|
Dzwony w twoim sercu
Dzwony w twoim sercu |
Zygmunt Jan Prusiński
DZWONY W TWOIM SERCU
Po południu dzwony
książka się sama otworzy
a z nich białe gołębie
z nutami na pięciolinii.
Niech ta piosenka
w lasach się zatrzyma
niech obudzi drzewa
które w zimie śpią...
Taka ważna data
taki ważny splot -
warkocz miłości
jak rzeka.
29.1.2013 - Ustka
Wtorek 10:11
Wiersz z książki "Poetyckie tango"
Muza
http://photos.nasza-klasa.pl/22077582/1140/main/4a9dca2bd3.jpeg |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
JNaszko |
2021.06.18; 10:04:43 |
Ładny dobrze się czyta fajny
Jurek+++++++++++++++ |
zygpru1948 |
2021.06.18; 03:52:43 |
Bohdan Wrocławski
Od czasu do czasu korci mnie aby zamieszać ręką w stercie papierzysk i pełen ciekawości popatrzeć, co wypłynie na wierzch, ciężkie niczym lawa wiecznej Pompei, może delikatne, niecierpliwe, jak opadające spod chmury piórko zabitego przez sokoła gołębia. W tym opadaniu czuję ból samotności, końca, czegoś wprowadzającego nas w odrętwienie wiecznego snu. Nie pamiętam, czy ten wiersz już dawałem Ci do przeczytania, a jeśli nawet, to jeszcze raz bądź z nim i ze mną.
Wśród odwiecznej pięciolinii
Usiadłem na skraju leśnej przesieki jakbym otwierał starą szafę
w skrzypieniu drzwi ciemnej i wilgotnej czeluści ścian
starałem się odnaleźć siebie wczorajszego
dzięcioł nadawał morsem swoje kreski i kropki
nie mogłem odczytać sensu i głębi brzmienia
być może zbyt starannie zaszyfrowała je w zapisie nutowym historia
czasami odgadywałem na pięciolinii ósemki i pełne nuty
tak tańczy czarna Afryka bolesna od skarg bezsensownych nadziei
z agresją nie do zrozumienia i zaakceptowania
słyszę tam-tamy wzdłuż Montmartre i całej Dzielnicy Łacińskiej
poniżej granicy odwiecznych snów
z wysokości wzgórza schodzi biskup Saint Denis
zasłania oczy batystową chusteczką
razi go dźwięk źle wyprawionej skóry
niedbale napiętej na drewnianych obręczach tam-tamów
zaczyna pachnieć ścierwem i śmiercią
staram się uciec od tego krajobrazu rozumie to i dzięcioł
przerywa swoje stukanie i pełnymi nerwowości ruchami skrzydeł
okrąża zawieszoną nad moją głową chmurę
jest między nami jakiś cień porozumienia
doszukania się biologicznych prawd na zawsze wpisanych w głąb lasu
jego łagodny ból pełen cierpliwości i odwiecznego natchnienia
z całą pewnością boli to i mnie kiedy podpieram się leszczynowym kijkiem
w podróży do brzegu niepokornego morza
i znów na starej pięciolinii między ćwiartkami
nut odczytuję ostatnie słowa Cypriana Kamila
mówi do mnie a być może już do nikogo oprócz Zaleskiego
że jest najbardziej samotnym człowiekiem na kuli ziemskiej
nikt nie stara się odgadnąć jego prośby o przykrycie płaszczem
tamte słowa wystygły spopielone
między krzakami czarnego bzu którego ostatnie jesienne kiście
spadają w dół ciemnią popiołu
staram się w nim wypisać czyjeś imię być może własne
ale chłodna bryza dochodząca z nieodległego przecież morza
wciąż i wciąż rozwiewa wszystko wzdłuż odwiecznej pięciolinii
rozumiem dostrzegam znów wyminąłem się z samym sobą
muszę odczekać aż odejdzie ze mnie ból
siadam zatem na wilgotnym piasku plaży
wrzucam do sztormującego morza tabletkę przeciwbólową i czekam starając się wytłumaczyć
Josefowi Conradowi to co pominął
każdy sztorm wyjącego morza zapisuje się na bolesnej pięciolinii
niczym opadająca gwałtownie batuta dyrygenta
prawdopodobnie i on i ja wiemy o morzu zupełnie co innego
tak jak jeszcze co innego wiedział Vincent
kiedy gwałtownymi uderzeniami pędzla unerwiał morski pejzaż
chcąc przez moment
odnaleźć siebie w jego samotności i oddechu
towarzyszyło mu niezwykłe zniecierpliwienie – zachodziło słońce na zachodniej grani pejzażu musiał się spieszyć zanim ostatni promień
nie zgaśnie w bezbarwnej magmie zmierzchu
powoli krok po kroku wróciłem do domu
przez otwarte okno z nieodległego przecież lasu
dochodziło nerwowe puk puk kropki i kreski wystukiwanego alfabetu
którego nikt nigdy nie potrafi odczytać z wiecznej pięciolinii. |
zygpru1948 |
2021.06.18; 03:52:03 |
Ludwik Filip Czech - Pokonać nicość
Zofia Grabowska-Andrijew jest autorką zbioru wierszy „Niby nic”. To książka wyjątkowo osobista, pełna emocji, czerpiąca z radykalnych doświadczeń. Tytułowe „nic” ma tutaj wiele postaci. Jest synonimem śmierci, pustką po stracie najbliższej osoby, wreszcie krajobrazem, który po osobistym dramacie wydaje się bezbarwny i wyludniony. W „Pożegnaniu” czytamy – „ w rękach kobaltowa urna / dźwigam świat obrócony w proch”. Poetka doświadczona tragedią stara się poukładać rzeczywistość z resztek po dawnym świecie. Żeby poprawnie funkcjonować musi tą rzeczywistość uformować od podstaw. Jednocześnie wie, że jej dotychczasowe życie minęło bezpowrotnie. Kiedy jest w stanie pisać – powierza swoje emocje językowi poezji. Ten rodzaj narracji jest jest najbliższy. Wiersz „Pomniejszenie” jest skromny, ale dobitnie sytuuje artystkę w nowych okolicznościach:
Przestrzeń ta sama
A świat bez ciebie
Mniejszy i mniejszy
I jeszcze się kurczy
Zmierza do nic
A ono takie ogromne
Zanim jednak to „ogromne nic” stanęło przed oczami poetki, musiała stawić czoła powolnemu procesowi umierania. To najtrudniejsze z ludzkich doświadczeń opisuje w „Rozchwianiu” i „W imię nadziei”. To dwa przejmujące świadectwa wytrwałości, miłości i samodyscypliny. To bezustanna gra z pozorami, zaprzeczanie oczywistym diagnozom, odnajdywanie w sobie kolejnego miejsca na wiarę w cud. Wiersz „Nie zdołałam cię zatrzymać” jest niczym suplement do dwóch poprzednich. Dopisuje ostatni rozdział dramatu, kończy go ostateczną kropką. Autorka tych wierszy ma teraz przed sobą kolejne wyzwanie – musi wrócić w kierat codzienności. Po raz pierwszy tak boleśnie odczuwa jego bezduszność, obojętność względem losu jednostki. Nawet natura zdaje się drwić z jej bólu. W wierszu „Nie zdołałam cię zatrzymać” czytamy:
/…/
nawet chmura nie zaćmiła Słońca
nie zerwała się burza
wstrząs nie zachwiał porządkiem rzeczy
jakby nie stało się nic
/…/
W „Połączeniu przerwanym” pokazuje praktyczny wymiar bolesnej straty. Telefon komórkowy milczy, ten, którego kochała nie usiądzie więcej przed komputerem, żeby odpowiedzieć na najprostszy e-mail. Tam gdzie dotychczas był, na wieki rozsiadła się jego nieobecność. Tymczasem w „Niedzisiejszych” świat podąża swym utartym duktem, parki są przystanią dla zakochanych, nad ich głowami znowu zakwitają kasztany. Ta romantyczna sceneria pogłębia w poetce poczucie odrębności. Potęguje przekonanie, że po stracie partnera jej własna tożsamość uległa dekonstrukcji. Że na nowo będzie musiała stworzyć własny, wewnętrzny wizerunek. Tym razem jednak w samotności. W wierszu „Rozpad” czytamy:
/…/
Bliscy
Nieskończenie daleko
Najbliżsi już tam
Gdzie głos znika
Całość rozpadła się
Zbieram się
Po kawałeczku
Składam
Poćwiartowany puzzle
To ja
W „Rozkładzie” czytamy – „od świtu do świtu / nie dzieje się nic”. A jednak, wbrew okolicznościom, poetka znajduje w sobie siły, żeby poprawnie funkcjonować. W „Wizycie” szuka pocieszenia w ezoteryce, gdzie indziej traktuje kosmos jak bramę do innych wymiarów /”Uleciałeś z ciała”/. W odpowiednim czasie ma nadzieję ją przekroczyć, na nowo połączyć się z ukochanym.
Do najlepszych wierszy tego zbioru zaliczam „Obecna nieobecność” i „Zmyślenie”. Te wiersze, chociaż na pozór naiwne i nieporadne, porażają swoją bezpośredniością. Brak w nich poetyckiej kalkulacji, stylistycznych fajerwerków. Nie przeszły autokorekty, podejrzewam, że wyszły spod pióra błyskawicznie, w nagłej potrzebie.
Ten typ poezji zasługuje na najwyższe uznanie, chociaż miłośnikom wyrafinowanego języka zapewne nie przypadnie do gustu. Przytoczę w całości „Zmyślenie”:
Stoisz zmyślony
W zmyślonym powietrzu
Z rękami w zmyślonych kieszeniach
Każdym porem skóry
Czuję, że jesteś
A przecież od dawna cię nie ma
W tomiku „Niby nic” najważniejszy jest komunikat, poezja jest rzeczą drugorzędną. Od walorów artystycznych ważniejsze są tutaj emocje. Warto przeczytać tą książkę choćby po to, by im ulec, skonfrontować z własnymi. Ten rodzaj doświadczenia pomaga nie tylko żyć, ale co ważniejsze, głębiej zastanowić się nad własną tymczasowością.
Książkę polecam.
Zofia Grafowska-Andrijew, Niby nic, Wydawnictwo Rebis, Poznań 2013, ss. 76 |
|
|