|
Kobieta w zaroślach
Kobieta w zaroślach |
Zygmunt Jan Prusiński
KOBIETA W ZAROŚLACH
Motto: „po jeziorze ślepoty,
naiwności mgle”
- Daria Samojeden -
Jezioro nie jest spokojne,
kiedy zaczepiasz go stopami
akurat trawy zadrżały
w pobliżu twego ciała.
Wiruje czas w tobie -
odrzucasz skąpe nawarstwienie
pieszczot trzcin w muzyce.
Jesteś oddana wibracjom wiatru.
Dario moich snów nie unikaj
moich pragnień zżytych z przyrodą.
Odstąpmy na chwilę od akordów -
sami możemy zagrać ciałem.
Pieśni w tobie jak tańczące cienie.
Weselmy się miłością - ruchem
powracających niedomówień,
akurat piszę Erotyk na niebie.
22.7.2011 – Ustka
Piątek 6:30
Wiersz z książki „Noce pod parasolami”
Muza
https://img.webme.com/pic/k/korneliaiwanek/zdjecie16.jpg
Autor ZJP
https://m.salon24.pl/dc9f062d58a227cdb11fc8ef3a45acfd,860,0,0,0.jpg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
zygpru1948 |
2022.04.27; 04:07:04 |
Zygmunt Jan Prusiński
Zasadniczy dupek śmiały w poczynaniach
Jadąc do Gdyni
tylko ja mam maseczkę
tę ochronną przeciwko wirusowi.
Wszyscy śmiałkowie zawierzyli
że ta zaraza zniknęła -
a tam ponownie w Chinach
wirus jako numer 19 atakuje.
Obłęd cywilizacji trwa
piękni nygusy stadami
biegną na przełaj w nicość.
Kto wierzy w przyjaźń
to znaczy w przyjaciół
mizdrzy się do luster -
skapciałe narody modlą się
do boga o śmielszy materializm
i to się poniektórym udaje.
Czytam książki właściwie te
które do ręki wpadają
przypadkowe - nie czytam
tylko fantastyki horrorów
kryminałów i romansów -
lubię biograficzne o malarzach
o pisarzach i o dziwkach
w zielonych rajtuzach.
I na koniec tego urokliwego wiersza
nie jem kiełbas - nie jem serów
żółtych - nie jem drobiu
bo to o dupę potłuc tak czyni
w tych poczynaniach zasadniczy
dupek śmiały wędrujący
po obrzeżach cynizmu.
19.04.2022 - Bydgoszcz
Wtorek 6:55
Wiersz z książki „Świry” |
zygpru1948 |
2022.04.27; 04:05:35 |
Zygmunt Jan Prusiński
SZKIC ODERWANY OD CAŁOŚCI
Wiem o tym, bez Ameryki wiem, że Wojaczek artystą był.
Cyprian Kamil Norwid coś takiego napisał:
„artysta nie widząc zbiorowego obrazu swej rzeczy względem publiczności nie jest w stanie dalej trwać”.
Nie wiem, jak sobie radził z tą publicznością we Wrocławiu i w okolicach Wojaczek, ale wybrał ostatni epilog w samotności. Dramatyczny i tragiczny.
- Gdzie mnie do Wojaczka z jego poetyką, z jego zgryzotą, on dusił się w tej śmierdzącej komunie. Ja wtedy pisałem delikatne wiersze o motylkach, uczyłem się ich koloru – tego koloru, by zapomnieć że jest inny świat. |
zygpru1948 |
2022.04.27; 04:02:00 |
Kres kontynentu - Robinson Jeffers
O zrównaniu dnia z nocą, kiedy ziemia w późnych deszczach
owinięta w mokre maki czeka wiosny,
Ocean wrzał od dalekiej burzy, bił w swoje słupy graniczne
targał, spiętrzony, łożami granitu.
Patrząc na obręcz granitu i piany, odwieczny znak dla żeglarzy,
czułem za sobą góry i równiny, olbrzymią szerokość kontynentu,
przede mną obszar wód i jeszcze raz wód.
Mówiłem: ujarzmiasz focze skały Aleutów lawą i ziarnem korala
przyniesionymi z dalekich kwitnień południa.
Nad twoim przyborem życie zwrócone ku wschodowi słońca
spotyka się z naszym, które szło za wieczorną gwiazdą.
Ślady starych wędrówek zatarły się w tobie
I nic to dla ciebie, zapomniałaś nas, matko.
Byliśmy znacznie młodsi kiedy wypełzliśmy z łona
i leżeliśmy w oku słońca na linii przypływu.
To było dawno, dawno. Odtąd wzrośliśmy w dumę
I przybyło nam goryczy. Życie zachowało
Twoją ruchliwą miękką niespokojną moc, a tęskni do twardości,
Do wyniosłego spokoju kamienia.
W żyłach mamy prądy, odbijają się w nas gwiazdy,
życie jest twoim dzieckiem, ale jest we mnie
Starsze i trwalsze od życia i bardziej bezstronne
oko, które czuwało zanim był ocean.
Widziało, jak wpełzłaś w łożyska zgęszczeniem rzadkiej pary
i zmieniłaś łożyska podług swojej woli.
Jak miękka i gwałtowna ścierałaś głaz, drążyłaś skałę,
przesuwałaś kontynenty.
Matko, choć miara mojej pieśni jest jak rytm starożytny przyboju,
nie nauczyłem się tego od ciebie.
Wcześniej niż woda były prądy ognia, twój ton i mój ton
W dawniejszych niż ty źródłach mają swój początek.
Robinson Jeffers
przełożył Czesław Miłosz
Credo - Robinson Jeffers
Mój przyjaciel z Azji zna magię i tajne moce posiada,
zrywa błękitny liść z błękitnego drzewa
I wpatruje się weń, skupiając i łagodząc
Boga w swoim umyśle, stwarza ocean prawdziwszy
niż najprawdziwszy ocean, rzeczywista
Przerażająca obecność, potęga żywiołu.
To tylko jest rzeczywiste, co myślą stwarzamy sami.
Taka jest wiara.
Ja, pełen pokory, we własnej krwi
Wytrysłej na zachód od Kaukazu znalazłem twardszy mistycyzm.
Mnogość jest w moim umyśle, ale myślę, że ocean pod sklepieniem czaszki
Jest tylko kościanej kopuły oceanem, a tam, tam dopiero jest oceanu ocean;
Woda jest wodą, skałą jest skalna ściana, mijają się
ciosy i przebłyski rzeczywistości. Umysł
Przemija, zamyka się oko, duch jest przejściem.
Piękno rzeczy, samo w sobie zupełne, już było, zanim
stały się oczy, piękno rozdzierające serca
Pozostanie nawet wtedy, kiedy, nie będzie już serc
gotowych pękać z zachwytu.
Robinson Jeffers
przełożył Zygmunt Ławrynowicz |
zygpru1948 |
2022.04.27; 04:00:59 |
Wieczorne odpływy - Robinson Jeffers
Ocean dawno nie był tak spokojny. Pięć czapli nocnych
Leci wzdłuż brzegu w wielkiej ciszy nie wydając głosu
Nad odpływem, który niemal odbija ich skrzydła.
Słońce już zaszło, cofnęła się woda Z obrosłych glonem skał
daleko jest ciemny przybój.
Odpływ szeleści, w opalowej wodzie długie cienie chmur.
W szparach kurtyny światła bladozłote błyski i wieczorna
Gwiazda przesuwa się nagle jak zapalona pochodnia.
Jakby nie nasze oczy miały ją oglądać, próbując rolę
Tam, za kurtyną, w tragedii dla innych widzów.
Robinson Jeffers
przełożył Czesław Miłosz
Pożar w górach - Robinson Jeffers
Jelenie skakały jak zdmuchnięte liście
W dymie przed gromką falą niskiego pożaru.
Myślałem o stworzeniach które nie zdążyły.
Piękno nie zawsze jest wdzięczne, pożar był piękny, strach
Jeleni był piękny. Kiedy znów przyszedłem
Na czarne zbocza skąd odbiegł płomień, orzeł
Siedział na kikucie spalonej sosny,
Wzgardliwy, obżarty, w płaszczu swoich bark, zwiniętej burzy.
Przyleciał tu z daleka na dobre łowy,
Za naganiacza miał pożar. Bezlitosne niebo,
Błękitne, bezlitosne wzgórza, czarne,
Ciemnopióry wielki ptak sennie bezlitosny między nimi.
I myślałem, gorzko, ale całym sobą,
Że zniszczenie, które przynosi orła z nieba jest lepsze niż litość.
Robinson Jeffers
przełożył Czesław Miłosz |
zygpru1948 |
2022.04.27; 04:00:17 |
Spalenie - Robinson Jeffers
To prawie przekreśla mój strach śmierci,
Powiedziała moja ukochana, kiedy myślę,
Że będę spalona. Gnić w ziemi,
Wstrętny koniec, ale buchnąć płomieniem —
Zresztą mam już wprawę,
Płomieniałam miłością i gniewem tyle razy w życiu,
Nic dziwnego, że to ciało jest zmęczone,
Nic dziwnego, że umiera.
Mieliśmy wiele radości z mego ciała. Rozsypcie prochy.
Robinson Jeffers
tłum. Czesław Miłosz
Pisane nocą - Robinson Jeffers
Jeżeli panujesz nad sobą,
Usłyszeć możesz niemal każdą rzecz. Ale człowiek musi odpocząć,
Człowiek musi spać: to jest rozluźnić kontrolę. I wszystkie chore demony
Biorą go w swoją władzę. Kto słyszał o miłym śnie?
Strach i wyrzut sumienia, przesadne, potwornieją
I strach odpowiedzialności. To wywleka nas
Z naszych rozgrzanych łóżek w gorzką, czarną noc,
Aż stąpamy po podłodze, drżymy, odzyskujemy kontrolę,
Żeby nie leżeć i nie wyć. I mógłbym niemal przysiąc,
Że teraz wielu czcigodnych kwili niby oseski.
Gryzę wargi i szukam po omacku okna,
Gdzie księżyc drąży wał chmur, wiatr dyszy jak pies i ocean
Szarpie swój brzeg, olbrzymim szarym pazurem
Rysując granit. Żywioły, chwała Bogu, są zdrowe.
To tylko człowiek zawsze musi czuwać, sterując przez piekło.
Robinson Jeffers
tłum. Czesław Miłosz |
zygpru1948 |
2022.04.27; 03:59:15 |
Kassandra - Robinson Jeffers
Obłąkana dziewczyna z wytrzeszczonymi oczami,
bielą wychudłych palców
Wczepiona w szczeliny muru,
Burzą porwane włosy i usta wrzeszczące –
czy to ważne, Kassandro,
Czy ludzie dają wiarę
Twoim fontannom goryczy? Ludzie zaiste
Nienawidzą prawdy, oni by chętniej
Spotkali się z tygrysem.
Dlatego to poeci prawdy swoje słodzą miodem
nieziemskim, a sprzedawcy
Religii i polityczni menerzy
Chlustają z baryłek kłamstwa stare i nowe
i są chwaleni za usłużną
Mądrość. Biedna suko, bądź rozsądna,
Ale nie. Ty wciąż będziesz w kącie mamrotać
te prawdy okruchy, dla ludzi
I bogów obmierzłe. I ty, i ja, Kassandro.
Robinson Jeffers
przekład Zygmunt Ławrynowicz
Intelektualiści - Robinson Jeffers
Czy tak trudno ludziom stać na własnych nogach,
Że muszą czepiać się Marksa albo Chrystusa, albo choćby Postępu?
Jasne, że trudno. Ach, stado, stado.
Idzie noc, pełno wilków zwątpienia. No jasne, że trudno.
Jeżeli nie spotkałeś i nie pokochałeś
Naszego niedobrego, nieludzkiego Boga,
Który jest bardzo piękny i zbyt pewny siebie,
Żeby chcieć wielbicieli, a w nim są owce i wilki,
Ty też rozglądałeś się być może za kościołem.
W nim są płomieniejące gwiazdy i nędzne ciało,
I co nazywamy rzeczami, i co nazywamy nicością.
Jest bardzo piękny. Ci jednak, że tak długo
Samotnie wędrowali w odkupiającą rozpacz,
Są zmęczeni, zakrywają oczy; i biegną do stada.
Robinson Jeffers
przekład Czesław Miłosz |
|
|