Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
"Paryż"
- lucja.haluch
Z mitami
- AL46
"Autoportret w dzwonku rowerowym"
- joanna53
Śmieszny płacz
- joanna53
więcej...

Dziś napisano 0 komentarzy.

zygpru1948 - komentarze autora



Komentowany wiersz: Testament wiersza 2021.07.26; 04:48:46
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


GAUGUIN - ODSZCZEPIENIEC W PONT-AVEN

I mistrzowi nie jest łatwo
otoczenie malarzy zasadniczo
jest imiennie gorsze od pisarzy i poetów.

Czuje w sobie zmianę
psychika nie tłamsi jego ambicji
te pejzaże które wyrastają z pędzli
wierne są tam gdzie je maluje.

W naturze ma spokój wewnętrzny
po prostu tryska w nim eleganckość
jest jakby w syntezie układania barw
czuje się zupełnie innym człowiekiem.

Pozwala sobie na to że w ujściu Aven
kąpie się nago -
nie lubi słuchać o kobietach...

Do córki Aliny pisze:
"Znałem skrajną nędzę...
Człowiek przyzwyczaja się do nędzy
i przy silnej woli w końcu kpi sobie z niej."

Na ulicach Montmartre widuje się Gauguina
z Vincentem Van Goghem
ten ostatni choć nie sprzedaje obrazów
niczym napędzony szaleństwem
maluje płótna często i jakże mu żal mistrza.


Do Mette pisze:
"Chłód mrozi mnie fizycznie i psychicznie;
wszystko, staje się dla moich oczu brzydkie.
Czego chcę przede wszystkim,
to uciec z Paryża, który dla człowieka
ubogiego jest pustynią."


13.5.2018 - Ustka
Niedziela 14:10

Wiersz z książki „Życie z duchami”


Komentowany wiersz: Testament wiersza 2021.07.26; 04:43:47
Autor wiersza: zygpru1948
Piotr Müldner-Nieckowski

Piotr Wojciechowski: Chleb z deszczem


https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/07/Wojciechowski_Chleb_z_deszczem.jpg


Tom, jak na zbiór poezji współczesnej, dość opasły. Inny jednak stać się nie mógł, ponieważ Piotr Wojciechowski, powszechnie znany jako wybitny prozaik i dotychczas właściwie nieistniejący jako poeta, od początku swego twórczego istnienia poezje pisał. Odkładał je jednak na bok, na później. Jeśli publikował, to z rzadka w listach do przyjaciół, w drukach okazjonalnych (najczęściej okołoświątecznych), wyjątkowo w czasopismach kulturalnych. Przeważnie jednak wrzucał do szuflady. Przez dziesiątki lat zajmował się bowiem prozą artystyczną lub eseistyczną z tak dobrym skutkiem, że poezja do funkcji kreowania istnienia pisarskiego (przecież niezbędnego w tym zawodzie) nie była niezbędna.

Do czegoś innego jednak potrzebna była, skoro wciąż obok próz i dramatów powstawała. A może je poprzedzała? Wydaje się też, że niekiedy służyła jako ćwiczenie intelektualne i estetyczne, jako magazyn sensów, zbiór metafor, skrótów lub syntez myślowych, definicji, znaków emocji, które albo czekały na realizację prozatorską lub dramaturgiczną, albo po wykonaniu zadania doskonalącego myśl prozatorską, były skazywane na archiwum, przynajmniej do czasu podjęcia decyzji co do ich losu jako wierszy. Na szczęście – jak widać – doczekały się wyroku pozytywnego. Kiedy się ukazały w formie tomu, od razu spostrzegliśmy, że pełniły rolę ładunków oczekujących, takich które miały wybuchnąć niczym race wystrzelone w niebo.

Pewnego dnia Piotr Wojciechowski przejrzał bowiem na oczy. Zauważył, że istnieje jako poeta, że jest poetą, kto wie, czy nie ważniejszym niż prozaik. Najpierw trochę starych i nowych wierszy opublikował w mediach, a ponieważ to się doskonale sprawdziło, zdecydował się na tom. Ku naszemu szczęściu, bo jest to książka znakomita. Zawiera wiersze-komentarze, wiersze odkrywające prawdę, docierające do sedna rzeczy, zastanawiające się nad autorem i jego otoczeniem, ale i na drugim krańcu rozprawiające o Panu Bogu i związkach z Nim; wiersze rejestrujące chwile, zwycięstwa, porażki, oczekiwania, normalność i jej przeciwieństwa… Nie ma tu jednej dostrzegalnej, wspólnej dla wszystkich tekstów linii intelektualnej, takiej jaką się widuje u innych poetów, zwłaszcza u tych, którzy to sobie solidnie pielęgnują jako „wykładnię samego siebie”. Jest natomiast rejestracja kosmosu myśli, psychiki, obserwacji i zdumienia ubrana w szaty własnej, wcale nie prozatorskiej, ciekawej estetycznie poetyki.

Jakże często jest to po prostu zaduma – jak by powiedziała Anna Kamieńska – „nad dziwnością świata tego”.

Piotr Müldner-Nieckowski

_______________________

Piotr Wojciechowski, Chleb z deszczem. Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2018. Stron 236. ISBN 978-83-64708-59-6.


Komentowany wiersz: Kulikiem w ośnieżonym śnie 2021.07.25; 11:45:33
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


ROK 2012

To był dobry rok
szczęśliwy z obu stron -
poznawaliśmy się poprzez książki
które pisałem – listy – telefony.

Po pół roku namawiania
i ona zaczęła pisać – i to jak!

To nas zbliżyło w poetyckim związku -
umieliśmy łączyć życie i wiersze
jak w książce „Penelopa z Nowej Rudy”...

Ta książka nie jest skończona
planuję tam na miejscu dopisać -
pooglądać drzewa i krzewy
kamienie i drogi – zasiać słowami
Penelopy młodość kobiety.

A z wiatrem uniosę się by lepiej widzieć...


6.06.2018 – Ustka
Środa 14:54

Wiersz z książki „Liryka odchodzącego słońca”


Komentowany wiersz: Kulikiem w ośnieżonym śnie 2021.07.25; 11:27:19
Autor wiersza: zygpru1948
Czytelnik pisze: DARK VEGA 2018.06.15; 07:39:07

zmarnowałeś kupę czasu na pisanie
a ona bawiła się pierścionkiem miast
twoim pisiorkiem
miłego dnia poeto:)

____________________


To prawda Dark Vega, okoliczności były trudne, bo ona była wychowana przez matkę w sekcie świadków jehowy...


ROK 2013

Kontynuacja tej miłości była szczera
poznawaliśmy z nią szczegóły
namiętności – choćby z mej strony
kiedy kupiłem jej pierścionek zaręczynowy -
(sama go sobie wybrała w galerii we Wrocławiu).

Powiem tak – byłem szczęśliwy
jednak nie wiedząc o tym
że kończyła się ta przygoda
wedle ukrytych słów i melodii
(choć wierność moja była do końca
przez trzy lata pisząc książki)...

Zwiastowanie i upadek brzmiał
w treściach wierszy – nie przypuszczałem
że i ptaki nie będą tak blisko
zdawałem egzamin uczuć
w jedną stronę – kamienie milczały
i wierzby milczały.


10.5.2018 – Ustka
Niedziela 14:45

Wiersz z książki „Liryka odchodzącego słońca”


autor ZJP
https://m.salon24.pl/55e2def3cc6cac5e4df09eb473e87510,1200,900,0,0.jpg


Komentowany wiersz: Kulikiem w ośnieżonym śnie 2021.07.25; 04:16:06
Autor wiersza: zygpru1948
Z cyklu Ciało z pieśnią liści


Zygmunt Jan Prusiński


ROZKOŁYSANY W MIŁOŚCI

W lesie błyszczących szyszek
jest akustyka
i wiolonczeli granie

spróbuj wziąć do ręki smyczek
jest wyprostowany
posłuchaj jak drży o świtaniu

sama ułóż swe ciało
rozkwitaj - nad nami tylko
jodłowe wzdychanie

za kilka minut otrzymasz
dar dźwięku
przenoszenia z moich głębin.


4.1.2014 - Ustka
Sobota 6:52



Muza
http://photos.nasza-klasa.pl/18501901/611/main/7c65f310e8.jpeg



ROZLEWANIE HERBATY

Tymczasem
jest rozlewanie herbaty
siedzisz w cienkim szlafroku
wiem że jesteś naga
jak pacierz w polu...

Stół nas dzieli
przyglądasz się moim oczom
niebieskie zaloty więc niebiesko
możesz mnie odbierać -
proszę o delikatność.

Podniecona jak kobieta -
podniecony jak ja mężczyzna
pijemy herbatę
zagęszczamy krąg
by rozmawiać stopami pod stołem.

Liczysz minuty
bym wstał z krzesła i podszedł
na twoją stronę - rozwidniając
że też jestem nagi pod szlafrokiem -
rękę wsuwasz jakbyś chciała się ogrzać.

Zaczyna się spływ
odchylasz piersi - soczystość
jak słoneczne skały odbijają rozkosz -
odbierasz mnie sukcesywnie
rozchylając swój mały świat.


8.3.2014 - Ustka
Sobota 15:06


Komentowany wiersz: Kulikiem w ośnieżonym śnie 2021.07.25; 04:04:16
Autor wiersza: zygpru1948
Andrzej Gronczewski – Język giętki

13 lipca 2021



Choroby mowy są groźne, dotkliwe, jątrzące. Lustro mowy chorej obnaża wszelkie choroby, polityczne i gospodarcze. Uzdrowienie słowa wiąże się ściśle z wysiłkiem uzdrowicielskim, który objąć musi obszar całego życia.

Nie chodzi mi więc o pospolite błędy. O wstydliwe pryszcze i wrzody na ciele języka. O tuzinkowe rokosze przeciwko składni. O kalectwa doraźne i lokalne. Podziwiam zresztą ludzi, którzy od lat trudzą się ofiarnie w różnych pogotowiach ratunkowych mowy. Spieszą zatem z rychłą pomocą. Cierpliwie śledzą każdą skazę mowy. Tłumaczą i radzą. Prostują kapryśne, splątane ścieżki. Są Don Kichotami wielu korekt i rewizji. Ich szlachetna działalność każe mi jednak myśleć o pewnej scenie z Przygód człowieka myślącego. Dąbrowska opisała mianowicie mały pożar – we wnętrzu wielkiego pożaru. Gdy w Warszawie czasu wojny „paliło się” całe miasto ogniem podziemnym, utajonym, wezwano straż pożarną do jednego domu, by ugasiła pożar, wywołany przez skórkę od słoniny…

Bez wątpienia, jesteśmy otoczeni wielkim pożarem przemiany. Słowa całopalą się w nim, „nicestwieją”, jak ciała w liryce Leśmiana. Ich sensy tracą dawną prawomocność i energię. W świetle tego pożaru małe grzeszki językowe wydają się czymś płochym, nikłym. Trzeba teraz śledzić wielkie afery językowe. Tropić konszachty ze słowem – podejrzane, bolesne i kompromitujące. Trzeba widzieć utajone przestępstwa i jawne zbrodnie. Trzeba dostrzegać językowe uzurpacje, nadużycia, fałszerstwa. W sferze ducha są one długo bezkarne. Żaden trybunał nie występuje z aktem oskarżenia przeciwko mowie chorej. I jej nosicielom, dawnym i nowym.

Mało kto zna dzisiaj prawdziwą cenę słowa. W ustach polityków słowo degeneruje się, gubi swój ciężar. Rozpierzcha się wiedza o kosztownym walorze słowa. O równowadze między słowem i rzeczywistością. O tej elementarnej zgodzie, którą słowo – po Norwidowemu – winno stale budować i „ zaręczać”.

W przemówieniach, sporach, wywiadach nęka nas ciągle choroba mętniactwa, mglistości, braku precyzji. To jedynie nasza mowa – bronią się niektórzy – jest ułomna, chroma, ślepa i szorstka, za to nasze myśli są szczere, prawdziwe, źródlane, zdrowe, słuszne, mądre i szlachetne.

Ci ufni biedacy nie czytali nigdy rzeczników polskiej szkoły logicznej. Nie znają dzieł Twardowskiego lub Ajdukiewicza. Otóż, panowie, światło mowy czerpie energię ze światła myśli. Ciemność mowy gęstnieje zawsze w mrokach myślenia. Za kalekim zdaniem stoją myśli kalekie, poronne, zdefektowane, zatrute. Myśli – poczwary, groźne, brzydkie, jałowe, puste. Myśli chore…

Kto cierpi na chroniczną „niewydolność” języka, w istocie dotknięty jest kalectwem myśli. Jego wewnętrzne zdrowie musi być podejrzane i dwuznaczne. Jego słuszność szybko traci wymierne legitymacje.

W naszym banku słów rośnie dewaluacja. Szerzy się anarchia, nasila chaos. Trzeba wycofać zużyte monety językowe. Walucie mowy należy przywrócić stabilną wartość. Inaczej zagubimy się rychło wśród znaczeń płynnych. Wśród sensów plazmatycznych, pozbawionych konturu i definicji.

Może więc ustanowić trzeba nowe święto ? Dzień elementarnej definicji ? Może godzi się zacząć od słów podstawowych ? Może scalić trzeba słownik pojęć ostrych i czystych, nieodzownych do budowania domu ze słów – we własnym domu ?

Kto uchyla się przed odpowiedzialnością za kształt słowa, ucieka od jasnych decyzji. Słowo jest widomym świadectwem decyzji. Mówi o spotęgowaniu woli, odwadze wyobraźni. O miarach marzeń i dokonań. Jako autor Wojny bez końca [ 1992 ] i zawartego w tej książce eseju Wstęp do opisu choroby wiem dobrze, że nowe choroby są często odmianą chorób dawnych.

Odczuwam przeto lęk, gdy słyszę, jak nagminna – wśród polityków – staje się pokora wobec języków „wypożyczonych”. Wobec słów, wypromowanych przez mocodawcę i usłużnie powielanych przez jego naśladowców. To jest prastara choroba języka – maski, zasłony. Choroba tarczy, za którą barykadują się ludzie, pozbawieni językowej wolności i pełni. Ci, którzy wciąż potrzebują cesarskich szat języka, a zapomnieli o baśni Andersena.

Trzeba śledzić nie tylko kariery ludzi, lecz także kariery słów. Ich chronologie i kalendarze. Czy wiecie, jakie słowo – w ostatnich latach – zrobiło w Polsce zawrotną karierę ? Otóż słowo, które przez wieki całe wymawiane było z grymasem dufnej, szlacheckiej, pobłażliwej wzgardy. Dokonało się to w kraju, który nie wydał przecież myślicieli samoistnych – o szerokim, światowym zasięgu.

Duchy Norwida, Brzozowskiego, Irzykowskiego ! Duchy Witkacego, Chwistka, Gombrowicza – przybywajcie więc i słuchajcie. Radujcie się, wy, którzy tyle mówiliście o czynach nazbyt rychłych, a myślach zawsze spóźnionych. Wy, którzy tak uparcie nękaliście polską myśl zdziecinniałą, szablistą, siermiężną, kontuszową, lunatyczną. Wy, którzy batami ironii smagaliście formę poniżoną i myśl zdegradowaną. Oto czas waszego, gorzkiego tryumfu.

Włączam telewizor i ciągle słyszę słowo „filozofia”. Najpierw była „filozofia” rządu, potem „filozofia” ministrów i resortów. Potem była „filozofia” gospodarki, „filozofia” rolnictwa. A potem rozkwitła już „filozofia” wszystkich i wszystkiego, na każdym miejscu i o każdej dobie. „Filozofia” łopaty, sznurka, gwoździ, gazu i prądu. Zapłakałem rzewnie, gdy usłyszałem w końcu to wyznanie epokowe, dumne i nieuchronne: „taka jest filozofia mojego sklepu”.

Nie wolno dopuścić do tego, by tragedie mowy rozegrały się we wnętrzu, zbudowanym ze ścian farsy. Precz z taką „filozofią”! Bez kantów, panowie, którzy nader rzadko trzymacie w dłoniach tom Immanuela Kanta. Nazbyt długo żyliśmy w czasach językowego szamaństwa.

Musimy żądać, by język wasz był uchwytny i czysty. Wolny od grzechów nowego zniewolenia. By nie stawał się narzędziem pociesznego kuglarstwa. Zwięzła ekonomia mowy niech towarzyszy zdrowej ekonomii gospodarczej. Nie wolno wam chodzić na smyczy języka. Trzeba panować nad aktami mowy. Trzeba ratować zagrożone tworzywo. Bezcenne tworzywo – także w epoce wolnego rynku. Tworzywo słowa.


Andrzej Gronczewski

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2019/10/Andrzej-Gronczewski-Stawisko-696x521.jpg


Komentowany wiersz: Moje legendy na wietrze 2021.07.24; 09:36:23
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


ROK 2014

Kobietę nie poznasz w ciągu
jednego roku czy dwóch
słuchaj co mówi o tobie
w szuwarach albo o zmierzchu.

Staram sobie przypomnieć
twoje sukienki – nigdy
nie tańczyliśmy – czy nie wypadało
przytulić się w klasycznym tangu?

Gwiazdy poniekąd sprzyjały
jak wiatry drzewom nad Słupią
siedziałem na uboczu światła
które oświetlało twe odejście.


I to wyglądało na milczące pożegnanie.


11.6.2018 – Ustka
Poniedziałek 14:46

Wiersz z książki „Liryka odchodzącego słońca”




ROK 2015

Ostatni raz widzieliśmy się w Toruniu
(na jakieś zbzikowanej imprezie poezji).
Dobiliśmy targu milczeniem -
jak byśmy byli zupełnie obcymi
nawet nie było (dzień dobry).

Ponad dwadzieścia książek – dokładnie 28
tworzone emocjonalnie to ciche bajki
zatrute czasem – wyzbyty złudzeń
zamknąłem ostatni rozdział
w tytule „Zmierzch wyschniętej kości”...

Żeby być bardziej przystojniejszym
ubrałem się w metaforyczną ciszę
jaśniałem trupim jadem
pokonany naiwnym zwrotem.

W pobliżu ulicy Przymurze
ktoś pogwizdał Krawczyka przebój
„Wielka miłość” - chyba parsknąłem
śmiechem na tę ludzką zwyczajność
zjednoczonej farsy...


12.6.2018 – Ustka
Wtorek 15:00

Wiersz z książki „Liryka zachodzącego słońca”


Jolanta Bednarz
https://st.depositphotos.com/1653304/1408/i/950/depositphotos_14088493-stock-photo-woman-resting-under-a-birch.jpg


Komentowany wiersz: Moje legendy na wietrze 2021.07.24; 09:28:37
Autor wiersza: zygpru1948
Irena Kaczmarczyk – Liryczne przystanki Leszka Długosza

13 lipca 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/07/leszek_dlugosz-do-szkielka-cien-215x300.png


Kto nie zna tego krakowskiego poety, legendarnego pieśniarza i pianisty, który koncertuje przez ponad pół wieku na prestiżowych scenach, oczarowując nieustannie publiczność osobliwą barwą głosu i piękną interpretacją własnych tekstów?

Zbiór wierszy Leszka Długosza Do szkiełka z Muzeum Czartoryskich jest 23. tomem poezji wydanym przez Bibliotekę Kraków w serii „Poeci Krakowa”. Tym samym poeta znalazł się w plejadzie krakowskich współczesnych mistrzów słowa, uznanych i cenionych przez krytyków oraz miłośników dobrej poezji. Zaistnieć w tej ekskluzywnej serii, to powód do dumy , dla autora tomu jak najbardziej zasłużonej.
I oto przez kilka jesiennych wieczorów miałam przyjemność obcowania z tym pokaźnym, bo liczącym 167 stron tomem wierszy Leszka Długosza, do którego utwory wybrał autor z dziesięciu wydanych dotąd książek poetyckich. Zapewne znalazły się tam wiersze, które poeta najbardziej ceni, które w takim a nie innym porządku chciał zaprezentować czytelnikom, aby podzielić się swoim lirycznym sposobem odbierania świata, bezgranicznym zachwytem naturą i dostrzeżonymi drobiazgami. Przykładem może być tytułowe szkiełko, czyli szklaneczka z Muzeum Czartoryskich ocalona „z ognia, z potopów” „igraszka krucha, filozofka zręczna”[1], jak określa ją Leszek Długosz, czy kieliszek Racheli, z którego poeta pije wino na tarasie w Dolinie Ojcowskiej. Ileż przemyśleń podczas tej konsumpcji boskiego nektaru, rozmów „o drobiazgach i o tym co będzie”, odniesień do malarstwa wybitnych krakowskich artystów takich jak Weiss czy Pankiewicz i… „rozmijania się w rozmowie”, gdy myśl autora nagle odbiega w stronę „siwiejących mu skroni”[2]. Ot i cała paleta rozedrganej wrażliwości poety, który celebruje każdą chwilę, dostrzega w niej piękno, wyjątkowość, ale też kruchość i tymczasowość. W wierszu O poranku, u werandy… (rozmowa ze światem) Leszek Długosz powie w poincie:

[…]
– O mój piękny
Nie-do-mi-ło-wa-ny
U werandy świecie w czwartek rano
Na arendę ledwo dany…

Zachwycił mnie utwór Żałość wśród nasturcji po śmierci Wyspiańskiego, w którym kwiaty stały się zbiorowym podmiotem lirycznym:

Zasłyszane:
Pośród rabatek w Botanicznym
i po włościańskich opłotkach w Węgrzcach
Po płótnach muzealnych, witrażowych kwaterach, po kartonach
Żal serdeczny przeszedł
– Pomarł Wyspiański. Szkoda…

Kto by jak On
Tak jeszcze umiał na nas patrzeć
Tak widzieć naszą urodę?

Brał nas nawet na ściany do kościoła Franciszkanów
A to jest – jakby nas wetknąć do butonierki
W surducie Pana Boga?
Pomarł Wyspiański, świeć mu Panie…
My nasturcje wszelakiego stanu
Prosimy Cię
– Suplikujmy za nim


Komentowany wiersz: Moje legendy na wietrze 2021.07.24; 09:27:23
Autor wiersza: zygpru1948
Kto inny potrafiłby tak, jak Leszek Długosz „wetknąć nasturcję do butonierki w surducie Pana Boga”? Dla mnie ten wiersz jest wyjątkowym i oryginalnym pomnikiem poetyckim, jaki w hołdzie genialnemu twórcy polichromii kościoła Franciszkanów wystawił poeta z ulicy Brackiej.
Leszek Długosz w najnowszym tomie raz po raz zaskakuje pomysłami na wiersz. Inspiracją są na pozór niepozorne przedmioty, odwiedzane miejsca, domowe rośliny, słynne obrazy, postacie żywe i martwe. Mieszkający w samym sercu Krakowa poeta z sentymentem oprowadza nas po Starym Mieście: Rynek, Planty, Nowa Prowincja, kładka Bernatka, Kossakówka czy uliczki na Kazimierzu – to ulubione, liryczne przystanki Długosza. Doznaje tu wielokrotnie olśnień, kontempluje, wspomina i utrwala osobiste „rozmowy” w emocjonalnych strofach. W wyróżnionym przez autora wierszu Wiosna, duchy, Planty, który tworzy klamrę kompozycyjną tomu, Leszek Długosz spaceruje z duchami:

Coraz większa gromada duchów
Chodzi ze mną Plantami
Wieczorami
– Wywołują mnie przez okno
Przywołują szumem gałęzi
– Chodź z nami
Bo kto by jeszcze o nas tak pamiętał?
Ktoś tam wspomina, jeszcze po nas płacze?
– Z tobą inaczej
Łatwo się dajesz podprowadzać
Na powrót wkręcać
W dawne chwile i miejsca
Którędyśmy szli
Gdzieśmy byli…
– Ciebie nie nudzi ta piosenka: Pamiętasz?
– Z refrenem po horyzont tym upartym:
– Pamiętasz, a pamiętasz?
[…]
Słyszę te głosy, czuję objęcia
I wskroś bieżącej chwili – minione światy
I onegdajsze płyną wody
Byliśmy piękni, młodzi
– Byliśmy

Pośród duchów rozmawiających z poetą są zapewne artyści Piwnicy pod Baranami, z którymi piwniczny bard, jako członek legendarnego Kabaretu, współtworzył program i kreował jego niecodzienny klimat.
Piotrowi Skrzyneckiemu, twórcy i kierownikowi artystycznemu Piwnicy, dedykuje osobny utwór, rozpoczynający się od pięknej metafory:

Piotrze, jak suche liście akacji
Na Krakowskim Rynku
I nas
Któraś zmiecie godzina
I któż poświadczy, żeśmy tędy biegli?
[…]

Bogu dziękujmy i Wszystkim Jego Wysłannikom
Że tak i tyle do nas tu adresowano
Niech będą dzięki
Za zaistnienie ocalenie i urządzenie nam
Wszystkich pokoi tego świata
I tej jedynej w całym świecie Piwnicy
Gdzie nasza młodość, ta nasza młodość
Przetoczyła się, rozprysła i przeszumiała
Tak szumnie
[…]

W podzięce i na pochwałę
Dni i nocy
Niemożliwie pięknie, przyznaj, jak niemożliwie pięknie
Wtedy tam rozszastanych…

(Do Piotra Skrzyneckiego)

Autor tomu Do szkiełka z Muzeum Czartoryskich jest mistrzem w konstruowaniu nastroju za pomocą sugestywnych obrazów. Nie pozwala na obojętne przesuwanie wzroku po wersach. Długosza więc należy czytać z dużą uwagą, aby pośród lirycznych przystanków nie przeoczyć głębokich refleksji oraz przesłań, które ze sobą niesie jego twórczość. Nie da się poezji Długosza czytać pobieżnie i bez emocji. Poeta w każdym utworze ma coś, co przenosi czytelnika w świat nie tylko realny, lecz także duchowy. Osobisty, a przy tym uniwersalny. Potrafi nadać drobiazgom taką wyjątkowość, iż odbiorca staje się zaangażowany w akt zauroczenia. Warto więc podążyć z Leszkiem Długoszem poetyckim szlakiem i zachować w sobie kruche piękno upływających chwil. Jestem pewna, że lirycznych przystanków z tak wyjątkowym poetą, artystą nie da się nigdy zapomnieć. A w uszach nieustannie brzmieć będzie jego jesienna, urocza piosenka Dzień w kolorze śliwkowym, przy której zresztą pisałam te słowa.

L. Długosz, Do szkiełka z Muzeum Czartoryskich, Wydawnictwo Biblioteka Kraków, seria „Poeci Krakowa”, Kraków 2020.


Przypisy
L. Długosz, Do szkiełka w Muzeum Czartoryskich [w:] tegoż, Do szkiełka z Muzeum Czartoryskich, Wydawnictwo Biblioteka Kraków, Kraków 2020.
L. Długosz, Kieliszek Racheli [w:] tamże.


Z przedruku :„Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 95


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 15:31:33
Autor wiersza: zygpru1948
ROZMOWA TEŻ JEST POEZJĄ

Jolanta Maziarz:
- Martwy mnie gryzie.

Zygmunt Jan Prusiński:
- A mnie suchy okrada z tłuszczu!


6.3.2012


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 07:44:31
Autor wiersza: zygpru1948
Pierwszy raz trafił do mnie jeden ze słabszych wierszy Herberta


WIATR I RÓŻA...

W ogrodzie rosła róża.
Zakochał się w niej wiatr
Byli zupełnie różni
on - lekki
i jasny
ona -
nieruchoma
i ciężka,jak krew
Przyszedł człowiek
w drewnianych sabotach
i grubymi rękami zerwał różę
Wiatr skoczył za nim,
ale tamten zatrzasnął
przed nim drzwi
- Obym skamieniał
- zapłakał nieszczęśliwy
- Mogłem obejść cały świat
mogłem nie wracać
wiele lat,
ale wiedziałem
że ona zawsze czeka.

Wiatr
rozumiał
że aby naprawdę kochać
trzeba być wiernym.



/Zbigniew Herbert/


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 06:42:41
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


SPLECIONE MYŚLI WE MGLE...

Motto: "gwiezdne igraszki w niewinnym
łonie, moc dźwięków tajemnych w balladzie".
- Jolanta Wiesiołek Szóstak -


Pojmuję twój ślad pocałunku na drodze,
pojmuję twój pocałunek na liściu.

Zdmuchuję niewidzenia pod korą jodły,
zapach wchłaniam tu - przeszłaś tędy.

Jeśli dotykam Kolczasty Las samotny,
to gdzie ty jesteś - w którym wierszu?

Rosa zaspana buduje słoneczne iskierki,
poczynam stopy twe dotykać powoli...

Niech się kruszy dźwięk ballady -
morwy subtelne zasłaniają mój wiersz.

Chcę ci Jolanto stworzyć w tym miejscu
delikatny Erotyk - to będzie motyl.

Powiedz mi strumieniem źródeł -
kiedy mam całować twoje piersi!


5.1.2011 - Ustka
Środa 17:25

Wiersz z książki "W krainie cieni"


autor ZJP
http://photos.nasza-klasa.pl/54828617/59/other/std/d90e077c03.jpeg


Muza
http://www.ogloszenia-kobiet.pl/ww7/zdjl/7294.jpg


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 06:32:33
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


MORSKI ZAPACH W TOBIE DZIEWCZYNO

Katarzynie Lisek


Dostroję się do krajobrazu - dostroję,
akurat hiszpańska plaża radość ci niesie.

Byłem w dawnych latach na plaży w Tossa
i na plaży w Al Neral na Majorce.

Szukałem dziewczyny do tańca,
gdzie byłaś wówczas Katarzyno?

Śpiewałem i grałem ballady na gitarze
w Klubie u Szkota - gości cała sala.

Serdeczności w tobie jak w cieniu palma,
była ostoją kiedy słońce tam prażyło.

Rozkochałbym cię na piasku o zachodzie,
w różowym odblasku ciało twe różowe.

A ile serdeczności w pieszczotach -
drgałabyś muzyką a ja w tobie drgałbym...

Ech moja Hiszpanio! Pozdrów poetę. -
Przecież Federico Garcia Lorca - żyje!


3.12.2010 – Ustka
Piątek 22:12

Wiersz z książki "W krainie cieni"


autor ZJP
https://m.salon24.pl/dsc08897-jpg-f8f7e065e0247a5516a,1200,900,0,0.jpg


Muza
http://www.ogloszenia-kobiet.pl/ww7/zdjl/7828.jpg


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 06:21:01
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


UCIEKASZ OD HAŁASU

Joannie Maziarz


Odpoczywasz, odpoczywasz na torach.
Pociągi dawno nie wracają,
zardzewiałe marzenia - jednak kobiecość
składasz mi w ofierze.

Przylegam do twej piersi,
czasem schodzę poniżej, walczę
jak sokół na wietrze.
Przylegam do twego uda,
jest mi cieplej, podnoszę ręce
a ty je chwytasz i kładziesz na łono.

Joanno! Razem zasypiamy,
i czekamy na powracające pociągi.


4.11.2010 - Ustka
Czwartek 9:35

Wiersz z książki "W krainie cieni"


autor ZJP
https://m.salon24.pl/dsc01356-jpg-e91df5a11780e9050b6,1200,900,0,0.jpg


Muza
http://www.ogloszenia-kobiet.pl/ww7/zdjl/8432.jpg


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 06:19:08
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


W OBRĘBIE TEGO CZASU OD NASZEGO...

Joannie Maziarz


Kołysanka z moich słów
przy tobie staję się mężczyzną,

potrafisz wiele
twoje kamienie nie milczą.

Warto z inteligentną kobietą rozmawiać
o metafizyce - jesteś we mnie

naga czy ubrana -
oswobodzona bez chodnikowej filozofii.

Joanno, poruszam cię wierszem
czujesz moje drżenie?

Jestem bez pamięci
odbiorcą twego piękna.

Biorę tylko to co mi się należy
ze świata kobiety -

poszanuj ten podarunek
z ręki nieba.

Zostań wilgotna...
jak jabłko w sadzie.


12.11.2010 - Ustka
Piątek 9:26

Wiersz z książki "W krainie cieni"


autor ZJP
https://m.salon24.pl/de361f38302e757e43d7a3263a4ab51b,1200,900,0,0.jpg


Muza
http://www.ogloszenia-kobiet.pl/ww7/zdjl/7242.jpg


Komentowany wiersz: Te młyny ruiny ciszy 2021.07.23; 05:36:13
Autor wiersza: zygpru1948
Krystyna Cel – Pamięć i czas

29 czerwca 2021

https://pisarze.pl/wp-content/uploads/2021/06/mierzeja-i-inne-wiersze-183x300.jpg



Zbiorek poetycki Wojciecha Kajtocha zatytułowany Mierzeja i inne wiersze kieruje uwagę czytelnika na takie kategorie, jak pamięć i czas. Już otwierający ten tomik wiersz Żyd (wcześniej zamieszczony w internecie) mówi, jak silne mogą być zakorzenione, może w zbiorowej pamięci pewne stereotypy, uprzedzenia i jak nawet po wielu latach mogą się odezwać. Oto pierwsza strofa tego wiersza:

Moja Frau urządziła imieniny
I goście siedli rzędem,
I pełno było na stole.
Pan Hupke nas zaszczycił wraz z piękną swą małżonką.
Zaszczycił, bo nie wiedział.
Nie wiedział, kim ja jestem.

W strofie drugiej podmiot liryczny zaleca więc milczenie („To najważniejsze, by milczeć / Milczenie wszak jest złotem”.) jako antidotum na mogące wyniknąć „towarzyskie nieporozumienie”. I choć wiersz nosi tytuł Żyd, to w dzisiejszym świecie, pełnym nienawiści, moglibyśmy podłożyć pod to słowo wiele innych. Refleksja byłaby w gruncie rzeczy ta sama, bo dotyczyłaby niemożności wyjścia ponad te właśnie uprzedzenia przeradzające się często w nienawiść.

Zwraca też uwagę wiersz Odwiedziny miłości (1939), już o nieco innej wymowie. Ma swoją fabułę, powiedziałabym tu wojenną fabułę, na co wskazują: zamieszczona data – rok 1939 (jakże dla nas Polaków pamiętny), a także obszerna dedykacja: Pamięci mojej cioci, która pozostała z rodzicami, choć narzeczony przedarł się po nią przez front.
Upersonifikowana miłość „przyjechała na motorze”, w „poczerniałym mundurze”, „opatrzona nie w róże, lecz w zapach trotylu”. Adresatka tej wojennej miłości nie sprostała wyzwaniu – nie pojechała (już po klęsce wrześniowej) z chłopakiem-żołnierzem do Francji. Nie wiedziała jeszcze, że wielka miłość może przyjść tylko raz.

W utworze Wróżki to właśnie czas (o którym wspomniałam na początku) sprawdza nasze reakcje, które wraz z jego upływem podlegają już innej ocenie. Podobnie i w wierszu Z Miłosza? zawierającym odpowiedź na pytanie, czym są dla podmiotu lirycznego Planty. Zapewne chodzi tu o krakowskie Planty widziane z perspektywy niemal całego życia, od czasów dzieciństwa poprzez młodość, gdy „wina wodospady / Płynęły alejkami kołysząc moją głowę / I kobiet słodkie głosy” aż po pełną milczenia i ciszy „czarną jesień”.

Wątek przemijania czasu, tak boleśnie upływającego podejmuje poeta w wierszu W szpitalu rozpoczynającym się od słów: „Siedzi na łóżku osiemdziesięciopięcioletni Marianek… ”. To właśnie jego objął już „lepkim skrzydłem ciemny Anioł Alzheimera”. Stąd właśnie i zdrobniałe imię bohatera tego utworu sugerujące zdziecinnienie wywołane chorobą. Ale gdy poczuje się lepiej wspomina młodość, pobyt w wojsku i mówi, że „nic go w życiu nie ominęło”. Zapewne myśli o tym, co było dobre jak i złe, i przetrwało w pamięci. Dobrze, że na progu życia, w młodości, nie możemy wiedzieć „gdzie ten pociąg teraz zmierza” mówiąc słowami autora z wiersza pod takim właśnie tytułem. Możemy więc cieszyć się życiem na przekór temu, jaki przyniesie nam finał.

Zamyka ten niewielki zbiorek ciekawy wiersz Mierzeja (naśladownictwo), składający się z trzech części: Powitanie, Las, Karczma na końcu świata. Treść wiersza wyprowadzona została tu niejako z motta, zaczerpniętego z książki Krzysztofa Szczepanika Mierzeja i Zalew Wiślany. Na owej Mierzei w odległych czasach średniowiecza rycerze zakonni zostawiali, porzucając w lesie, osoby obłąkane. Bohaterka tego utworu to właśnie jedna z nich – jej oddaje poeta głos. Wiersz ma swoją dramaturgię, co podkreśla mroczny, złowieszczy, trupi las oraz nastrój przypominający romantyczną balladę, która też nawiązywała niekiedy do odległych czasów średniowiecza.

Zbiorek Wojciecha Kajtocha dopełnia grafika Piotra Prażucha w czarno-szarej tonacji, przydając waloru tej atmosferze zadumy i refleksji.


Wojciech Kajtoch, Mierzeja i inne wiersze, Wydawnictwo Aureus, Kraków 2020, s. 32


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.22; 10:33:26
Autor wiersza: zygpru1948
14 lutego 2012 o 15:56 • Ustka •


Zazdroszczę nazwiska !


dr Kamil Wódka - psycholog...

- Jakie ma śliczne nazwisko! Nie, chyba ja sobie zamienię., nie będę podpisywał Wniosków do Kurnika Sejmowego jako Zygmunt Jan Prusiński, tylko jako Zygmunt Jan Wódka!


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.22; 09:10:42
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński

TEN PIĘKNY ŚPIEW DROZDA Z UST TUSKA



"Referat Donalda Tuska":

"Pamiętajcie „podsumował premier” - władza jest zbyt poważną sprawą, żeby się nią poważnie zajmować. Tym bardziej że nawet nic nie robiąc, mamy pełne ręce roboty. I na Boga, jak już musicie coś robić, przynajmniej nie dajcie się złapać! Myślicie pewnie - kontynuował premier - że jak już doszliśmy do władzy, to powinniśmy ją sprawować. Durnota i naiwność.

Kiedy próbuje się coś robić, to dopiero są kłopoty. Nasi poprzednicy zrobili tę głupotę i przegrali z kretesem. Weźcie przykład z minister Ewy. Fantastycznie się stara nic nie robić, a i tak jest wściekle atakowana. A gdyby zaczęła coś robić, to dopiero byłby Armagedon. Albo minister Jacek. Nic nie robi i proszę, dostaje nagrody i zbiera honory. Albo minister Aleksander. Ledwie zaczął coś robić w sprawie tych głupich stoczni, i już napytał sobie biedy. Teraz się uspokoił i jest dobrze. Podobnie ministrowie Radek, Bogdan, Cezary czy Waldemar. Ja sam bardzo się staram, bo przecież nikt nie będzie pamiętał, jak sprawowałem urząd, ale zapamiętają, że dobrze grałem w piłkę, ładnie jeździłem na nartach, biegałem dla figury czy chodziłem z wnukiem na spacery.

Nie dajcie się podpuścić, że minister powinien się czymś konkretnym zajmować. To pułapka, bo dopiero wtedy będzie można nas rozliczać.
Dlaczego niemowlaki są niewinne? Bo nic nie robią".


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.22; 09:07:27
Autor wiersza: zygpru1948
@Zygmunt Jan Prusiński

Czytelniczka Krystyna Stefańska pisze:


Kiedy Jesteś... Cieszę się! Kiedy Cię nie ma, płakać mi się chce. Pytasz? ,,Kim jestem dla Ciebie''? To proste... Jesteś kimś bliskim, światełkiem w mym skromnym sercu, Słoneczkiem? Szczęścia które tak pięknie świeci w Twoich wierszach na niebie! Jesteś osobą, której nie zapomnę nigdy! Ja to wiem i czuję...

...Przytulam...Myślami


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.22; 07:38:02
Autor wiersza: zygpru1948
Karol Zieliński



KRYTYK I POETA


Zygmunta Jana Prusińskiego traktuję jako wzorcowego człowieka końca XX wieku, (który jest utalentowany talentami renesansowymi, pragnie, nie tylko dla siebie bo jest altruistą) kocha, pisze, odczuwa, szaleje, miota się i... od frustracji, może przyjść do szybkiej fiksacji (psychologia - która czeka każdą jednostkę, która znajdzie się w sytuacji bez wyjścia). A taka sytuacja bez wyjścia rysuje się przed większością z nas. Przed tymi, którzy albo źle się ustawią w wyścigu szczurów albo zostaną pogryzieni, albo odpadną.


Kraków. 03.08.2011


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.22; 07:32:53
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


SZUDROCZYĆ

Motto: "Smutne kobiety z doliny
puszczają człowieczą krew swą,
spokojną z kwiatu ściętego,
a z bioder młodych – bolesną".
- Federico García Lorca -


Pozwalam na te akcenty niedojrzałe
jestem uczniem dobrego diabła
to mój kumpel do towarzystwa
słyszę go jak wraca stargany
ludzką głupotą
brudne sagany czekają
może któraś za miłość to zrobi
może ugotuje ogórkową
lubię wszystkie zupy
czy taka przyjdzie z doliny
niosąca w swych rękach nadzieje nocy
czekam całe życie na bóstwo
nagiej w łóżku
która powie że też czekała na mnie
aż się zestarzała jak i ja się zestarzałem
to okrutne a przecież
kilkakrotnie mijaliśmy się w sklepie
z alkoholami
niebrzydka kobieta i z twarzy ujmująca
zaciskaliśmy puste ręce
i wracaliśmy do siebie pijąc gorzałę
a na zakończenie dnia
nuciliśmy “That’s What Friends are For”….


27.03.2020 – Ustka
Piątek 17:25

Wiersz z książki „Szudroczyć"


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.22; 07:24:36
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


POŚLIZGNIĘCIE

"Czosnek ze srebra w agonii,
ubywający księżyc,
układa czupryny żółte
na wierzchołkach żółtych wieżyc".
- Federico García Lorca -


Bywam czasem onieśmielony
nie ujarzmiam nadto jestem skromny
trzeba mi tylko pozwolić to zrobić
kochać okazując dobroć na strony.

Odbędę z tobą dzisiaj zbliżenie
nie na opak a obok wierzb
uściślę porządek podstawowy
by wryły się nasze ciała potulne.

Wiedz że latami na to czekałem
czyniłem żebractwo w obrazach
pieczołowicie przeglądałem
galerie zdjęć by zapomnieć –

zapomnieć o bólu męskim
to jak skała przebita piorunem…

Z wieżyc widzę żółty odblask.


31.03.2020 – Ustka
Wtorek 10:05

Wiersz z książki „Szudroczyć"


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.21; 23:14:39
Autor wiersza: zygpru1948
Kończę 62 książkę, a tu proszę jacy są pracowici pisarze:

Dean Koontz - 108 książek

Stephen King - 146 książek


Komentowany wiersz: Podróże 2021.07.21; 22:19:44
Autor wiersza: zygpru1948
Sens życia i świata w poezji Johna Keatsa


"O, for a draught of vintage! that hath been

Cool'd a long age in the deep-delved earth,

Tasting of Flora and the country green,

Dance, and Provençal song, and sunburnt mirth!

O for a beaker full of the warm South,

Full of the true, the blushful Hippocrene,

With beaded bubbles winking at the brim,

And purple-stained mouth;

That I might drink, and leave the world unseen,

And with thee fade away into the forest dim".


-- John Keats, "Ode to a Nightingale" ("Oda do Słowika")


Kolejne to już nasze spotkanie ze słowikiem w poezji romantycznej. Inaczej jednak, niż filozoficzny i oderwany Shelley, Keats przedstawia kwestię w sposób niezmiernie osobisty. Owóż bowiem ów dziwny-poeta, niedoceniony za życia geniusz o warsztacie iście nad-doskonałym, najbieglejszy stylista spośród wszystkich poetów romantycznych Anglii, od 1818 roku zmagał się z gruźlicą. Jako kształcony lekarz miał świadomość, że zmagania te szybko przegra. Dlatego też w wielu jego wierszach dominuje nastrój nostalgiczny i refleksyjny, smutek, zaduma, próba zrozumienia, a przynajmniej oddania, przemijania i śmierci, a także: tęsknota za czymś więcej, za innym światem, wolnym od niedoskonałości naszego świata.

W zacytowanej tutaj strofie "Ody do słowika" daje ona o sobie znać ze szczególną siłą. "Ach, gdybym-ż mógł napić się z kielicha słońca południa i niezauważony opuścić ten świat, pogrążyć się w zielony las wraz z tobą!" Pieśń słowika roznieca w sercu podmiotu lirycznego tajemnicze ni to pragnienie, ni to wręcz wspomnienie czegoś więcej, jakiejś tajemniczej pełni, którą pomyśleć można tylko w najjaśniejszej z myśli (słońce, archetypiczny symbol intelektu), ale która również owej myśli się wymyka (las, archetypiczny symbol nieświadomości). Fakt ten jest tym bardziej znaczący, że Keats przez większą część życia był ateistą. Pokazuje to dobitnie moc tego doświadczenia, które znalazło swój piękny wyraz w tym wyjątkowym wierszu.

Wielu krytyków antyromantycznych, w tym przede wszystkim niesławny "humanista" amerykański, Irving Babbitt, atakowało romantyków za ten, jak to określali i określają, "eskapizm", to "uciekanie w fantazję". Według nich, podobne doświadczenia mają naturę psychotyczną i świadczą o niedojrzałości, o niemożności pogodzenia się z "etycznymi" (to znów wyrażenie Babbitta) wymaganiami prawdziwego życia. A jednak -- stanowiły one część duchowego dorobku ludzkości od czasów starożytnych. Grały ogromną rolę w religiach misteryjnych antycznej Grecji i Rzymu. To one właśnie dawały, jak pisze Plutarch, wtajemniczonym tę ogromną siłę, która pozwalała im iść przez życie bez śladu niepokoju, w pełnym zaufaniu, że praca, którą mają do wykonania w wielkiej całości Kosmosu nie zostanie zmarnowana. Przeszły one później także do pierwszych gmin chrześcijańskich, w których wielu wiernych (jak wskazują na to liczne badania, na przykład Andrew Welburna) rekrutowało się właśnie spośród wyznawców kultów misteryjnych.

Potem, mniej-więcej od średniowiecza, no ale przede wszystkim od renesansu, tego typu doświadczenia i wytwarzany przez nie nastrój istotnie uległ ogromnej marginalizacji. Wyostrzona świadomość człowieka chrześcijańskiego, czujnego wobec wpływów diabła i niebezpieczeństwa herezji, nieprzychylnie patrzyła na podobnie niekonkretne, "dziwne", "pogańskie" wybryki myślowe. Nie można zaprzeczyć, że zwrot ten, zwrot od nieświadomości ku świadomości i od kontemplacji ku działaniu, przyniósł światu ogromne korzyści w postaci całej nowoczesnej cywilizacji naukowo-technicznej i jej wielkich dokonań. Najprawdopodobniej bez podobnie radykalnej zmiany, nigdy by się nie udało tego osiągnąć. Tym niemniej, nie da się również ukryć, że przy okazji coś utracono. Kryzys nowożytnego, a zwłaszcza współczesnego ducha, powszechne poczucie wyobcowania ze świata, różne "egzystencjalizmy" powracające okresowo w kulturze -- to wszystko również owoce "zwrotu racjonalistycznego" w cywilizacji europejskiej.

Jak zwykle zatem, powstaje problem: jak wrócić do tego, co było wcześniej, nie tracąc przy tym osiągnięć tego, co nastąpiło później? Niektórzy twierdzą, że to obecnie najważniejsze zadanie ludzkości. Romantyzm zaś, stanowił pierwszy krok na drodze do jego spełnienia. Będąc na antypodach "pogańskiego" irracjonalizmu, kultów natury i szału dionizjów, postawił to ważne i epokowe pytanie: jak znaleźć miejsce na duchowość, misteria i Wielki Sens istnienia człowieka, przekraczający cały kosmos, w cywilizacji świadomości i krytycznej analizy? W tym właśnie, leży kolejna nieśmiertelna wartość tej niezwykłej epoki i ruchu myślowego, który ją zrodził. I w tym także leży nieśmiertelna wartość poezji Johna Keatsa.

Jak zwykle, pozostaje zadać sobie na koniec pytanie: czy gdyby podjąć ów projekt romantyczny w czasach współczesnych, to nasze wspólne życie wyglądało by lepiej -- czy gorzej? Na to jednak każdy musi odpowiedzieć sobie we własnym zakresie. Na chwilę obecną -- zawsze można poczytać sobie wiersze.

Maciej Sobiech


Komentowany wiersz: Godzina 15:01 2021.07.14; 06:47:34
Autor wiersza: zygpru1948
Moje malarstwo - Impresje... Zygmunt Jan Prusiński


1.

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.6435-9/212911009_196078725795252_7413495607096275748_n.jpg?_nc_cat=105&ccb=1-3&_nc_sid=730e14&_nc_ohc=wcpoIIQi28wAX9IwrSt&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=c010afd658b753ce01a6cf1a81d83298&oe=60F37847


2.

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.6435-9/215567570_196085782461213_4748763255363092737_n.jpg?_nc_cat=101&ccb=1-3&_nc_sid=730e14&_nc_ohc=R6SykkmUTcEAX8C6DZ3&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=a43432e1bf8577b4c3828e22f3189b64&oe=60F27359


Komentowany wiersz: Godzina 15:01 2021.07.14; 06:28:26
Autor wiersza: zygpru1948
Wincenty Różański


***

Edycie Stein

Jakim to nożem wbijasz się
siostro w księżyca sierść
o wstęgo niedziel szczęko na oku
w oświęcimskich kazamatach
ofiara spełniona
Ty nam siły przydaj i rozmachu
na ostatek wieku,
bo nie ma siły rozmawiać już o celach ostatnich
dopóki krew mam w żyłach i krzepnie na mrozie
całopalnej godziny
stygmacie siostro miłosierna
jako nie potępiam
w krzyżowej wędrówce
do celu anielskiej godziny
topazie jaśniejący
Ty rozumiesz ich język
on Cię usprawiedliwia na wieki

***

kruchy most
ludzki cios
próżny trud
gwiżdże kos

tak można pisać bez końca
a na wysokościach Apollo i Atena
na rydwanie Heliosa
pędzi w śnie
w senne niebiosa

bóle ranią
krew nie krzepnie
dziecko martwe
nawet westchnie

i tak można bez końca
a nieskończony Bóg
rozpatruje na nieskończonych zebraniach
nasze losy nasze zbawienie

a Jesieninowie w noc martwą
wołają nadaremno Pomóż mamo

***

idę po żużlu w dniu gasnącym
czy powitasz mnie hojnie
moja wybranko
już rybitwy świecą blaskiem
by mnie oślepić i zabrać mi wszystko
ja Ci wybaczam maszynerio ciemna
ja Twoje dzieci usynowię w cieniu,
zamiast na świecie, żyję w marzeniu

***

de facto

zabiegany zmęczony po zabiegach miłosnych
siedzę nad kawą w restauracji
i myślę czy warto tracić zdrowie dla jakiejś panienki
mężatki - rozwódki
warto trochę złamać spodnie
brzuch wygładzi się ładnie

w dniu święta Faustyny Kowalskiej
modlę się bym nie upadł za nisko
tracąc swoje imię nazwisko i przezwisko

***

ktoś powtórzył te same inicjały smutku
potem się dźwignął
jak wieczór
zapada się w słońce alkohol
z południa z terenowych świateł
jak sklep przyrody,
piszę w skrzydłach dni
zimnych od noży świateł
ścieżka do pszenicy
ścieżka do żyta
wczoraj byłaś panna
dzisiaj kobieta
ciało falujące falą, tak
drzesz mi skórę jak potomek
zza rogatek terezjaszowy

z tomu: Ręce Marii Magdaleny (2000)

***

na ławce w parku siedzi chłopiec z dziewczyną
marku hłasko ona nie puszcza się z każdym
może za nieba lub wiatru przyczyną
jej włosy śpiewają odę do boga
życzę jej świetlistej dali i kącika w domu
by w niebieskiej halce spała jak odaliska
teraz lato przyjdzie jej zbierać zboże
i nie daj boże by krew jej zrosiła ściernisko
a gdy miesięczna krew zasklepi jaskry
spojrzyj na nas muzo wszelkiego porządku
w naszym powiecie odmieniają się fakty
ale czerwień i pot to święto obrządku
a błękit to dobre dla poetów
niestety

z tomu: Bądź pozdrowiona chwilo... (1989)


Komentowany wiersz: Godzina 15:01 2021.07.14; 06:26:20
Autor wiersza: zygpru1948
SERGIUSZ STERNA-WACHOWIAK


Jeden z najwybitniejszych współczesnych poetów polskich, jedno z najmniej oswojonych zjawisk literackich, jedna z najbardziej przejmujących wędrówek człowieka w poszukiwaniu sensu, prawdy, dobra, piękna, Boga i siebie samego. Wincenty Różański uprawia życiopisanie całkiem inne, niż prozaicy, ale przecież i poeci życia, Marek Hłasko i Jan Himilsbach, inne niż mniej od tamtych ryzykanccy, nie tak naiwni smakosze autentyku, Marek Nowakowski, Janusz Głowacki czy Edward Redliński, chociaż i Witkowa - Witkiem nazywają Różańskiego przyjaciele i czytelnicy książek Edwarda Stachury, zwłaszcza poematu Po ogrodzie niech hula szarańcza oraz powieści Cała jaskrawość - liryczna opowieść o życiu i przeznaczeniu człowieka naznaczona jest autentyzmem, barwami codzienności, konkretem. Ten poeta, umiejący po mistrzowsku sięgać z samego dna egzystencji po najwyższą czułość - wywodzi mądrość z doświadczenia, nie z wiedzy, jego pozornie naiwny świat poetycki jest domowy i zarazem kosmogoniczny, pełen magicznej rytmiki, ludowego nadrealizmu, wyrafinowanego humoru; jest plebejsko zadzierzysty i zarazem przejmująco samotny, pustelniczy.

Różański jest poetą prowincji jak Mickiewicz i Miłosz, domowym filozofem jak Stachura i ksiądz Józef Tischner, jest przerażony istnieniem i uduchowiony pokorną nadzieją jak Ryszard Krynicki, autor Niepodległych nicości, i Leszek Aleksander Moczulski, autor słów do Nieszporów ludźmierskich i kilku tylko, za to świetnych tomów poetyckich, poczynając od Nawracania stracha na wróble. Pokoleniowo i sytuacyjnie należy Różański do outsiderów, których historia poezji współczesnej lokuje jakoś pomiędzy pokoleniem '60 a pokoleniem '68, czyli między Orientacją Poetycką "Hybrydy" a Nowa Falą, tam gdzie Barbara Sadowska, Krystyna Miłobędzka, Bogusława Latawiec, Marianna Bocian, Rafał Wojaczek, Bohdan Zadura, Bogusław Kierc czy Kazimierz Nowosielski, ale przypominać trzeba, że Witek debiutował nie - jak piszą w encyklopediach - tomem Dziecko idące jak włócznia śpiewało (1970), lecz osobliwymi Wierszami o nauce nawigacji między kamieniami (1968), co czyni zeń outsidera raczej pokolenia '68 niżeli pokolenia '60. Poezja Różańskiego łączy przy tym mądrość egzystencjalnego doświadczenia z cudownością fantazji, snu, gry znaczeń językowych, charakteryzuje się dwugłosowością słowa i podwójnością obrazu, napięciem między możliwym a nieprawdopodobnym, jak też przenikaniem się kultury ludowo-magicznej z kulturą artystyczno-symboliczną, a intelektu z marzeniami. Jest poezją mozaiki, jukstapozycji, czyli także jednoczesności różnorodności, ruchu i wymiany elementów, dialogu, zapośredniczenia i szeptu, łączy w swoim świecie i święcie słowa na przykład pozorną naiwność i prostotę z wyrafinowaniem i finezją.

Różański pozwala się przypisać do większego nurtu poezji polskiej, który w wieku XX naznacza "nuta człowiecza" Józefa Czechowicza. Chcę przez to powiedzieć, że autor Przed czerwonymi słońca drzwiami (1976), Mieszkam w pogodzie (1979), Zakola (1981), Światłolubnego (1984) czy Wierszy-dzieci (1985) nie ma wiele wspólnego z poetami przywołującymi prowincję, autentyk, codzienność jak ornament, przyprawę stylu (Jerzy Harasymowicz), bo pod oleodrukiem, obrazem naiwnym, swojskością, monidłem, rodzajowym życiem kipią ciemne żywioły egzystencji, ważą się losy, tają przeznaczenia i nieodwołalne wyroki tak samo, chociaż inaczej, osobno, niepowtarzalnie, jak dzieje się to w najbardziej wartościowym kręgu poezji ostentacyjnie wiejskiej, małomiasteczkowej, prowincjonalnej, podszytej równocześnie grozą, ironią, przerażeniem istnieniem (Stanisław Grochowiak, Tadeusz Nowak). Popod muzyką ludowej piosenki, pod groteskową czy nieraz farsową fabułą liryczną, pod ludzkim ciepłem wierszy z tomów Nam ciszy nam wiatru potrzeba (1986), Bądź pozdrowiona chwilo (1989), Będziemy piękniejsi (1990), Oddech i gest (1990) - rozgrywa się przejmujący dramat człowieczego życia, które jest niepewne, wrażliwe, trudne, cierpiące i śmiertelne.

Mistrzostwo Witkowego poezjowania polega na wiecznym, uporczywym, wytrwałym poszukiwaniu rzeczywistej, czyli tyle fizycznej, ile duchowej jednoczesności i w perspektywie metafizycznej ostatecznej jedni bytu. Ten poznawczy zamiar i egzystencjalny zamach poety na tajemnicę Boga, pod piórem autora Córeczki poezji (1993) okazuje się nie filozoficznym czy artystowskim teorematem, lecz żarliwym, żywotnym aktem istoczenia się i trwania bytu w jego wszelkich postaciach. Bardzo już dojrzałe poezjowanie Witka w tomach Wszystko nie to (1994), Ciemna rzeka (1996), i W roznieconym ogniu (1997) nabrało waloru zapisu żywego myślenia i doświadczania; poeta stał się może mniej cyzelatorski, lecz mocniej przemawiający dysonansem, chropawością, niewykończeniem, połamanym rytmem i rozregulowaną formą wersów, strof. Można nawet powiedzieć, że destrukcja stała się w końcu retrospektywna i autor tomów Ratujcie serca nasze (1998) oraz Została pusta karta dań tego świata (1998) kaleczy i demontuje także swoje dawne wiersze, wybiera z nich jakieś wersy, które na nowo i w celowo bezforemny sposób łączy z innymi, niekiedy także dawnymi. Innym razem zupełnie nowymi. To przemijanie, rozpacz, przeczucie śmierci szukają nie tylko swej - mówiąc słowami św. Augustyna - teraźniejszości teraźniejszości i teraźniejszości przyszłości, lecz zarazem także swej teraźniejszości przeszłości. Bardziej niż kiedykolwiek powiększyły się przy tym odległości pomiędzy tradycyjnymi biegunami Witkowego świata, egzystencją a esencją, sensem a absurdem, życiopisaniem a duchowym wzlotem. Chcę przez to powiedzieć, że doświadczenie "tego, kto mówi" w wierszach stało się bardziej graniczne, a jego zapis - o wiele bardziej drastyczny.

Ręce Marii Magdaleny, najnowszy tom wierszy Różańskiego, przynoszą obraz rzeczywistości zdegradowanej i znicestwionej, życia cierpiącego i przemijającego, co nakłada się na dekonstrukcję własnej poezji i poezji, literatury w ogóle: cytowanej, przetwarzanej, pogrążonej w rozpadzie i autodestrukcji, powtarzającej własne gesty i jak gdyby drepczącej w miejscu. Poeta rozpoczął oto swój temat pośmiertny, przedwczesną elegię, jak trafnie nazywa to szerzej obecne w poezji kończącego się wieku zjawisko Anna Legeżyńska.

Czytamy więc wiersze eschatologiczne, a nawet sepulkralne i funeralne. Natykamy się na wstrząsające, prawie intymne zapisy lęków, rozpaczy, Kierkegaardowskiej "bojaźni i drżenia", "choroby na śmierć". Kontemplujemy też bardzo rozwinięty duchowy, metafizyczny wymiar poezji Różańskiego, gdzie w inwokacje, modlitwy i zapisy jak z dziennika przeżyć wewnętrznych czy nawet mistycznych rodem - przenika jakaś szczególna poetycka teologia, pełna światła, pokory, miłości i nadziei. I rzecz jasna znowu - jak często podczas lektury Witkowych wierszy - chcemy wiedzieć, co to jest, jak się nazywa: owa przestrzeń, czyniąca różnorodność jednoczesnością, wznosząca treść między bieguny wartości i doświadczeń, doskonale wywiązująca się z funkcji spoiny drżącego w posadach przedstawionego świata?



Wincenty Różański w oczach innych:


Jest w tych późniejszych wierszach Różańskiego dużo pokory wobec życia, jest coś z franciszkańskiej prostoty, ale jest też apollińska pogoda. Przemijanie, sprawy życia i śmierci, głęboko rozumiane i odczute, nawet jeśli wydają się klęską człowieka, mogą w nim wywołać jakiś wyższy rodzaj akceptacji. To właśnie w poezji Różańskiego ma miejsce:

świat rozprawia o wszystkim
świat jest wielką ciotką
która wszystko nosi
w swoim dużym brzuchu

Różański jest poetą ładu i harmonii, który przemierza mroki, żeby je oswoić, a oswoiwszy znaleźć dla nich słowa w "albumie wieczności". W jego poetyckim lesie przechadzają się Liebert i Leśmian, a sądzę, że mógłby trafić tam i Teofil Lenartowicz, jako patron wszystkich wierszy Różańskiego, w których prostota ludowej piosenki dźwięczy bardzo szczerze i bardzo prawdziwie, ocalając cenną w naszej poezji nutę.


Maria Bosacka


Komentowany wiersz: Piję szampan z twojego źródła 2021.07.13; 11:28:54
Autor wiersza: zygpru1948
Federico García Lorca


Cygańska mniszka

Milczenie z wapna i mirtu.
Malwy pośród wiotkiej trawy.
Mniszka haftuje lewkonie
na jasnym płótnie złotawym.
Ptaki siedmiu barw pryzmatu
lecą w sieć pajęczyn burych.
W dali pomrukuje kościół,
jak niedźwiedź brzuchem do góry.
Dobrze haftuje i pięknie!
Ale na tym płótnie jasnym
jakże by chciała wyszywać
kwiaty swojej wyobraźni.
Tam słonecznik! Tu magnolia
z cekinów i wstążek barwnych!
Niechby szafran i księżyce
lśniły na obrusie mszalnym!
Obok, w kuchni, pięć pomarańcz
pachnącą słodyczą wzbiera,
niby pięć Chrystusa ran,
które zrodziła Almeria.
Poprzez oczy mniszki pędzą
rączym galopem dwaj jeźdźcy,
i rozdziera jej koszulę
tętent głuchy, ostateczny.
Na widok gór i obłoków
w sztywnych dalach nieruchomych,
pęka jej polukrowane
serce z macierzanki wonnej.
Jaka równina spiętrzona!
Dwadzieścia słońc oczy razi!
Ile rzek stających dęba
przebłyskuje w jej fantazji!
Ale wciąż haftuje kwiaty,
podczas gdy światło wysokie,
stojąc na wietrze, gra w szachy
w czarno-białej kracie okien.

przełożyła Irena Kuran-Bogucka


Komentowany wiersz: Schody miłości 2021.07.13; 07:47:23
Autor wiersza: zygpru1948
Dziękuję Panno Rito

Miłosne tango
i przytulna mgła
i spowiedź głodnego...


Komentowany wiersz: Piję szampan z twojego źródła 2021.07.13; 07:40:11
Autor wiersza: zygpru1948
Nowy Napis Co Tydzień #108 / Miasteczko na pustyni

Data publikacji:
08.07.2021


Waldemar Hładki

Pustynny pył
zamieszkał ze mną
w małym pueblo
u Świętego Piotra
z Atacamy
chodzi za mną
jak pies zerwany z łańcucha
pokazuje przysiadłe domy
brukowane gliną uliczki
przeprasza alpaki
za utkane kolory
tańczące z wiatrem
jak panny na wydaniu
w gospodzie
muzyka dorzuca
kilka nutek do ognia



San Pedro de Atacama, Chile 18.11.2011 r.

Więcej utworów Waldemara Hładkiego znajduje się w naszej czytelni. Zachęcamy do zapoznania się z twórczością pisarza.

Utwory opublikowane zostały dzięki programowi Tarcza dla literatów.


Komentowany wiersz: Piję szampan z twojego źródła 2021.07.13; 07:34:34
Autor wiersza: zygpru1948
Nowy Napis Co Tydzień #108 / Nocny spacer po ogrodzie

Data publikacji:
08.07.2021

Bartłomiej Józef Kucharski

Polecamy książkę poetycką Bartłomieja Józefa Kucharskiego Nocny spacer po ogrodzie. Piotr Müldner-Nieckowski pisał o niej następująco:

Zbiór wierszy Bartłomieja Józefa Kucharskiego to delikatna, że nie powiem koronkowa opowieść pisana prostymi komunikatami o tym, co wydawałoby się wiemy, co znamy. A jednak żaden z nich ani trochę nie trąci banałem, nie jest pusty. Każdy niesie ogromną energię ducha. Wszystkie zachęcają, zdumiewają urodą prostoty i odkrywania nowości w tym, co wydawałoby się jest takie oczywiste. Jeśli nie jest to treść, to czysta emocja, a jeśli nie emocja, to brzmienie. I jeszcze nad tymi wierszami unosi się coś nieuchwytnego: zachwyt nieznanym bytem, Bogiem, którego wciąż nie rozumiemy, a który jest tak blisko…

Michał Piętniewicz:

Poeta przechadza się nocą po ogrodzie i rozmawia z duszami umarłych: Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, Tadeusza Różewicza, Leszka Elektorowicza, Antoniego Kępińskiego, Fryderyka Nietzschego, Hölderlina, Johna Ashberry'ego, Borgesa, Edyty Stein, św. Teresy z Ávili. W tym wielogłosie wybrzmiewa również własny głos poety: wrażliwy, czuły (np. na los umierającego gołębia), dialogujący ze swoim zmarłym ojcem i dziadkiem, pełen szlachetnego smutku i czystości tonu, która od środka rozświetla nocny ogród, stający się metaforą zachodniej kultury oraz każdego, pojedynczego losu w tym uniwersum zanurzonego. Poeta czyta siebie i własną duszę poprzez kolejne znaki kulturowe, spacerując nocą, nasłuchując głosów. Z całą pewnością ten trud słuchania warty jest podjęcia przez każdego, wrażliwego czytelnika, który wraz z poetą może poddać się oryginalnej melodii. Nawet w nicości może zamieszkać Pan Bóg, rosą nocnego ogrodu jest czyste serce poety.

Publikacja powstała dzięki wsparciu finansowemu Instytutu Literatury w ramach „Tarczy dla Literatów”.

Książkę można zakupić w naszym e-sklepie.

Bartłomiej Józef Kucharski, Nocny spacer po ogrodzie, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2021.

https://kk-nowy-napis.s3.eu-central-1.amazonaws.com/files/inline-images/SPP_K_nocny-spacer-po-ogrodzie_.jpg?gkgeCHT8QeAHDlFg2ZBdWt65Q96YRCBD


Komentowany wiersz: Schody miłości 2021.07.12; 05:07:09
Autor wiersza: zygpru1948
Bohdan Wrocławski

Ten wiersz publikowałem już kilka razy, najczęściej w lipcu u końca pierwszej jego dekady. Dlaczego? Bo tak nakazuje mi przyzwoitość.


But z Wołynia

W roku sześćdziesiątym trzecim profesor B. dał mi fragment buta
kawałek nieoczyszczonej skóry której geografia
wytrzeszczała się do świata oderwaną zelówką
z znakiem tak tajemnym że nie mogły jej oświetlić
wszystkie dostępne wówczas podręczniki
i moja znikoma wiedza zagubiona w najciemniejszych zaułkach
braku chęci poszukiwań
wątpliwości
tak żyją królowie stojąc przed szafotem
i nie mając nic co mogłoby zastąpić ich wyobraźnię
pełen zdziwień odbierałem ten prezent
odczytywałem na zelówce skaleczenie struktury
które
wyciągało dłonie w głąb mapy
pełnej blizn poznaczonej tysiącami wątpliwości
Jestem pewien jej krwioobieg zatrzymał się na sekundy
a potem spiętrzony szalonym strumieniem
rozczesywał bolesną falą przysiółki wioski
fragmenty pól
już wiem zgaduję
że księżyc w tych dniach starał się zasłonić
swoje oczy wątłymi chmurami
i
oczekiwał rychłego nadejścia dnia
tak jakby chciał uciec z książki
której okładki drżące od strachu
zamykały jego wyobraźnię
na dziesiątki lat
Dziś wiem - każdy umiera sam
i ten którego serce pęka na granicy wszechświata
i ta
która zasłania głowę dzieci przed uderzeniem siekiery
w ostatniej chwili odczytując wykrzywioną twarz rezuna
i nic nie znaczący przecież ból
jaki w ułamku sekundy przesunął się przez cały horyzont
niczym
kolorowe szkiełka w kalejdoskopie
nawet wtedy
kiedy jest to lipiec z sadami pełnymi dojrzewających wiśni
których rozłupana na pół czerwień
plami swą szlachetnością cały horyzont
tak trwają w nas niewygaszone ognie
trzask polan
szkła pękającego pod wpływem temperatury
w fragmentach którego
potrafimy odczytać to co najbardziej bolesne z wczoraj
milczymy zasłonięci murami miast nowoczesności
ciągle jednak ci sami
milczymy zagubieni gdzieś na polnej drodze
gdzie jakiś krzyż opowieść otwierają szeroko drzwi
i wchodzimy do miejsc pełnych szaleństwa, śmierci, upokorzeń
wiemy zgadujemy nadal są w nas
fragmenty fundamentów porośnięte mchami
but z literą Ł nad którym siedział szewc z Łucka
przywieźli go furmanką do Przeobraża
razem z tym który już nigdy w nim nie będzie chodził
trafił do mnie w sześćdziesiątym trzecim
z mapą pełną zakłóceń nieczytelności
Profesor B. powiedział mi
że tego dnia Święty Piotr polecił otworzyć
jak najszerzej bramy nieba


Komentowany wiersz: Schody miłości 2021.07.12; 05:03:34
Autor wiersza: zygpru1948
Marek Różycki jr


Boska Halina Poświatowska, czyli śmierć i miłość nie pyta o metryki urodzenia

https://m.salon24.pl/1-halina-poswiatowska-1-a512120b,860,0,0,0.jpg


BIBLIOGRAFIA:

@ Zapiski z rozmów z mym Przyjacielem Tadeuszem Nowakiem, Jerzym Harasymowiczem; wykłady i rozmowy z prof. Arturem Sandauerem.

@" ja minę, ty miniesz... o Halinie Poświatowskiej" - oprac. Mariola Pryzwan, EM-KA, Warszawa 1994

@ "Nierozważna i nieromantyczna. O Halinie Poświatowskiej" - Grażyna Borkowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001

@ "Kaskaderzy literatury" - oprac. Edward Kolbus, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1990.

Marr jr @^


- Warto przysiąść na ławeczce obok niej - w Częstochowie

http://img1.garnek.pl/a.garnek.pl/011/037/11037582_800.0.jpg/halina-poswiatowska-badz-przy.jpg


Komentowany wiersz: W powodzi miłości 2021.07.11; 05:45:09
Autor wiersza: zygpru1948
Marek Różycki jr


Boska Halina Poświatowska, czyli śmierć i miłość nie pyta o metryki urodzenia

https://m.salon24.pl/1-halina-poswiatowska-1-a512120b,860,0,0,0.jpg


Rok później, po trzech latach college’u, skończyła amerykańską edukację. Nieoczekiwanie podjęła decyzję o powrocie do Polski, choć Stanford University of California proponowało jej stypendium w wysokości dwóch i pół tysiąca dolarów. Nie pieniądze były dla Niej ważne… Czuła się bardzo samotna. Znów wsiadała na pokład Batorego. Pobyt w Stanach udokumentowała wydanym we "Współczesności" reportażem Notatnik amerykański.

przypadku Haliny, przynajmniej przez moment, miało być podobnie...

W 1960 roku Poświatowska brała udział w letnich kursach na nowojorskim Columbia University. Nowy Jork stał się jej miłością. "Odnowione" serce pozwoliło jej biegać po ulicach, odwiedzać muzea, poznawać już nie tylko kolejne szpitalne łóżka.

Rok później, po trzech latach college’u, skończyła amerykańską edukację. Nieoczekiwanie podjęła decyzję o powrocie do Polski, choć Stanford University of California proponowało jej stypendium w wysokości dwóch i pół tysiąca dolarów. Nie pieniądze były dla Niej ważne… Czuła się bardzo samotna. Znów wsiadała na pokład Batorego. Pobyt w Stanach udokumentowała wydanym we "Współczesności" reportażem Notatnik amerykański.

ŚPIESZYŁA SIĘ ŻYĆ… ŻYĆ W OJCZYŹNIE…!

Od stycznia 1962 mieszkała w Domu Literatów przy Krupniczej w Krakowie. W czerwcu 1963 otrzymała tytuł magistra filozofii. Promotorem jej pracy był Roman Ingarden. Z początkiem nowego roku akademickiego została asystentką w Katedrze Filozofii Nauk Przyrodniczych na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UJ. Swoją pracę lubiła umiarkowanie. 14 marca 1967 roku notowała w pamiętniku: "Pewien student podbiegł dziś w pąsach i rzekł "Ach, pani magister (to ja) mam jedną nieobecność! Cóż mam począć, żeby to jakoś odrobić?". Najpierw chciałam mu zaproponować, żeby mi umył podłogę na święta…, a potem powiedziałam, niech się pan nie trapi, bo jeszcze pan w ciężką chorobę wpadnie". (...)

******

W 1966 roku Poświatowska opublikowała tomik "Oda do rąk" i opowiadanie "Niebieski Ptak", które jest odpowiedzią na "Malowanego Ptaka" Jerzego Kosińskiego. Poetka poznała pisarza przelotem w Nowym Jorku. Była nim zafascynowana, ale po lekturze powieści uznała, że książka atakuje Polaków.

Rok później ukazała się Opowieść dla przyjaciela. Niestety, nie dało się oszukać Przeznaczenia: ból powrócił. W ostatnich miesiącach przed śmiercią prowadzenie zajęć sprawiało jej wielką trudność. By mieć siłę do pracy na uczelni, przez większość dnia leżała w łóżku, chciała ukryć swoją chorobę… Jak wielu z nas… By tak zwane „środowisko” – nie zmarginalizowało, nie odrzuciło, nie – napiętnowało…! Nie da się ukryć: była Papugą wśród Wróbli, które potrafią zadziobać… Oj, jakże potrafią… Wręcz: specjalizują się w tych niecnych, podłych, nieludzkich czynach!!! Miała tego pełną świadomość… Miała świadomość „INNOŚCI”…

"Podłe serce" znowu trzymało ją w garści. 3 października 1967 r. Halina poddała się drugiej operacji w warszawskim Instytucie Gruźlicy. Nie wróciła już do Krakowa. Zmarła 11 października w wieku 32 lat. Pochowana została u boku swojego męża w Częstochowie.

W drodze na pogrzeb Haliny czwórka zaprzyjaźnionych z nią poetów - Śliwiak, Nowak, Szymborska i Frasik - mięli wypadek samochodowy. Śliwiak i Szymborska na cmentarz dotarli taksówką, mój Przyjaciel od Serca -- Tadeusz Nowak i Frasik zostali w częstochowskim szpitalu. Choć wybity ząb sprawiał Szymborskiej ból, śmieli się na myśl o tym, jak na tę sytuację zareagowałaby Halina… Opowiadał mi Tadeusz, którego również już nie ma, a JEST – nie tylko przecież – ze mną! Drogi, Wspaniały Tadeusz, któremu tyle zawdzięczam. Tyle mi naopowiadał, tak mnie uwrażliwił, że i ja sam mam z Sercem kłopoty – w Czasach Pogardy dla Wrażliwych… Ale to już inna „Bajka”…

* * *

UPORZĄDKUJMY: Halina Poświatowska należy do tak zwanego pokolenia "Współczesności". Zadebiutowała w 1956 roku publikując swoje wiersze w "Gazecie Częstochowskiej". Jej pierwszy zbiór poezji „Hymn bałwochwalczy” pojawił się rok później i zebrał przychylne opinie krytyków i poetów. Następne wiersze zebrane zostały w trzech kolejnych tomikach poezji: „Dzień dzisiejszy” (1963), „Oda do rąk” (1966) i „Jeszcze jedno wspomnienie” (1968, pośmiertnie).

Po Jej śmierci odnaleziono wiele niepublikowanych liryków, opowiadanie, bajkę dla dzieci, dramaty, listy – zebrane w "Dziełach" (Nieocenione: Wydawnictwo Literackie, 1997). Na krótko przed śmiercią, w 1967 roku, Wydawnictwo Literackie opublikowało Jej autobiograficzną powieść: Opowieść dla przyjaciela.

Tadeusz Baird skomponował w 1968 roku do jej tekstów pięć pieśni na mezzosopran i orkiestrę kameralną.

Głównymi motywami jej twórczości poetyckiej były przeplatające się wzajemnie Miłość i Śmierć. Świadoma swej kruchości Poświatowska dawała wielokrotnie wyrazy sprzeciwu wobec nieugiętego, bezlitosnego Losu – Przeznaczenia… Ubolewała nad niedoskonałością ludzkiego ciała, ale i umiała – co bardzo ważne i chwalebne! - wykorzystać każdy moment przemijającego życia…

W swych utworach nie pomijała także swojej Kobiecości; pisała o sobie i innych Kobietach, Kobietach-Bohaterkach. Wszystko to osadzone było w głębokich przemyśleniach filozoficznych. Poezja Haliny Poświatowskiej stanowi przenikliwe studium natury ludzkiej, Kobiety pragnącej Miłości i Kobiety świadomej swej Śmierci. Jej Gesty Dobroci ożywają po latach… Jej Uśmiech i Humor rozbrajał każdego i dystans w rozmowie – ginął był, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki…

W życie, które przedwcześnie nałożyło na poetkę zbyt wiele trosk wpleciony został dodatkowo niedający się wycofać wyrok śmierci, nadając przy tym jej istnieniu podobieństwo do skazańca, który w celi śmierci odliczał godziny, potem minuty do planowanej egzekucji. Analogicznie do jego sytuacji przedstawiała się udręczona chorobą psychika poetki. Przeplatające się stany nadziei i obojętności, zwątpień i rozpaczy spowodowały oswojenie się Poświatowskiej z nieuchronnym nadejściem śmierci: " (...) odkąd poznałam jej prawdziwe imię przygotowuję moje serce na ostatni urwany wstrząs."

Wpływ na pokonanie lęku przed odejściem miała niewątpliwie również ulubiona przez poetkę filozofia Martina Heideggera, który uważał, że życie człowieka to nieustanne umieranie lub byt ku śmierci. Organizm ludzki całe życie zbliża się do kresu swej drogi – starości a następnie śmierci. Pogodzona z taka kolejnością życia pragnęła już tylko by dotąd złowroga towarzyszka odebrała jej ostatnie tchnienie lekkim dotykiem, który kontrastując z codzienną walką o oddech położyłby kres jej męce szybko i bezboleśnie.

"Halina Poświatowska -- to autorka kilkuset wierszy, jednej książki prozatorskiej i jednego opublikowanego dramatu. Zdawałoby się - niewielki dorobek pisarski, a jednak nie najmniejszy, jeśli zważyć, że wymienione utwory powstały pod piórem człowieka, któremu los przeciął nić życia w wieku zaledwie trzydziestu dwu lat. Twórczość Haliny Poświatowskiej najpełniej określają jej własne słowa: Jeśli poetów mierzy się wielkością ich niepokoju to ja przeszłam własną genialność. W tym aforystycznym wyznaniu zamknęła ona dramat swego życia, pośrednio określiła również tematykę poezji. W jej wierszach nie sposób doszukać się cierpiętniczej samo kreacji.Pisała wiele gdyż poezja stanowiła dla niej najlepszy sposób na pogodzenie się z cielesną niemocą. Wiersze poetki w większości przypadków nie posiadają tytułów, co w zasadniczy sposób łączy się z sytuacją, w których powstawały. Były one jak spadające ze szpitalnego łóżka kartki pamiętnika z pośpiesznie zapisywaną historią życia..." -- jakże trafnie określiła była bardzo specyficzną twórczość poetki, Joanna Muszyńska.

Od 1974 w Częstochowie odbywa się Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Haliny Poświatowskiej.

-------------------------------------------------------------------------


Część III


Komentowany wiersz: Ty mnie chronisz jak brzoza oset... 2021.07.10; 06:27:05
Autor wiersza: zygpru1948
Marek Różycki jr


Boska Halina Poświatowska, czyli śmierć i miłość nie pyta o metryki urodzenia

https://m.salon24.pl/1-halina-poswiatowska-0-ead24cb4,860,0,0,0.jpg
Halina Poświatowska, Fot archiwum


MIŁOŚĆ – SENS ŻYCIA

@ Jest tylko jeden ratunek dla zmęczonej duszy – MIŁOŚĆ drugiego człowieka.-- Jose’ Ortega y Gasset

@ Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest Miłość. -- ks. Józef Tischner

Jesienią 1953 w sanatorium w Kudowie Halina poznała malarza i filmowca Adolfa Ryszarda Poświatowskiego. Los złączył dwa "podłe serca". "Adaś" był także nieuleczalnie chory. Pobrali się w kwietniu następnego roku. "W środku nocy, obudzona jego szybkim oddechem, przyciskałam ręce do jego pobladłych policzków. – Nie bój się – mówiłam – nie pozwolę ci umrzeć samemu, umrzemy razem" – pisała.

Stało się inaczej. Niecałe dwa lata po ślubie, w marcu 1956 roku, Poświatowski zmarł w Hotelu Europejskim w Krakowie. Halina była wtedy w sanatorium w Rabce. Została dwudziestoletnią wdową. "Serdeczny palec lewej ręki ozdobiony raz pierścionkiem owdowiały jest teraz i pozbawiony swej ozdoby. Ten, który mi dał pierścionek już dawno nie ma palców, jego ręce splotły się w jedno z korzeniami drzewa" – napisała w "Odzie do rąk".

@ Irena Poświatowska, teściowa poetki, wspominała potem, że razem z mężem namawiali Halinę do ponownego małżeństwa. Ona ponoć odpowiadała, że miała męża jednego – Adka – którego kochała nad życie i drugiego przyjaciela nie chce. Lubiła powtarzać : -- Nic nie jest tak cenne jak prawdziwa MIŁOŚĆ, ani bogactwo, ani najwyższa władza…

W jej życiu pojawiali się jednak mężczyźni ważniejsi niż inni – wiele wzajemnej czułości można wyczuć w korespondencji z niewidomym poetą Ireneuszem Morawskim. Po latach powie on: "Gdybym miał opowiedzieć więcej, musiałbym umieć opowiedzieć kobietę, która na zawsze i bardzo chciała być kochana, a w zamian za to dawała tak wiele – pozwalała się kochać. Przeważnie ludziom to nie wystarcza. Wydaje się, że wtedy nie wystarczało i mnie. Po latach sądzę, że jak dla mnie było to i tak za dużo". Na podstawie ich rozmów i korespondencji powstała "Opowieść dla przyjaciela". Morawski nie zgadzał się na jej opublikowanie…

Ostatnim, któremu pozwoliła się kochać, był Jan Adamski – aktor i prozaik. Dzieliło ich piętnaście lat, jego małżeństwo z poetką Anną Świrszczyńską, z którego miał córkę, i piętro w kamienicy na Krupniczej w Krakowie. Tam się poznali.

Opis ich pierwszych spotkań zachował się w liście do najbliższej przyjaciółki Haliny, Anny Orłowskiej: "Do kina się umówił cichcem na mieście. W kinie samoczynnie moją rękę wziął, ściskał tę rękę, potem pod kinem powiedział mamrocząco, że on musi w drugą stronę". (…)
Ostatni rok jej życia spędzali jednak głównie osobno. Adamski pracował w teatrze w Rzeszowie. Halina, zbyt wyczerpana chorobą, by go odwiedzać, pisała nocami pełne tęsknoty listy. Marzenia miała w nich dojmująco zwyczajne… – wspólne wakacje w Rzeszowie, wieszanie obrazków na ścianach, maciejka kwitnąca pod oknem. A kto z nas, wrażliwców, takich marzeń nie ma?... Łączy je tak mało i tak wiele zarazem: WSPÓLNOTA DUSZ…

Związek z Adamskim Poświatowska sportretowała w opowiadaniu "Znajomy z Kotoru". Poetka przyjmuje w nim perspektywę bezstronnego obserwatora, Adamskiego przedstawi jako zrozpaczonego kochanka, który na paryskim cmentarzu poszukuje grobu ukochanej dziewczyny.
* * *
Po śmierci męża Poświatowska była załamana. Matka chciała pomóc Halinie, zaniosła więc jej wiersze do redakcji "Gazety Częstochowskiej". 17 grudnia 1956 ukazały się dwa: "Szczęście" i "Człowiek z Annapurny". Rubrykę literacką tygodnika prowadził wówczas poeta Tadeusz Gierymski, który przyznał potem, że choć twórczość Poświatowskiej wyróżniała się na tle grafomanii, która masowo napływała do redakcji, mimo wszystko Jej nie docenił… Wiersze opublikował bardziej z litości… dla chorej dziewczyny niż z powodu tego, że uważał je za szczególnie wartościowe.

@ W styczniu następnego roku Halina debiutowała w krakowskiej "Zebrze".

Serce dało jednak o sobie znać. Profesor Aleksandrowicz mobilizował więc amerykańską Polonię i organizował Halinie operację w Stanach. W sierpniu 1958 roku poetka wsiadała na pokład Batorego. 12 listopada w Hahanemann Hospital w Filadelfii odbyła się pierwsza na świecie operacja na otwartym sercu!!! Finansowała ją nowojorska telewizja w zamian za prawa do transmisji. "Wolę umrzeć na stole operacyjnym, niż żyć, dusząc się powoli" – wyznała polskiemu lekarzowi, który opiekował się nią w amerykańskiej klinice. Operacja przywróciła sercu dawną sprawność. "(…) Ból odszedł" – pisała o tym wydarzeniu kilka lat później.

PTAKU MOJEGO SERCA

ptaku mojego serca
nie smuć się
nakarmię cię ziarnem radości
rozbłyśniesz

ptaku mojego serca
nie płacz
nakarmię cię ziarnem tkliwości
fruniesz

ptaku mojego serca
z opuszczonymi skrzydłami
nie szarp się
nakarmię cię ziarnem śmierci
zaśniesz

W tym samym roku w Polsce wyszedł Jej pierwszy tomik: Hymn bałwochwalczy. Opublikowało go Wydawnictwo Literackie. Zebrał przychylne opinie krytyków i poetów. Następne wiersze zebrane zostały w trzech kolejnych tomikach poezji: Dzień dzisiejszy (1963), Oda do rąk (1966) i Jeszcze jedno wspomnienie (1968, pośmiertnie).

Przed wyjazdem do USA Poświatowska znała tylko kilkadziesiąt słówek po angielsku. Teraz zaczęła się intensywnie uczyć. Chciała rozpocząć w Stanach studia. Udało się jej – została przyjęta do Smith College w Northampton w stanie Massachusetts. W tym samym miejscu osiem lat wcześniej inna poetka, Sylvia Plath, pisała: "Świat otwiera się u moich stóp jak dojrzały, soczysty melon". W przypadku Haliny, przynajmniej przez moment, miało być podobnie...

W 1960 roku Poświatowska brała udział w letnich kursach na nowojorskim Columbia University. Nowy Jork stał się jej miłością. "Odnowione" serce pozwoliło jej biegać po ulicach, odwiedzać muzea, poznawać już nie tylko kolejne szpitalne łóżka.


_______________________________


Część II


Komentowany wiersz: Wodzirejska przygoda 2021.07.09; 07:08:46
Autor wiersza: zygpru1948
Marek Różycki jr


Boska Halina Poświatowska, czyli śmierć i miłość nie pyta o metryki urodzenia

https://m.salon24.pl/1-halina-poswiatowska-0-ead24cb4,860,0,0,0.jpg
Halina Poświatowska, Fot archiwum


Gdyby nie zmarła w wieku 32. lat – nasza wybitna poetka obchodziłaby w tym roku swe 89. urodziny. Do dziś dnia pamiętam, jak mój Przyjaciel, (który mi „ojcował”…) znacznie starszy ode mnie, wybitny poeta, "poetycki prozaik", który był polskim kandydatem do Nobla w literaturze -- TADEUSZ NOWAK -- "zdradził" mi ze śmiechem tajemnicę "poezji kobiecej", gdy zacząłem prowadzić dział literacki w ogólnopolskim „Tygodniku Kulturalnym”: "IM LEPSZY WIERSZ - TYM GORSZA TWARZ"... ;) Zastrzegł jednak, że są wyjątki... I na poczesnym miejscu wymienił Twórczość i Osobę: HALINY POŚWIATOWSKIEJ, z którą się przyjaźnił, a ja - pokochałem.

Pokochałem… też za to, że jako wyjątek w Halinie Poświatowskiej, odczuwałem połączenie Piękności z jej Totalną Dobrocią. Zdawałoby się, że to jest rzeka empatii. Pragnienie obcowania z Nią było podobne do spragnionego człowieka, który przychodzi napić się u źródła. A jednocześnie – Halina Poświatowska nauczyła mnie żyć w „wymiarze śmierci.” Wzbogaciła mnie tym pryzmatem patrzenia na życie…

Tak, trzeba, żebyś żył wciąż w wymiarze śmierci. Nie na to, żeby się straszyć!!! Ale żeby być realistą i nie wykreślać z definicji swojego Człowieczeństwa istotnego punktu, jakim jest - zawsze niespodziewany - zgon. Trzeba, żebyś wciąż słyszał sypiący się piasek w twojej klepsydrze, czuł przepływające sekundy, godziny, dnie, lata. I wtedy - gdy nadejdzie Twój Czas, rodzina i bliscy, o ile ich masz, nie będzie musiała bronić cię przed tym wymiarem. Nie będzie musiała cię okłamywać, że to tylko przesilenie... Napisałem w swoim notatniku… -- po rozmowach z Tadeuszem Nowakiem o pięknej, zjawiskowej wręcz Poetce…

Trzeba wciąż żyć w wymiarze śmierci. Wtedy dopiero jesteś w stanie zrozumieć RADOSNĄ WARTOŚĆ ŻYCIA.... Dla wielu spośród nas – także życia wiecznego.

Jakie piękne byłoby nasze życie, a nasza nędza znośna, gdybyśmy zadowalali się realnym złem. Bez dawania posłuchu zjawom i urojeniom naszego umysłu. Zatem promieniuj radością życia. Intensywnie - na każdym kroku i w każdej sekundzie - przeżywaj dopóki jest Ci dane - Własne Istnienie!

20 września 1967 roku Halina Poświatowska ostatni raz powitała szpitalne łóżko. Wcześniej – w pociągu, który wiózł ją do Warszawy – powiedziała do matki: "Ja już nie wrócę". Zaledwie kilkanaście dni po drugiej operacji "podłe serce" (tak nazywała je w listach) poetki przestało pompować życie. … Minęło już - jak mgnienie - 48 lat od Jej śmierci, lecz Jej dar chrystusowy : TALENT POETYCKI, DOBROĆ I NIEZAPOMNIANA URODA, wciąż opromienia Jej Fanów i Czytelników. Swoją poezją na oścież otwierała skrzydła dobroci, wszechogarniającej Miłości, która natychmiast udzielała się Czytelnikowi.

Zdolność poetyckiego ekshibicjonizmu pomogła Poświatowskiej w kreacji poezji napisanej własnym życiem, toteż biografia poetki stanowi podstawowy klucz w jej interpretacji. Mottem, według którego żyła Poświatowska, było: "Tyle człowiek wart, ile w życiu osiągnął, ile po sobie pozostawi."

Zaledwie 32.-letnie życie Haliny Poświatowskiej było ciągłym zmaganiem z chorobą. Każdy większy wysiłek oznaczać mógł śmierć. Wiedziała, że jest pielgrzymem krótkiej drogi na naszym padole, lecz ten smutek Jej był zaciemniony przez niebywałą inteligencję, humor i urodę. Tylko „podłe serce” ciągle się upominało i wołało o „TLEN”…

Na temat jej urody sprzeczało się wielu. "Nie była ładna – była na to zbyt Piękna" – napisał w wierszu "Halszka" Stanisław Grochowiak. Ona sama powiedziała kiedyś: "Pisanie nie jest moja najmocniejszą stroną. Na ogół wszyscy twierdzą, że najładniejsze mam usta, a dopiero potem nogi… Poza tym szanują mnie za zgryźliwy charakter i bardzo ich dziwi moje szatańskie poczucie humoru". (…)

Kiedy umrę kochanie
kiedy umrę kochanie
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej smutnym

czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny

często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy - w nich miłość i uśmiech

potem w piecu je chowam
płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie

patrząc w płomień kochanie
myślę - co się też stanie
z moim sercem miłości głodnym

a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest chłodny


Halina Poświatowska

Na świat przyszła 9 maja 1935 roku w Częstochowie. Badacze jej życiorysu na próżno szukali jednak potwierdzenia tego faktu w dokumentach. Akt urodzenia Heleny Mygi, córki Feliksa i Stanisławy z Ziębów, do której wszyscy zwracali się: Halina, miał błędnie wpisaną datę – 9 lipca.

Był początek roku 1945, w Częstochowie kończyły się walki, gdy dziesięcioletnia córka państwa Mygów zachorowała na anginę. Powikłania doprowadziły do wady serca: niedomykalności zastawki dwudzielnej. Wtedy choroba ta była nieuleczalna. Od dzieciństwa większość czasu Halina spędzała w szpitalach i sanatoriach.

PŁOMYK NADZIEI…

„Powinno się być dobrym jak chleb.
Jak chleb, który leży na stole,
Z którego każdy może kęs dla siebie ukroić
i nakarmić się, kiedy jest głodny.”

św. Albert Chmielowski

W wieku 14. lat (!) po raz pierwszy trafiła do III Kliniki Chorób Wewnętrznych w Krakowie. Kierował nią człowiek, który – choć nie był poetą – stal się jedną z najważniejszych osób w życiu Poświatowskiej. To dzięki profesorowi Julianowi Aleksandrowiczowi Halina poznała Wisławę Szymborską, Tadeusza Nowaka… Lekarz zaprosił ją, ponieważ zauważył tomik wierszy przyszłej noblistki na stoliku swojej pacjentki.


ŚMIERĆ I MIŁOŚĆ - NIE PYTA O METRYKI URODZENIA

Przyjaźń zaczęła się od rozmowy, którą Aleksandrowicz wspominał tymi słowami:

– "Powiedz mi, profesorze – wyszeptała – co to jest śmierć. Tak się boję umierać. Chcę wiedzieć, to nie będę się bać – i przytulała się do moich rąk.

– Dla przyrodnika – odrzekłem – jest chyba zagadką, jak życie.

Dla fizyka – przeistoczeniem jeno materii.

Dla wierzącego – to odrodzenie w innym bycie.

Dla cierpiących – wyzwoleniem.

Nie masz się więc czego bać.

– Tak pan mnie uspokoił, że lęk gdzieś jak czarny ptak ze snu odleciał".

Julian Aleksandrowicz leczył nie tylko serce Haliny. Jerzy Lisiewicz, także pracujący w Klinice, zapamiętał w czasie przechadzki wiślanymi wałami następujący obrazek: - "W oddali widzę łódź motorową pędzącą z wielką szybkością w dół rzeki. Po chwili orientuję się, że prowadzi ją profesor Aleksandrowicz trzymając w dłoniach ster, a obok niego stoi Halina – szczęśliwa, roześmiana, z rozwianymi włosami. Widzą mnie, pozdrawiamy się gestami rąk. Patrzyłem długo za nimi, myśląc jak wielką ułudą jest taka jaśniejsza chwila w jej życiu".

---------------------------------------------------------------------------


Część I


Komentowany wiersz: Pojęcie prądów miłosnych 2021.07.08; 06:46:49
Autor wiersza: zygpru1948
Ufoludy, mażory i zwykli ludzie. O przekładach z poetów amerykańskich Piotra Sommera „O krok od nich”

https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/11/Sommer__O_krok_od_nich___okladka-548x750.jpg


Paweł Majewski

To wydanie antologii pokazuje, że książka potrafi być mikrokosmosem, czyli małym porządkiem. Wszystko w niej, od kolejności tłumaczonych poetów, przez setki warsztatowych drobiazgów translatorskich, po rozplanowanie tekstu na stronicy, reprodukcje malarskie i gramaturę papieru – jawnie, ale bez nachalności, tworzy ten porządek. Chapeau bas.

Na początku były to „artykuły pochodzenia zagranicznego” (wyd. Marabut, Gdańsk 1996, z obfitą erratą i eseistycznymi tekstami towarzyszącymi). Później zaś stanęliśmy – my, czytająca publiczność, wraz z tłumaczem – już tylko (?) „o krok od nich” (Biuro Literackie, Wrocław 2006). Stoimy tak i stoimy. No i bardzo dobrze. A zaczęło się jeszcze w latach 70. XX wieku, kiedy Piotr Sommer zaczął tłumaczyć. Teraz wydał trzecią wersję zbioru swoich przekładów dwudziestowiecznej poezji amerykańskiej. Kilkadziesiąt lat pozostawania w obszarze jednej antologii, a to w naszej epoce rzadkość, przyniosło po raz kolejny piękny rezultat.

„Piękny”. Niewygodny przymiotnik. Świadczy albo o naiwności, albo o ironii, albo o niewyrobieniu. Ale tę książkę trudno nazywać inaczej niż „piękną”. Pod każdym względem. Jej materialność uzupełnia jej zawartość – i błąd składniowy jest w tym zdaniu zamierzony. Aż żal było zrywać folię.

Obcując z zawartością, przekonujemy się, że książka, jeśli tworzono ją uważnie, potrafi być mikrokosmosem, czyli małym porządkiem. Wszystko w niej, od kolejności tłumaczonych poetów, przez setki warsztatowych drobiazgów translatorskich, po rozplanowanie tekstu na stronicy, reprodukcje malarskie i gramaturę papieru – jawnie, ale bez nachalności, tworzy ten porządek. Chapeau bas. Współczesne polskie edytorstwo nie ma wielu takich osiągnięć.

Zoil miałby przy tym zapewne radość z wytknięcia jakiegoś potknięcia. Znamy tych frustratów. Na stronie 347 w drugim akapicie źle pan postawił przecinek – i co pan szanowny na to, a? Dopatrzeć się skazy na mikrokosmosie to tyle, co usprawiedliwić własną miernotę. A dlaczego Luzatto z poprzednich wersji stał się obecnie Luzzatem, skoro najczęstsza forma tego nazwiska w pisowni łacinką to Luzzatto? A dlaczego na stronie 355 jest „Kaliforni” zamiast „Kalifornii”? No dziadostwo po prostu.

Chyba jednak jeszcze gorzej byłoby posłużyć się którymś z nowych nowotworów polszczyzny. „W tej książce intelektualnie zadziało się wiele”. Dziękujemy.

Poważnie zaś – nie miałoby tu wiele sensu ocenianie wyboru, doboru, kryteriów i niuansów. Dlaczego jest poeta taki, a owakiego nie ma? A dlaczego nie? Zadowalamy się tym, co nam dano: dwunastoma mocnymi poetami amerykańskimi XX wieku (jeden z nich nie jest szeroko znany nawet w USA) z towarzyszeniem malarki, która się modom nie kłaniała. Dziękujemy.

Poezja jest teraz dość niszowym hobby. Najpóźniej pod koniec XX wieku utraciła wysokie funkcje w systemie wymian symbolicznych. Powalały ją mass media, a dobijały internety. Widok tomików poetyckich powtykanych w stojaki ustawione w rzadko uczęszczanych kątach księgarń jest symptomem marginalizacji tego rodzaju literackiego i żeby sobie pod tym względem polepszyć humor, należy udać się do którejś z księgarń wyspecjalizowanych, ale to może być trudne w Polsce, ponieważ u nas nawet księgarnie niewyspecjalizowane już ledwo dyszą. Czasy, kiedy poeci brali czynny udział w kreowaniu zbiorowej samoświadomości użytkowników kultury, należą, ogólnie biorąc, do przeszłości – czy bezpowrotnie minionej, to się okaże za lat parędziesiąt. Ale materialność antologii Piotra Sommera – tomu grubego na cztery palce – zaprzecza takim ponurym konstatacjom. Tym pięknym tomem można by komuś nieźle przydzwonić. To znaczy, że poezja żyje.


Komentowany wiersz: Pojęcie prądów miłosnych 2021.07.08; 06:45:34
Autor wiersza: zygpru1948
Ale może darujmy sobie pytania o role poezji. Dawanie świadectwa widzialnemu światu, OK? I można je dawać słowem na wszelkie możliwe sposoby, lecz tylko niektóre są warte zachodu i lektury. Mnogie zastępy dają świadectwo światu poprzez dawanie je sobie. To też się czasem udaje. Czasem. Paul Valéry opowiada w książeczce o Edgarze Degasie, że Emil Zola powiedział kiedyś Stephanowi Mallarmému: „Gówno jest warte tyle samo, co brylant”. „Tak – odparł Mallarmé – ale brylant trafia się rzadziej”.

Dlaczego w tytule tego felietonu pojawiają się słowa „ufoludy” i „mażory”? „Ufoludy” to duże ufoludki, istoty niepojęte dla człowieka, mimo że przez niego wymyślone. „Mażory” to słowo, które w Rosji i Ukrainie oznacza dzieci oligarchów osiągające pełnoletność i korzystające z tego pełnymi garściami, na przykład poprzez rozjeżdżanie pieszych na przejściach przy pomocy luksusowych limuzyn. Tutaj „ufoludami” nazywam twórców odchodzących od oczekiwań swojej potencjalnej publiczności, a „mażorami” – tych, którzy tworzą w ramach tradycji i norm estetycznych swojego czasu, lecz przetwarzają je czasem do niepoznania siłą własnej inwencji. W antologii „O krok od nich” mażorami są na przykład Charles Reznikoff i William Carlos Williams (a jednak troszkę szkoda, że nie ma Wallace’a Stevensa), a ufoludami – E.E. Cummings i John Ashbery.

Nazywając niektórych poetów „mażorami”, nie chcę sugerować, jakoby wyrządzali oni krzywdę innym ludziom albo pysznili się swoimi przewagami. Przeciwnie, sądzę, że gdyby dało się stworzyć listę dziesięciu ludzkich zawodów, których przedstawiciele najrzadziej krzywdzą swoich bliźnich wykonywaniem obowiązków zawodowych, zawód poety byłby się na niej znalazł. Chodzi o brzmienie tego rosyjskiego anglicyzmu. Ma-żo-ry. Kojarzy się z czymś rozległym i silnym. Akurat tak się składa, że antologia „O krok od nich” zawiera przeważnie utwory poetów sytuujących się w śladzie Walta Whitmana. Jest tak nie tylko ze względu na preferencje jej autora, ale również dlatego, że trudno było być poetą żyjącym w Stanach Zjednoczonych w XX wieku i nie sytuować się wobec Walta Whitmana. Walt Whitman nie tylko wyznaczył przestrzeń języka poetyckiego w USA, ale też ją przytłoczył. Gdzie by się dwudziestowieczni poeci amerykańscy nie zwrócili, w którą stronę by nie poszli w swoich twórczych poszukiwaniach, zawsze widzieli szeroki uśmiech Whitmana. Jakoś musieli z tym żyć. Przez Whitmana musieli pisać tak, jak pisali, ale dzięki Whitmanowi nie musieli pisać, na przykład naśladując sterylną perfekcję Paula Valéry’ego albo histerycznie się jej sprzeciwiając. Jesteśmy „o krok od nich”, ale od Valéry’ego o trzy kroki, co najmniej. Od Eliota zresztą też.

Nie znaczy to jednak, że dwudziestowieczni poeci amerykańscy są w niezmąconej zażyłości ze światem, który ogarniają spojrzeniami pełnymi łagodnej prostoty. Gdyby tacy byli, nie pisaliby wierszy. Wspomniało się o dawaniu świadectwa. Poetyckie przetwarzanie nawet najprostszych wrażeń zmysłowych wymaga silnego sproblematyzowania „ja”, by ująć rzecz najkrócej. Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem kilka kawałków Williamsa, żeby to zobaczyć. O podmiocie lirycznym Reznikoffa można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest „obiektywny”. Wywody o „obiektywizmie” pewnych odmian poezji anglosaskiej, tak częste w teorii i krytyce zeszłego stulecia, były na ogół rezultatem mylącego kontrastu, jaki zachodził między poetami wykładającymi czytelnikom swoje „ja” na półmisku a tymi, którzy udawali, że tego nie robią. Lecz robili to wszyscy, nawet stary dobry T.S. Eliot. On tylko przykrywał półmisek takim czymś jak na filmach.

I tu pojawia się mały haczyk, który w XXI wieku, nie nadzwyczaj uprzejmym dla ludzi wychodzących przed szereg (wbrew pozorom), staje się dużym haczykiem albo nawet hakiem. Dlaczego mianowicie mielibyśmy my, czytelnicy, zwykli ludzie, poświęcać naszą uwagę cudzej uważności? Dlaczego mielibyśmy wczytywać się w opisy snów Johna Berrymana, kryzysów psychicznych Roberta Lowella albo w fikuśne koncepty Franka O’Hary? Co to, własne nam nie starczą, czy jak?

Odpowiedź „trzeba czytać wielkich poetów, ponieważ są wielcy” nie zadowala nas. Odpowiedź „trzeba czytać tych poetów, bo oni posługiwali się słowami lepiej niż inni ludzie” zadowala nas tylko połowicznie. Można natomiast ująć sprawę od – excusez le mot – tyłu: „trzeba czytać, bo można nie czytać”. Lowell, Ginsberg i O’Hara – przy całym nasileniu swoich osobowości, a ego mieli spore – nie przymuszali swoich bliźnich do lektury swoich wierszy, a już na pewno nie przymuszali nikogo do zachwycania się nimi. Proponowali coś od siebie, chcieli być dostrzegani i doceniani, ale przymusu nie było. Tym się oni różnią od „wielkości” lansowanych przez kręconą forsą, unetowioną kulturę masową, a nie jest to różnica jedyna.

Lektura wiersza jest aktem wolności i wyboru. Jeśli dla kogoś John Berryman jest smędzącym nudziarzem, twórczość Johna Ashbery’ego to zakalcowate słowotoki, a Frank O’Hara w swoich wierszach robi wrażenie przerośniętego dzieciaka z ADHD – to nikt nikogo nie będzie z tego powodu pozywał do sądu, odsądzał od czci ani wyzywał od najgorszych. Jest jeden warunek – aby uznać ich za takowych, trzeba ich pierwej poczytać. Na tym, ośmielę się mniemać, polega ostatnia wartościowa różnica dzieląca kulturę niemasową od masowej. Tą różnicą jest spokój i wgląd.

Lecz spokój ów niełatwo osiągnąć, bo w jego podstawie jest niepokój. Z tuzina poetów reprezentowanych w antologii Sommera chyba tylko Reznikoff, Williams i Cummings byli względnie dobrze dopasowani do oczekiwań swojego społeczeństwa i mieli tak zwane uregulowane życie (czwartym byłby Stevens, gdyby wszedł). Reszta to ludzie poważnie na bakier z „normalnością” swoich czasów – albo obyczajową, albo psychiczną, albo obiema na raz.

Ale to temat na inną pogawędkę. Więc żeby nie przedłużać, jeszcze tylko bon mot Hokusaia. Pod koniec życia – a dożył prawie dziewięćdziesiątki – powiedział on podobno: „Gdybym żył jeszcze kilka lat, nauczyłbym się wreszcie dobrze rysować”. A pisać? A przekładać?



Książka:

„O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich z reprodukcjami obrazów Jane Freilicher”, wybór wierszy i obrazów, przekład, opracowanie i posłowie Piotr Sommer, wydanie drugie, zmienione i rozszerzone, sto dziesiąta książka Wydawnictwa Karakter, Kraków 2018, stron 788.


Komentowany wiersz: Środowy dzień i magnolie ciche 2021.07.07; 05:24:27
Autor wiersza: zygpru1948
Wiersze miłosne, których twórcą jest Piotr Sommer -
Najpiękniejsza poezja miłosna oraz wiersze Sommera poświęcone miłości.


Zapewniam cię

Naprawdę nie znajdziesz na te kosmetyki
lepszego miejsca, nawet jeżeli dorobimy się
w końcu jakiejś szafki do łazienki i
nie będziesz strącać ich ręcznikiem —
ciągle będzie tysiąc powodów do narzekań
i tysiąc kawałków szkła na posadzce,
i tysiąc nowych zmartwień,
i znowu trzeba będzie rano wstawać



Ładna historia

Ładnie ci w tym
zieloniku, ale szyja
i tak odkryta, i głowa
pełna niedokładnie
jasnych słów (moja)
i oczy trochę też
od niego zmieniają
kolor (twoje)



Kruchość

Szedłem spać
nie pamiętając o niczym,
kurcząc się tylko na skraju łóżka,
wiedząc, że mam zostawić miejsce.

Zacząłem rok od mycia naczyń.
Woda była ciepła, niczyja,
nie musiałem się spieszyć.
Przed oczyma

stanęły wszystkie czasowniki,
być, pisać, kochać,
plączące się od lat.
Nie musiałem nic pamiętać

choć usta monotonnie
powtarzały słowo
pamięć, pamięć, pamięć,
jak gdyby poza nim

nic nie znaczyło nic.
I chcąc nie chcąc,
już na krawędzi snu,
zobaczyłem znowu twoją twarz

jak przed kilkoma godzinami,
w zeszłym roku,
zmęczoną, ale wciąż piękną,
ciemnogranatową jak jaskółka,

nieomal kruczoczarną,
i twarz siedmioletniego chłopca
skupioną i delikatną,
szykującą się właśnie do uśmiechu;

twoje czarne włosy
rozjaśniała jasna czupryna dziecka,
usta szeptały pamięć, pamięć.
Krople snu rozlewały się po szybie oka.


___________________________________________


https://api.culture.pl/sites/default/files/styles/1920_auto/public/2019-11/piotr_sommer_fot_bogdan_krezel_2009_forum-0430040672-2.jpg?itok=_S_90b53


Mój dawny sąsiad z ulicy Wierzbowej i dawny kumpel z Otwocka !


Komentowany wiersz: Środowy dzień i magnolie ciche 2021.07.07; 05:04:12
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Zapis powrotów


Najnowszy zbór wierszy Marii Danuty Betto nosi tytuł „Rejon śpiących drzew”. Książka wydana jest schludnie, zawiera 46 tekstów. Jeśli w poprzednich zbiorach tłem dla wierszy była przyroda, to teraz ustąpiła ona miejsca pejzażom natury osobistej. Autorka prowadzona przez poezję w „odludne miejsca”, czasami „dotyka nieba” („Oczekiwanie”), jednak coraz częściej „znikomość świata rozpatruje”. Konfrontuje się z własną samotnością, nieuchronnym przemijaniem. W zakamarkach codzienności dostrzega symbole przeszłości. Tak jak w „Powrotach”, gdzie wracając w progi rodzinnego domu, znajduje wyłącznie porzucone bibeloty, pustą budę psa i zdziczałą czereśnię.

Ta osobista podróż ma jednak drugie dno – historyczne. Rodzinna tragedia przechodzi tutaj bowiem w wymiar ogólnoludzki, narodowy. Taki motyw odnajdujemy w „Karuzeli” i „Zapisie”. W tym ostatnim czytamy:

Palił się kościół
(...)

Gromadził się tłum
I patrzył
(...)

Pękł ołtarz na dwoje
Runęła ambona
(...)

Rząd świętych
W ogień wstępował

Aspekt przemijania odnajdujemy tutaj w wielu tekstach. Choćby w eklektycznej „Kolejności”. Czas jest motywem wiodącym w tej książce. I chociaż dojrzała autorka pisze w „Rzeczywistości III” – „uczę się życia”, to ma się wrażenie, że owa nauka skupia się już wyłącznie na sortowaniu porażek. Od złudzeń, które pierzchły, po gorzką konkluzję nad własną cielesnością. Są więc tutaj „pałace złudzeń”, są lustra, których się unika. Jest wreszcie lekceważąca nas nadzieja (”Czasami”). W mądrym wierszu „Relacja II”, to wszystko klarownie się łączy, podsumowuje, prostota narracji buduje dramatyzm. Wyjątkowym wierszem jest też „Teraz”. To szczególny zapis emocji, wyciszonych, dojrzałych. Przytoczę fragment:

Chodzę
Ze śmiercią pod rękę

Początkowo patrzyłyśmy
Na siebie bokiem

Nie maltretowałam jej
Strachem lub protestem

Nie pytałam
Jak będzie potem

Śmierć sama nie wie
Jest tylko
Od wypełniania zadań
(…)

Być może jest tak, że poezja ocala. A zaprzęgnięta do niej wyobraźnia dopełnia niedoskonałą rzeczywistość. Kiedy bowiem „wysycha rzeka wspomnień” (”Cień”), to właśnie wyobraźnia wespół z poezją, posiadają moc przywracania młodości, pamięci o ludziach onegdaj niezastąpionych. Taka perspektywa pokrzepia, stawia przed upiornym wizerunkiem śmierci nowe cele. To może być kolejny, udany wiersz, niezaplanowane uczucie, albo świadomość przynależenia do wielkiej, poetyckiej wspólnoty, której przewodzi Herbert i Sylwia Plath (”Obietnica”). W „Jasności” poetka jest przekorna, słyszy „szepty nieba”. Zapowiada bliskie rozstanie. Ale więcej w tym kokieterii, niż kapitulacji. Bo przecież w innym wierszu manifestuje własną odrębność – żywiołowo recenzuje współczesną poezję, zarzuca jej teatralność, promowanie wątpliwych zasad moralnych. Nie jest zatem tak, że świat jej zobojętniał, że ubiera się już tylko „w pióra modlitwy”. W „Odwrotności” czytamy:

W snach moich
Poeci

Przepowiadają
Kolor nadziei

Nową konstrukcję wiersza

Tańczą
Ich resztki sumienia

Za każdym razem
Krzyczy we mnie człowiek

Tomik „Rejon śpiących drzew”, utrzymany jest w tonacji żałobnej. Ale to wulkan energii i optymizmu. Poetka nas zwodzi, sprawdza. Zaprasza do konduktu, ale dodaje, że będzie on radosny. Widać to choćby w „Nadziei”, gdzie „ przez chmurę przebije się słońce i dzień”. Maria Danuta Betto jest wybitną afirmatorką życia, trzeźwo oceniającą rzeczywistość. Nawet swój własny udział w bolesnym przemijaniu. Ufa przeznaczeniu, nie tylko w wymiarze osobistym. Trzeba mieć nadzieję, że rezultatem tego przeznaczenia będzie niebawem jej kolejny zbiór wierszy.

Książkę polecam.


Maria Danuta Betto, Rejon śpiących drzew, Dobrzyńsko-Kujawskie Towarzystwo Kulturalne, Włocławek 2015, ss. 51.


Komentowany wiersz: A to szczęście między ogrodami 2021.07.06; 07:42:20
Autor wiersza: zygpru1948
Piotr Wiktor Grygiel


„Na krawędzi wiersza…” Orzełek czy reszka...?

Pierwsza jaskółka „wiosny nie czyni” - to wiemy, ale każda następna... już pewniej. Po tym ostatnim wyznaniu, obaj wiemy, że siedzimy blisko siebie na jednym, cieniutkim drucie, szczebiotem (?) zapraszając inne siostry poezji do lotu „nad jaskółczym gniazdem”. I ta myśl nie dająca spokoju: „(...) ale jak to poeta - jego myśli są wszędzie. // Zatopiłem się we własnych / czekam na telefon z Belgii - / tam moja miłość ma skrzydła / I jest w tym aromat kawy / zapach truskawek / i wieczna ucieczka od marzeń / by spotkać się ze mną / na paryskiej ulicy - / może spotkamy Adama (...) // - Dotknij mnie - a liściom będzie lżej”... (Z wiersza „Ulica de la Sante”.) „(...) może niebo usłyszy / rzeczywistość jest inna”... (...) (Z wiersza „Patti Smith”.)

Na odloty i przyloty, ale też na odświętność każdego dnia, szarość pokrywamy przywdzianym garniturem - splendoru chwili, jaskółki tego nie czynią; są uwięzione odcieniem czarno-białych piór. Czy tak postrzegają świat...? A może w ten sposób nie chcą być rozpoznawane przez innych...? Człowiek-jaskółka?

Poeta Zygmunt: „Niby jest inny / bo minął dzień - tydzień - miesiąc / i lata których zatrzymać nie można. // Ale kiedy stoi człowiek przed lustrem / zamieszcza w nim swoje życie - / jak był dzieckiem - szczeniakiem / i tym kim teraz jest. // (...) Dzisiaj jest dorosły / wybrał wzór człowieka spokojnego - / jest kochany przez kobietę / która przed lustrem myśli o nim”. (Z wiersza „Człowiek przed lustrem”.)

Kobieta, ptaki, świat. Świat, który wcale nie jest czarno-biały, lecz postrzeganie go w dualistycznej formule wywołuje wstrząs na zasadzie kontrastu, wyróżnienia. To jakby awers i rewers tego co w środku, tego clou istoty rzeczy. Zygmunt Jan Prusiński znajduje klucz, by przeniknąć do owego środka, bo przecież bez kobiety, ptaka, świat nie istnieje, przynajmniej w naszym wydaniu. Często powraca motyw - kamienia i... ciszy! Ale, jeśli krzyk jest milczeniem, to i kamień przemawia: „Milczą ci co głośno mówią / i także ci co krzyczą / o nowonarodzonych wiosną. // Nie widzimy tylko przegranych / mijamy spiesznie - udajemy się / w kierunkach zaznaczonych / by marzenie przestało być / metafizyką.” (Z wiersza „Pod głos na głos”.)

Rozgłos jest „przytulony” do jego serca, przytłumiony patriotycznym bólem przepełnionym nadzieją: „Niech się zagoją te rany na drzewach - / co jest winne drzewo, piasek i kamień? // (...) Bo tam na wschodzie żyje Las Katyński; / otwiera się Serce - tam, tam Polska śpi.” (Z wiersza „Weźmy ciszę do serca”.)

W skrzydłach wędrowca, powraca niczym rodzimy ptak, przywiązany terytorialnie ze świadomością powszedniości: „(...) Zbieramy kamyki szczęścia, / byśmy przeżyli następny rok... // Żyjemy - zawsze - pod wiatr, skruchę / pieścimy w rękach wedle pieśni ciszy. // To my, naród na piaskach, modlimy się / za spokój zmarłych - którzy mają spokój!” (Z wiersza „Chowamy się w ciszy”.)

„Moje kamienie to życie / Zbieram kamienie jak modlitwy złożone / na skrzydłach, ptak biały odleci tam / przenieść wieści za ostatni słoneczny las. // (...) Bo ludzie to cienie minionego dnia, / kobieta otwarta na miłość skubie korę, / z drzewa - sosna nie krwawi żywicą.” (Z wiersza ***.)
Jego powroty to spowiedź o tożsamości, objawy wierności z samym sobą: „Polska - kraina rosnących cierni / w ludziach. Niby szczęśliwi na plakatach, / serca mają skrwawione bólem. // Polska - majestatyczna spowiedź, / na gorąco zbieżna, w korzeniach żal. / Tylko drzewa nie mówią... // Polska - młodość w pacierzach / nabyła się kompleksów. Tak mało / wiemy o Niej - my podróżni! // Polska - w obrazach Wyspiańskiego, / w strofach Norwida, w muzyce Szopena. / A naród wciąż bez spełnienia - jak żyć? // Polska - wieczna tajemnica zaśnięcia.” (Wiersz „Noszę Polskę w sercu”.)

Bezsilność poety w zderzeniu z wcale nie iluzoryczną - jak sam mówi - materią, z „dosłownością obrazowania”. Czy tylko?

„A nad borem szept poezji // nie będę wchodził w kolizję, przyroda / ma swoje prawa - układa się światło, / a porost drzew przy stawach nie milczy. // Chciałbym złożyć przysięgę za Polskę - / czy można o niej pisać że jest wolna, / jak te trawy spowite z pieśni bez nut? // Zaczekam na ostatnie słowo - ureguluję / czas wiersza nad potokiem dla kobiety, / która wciąż czeka że przeniosę ją do snu.” (Wiersz ***, „Tryptyk z nowym słowem roku”.)

Pogodzenie z czasem wzajemnego przenikania: „Ściemnia się Józefie, ściemnia się i ściana, / na którą patrzę przed zaśnięciem. // W kraju o głębokiej bliźnie która się nie zagoi, / gram na gitarze ciche melodie. // - Dlaczego Józefie wciąż błądzimy, / i po drodze pytamy o szczęśliwy kraj? // (...) budzą się strony twoich książek, / szeleści w nich i świerszcz i konik polny. // A porozrzucane kwiaty na dalekiej łące / imię twe wypowiadają... // Dlaczego? - Dlaczego?” (Z wiersza „Tańczą komary wedle hasła: swój czas”.) Człowiek - brzmi dumnie! A kim jest tak naprawdę? A skoro klucz do szczęśliwości formuje się nad wylotem z poziomu - tam, coraz to wyżej i wyżej - w krainę poezji Natury, poeta Zygmunt próbuje coś w sobie zmienić, odwzorować nie tylko dla własnego „świętego spokoju”: „Ulepić człowieka / z gliny, może nie, / bo stwardnieje jego serce. / Więc z czego, / może z chleba - też stwardnieje. / Może z liści akacji, / może z piórek ptasich. / Nie wiem sam, / ale dlaczego musi być / człowiek na ziemi... / Lepiej lepić motyle w maju.” (Wiersz „Ulepić człowieka”.)

To jest zbyt trudne, więc w tej samej postaci człowieka - ptaka, nastaje pora powrotów do gniazda: „Byłem w podróży. (...) Ten wehikuł czasu otwierał strony - / (...) // Wracam moja żono, bo tyle wierszy / zostawiłem poza miastem na szlaku. / (...) // Mijam te noce samotne. Opustoszały / jeziora - szeleści przede mną droga. / Tylko ty się liczysz w tej epoce, / dajesz siły przetrwać, jesienne kwiaty / przyniosę ci do domu - przywitaj mnie.” (Z wiersza „List wierszem dla żony...”)

Porywając się na poziomy twórczego lotu Zygmunta Jana Prusińskiego należy zachować dziewiczy balans, również nie ulec trawestacji, co to: „chciałabym, a boję się”, a bardziej zachowawczemu: „zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko”. U niego wszystko jest... poezją, o różanym smaku, nie tylko daje się częstować, ale ze smakiem zjeść, więc warto mieć to ciasteczko, by kolejni smakosze mogli je skosztować.


Poczytny, bydgoski miesięcznik literacki „Akant” (Nr 3 (250), Rok XX, Marzec 2017) zamieścił (na s. 12) wiersz pt. „Na krawędzi wiersza w Neapolu”, autorstwa Z. J. Prusińskiego, z tytułu którego zaczerpnąłem słów kilka do niniejszej publikacji. Wyróżniam ów utwór, gdyż jest to swoiste soma - jakby powiedzieli znawcy anatomii ciała, kwintesencja (cokolwiek by to oznaczało) osobowości autora.

Samotność jest jak dym; wciąga namiętnie, bezdyskusyjnie i nieodparcie, każdego - w jej zasięgu. Jeśli pochwyci - mocna trzyma. Wolność jest osamotniona i... lotna, jak ptaki.

Poeta Zygmunt Jan Prusiński „ulata w zaparte”. Nigdzie nie powraca; jest wszędzie - w locie, chociaż ma takie złudzenie. Tym razem: „Wstałem dzisiaj jakby bez snu - nie śniłaś mi się ani na moment, / przychodzę jakby stamtąd, dotykałem wulkanicznych skał / stąd uprawa winogron i oliwek, / można powiedzieć na złotych glebach. // (...) Ode mnie do Neapolu nie jest daleko, pojadę tam książkę ukończyć... / moja samotność jest szczytem sławy, (...) // Wracając wstąpię na wzgórza Avelino, zaśpiewam tutejszą pieśń wędrowca, / o miłości niespełnionej z obu stron słońca.” (Z wiersza „Na krawędzi wiersza w Neapolu”.)

Piotr Wiktor Grygiel - Pawłówek


Zygmunt Jan Prusiński, „W ogrodzie Norwida”, Wstęp i wybór wierszy - Jerzy Fryckowski, Redakcja - Zbigniew Babiarz-Zych, Wydawca - Starostwo Powiatowe w Słupsku, Słupsk 2014, s.106

_________________________________________


Komentowany wiersz: A to szczęście między ogrodami 2021.07.06; 07:33:07
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Wizyta


Mógłbym żyć wiecznie
Ale tylko wtedy
Gdyby wieczność
Była poprzednim
Piątkiem

Rano poszedłem na rynek
Kupiłem kiełbasę i śledzie
Do pomidorów cebulę
Do jaj w majonezie
szczypiorek

Musiało być na bogato
Gdyż zapowiedział się z Niemiec
Jacek z
Z Beatą

Zasiedliśmy za stołem
Było kulturalnie
Jacek czytał wiersze
Beata stroiła moją
Gitarę

Pojedliśmy
Popili
I jeszcze poprawili
W sobotę


Komentowany wiersz: A to szczęście między ogrodami 2021.07.06; 07:31:21
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Skrzypienie


Ostatnio wokół mnie
Coś głośno skrzypi

Jakby naprężone do granic
Chciało runąć

Skrzypi stara szafa
Drzewo podmywane falą
Parasol na wietrze

Ale to coś
Skrzypi
Groźniej

Nasłuchuję
Rozglądam się
W tramwaju
W sklepie
Na ulicy

Ale widzę tylko
Tłum głuchych


Komentowany wiersz: A to szczęście między ogrodami 2021.07.06; 07:29:35
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Porządki


Od kilku dni
Moja matka robi porządki
W szufladach

Zostawiam ci zdjęcia
Mówi
Ale papiery spalę
Żeby po mojej śmierci
Nie zawracały ci głowy

Dopiero teraz
zaczynam myśleć
O własnych papierach

Nocami włączam światło
Patrzę na stosy gazet
Książek
Korespondencję

Nie mam spadkobierców
Myślę więc o dzieciach
Moich przyjaciół

Ale tylko tych
Które nie mają
Pieców


Komentowany wiersz: Ile w tobie nieznajomych miejsc 2021.07.05; 06:17:55
Autor wiersza: zygpru1948
Piotr Wiktor Grygiel


„Na krawędzi wiersza…” Orzełek czy reszka...?


Ptaki są uosobieniem wolności, przecież Natura jest nimi, my także, lecz nasza drapieżność, niestety, jak „widać i czuć”, jest dalece bezrodzajowo destruktywna: „(...) // Piszę wiersze na starej korze, / zmarszczki płyną po sośnie / jak zapomniane rzeki... // Wtulam się w ciepło drzewa, / rozgarniam myśli w gęstej mgle. // Szukam żywego portretu na niebie; / jest tylko muzyka cicha, jak skomlenie. (Z wiersza „Niosą nam ptaki nadzieję”.)

Poeta Zygmunt Jan Prusiński osiadając na łonie przyrody (na szczęście, jeszcze jest gdzie), dostrzega: „(...) po prostu iść / tam gdzie rzeczna modlitwa / ma swe walory - / tylko malować gdybym umiał. // (...) jakże mnie poruszyła / natura potrafi stworzyć nastrój / i pobudzić do życia / skosztować jesienne owoce / wydłubać myśl z kory / wprowadzić do wiersza / zakrztusić się z wrażenia / tym co zobaczyłem / a jestem spostrzegawczy. // Ta Ina w górnych partiach / zwężała swe biodra / sporo zakrętów - / czułem się otwarty / do otwartości / opowiadałem jej o tobie (...) // Kronika życia w wierszach ma sens / zwiastun początku i końca / jak drzewa na wiosnę i jesienią (...) // Dziękuję za te godziny z tobą spędzone.” (Z wiersza „Rzeka od lewej strony mostu”.)

„Tam jest tak dziko / poczułem się jakbym był u siebie / skaleczony urokiem nad Małą Iną /specyficzna cisza - tu nikt się / nie kłóci i nikt nie jest ważny. // /Na wzniesieniu jedenaście / królewskich topól a każda z nich / ma swoje imię - trzeba je odgadnąć. // Ta mała rzeczka / płynie w mojej książce (...) // W niej baśnie się rodzą / a drzew tyle że nie mogłem / zliczyć po obu brzegach - / to mój świat z dala od ludzi / bym mógł pomyśleć o życiu / i o materii z której powstałem / by żyć z drzewami / by żyć w odkupieniu / z ludzkimi grzechami / niżej i wyżej / trącać liście w pozdrowieniach / na dzień dobry i na do widzenia // A jedenaście sióstr / niczym księżniczki / zanuciły mi Pieśń Powrotu. // I wrócę z książką „W ogrodzie Norwida” - / i będę czytał im treści w niej zawarte / o samoczynności i samotności w oczach Stwórcy / poniekąd przyprowadził mnie tu.” (Z wiersza „Jedenaście imion sióstr”.)

„Spoglądam z szuwarów i ja w bieli ukryty, (...) // (...) Zdobię kory w leszczynach i jarzębinach - (...). (Z wiersza „Tańczysz w wodzie balet muz”.) Dotknięty ożywczym powiewem jodkowego dobrodzieja, trzeźwego spojrzenia oczywistej oczywistości, kontestuje: „(...) Jeśli mówisz kobieta / i masz ją ciągle w oczach / nie twórz namiętności / nie pisz wierszy o niej / ta jabłoń jest dekoracją / przy dorzeczu muzyki.” (Z wiersza „Przy dorzeczu jabłoń, która nie kwitnie”.)

„Samotność długodystansowca” często, za często, charakteryzuje szlachetność ptaków w odlotach - przelotach. Rajskie ptaki (zwłaszcza te „przejaskrawione”) nie latają daleko, stąd osiągi słabsze, często... niezauważalne. Im dalej - tym trudniej. Więcej dylematów. U poety Zygmunta Jana Prusińskiego pewność miesza się ze skromnością, pokory być nie może - nie doleci! Nigdzie!

„Modlitwy ukryte jak kamienie. / Błądzi teraźniejszość jakby była pijana, / otwiera się leszczyna, częstuje orzechami / tych co są twardzi. / Nie przyjmuję poczęstunku, podniosłem / tylko jeden orzech na pamiątkę. // (...) nie wychodzą mi liryki o miłości, / jakby ognisty zalew koloru niewiadomego / wywrócił spokój w gnieździe posłanym, / gdzie miała kwitnąć doskonałość. // Rozszerzam bardziej ciszę na strony. / Jestem poszukiwanym przez samego siebie, / nawet lustra nie pomogą i światełko / w szparze dla nadziei. / Uwalniam się od pozorów, rozdaję karty / pod akacją jakbym miał usłyszeć / z ust niemego, że mi powie prawdę / o znaczeniu niepojętym przez mgłę, / która nie opuszcza mnie od kilku dni, / wyłączam światło - wolę ciemność.” (Z wiersza „Ognisty zalew koloru niewiadomego”.)

„(...) // Zgasimy białe światło nocą / jutro też jest dzień opowiesz mi / o powrotach do pustego domu.” (Z wiersza „Roman Śliwonik”.) „Tudzież moje istnienie, / w kartach nic nie ma, / czarne kolory jak chmury / przed burzą, zlewa się / ołowiana apokalipsa / w literaturze i na obrazach. // Migotliwie rozpoczynam podróż, / w poezji jest taki pociąg / bez maszynisty i konduktora, / rozkwita pamięć po (...) // Jesienne podróże są ciche, / wkoło zasypiają tangary, / robi się ciaśniej na przyczółku, / ziewa puszysty orszak ku sukcesom, / polityka wdziera się nawet / do sypialni, posypana pudrem / czas wstyd zakrywa - a my tacy / niedołężni i z nadwagą, / do snu wracamy. // Kolebka twojej Polski / była zupełnie inna, / nie ma dziś podobnego Norwida - / są tylko pokraczne słowa. (Z wiersza „W ogrodach jest późno na zachwyt”.)

W biogramie „Do Czytelnika” (w kolejnej antologii wydanej przez Starostwo Powiatowe w Słupsku, pt. „Świat idzie inną drogą”) zdradził swoje credo twórcze, oto ono: „/.../ i tylko w nią wierzę, właśnie z poezją duchowo wziąłem ślub, zawarłem związek. Jako poeta wolności jestem zwolennikiem wolnej przestrzeni, wolnej przyrody, wolnej racji każdego najmniejszego zaistnienia.”

„Czasem zatrzymuje się przy wolnej ławce / zawsze gdzieś w pobliżu drzewo rośnie / to tacy dwaj przyjaciele - obaj milczą. // (...) Siedzę na ławce i piszę o doskonałości ciszy / i o muzyce grającej kobiety w oddali...” (Z wiersza „Ewa gra na saksofonie”.) „Odpoczywałem, bliżej okna / żeby mieć prześwit i zapach wiosny / też bliżej. W ogóle bliżej jest łatwiej, / wtedy tworzy się zwężenie wąskiej myśli. // (...) Rozmieniamy rzeczy i dotykamy, odwilż / pulchnieje jak pączek zakwitania - / wróciły bociany i szepty. Nikt jednak / nie jest w stanie zrozumieć.” (...). (Z wiersza „Zaszłaś daleko”.) „(...) A ja jego uczeń w Szkole Aniołów / uczę się jak pisać dobre wiersze. // Bo wiersz to modlitwa - to echo / które powraca lotem jaskółki.” (Z wiersza „Stanisław Grochowiak nie śpi...”.)


Część II


Komentowany wiersz: Ile w tobie nieznajomych miejsc 2021.07.05; 06:05:16
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Twarze i maski


Czytając nowy tom wierszy Zofii Grabowskiej-Andrijew, czytelnik znajdzie się w gabinecie luster. Książka „Twarzą w twarz" to zbiór kilkudziesięciu kartek, będącymi jednocześnie lustrzanymi taflami. Obiektem ich wnikliwej penetracji jest twarz artystki. „Notatnik twarzy zmarszczkami pisany" jest tutaj nie tyle wertowany, ile poddany dogłębnej analizie. To swoiste studium porównawcze podkreśla również graficzna strona książki.

Autorka zamieściła w niej własne fotografie z różnych etapów życia.
Wizerunek młodej dziewczyny sąsiaduje z twarzą dojrzałej kobiety. Oba wizerunki są piękne. Motywy zegarów, zbiorów liczb i cyfr, uzmysławiają upływ czasu, fakt, że wszystko co miało początek, zmierza nieubłaganie do kresu. W symboliczne oko wpisana jest nawet numeracja stron. W wierszu „Patrzę w odbicie" czytamy:

Patrzę w odbicie własnej twarzy w lustrach
Zaglądam sobie w oczy wprost i z boku
Dręczone śledztwem nie spuszczają wzroku
Jakby oślepły zamarłe ze strachu

Autorka nie podąża za wyświechtanym szablonem, nakazującym iść ścieżką estetycznych walorów. Nie robi bilansu strat, konfrontując swą dawną powierzchowność, z dzisiejszą. Unika takich literackich samograjów. Upływ czasu, jego nieodwracalne skutki, traktuje jak kolejny etap w eksperymencie zwanym życiem. W kilku wierszach przywołuje Pabla Picassa. Wszyscy pamiętamy kobiece twarze sygnowane tym nazwiskiem: asymetryczne, zniekształcone, każda zlepiona jakby z wielu. Taka interpretacja bliska jest poetce. Odnajdujemy ją w wierszu „Tu dziecko":

W albumie portret złożony z migawek
Każda dodaje nowych rysów znaczeń
Nie rozwiązuje ukrytych zagadek
Co ruch to postać widziana inaczej

Pozór i stylizacja, dwa fundamenty współczesności, są dla poetki synonimem fałszu. Wielkomiejski bilbord zasłania często krajobraz z szaletem. Ludzie zakładają maski, żeby nędza ich duchowego pejzażu była mniej widoczna. Taki gatunek człowieka-wydmuszki ma poetka w głębokiej pogardzie. Widzimy to choćby w wierszu „Z głęboką wiarą", w którym drwi z takich formalnych zabiegów. W tym wypadku artysta malarz przenika przez makijaż modela, by w portrecie bezlitośnie obnażyć mizerię jego wnętrza.

Poetka ufa, że w innych okolicznościach, taka przenikliwość jest równie powszechna. Ze blichtr, prędzej czy później, zostanie zdemaskowany i zdyskredytowany. Że „prawdziwa twarz" zatryumfuje. Sama jednak, rozsądnie i wnikliwie, dostrzega zagrożenia. Jednym z nich są media. To dziedzina współczesnej sztuki, która na potrzeby mas, zniekształca nasz wizerunek, trywializuje go, wpasowuje w szablon. A rzeczywista prawda o nas – jak pisze – zostaje nierozpoznawalna. Lub co gorsze, dla sformatowanych kulturowo odbiorców, uchodzi za własne przeciwieństwo. W wierszu „W biegu" czytamy:

Piszesz.
Do wielu ślesz swoje przesłanie

Po kilku wejściach jest odpowiedź na nie:
- Prawda to maska. Dość tego ściemniania

Ale są w tym zbiorze wiersze innej natury. Fantastyczne, kosmologiczne, astralne. Uważam je za najlepsze. Przede wszystkim, z powodu języka. Poetka świetnie nim operuje, potrafi dostosować do własnej poetyckiej konwencji. A trzeba dodać, że wybrała wiersz regularny, samoograniczający się melodyką i rymami. Wymienię kilka tytułów – „Ja bezcielesna", „Widzę już bramy", „Wolna od granic". Wybrałem te pozycje z uwagi na ich klarowność, kulturę, i domniemany zestaw lektur, który musiał złożyć się na kształt tej twórczości. Ale powiem otwarcie, nie każdy czytelnik będzie kontent z ich profilu. Zwłaszcza młody, wychowany na wierszu nieregularnym, odrzuci go, uznając za anachronizm. Bo rzeczywiście, nie znajdzie w wymienionych tytułach odniesień do teraźniejszości. Orbitują bowiem poza nią, w galaktykach iście futurologicznych. Niemniej, z jaką gracją! Oto przykład:

Wolna od granic zamkniętej przestrzeni
Na peryferiach wielkiego kosmosu
Chcę znaleźć Stwórcę który pył chaosu
W czystą konstrukcję kryształu zamienił
Dokoła cisza
Podziwiam bieg planet
Bezkolizyjny
Wszystko się porusza
Tu w konstelacje gwiazdy poskładane…
Model kosmosu rachunkiem geniusza.

Ostatni wiersz tego zbioru skierowany jest do czytelników. Taki zresztą nosi tytuł. Zofia Grabowska-Andrijew apeluje w nim o uwagę dla własnej twórczości. Od aplauzu, ceni sobie wyżej „myślącą ciszę", ufa bardziej refleksji, niż pochwałom. Zapomina, że może liczyć na jedno i drugie. Przynajmniej ze strony piszącego te słowa.

Książkę polecam.


Zofia Grabowska-Andrijew: „Twarzą w twarz", Poznań 2009, Dom Wydawniczy „Rebis" s.59


Komentowany wiersz: Widziałem tam ciebie jak stałaś wśród drzew 2021.07.04; 06:40:45
Autor wiersza: zygpru1948
Piotr Wiktor Grygiel


„Na krawędzi wiersza…” Orzełek czy reszka...?

Poeci są ptakom podobni. Jakkolwiek spowszedniałe może być to stwierdzenie, to niewątpliwie Zygmunt Jan Prusiński nim jest! Niekoszykarskiego wzrostu, postać lotna, jakby w piórach puchowych oblekła, z brakiem wyraźnego dotyku podłoża. Jego rozpostarte, wysrebrzone już mocno skrzydła, unoszą poetycko odrealnione kompozycje ponad licznymi szczytami, silących się na maksymalne wypiętrzenie pagórków, tudzież ambitnych, podrygujących dziarsko górek słowiczych.

Kilkanaście lat temu przebiegł mi drogę i tak szybko jak podfrunął, zniknął, wpatrzony w cudowność umykającego przed nami, jeszcze szybciej od nas dwojga, obłoku. Zbyt obszerny płaszcz, którym był okrył u podnóża zroszone, łąkowe kwiaty, a jego całkowicie, wkrótce rozdawał jako władca nadmorskiego kramiku każdej, choć na chwilę przystającej obok niego dziewczynie. Jeśli kwiatów zbyt szybko zabrakło, a kolejna cud-dziewczyna tuż, tuż, spod krawędzi jego kapelusza wypadały (i nadal wypadają) świergocące, kolorowe, wierszowane układanki, które tymże na osobisty kredyt proponował. Wszystkie okrasza jasnym spojrzeniem, lekko przymrużonych, zaokrąglonych oczu oraz dyskretnie ukrytym, pod wydatnym wąsem, gościnnym uśmiechem.

„Cienie które mijam mają swoje nazwy. / Zapobiegliwy zamykam okiennice / czuję w powietrzu nadchodzącą burzę / tylko gitara o deszczowych dźwiękach / otwiera słuchającym serca. // W moim mieście kobiety poruszają się muzycznie. / Ich biodra wołają o pamięć - / nie zawodzi i nie kruszeje a wręcz / zmaga się elastyczność drgań / na jedno pocieszenie strun w wiolonczeli. // Symbioza nie kaleczy kędy noszę koszyk wierszy. / Wiem, że czekają jak sikorki na mnie / bym rozdawał im po jednej zwrotce / zapisanej kilka razy przez kalkę - / może i powtarzam te zmiany w kobietach. // Moje miasto niczym ze snu / aprobuje łączenie namiętnych źródeł.” (Wiersz pt. „Kobiety i wiolonczele”.)
Wśród ptaków gatunek samotnika, indywidualisty i takowej emanacji wnętrza. Radykalnie usposobionego z ogromnym „hallo” najbliższego z możliwych horyzontu. Jeśli chwilowo w przelotnym, blisko gatunkowo stadzie, to z nutką wrażliwości - cenzusem dla otoczenia: „O z tego coś będzie, a z tamtego ...no ...może, może, ale...”. Po czasie okazuje się, że nie chybia (?!) i... prawie, prawie - upolował!

Europejczyk - jak zwykł często mawiać znany satyryk, Jan Pietrzak - Zygmunt Jan Prusiński miłośnik kobiet i... pomnikowych poetów, nie tylko rodaków, zapisanymi przemyśleniami na karteczkach mógłby zasypać co najmniej jeden kontynent! Ptak lekki, płodny i rozpoznawalny (tudzież porywczy!). W przelotach rozprzestrzenia się, rozgłasza, a najcenniejsze, długodystansowe pióro trzyma mocno za... pazuchą, czego jesteśmy świadkami, zwłaszcza odczytując Jego wierszowane „intencje”:
„Nie znasz tego co ja mam / kobietę w łuskach tajemnic / jest pachnąca jak pachnie książka / świeżo wydana w oficynie.” (Z wiersza pt. „Doszliśmy do wyrwy...”), „(...) szykuję pióro by coś zapisać / o czerwieni z ust nocy (...) // i jaka czujność do końca posłuchać / Non, je ne regrette rien - // słuchajcie sowy w katedrze!” (Z wiersza „Edith Piaf”.)

Mógłby mieć z dziesięć tomikowych pociech, daleko bardziej donośnie kwilących, a ma ich... trudno zliczyć, że wymienię w kolejności, tak jak podaje: „Słowo” (1987), „Oaza Polska”, oba wydane w Monachium, „W krainie żebraków słyszę bluesa” i „W ogrodzie Norwida” wydane w Słupsku. Wziąwszy pod uwagę jego płodność literacką, należy ubolewać, że tak mało. I gdyby nie Starostwo Powiatowe w Słupsku - mecenas „wrażliwców”, pod egidą niezrównanego pasterza „dusz” - red. Zbigniewa Babiarza-Zycha, który egalitarnie pod skrzydła, skądinąd szacownej instytucji, zagarnia coraz to nowych opierzonych i nieopierzonych (jeszcze) „pierzastych twórców”, nie byłoby o kim pisać. On - wielbiciel, taksujący taksonomicznie męską odmienność ujętą ujmującym słowem - dziewczyna, tudzież - kobieta, zapadający w słuszne skądinąd, łatwe do przewidzenia - zagubienie, oczekiwanie pokłada w nadziei wierszowanej talasoterapii. A kotwicząc na gnieździe bocianim o średniej wyporności w oglądzie, łajbie usteckiego portu, podskubuje lotne piórka, by schlebiać morskim wiatrom. Tam można odszukać „ego” poety Zygmunta z pękatą ust-teczką.

„Budowałem latami to miasto. / Całe życie zbierałem chrust / by ogniska pachniały i kobiety / wokół w sukienkach i czółenkach. // Nasilała się mgła schodząca z gór. / Pasterz muzykant na fujarce grał / górskim kozom które wdzięczne / rozśpiewały się chóralnie ze mną. // To nic nie szkodzi że moje miasto / maluję wciąż na płaszczyznach snu - / ważne są wolne kobiety wędrujące / między drzewami zapisując swe imiona.” (Wiersz „Miasto pięknych kobiet”.)

„(...) słychać was było dalej / niż wiersz może dotrzeć. // Na krótko przybyłem do Mielna / by jej powiedzieć / na małej łodzi Zefirek, / że piękno polega na mądrości / dlatego tyle zakątków / zapisywaliśmy wzrokiem. // Pojmowaliśmy poniekąd / na jeziorze do Osieki płynąc / żeby żyć trzeba kochać, / nawet nie wiecie kim byłem / tak blisko przy niej siedząc / w objęciach przyrody łaskawy.” (Z wiersza „Morska gwiazda”.)

część I


Komentowany wiersz: Widziałem tam ciebie jak stałaś wśród drzew 2021.07.04; 06:29:44
Autor wiersza: zygpru1948
Ludwik Filip Czech - Smak odrębności


Mirosław Pisarkiewicz jest autorem zbioru wierszy "Po drugiej stronie tłumu". Książka zawiera 63 utwory. Poeta dodał fotografie własnego autorstwa. Już sam tytuł tomiku zapowiada pochwałę odrębności, podróże w okolice rzadko uczęszczane, nietuzinkowe spojrzenie na rzeczywistość. Ta jest bowiem dla poety kontynuacją dzieł poprzedników, zbiorem tradycji, obrzędów, wreszcie biblioteką pełną manuskryptów.

Ta pokoleniowa scheda, chociaż ogólnie dostępna, zdaje się nie wzbudzać większego zainteresowania. Zwłaszcza tytułowego tłumu, który nie lubi zaprzątać sobie głowy archiwaliami. Hołduje teraźniejszości bez przeszłości. Bierze rzeczywistość za dobrą monetę, wybitą tu i teraz. Pisarkiewicz czuje niechęć do pospolitości. Gardzi intelektualną abnegacją. Nie ukrywa, że chce być depozytariuszem tych pomijanych przez większość dóbr. Nie wystarcza mu jednak rola kustosza, zmiatającego pajęczyny z grzbietów ksiąg, lub z gotyckich kolumn. On wertuje te księgi, ogląda litografie, wędruje śladami przodków, odwiedza ich groby. Sonduje przeszłość by lepiej zrozumień własną rolę w dzisiejszość. W wierszu "Batignano" czytamy:

/.../
biorę w dłonie renesansowy starodruk
z ręcznie pisanym ekslibrysem
świętobliwego męża

obracam w dłoniach nierozcięty czas

Ten "nierozcięty czas" jest zapowiedzią podróży. Zwłaszcza takich, dla których wehikułem jest wyobraźnia. Bez niej bowiem toskańskie miasteczko /"Batignano"/, prawosławny monastyr /"Kosowo"/, czy zwykła, przybrzeżna skała /"Zatoka Akaba"/ byłyby tylko punktem na mapie podróżnika - jakąś zapomnianą prowincją, przypadkowym, kamiennym sklepieniem, banalnym elementem krajobrazu. Poeta przywołuje ich ducha, na nowo zakorzenia w historii. Własną obecnością zwraca im zapomnianą tożsamość. W tym celu podróżuje, wśród krętych uliczek szuka swoich bohaterów /"Pessoa"/, sam staje się aktorem na deskach teatru historii /"Lisboa"/. Wiersz "Opowieści z Alhambry" łączy z sobą smak realnych wypraw z tajemnicą rytuałów i snów. To charakterystyczna cecha tych wierszy. Przytoczę całość:

pamiętam nostalgiczny zapach powietrza
w cytrusowym listowiu
zapomnianego dziedzińca
i śpiew Loreeny McKennitt
pomieszany z rozedrganą wodą

reszta zatarła się
w orientalnych ornamentach
snu

Ten zbiór nie jest wyłącznie ukłonem w stronę poezji drogi. A już na pewno nie tej tradycyjnej - z kompasem, mapą, kurzem pod obcasami. Jej wymiar jest głębszy. W wierszu "Antypody" poeta schodzi z utartego szlaku, żeby pomodlić się w półmroku kościoła. Pisze - "cisza jest odwrotną stroną świata". W "Fatimie" czytamy -"Klęczę z ciszą". Owa cisza jest zatem celem tych wypraw. Azylem dla duszy i ciała, substytutem czyśćca. To ona prowadzi poetę do bram filozofii, poszerza perspektywę, pomaga porządkować doznania. Staje się wstępem do twórczości. Ale przede wszystkim jest furtką do zakamarków własnej tożsamości /"Biblioteczka"/. Stąd już krok do pochwały błogosławionej codzienności, zdarzeń z pozoru banalnych /"Wierność"/, wreszcie tęsknoty za relacjami z drugim człowiekiem /"Spokój VII"/. A wszystko to spina klamra żarliwej wiary, zaakcentowana w tych wierszach wyjątkowo mocno. Choćby w oszczędnej formalnie "Obietnicy":

będę się modlił na wodzie
będę się modlił
stojąc na powierzchni wiatru
będę się modlił na piasku miałkim
i na stalowej płycie

nie utonę

Właśnie w tej żarliwej wierze wykuła się odrębność tego poety. W przekonaniu, że religia łącząc ludzi staje się wspólnym mianownikiem ich życiorysów. A te, wyrosłe z jednego chrześcijańskiego pnia, mają za duchowego przewodnika te same wartości - prawdę, piękno, estetykę, sztukę. Poeta za narzędzie własnej ekspresji obrał literaturę. Zrobił to nie bez wahania. Miał przecież do wyboru nie tylko paletę słów. Fotografie są tego dowodem. Z upływem lat nie pozbył się dawnych wątpliwości. W wierszu "Akaba" wyraził je krótko, ale precyzyjnie. I trudno się z nim nie zgodzić. W ostatnim utworze tego zbioru pisze - "nie mam już nic więcej do powiedzenia" /2016/. Ten rodzaj oczywistej megalomanii, taki dystans do siebie i świata dowodzą dojrzałości i pokory. Ale dają również pewność, że wbrew pozorom przygoda poety z literaturą trwać będzie w najlepsze. Czego mu szczerze życzę.

Książkę polecam.


Mirosław Pisarkiewicz, Po drugiej stronie tłumu, Wydawnictwo Ridero 2016, ss. 111.


Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 07:35:17
Autor wiersza: zygpru1948
Z historii literatury na emigracji w Wiedniu -
Zygmunt Jan Prusiński jako pomysłodawca
konkursu literackiego im. Marka Hłaski

http://nowadekada.pl/wp-content/uploads/2015/12/Dekada-Literacka-1992-nr-20-56.pdf?fbclid=IwAR3l0iFbJJvcUfmoUgcfB-M5OEuz25TTZjZNr576De-nLlb6A_Z9oz72-TQ


Komentowany wiersz: Wiersz na początek stycznia 2021.07.03; 05:13:43
Autor wiersza: zygpru1948
Zygmunt Jan Prusiński


MOJE SZUFLADY NICZYM WSTYDLIWE PANNY

Ubieram je po swojemu
piszę wiersze
staram się cnót nie naruszyć
ufają moim krokom
kiedy się do nich zbliżam.

Niedzielne szuflady w saloniku
szczebiocą o tym co widzą
nie zawsze pamiętam by je zamknąć
przed chłodem wieczorem.

W tych szufladach
zlewają się wszystkie słowa
dobrze że się nie kłócą
o pierwszeństwo w książkach.

Moje szuflady niczym pływające łabędzie...


22.10.2012 - Ustka
Poniedziałek 23:07

Wiersz z książki "Życie z duchami"


http://photos.nasza-klasa.pl/5962554/102/other/std/211098e8a9.jpeg

[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270]

Wiersze na topie:
1. po sąsiedzku (30)
2. ludzka utopia (30)
3. w intencji manny (30)
4. [rozebrany ze słów***] (30)
5. liczenie słojów (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (446)
2. Jojka (319)
3. darek407 (271)
4. Gregorsko (154)
5. pawlikov_hoff (82)
więcej...