Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
"Paryż"
- lucja.haluch
Z mitami
- AL46
"Autoportret w dzwonku rowerowym"
- joanna53
Śmieszny płacz
- joanna53
więcej...

Dziś napisano 0 komentarzy.

Komentarze otrzymane - zygpru1948



zygpru1948 2019.06.27; 04:34:48
Komentowany wiersz: Ta rzeźba jest modlitwą
KAMIENNE ŚWIATŁO – część pierwsza

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński

PIĄTKOWY WIECZÓR Z MUZYKĄ BARRY'EGO WHITE'A


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/965417,kamienne-swiatlo-czesc-i



Karol Zieliński


Panie Zygmuncie, Pan w niektórych wierszach np. do Joanny Maziarz mnie autentycznie wzrusza. Myślę, że już osiągnął (dawno) stopień doskonałego pisania osobistej liryki, która przemawia do serca nieskażonego kłamstwem kulturowym.

Osiągnął Pan maksimum szczerego wyrazu w minimum (niepotrzebnych) słów. W najbanalniejszym zdaniu potrafi Pan wypowiedzieć sedno, prawdę o którą w tym momencie poetyckiego dziania się - chodzi. Bo Pańskie wiersze są pełne dynamizmu i życia. Pańskiego życia i przedmiotu Pańskich uczuć. I to nie jest ubrane w kulturowo-literackie przenośnie i fidrygałki...

Znamy wiersze pełne podniosłego symbolicznego wieloznacznego nastroju, w których nie możemy się doszukać sensu po wielu czytaniach, a tymczasem u Pana w prostym gramatycznym zdaniu (wierszu - vide Lechr-Spławiński) "Prawda" na wierchu leży". Na koniec - jako wielbiciel i fanatyk pisanego (na piasku i jedwabiu) słowa chciałbym przekazać Panu przesłanie - Rób tak dalej!

24.06.2019


zygpru1948 2019.06.27; 04:33:53
Komentowany wiersz: Ta rzeźba jest modlitwą
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.27; 04:31:10
Komentowany wiersz: Ta rzeźba jest modlitwą
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

16.10.2011 13:32


@Anakonda plus Zygmunt Jan Prusiński

Pani Jolu, nie ma złych wierszy. Z badań nad współczesną kulturą wynika, że są wiersze różne, wszystkie cenne dla swej grupy, etniczności itd., oraz dla własnego "ja". Nie ma "lepsze - gorsze", jest tylko porównywanie co do inności i ustalania kryterium poprawności politycznej. Jeśli jest tylko poprawnie to już jest dobrze. W tej sytuacji ekscentryzm i ekscytacja wyglądają podejrzanie, że nie jest to poezja a tylko wybryki a nawet brak kultury. Owszem, są ekscytujące wiersze, ale zależy dla kogo. W Pani wierszu jest to, co chciała Pani powiedzieć, gdzie indziej i np. prozą, ale nie wszystko wypada etc. więc… Ja zrozumiałem.

Ale ale, wiersz ma tę wadę, jako wiersz (bo przecież poezja nadal pozostaje tajemnicą), że za bardzo Pani wiedziała co chce w nim powiedzieć. Gdyby Pani nie wiedziała, to byłoby "to" o co chodzi. Za bardzo chce Pani zrozumieć i trzyma się Pani mocno swego Cogito (sądząc, że jest bezpieczne). A tymczasem, problem pozostaje otwarty, że Pani w dawnej miłości nie wszystko rozumie (a nawet nie chce rozumieć), dlaczego tyle lat ta miłość ją dręczy (a nie powinna). Problemem nie jest to, „że kochałam”, ale że „znów pokochać muszę”. Bo inaczej będę martwa. Musi nastąpić odnowa po starej miłości. Twierdzę, że Pani "za dobrze wie", za dokładnie, jak "to było" i to jest wada. Pani musi być mniej pewna. No, ale Pani podpłomyki (wiersze) podobają mi się, że wydobywa "je z siebie".


Natomiast strumienie poetyckie Pana Zygmunta leją się niczym młodopolskie zdroje. Widzę to tak; te sreberka i ”kryształowe wonie” spływają w nocy z księżyca i rano wiszą na krzakach w ogródku Pana Zygmunta, a on je zbiera do koszyczka i pyta "co my tu mamy", a potem układa z tego (stary lis) zgrabne cacka. Są to cacka wielkiej urody, co na kształt tytułu (i zawartości) ”Między ustami (pełnymi seksownymi i wymalowanymi na karminowo – i obsesyjnie) a brzegiem (kryształowego – koniecznie!) pucharu!” To są cacka dla moich malarskich oczu. To Waliszewski polskiej poezji (co do koloru – bo obrazy - chwilami - wielkiej powagi).

Choćby ostatni wiersz dla Pani: „Kochana, w lustrze jeziora, dwa łabędzie płyną, ty i ja” – cudownie młodopolskie, Maryna Wolska, Bronisława Ostrowska etc. Puryści rechocą, że przestarzałe, oklepane banały, wampuka, kicz itd. że tak się nie pisze, że makatka w stylu dwóch łabędzi nad piecem między chochlami, z napisem „gdzie żona dobrze gotuje, tam…” Tymczasem Pan Zygmunt (stary lis) uratował się zgrabnie, a nawet widzę, że ten cudowny, banalny greps był mu potrzebny w krytycznej, współczesnej poetyckiej refleksji nas stanem kultury, metafizyki, sensem istnienia etc. Bo w następnym wersie tak się zastanawia nad tym co napisał: „Rozwidnia się w naszych oczach prześwit na czarnym płótnie” (na czarnym płótnie świadomości) „Jeszcze nie wiem jak zacząć jak poruszać się w tobie”, jakież to męskie, dojrzałem, namyślane i ostrożne, kiedy mężczyzna planuje, pełen wątpliwości i zniechęcenia, ale "mimo wszystko", jeszcze raz, "być może podejmie ten trud wejścia do kobiety", być może jeszcze raz, bo być może warto.

Jak on tak pisze, bezczelnie, ale tak, jak powinien mężczyzna dojrzały, któremu kultura ludzka w swojej autorytarności nakazuje wręcz wchodzić do kobiety, to jest w pełny usprawiedliwiony i zrozumiały. A do kogóż ma u diabła wchodzić, do drugiego faceta, jak jakiś podły pedał?

Gdy Pan Zygmunt się zastanawia, jak się ma w Pani poruszać, to jest to takie mocne, że aż mnie ciarki (z podniecenia) przechodzą po krzyżu! No Panie Zygmuncie, moje uznanie! Jest Pan lepszy w zastanawianiu się nad istotą męskości od samego Zygmunta Krasińskiego (a jeśli nie, to mu Pan – temu wymoczkowi - dorównuje).


Panie Zygmuncie, wczoraj napisałem krzywdzącą rzecz dla żydów, że wolałbym być trędowatym, niż żydem. To niegodne i obraźliwe, pomimo, że pisane z przymrużaniem oka. Jeśli chodzi o młodzież żydowską, to jest ona dorodna, tak jak młodzież całego świata (choć to tylko naga małpa – a jaki seks pięknie robić potrafi!). Miałem na myśli ortodoksów z pejsami, że nie chciałbym być taki jak oni. Ortodoksi to zaraza, natomiast judaizm ma coś z faszyzmu i mówią to sami młodzi (i starzy) Izraelczycy, którzy wychowani po amerykańsku, od religii żydowskiej uciekają. Czasem widzę młodych żydów z Ameryki lub Izraela, i są to piękne dziewczyny i chłopaki. Oni by się mogli dogadać z młodymi, równie pięknymi arabkami i arabami, tylko że stare ortodoksyjne skurwysyny… do tego nie chcą dopuścić. Co zaś do ortodoksów z Arabii Saudyjskiej, to sądzę, że jeszcze trochę, a szariat zostanie tak zreformowany, że Saudyjki będą się opalać toples nad Morzem Czerwonym, pieszcząc się z młodymi, przystojnymi żydami. Jak to już ma miejsce na plażach Kalifornii.

Czuję, że przesadziłem trochę w wychwalaniu moderny trzeciego tysiąclecia, jakże daleko odbiegającej od ideologii naszego księdza Rydzyka i ortodoksów z otoczenia prezydenta Bronisława Komorowskiego - Szczynukowicza, któremu rabini każą palić hanukową świeczkę, ale zdaję sobie sprawę, że jako człowiek już „stary” (stary satyr!) nie mogę się upierać, że wszystko być musi jak drzewiej bywało, ale należy się zgodzić, że idzie „nowe”. Właśnie owe piękne izraelskie dziewczyny, młodzi ładni arabscy chłopcy, młodzi Amerykanie, Polacy, Niemcy, Ukrainki, Koreanki, młodzi Chińczycy.

Dupczcie się dzieci (no ale bez przesady, dopiero po dwudziestym roku życia) a ja was błogosławię.


Zygmunt Jan Prusiński Złap mój księżyc

__________________________


zygpru1948 2019.06.26; 11:07:08
Komentowany wiersz: Jesteś mi potrzebna jak wczoraj
KAMIENNE ŚWIATŁO – część pierwsza

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński

PIĄTKOWY WIECZÓR Z MUZYKĄ BARRY'EGO WHITE'A


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/965417,kamienne-swiatlo-czesc-i


zygpru1948 2019.06.26; 09:16:28
Komentowany wiersz: Jesteś mi potrzebna jak wczoraj
Karol Zieliński


Panie Zygmuncie, Pan w niektórych wierszach np. do Joanny Maziarz mnie autentycznie wzrusza. Myślę, że już osiągnął (dawno) stopień doskonałego pisania osobistej liryki, która przemawia do serca nieskażonego kłamstwem kulturowym.

Osiągnął Pan maksimum szczerego wyrazu w minimum (niepotrzebnych) słów. W najbanalniejszym zdaniu potrafi Pan wypowiedzieć sedno, prawdę o którą w tym momencie poetyckiego dziania się - chodzi. Bo Pańskie wiersze są pełne dynamizmu i życia. Pańskiego życia i przedmiotu Pańskich uczuć. I to nie jest ubrane w kulturowo-literackie przenośnie i fidrygałki...

Znamy wiersze pełne podniosłego symbolicznego wieloznacznego nastroju, w których nie możemy się doszukać sensu po wielu czytaniach, a tymczasem u Pana w prostym gramatycznym zdaniu (wierszu - vide Lechr-Spławiński) "Prawda" na wierchu leży". Na koniec - jako wielbiciel i fanatyk pisanego (na piasku i jedwabiu) słowa chciałbym przekazać Panu przesłanie - Rób tak dalej!

24.06.2019


Zygmunt Jan Prusiński KAMIENNE ŚWIATŁO – część pierwsza

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/965417,kamienne-swiatlo-czesc-i


zygpru1948 2019.06.26; 09:13:59
Komentowany wiersz: Jesteś mi potrzebna jak wczoraj
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.26; 09:12:38
Komentowany wiersz: Jesteś mi potrzebna jak wczoraj
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

18.11.2011 22:48


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, niepotrzebnie rozdziera Pan szaty, z tego powodu, że pani Jola go nie kocha. Prawidłowo. Delfina Zygmunta również nie kochała. To również blondynka. Dorodna blondynka niczym nasza pani Jola. Mówię ”nasza” bo gdy się nadarzy okazja, to nie będę od tego żeby… etc! - (wiadomo, że chłop to świnia!)

Ale żarty na bok. To że Pan cierpisz, to dobrze Panu zrobi. Co to za cierpienia? Cierpoty! Nie pisz Pan na ten temat wierszy! Chyba jako wprawki. Za dużo się Pan powtarzasz.

Pani Jola niech się broni przed Panem takimi samymi absurdaliami, jakimi ją Pan atakuje. Niech każe Panu przedstawić rachunek za pierścionek lub jego fotografię etc. Niech oświadczy, że jej się nie podoba etc. Gra będzie się przeciągać i o to chodzi. Pani Jola albo ma, albo udaje nerwicę. W każdym razie wiadomo było od początku, że „ma jakiegoś dryblasa”. I dobrze, że ma!


Teraz co do czystej liryki, to ostatnio w Pańskiej poezji jej nie ma. Jest poemat dygresyjny. Natomiast w czystej liryce nie ma czasowników i zaimków (albo są domyślne albo ukryte). W czystej liryce jest podmiot liryczny ale go nie ma (i zarazem go nie ma). Bo liryka opisuje świat którego „nie ma”. To jest wnętrze Pańskiego „kolczastego lasu” (i nie tylko, bo również jego zaprzeczenie). W czystej liryce jest Pan jako podmiot, już zmarły dla świata i zbawiony (chociaż może się Pan czuć potępieńcem). Już Pana nie obchodzą Tuski, Wallenrody i Delfiny. Nie ma zdań opisujących „to” co „jest”, np. droga, kolczasty las, róża na śniegu (oklepane). Jest natomiast świat którego (pozornie nie ma – ale idź Pan na noc – bez flaszki - do cmentarnej kostnicy! – a to dopiero przedsionek tego świata!) nie ma. Są zapachy i barwy, których nie ma (a które są w sferze bytu doskonałego). Również są takie nieprzeczute zapachy kobiety! Również nasze sprawy, nasze codzienne sprawy, z matką, ze szwagrem, z robotą, z pieniędzmi etc. - w liryce czystej ich nie ma – bo są metafizycznie ukryte – „jakby były, lecz oczami pieściły, jedna tę druga tę, pół na pół” - ale są jako byty doskonałe. Niestety, byty doskonałe nie podlegają delimitacjom czasu i nie mogłyby być opisane (być opisanym, to zaistnieć) za pomocą czasowników. Szwagier, np. Pański, jako byt doskonały, jest wieczny (już bytuje w wieczności) i chcąc go powołać (przez Pana) do istnienia, w swej bosko twórczej (Pańskiej) działalności lirycznej, musi się Pan posłużyć (jak Bóg) „Słowem”, które było na początku u Boga, a na samym początku było Słowo. Logos., (czyli Bóg był Logosem). Do takiej twórczości należy być super-wykształconym (w co wątpię czy wystarcza) albo super-wariatem przekonanym, że ma tajemniczą więź z boskim umysłem. Bowiem w liryce chodzi o to, że twierdzisz Pan (w niej)! – W ciele kobiety też się Pan utwierdzasz członkiem, za każdym razem! A poprzez ciało w umyśle!), że „byt – który przedstawiasz – „jest”.

Ale nie jest to byt znany ze świata nam powszedniego. To by byłoby za łatwe. Na pozycję „prawdziwego” (metafizycznego) poety trzeba sobie „zapracować”. Chyba się Pan ze mną zgodzi, że otacza nas „świat” niewidzialny dla oka. Że te kolory które znamy, nie są jedynymi kolorami ani te zapachy, które są nam dostępne, nie są jedynymi zapachami które są we wszechświecie, również w tym naszym duchowym i psychicznym? I że nie jest to świat widoczny dla idiotów!

Jeśli tu bylibyśmy w zgodzie, to Panie Zygmuncie, bierz się Pan do roboty (do wyższych rzeczy jesteś stworzony!), szukać kolorów których nie ma, szukać zapachów, które są w kosmosie (niektórzy mówią: w niebie) i będą nam kiedyś znane, a nawet potrzebne do zbawienia.

Zaś do tego, żeby Pana w świecie idealnym pani Jola kochała (bo teraz nie kocha, bo nie znasz Pan innej skali zapachów (które zna być może ona), dotyków, smaków, które by ją przyciągały do Pana i przekonywały o Pańskiej miłości) potrzebne są owe bezcielesne „dotyki”, wyobrażone (niewyobrażalne) smaki i niemożliwe do zaistnienia a przecież realne i konieczne do istnienia bytu, kolory. Na tym kończę i chyba nie muszę przekonywać, że mogę tak przez tysiąc lat. Bo temat wieczności jest niewyczerpany. A tak jak pan Ryszard Zasmucony raczył zauważyć, mam mentalny dostęp do prywatnych objawień.


Ale, gdyby nawet (co podejrzewam), to zakochanie w Joli było pyszną zabawą poetycką i literacką zgrywą, to gdyby z tym Pan wszedł do sfery świata czystej liryki i świata doskonałego, to już to nie byłoby zgrywą i „zabawą”, lecz najszczerszą prawdą rzeczywistością. Pani Jola tu na „ziemi” mogłaby mieć „chłopa” (chłopy to buce) a tam, w sferze doskonałości idealnej byłaby Pańską najczulszą, najpiękniejszą i najwierniejszą kochanką i jedno drugiemu nie wadziłoby zupełnie. Jak w Piśmie Świętym, gdy faryzeusze pytali Chrystusa, który ze zmarłych mężów będzie współżył z żoną, gdy tu na ziemi miało ją siedmiu braci za żonę?! Może być tak, że w "niebie" będzie ją miało wszystkich siedmiu naraz (jak w niemieckim filmie pornograficznym), jednocześnie i nic o tym wiedzieć nie będą, albo będą wiedzieć, ale wcale im to nie będzie przeszkadzać, bo kwestia tożsamości „tam”, jest taka sama jak w liryce „tu”. Że im bardziej się Pan dzielisz, im bardziej Pan obdarowujesz, tym więcej Panu przybywa! Czego przybywa? Idealnego bytu, który nie zgnije, mole go nie zjedzą ani złodzieje nie ukradną. Dixi!

Mówię poważnie, gdy chcesz Pan być poetą sensu stricte, to musisz się Pan pogodzi z tym, że idioci Pana nie będą rozumieli a Panu nie będzie zależeć na poklasku kretynów. Nie ilość a jakość!

Niektórzy nazwą Pana faszystą, ale teraz tu w Polsce, ja, epitet faszysty uważam za zaszczytny.

Wracając do baranów: Wcale nie trzeba umierać, żeby być Romem i Julią (już to na ziemi), w Ustce, Madrycie czy w Maladze (seksualne!). Szekspir po prostu przeoczył niektóre sprawy a poza tym chciał zarobić trochę grosza i w teatrze elżbietańskim nie mógł zbyt mocno kreować świata metafizycznego. I tyle. Nie wiem, jak wnikliwie trzeba patrzeć na słońce, żeby poczuć jego jądro ciemności. Wskazówką do poszukiwań tropów semiotycznych w wyrażeniu niewyrażalnego języka jest na pewno prastara ludzka intuicja zebrana w różnorakich refleksjach zachowanych w listach, zapiskach, dziełach inskrypcjach itp. Słowem, w działalności artystycznej i filozoficznej, i wyjętych z niej umiejętnie przez umysł poety i odczytanych jak z palimpsestu. Skojarzeń i połączeń między słowami, które trafią w określenie owych „nieistniejących” (a przecież dla nas istotnych jak cholera) spraw, zapachów i smaków jest miliardy, ale chodzi o to, żeby trafić w sedno, w takie sedno, że intuicja wrażliwego i poszukującego czytelnika odnajdzie to i rozpozna jako własne. A przecież to samo co z wrażeniami, jest tak samo z pojęciami (w naszym umyśle). Innej drogi, Panie Zygmuncie nie ma. W innym przypadku poezja zamienia się w błazenadę, taka jak w tej chwili, że Pan piszesz do Pani Joli płomienne (swoim zdaniem) wyznania i erotyki, a ona szydzi i je odrzuca. Zwracam Panu i pani Joli uwagę, że poezja, to jest rzecz poważna. Pani Jola dobrze o tym wie, bo dawkuje niektóre poważne wiersze z wielką pokorą i ostrożnie.

Ja Panu radzę, raczej Pan posłuż się w niektórych wypadkach zwykłym (przemyślanym i prozatorskim) słowem, niż lecieć do kobiety z wypowiedzią zlepioną z kilku oklepanych „metafor”, jako „poematem dygresyjnym”. Tak jak zdanie może się składać tylko z jednego wyrazu, z orzeczenia dotyczącego domniemanego podmiotu, tak poemat dygresyjny może się składać właściwie tylko z jednego znaku interpunkcyjnego: przecinka, dwukropka lub kropki...


Zygmunt Jan Prusiński Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"... Część druga

_______________________________


zygpru1948 2019.06.25; 09:52:59
Komentowany wiersz: W próżni malutkie okienko
Biore Twoj usmiech bez zastanowienia Agnieszko!

Cos dla Ciebie bede pisal., mysle takze o recenzji Twoich wierszy -

milego dnia - Zygmunt z Ustki


zygpru1948 2019.06.25; 08:56:57
Komentowany wiersz: W próżni malutkie okienko
KAMIENNE ŚWIATŁO – część pierwsza

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński

PIĄTKOWY WIECZÓR Z MUZYKĄ BARRY'EGO WHITE'A


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/965417,kamienne-swiatlo-czesc-i


zygpru1948 2019.06.25; 08:54:54
Komentowany wiersz: W próżni malutkie okienko
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.25; 08:53:17
Komentowany wiersz: W próżni malutkie okienko
Cytat zbrodniarza...


"Gdybym był oficerem sowieckim,
poszedłbym z czołgami na Polskę"

tow. Jaruzelski Wojciech


zygpru1948 2019.06.25; 08:51:17
Komentowany wiersz: W próżni malutkie okienko
27 maja 2014 • Ustka, Pomeranian Voivodeship •


ŚWIADECTWA LUDZI Z NAJBLIŻSZEGO OTOCZENIA JARUZELSKIEGO


Rodzina, Matka i siostra po powrocie z zesłania do Polski miały wątpliwości, co do autentyczności Wojciecha Jaruzelskiego. Rodzina była zastraszana przez UB i bała się mówić o swoich wątpliwościach. Jak podają ich znajomi, relacje między nimi były chłodne, a spotkania rzadkie i wymuszone! Podobno matka tuż przed śmiercią wyraziła wolę, iż nie życzy sobie jego obecności na swoim pogrzebie. Ksiądz odprawiający mszę żałobną, powiernik woli matki, wyprosił Jaruzelskiego z kościoła i ten musiał stać na zewnątrz (!).

Przez kolegów z gimnazjum Marianów na Bielanach Wojciech był pamiętany jako polski patriota, bardzo religijny i pilny uczeń. Znał dobrze łacinę (współczesny Jaruzelski nie zna łaciny!). Unika spotkań z kolegami gimnazjalnymi. Koledzy twierdzą, że to jest inna osoba.

Jednym z kolegów gimnazjalnych Wojciecha był Zenon Komender (1923-1993), czołowy działacz PAX-u i polityk w PRL-u: w latach 1981-82 minister handlu wewnętrznego, 1982-85 wicepremier, 1985-89 z-ca przewodniczącego Rady Państwa, 1969-89 poseł na sejm. Pomiędzy kolegami mówiło się, iż w zamian za ostentacyjne uwiarygodnienie Jaruzelskiego jako swego kolegi z gimnazjum i zachowanie milczenia, co do rodzących się wątpliwości, był przez onego wspierany w karierze politycznej.

Rówieśnik ze szkoły podstawowej - syn stajennego zatrudnionego w majątku Jaruzelskich w dzieciństwie był bliskim kolegą Wojciecha i całe dnie spędzali razem. Po wojnie ten pan mieszkał w Szczecinie, pracował w Stoczni Odra. W swoim środowisku otwarcie wyrażał opinię, że Wojciech Jaruzelski nie jest prawdziwym Jaruzelskim. Jako jeden z argumentów podawał, iż Wojciech w dzieciństwie miał wypadek z maszyną rolniczą i jego prawa dłoń została okaleczona na zawsze. Było to wyraźnie widoczne.
Obecny Jaruzelski ma obie dłonie bez żadnej blizny (?!). Poza tym twierdził, iż osobnik podający się za Wojciecha Jaruzelskiego ma zupełnie inny charakter od Wojciecha, którego on dobrze znał! W sumie, był absolutnie przekonany, iż mamy do czynienia z osobą udającą Wojciecha Jaruzelskiego.

Ten kolega Jaruzelskiego miał wizyty funkcjonariuszy UB, którzy ostrzegali go, że jeśli nie będzie milczał, to utopią go w Odrze, a jego rodzinę wymordują. Goryl Jaruzelskiego, płk Artur Gotówko Szef wydziału WSW zajmującego się ochroną gen. Wojciecha Jaruzelskiego funkcję tę pełnił od 1974 do XII 1981 roku. Goryl w swoich wspomnieniach opisuje spotkania Jaruzelskiego z jego rodziną jako dziwne, zimne, wyrachowane; odnosił wrażenie, jakby Jaruzelski był zaprogramowanym robotem, bez uczuć i naturalnego ciepła jakie istnieje między członkami rodziny. Wyczuwało się jakąś nienaturalność, sztuczność tych relacji.


zygpru1948 2019.06.25; 08:43:18
Komentowany wiersz: W próżni malutkie okienko
Ścierwo Zbrodniczego Psa Stalina,
który rozłożył polską armię żydobolszewika Margulisa syna warszawskiego szewca Będzie Odesłane Do Rassiji!!!

Zresztą całe Powązki trzeba będzie oczyścić z żydobolszewickiego łajna oraz innych matrioszek. W Wolnej Polsce Polacy muszą zrobić wszystko aby szczątki tego ruso-żydo-komunistycznego zbrodniczego łajna, zostały odesłane tam gdzie jest ich miejsce - do ludobójczej, dziadowskiej Rassiji.

Skandalem był też luksusowy byt tego rosyjskiego bandyty-zbrodniarza i jego przygłupiastej rodzinki darmozjadów. Po ruso-żydokomunistyczny reżim w III RP/PRLbis, obciążył Polaków od 1989 roku do dzisiaj, 50 milionami złotych na luksusy żywot tego bandyty i jego rodzinki. A za czasów komuny kosztował Polaków ten ruski zbrodniarz i czerwony faszysta setki milionów dolarów!

W porównaniu - podobny komunistyczny zbrodniarz Ceausescu nie kosztował Rumunów nic, także taki Hitler nic nie kosztował Niemców po wojnie. Dlaczego Polski Naród, który cierpi do dziś biedę będącą skutkiem zbrodni tego rosyjskiego bandyty-tyrana i gnoja, musiał łożyć na jego luksusowe życie w "jego" ukradzionej Polakom luksusowej willi, tak gigantyczne pieniądze?! Teraz jeszcze Polacy poniosą koszty pogrzebu i ochrony miejsca pochówku tego zbrodniarza!!!

Ps. Tawariszcz agent gienierał z własnego nadania, żydokomunistyczny, zbrodniarz i łajdackie capo Moskwy na Polskę czyli rosyjski dyktator-bandyta Margulis vel jaruzel, (zbrodnicza żydobolszewicka "matrioszka" ruskich służb po zamordowanym Polaku Wojciechu Jaruzelskim) zaczynał swoją karię w najbardziej ponurych stalinowskich czasach od członkostwa w kryminalno-zbrodniczym rosyjskim SS - Informacji Wojskowej - tchórzliwie zabijał Polskich Patriotów. Był wiernym psem Stalina potem Chruszczowa, a na koniec Breżniewa.

Do owej kryminalno-zbrodniczej sowieckiej organizacji IW zwerbowany został 23 marca 1946 r. Przyjął pseudonim "Wolski". Od jesieni 1945 r. do początków 1947 r. tawariszcz jaruzel uczestniczył w rejonie Hrubieszowa w podstępnym mordowaniu polskich partyzantów ochraniających polską ludność przed ruso-sowieckimi bandytami.

Prof. Szaniawski opublikował nigdy przedtem nie ujawniane szokujące tajne raporty sowieckie ze spotkań Breżniewa, Gromyki, Czernienki z Margulisem vel jaruzelem i Jaszczukiem w kwietniu 1981 i maju 1982. Wynika z nich, że stan wojenny został zaplanowany przez Sowietów w październiku 1980, a bandyta jaruzel podpisał zgodę na wprowadzenie stanu wojennego już w kwietniu 1981. Ale najbardziej szokujące jest to, że czerwony żydobolszewicki - zbrodniarz jaruzel nie był pewny polskich ludowych wojskowych i bał się oporu Polaków, więc błagał Breżniewa o wejście dywizji sowieckich. Dostał jednak odmowę! Bo ruso-sowieci bali się drugiego Afganistanu. Po udanym wprowadzeniu stanu wojennego tawariszcz Margulis vel jaruzel pojechał do Soczi w maju 1982 aby na kolanach złożyć Breżniewowi raport i odebrać po cichu nagrodę - platynowo-złoty Order Lenina najwyższe odznaczenie sowieckie, które mógł dostać jedynie obywatel Związku Sowieckiego, które to obywatelstwo za swe "zasługi" otrzymał w 1947 roku. Czyli "pierwszym" preziem postpeerelowskiej III RP/PRLbis BYŁ SOWIECKIJ CZEŁAWIEK, OBCY I NIE POLAK, CO BYŁO NIEZGODNE nawet z żydokomuszą posstalinowską konstytucją, lecz to skrzętnie ukryto przed ogłupionymi Polakami.


Z tym ''przyjęciem sakramentów'' przed śmiercią, to też jest jakaś ściema, jak z całym życiem tej sowieckiej kanalii. Podobno ksiądz za niego się nawrócił, bo on był nieprzytomny, podobno tak można. No i oczywiście od razu go spalili, więc z DNA będzie problem. Trzeba by pobierać od rodziny...

Jego DNA już się nie da porównać (chyba że ktoś po cichu pobrał?). I to jest kolejny dowód, że był ruską żydobolszewicką matrioszką o tetełe Margulis.


— Awiator 46.165.221.*


zygpru1948 2019.06.24; 23:00:16
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
Promyczek 2019.06.24; 10:57:50

Piękne, delkatne słowa pachnące namiętnością. Pozdrawiam :) +

Agnieszka

_____________Odpowiedz


Jestes Pieknym Czlowiekiem!
Dziekuje i pozdrawiam - Zygmunt z Ustki


zygpru1948 2019.06.24; 22:38:47
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
Karol Zieliński

Panie Zygmuncie, Pan w niektórych wierszach np. do Joanny Maziarz mnie autentycznie wzrusza. Myślę, że już osiągnął (dawno) stopień doskonałego pisania osobistej liryki, która przemawia do serca nieskażonego kłamstwem kulturowym.

Osiągnął Pan maksimum szczerego wyrazu w minimum (niepotrzebnych) słów. W najbanalniejszym zdaniu potrafi Pan wypowiedzieć sedno, prawdę o którą w tym momencie poetyckiego dziania się - chodzi. Bo Pańskie wiersze są pełne dynamizmu i życia. Pańskiego życia i przedmiotu Pańskich uczuć. I to nie jest ubrane w kulturowo-literackie przenośnie i fidrygałki...

Znamy wiersze pełne podniosłego symbolicznego wieloznacznego nastroju, w których nie możemy się doszukać sensu po wielu czytaniach, a tymczasem u Pana w prostym gramatycznym zdaniu (wierszu - vide Lechr-Spławiński) "Prawda" na wierchu leży". Na koniec - jako wielbiciel i fanatyk pisanego (na piasku i jedwabiu) słowa chciałbym przekazać Panu przesłanie - Rób tak dalej!


Zygmunt Jan Prusiński KAMIENNE ŚWIATŁO – część pierwsza

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/965417,kamienne-swiatlo-czesc-i


zygpru1948 2019.06.24; 10:25:48
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
KAMIENNE ŚWIATŁO – część pierwsza

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński

PIĄTKOWY WIECZÓR Z MUZYKĄ BARRY'EGO WHITE'A


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/965417,kamienne-swiatlo-czesc-i


zygpru1948 2019.06.24; 10:22:16
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".


Wszystko to ma posmak ocierania się o społeczny, akceptowalny i jawny burdel (jakim jest życie społeczne), czyli o prostytucję małżeńską, którą ten sakrament jest w istocie. Przecież nie ma sacrum bez profanum i odwrotnie. Ludzie nie goniliby za własną atrakcyjnością seksualną, gdyby nie była ona dodatkowo podgrzana powszechnym pożądaniem. Mam na myśli to, że kobieta jest w naszych oczach tym piękniejsza, im bardziej jest pożądaną przez innych. Nikt nie kocha brzyduli ani brzydala. Nikt garbatego nie chce! Przykładowo, brzydala czy brzydulę nikt nie chce za męża/żonę (choćby była dziewicą) nawet za dopłatą, natomiast piękną kobietę pragną hołubić wszyscy mężczyźni, nawet gdy już ją wcześniej miało pięciu i dziesięciu, w myśl, że lepiej jest lizać (autentyczne i zasłyszane) czekoladę we dwójkę, niż gówno samemu.

W naszym przypadku, tj. poemat pt. „Madryckie ścieżki poezji”, kobieta jest piękna i godna pożądania a kochanek interesujący. A przecież jednak nie dochodzi do efektywnego zbliżenia, w takim sensie, że sobie na koniec wyznają miłość i chęć połączenia się we wspólnym pożyciu… ale dochodzi do smutnego, acz bardzo estetycznego, rozstania. Dlaczego?
Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć PT czytelnik – jak go nie wyręczę.

Ja tylko odpowiem, że na takie rozwiązanie dogadali się gospodarz poematu z gospodynią części kobiecej, żeby przerwać ten nierokujący (ekonomicznie) nadziei na rozwinięcie romansu, ku zaskoczeniu pana Zygmunta Jana Prusińskiego, który jak lew usiłował walczyć o uczucie „kochanki” i zaklinał ją, aby kontynuować go w Maladze, dokąd ona wyjechała pakując w pośpiechu walizki i spoglądając na cztery wieże Madrytu we „wstecznym lusterku samochodu”.



Powiadam, że mam takie wrażenie, że pan Zygmunt, jako kochanek w poemacie, był niemile zaskoczony zgodą na takie zakończenie poematu, zgodą swego gospodarza. Ale niestety autorzy często bywają bezsilni wobec gospodarzy swych poematów. Konsekwencje tego uporu są takie, że pan Zygmunt-kochanek, jeśli kocha panią Mar (a dlaczegóż by nie – do cholery) poza poematem, jako człowiek prywatny, musi jej to wyznać w cztery oczy, poza poematem, mówiąc, kocham cię Marzeno Marzanno, Marianno, czy jak tam… jako Zygmunt Prusiński. Innej drogi nie ma.

Tak samo postępował hr. Zygmunt Krasiński, że wyznawał miłość Delfinie nie jako wzniosły poeta, ale jako męska szowinistyczna świnia, którą tak przypiliło (w portkach), że jeśli go ona nie przyjmie na swój ”ogródeczek”, to… on przestanie pisać romantyczne wiersze ze stratą dla narodowej kultury itd. itp.

I nie pomogą tu żadne seksualne męskie wykręty, bo się nie zgodzi na nie gospodarz poematu.

Ergo, gospodarz poematu jest instytucją ponadczasową, wziętą prosto z boskiego, przedwiecznego logosu, który opowiada za moralność ludzkości. I on tu pilnuje, żeby w poezji nie było za dużo prywatnego kurewstwa.

Z punktu wiedzenia teorii literatury, autor (jako osoba fizyczna) jest często bezsilny wobec gospodarza swego poematu, nie sposób bowiem uzyskać na „papierze” sensownej wypowiedzi, która by w elegancki sposób, nie rażąc dobrego smaku samego autora (nie mówiąc już o czytelniku) omijała estetyczne kody bez zgody gospodarza poematu. Gospodarz poematu jest bowiem również (między innymi) wyrazicielem i strażnikiem dobrego gustu epoki.


Karol Zieliński
Kraków


zygpru1948 2019.06.24; 10:09:38
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.24; 10:07:42
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

05.11.2011 23:41


@Anakonda

Pani Jolu, ja Panią przepraszam, za wszystkie niestosowne żarty, niezręczności i uszczypliwości. Postaram się więcej nie odzywać, żeby nie zadrażniać. Oczywiście z tym zniknięciem pana Zygmunta, że wy Panie coś wiecie, że coś mu zrobiłyście itp. to przecież żarty.

Z tą równością to jednak nie ma Pani racji, że nie jesteśmy równi, bo ja walczę o równość umysłów, bo uważam, że nie ma głupich ludzi i każdy może zrozumie nawet najbardziej skomplikowany problem. To ułatwia życie mam wszystkim. No, ale ja mam zapędy Siłaczki i nie mogę się ich wyzbyć.

Co do tego, żebym się informował u Panny Wodziany, to proszę ze mnie nie kpić, a po piąte przez dziesiąte nadal nic nie rozumiem dlaczego na forach pisze tak straszna ilość zwyczajnych idiotów? Piszą o niczym. Teraz, jak słyszę, rząd Tuska ma dostać uprawnienia do cenzury w Internecie, no to przecież zostaną sami idioci i zastraszeni konformiści. A może cenzura czeka tylko Salon 24, a inne witryny potrafią się obronić albo przejść na inne pasma dostępne np. tylko w telefonii komórkowej. Tam też można pisać ex instensio.

No ale znów mi grozi rozpisanie. Proszę się uśmiechać, życzę słoneczka i zdrówko.


PS. Co to tego, że Zygmuś gdzieś pognał na łeb na szyję, to wątpię, bo przecież ma do załatwienia sprawy ze swoim poematem: "Madryckie ścieżki poezji". Chyba go tak nie zostawi. Będzie się chciał nim pochwalić, a poza tym trzeba go intensywnie reklamować.

No chyba, że się bogato ożeni, to nie musi się wygłupiać jako poeta. Jedno mnie tylko dziwi, tak jego późny rozwój i późny start do poetyckich lotów. Jego patron, hrabia Zygmunt Krasiński (z carskiego nadania) skończył pisać swoje największe utwory przed ukończeniem 23 roku życia, a potem tu już nic, tylko piersi i nogi, nogi i piersi, białe, twarde piersi Delfiny Potockiej. A "Zygmuś" co, tylko Krupnik za 20 zł. i 50 gr.? To smutne. Zresztą, tak głośno myślę, zamiast spotkać się na jakim dyskretnym seks-party, to się kłócimy jak durnie, o głupie "determinizmy", warte tyle co zeszłoroczne śniegi i w samotności się onanizujemy. Vale


Zygmunt Jan Prusiński Kobieta i rosa

_______________________


Matthew Jannick Kovis 2019.06.24; 10:02:10
Komentowany wiersz: Poetycka dziewczyno
Cudnie :-)


Matthew Jannick Kovis 2019.06.23; 11:34:35
Komentowany wiersz: Polubisz moją miłość
Nic tylko podziwiać i się uczyć :-)


zygpru1948 2019.06.23; 05:19:21
Komentowany wiersz: Polubisz moją miłość
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii


zygpru1948 2019.06.23; 05:18:28
Komentowany wiersz: Polubisz moją miłość
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".



Po kolei: gospodarzem poematu nie jest autor ani narrator. Narrator jest tu ledwie zaznaczony i to silniej [po stronie kobiecej niż męskiej]. To narrator po stronie kobiecej zawiadamia nas, że jest już znudzona całą tą fałszywą i nieprawdziwą sytuacją i chce rozpocząć nowe, realne życie (np. str. 143). Natomiast narrator po stronie mężczyzny zawiadamia bezustannie o jego ugodowości i chęci przedłużenia romansu w nadziei, szczęśliwego zakończenia. Natomiast narratorka ze strony kobiecej od samego początku, pełna rezerwy, pod koniec mówi: „już czas minął”. A właściwie, to nie jest to świadoma decyzja narratorki ile gospodyni kobiecej części poematu. To ona podejmuje decyzje o skracaniu „romansowego czasu”, to ona decyduje ile uczucia i „zachęty” pokazać ma autorka adresatowi swych wypowiedzi.

Tym nie mniej wydaje się, że to gospodarz męskiej części poematu jest włodarzem całości tego poetyckiego „folwarku”. To on dopuścił do sytuacji, że w danym poetyckim roku, na poetyckim rynku, „na poetyckim targu i jarmarku” czy jak go tam zwał); (w tym poemacie) po tyle a po tyle jest wieprz, po tyle a tyle kosztuje wół, a po tyle kwintal żyta. Oczywiście chodzi to o poetyckiego „wieprza” i poetyckiego „wołu”. Odpowiednio do tego kosztuje pogrzeb, beczka węgrzyna, rwanie zęba u cyrulika, ślub u plebana, wiano panny młodej i UCZUCIA MIŁOSNE. One też mają swoją cenę.



Gospodarz poematu zgodził się na taki a nie inny taryfikator i handel miłością, jak ten klasyfikator żywca w punkcie skupu Gminnych Spółdzielni, pomiędzy poetą Prusińskim a poetką Canelą, wyrażanych w pieniądzu zwanym erotykiem.

Erotyk jest utkany ze słów i z „mowy”, ale przecież powiedziano, że skoro milczenie jest złotem to „mowa jest srebrem” i ma swoją wymierną cenę.

Za dobrą „mowę”. Na Cześć króla Stefana Batorego, uszlachcono kmiecego żaczka na uniwersytecie w Wilnie, który ją wygłosił. Mowa ma więc swoją cenę! Za krasomówstwo na cześć królewską w dawnej Europie można było otrzymać szlachectwo. Słowo często bywa „droższe od pieniędzy” i jest jak weksel.

Przyglądając się poszczególnym wierszom tego poematu, trudno się oprzeć wrażeniu, że są sto w istocie listy zastawne, handlowe, zapewnienia o wzajemnych uczuciach miłości, przyjaźni, lojalności, poddaństwie, pamięci etc. Wystarczy podstawić tu tytuły suzerena i wasala, i mamy korespondencję między królem a baronem. Mamy tu jakby korespondencję, która wyszła w kancelarii królewskiej w postaci aktów notarialnych umowy prawnej między stronami, które zobowiązują się do… do Miłości!

Więcej tych zobowiązań jest po stronie „kochanka”, mniej po stronie ”kochanki”. I tu widać rolę gospodarza poematu, że zgadza się na to rozwiązanie.

Wrażenie jakiegoś uroczystego kontraktu jest tym większe, że wszystko to się odbywa w oprawie uroczystego słowa.

Pokusiłbym się o stwierdzenie, że język tego poematu przypomina miejscami narrację poematu o Tristanie i Izoldzie. Tu też jest mowa o fatalności, o fatalnym zauroczeniu, jakby po wypiciu miłosnego napoju, który odurnił pana Zygmunta Jana Prusińskiego. I nic tylko ją kocha i nawołuje a ona go studzi! Bo nie wypiła tego napoju.



Zresztą „kochanek” jest również zauroczony kochanką (którą nazywa Mar) jak Tristan Izoldą. Co jest tym bardziej niezrozumiałe, że nikt mu się nie dał napić napoju miłosnego, a widać że jest pod wpływem jakiegoś wywaru. Jest zauroczony wpływem pani Mar Caneli i tokuje jak ogłupiały głuszec. Świadczy oto o tym, jak mężczyzna przełomu XX/XXI wieku jest spragniony miłości.

Dotychczasowe rozumienie czym są erotyki pokazywały mężczyznę w roli pana i „właściciela” wdzięków kobiety. Owszem, podziwiał on wdzięki swej kochanki i wielbił je niemal mistycznie, ale był ich dysponentem i panem, albo w ogóle erotyków nie pisał.

Tymczasem na przykładzie naszego „kochanka” (Zygmunta) widzimy, że adoruje on na klęczkach przedmioty miłosnej podniety, niczym średniowieczny Hrabia Albdoni, Madonnę z dzieciątkiem. Adoruje i zapewnia, że „kocha jej cień”.

W klasycznym erotyku, podmiot liryczny wyznaje wiarę w publiczną doskonałość takich czy innych wdzięków, takiej czy innej sytuacji erotycznej związanej w kochankiem/kochanką przy pozwoleniu gospodarza poematu, na „tyle i tylko tyle”, na ile to jest zgodne z konwencjami epoki i dobrym smakiem literackim, za przestrzeganie których właśnie ów gospodarz odpowiada.

Użyłem zwrotu: „w publiczną doskonałość takich czy innych wdzięków” (kobiety bądź mężczyzny), nieprzypadkowo, bowiem piękność postaci, piękno twarzy kobiety i przystojność mężczyzny „wykuwa się z czasem (epoki) na targowisku próżności, mody i opinii społecznej, gdzie „ona – kobieta - uchodzi za piękność godną pożądania”, a on za „partię”, godną ze względu na urodę, poślubienia (choćby był goły, bez majątku, jak święty turecki)!


Cdn.


zygpru1948 2019.06.23; 05:02:30
Komentowany wiersz: Polubisz moją miłość
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.23; 05:01:08
Komentowany wiersz: Polubisz moją miłość
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

16.07.2011 01:05


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, nieszczęśliwy człowieku i mężu... Nie rozdrapuj sobie niepotrzebnie ran, bo wszyscy je mamy. Ratuj resztki swojego spokoju wewnętrznego, bo zdrowie jest potrzebne, żeby trwać i wchodzić w przyjazne stosunki z ludźmi, jeśli to możliwe. Ja oczywiście rozumiem Pana, przeklinasz Lejbę Kohne i Lejbę Stoltzmana i innych manów, bo ktoś musi. Ja swoim Krakusom tłumaczę, że wy mieszkańcy Wybrzeża mieliście Stoltzmanów i Kohnów cały czas na wyciągnięcie ręki, w sąsiedztwie, bawiliście się z nimi w piaskownicy, więc wiecie kto jest kto. To oni nam mogą południowcom prawić duby smalone, ale nie wam. Chociaż i w Krakowie wiadomo, że pierwszymi uciekinierami po wojnie w Wilna byli żydzi i Litwacy, więc musi ich być na Wybrzeżu do cholery. Traktuję Pańskie wybuchy, Panie Zygmuncie, co jest paradoksalne, jako rzecz potrzebną wobec upartego, zimnego i skrytego dążenia żydów do opanowania (choć i tak opanowali) resztek dyplomacji, administracji rządowej, kultury, teatru, filmu, media itd.

Przecież u diabła nie będę robił tu naukowej analizy pt. "Kultura polska w dobie najazdu żydów". Powiem tylko tyle, że Pan ma prawo jako Polak do Liberum veto i do Liberum conspiro, czyli do "nocnych Polaków rozmów".


Na Zachodzie wśród żydowskich intelektualistów (innych niż żydowscy intelektualiści nie ma!) wrze... żeby LIKWIDOWAĆ PAŃSTWA NARODOWE a wprowadzać w ich miejsce regiony, kantony i komuny, zarządzane przez lokalne kliki, posłuszne naczelnej klice w Brukseli. Oczywiście, że ma to jedną potworną wadę, jaką mają wszystkie siłowe utopie, nie odpowiadać na pytanie, jak się będzie odbywał wyścig szczurów. Bo się im wydaje, że będzie on z powodu braku granic i kontroli ułatwiony, ale jest to wrażenie pozorne. Wyścig szczurów dopiero wtedy wejdzie w taką fazę zdegenerowaną, że szczury zaczną zjadać własny ogon. Od likwidacji państwa, zacznie się chaos i likwidacja kościoła katolickiego. Likwidacja szkolnictwa nastąpi w tym sensie, że w każdym kantonie i kantoniku nauczanie się będzie odbywało itd. itp. Dlatego o tym wspominam, żeby dać Panu znak, że ja też jestem tego świadom. Ale cóż z tego. Kijem Wisły nie zawrócisz. Wydaje mi się jednak, że zanim nastąpi krach, historia sprawi nam psikusa i skonstruuje anty-krach. I okaże się że rozum będzie potrzebny. Już jest potrzebny, ale jeszcze nie ma warunków ekstremalnych, natomiast ja mówię tu o warunkach, w których rozum będzie potrzebny do codziennego przeżycia.


Zygmunt Jan Prusiński Komunizm odebrał mi Rodzinę!

_________________________


zygpru1948 2019.06.23; 04:47:16
Komentowany wiersz: Tańczysz w zieleni...
Przyjmuje Twoj uśmiech dziewczyno!
Pozdrawiam - Zygmunt z Ustki


zygpru1948 2019.06.22; 07:54:09
Komentowany wiersz: Tańczysz w zieleni...
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii


zygpru1948 2019.06.22; 07:43:32
Komentowany wiersz: Tańczysz w zieleni...
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".



On sam sobie jest winien! Ale taki jest każdy mężczyzna i jest to jedna ze zdobyczy tego poematu, ta refleksja, i oby była ku przestrodze rodzaju męskiego.

Na marginesie wypada zaznaczyć, że struktura wierszy jest taka, iż ich główną intencją jest zwracanie się osobiste kobiety do mężczyzny (i vice versa) jakby na marginesie pisania erotyków. Każdy wiersz przypomina krótki liścik miłosny, przyjacielski etc, w którym wers lub kilka wersów jest erotykiem lub ma cechy erotyku, natomiast kilka innych wersów ma charakter przyjacielskich uwag.

„Erotyk” zresztą funkcjonuje jako pretekst i apostrof do przekazania sobie wielu komunikatów, których podmioty liryczne nie mają odwagi wyznać sobie wprost.

Treścią tych komunikatów jest, ze strony mężczyzny wyznanie miłości, zaś ze strony kobiety brak jej przyjęcia. Mężczyzna zdaje sobie z tego sprawę i posługuje się słowem „kocham” bardzo ostrożnie, sugerując, że jest to „kochanie” jej poetyckiego ciała itp. (czyli w sumie niegroźne). Podmiot poetycki wie, że w dzisiejszych czasach miłość patriarchalna mężczyzny musi ustąpić przed feministyczną kobiecością, która miłości znanej w dotychczasowej postaci, nie chce. Musi się dopiero wykrystalizować jakiś nowy typ miłości, odpowiadający dzisiejszej mentalności i zmysłowości kobiecej.



Miłość jest zawsze egoistyczna i polega na jej altruistycznym przekraczaniu, ale dotychczas odbywało się to na paternalistycznych warunkach, a teraz chodzi o to, by kobieta miała w tym decydujący udział, z racji specyfiki swego psychofizycznego ciała, które jest (do czasu przekwitania), nieustannie rozdarte. A to powoduje takie konsekwencje, jakby mężczyzna chodził przez pół życia z rozprutym brzuchem z wnętrznościami na wierzchu. Mężczyźni muszą sobie zdawać z tego sprawę, że za niezrozumienie tego fenomenu płacą osamotnieniem. Być może drogą do integracji między-płciowej jest, aby mężczyzna towarzyszył kobiecie jako wieczny ginekolog i psychoterapeuta. Może to jest baza i podstawa wykrystalizowania się nowych wzorców miłości w wieku MATRIXA i New Age. Bo jak powiedział Lewi Strauss, małżeństwo nie jest po to, żeby służyło zaspakajaniu niskich popędów i przyjemności.

Wracając do konstrukcji formalnej tego poematu, wypada podsumować, że ma on trzech gospodarzy (przy czym gospodarz reprezentujący Autora-poetę (ale tylko w chwili pisania poematu) jest stroną dominują, do której przystosowuje się skwapliwie gospodarz kobiecej części poematu. Zresztą nie jest tak do końca, bowiem gospodarz kobiecej części poematu tak steruje dyskursem, że w ciągu naprzemiennego dialogu, zamiast być do końca stroną odpowiadającą na inicjatywne zapytania, kwestie i zaczepki (fachowcy od komunikacji nazywają to „torowaniem” - ładnie), sama gospodyni przejmuje inicjatywę ze strony „przesłuchiwanej”, przywoływanej i podporządkowanej, staję się dominującą, przesłuchując i podporządkowując sobie mężczyznę, który się zgadza na wszystkie jej żądania i wymagania. Z których najważniejszym jest wyrzeczenie się praw miłości.



Poemat posiada również dwóch narratorów i super-narratora, który odpowiada za logiczną całość, w ten sposób, aby „nieskładna poetycka gadanina, oświadczenia, wyznania, wykrzykniki, westchnienia i kłamstwa ułożyły się w opowiadanie, czyli wyjaśniały, czego ta historia dotyczy. A historia opowiadana w tym poemacie, wcale nie jest jednoznaczna i jasna Nie jest to historia typu: „Herman i Dorota”, „Rusłan i Ludmiła”, „Tristan i Izolda, czy „Cierpienia Młodego Wertera”. Sprawa jest bardziej skomplikowana, bo ludzie XXI wieku są bardziej skomplikowani niż prostolinijna Izolda”, czy bezbronna ekonomicznie Lotta z „Młodego Wertera”.

Postawy dzisiejszych kobiet, żon i kochanek, w czasach Goethego byłyby zupełnie niezrozumiałe. Mężczyzna w ciągu ostatniego tysiąclecia niewiele się zmienił, natomiast kobieta jest nie do poznania. Takie zachowania i mentalności jakie są powszechne u dzisiejszej kobiety, w starożytności były ujawniane tylko wtedy gdy pisarze opisywali kurtyzany. Np. Owidiusz w „Sztuce kochania”, albo Apulejusz „Złoty osioł”. (również, vide: Boccacio).

Sprawę autorów-poetów mamy już załatwioną i wiemy, że posługują się oni językiem symboli. Matematyk też potrafi za pomocą wzorów (w których predykatami będą symbole serduszek) wyznać koleżance matematyczce: „Kocham cię!”, a ona odpowiedzieć mu za pomocą wzoru: „Dymaj się platfusie!”



W wypadku poematu pt. „Madryckie ścieżki poezji”, odbyło się to za pomocą użycia słów mowy polskiej, jakże bogatej w odniesienia do tropów i motywów kultury śródziemnomorskiej. Podczas odczytywania tych symboli trzeba zwrócić uwagę na motywy „lasu”, „sowy”, „żab”, „kapelusza”, „jabłoni”, „drzewa”, „księżyca” itp. Poemat ten jest pod tym względem tradycyjny, że gdybyśmy nie rozumieli tych „poetyckich słów-kluczy”, to niewiele byśmy zrozumieli. Motywy te w kluczowych kwestiach poematu otwierają okienka do sąsiednich „monad” i komunikują się z nimi (wydając odpowiednie oświadczania).

Głębsza analiza wykazałaby, że jest to poemat metafizyczny, pisany przez dwóch ludzi o bogatych i często bolesnych doświadczeniach życiowych. Byłby to ciekawy dokument (gdyby był oświetlony odpowiednią analizą) zagubionych w bezsensie XXI wieku dwóch dusz ludzkich, które bezskutecznie poszukują się nawzajem.

Wprawdzie autor tego wstępu nie jest bezkrytycznym zwolennikiem freudyzmu, ale motyw „lasu”, „kapelusza”, „anioła”, „pantofli”, „cienia” itd. są pochodzenia tak starodawnego, że giną w pomroce dziejów. Zawsze oznaczały one lęk, zagubienie, pragnienie schronienia się w seksie i w miłości i poszukiwania dróg wyjścia „we dwoje”. Dante Alighieri błądził w „lesie”, „Anioł” uratował Tobiasza, „pantofel”, od Kopciuszka, dalej: pantomima, Pantaleon, pantalony - comedia del arte. „Cień”, „osioł i cień”, a choćby cienie w platońskiej jaskini. Tropy stare jak świat antyczny. Wszystkie te hasła rzuca, "kochanek" (tak, bym nazwał autora-mężczyznę), o „żabach” (także Arystofanes) wspomina „kochanka” – adresatka erotyków mężczyzny.


Cdn.


zygpru1948 2019.06.22; 07:32:08
Komentowany wiersz: Tańczysz w zieleni...
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.22; 07:30:34
Komentowany wiersz: Tańczysz w zieleni...
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

01.12.2011 12:20


@Zygmunt Jan Prusiński

Pnie Zygmuncie, witam. Miałem wczoraj w ręce "Życie termitów" - autor Maurice Polydore Marie Bernard, hrabia Maeterlinck (dla sprawdzenia i przypomnienia) i muszę stwierdzić, że termity dlatego znalazły łaskę uwagi u tego "opisywacza", że nie budzą takiego obrzydzenia jak wszy i poprzez to nie są tak ludzkie jak wesz (ludzka). Wesz ludzka ma w sobie coś ludzkiego (jest bratem mniejszym - po franciszkańsku - człowieka) i równie obrzydliwym jak człowiek. Obrzydliwość człowieka jest stłumiona i wyparta poniżej progu świadomości (żeby ułatwić nam życie i ograniczyć odruchy wymiotne) i dopiero takie zestawienia (jak moje) i rozważania o wszy, jako ludzkim alter-ego, wydobywają z człowieka (nagiej małpy - Homo nudes) ohydę i odsłaniają całą obrzydliwość jego moralności (ssania swych bliźnich jako ofiar) i insekciej egzystencji, w jego naturze i istocie.

Ohydę ludzkiego życia trzeba zasłonić po to, żeby łatwiej okradać bliźniego, okłamywać i odsuwać dalej od żarcia. Jednakże prawem homeostazy (wszech-homeostazy) myślenie o ohydzie takiego postępowania jakoś człowieka hamuje, natomiast wszę chyba nie, bo ssie dotąd, aż nie pęka (człowiek zresztą też).


Ale kto zaręczy, że i wszy nie mają swej moralności skoro płodzą, składają jaja w wilgotnych i zacisznie owłosionych zakamarkach ludzkiego ciała, a potem gdy młode się wyklują, prowadzą je na miękkie żerowiska (koziego dołka, trawnika pod Wiszącą Skałą (moszny), albo pulchniutkiej podstawy Wzgórka Wenery. One też, za pomocą zostawiania (dla swych dzieci) śladów chemicznych na skórze, wychowują, pouczają i opiekują się młodym pokoleniem swoich magistrów ssania i doktorantów ukłuć w dupę.

Jeśli Bóg miałby być konsekwentny, to Chrystus przychodząc w Paruzji musiałby zbawić również nasze wszy i pchły (Zagłoba wołał: "Przepadłem razem z moimi pchłami!). Oczywiście wszy po zbawieniu świta i Natury nie gryzłyby wcale bo by były przebóstwionymi wszami w ciałach uwielbionych (jak i cała Natura), tak jak lew nie pożerałby owcy, i żywiłby by się tylko słomą, jak napisano w Piśmie Świętym, a dziecko mogłoby bezpiecznie włożyć rączkę do jamy węża. Więc i wszy to mają, że gdy pomyślą o tym, jakie są ohydne, to im jakoś nie przeszkadza i nie przystoi, żeby tak bezczelnie tą krew ssać. Ale trudno, muszą ssać, bo głód ma swoje prawa. One też chcą, jak ludzie, żyć (za wszelką cenę i myśl samobójcza nie postoi w ich głowie). One też mówią, że "wesz brzmi dumnie". No a na tym bazuje nasz kapitalizm.


Socjalizm bazował na tym samym (uczuciu oburzenia do wszy), że brzmi dumnie, ale gdy "nie ssie" tylko solidnie pracuje. Każdego kapitalistę, który za bardzo ssał jak wesz. NKWD brało na rozstrzelanie, tak jak my bierzemy nasze wszy (do łagru i Gułagu).

Pisze Pan o "Sztuce kochania" u Ericha Fromma. To prawda, że na chwilę upada między kochankami mur obcości. Jednakże to wskutek oszołomienia i endorfin zatruwających świadomość do tego stopnia, że człowiek rozbiera się do naga i przylepia się do drugiego golasa. I tylko tyle. Normalnie bez narkotyku w mózgu by Pan tego nie zrobił. Bo czy by się Pan obnażył w Ustce na ulicy? Przy czym, gdy się już Pan do tej nagiej osoby, nago przytuli, to nadal działają mechanizmy życia, czyli ssania.

Jakże cudownie jest ssać jej wargi, sutki, uszy, paluszki, wargi sromowe etc. Oczywiście tak, żeby się krew nie lała (jak podczas ssania wszy), ale efekt jest ten sam - po udanym stosunku płciowym jesteś Pan wzmocniony i pokrzepiony (ludożerco!). A gdy wesz wyłazi na drugą wesz, żeby kopulować, to czy nie upada między nimi mur obcości? To, że wszy nam tego nie powiedzą nie ma znaczenia, ale objawy ich zachowań świadczą, że mają bogate życie duchowe i wewnętrzne.

Należę do powojennego pokolenia, gdzie dzieci w szkole podlegały akcji odwszenia i w niektórych szkołach pielęgniarki uczyły dzieci i rodziców techniki fachowego iskania i psychologii wszy. Stwierdzając, że wsza jest przemyślnym i złośliwym zwierzęciem, nie mniej inteligentnym od człowieka. Otóż wsza czuje niebezpieczeństwo ze strony iskanego i stara mu się uciec, drży wśród gęstwiny włosów ze strachu. Gdy Pan ją zachodzisz (jako fachowy łowca i iskany) z prawej strony, to ona świadomie (obserwując Pana i przewidując Pańskie intencje - filozoficzna bestia) ucieka na lewą stronę. Czasem się bawi z Panem w kotka i myszkę. A wszystko po to, aby nie dać się złapać i zabić. Czuje lęk przed śmiercią, a więc posiada uczucia metafizyczne. A może i wiarę w Boga! Wesz jest świadoma niebezpieczeństwa i tego, że jesteś Pan jej wrogiem (zamiast, kurna, przyjacielem)! A więc ma i zna uczucia wrogości i przyjaźni a nawet miłości, wierności i honoru...


...i tu wkracza pan Fromm, że swoją filozofią miłości, ale również z pojęciem alienacji i "Ucieczki od wolności". Wszakże miłość (również wszy) łączy się z problemem miłości i wyobcowaniem. Wszakże miłość jest zjawiskiem uniwersalnym obowiązującym na wszystkich poziomach egzystencji, od bakterii do samego Boga.

Jeśli wesz ucieka przed Panem, to znaczy, że chce zachować swoją wolność! Jak robotnik ze stoczni Gdańskiej, tej kolebki "Solidarności". Wiwat prezydent Ronald Reagan - stróż i rycerz (wszawej) wolności! Wiwat Lech Wałęsa i polska "Solidarność"! - ostoja wolności! Czy rozumie Pan, dlaczego gadaniną o wolności i miłości (a również o "Solidarności", z której żydzi zrobili bękarta) się brzydzę?

A poza tym, w gadaninie Fromma jest (freudowska) sprzeczność. Bo najpierw napisał o ucieczce od wolności i alienacji, która kasuje miłość i czyni ją niemożliwą, a potem o miłości, jako cudownym leku na samotność i wyobcowanie. Ale zapomniał dodać, że gdy rak kapitalistycznego lęku przed jutrem zeżre naszą duszę i wyobcuje ją zupełnie, i pozbawi nadziei, to odczucie miłości i zjednoczenia z drugą, jest niemożliwe. Bardzo dobrze ukazuje to współczesna refleksja na temat miłości, że np. kobieta od samego początku oddaje się mężczyźnie (i vice versa) bez entuzjazmu i przekonania. Wiele kobiet oddaje się (w dramatycznej (psychicznie sytuacji) nie wiedząc dlaczego. (Chyba dlatego, że je swędzi dziura - my tu żartujemy, a tak być nie powinno).

Więc nauki Fromma (podejrzewam) można włożyć między bajki (chociaż ostatnio oświeceni klechy uwielbiają się jego przykładem posługiwać. Poza tym w doskonałym zbliżeniu (dusz i ciał) między kochankami przeszkadza świadomość i nadświadomość, ergo - konsekwencje są takie, że w przyszłości, w miarę rozwoju świadomości wszystkich ludzi (w społeczeństwie przyszłości), doznania miłosne będą niemożliwe. A więc i zbawienie bez Paruzji, czyli przemieniania człowieka na siłę, znów w prymitywnego (ale łagodnego i dobrego dzikusa i troglodytę) musi się dokonać odgórnie, decyzja Boga-stworzyciela sensu, żeby znów ten prymityw (ludzki troglodyta) odczuł smak miłości i urodę świata.

Niestety, jest potrzebny do tego pełny komunizm (po paruzyjny i zbawienny), bowiem w kapitalizmie jest to niemożliwe. Kapitalizm poprzez walkę ekonomii i płci wymusza na mózgu przyspieszony rozwój świadomości, która prowadzi do wyniszczenia wszelkich prymitywnych ale i empatycznych i solidarnościowych odruchów, na których bazują prawdziwe uczucia miłości i wolności.


Zygmunt Jan Prusiński Słoneczne bolero w twoich udach

_________________________


zygpru1948 2019.06.22; 07:14:48
Komentowany wiersz: Delikatny sposób na ślad
Zygmunt Jan Prusiński


TAŃCZYSZ W ZIELENI...

Karolinie Grocholskiej



Nie zamieniaj się w zieloną żabkę;
wolę cię dotknąć jako kobietę.

A tyle mam z tobą zamiarów -
zasadziłem dla ciebie buki i dęby.

Karolino w zielonym śpiewie,
kochaj mnie na zielono jak umiesz.

Otwórz się tylko na zielono -
innego koloru od ciebie nie chcę!

Sam przygotowuję już nuty pisać
na zielono w cielesnym wymiarze.

- Pokochajmy siebie na zielono -
zielone Erotyki też będę pisał...


31.05.2010 - Ustka
Poniedziałek 13:19

Wiersz z książki "Kamienne światło"


autor ZJP
http://www.aferyprawa.eu/content/obrazki/prusinski_z.jpg


Muza
http://static.jpg.pl/static/photos/421/421879/b5f632f8c7220f7a76278145f12e9279_normal.jpg


zygpru1948 2019.06.20; 09:04:10
Komentowany wiersz: Delikatny sposób na ślad
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".



Myślę, że w świetle tego, staje się jasne, dlaczego męski podmiot liryczny – w pierwszym wierszu poematu, oraz w rzeczywistej rozmowie, jaka miała miejsce między panią Mar Canela a panem Zygmuntem J. Prusińskim, padały z jego strony słowa: "Pisać wierszy Pani nie pozwalam”. Jakby przeczuwał, że jemu wolno pisać do kobiet, bo w każdej się zakochuje a jaki człowiek wolny i rozwiedziony, z każdą się może ożenić. Natomiast pani Canela, jako mężatka nie może, więc cóż po jej wyznaniach miłości, które muszą brzmieć w tej sytuacji sztucznie i fałszywie (wiem, że to niedorzeczne, ale tak też można motywować tą sprawę). Zresztą, pani Canela, jest pod tym względem uczciwa i daje sygnały panu Zygmuntowi w poemacie, że poza wierszem przyjmować jego hołdów nie może i dlatego nie obiecuje mu nic więcej prócz życzliwej przyjaźni.

Tak czy inaczej, pan Zygmunt zachował się tak, jakby przewidział, że pani Canela wierszy miłosnych i erotyków do określonych, rzeczywistych osób, mających imiona i nazwiska pisać nie wolno, bo wyniknie z tego więcej "szkody" niż „pożytku” (w tym również poetyckiego pożytku).

Mnie też się wydaje, że tak pisać nie wolno (że konsekwencją pisania wierszy miłosnych bez miłości jest niesamowity chaos uczuciowy i umysłowy), dla metafizycznej równowagi świata, dla jego egzystencjalnych zasad (że każdy byt jest bytem, że ma swoją porcję i sposób istnienia itd.) ale nie znaczy to, że nie wolno tak w ogóle pisać "dla zabawy" samego siebie i (zwykłego) czytelnika, bo wiersze, poza kilkoma kiksami i nieporadnościami, są zgrabne.

Dla mnie niektóre fragmenty, gdyby je odpowiednio pomieszać i zmiksować byłyby fantasmagorycznie piękne (bo sprzeczne i nielogiczne). Nabrałyby wtedy innego znaczenia i zabarwienia uczuciowego, i gospodarz poematu opowiedziałby je inaczej tworząc z nich inną historię, ale to tak na marginesie moja nieważna uwaga.



Wracając do zawartości poematu, w którym rysuje się dziwaczna historia, że się całują, macają w kroku (po „instrumentach” i „narządach”) nazywając to Erotykiem lub erotykami, na marginesie których, męski podmiot liryczny odważa się wyznać: „Kocham”, a kobiecy podmiot liryczny nie może się zdecydować (lirycznie) na wyznanie miłości, było (jest) logicznym, żeby nie ciągnąć tego poza siedemdziesiąt sztuk wierszy (o tym samym) po jednej i drugiej stronie i zakończyć historię (miłosiernym spuszczeniem kurtyny - uwaga, to pozornie wulgarne stwierdzenie jest tu potrzebne bo trafnie oddaje sytuację: - "skoro nie można spuścić majtek"), wbrew temu, że nie ma ona naturalnego zakończenia.

Bowiem naturalnym zakończeniem byłoby, gdyby sobie np. wyznali miłość, albo gdyby tego zrobić nie mogli, bo jedno z nich umarło (to by było najpiękniejsze, klasyczne zakończenie tego poematu), albo odkryło w sobie powołanie do stanu duchownego (kapłan, zakonnica)..., albo zmieniło orientację - albo zwariowało, lub czuło że zwariuje... z miłości albo ze strachu przed miłością, albo musiało nagle wyjechać bo obowiązki wzywają etc. setki i tysiące powodów, jednakże usprawiedliwionych i urealnionych wtedy gdy partnerzy się kochają.

Bo gdy się nie kochają, to powody są zbyteczne i poemat można zakończyć w każdej chwili (jak u turpistów), ale to nie będzie uczciwe zakończenie. To nie będzie honorowe zakończenie (jak wśród staromodnych kochanków), wskazujące na nieuczciwe traktowanie się podmiotów lirycznych i w ogóle jakąś nieuczciwość całego przedsięwzięcia i… „całego poematu”. Wtedy na diabła te wszystkie wykręty, że „ja cię kocham, ale w zaświatach”, „wielbię twoje ciało” ale to „ono ciało” poetyckie (zbudowane z tej samej materii co blady księżyc nad Granadą).



Aż się prosi o przykład: „Santa Madonna poratuj, jutro z Casablanki powraca mój mąż…”! Ciało wprawdzie było poetyckie – jak blady księżyc, ale ciąża całkiem cielesna i realna. Nie tak jak w naszym wypadku, kiedy ani prawdziwego ciała ani ciąży.

Oczywiście w tym poemacie pisanym z pozycji wysokiej kultury literackiej, każdy rozumie, że kiedy mężczyzna wyzna swoje zainteresowanie, kobieta może i ma prawo mu odmówić uczucia. Sam fakt, że kobieta nie może, bo nie chce, albo ma inne życie gdzie indziej, z innym mężczyzną lub inne projekty, jest wystarczającym powodem do zakończenia romansu.

Toteż pod koniec poematu super-narrator daje nam do zrozumienia, że to „już koniec”. „Aha – myślimy sobie – ona tego nie mówi wprost, ale już podjęła decyzję o rozstaniu” (czyli zaprzestaniu pisania erotyków).

Inna sprawa, że czujemy się zawiedzeni i nabici w butelkę, bo już myśleliśmy i cieszyliśmy się, że ona odwzajemnia mu uczucia macania (w kroczu), jako wyrazy szczerej miłości, wdzięczności i oddania. A tak nie było, pozwoliła się dotykać i wchodzić do siebie (żeby męski podmiot liryczny wchodził od niej) a tymczasem nie kochała go wcale. Może to jego wina, bo przecież mówiła mu, że „Wszystkie drzwi do miłości są zamknięte”, a on ślepy i głuchy, lazł do niej przedzierając się przez chaszcze Kolczastego Lasu, żeby dotykać , „paluszkiem”, jej łechtaczki, jak klawisza „Ce”.


Cdn.


zygpru1948 2019.06.20; 08:32:34
Komentowany wiersz: Delikatny sposób na ślad
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii


zygpru1948 2019.06.20; 08:31:12
Komentowany wiersz: Delikatny sposób na ślad
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.20; 08:27:04
Komentowany wiersz: Delikatny sposób na ślad
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

22.09.2011 03:17


@Anakonda plus Zygmunt Jan Prusiński

Pani Jolu, ma Pani rację. Niech Pan Zygmunt nie gubi don Kichota. Niech się nie bawi w polityka. Niech się bawi w François'a Rabelaise'go. W ostateczności niech się bawi własnymi genitaliami. Janusz Palikot to jest jętka jednodniówka. Jeśli zyska poparcie masonów to zrobią go carem, ale wątpię.


Zygmunt jest wtedy dobry w pisaniu wierszy gdy nie myśli! Nie wolno mu myśleć! Ale to że przeklinać... będzie przeklinać, gdy się zawiedzie na Palikocie, co za nazwisko! - gorszył się pospolitością ludowych nazwisk mecenas Hipolit Apolinary Maszko w "Rodzinie Połanieckich" Henryka Sienkiewicza (jak ja kocham ten okres historii Polski! Pamiętam jeszcze starych dziadków, którzy brali udział w tym sienkiewiczowskim życiu. Pamiętam na przykład płyty cmentarne poległych uczestników bitwy z Moskalami pod Olkuszem w 1863 r. i ich żyjących do pierwszych lat pięćdziesiątych XX stulecia zdrajców zwanych "heronami". Zapewniam Panią, że dla mnie, na moją starość to jest bolesna pamięć. Bywałem w kilku, w niektórych małych dworkach jako dzieciak i do dzisiaj pamiętam ich zatęchły zapach. Bez tego zapachu nie będzie żadnego kontaktu z dawną polskością. A Pani poszukuje w swoich makatkach dawnej polskości, oby pachniały stęchłością! A przecież w żadnym dworku nie było porządnej, czyli wykafelkowanej w stylu miejskim ubikacji i sraczyka. Srało się prymitywnie do drewnianej dziury! O boże, wybacz, czy żeby zachować polskość musi być przy każdym domu drewniany wychodek? Choćby jako symbol polskości. Sam srałem w takich dworkach, pamiętam, kawaler, przed śniadaniem, a dupa mi marzła od mroźnego jesiennego chłodu wiejącego ze sraczowej dziury. Czy Pani rozumie moją inklinację na starość do rubaszności, gówno, dupa i nasrane? Zapewniam, że doskonale rozumiem, co czytam w kartkach o dawnych Polakach, w zapiskach o Powstaniu Styczniowym Stefana Żeromskiego etc. A Pani? To dziwne, że to dla mnie nie takie odlegle czasy. A propos, pół roku temu umarł mój kolega szkolny, który to rozumiał te czasy jeszcze lepiej ode mnie, to jest jego paliwo poetyckie, z którego mogą powstać dobre syntetyczne strofy. Żeby go odciągnąć od tej pieprzonej polityki trzeba go chyba będzie ogłosić i zrobić go królem Aragonii! Tak jak zrobiono tego idiotę don Kichota i wyprawiono w wyprawę do walki ze smokami!

Panie Zygmuncie, współczesny romantyczny idioto, siadaj Pan na rosynanta i wio do Kastylii! To nic że tam chwilowo nie ma tej niedojdy. Będzie jeszcze piękniejsza Sylwia Żwirska. Albo Żwirowicka! To dopiero szatańskie nazwisko! Sam chyba sobie nadam tytuł Żwirowickich! Oj, urodziliśmy się dwieście lat za późno, bo byśmy się łacno spotkali w szeregach Lisowczyków! Dopiero gdy się ubije z dziesięciu łyków, można pisać pełne swady wiersze! Łyki idą za Palikotem, który im obiecuje gruszki na wierzbie. Chcąc cokolwiek zmienić w tym kraju, musiałby ruszyć strukturę społeczną w ten sposób, że przydałby (przypisałby) do każdego bogatego domu, do domu bogacza, jednego bezdomnego Piętaszka. Tysiące takich Piętaszków bezdomnych po kraju się włóczy, którzy kiedyś byli fachowcami od doskonałego czytania rysunków technicznych, od frezerstwa, tokarstwa, ślusarstwa precyzyjnego, garbarstwa, ale wałęsowski i balcerowiczowski kapitalizm uczynił ich włóczęgami. Biskup Alojzy Orszulik, Jan Paweł Drugi, ten wściekły pies, nieudany aktor, Ronald Reagan i Biskup Tadeusz Gocłowski, do spółki z Lechem Wałęsą, uczynili ich bezdomnymi żebrakami. Komuniści robili wszystko, żeby zrobić z nich ludzi, no, powiedzmy, pół-ludzi, a ci, te świątobliwe skurwysyny, przyszli i zrobili z nich kompletnych żebraków. Teraz bogacze powinni ich przyjąć w myśl ewangelicznego przykazania "ubogich w dom przyjąć!", cyniczne skurwysyny!


Posłannictwo nowoczesnego don Kichota w postaci Zygmunta Prusińskiego przebranego w zbroję, widziałbym w krucjacie, dodawania każdemu proboszczowi i obywatelowi żyjącemu powyżej średniej krajowej, po jednym bezdomnym żebraku! To byłyby Pana zygmuntowe donkiszoterskie wiatraki! - w które mógłby bić z całą poetycką pasją! Niechże w nie bije jak cholera! Z pianą na ustach! To dopiero poetycki wyraz! A tu leci dziesięciu psychiatrów z kaftanami bezpieczeństwa! A teoretycy literatury wołają, wolnego! To nie jest wariat ani wariacja, ale geniusz równy hrabiemu Zygmuntowi Krasińskiemu! On ratuje Polskę, Europę Środkową i Mitteleuropę przed zwątpieniem swej misji dziejowej, że może powstrzymać narody od skundlenia! Bo gdy wszyscy będziemy pić palikotówkę, jeść jaja z hiszpańskiej hodowli kurskiej podejrzanej konduity, to może skończyć się to następnym rozbiorem między Sarkozego, Niemkę a Palikota. Żeby to powstrzymać, przy pomocy Pana Zygmunta, ja mógłbym się przebrać za Sancho Panchę i podpowiadać mu, którego biskupa i polityka ma bodnąć lancą w dupę. (Mówiąc po mojemu, w jaja). Palikot występowałby w tej poetyckiej psychodramie jako barany albo wiatraki, które Pan Zygmunt bierze na swą pikę, proszę bardzo! Niech pani Sylwia zmienia się w kobyłę i niesie geniusz wariacki swego kochanego "Zygmunteczka" w pole pełne niebezpiecznych palikotów, proszę bardzo!, ja jej w tym zbożnym dziele chętnie dopomogę. Ale to nie może być nic w tych poetyckich działaniach z tzw. normalnego świata. Bo ci faceci, z którymi Pan Zygmunt miałby poetycką rozgrywkę, są anormalni i są zboczeńcami. Czy wy normalni ludzie, zwykli zjadacze chleba tego nie widzicie, że to są zboczeńcy? Że każdy z nich jest chory psychicznie i nadaje się do dożywotniego zamknięcia w domu wariatów, a wy ich dopuszczacie do rządzenia Polską? No, to wy sami jesteście nie ten tego na rozumie, czyli głupkowaci!


Panie Zygmuncie, ubieraj Pan poetycką zbroję albo jakiś bernardyński habit... i marsz na krucjatę! Czy Pani Jola się ze mną zgadza i z kolei godzi się zostać Dulcyneą? Pozdro, bo na więcej tych płomiennych apelów i zachęt, niczym ks. Marek Jandałowicz, nie mam czasu!


Zygmunt Jan Prusiński Kobieta białych luster - część V

_________________________________


zygpru1948 2019.06.19; 14:29:57
Komentowany wiersz: Blondynka o zmierzchu nad morzem
Nie szkodzi Promyczek... Dziekuje i pozdrawiam - Zygmunt z Ustki


zygpru1948 2019.06.19; 07:34:02
Komentowany wiersz: Blondynka o zmierzchu nad morzem
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".



Toteż dlatego w poemacie – powtórzmy – strzela sobie w łeb, bo w realnym życiu palnąłby sobie tak samo. Tu nie ma rozdźwięku między poezją a życiem i tzw. światem ludzkiej kultury. Poezja jest takim samym bytem, jak świat zewnętrzny, a może nawet bardziej.

Świat zewnętrzny oznacza w tym przypadku zbiór zasad moralnych i estetycznych, którymi kierowali się kochankowie i w ogóle ludzie.
Przecież nie wiadomo, czy życie naśladuję sztukę czy odwrotnie – i to od bardzo dawna, od zamierzchłych czasów. Przecież wiele wskazuje na to, że dla naszej jaźni nie istnieje inny byt, niż słowo.

Świat zewnętrzny o tyle dla nas istnieje, o ile rozpoznajemy go w naszych słowach. Jeśli go nie ma w naszych słowach, to nie istnieje on dla nas realnie. Dlatego też podmiot poetycki, zwany Mar Canela, tłumaczy w poemacie Zygmuntowi (nie wiadomo czy ma na myśli „Zygmuta-podmiot liryczny” czy Zygmunta Prusińskiego z Ustki, że przecież nie może go pokochać w poemacie, bo ma inne zobowiązania w życiu realnym. Nie mówi tego słowami wprost, ale daje to do zrozumienia. Niemożność spełnienia czynu w poezji, tłumaczy niemożnością spełnienia go w realnym życiu.

Więc tu cię mamy Grzegorzu Dyndało, że jednak „jako w niebie tak i na ziemi, co jest związanie w życiu, nie może być rozwiązane w niebie”, czyli w poemacie i odwrotnie.

Ponieważ od poezji do realnego życia tylko jeden krok i nie wiadomo, czy gdyby w poemacie Mar Canela pokochała Zygmunta (jako podmiot liryczny) poetycko, to nie byłaby to miłości silniejsza niż w realnym życiu i musiałaby się przenieś (ta miłość) do realnego życia (i wpływać na jej decyzje w realnym życiu). Przecież siła poezji potrafi być tak wielka, że kobieta porzuca realnego partnera lub męża i idzie za kochankiem, który wyznawał jej miłość w gorących wierszach. Tak się jednak u pani Caneli nie stało.

Tego Mar Canela jako autorka, uczynić nie mogła i dlatego wolała się asekurować również jako podmiot liryczny w poemacie, przed dawaniem nadziei na uczucie swemu poetyckiemu „pół-kochankowi”, panu Prusińskiemu z Ustki.

I odwrotnie, kto wie, czy pan Zygmunt Prusiński, podkochując się w poemacie jako podmiot liryczny, w podmiocie lirycznym pani Mar Caneli, nie pokochał ją bardziej niż w realnym życiu, - ale skoro od poematu do życia jeden krok i poezja jest bardziej realna od realnego życia, więc pokochał ją również na jawie i w realnym życiu.

Oczywiście to są tylko hipotezy snute na bazie wiedzy o sile eliksirów miłosnych zamkniętych w butlach z poetyckim słowem.

Bowiem miłość jest „jedna na świecie i w kosmosie i nie igra się z miłością”. Miłość jest taka sama u sługi jak i u pana. Jednakowa u króla i żebraka. Z żebraka potrafi zrobić księcia a z króla żebraka. Z tym zaznaczeniem, że tak było kiedyś dawno, ale już tak nie jest. Pozwolę sobie na „wulgarność” i powiem coś niepopularnego na obronę prawdziwej miłości. Dzisiejszy problem, w dobie feminizmu nie tkwi w tym „czy ja potrafię wypieprzyć kobietę, ale czy kobieta potrafi wypieprzyć mnie.” (Nie czas tu na kulturoznawcze roztrząsania). Problem jest o tyle ważki, że w sposobach i w rozumieniu dawnej miłości, kobieta posiadała tyle odwagi, szarmu i zadziorności, że ona również potrafiła wypieprzyć mężczyznę, dlatego miłość miała tak wielką szczerość i siłę.

Każda gra w miłość, gdy dochodzi do zakochania w grze, przeradza się w miłość prawdziwą i gdy gra się kończy, miłość się nie kończy i sprawa często staje się tragedią. Sprawa znana aż do nudności.



Toteż podmiot liryczny, męskiej części poematu, udaje, że nie je czarnej polewki, w czym narratorzy i gospodarze poematu usiłują mu jakoś pomóc. I trzeba dodać, że jakoś się to udaje. Na marginesie trzeba dodać i to, że to przekonanie, że można igrać miłością, bawić się w pisanie płomiennych wierszy miłosnych do konkretnych osób, pod pretekstem flirtu, udawania i zabawy, co często kończy się przykrością jest narastającą chorobą naszych czasów.

Dzisiaj wszyscy udają, że kochają wszystkich i wszyscy z wszystkimi idą dla zabawy do łóżka (a właściwie obiecują, że idą, bo hotele są okropnie drogie a szanujący się ludzie nie chcą tego robić na kubłach ze śmieciami).
Zresztą literaci i czytelnicy dzienników, diariuszy, wspomnień i pamiętników etc. to wiedzą, że tzw. „szczere pisanie prawdy” o miłości, uczuciach, stosunkach seksualnych itp. jest niemożliwe i przynosi więcej szkody niż pożytku. Nie znaczy to jednak, że nie należy pisać poematów, erotyków i diariuszy (np. miłosnych).

Na początku poematu pt. „Madryckie ścieżki poezji”, po kilku próbnych balonach ze strony męskiego podmiotu lirycznego, w postaci gorących wyznań do strony kobiecej, w postaci seksualnych aluzji i przypomnień, co już „jej zrobił” a co dalej zamierza „uczynić”, strona kobieca wydaje pomruki zadowolenia i odpowiada w konwencji kodu kobiety emablowanej w sposób kulturalny a nawet, jak zapewnia ją podmiot liryczny, w sposób „poetycki”. Ona też odpowiada w podobny sposób. Ale gdy mężczyzna wyznaje swoje udręki z powodu samotności i opuszczenia, a także z braku autentycznego uczucia (co wskazuje na autora spoza poematu) wtenczas kobieta reaguje ostrożnym odtrąceniem. Jakby chciała powiedzie: „Na aż tak dużo nie pozwalam”.


Cdn.


zygpru1948 2019.06.19; 07:07:02
Komentowany wiersz: Blondynka o zmierzchu nad morzem
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii


zygpru1948 2019.06.19; 07:06:36
Komentowany wiersz: Blondynka o zmierzchu nad morzem
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.19; 07:04:00
Komentowany wiersz: Blondynka o zmierzchu nad morzem
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

16.07.2011 21:24


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, przecież mówię tysiąc razy, że trzy albo i cztery miliony ludności w Polsce, (która podaje się za inteligencję), w tym prawie cała, powtarzam PRAWIE CAŁA INTELIGENCJA (jaka tam ona jest!) (nie licząc drobnych wyjątków w takich wydawnictwach jak Pax czy Znak - raptem parę tysięcy)) była członkami partii (2.5 miliona członków w tym żadnych prawdziwych robotników).


Cały inteligencki Kraków należał do komuny. Spłacali w ten sposób swój dług za to, że podczas okupacji ich ojcowie i dziadkowie należeli do volks-listy (zresztą to inne warunki i czasy). To że kiedyś rozmawiałem ze Śliwiakiem, ale nie wydrukował pod moim nazwiskiem ani jednego słowa, tak zresztą w jak i nikt w czasie całego PRL-u, uważam dzisiaj za wielkie szczęście. (Tadeusz Śliwiak mi powiedział: "Pana nie wydrukują, bo Pana traktują poważnie").

- Nigdzie Panie Zygmuncie, nie znajdziesz mojej publikacji, poza branżowymi pisemkami przy uniwersytetach, gdzie się drukowało w 20 egzemplarzach jakieś eseiki, aby je włączyć z odpowiednim numerem do zasobów swoich naukowych (pożal się boże) publikacji potrzebnych do pracy na wydziale. Zresztą w czasie stanu wojennego wywalono mnie z roboty i musiałem zostawić rodzinę - moja żona się zakochała w szpiegującym mnie ubeku! - z Krakowa uciekać. Nie chciałem być aresztowany, bo jak twierdzą postronni, jestem (nie chwaląc się) trochę przystojnym facetem (tak że zaczepiają mnie pederaści (Sic!) (nic na to nie poradzę!) i nie chciałem iść do więzienia, żeby mi pedały nie zrobili z tyłka sito. Chroniąc swoją dupę, nie zdecydowałem się zostać internowany - a mogłem. Wolałem mieć całą dupę niż miano patrioty, "soliadarnościowca" i bohatera!


Ilekroć byłem w Warszawie Jarosław Iwaszkiewicz wypatrywał za mną oczy, a ja unikałem go jak ognia, bo też zamiast jego poparcia wolałem całą dupę. Czy źle zrobiłem, Panie Zygmuncie?

Do ZLP też nie należałem, bo gdy się dostałem na czerwony indeks to już nie próbowałem tego odkręcić ani się poniżać prosząc o jakąś rehabilitację (jak tylu innych).

Mówiłem literatom, aktorom, reżyserom... w oczy, że są czerwoną hołotą, czy się nazywają Kamińskimi, Filipowiczami, Koziołami, czy Jastrunami... Tam też każdy każdemu dawał dupy i oficjalnie chwalił wydawniczą linię partii dla paru groszy.

Więc kiedy się Pan do mnie zwraca, Panie Zygmuncie, w kontekście komunistycznego Krakowa, komunistycznej inteligencji, czy komunistycznych naukowców, to proszę rozbić to w tak selektywny sposób, żeby nie padł na mnie ani cień podejrzenia, czy dwuznaczności, że i ja do tej hołoty należałem w jakiś sposób.


Ja nie musiałem w swojej drodze do doktoratu nawet się o to osobiście starać i zabiegać, bo byłem tak zdolny, że powiedziałem: proszę bardzo, jeśli chcecie, jeśli jestem potrzebny (np. moje zdolności oceny wartości umysłowych u studenta, wartości heurystycznej jakiegoś tematu, z którego można zrobić sensowną pracę etc.) to proszę bardzo, dajcie to do maszynistki, niech to porządnie przepisze i zrobi adiustację... i rzuciłem na biurko stertę młodzieńczych, krytycznych stwierdzeń i uwag na temat kierunków w fenomenologii i na temat badań logicznych Edmunda Husserla. Więc ja nie wiem co to jest dzisiejsza, standardowa mordęga na drodze do kariery (której nie zrobiłem), co to jest podlizywanie się, bo się nie musiałem podlizywać, wstępowanie do partii, bo właśnie to, że darłem z partią koty, zapewniało mi opinię bezstronnego, młodego (pożal się boże) naukowca... KTÓRYM być nie chciałem. To mnie nudziło i do dzisiaj nudzi! Co innego mieć zdolności chwytania w lot intencji myślowych w dziele filozoficznym, literackim czy socjologicznym a co innego być tym znudzony… To już jest dla mnie męcząca robota. Nie chciałem być nauczycielem! Chociaż to najbardziej odpowiedzialny i zaszczytny zawód. Nie dla idiotów! Ale cóż, kiedy ja chciałem być marynarzem, lotnikiem, ogrodnikiem, lawer-bojem, kochankiem... niedorosłym chłopcem… który na marginesie swoich miłosnych podbojów pisze wiersze... a tymczasem trzeba było coś jeść, gdzieś zarabiać, i "zgodziłem" się na mękę orki na ugorze (namówili mnie!), użerać się z głupimi studentami, czego wtedy robić (za marne grosze) nikt nie chciał. To wszystko. Żadna zakichana kariera.

Owszem, chciałem wystawić swój młodzieńczy dramat w teatrze, krytykujący establishment zarażony oświęcimskim etosem, którym posłuszni temu establishmentowi "nauczyciele" zarażają polską młodzież, jakby sobie nie zdawali sprawy z powagi sprawy - to akurat żydowska szajka rządząca teatrami, repertuarem i reżyserią, wykopała mnie za drzwi. A szkoda, bo mi się podobały aktorki i ta nutka "artystycznej" rozwiązłości jaka panuje w tych rodzinach, gdzie mąż wiadomo co robi z koleżanką, a żonie kolegę podtyka. I zboczeniec patrzy, czy kolega robi jej dobrze. To ci kulturalne towarzystwo!


Dlatego proszę specyfikować swoją wypowiedź, kiedy mówi Pan o komuchach w Krakowie, że wszyscy byli (jeśli ich tylko przyjęli) w Krakowie agentami ubecji i członkami partii, oprócz PT Skręta! Czyli mnie! Rzeczywiście komuchami byli nawet ci, eksponowani w aparacie partyjnym i w kulturze Krakowa, co jednocześnie po cichu jeździli do prezydenta na uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego, odbierać przyznane im i ich rodzinom ordery Polonia Resitituta! Co za kurewstwo!

Dlatego proszę jak powyżej (może w nawiasie, z dopiskiem: "oprócz Skręta"); Bo mi się robi nieprzyjemnie gdy czytam, jak Pan wyklina na krakowskich komuchów, a ludzie myślą, że ja też byłem czerwony, to mi się robi niedobrze!


Zygmunt Jan Prusiński Komunizm odebrał mi Rodzinę!

___________________________


zygpru1948 2019.06.18; 07:15:42
Komentowany wiersz: Łzy pożądane, kiedy podkowe znajdziesz, a mnie w śnie przytulisz
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".



Wypowiedzi składają się egzystencjalne z pozytywnych i negatywnych. Subiektywnych, wewnętrznych i intersubiektywnych, dotyczących wnętrza i zewnętrza podmiotu lirycznego. Podmiot liryczny, i podmiot w ogóle, jeśli „wie”, jeśli ma świadomość”, to ma „byt”, może istnieć i wyrazić, że „coś jest”. Gorzej, gdy ma świadomość, że „czegoś nie ma”, lub, że „coś nie istnieje”. Stwierdzenie pozytywności negacji wymaga wejścia na teren logiki i matematyki, ale umysł sobie radzi bez nich, stwierdzając, że czegoś „nie ma”, niejako na skróty i na „słowo honoru”.

Jednakże w logicznego punktu widzenia, w momencie, gdy podmiot liryczny twierdzi: „wiem”, „widzę”, „czuję”, że „coś jest”, to jego wypowiedzi są prawomocne logiczne i sensowne na mocy realności tego świata i racji dostatecznej. Natomiast z chwilą jego stwierdzeń, że: „nie widzę”, „nie czuję”, „nie wiem”, czy „to jest” (nie wiem)… od tego momentu nie możemy „wiedzieć”, co się dzieje z nim samym (z podmiotem lirycznym) i co się dzieje w poemacie, ponieważ on sam tego nie wie. I tu jest potrzebny ktoś inny, kto „wie”, kto ma „wszechwiedzę” co się dzieje, a nawet co się będzie działo w przyszłości z podmiotem lirycznym i w poemacie.

Narrator pomaga zrozumieć losy i słowa podmiotu lirycznego, których często sam podmiot liryczny nie rozumie. Często nawet niektóre kwestie powtarza za podmiotem lirycznym i za niego (gdyby zapomniał) dopowiada.



W poemacie pt. „Madryckie ścieżki poezji”, narratorów jest dwóch i jest super-narrator, który (daje się on wyczuć pod koniec „opowiadania”, powiadamiając czytelnika o zbliżającym się końcu tej (a nie innej) relacji między przedstawioną tu kobietą a mężczyzną (który ją nachodzi). Mówimy tu nie o końcu miłości, uczucia etc. lecz o końcu "relacji", bowiem nie wiemy, czy kobieta, która mówi do mężczyzny i myśli o nim (i vice versa) łączy miłość, przyjaźń, zauroczenie, czy może tylko lęk i samotność, a może nawet interes lub coś innego… Czujemy wszakże, że uczucie jakie ich łączy jest wszystkim innym, tylko nie miłością - przynajmniej ze strony kobiecej. O niej można powiedzieć, że nie kocha.

W tym poemacie, do inicjacji rozstania prowadzi narrator kobiecej części poematu, nie mając sumienia patrzeć dłużej, jak kobiecy podmiot liryczny się męczy przymuszony do ciągłego określania się wobec męskiego podmiotu lirycznego (który natarczywie domaga się odpowiedzi, czy „weźmiesz w opiekę moje bezdomne erotyki”?

Mężczyzna w tym poemacie nieustannie przypomina, że jest samotny, doprasza się o miłość i uwagę, chciałby wyłączności (znanej ze stosunków miłosnych dawnego, patriarchalnego typu) natomiast kobieta nie chce i nie może się określić jako „tylko jego” kochanka, bowiem twierdzi, że to by ją ograniczało, że mam jeszcze inne życie itp. Jeśli mężczyzna wyznaje jej wprost: „Jesteś moją kochanką”, to ona opowiada mu: „Jestem kochanką księżyca”… Jestem poetycką kochanką… itp.) Czyli daje mu do zrozumienia, że nie jest jego kochanką. Jest partnerką w pisaniu erotyków ale nie kochanką. Zgadza się żeby mężczyzna zwracał się od niej jak do kochanki, ale nie ma mowy o prawdziwym zaangażowaniu uczuciowym w tym poemacie (a tym bardziej poza poematem). Jest tylko przyjaźń, wdzięczność i życzliwość.



Sytuacja robi się dziwna, bo wśród komunikatów, (zawoalowanych w licznych aluzjach, zastrzeżeniach, zapewnieniach o przyjaźni, pocieszeniach itd.), że nie ma miłości, ze strony kobiecej… i być nie może, są rozsiane erotyczne aluzje, że strony pragną swego dotyku, że im się wydaje, że dotykają się, całują się, sugerują nawet że się widują na jawie i podczas spotkań dochodzi do penetracji seksualnych i stosunków miłosnych. Wszystko to przez pewien czas zawieszone jest w fantasmagorii, ale kiedy „kochanek-podmiot liryczny” napiera coraz bardziej na kochankę, żeby wyznała, że zaopiekuje się nim, tj. jego „Erotykami” i wyznała, czy go kocha, „kochanka-podmiot liryczny” wycofuje się „na z góry upatrzone pozycje”, dając coraz bardziej wymijające odpowiedzi – a „Kochanek” jest inteligentny i usiłuje wybrnąć elegancko (jak światowiec) z niezręcznej sytuacji, udając, że to nie jest „czarna polewka”, tylko taka „konwencja literacka”, która pozwala pisać o dotykaniu się między nogami, bez widoków na wspólne przyszłe pożycie (w szczerej miłości), w poemacie i poza nim.

Czyni tak, ponieważ wie, że metafizyczna zasada poematu wymaga, żeby życie zafiksowane poetycko, na zasadzie umownej licencji, było możliwe również poza nim. Konsekwencje rozgrywającej się historii w poemacie rozciągają się daleko poza niego, przedostając się nie tylko do naszego realnego świata ale daleko poza nim, nawet do kosmosu (na pewno do kosmosu umysłu).

Literacko-poetycka historia Młodego Wertera dlatego jest „prawdziwa” w poemacie J.W. Goethego, że jest ona prawdziwa również w realnym życiu. Młody Werter dlatego strzela sobie w łeb w poemacie, że tak samo uczyniłby to w życiu (a nawet jeszcze bardziej). Ba, tak by uczynił każdy wrażliwy i honorowy mężczyzna.


Cdn.


zygpru1948 2019.06.18; 07:02:50
Komentowany wiersz: Łzy pożądane, kiedy podkowe znajdziesz, a mnie w śnie przytulisz
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii


zygpru1948 2019.06.18; 07:01:41
Komentowany wiersz: Łzy pożądane, kiedy podkowe znajdziesz, a mnie w śnie przytulisz
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.18; 06:59:47
Komentowany wiersz: Łzy pożądane, kiedy podkowe znajdziesz, a mnie w śnie przytulisz
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

18.10.2011 02:30


@Zygmunt Jan Prusiński

W moich oczach usprawiedliwia Pana sposób bycia fakt, że już w Bukolice greckiej poeci czynili podobne wyznania, w stylu: "Filis mnie porzuciła, tęsknię za jej ciałem/ świat mi obrzydł zupełnie, zarosłem, schamiałem. Od trzech tygodni nie widuję ludzi, każdy młody mężczyzna moją zazdrość budzi/ pod chitonem mi "schudło", nic nie jem, nie piję, jak osioł bez oślicy, nie wiem po co żyję". Tak to mniej więcej idzie, na pewno niedosłownie, bo przekład mój, ad hoc. Tak poeci starej Grecji i filozofowie przedstawiali właścicieli stad bydła (uważając ich po części za prostaków), czyli właścicieli ziemskich, którzy za honor poczytywali sobie znać filozofię sofistów, golić się wyostrzonymi muszlami morskimi na gładko, a kochać się w heterach. Nie jest do końca prawdą, że kultura starogrecka jest (była) kulturą pedałów i lesbijek.


Panie Zygmuncie, mam prośbę, żebyś Pan wskrzesił panią Hermenegildę, bo zdążyłem ją pokochać. (Mam skłonność do dojrzałych kobiet, a ona była tak umysłowo dojrzała, że chwilami podejrzewałem że jest mężczyzną - płeć mózgu! Ale każdy ma jakieś wady, no nie? Widzi Pan, jaki ze mnie Orfeusz, gotów pójść za Hermenegildą - Eurydyką do Hadesu?! Niech Pan tylko nie myśli, że chciałbym bym zaraz jakichś spotkań, osobistych, buzi buzi, nic podobnego, nic z tych rzeczy, jestem fusyt jakich mało, obrzydliwy do przesady i jeśli już z kimś to robię z języczkiem, to musi mnie "wziąć seks wyjątkowo za mordę". A byle co mnie nie bierze. Więc z panią Hermesią bym sobie tylko na razie pomarzył (poetycko, po chmurkach, księżycach, zefirkach), pogwarzył, jak to ona widzi, ten "niemożliwy do skonsumowania romans". Bo to jest problem, on stary, ona brzydka jak noc, spod pach im śmierdzi. Ale przecież dokąd życie się kołacze, dotąd Osoba jest świętością. Jak Pan widzi, po staropolsku szukam sensu życia. Patrzy na mnie moja była kochanka zza grobu (zmarła w ubiegłym roku) i myślę że wreszcie zrozumiała powagę sytuacji w życiu i w miłości, że nie mogłem jej kochać zupełnie, bo nie mogłem kochać wszystkich.

Proszę mi odpowiedzieć (problem estetyczny) czy miłosne zbliżenie w takich warunkach podnieca? Bo mnie się wydaje, że bardzo! Ach, takie to wstrętne, że aż piękne! A kto tu jest Narcyzem, no kto? Bo nie ja!
Pan przecież oprócz życia blogowo-poetyckiego, ma intensywne życie osobiste. A tam, nie chcę wiedzieć co się dzieje! Przecież te pół setki wielbicielek jest tak napalonych na Pańskie walory seksualne, że nie wierzę, żeby nie spotykały się z Panem na usteckiej plaży lub na dworcu, a tam bara-bara i "Zygmuncie bierz mnie, jestem twoja!". Do tego się sprowadza poetycka sława. Tak samo miał Zygmunt Krasiński i ten gruźlik Chopin, że im baby wchodziły hurmem do łóżka. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, jeden ma za dużo a drugi nic!


Przecież Pańskie koleżanki szkolne oddałyby duszę diabłu, żeby je Pan dotknął choć jednym (tym najgrubszym) palcem. Zazdroszczę ci szczęściarzu!


Zygmunt Jan Prusiński Złap mój księżyc

__________________________


zygpru1948 2019.06.17; 11:08:29
Komentowany wiersz: Obok nieba we wrzosach...
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".


Już nikt nie chce być cierpiącym kochankiem (Werterem). „Po diabła mi się ćwiczyć w arkanach miłości – tak się dziś mówi – skoro wymyślono te cudowne lekarstwa, kluby nocne i pornografię”.

Tymczasem męski podmiot liryczny jest takim cierpiętnikiem, że odstręcza od siebie „kochankę” reprezentująca „interes” (poetycki) podmiotu lirycznego kobiecej części poematu. Wyraża się to tym, że co rusz podkreśla swoje osamotnienie i smutek z powodu przewrotności świata i kobiety. Ale zapewnia, że mimo to, gorąco kocha (poetycko – co brzmi wieloznacznie, bo nie wiadomo, czy poetycko, to jest tylko w wierszu, czy też poetycznie, również poza wierszem, „swoją kobietę” (jak nazywa Mar Canelę) w realnym, codziennym życiu.

Wydaje się, że sfera poezji ciągle się przenika z realnością, a to zależy tylko - po stronie męskiej, od Osoby i autora męskiej części poematu – i pani Canela jest tu bezradna, bo jej poetyckie ostrzeżenia, że "wszystkie drzwi do miłości są zamknięte", nie odnoszą żadnego skutku).

Żeby przybliżyć zrozumienie, o co w tych stu czterdziestu wierszach chodzi, należy powiedzieć, że jest to zbiór, który złożył się w samoistnie, bez ingerencji współautorów w strukturę poematu. Bez ich ingerencji, bo oni "tylko pisali" (pan Prusiński niejako automatycznie jak sommnambulik), chciałoby się powiedzieć, że w poetyckim szale, co im ślina na język (wyschnięty z braku prawdziwej miłości) przyniosła (a przynosiła wizje rzucania się w miłosnym szale po zmiętym prześcieradle taniego hoteliku), a duch języka układał rzecz po swojemu” (tylko niektórzy poeci umieją się mu przeciwstawić).

Od strony technicznej, powstawania poematu, sprawa wyglądała tak, że poeci, poetka i poeta, Mar i Zygmunt odpisywali po prostu na swoje, skierowane do siebie nawzajem, wiersze. Ale motorem tego były ich stłumione pragnienia. Mimo wszystko, twierdzę, że wierszy miłosnych nie pisze się dla zabawy. Tu musi działać podskórnie imperatyw moralny skłaniający ludzi do "zatopienia" się w duszy i ciele drugiego człowieka.

Poeta jest człowiekiem, który mówi do drugiego człowieka mową niedyskursywną (podobną do muzyki), ale cóż to znaczy brak dyskursu? Nie istnieje nic takiego jak znak graficzny który nie wyraża „niczego”. Znak, symbol, szyfr, ciąg symboli zawsze coś przekazuje i mówi o autorze przekazu, temu kto potrafi zrozumieć i „odebrać” komunikat, albo się domyślić jego treści. Kto potrafi się posługiwać językiem symboli niedyskursywnych już jest poetą, bo taki zabieg jest sztuką, która czasami potrafi być sztuką piękną. Podkreślenie, że poeta jest człowiekiem, ma sens, bo poemat może dotyczy spraw przyrody, przyrody nieożywionej, lemura, mitologii, religii, spraw przyziemnych i duchowych itp. A wszystko to jest widziane z człowieczego, intersubiektywnego punktu widzenia.
Powiedzenie, że poeta mówi mową niedyskursywną nie jest ścisłe, bowiem poeta (w tym wypadku poeta i poetka) opisują to, co podmioty liryczne do siebie mówią; do siebie, o sobie, przeciwko sobie… Toteż trzeba pamiętać, że autor i poeta nie jest tożsamy z podmiotem lirycznym swego poematu.

Na sam początek byłoby dobrze zauważyć, że utwór ten jest poematem, który ma gospodarza poematu, twór myślowy, zjawiający się przy wszelkich wypowiedziach zarówno mówionych jak i pisanych o cechach literatury pięknej.

Wydaje się, że właśnie uświadomienie sobie istnienia gospodarza poematu w naszych wypowiedziach, pozwala na swobodne zabiegi artystyczne i podnosi ich walory do rangi sztuki.

Mamy więc gospodarza poematu, ale ponieważ autorów jest dwóch, to siłą rzeczy występuje jeszcze dwóch posiłkowych „mecenasów”, każdy z nich zarządzający podwórkiem swojego autora (i autorki). Gospodarz główny, jakby superintendent, zarządza całością sensów i to on stara się wprowadzić trochę ładu (jest tak w każdym poemacie) w rozumieniu kontekstów, natomiast gospodarze (plenipotenci) części kobiecej i części męskiej poematu odpowiadają za kolejność prac i porządek w sensach wypowiedzi na własnym terenie.

Tak być musi, bowiem podmioty liryczne nie wypowiadają się o całości. Z metafizycznego punktu widzenia, albo mówiąc słowami Ingardena, można twierdzić, że Poeta przemawia ustami podmiotu lirycznego i zarazem nie przemawia. Poeta przemawia przez podmiot liryczny dopóki on się nie zobiektywizuje i nie „oderwie” wraz z całym poematem, jako ciało obce i samodzielne od umysłu Autora.

Z chwilą usamodzielnienia się poematu, podmiot liryczny mówi już własnym głosem, ale mówi własnym głosem tylko do czasu stwierdzenia „nie wiem”. Gdy w poemacie wypowie to magiczne słowo: "nie wiem", „nie wiem jak jest”, "nie wiem czy go kocham", "nie wiem czy tak było…" mówi od siebie o tym co wie i „co było”, bo jest pewien - tego co mówi. Natomiast nie może mówić o tym, o czym nie wie albo nie ma pojęcia. To musi wiedzieć narrator. Od tej chwili [gdy wyrazi wątpliwość (jak kartezjańskie Cogito)], wszystko to co się dzieje wokół i w podmiocie lirycznym musi być objaśnione przez narratora, który jest obdarzony nadświadomością.


Cdn.


zygpru1948 2019.06.17; 10:14:29
Komentowany wiersz: Obok nieba we wrzosach...
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii


zygpru1948 2019.06.17; 10:14:13
Komentowany wiersz: Obok nieba we wrzosach...
Zygmunt Jan Prusiński


Mój artystyczny fotoblog

https://zygpru1948.flog.pl/


zygpru1948 2019.06.17; 10:12:13
Komentowany wiersz: Obok nieba we wrzosach...
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

01.08.2011 00:51


@Zygmunt Jan Prusiński

Panie Zygmuncie, odstawiłem na bok te studenckie głupoty, nad którymi pracuję i piszę do Pana, bo mnie ogarnia zwątpienie do robienia czegokolwiek. Przecież to wszystko, co nas otacza, na równi z tym co szanujemy i kochamy, jest chuja warte. Bo cóż z tego, że my to kochamy i szanujemy, gdy "to" nas nie kocha i nie szanuje! Miłość nieodwzajemniona! Cóż z tego że pokrywamy ją cynizmem i drwiną, skoro w środku cierpimy! Z miłością to jest tak, że z miłości powstała grudka piasku i trwa, po której depczemy. Dlatego idąc po trotuarze powinniśmy iść z miłością (i przepraszać) i wyrozumieniem (dla poranionego świata) dla tych grudek piasku, które nam chrzęszczą pod podeszwami. Dopiero wtedy możemy oczekiwać miłosierdzia i miłości dla samych siebie. Bo przecież bez miłości żyć się nie da.


Ja w tej chwili zastanawiam się nad panem Ryszardem Zasmuconym, bo jakiż on musi być samotny (skoro ucieka do pisania na blogu) i pozornie kochany przez rodzinę, Boga, współparafian, przez synów i wnuków... skoro od czasu do czasu przyskakuje do mnie (ze złości! z miłosnej złości!) lub do Pana, jak pinczerek, żeby nas potarmosić za portki, domagając się chwili uwagi (tak samo jak i my, oczekując tego od niego!). Bo co innego jest twierdzić, że rodzina nas kocha, córki i wnuki, skoro nasze córki nie mają z nimi o czym rozmawiać, a żony w ogóle nie zwracają na nas uwagi (wszyscy mają nas w dupie!), to cóż to za miłość?... a miłość do Boga jest w jedną stronę, czyli "mówił dziad do obrazu" i znów wychodzi na to, że jesteśmy sami, że nikt nas nie kocha... Więc gdy na blogu u Pana ZYGMUNTA Prusińskiego, jeden na drugiego się trochę pozłości (a nawet nazwie go świnią! - to z miłości!) to jest to jakby wyznanie miłości i oczekiwanie tego samego uczucia. I przyznaj pan, panie ZASMUCONY, że jest panu miło, gdy nazwiesz mnie świnią, a ja łaskawie (i miłośnie) wybaczę, rozumiejąc, że (jak mówił Siemon Zacharowicz Marmieładow do Rodiona Romanowicza Raskolnikowa): "To nic łaskawy panie, ona tak wcale nie myśli, tylko się tymi myślami tak bawi... ale to dzieciństwo i banialuki, które dobry Bóg wybaczy, i gdy do niego pójdziemy powie, chodźcie tu do mnie wszyscy,. bo chociaż świnie jesteście, to przecież kochacie i to was upoważnia do wejścia do królestwa niebieskiego!" Które, zwracam uwagę, jest już tu, tyle razy, ilekroć przebaczamy jedni drugim.

Tak naprawdę, to ja się źle czuje, gdy jestem przez innych źle zrozumiany i staram się tak pracować umysłem, żeby dobrze zrozumieć swych bliźnich a wtedy nie muszę im nic wybaczać.

Zastanawiam się tylko, czy taka postawa jak moja, spowalnia wyścig szczurów? Czy gdyby było więcej ludzi o takiej postawie, wyścig szczurów przestałby morderczym procederem dobijania zmęczonych koni.


Przyznam się, że jeszcze pod tym kątem na Pańskie wiersze nie patrzyłem i nie wiem, jaką by Pan musiał zastosować formułę, w której by nastąpiło wybaczenie (w imię miłości do ziarnka piasku) Sztoltzmanowi jego sztoltcmanostwa a Lejbie Kohne jego lejbusiostwa. Mówię tu do Pana jako do polskiego Petrarki, który może, gdyby chciał opisać nasze ostatnie dzieje w postaci "Boskiej komedii", tych wszystkich zasłużonych w niebie… a Lejbe Kohne i Stoltzmany byłyby w dziewiątych kręgach poetyckiego piekła. Pan wie co czym mówię? Jeśli miałby być Pan talentem równy Słowackiemu i Norwidowi (a czemu nie, gdyby Pan to potrafił napisać?), to powinien napisać Pan taki poemat, w którym oprowadza swego zmarłego przyjaciela po piekle, albo nawet mnie, zasranego profesora, który chujuje na diabły, niczym w amerykańskim filmie, ale jednakże coś tam swym rozumkiem kuma, a Pan pokazuje mu wśród płomieni, że tu siedzi profesor Bartoszewski (choć jeszcze żyje) ale już przykuty do swych zachodnioniemieckich marek, a tu Geremek przykuty łańcuszkiem do piecyka, tam zaś pan Sztoltzman się smaży z płonącą żagwią w dupie, a tam nasz ukochany przywódca „solidarności”, Lejba Kohne, całuje po rękach naszego osmolonego od sadzy, uwielbionego polskiego papieża. A co? czyż piekło, jak mówił Quintus Septimius Florens Tertullianus, nie jest w pierwszym rzędzie dla papieży?

Panie Zygmuncie, stwierdzam też, że, gdyby nawet Pan się pokusił o coś takiego, to ja zastrzegam sobie, że gdy znajdę chwilę czasu i zdrowia, sam też postaram się płodzić tego potworka, czyli taki elaborat, na ten temat piekielnej historii Polski. I nie będzie to plagiatem ani z mojej ani z Pańskiej strony. Tak się zastrzegam w razie czego, bo jak powtarzam, mam różnej roboty od cholery, tylko coraz mniej chęci, bo nic mnie nie cieszy. Choruje na coś co się nazywa, niemożnością odczuwania przyjemności. Nawet napicie się wódki jest dla mnie bez sensu. Wszytko jest bez sensu. Proszę sobie wyobrazić jeszcze żyję, a jakbym umarł. Jeśli to prawda, że po śmierci nie odczuwa się emocji, wstydu, poczucia, grzechu, przyjemności itd. to jak tak właśnie mam. {Poczucie pełnej ataraksji! Żyję, bo się zmuszam do pracy, jedzenia, czytania i pisania... Jeśli Pan w to wierzy, to proszę się pomodlić za mnie do jakiegoś zwariowanego Boga, bo przecież w tym świecie sartrowskim, bez wartości, musi być coś warte (oprócz chuja) - (ja wiem, że dla mężczyzny jedyną wartością jest kobieta, ale mnie, tak jak Hamleta, kobieta nie bawi mnie, lubię się tylko jej przyglądać, nic więcej). Proszę sobie wyobrazić, że nie mam pragnień i zazdroszczę mojej matce, że umarła.


Powiem Panu, co ma dla mnie tajemniczą wartość, co może przykuć uwagę mego umysłu, to to, gdy się położę na wersalce, wyciszę wewnętrznie i oddam się medytacji, w której dochodzi do pozornej lewitacji, czyli przestaję czuć swoje fizyczne ciało i (chyba - tego nie wiem) myślowo odrywam się wraz ze swym wyobrażeniowym ciałem i unoszę się pół metra (bo więcej nie chcę) nad sobą, nad rzeczywistym swym, ale jakby porzuconym i bezwolnym, zwiotczałym, ciałem, jakby to był martwy zezwłok. Zrobiłem to kilka razy i ciągle tęsknię za powtórzeniem tego, upatrując w tym głębszego sensu i wartości, to tak na marginesie, dla obopólnej refleksji. Podobno takie stany można wywołać gdy się pijak opije do nieprzytomności albo po amfetaminie, ale nigdy nie byłem pijany do nieprzytomności ani nie brałem żadnych prochów. Jeszcze jest jeden sposób na uzyskanie takiego stanu, co próbowałem, ale się nie udało, to tantryczny stosunek płciowy z odpowiednio przygotowaną umysłowo kobietą. W tym stanie, też można we dwójkę lewitować! Oczywiście są to duchowe lewitacje, bo ciała zostają nieporuszone na pościeli.

Jest to przyczynek do tego, co mówiliśmy, że nie mamy szczęścia do kobiet, bo jesteśmy prymitywne chamy, więc kobiety od nas uciekają, bo nie umiemy je kochać. Dobre sobie! Ja nie umiem kochać! Umiem i to na sto tysięcy sposobów! Ale gdzie jest taka, która umie chociaż na jeden raz! Raz, a dobrze!

Panie Zygmuncie, przepraszam, że zawracam głowę swoją osobą... Ale wyrażam tym swoje zaufanie, że jest Pan rozumnym facetem i równie nieszczęśliwym miłośnikiem piękna. Amen


Zygmunt Jan Prusiński Komunizm odebrał mi Rodzinę!

____________________________


zygpru1948 2019.06.16; 11:32:04
Komentowany wiersz: Kobieta, drzewa, kamienie...
Analiza książki "Madryckie Ścieżki Poezji"


List do Mar Pillado - Caneli...

Szanowna Pani Canela.


Onegdaj obiecałem (właściwie to nie zaprzeczyłem) panu Zygmuntowi, że napiszę parę słów wstępu do waszego poematu pt. "Madryckie ścieżki poezji". Pan Zygmunt życzył sobie, żebym go przesłał na ręce Pani, co niniejszym czynię. Są to tylko luźne uwagi co do architektury tego poematu i nic więcej. Uwagi na temat urzutowania tego przedsięwzięcia w perspektywie współczesnej twórczości literackiej, praktyki poetyckiej, prądów, ocen i wartości, to zupełnie inna sprawa w którą nie wchodzę. Nie wyrażam się na temat wartości artystycznej, bo jest sprawą gustu, co się komu podoba. Czy coś jest prawdziwie artystyczne, to takie sprawy omawia się zupełnie gdzie indziej. Najważniejszym dla nabycia wartości artystycznej dzieła jest wejście w czytelniczy krwiobieg i zaistnienie w esejach krytycznych. Droga bardzo daleka, tym bardziej, że to co prawdziwe artystyczne kształtuje gust epoki. A na to trzeba czekać latami. Myślę że mnie Pani rozumie i nie obsztorcuje za brak ochów i achów, bo przecież nie o to tu chodzi, jeśli się mamy traktować poważnie. Co do skrótów, to możecie sobie skracać, ale zmieniać sensu nie pozwalam.

Karol Zieliński

01.11.2011


Wstęp – kilka słów o konstrukcji poematu
"Madryckie ścieżki poezji".


Na początek kilka ogólnych uwag. Poemat jest melanżem wypowiedzi, zapewnień, zapytań, oświadczeń, obietnic etc. służących do zakrycia lub odkrycia intencji. Intencje te zresztą są tak różnorodne i wielopiętrowe, poczynając od jednoznacznych i prostych (przyziemnych) a skończywszy na metafizycznych i niejasnych, jak niejasnym potrafi być byt.

Wypada przypomnieć, że obywatel Ustki, Zygmunt Jan Prusiński nie jest tą samą psychofizyczną Osobą, autor wierszy poematu opisującego byt, dzieje i kondycję podmiotu lirycznego zwanego umownie Zygmuntem J. Prusińskim., a już na pewno nie jest tym samym, co idealny, bez ciała i kości Zygmunt J. Prusiński, jako podmiot liryczny poematu, który wprawdzie wypowiada się samodzielnie, ale dopiero po okresie „uwolnienia” się od autora. Prusiński jako autor ma inne intencje niż Prusiński obywatel Ustki. Natomiast Prusiński, jako podmiot liryczny, kochający „kamienne cienie” i przedzierający się przez chaszcze kolczastego lasu (do wyimaginowanej „kochanki” – ludzie powiedzą, czyste wariactwo!), nie może być ani jednym ani drugim, bo by go szybko zamknęli w domu wariatów (choćby za koszmarne omamy).

Tak samo pani Canela, mieszkająca w Hiszpanii, nie jest tą samą Canelą która jako autorka, pisze w imieniu samej siebie (tutaj sytuacja metafizyczna i egzystencjalna jest jeszcze bardziej zawikłana i skomplikowana, a rzekłbym również bardziej poetycka, niż po stronie pana Zygmunta.

Kiedy mówi mu: „Całuj. Zdejmij płaszcz, rozbierz się, kapelusz zdejmij ostatni”, to rodzi się kapitalne pytanie, kto to mówi? Canela autorka, czy Canela heroina poematu? Czy może podpowiada im obu, życiowe doświadczenie obywatelki UE, pani Mar Canela?

Często jest tak, że życiowe doświadczenie autorki nie wystarcza i prosi ona swoją Osobę, o poradę. Osoba którą jest pani Canela może się zgadzać tylko warunkowo na udział Caneli autorki w tym poetyckim przedsięwzięciu, bo interesy Caneli jako Osoby, żony i matki, mogą nie być tożsame z interesami Caneli jako autorki, która chce się dowartościować i wyżyć literacko, emocjonalnie i uczuciowo w pisaniu do obcego mężczyzny. Ale Canela jako Osoba może ją ostrzegać: „Uważaj, żeby mi niepotrzebnymi i głupimi deklaracjami miłosnymi nie zaszkodzić i nie narobić problemów!” Motywy i intencje mogą tu być wielorakie.
A już Osoba pani Caneli nie ma nic wspólnego z Mar Canelą, podmiotem lirycznym, która odpowiada panu Zygmuntowi, że „Jest kochanką księżyca” (dobrze, że tego zazdrosny mąż nie słyszy!).

Na marginesie wypada zauważyć, że gdyby się spotkali osobiście, to być może (chociaż kto wie) tego problemu by nie było. Jedno lub drugie powiedziałoby: "Chcesz mnie?". "Jak mnie kochasz, to mnie bierz!”; a druga strona opowiadałaby: "tak", "nie", lub „może”. Gdyby byli cierpliwi, to by konferowali całymi latami, pisali liściki miłosne a nawet takie poematy jak ten, albo gdy się znudzili, to by się albo fizycznie spotkali i pokochali, albo uciekli od siebie do diabła. Ale wtedy ten ich poemat nie przypominałby tak nieokreślonego niezdecydowania i kompleksów, jak ten, który mamy przed oczami, pod tytułem „Madryckie ścieżki poezji” (chociaż najprawdopodobniej się mylę).


W tej chwili uprzedzę późniejsze konstatacje i powiem, że tu nie ma w ogóle mowy o miłości, są tylko dywagacje na temat niemożliwości jej zaistnienia.

Na początek powiem, że podmioty liryczne tego poematu chcą być, bagatela, kochane, chcą pożądać i być pożądane, ale tak, „żeby nie bolało”. To jest widoczne na każdym miejscu. Zresztą opisywanie świata w tym poemacie jest niekonsekwentne, ponieważ miłość i odpowiedzialność odstrasza i boli, natomiast cały sztafaż i otoczka tego dramatu jest łagodna i sprawiająca ulgę. Skwar południa nie parzy, wiatr nie ziębi, deszcz nie moczy, osa nie kłuje, pokrzywa nie parzy, żywioły sprawiają same przyjemności, a żadnych przykrości, muzyka nie drażni, kastaniety jarmarcznie nie brzęczą, wino nie śmierdzi fuzlem, więc właściwie nie ma powodu, żeby człowiek był nieszczęśliwym (o braku pieniędzy ani mru-mru)…

Trudno zrozumieć w tak komfortowej sytuacji, dlaczego pan Zygmunt (jako podmiot liryczny) narzeka na osamotnienie i przewrotność kobiet, a pani Mar (jako podmiot liryczny), nie może go pokochać (a tylko pociesza), bo ma inne pragnienia, takie: żeby uciec z tego świata od nudnych, płaskich i złych ludzi, w świat piękna, poezji, mgieł, żywiołów, księżycowych blasków, rozmów z żabami i pająkami, i świat fantastycznych stworzeń... Bo "tu", wśród nas, ludzi, czuje się nieszczęśliwa. W ogóle to by się dobrze czuła w roli czarownicy.

To co reprezentuje podmiot liryczny w kobiecej części poematu jest chorobą kultury oczekującej na zaistnienie Ery Wodnika, chorobą ponowoczesnej współczesności, ale może to i dobrze, bo już byt (sam w sobie), ludzkość, Miłość (a nawet sam Pan Bóg, opluty i sponiewierany)… już się dość nacierpiała.


Cdn.


zygpru1948 2019.06.16; 10:08:10
Komentowany wiersz: Kobieta, drzewa, kamienie...
SPRZEDAWCA SNÓW – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński


JESTEŚMY PRZYGOTOWANI DO ROMANSU



https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/961698,sprzedawca-snow-czesc-iii
[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270][271][272][273][274][275][276][277][278][279][280][281][282][283][284][285][286][287][288][289][290][291][292][293][294][295][296][297][298][299][300][301]
Wiersze na topie:
1. "kto sieje wiatr zbiera razy" (30)
2. na znak (30)
3. jest dobrze (30)
4. ***[między nami pole minowe...] (30)
5. po sąsiedzku (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (340)
2. Jojka (319)
3. darek407 (263)
4. Gregorsko (116)
5. pawlikov_hoff (92)
więcej...