|
Ganiam za duchem po schodach na strych
Ganiam za duchem po schodach na strych |
Znoszę swe zwłoki po szklanych schodach splamionych krwią niewinnych. Schodzę z martwym sobą w czeluści raju. Aniołowie wskazują na mnie palcami i śmieją się z mego bezwładnego ciała.
Święty chór piekieł.
Twarz ma jest blada, lecz z oczu spływają krwawe łzy, a ja lamentuję nad losem mego odbicia i w przekrwionych oczach widzę Boga, a za nim stoją rzędy niewinnych dusz, błagających o pomoc.
Światła nie ma ani za mną, ani przede mną. Lecz czasem pojawia mi się przed oczami iskra oświetlającą me serce, lekko ogrzewająca me zmysły.
I nie wiem.
Nie wiem, czy to kolejna ułuda zbawionego świata, czy obietnica krwawego szczęścia.
Me stopy pokryte smołą ciążą mi niezmiernie i spowalniają mnie jak kula na łańcuchu. Wtapiam się w czerń, z której wyłaniają się demony i dołączają do aniołów obrażających mnie z Wielkim Michałem w złotej zbroi na czele.
W mej klatce piersiowej już serce nie bije, a z ust sączy się piana, rozszarpana ma dusza bez pieniędzy próbuje wpław przepłynąć Styks i nareszcie odpocząć, wiecznie spragniony snu.
Chrystus i Szatan jak bracia bliźniacy spoglądają na mnie z pogardą, śmiejąc się z mego żałosnego istnienia,
A ja.
Znoszę swe zwłoki po szklanych schodach splamionych krwią niewinnych. |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
Wojciech M |
2020.04.28; 23:14:11 |
Z niekłamanym zainteresowaniem przeczytałem + |
|
|