|
„Górska przeprawa”
„Górska przeprawa” |
„Górska przeprawa”
Burza w tą noc była,
Gdy dziewczyna miła
Na koniu wracała
Okolice te znała.
Były to góry- wysokie, strzeliste
Dni w tą porę roku były tam mgliste
Przed sobą piętnaście kilometrów miała.
Los chciał, że burza nagle się w górach rozszalała.
Koń nieprzywykły przez grzmoty się spłoszył
Dziewczynie skromnej kłopotów napatoczył.
W jaskini się skryła, bo burza wzmagała.
Wciąż kilometrów przed sobą miała.
Pech za pechem prześladował w ten czas dziewczynę
Będąc w tej jaskini- dostrzegła lawinę.
Serce zmroziło- jakby los przesądzony
U lekarza zawał miałaby stwierdzony.
Lawina doszczętnie jej wyjście zblokowała.
Poza koniem w jaskini wsparcia nic nie miała.
Krzyczała, choć wiedziała, że krzyki tu daremne,
bo szlaki te nie były uczęszczane i pewne..
Jednakże los się chyba nad dziewczyną zlitował.
Tym samym szlakiem góral podróżował.
Wysoki i prężny, a przeto tu znany.
Przez połowę góralek tutaj podrywany.
Usłyszał wołanie- wzrokiem obciął góry.
Wlot do tej jaskini przysłaniały chmury.
Wiedział jednak dobrze- to kobiety wołanie.
W myśl przyszło tylko jej ratowanie.
„Gdzie jesteś?”- krzyczał, by poinformować,
Że właśnie przybył ktoś, co chce ją ratować.
Dziewczynie serce z nadziei zabiło.
Gardło, choć zdarte od płaczu już było.
Jeszcze raz na wysiłek- niemały naraziła.
Zawołała donośnie- jak zdeterminowana była.
Usłyszał krzyk jej- jaskinie zlokalizował.
Zaraz też ekwipunek własny rozmontował.
Nastały minuty, gdy nic nie słyszała.,
Jakby jednak przepaść w jaskini tej miała.
Nagle słyszy skała- wyraźnie zdejmowana
Słońce wyjrzało i twarz górala- pana.
Ujrzał przez szparę jej oczy wycieńczone.
I dłonie już zimne, choć nie odmrożone.
Termos przez szparę podał- „Pij, póki gorące.
Wydostanę Cię stąd, nim wzniesie się słońce.”
Już na spokojnie- herbatę popijała
W kierunku wybawcy swego spoglądała.
W końcu odsunął- co cięższe kamienie.
Podbiegł do przestraszonej. Czuł jej serca drżenie.
Kocem ją okrył- spojrzał i też w oczy.
Dojrzał w nich blask cudny, pamiętny, uroczy,
Który raz widział- i to przed wielu laty,
Gdy na bal go zaprosił jego stryj bogaty.
-”Już nic Ci nie grozi. Jakże tu trafiłaś?
Przysiągłbym, że kiedyś na balu jednym byłaś.
Czemuż tym szlakiem Ty podróżowała?
I dla wprawionych to trudność niemała.”
Już uspokojona w wybawcę się wtuliła.
Nie odpowiedziała, lecz wdzięczna szalenie mu była.
Do domu swego zabrał - by się choć przebrała.
I tak na ten tydzień wrażeń dosyć miała.
Nagle skojarzyła- to co on wspominał
O balu na którym tańce swe wyczyniał.
Gdy już odjeżdżała- należycie przebrana
Postanowiła pożegnać swego wybawcę, pana:
-”Za mnie ocalenie nigdy się nie wywdzięczę.
Za moją wielką radość, żem Cię spotkała ręczę.
Wierzę, że jeszcze się w życiu spotkamy.
Tyś mego wybawienia otworzył zaiste bramy.
Wierna Ci będę, bo takie mam zasady.
Nie doświadczysz nigdy z mojej strony zdrady.”
Jakkolwiek oświadczyny to z jej strony nie były,
los zechciał i tym razem być dla obojga miły.
Gdy w swojej chacie nocą ona spała.
Przed...- tuż za oknem orkiestra zagrała.
To dżentelmen- wybawca, co ją wyratował
Całą tą hecę na nowo przygotował.
Gdy z okna wyjrzała padł przed nią na kolana.
O, jakże szczęśliwa i przy tym skołowana.
Pierścień na palec włożył i wzrokiem zapytał.
W jej cudnych źrenicach odpowiedź odczytał.
Pół roku później wesele zabrzmiało,
a w górach całych też o nim słyszano.
Potem gdzieś zniknęli- tak , właśnie we dwoje
prawdopodobnie ruszając na świata podboje |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
Wsumie_nikt |
2020.11.24; 07:50:42 |
Ośmiorniczki, Spoko. Wszak szczerość nad wyraz lepszą od milczenia |
Ambrozja |
2020.11.23; 06:15:30 |
Tak spokojnie, zwyczajnie opisany dramat dziewczyny.
Bolesne, ale można czytać i czytać
Miłość spełniona.
Coś co głęboko porusza duszę i serce,
Z łezką bólu i radości wchłonęłam .
Pozdrawiam o poranku.
+ |
|
|