłoni
znaczenia
na dotyk ust
tajemnice


Dla autora jest to zapewne wiersz prosty jak drut, będący czytelnym komunikatem. Podejrzewam, że tylko dla niego. Powiem otwarcie - wiem o czym w nim chodzi, ale czytelnik nie będzie wiedział. Nie będzie mu się chciało odczytywać aluzji, do czego ja jestem zmuszony. Rzecz w tym, że poeta dochodzi do sedna krętymi ścieżkami. To, co mógłby wyrazić wprost, ubiera w poetyckie fatałaszki. Te zaś już są porządnie znoszone, przez innych poetów, inne wiersze. Można i tak, tylko po co? Podobnie jest z "Klepsydrą" i kilkoma następnymi wierszami. Taki stan rzeczy nie wynika z braku talentu - co dalej udowodnię - ale z przeświadczenia, że tak powinien wyglądać poetycki pejzaż. Z autorskiej wizji na ten rodzaj sztuki. Wedle tej reguły wiersz winien być trochę hermetyczny, trochę tajemniczy i kulturowo poprawny. Powinien emanować skrótami sugerującymi elokwencję, żeby czytelnik otworzył gębę z wrażenia. Tymczasem szacunek u odbiorcy zdobywa się jego własnym językiem. Inaczej trafia się na mur i utrwala niesłuszną opinię, że poeci zadzierają nosa.

Piszę to wszystko na przekór sobie, gdyż cały zbiór uważam za udany. Żałuję zatem, że znalazły się w nim wiersze słabsze, jak choćby "Droga", których treść jest oczywista, a konkluzja to stereotyp. Arkadiusz Irek sprawdza się bowiem świetnie w tekstach na pozór infantylnych, które zgrabnie potrafią pogodzić wysokie tony z codziennością. Mam na myśli "Firankę" czy "Śrubokręt". Utwór "Spełnione marzenia" zaliczam do czołówki tego gatunku. Istotnym atrybutem poety jest ironia i dowcip. Artystom rzadko się zdarza, by raczyli zejść z piedestału. W tym miejscu polecam wiersz "Wenus", czy lekkie w swej wymowie "Zadanie domowe". Utwory te należy przeczytać w całości. Dlatego, dla ich dobra, nie zamieszczę fragmentów.

W każdym zbiorze wierszy można znaleźć rzeczy nietypowe. Coś, co odbiega od całokształtu, kłóci się z wypracowaną przez autora konwencją. Mówię w tym przypadku o zaskoczeniu pozytywnym, sporej dawce poezji, która dobrze rokuje. U Arkadiusza Irka takimi akcentami są wiersze "Jest nam" i "Gwiazdy". Jeśli wcześniej wspomniałem o talencie, to miałem w głowie właśnie powyższe teksty. Skrupulatne w swojej wymowie, oszczędne w poetyckim kroju. Piszący te słowa jest fanem roboty, małych, ale zdecydowanych kroków w stronę obranego celu.

Prawda
i nieprawda
szumiące w nas
wielkie BYĆ MOŻE
nie jest nam
ani lekko
ani ciężko
jest nam... nieprawdziwie?


W nocie biograficznej autor pisze o sobie, że jest umiarkowanym cyklistą. Być może oznacza to, że wsiada na rower, ale nie pedałuje. Lub też - zgaduję - po stu przejechanych metrach pada ze zmęczenia na kierownicę i zasypia. Taka wstrzemięźliwość w ocenie własnych możliwości zasługuje na uznanie. Pod warunkiem, że za skromnością stoi upór. Życzę autorowi takiego właśnie uporu w poetyckim wyścigu.

Książkę polecam.


Arkadiusz Irek, Ku liczbom niewymiernym, Instytut Wydawniczy "Świadectwo", Bydgoszcz 2008, ss. 74.


Komentowany wiersz: Naga piosenka w tobie 2021.06.21; 14:50:32
Autor wiersza: zygpru1948
Marzec


Śmieją się wszystkie rynny i wszystkie dachy kapią!
Chodniki błyszczą w słońcu i pod nogami chlapią...

Pod murem się przemyka kot brudny, bladolicy
I niknie w tchnącym pleśnią okienku od piwnicy.

Pogodni aresztanci rżną mokre polana piłą
I lecą mokre trociny, których przed chwilą nie było...

Wróble, wrzeszcząc ze szczęścia, jakby chodziło i o nie,
Szaleją w dzikim winie, przy jakimś kapiącym balkonie.

A w podwórzu bez chory, któremu już mało trzeba,
Marzy sennie, że zakwitł modrą otchłanią nieba.

/Beata Obertyńska/


Komentowany wiersz: Naga piosenka w tobie 2021.06.21; 04:21:04
Autor wiersza: zygpru1948
Zbieg okoliczności ?

Grzegorz Braun skazany na areszt, a „prawicowe” media boją ...
https://ewastankiewicz.wordpress.com › 2014/07/23 › g...

23 lip 2014 — O tym napisał w swojej książce
„Szedłem ze śmiercią pod rękę” Dominik Dimitrowicz z Ustki.


Marii Danuty Betto

Chodzę
Ze śmiercią pod rękę


Komentowany wiersz: Naga piosenka w tobie 2021.06.21; 04:04:01
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Zapis powrotów


Najnowszy zbór wierszy Marii Danuty Betto nosi tytuł „Rejon śpiących drzew”. Książka wydana jest schludnie, zawiera 46 tekstów. Jeśli w poprzednich zbiorach tłem dla wierszy była przyroda, to teraz ustąpiła ona miejsca pejzażom natury osobistej. Autorka prowadzona przez poezję w „odludne miejsca”, czasami „dotyka nieba” („Oczekiwanie”), jednak coraz częściej „znikomość świata rozpatruje”. Konfrontuje się z własną samotnością, nieuchronnym przemijaniem. W zakamarkach codzienności dostrzega symbole przeszłości. Tak jak w „Powrotach”, gdzie wracając w progi rodzinnego domu, znajduje wyłącznie porzucone bibeloty, pustą budę psa i zdziczałą czereśnię.

Ta osobista podróż ma jednak drugie dno – historyczne. Rodzinna tragedia przechodzi tutaj bowiem w wymiar ogólnoludzki, narodowy. Taki motyw odnajdujemy w „Karuzeli” i „Zapisie”. W tym ostatnim czytamy:

Palił się kościół
(...)

Gromadził się tłum
I patrzył
(...)

Pękł ołtarz na dwoje
Runęła ambona
(...)

Rząd świętych
W ogień wstępował

Aspekt przemijania odnajdujemy tutaj w wielu tekstach. Choćby w eklektycznej „Kolejności”. Czas jest motywem wiodącym w tej książce. I chociaż dojrzała autorka pisze w „Rzeczywistości III” – „uczę się życia”, to ma się wrażenie, że owa nauka skupia się już wyłącznie na sortowaniu porażek. Od złudzeń, które pierzchły, po gorzką konkluzję nad własną cielesnością. Są więc tutaj „pałace złudzeń”, są lustra, których się unika. Jest wreszcie lekceważąca nas nadzieja (”Czasami”). W mądrym wierszu „Relacja II”, to wszystko klarownie się łączy, podsumowuje, prostota narracji buduje dramatyzm. Wyjątkowym wierszem jest też „Teraz”. To szczególny zapis emocji, wyciszonych, dojrzałych. Przytoczę fragment:

Chodzę
Ze śmiercią pod rękę

Początkowo patrzyłyśmy
Na siebie bokiem

Nie maltretowałam jej
Strachem lub protestem

Nie pytałam
Jak będzie potem

Śmierć sama nie wie
Jest tylko
Od wypełniania zadań
(…)

Być może jest tak, że poezja ocala. A zaprzęgnięta do niej wyobraźnia dopełnia niedoskonałą rzeczywistość. Kiedy bowiem „wysycha rzeka wspomnień” (”Cień”), to właśnie wyobraźnia wespół z poezją, posiadają moc przywracania młodości, pamięci o ludziach onegdaj niezastąpionych. Taka perspektywa pokrzepia, stawia przed upiornym wizerunkiem śmierci nowe cele. To może być kolejny, udany wiersz, niezaplanowane uczucie, albo świadomość przynależenia do wielkiej, poetyckiej wspólnoty, której przewodzi Herbert i Sylwia Plath (”Obietnica”). W „Jasności” poetka jest przekorna, słyszy „szepty nieba”. Zapowiada bliskie rozstanie. Ale więcej w tym kokieterii, niż kapitulacji. Bo przecież w innym wierszu manifestuje własną odrębność – żywiołowo recenzuje współczesną poezję, zarzuca jej teatralność, promowanie wątpliwych zasad moralnych. Nie jest zatem tak, że świat jej zobojętniał, że ubiera się już tylko „w pióra modlitwy”. W „Odwrotności” czytamy:

W snach moich
Poeci

Przepowiadają
Kolor nadziei

Nową konstrukcję wiersza

Tańczą
Ich resztki sumienia

Za każdym razem
Krzyczy we mnie człowiek

Tomik „Rejon śpiących drzew”, utrzymany jest w tonacji żałobnej. Ale to wulkan energii i optymizmu. Poetka nas zwodzi, sprawdza. Zaprasza do konduktu, ale dodaje, że będzie on radosny. Widać to choćby w „Nadziei”, gdzie „ przez chmurę przebije się słońce i dzień”. Maria Danuta Betto jest wybitną afirmatorką życia, trzeźwo oceniającą rzeczywistość. Nawet swój własny udział w bolesnym przemijaniu. Ufa przeznaczeniu, nie tylko w wymiarze osobistym. Trzeba mieć nadzieję, że rezultatem tego przeznaczenia będzie niebawem jej kolejny zbiór wierszy.

Książkę polecam.


Maria Danuta Betto, Rejon śpiących drzew, Dobrzyńsko-Kujawskie Towarzystwo Kulturalne, Włocławek 2015, ss. 51.


Komentowany wiersz: Otwieranie miasta z rana 2021.06.20; 09:05:48
Autor wiersza: zygpru1948
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

ZANURZCIE MNIE W NIEGO


Zanurzcie mnie w Niego
jakby różę w dzbanek
po oczy
po czoło
po snop włosa jasnego —
niech mnie opłynie w koło
niech się przeze mnie toczy
jak woda całująca
Oceanu Wielkiego.
Niech zginie noc, poranek,
blask księżyca czy słońca,
lecz niech on we mnie wnika

jak skrzypcowa muzyka —
gdy mi do serca dotrze
będę tem co najsłodsze,
Nim. —







Zanurzcie mnie w niego


Zanurzcie mnie w niego
jakby różę w dzbanek
po oczy,
po czoło,
po snop włosa jasnego, -
niech mnie opłynie wkoło,
niech się przeze mnie toczy
jak woda całująca
Oceanu Wielkiego.
Niech zginie noc, poranek,
blask księżyca czy słońca,
lecz niech On we mnie wnika
jak skrzypcowa muzyka -
gdy do serca mi dotrze,
będę tym, co najsłodsze,
Nim.


Komentowany wiersz: Otwieranie miasta z rana 2021.06.20; 08:58:48
Autor wiersza: zygpru1948
Anna Świrszczyńska

Z twoimi rękami na szyi


Zajadam z zachwytem
swoją kromkę szczęścia.
Śpiąc nawet
trzymam ją mocno w ręku.

Moje sny są puszyste
jak słońce,
z którego ubito pianę.

Budzę się
z twoimi rękami na szyi.


Komentowany wiersz: Otwieranie miasta z rana 2021.06.20; 08:56:28
Autor wiersza: zygpru1948
Erotyk imażystowski

Anonim


Kocham moją panią dogłębnie i fioletowo.

Urzekła mnie jak mucha szamocąca się

W garnku z klejem. Oczy jej są szare

Jak bliźniacze popielniczki ledwie opróżnione

Wokół których jeszcze się unosi

Ulotna mgiełka. Ma usposobienie

Błyskotliwe jak nowa dziesięciogroszówka,

W pocałunkach przypomina gulasz.

Dogłębnie i fioletowo kocham moją panią.


Ameryka
Z angielskiego przełożył
Robert Stiller


Komentowany wiersz: Otwieranie miasta z rana 2021.06.20; 08:50:40
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Horyzont niebanalny


Jadwiga Stróżykiewicz jest autorką zbioru wierszy „ Wielbłąd przemieszcza horyzont". To jej siódma książka, wyjątkowo starannie wydana. „Pielgrzym życia" otwiera serię wierszy ciekawych, autentycznych w swej prywatności, ukazujących poetkę na tle skomplikowanej rzeczywistości. W powyższym utworze, podobnie jak w „Wyprawach", odnajdujemy filozoficzne motywy, które pchnęły artystkę w stronę słowa wiązanego. Pewnie nie jedyne, ale na tyle istotne, by wiersz stał się trwałym elementem jej codzienności. Poezja jest dla artystki synonimem wolności, ziemskie przyciąganie tym, czym klatka dla ptaka / „Pielgrzym życia"/. Żeby zatem wznieść się na wyżyny sztuki, musi pozbyć się ziemskiego bagażu. Zapomnieć o powszednim trudzie. Mieć odwagę wybrać się w takie rejony, gdzie „myśl dosięgnie obłoku". Wiersz „Wyprawy" kończy się następująco:


Tylko nieliczni odbywają wyprawy
W poszukiwaniu skarbów
Nigdy nie odnalezionych
Oni na chwilę odnajdują siebie


Takie odnajdywanie siebie bywa zazwyczaj niezgodą na rzeczywistość. Sprzeciwem wobec jej bylejakości. Brak empatii / „Raport"/, lub zwykłe chamstwo / Majówka"/ to wystarczające powody, żeby zechcieć wycofać się w świat prywatny. Odizolować od zbiorowego. Ale powody takiej decyzji bywają też mniej skomplikowane. Równie dobrym może być małomiasteczkowa nuda, świadomość, że mieszka się na ławce prowincjonalnej stacyjki, gdzie nie dochodzi nawet poczta /bez tytułu/. Wszystko to wystarcza, żeby któregoś dnia zechcieć opuścić ten „ przytułek przetrwania" /"Obraz cywilizacji"/. Ucieczką od wszechobecnej monotonni są również podróże. Obce krajobrazy, kalejdoskop egzotycznych kultur. Doświadczając tych wszystkich różności, poetka wraca wyraźnie odmieniona. Jej wiersze zaczynają zataczać szersze kręgi / „Alienacja"/. Ona sama nabiera dystansu do swojego powiatowego grajdołka. Pochyla się nad nim z życzliwą ironią, oswaja z jego ograniczeniami. W wierszu „Żywioł zielono-niebieski" czytamy:


W moim mieście
Błąka się ulicami nuda
Wnika w każdy zakątek

Wystawiona na przetarg zysków
Praca jest zwykle nie do przyjęcia
/…/

- wszędzie gościnna murawa
dla zwolenników sjesty.


Ten krajobraz na trwale wpisał się w życiorys poetki. Jego dopełnieniem jest rodzina. Ta zerkająca na współczesność oczami przodków, i ta dzisiejsza, dająca świadectwo własnej historii. „List do rodziców", „Miłośnik koni", to utwory z tego nurtu. „Senne przesłanie", jeden z lepszych wierszy tego zbioru, to wzruszająca wędrówka wgłąb ludzkiej pamięci. Ta, mając moc wskrzeszania zmarłych, przywraca poetce rodziców, Ich nieobecność wydaje się być nierealna i tymczasowa. Wiersz „Cień" jest dopełnieniem tej myśli. Tutaj zmarli podążają za nami, towarzyszą trudnym wyborom. Stąd już tylko krok do utworów „1listopada", czy „Zaduma". W pierwszym z nich czytamy:


Naraz głosów tyle
Jakby włączyły się fonie wielu odbiorników

Milczące skupienie
Gromadzi nasza nieobecność w pozostałe dni


Utwory zamieszczone w tym zbiorze nie powalają oryginalnością. Dobre sąsiadują ze słabymi, pozostałe mieszczą się w granicach stanów średnich. Ich pozaliterackie zalety to dawanie świadectwa, nietuzinkowe relacje artystki ze światem, czytelne emocje. Jadwiga Stróżykiewicz pisze – „weszłam w świat poezji, teraz wszystko mogę". Taki stan ducha pozwala nadać nowy sens życiu, marzeniom i ambicjom uwierzyć w potrzebę realizacji. Wszystko bowiem może się zdarzyć, nawet wyśnione dokonać, kiedy wyobraźnia spotyka się ze szczerą chęcią. Tutaj obie podążają wspólną drogą. Trzeba ufać, że rezultatem tego spotkania będzie w przyszłości nowy, jeszcze lepszy tomik. Czego autorce życzę.

Książkę polecam.


Jadwiga Stróżykiewicz
„Wielbłąd przemieszcza horyzont"
Urząd Miejski w Barcinie 2012
Str.76


Komentowany wiersz: Miasto do którego przyszłaś... 2021.06.19; 02:23:31
Autor wiersza: zygpru1948
Marianna Bocian


Miłość

nie jesteś mi dany do pocałunku
opasuję twoje życie wzrokiem
-- to czysta miłość
zrodzona z bólu olśnienia

jestem obok ciebie jak anioł
z odrzuconym ciałem kobiety

możesz obdarzyć mnie swoją męką
bo dojrzała miłość ma siłę
ten stan
przyjąć darem

jest spełniona
bez pustoszenia ciał pocałunkami

jest taka bezkresna miłość
która ciała wyklucza
nie rani
nie oślepia
jest jak jaskółka
która czas rozwesela


Komentowany wiersz: Miasto do którego przyszłaś... 2021.06.19; 02:20:04
Autor wiersza: zygpru1948
Marianna Bocian


* * *

W dżungli naszych ciał trwa pościg dwu bestii,
nagich, bezradnych wśród obiegów krwi.
Ucieczka w głąb ciała
to wejście bezlitosne na wrogie pozycje,
z których rozpacz wyprowadza nas czule wśród skowytu.

W dżungli naszych ciał trwa
pościg dwu bestii. Zmęczeni, ociekający potem mówimy
- kochany
- kochana.
Jest to jedyne przebaczenie morderczego pościgu i rozgrzeszenie uległości.
Zasypiamy. Ponad snem tylko dwie bestie dorastają do skoku

wśród śmiertelnej dżungli ciał.
Jest to bezprawie, na które godzi się bez nas
nasza krew, by trwać.
Nie my - bestie są nieśmiertelne!

[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270]

Wiersze na topie:
1. na znak (30)
2. jest dobrze (30)
3. w intencji manny (30)
4. po sąsiedzku (30)
5. ludzka utopia (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (446)
2. Jojka (319)
3. darek407 (277)
4. Gregorsko (154)
5. pit (65)
więcej...