Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (5)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Wiosna
- gośka26
Taki dzień
- Suliko
"Mam słuchawki"
- lucja.haluch
Z milosnych zmysłowych zapędów-(pantum)
- Konik polny
więcej...

Dziś napisano 5 komentarzy.

Komentarze otrzymane - zygpru1948



zygpru1948 2020.12.23; 03:07:08
Komentowany wiersz: A ta dama jak z obrazu
NIEBIESKI BLUES - część szósta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
PRAGNĘ KOCHAĆ DOBRO W SŁOWIE

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1099759,niebieski-blues-czesc-vi


zygpru1948 2020.12.23; 03:06:09
Komentowany wiersz: A ta dama jak z obrazu
Płeć eksperymentu

Julia Fiedorczuk


Mueller nie pisze o buncie – ona pisze bunt. Nie opowiada o czułości – pisze czułość. Nie omawia zagadnienia antropocentryzmu, ale mówi z miejsca, które nie jest wyłącznie ludzkie.

Z kolei „Stelle” Bianki Rolando to eklektyczny poemat o niebie, czy raczej o mapowaniu nieba. Autorka czyta 88 gwiazdozbiorów, wokół których narosło wielkie bogactwo ludzkich interpretacji: mitów, symboli, opowieści. Mapowanie nieba to kwintesencja ludzkiej skłonności do szukania formy. Przecież gwiazdy na niebie nie układają się w żadne kształty: nie ma tam ani psa, ani węża, ani panny. Ale patrząc w niebo, widzimy nie tylko gwiazdy, napotykamy tam także spojrzenia tych, którzy przed nami niebo czytali i interpretowali, ich tęsknotę za pięknem i sensem. Eklektyczna forma „Stelli” odzwierciedla palimpsestowość ludzkiej percepcji. Rolando dopisuje kolejne warstwy znaczeń, eksperymentując z najróżniejszymi postaciami wiersza, prozy poetyckiej, pieśni, a nawet sztuki teatralnej i partytury. Jak wyjaśnia sama autorka w rozmowie z Joanną Mueller: „chciałam przełamać schematyczne mity, którymi nazywano gwiezdne konstelacje przez wieki. Niech w końcu Orionka nie będzie łowczynią, a tą, która uwalnia. Niech Orion okaże się (przez chwilę) jej płochym cieniem. I odwrotnie, co się stanie, gdy Andromedą będzie Andromed, uwolniony przez Perseuszkę/Perseusza jednocześnie? Czasami taka zamiana rozwiązuje się w sposób humorystyczny, czasami okazuje się poważnym i koniecznym uzupełnieniem”.

Forma, której szuka się w „Stellach” i której zawsze poszukuje poezja, jest formą miłości. Mówi nam o tym pojawiające się na samym początku książki motto z Shelleya: „Has thou beheld the form of love?”. Rolando poszukuje formy miłości na różnych płaszczyznach: w kosmosie, w mitach, w poezji, ale też w sztuce wizualnej, a nawet tańcu – „Stellom” towarzyszyła wystawa prac plastycznych, podczas której zamieszczony w książce cykl dwunastu „figur tanecznych” został ożywiony przez tancerza. „Figury taneczne” stanowią wizualny zapis powstających form w gwiazdozbiorze Kila. W przytoczonej już rozmowie Rolando wyjaśnia proces powstawania cyklu: „ulepiłam dwanaście figur z wilgotnej gliny i z miękkiego ołowiu, który poprzez swoją zmienność od zawsze wiązany był z alchemią. Potem figury fotografowałam i ostatecznie w książce pokazałam dokumentację tego procesu/przemiany w negatywach”. Efekt jest niezwykle przejmujący. Widzimy wyłaniające się z ciemnego tła kruche, świetliste figury, na pierwszych fotografiach przywodzące na myśl jakieś zawiązujące się formy organiczne, na kolejnych – ludzkie ciało. Pokazane w ten sposób ciało nie jest skończoną całością, tylko procesem, jest dynamiczne, otwarte, otoczone ciemnością. Co ciekawe, Rolando podkreśla, że ciemność niekoniecznie jest zła. Bywa otwarciem, uwolnieniem się od własnej tożsamości.

„Stelle” Bianki Rolando to eklektyczny poemat o mapowaniu nieba, kwintesencji ludzkiej skłonności do szukania formy.

Krótki wiersz pt. „wąż” niech posłuży za przykład praktykowanego w „Stellach” przepisywania/nadpisywania mitów:

Ogłosiliśmy upadłość
rodzinnego kramiku
Tak, jesteśmy nadzy

W ten sposób wąż zostaje usunięty z mitu o ludzkim upadku. Nie było żadnego kusiciela, upadaliśmy i upadamy sami.

Nie da się „Stelli” czytać od deski do deski, ale nie sądzę, żeby taki był zamysł autorki. Nie da się przeczesać całego nieba ani bogactwa historii noszonych świadomie i nieświadomie w naszej ssaczej pamięci. Książki Rolando nie da się ogarnąć choćby dlatego, że eksperyment „Stelli” nie zamyka się pomiędzy okładkami jednej publikacji. Odbyła się wyżej wzmiankowana wystawa; projekt Rolando przekracza granice między dyscyplinami sztuki, a poza tym jest radykalnie intertekstualny. Otwiera się na inne teksty i na interpretacje, których wobec eklektycznej, procesualnej natury jej eksperymentu nigdy nie będzie można domknąć. Największą frajdę sprawia mi otwieranie tej książki na chybił trafił i odkrywanie tego, co akurat znajdę. To trochę jak eksplorowanie świata: czasem trafia się na coś absolutnie pięknego, jak wyżej opisane „figury taneczne”, czasem na zagadkę, koan, tajemnicę, niezwykłą frazę („rozmarzę ci usta węglem, rozmarzę się, śniąc (…)” – to z wiersza „Tarcza”), a innym razem na fragment, który akurat mnie pozostawia obojętną. Przy tym wszystkim nie sposób nie zachwycić się językową i wizualną pomysłowością Rolando. John Cage mawiał, cytując Anandę Coomaraswamy’ego, że sztuka to „imitacja sposobu działania natury”. Ostentacyjnie innowatorskie poetyki Mueller i Rolando wpisują się w tę definicję.


Autor
Julia Fiedorczuk

Poetka, pisarka, wykładowczyni w Instytucie Anglistyki UW, propagatorka szeroko rozumianej ekopoetyki. Laureatka nagrody im. Wisławy Szymborskiej za tom pt. „Psalmy”. Nominowana do nagrody Nike za powieść „Nieważkość” (Marginesy, 2015). Autorka (z Gerardo Beltránem) trójjęzycznego eseju o poezji i ekologii „Ekopoetyka / Ecopoética / Ecopoetics” oraz wprowadzenia do ekoktytyki „Cyborg w Ogrodzie” (W.N. Katedra, 2015). Współredaktorka bloga www.ekopoetyka.com. Mieszka w Warszawie i Serocku, gdzie Bug łączy się z Narwią. W 2019 roku ukaże się jej nowa powieść pt. „Pod Słońcem”.


zygpru1948 2020.12.22; 11:58:31
Komentowany wiersz: Zatańczę z tobą pośród wiewiórek
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Na ten dzień słoneczny... motylowy taniec (32)
2. Wobec rytmu wiatru (32)
3. Odejdź na zawsze (31)
4. Więcej nie (31)
5. Czarna dziewczyno jutra (30)


zygpru1948 2020.12.22; 05:36:30
Komentowany wiersz: Zatańczę z tobą pośród wiewiórek
Na kolejowych dworcach
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Są sta­re wa­riat­ki,
co no­szą w to­boł­ku na ple­cach
cały ma­ją­tek.

Włó­czę­gi, co kulą się
no­ca­mi na ko­le­jo­wych dwor­cach.
Cho­rzy, co cze­ka­ją na w szpi­ta­lu
na ostat­nią ope­ra­cję.

A ja stra­ci­łam tyle cza­su
z tobą.


zygpru1948 2020.12.22; 05:34:07
Komentowany wiersz: Zatańczę z tobą pośród wiewiórek
NIEBIESKI BLUES - część szósta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
PRAGNĘ KOCHAĆ DOBRO W SŁOWIE

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1099759,niebieski-blues-czesc-vi


zygpru1948 2020.12.22; 05:33:22
Komentowany wiersz: Zatańczę z tobą pośród wiewiórek
Płeć eksperymentu

Julia Fiedorczuk

Dla Joanny Mueller i Bianki Rolando kobiecość jest istotnym zagadnieniem poetyckim, przy czym nie chodzi tylko o tak zwane kobiece tematy, ale o świadomość płci na poziomie struktur języka i poetyki.


Bardzo powoli, bo nie da się inaczej, wczytuję się w dwie bezkompromisowo eksperymentalne książki: „Waruj” dwóch Joann, Łańcuckiej i Mueller, i „Stelle” Bianki Rolando. Napisałam „bezkompromisowo”, choć na opuszki palców pchało się „ostentacyjnie”; chodzi o to, że obie książki odważnie podążają własnymi ścieżkami, nie oglądając się na konsumenckie oczekiwania wobec literatury, nikogo nie kokietując ani nie zabiegając o poklask. Są to książki „trudne”, to znaczy, że stawiają opór pospiesznej i roszczeniowej lekturze. Nie proponują lekkostrawnej przyjemności. Pozostają wierne niezawisłej pracy wyobraźni i języka, budują swoje złożone światy, otwierają nowe przejścia między utartymi znaczeniami, są to książki przebogate – i wymagające.

Eksperyment w poezji czy ogólniej w literaturze kobiet to skądinąd złożona kwestia. Relacja między twórczością kobiet a awangardą jest bardzo ambiwalentna, o czym zresztą niejednokrotnie pisałam. Sam już militarny rodowód pojęcia awangardy sprawia, że jej stosunki z kobiecością są napięte. Eksperyment i tzw. literatura kobieca to według obowiązujących klasyfikacji dwa bieguny literatury. „Literatura kobieca” to przecież zasadniczo określenie pogardliwe, sugerujące pisarstwo niższych lotów, gatunkowe i popularne, będące przeciwieństwem prawdziwej sztuki. I w tej przestrzeni kobiety odnoszą spektakularne sukcesy. Można powiedzieć, że dopóki autorki zachowują się tak, jak kobietom przystało, także jako twórczynie, świat nie ma z nimi problemu, a nawet chętnie je wspiera. Kłopoty zaczynają się, kiedy kobiety próbują wejść na teren tradycyjnie męski i zaczynają majstrować przy znaczeniach słów. Terenem arcymęskim były XX-wieczne ruchy awangardowe, przy czym nie chodzi o seksizm towarzyski czy środowiskowy, a o coś znacznie poważniejszego – o mizoginię wpisaną w same podstawy projektu estetycznego, jakim był modernizm. Projektu, dodajmy, nadal stanowiącego ważny punkt odniesienia dla wielu twórców i twórczyń – także dla Mueller i Rolando.

Relacja między twórczością kobiet a awangardą jest bardzo ambiwalentna. Sam militarny rodowód pojęcia awangardy sprawia, że jej stosunki z kobiecością są napięte.

Joanna Mueller/Joanna Łańcucka, Waruj. Biuro Literackie, 88 stron, w księgarniach od sierpnia 2019Joanna Mueller/Joanna Łańcucka, „Waruj”. Biuro Literackie, 88 stron, w księgarniach od sierpnia 2019
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/4ae2da2f-thumb.jpg


Na czym polegała mizoginia awangardy? W skrócie, na utożsamieniu nowej, witalnej sztuki z męskością. W obłąkanym komentarzu do przekładu „Fizjologii miłości” de Gourmonta Ezra Pound, skądinąd bliski sercu niejednej piszącej kobiety, wyjaśniał, że męskość jest tożsama z działaniem, a kobiecość – z jego brakiem. Dawał na to takie przykłady: „fallus lub plemnik nacierają (…) na chaos kobiecości”, nowatorska idea poety penetruje „ogromny, pasywny srom Londynu”. To, co męskie, tworzy; to, co kobiece, poddaje się tworzeniu: pomysł co najmniej tak stary jak Platon i niestety nadal żywy. Marinetti, ojciec futuryzmu, o nienawiści do kobiet pisał bez ogródek, przy czym precyzował, że nie chodzi o płeć, tylko o niewolniczą mentalność wykształconą przez wieki dyskryminacji. Czyli: nienawidzimy kobiet, bo wcześniej też ich nienawidziliśmy…

Mimo wpisanej w awangardę mizoginii kobiety od samego początku współtworzyły ruchy awangardowe i w eksperymentalnej twórczości widziały szansę na wyzwolenie się z opresyjnego teatru kobiecości. Losy awangardowych twórczyń są skomplikowane, kobiety dokonywały bardzo różnych wyborów, próbując przełamać impas wynikający ze sprzeczności między tym, co w duchu modernizmu uchodziło za interesujące nowatorstwo, a własną płcią. Wprowadzając do twórczości kobiecość, popełniały wykroczenie przeciwko niepisanym prawom poezji. Za karę odstawiano je często na półkę z etykietką: „twórczość kobieca”.

Mimo wpisanej w ruchy awangardowe mizoginii kobiety je współtworzyły i w eksperymentalnej twórczości widziały szansę na wyzwolenie się z opresyjnego teatru kobiecości.

I Mueller, i Rolando popełniają to wykroczenie, karane dziś mniej surowo niż sto czy choćby dwadzieścia lat temu, ale nadal karane. Dla obu autorek kobiecość jest istotnym zagadnieniem poetyckim, przy czym nie chodzi tylko o tak zwane kobiece tematy, ale o świadomość płci na poziomie struktur języka i poetyki.

Podobnie jak w swoich poprzednich książkach, w „Waruj” Joanna Mueller łączy eksperyment z liryzmem. Jest to połączenie o tyle ciekawe, że liryzm kojarzy się raczej z poezją tradycyjną, przemawiającą w pierwszej osobie, symulującą intymność rozmowy „w cztery oczy”. Tymczasem książka Mueller jest wielogłosowa. Intymna, ale i publiczna. Osobista i polityczna. Po pierwsze, jest wynikiem współpracy dwóch kobiet, poetki i plastyczki. Ilustracje Łańcuckiej, będące autonomicznymi dziełami sztuki, wprowadzają drugi głos. Ale „Waruj” to więcej niż duet. W mottach i dedykacjach, jako źródło inspiracji, pojawiają się inne autorki: Świrszczyńska, Zajączkowska, Bishop. Pojawiają się także tajemnicze podmiotki, jak choćby „Stara Kontynentka” mówiąca jakby z głębi świata, z brzucha ziemi. „Waruj” to książka o głosie. O utraconym głosie, o głosie tytułowej „Muty” z pierwszego wiersza, o przywracaniu głosu. Ale nie przywraca się tu pojedynczego, wyjątkowego głosu geniusza. Nie mówi się: „teraz ja”, jeśli już – to my.

Obrazy wyciszenia są miejscami naprawdę wstrząsające, na przykład w bardzo mocnym wierszu: „ale beka: debeaking”.

co z tego że ćwierkasz na ślepo
po zgęszczonych poziomach
chowana w koncentracji
wydziobujesz tunel
od prasy sufitu
przez który czasem sypną
ziarnem sztucznego światła
do lepkiej ściółki
płaszczyzny grzebania
z pochyłym dnem
by wydajniej się niosło
i staczało szybciej
dla waszego dobra
przytniemy
cultura cura

Podobnie jak w swoich poprzednich książkach, w „Waruj” Joanna Mueller łączy eksperyment z liryzmem.

Joanna Mueller/Joanna Łańcucka, „Waruj”. Biuro Literackie, 88 stron, w księgarniach od sierpnia 2019Bianka Rolando, „Stelle”. Biuro Literackie, 204 strony, w księgarniach od marca 2019
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/e89b9a68-thumb.jpg


Kobiecość łączy się tu ze zwierzęcością, bo jedna i druga podlegają przemocy. Symboliczne pozbawienie głosu zostaje tu zestawione z materialnym okaleczeniem, jakiemu poddaje się przemysłowo hodowane kury („debeaking” to dosłownie pozbawienie dzioba). Ćwierkanie jest jednocześnie ptasie i kobiece. Ale nie chcę powiedzieć, że wiersz używa cierpienia zwierząt jako metafory dla cierpienia kobiet. Mueller opowiada jednocześnie o obydwu rodzajach cierpienia, ponieważ zachodzi między nimi ścisły związek: ten sam brutalny, patriarchalny system odpowiada za uprzedmiotowienie kobiety, utożsamienie jej z ciałem i zwierzęciem, i za przemoc wobec więcej-niż-ludzkiej natury. Mueller buduje metafory tak, aby jednocześnie mieściły w sobie ludzkie i zwierzęce. Efekt ten osiąga między innymi za pomocą nieskrępowanego, ale niezwykle precyzyjnego słowotwórstwa, stanowiącego znak rozpoznawczy jej poetyki. Osiąga niebywały rezultat: tworzy język mówiący o ludzkim cierpieniu w sposób wykraczający poza antropocentryzm. Doświadczenie, o którym opowiada, nie jest ani tylko ludzkie, ani tylko zwierzęce, jest wspólne. Przemoc nie jest ani tylko symboliczna, ani tylko fizyczna, jest i taka, i taka. Zarówno w przypadku uciszania kobiet, jak i ucinania kurzych dziobów stosowana jest oczywiście „dla waszego dobra”. Żebyście się, o biedne, nie zadziobały.

Cały tom pełen jest fraz, które przemeblowują słowa w głowie: „poronistki”, „objaśniepan”, „silence is violence”. Rytm wierszy sprawia, że chce się je czytać na głos, wyprowadzić na ulice. Mueller nie pisze o buncie – ona pisze bunt. Nie opowiada o czułości – pisze czułość. Nie omawia zagadnienia antropocentryzmu, ale mówi z miejsca, które nie jest wyłącznie ludzkie. „Co grzęzło w gardle / wychodzi na jaw”, ten cytat z wiersza „Myto” jest zwięzłym, choć niewyczerpującym podsumowaniem tego, co się w tej absolutnie niezwykłej książce wydarza.

Cdn.


zygpru1948 2020.12.21; 10:01:26
Komentowany wiersz: Biała damo miodem pachnąca
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Ciekawy jestem twego widoku... (31)
2. Na tej wyspie z tobą... (30)
3. Pobudzaj mnie pieszczotami (30)
4. Miłość z nią to brylant... (30)
5. We mnie, w tobie, w nas... (30)


zygpru1948 2020.12.21; 03:02:56
Komentowany wiersz: Biała damo miodem pachnąca
Samica i samiec
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Za­płod­ni­łeś mnie i uro­dzi­łam per­ły,
Au­ten­tycz­ne. Zo­bacz.

Pa­trzysz zdu­mio­ny,
prze­ra­ża cię to bo­gac­two,
któ­re­go nie ro­zu­miesz.

Ka­my­ku, co po­ru­szy­łeś la­wi­nę,
zo­bacz, jak świe­ci
jej zdy­sza­ny prze­pych.
Po­słu­chaj cięż­kie­go hym­nu
spa­da­nia.

Ka­my­ku bez oczu i uszu.


zygpru1948 2020.12.21; 02:57:14
Komentowany wiersz: Biała damo miodem pachnąca
NIEBIESKI BLUES - część szósta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
PRAGNĘ KOCHAĆ DOBRO W SŁOWIE

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1099759,niebieski-blues-czesc-vi


zygpru1948 2020.12.21; 02:56:34
Komentowany wiersz: Biała damo miodem pachnąca
JESZCZE NIE W POLSCE: Życie między wierszami

Anna Arno

W USA ogromne zainteresowanie wzbudził wydany niedawno zbiór korespondencji Elizabeth Bishop i Roberta Lowella, dokumentujący niezwykłą przyjaźń dwojga wybitnych amerykańskich poetów
Ten artykuł jest częścią cyklu JESZCZE NIE W POLSCE. Zobacz wszystkie artykuły z tej serii.


W listach poetów szukamy śladów ich życia. Trudno oprzeć się pokusie sprawdzenia, kim była muza ulubionego wiersza miłosnego. Lektura tomu zebranej korespondencji Elizabeth Bishop i Roberta Lowella, największych amerykańskich poetów powojennych, przynosi mało satysfakcji łowcom pikantnych szczegółów. Ten starannie wydany, liczący ponad osiemset stron zbiór jest za to niezwykle cenny dla badaczy i czytelników poezji.
Bishop i Lowella łączyła przede wszystkim konieczność wiązania słów, poetyckiej destylacji doświadczenia. Powierzali sobie wiersze, cenili nawzajem swój słuch, poczucie rytmu, harmonii i fałszywego brzmienia. Ale, rzecz jasna, to nie wszystko: wnikliwe komentarze do wierszy wplecione są między plotki o znajomych literatach czy relacje z ostatnich domowych wydarzeń. Gdzieniegdzie błyszczą perełki obserwacji, nieomal gotowe wiersze.

Robert Lowell do Elizabeth Bishop, 29 listopada 1953
https://www.dwutygodnik.com/public/media/article/image_center/0119.jpg

Myślę o tobie bez przerwy – o tobie, twoim gabinecie i twoim brazylijskim świecie. Jestem pewien, że jesteś tak szczęśliwa, jak wynika z tonu twoich listów. Ale w ogóle tego nie pochwalam. Jak stara ciotka-reumatyczka, która chętnie zepsułaby ci całą zabawę, żeby tylko mieć cię z powrotem.


Spotkanie na przyjęciu

Bishop uwielbiała pisać i czytać listy. Kurs, który w 1971 roku prowadziła na Harvardzie, zatytułowała: „Osobista korespondencja, sławna i niesławna”. W liście do Lowella wymieniała poetów, którzy byli także świetnymi epistolografami: „Pope, Byron, Keats oczywiście, Hopkins, Crane, Stevens, Marianne [Moore]”. Kiedy w 1973 roku Lowell sprzedawał swoje papiery harwardzkiej Houghton Library, podzielił się z Bishop dochodem, jakby oboje milcząco zgadzali się na przyszłą publikację tej korespondencji.
Elizabeth Bishop spotkała Roberta Lowella w styczniu 1947 u poety i krytyka Randalla Jerrella. Po latach wspominała, że z przerażenia nieomal odmówiła przyjścia na to przyjęcie. Kiedy wkrótce potem rozpoczęła się ich korespondencja, Bishop miała trzydzieści sześć lat, a Lowell właśnie przekroczył trzydziestkę. Oboje niedawno zdobyli uznanie. Za tom „Północ i Południe” (1946) Bishop otrzymała prestiżową nagrodę wydawnictwa Houghton Mifflin, Lowell za „Zamek lorda Weary” (1946) został wyróżniony nagrodą Pulitzera. Jednocześnie spotkali się w trudnej dla obojga chwili: Lowell rozwodził się właśnie z pisarką Jean Stafford, a Bishop kończyła długi związek z Marjorie Stevens. W następnych latach oboje będą przechodzić przez liczne osobiste burze, których ślady często pojawiają się na kartach listów.
Ta korespondencja pełna jest serdecznych słów, wyrazów tęsknoty i czułości. Od drugiego listu Bishop nazywa Lowella „Cal” – to ksywa dla przyjaciół, skrót od „Caligula”. Choć w jednym z listów (15 sierpnia 1957) Lowell wspomina, że był moment, kiedy chciał się Bishop oświadczyć, dodaje po chwili, że ich przyjaźń pozostała bezinteresowna i wolna od flirtowania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ich zażyłość, zaufanie i ciepło trwały przez tyle lat także dzięki temu, że razem spędzali niewiele czasu.


List wystukany złamaną ręką

“Words in Air. The Complete Correspondence Between Elizabeth Bishop and Robert Lowell”. Edited by Thomas Travisano with Saskia Hamilton, Farrar, Straus & Giroux, New York, 2008.
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/377d0e8d-thumb.jpg

Lowell pisał: „Wydaje się, że jesteśmy połączeni sztywnym kawałkiem drutu, tak, że gdy tylko jedno się przemieści, drugie rusza w odwrotnym kierunku. Powinniśmy z tym skończyć” (1 stycznia 1954). Jednak nawet te rzadkie spotkania często kończyły się niepowodzeniem. W pewnym momencie Bishop „przeprasza za Waszyngton”, a z przypisu dowiadujemy się, że była wówczas w alkoholowym ciągu i nie przyszła na obiad z Lowellem i W.H. Audenem. Innym razem Lowell tłumaczy, że podczas odwiedzin Bishop i jej partnerki Loty de Macedo Soares w domu, który dzielił z żoną Elizabeth Hardwick w Maine, zaczynał się właśnie jego kolejny atak manii.
Lowell niemal co roku przechodził ostre maniakalne napady, po których na długie tygodnie trafiał do szpitala. Z rzadka opowiadał Bishop o swojej chorobie: „po ataku manii przychodzi niesamowity, bezkształtny czas niezdecydowania, zapominalstwa, inercji, wszystkie Beaudelairowskie przywary, plus głupota, której on na pewno nigdy nie zaznał” (4 stycznia 1960). A jednak dramaty cierpiącej duszy to jedynie cienie, wspomniane mimochodem albo zaznaczone dłuższą przerwą w korespondencji. Tylko raz ból wyróżniony został wielkimi literami – w liście, który Bishop wystukuje jedną ręką na maszynie, w nowojorskiej kawalerce Lowellów, gdzie przemieszkiwała w 1967 roku po samobójstwie Loty. Rękę złamała w alkoholowym zamroczeniu. List pisany wielkimi literami pełen jest wdzięczności, zapewnień, że czuje się lepiej i że zwróci pieniądze za rozmowy telefoniczne i zużyte znaczki.


Dobre rady

Najważniejsza w tej książce jest mimo wszystko poezja. Listy powinno się czytać jako „zeszyt ćwiczeń”, przewodnik po wierszach. Bishop pisała wolniej, cierpliwie czekała na każdą linijkę, a jej tomy ukazywały się bardzo rzadko, mniej więcej raz na dziesięć lat. Podziwiała płodność Lowella i jego upartą poetycką pracę. „Najdroższy Cal: jesteś takim bystrym chłopcem – może mi powiesz, co jest z tym wierszem… Mówię poważnie, powiedz, co myślisz – wyrzucę go, jeśli trzeba” (30 sierpnia 1967).
Poeci czytali się nawzajem uważnie i krytycznie, dlatego ich wzajemne wyrazy uznania nie brzmią pusto. Bishop pisze (2 lutego 1959): „Głęboko nudzi mnie cała współczesna poezja poza twoją i moją, której jeszcze nie napisałam”. Kiedy indziej zwierza się Lowellowi, że jego wiersze wpływają na nią tak mocno, że kiedy je czyta, nie może pracować nad własnymi. Lowell natomiast donosi, że na zajęciach ze studentami czytał „Pancernika” Bishop, porównując go ze swoją „Godziną Skunksów“ i poczuł się jak nędzny plagiator („Pancernika” Bishop zadedykowała Lowellowi, „Godzina Skunksów” powstała w odpowiedzi i Lowell odwzajemnił dedykację).

„Koniec marca”, późne arcydzieło Bishop, które powierzyła mu ze skromnym komentarzem („oto odrobina opisu”), Lowell skomentował szeroko. „Co ciekawe, twój rytm zwalnia i zmusza do czytania wiersza tak, jak czyta się prozę – może taką prozę jak wiersze M[arianne] Moore, ale w twoim rytmie jest jakieś powolne wędrowanie. (…) Przy ponownej lekturze przypominam sobie różne rozmowy z tobą: ten pokój, w którym zbliżyłem się (?) do ciebie w Brazylii, pełny proletariackich dziewczyn na telefon. Widzę, że metrum jest stale jambiczne… mnóstwo fantastycznych, ale skromnych szczegółów – bezpiecznie docierasz do swojego zamku. Niepokoi mnie jedna rzecz, rodzaj wymyślnego, jambicznego frostowskiego tonu w ostatnich pięciu wersach, ale myślę, że są konieczne. Nowe linijki mogą zmienić dobry wiersz w jeden z twoich najlepszych utworów. Nic więcej nie potrzeba” (6 października 1974). Bishop posłuchała rady i dopisała nadzwyczajne zakończenie:

„ (…) W drodze powrotnej z drugiej strony zdrętwiały nam twarze
Słońce wyszło najwyżej na minutę.
Najwyżej na minutę osadzone w swoich oprawkach z piasku
wszędobylskie, mokre, nijakie kamienie
nabrały kolorów,
i długie cienie rzuciły te dostatecznie wysokie,
swoje osobne cienie, które następnie zwinęły.
Może igrały z lwem tamtego słońca,
tyle, że teraz lew zaszedł je od tyłu –
słońce, co spacerowało plażą z ostatnim odpływem,
zostawiając te majestatyczne ślady łap,
które z nieba mogło wytrzasnąć latawca do zabawy”.
(z tomu „Geography III”, przeł. Andrzej Sosnowski)

„Sztuka nie jest tyle warta”

Posyłając Bishop swój tom „Delfin”, Lowell zaznaczał, że nie chce żadnej rady poza jej uwagami. Jej stanowcza, ale wyrozumiała krytyka jest pięknym dowodem przyjaźni. Bishop tłumaczy Calowi, że nie powinien w poemacie cytować i trawestować pełnych bólu listów swojej żony, Elizabeth Hardwick, którą Lowell zostawił w 1970 roku, by związać się z pisarką Carolyn Blackwood. Zastrzegając, że są to „wspaniałe wiersze”, Bishop tłumaczy Lowellowi, że „sztuka po prostu nie jest tyle warta”, ze smutkiem dodając, że to na pewno nie powstrzyma przyjaciela od publikacji. I przesyła listę uwag i poprawek, dotyczących poszczególnych słów i wyrażeń, które Cal z wdzięcznością przyjmuje.
W tych listach można znaleźć nieomal gotowe, spontaniczne wiersze. Chcąc namówić Bishop na pobyt w kolonii pisarskiej w Yaddo (w stanie Nowy Jork), Lowell pisze: „Nie ma sensu opisywanie Yaddo”, po czym następuje wyrazisty, zmysłowy opis. „Zapuszczone ogrody różane, gnijące kantalupy, fontanny, popiersie Dantego z dziurą w głowie, zestawy pod tytułem «Klejnoty Antycznej Literatury», «Arcydzieła Świata», pękające, wysuszone komplety Szekspira, Ruskina, Balzaka, «Wspomnienia szczęśliwego życia» (to tytuł dwóch różnych książek), pseudo-Poussiny, pseudo-Tycjany, pseudo-Reynoldsy, pseudo i prawdziwe angielskie drewno, portrety patronki, jej męża, kochanka, jej dzieci, oświetlone rurkowatą lampą, jak w muzeum…” (1 października 1948). Wiele lat później Bishop opisuje Calowi wiosenny wieczór w Rio: kwitnące drzewa – unoszące się sieci mgły, złote pajęczyny, opalizujące motyle, ważki.
Sporo jest też fragmentów komicznych, błahostek, zaobserwowanych scenek. „Mam TUKANA” – donosi z Rio Bishop – „w szowinistycznym wybuchu nazwałam go Wujkiem Samem. Jest wspaniały, połyka biżuterię, albo tylko udaje, potrafi łapać winogrona i ma lśniące błękitne oczy, jak neony” (21 marca 1952). Innym razem Lowell dziękuje Bishop za przesłanie tabliczek do rysowania dla mającego mu się wkrótce urodzić dziecka: „Dziękuję za tabliczki dla dziecka; ale czy ty nie oczekujesz, że ono urodzi się jako Lord Macaulay, całkowicie piśmienne i władające dziwnymi językami?” (5 września, 1956).

Powtarzaj, powtarzaj, powtarzaj

Pogodny ton i serdeczność tych listów każą zapomnieć o losie poetów, którzy zmagali się z własnymi demonami, z samotnością. Na samotność Bishop często się skarżyła, poważnie i ironicznie: „Wiesz co? Moja samotność przychodzi w atakach – raczej krótkich. Zdarzają mi się dwa albo trzy dziennie, a potem nie mam ich przez tydzień. Dziś rano uznałam, że może to po prostu palenie za dużo w czasie, gdy próbuję pracować” (11 stycznia 1949). Lowell przypomina Bishop, jak kiedyś w rozmowie rzuciła: „Kiedy będziesz pisał moje epitafium, napisz, że byłam najsamotniejszą osobą, jaka kiedykolwiek żyła” (15 sierpnia 1957).
A jednak to młodszy Cal odszedł pierwszy. We wrześniu 1977 roku atak serca dopadł go w taksówce, którą z lotniska Kennedy’ego jechał do mieszkania swojej drugiej żony, Elizabeth Hardwick. To Bishop napisała na jego cześć elegię, wiersz „North Haven”, z wyróżnionymi słowami: „powtarzaj, powtarzaj, powtarzaj, poprawiaj, poprawiaj, poprawiaj”. We wspomnieniu Bishop pisała, że Lowell przypominał jej świętego Sebastiana, który stoi nagi do pasa w lodowatej wodzie, ale nie przestaje mówić. „Prawie widziałam powbijane w niego strzały”.
Ten tom to publikacja jedyna w swoim rodzaju: trwająca nieomal całe życie korespondencja poetów równych sobie rangą, którym udało się pielęgnować przyjaźń. „Słowo o załączonych wierszach. Znajdziesz jeden dla ciebie (…). To zaczęło się od myślenia o twoim liście, o tym, jak niezbędna jesteś dla mnie i jak idealnie udało nam się sprawy utrzymać, naprawdę, lepiej niż życie pozwala” (10 marca, 1962).

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.

Autor
Anna Arno

Ukończyła historię sztuki w Institute of Fine Arts, New York University. Współpracuje z ,,Zeszytami Literackimi” i ,,Gazetą Wyborczą”. Publikuje pod pseudonimem. Stale współpracuje z dwutygodnik.com.


anges 2020.12.19; 21:21:27
Komentowany wiersz: Roztańcz we mnie miłość
wicher nie jest subtelny, jest nieokiełznany ,dziki, nieprzewidywalny...
poderwij do życia mnie ....zrób to...za mnie


anges 2020.12.19; 21:12:54
Komentowany wiersz: Niczym Kariatyda...
Karyai- karyaides-sprzedawane w niewole branki....


anges 2020.12.19; 21:08:45
Komentowany wiersz: Niczym Kariatyda...
wg.. Witrywiusza ..metafora...dziewczyna, zdolna do ciężkich prac..w roli służby....


anges 2020.12.19; 21:05:33
Komentowany wiersz: Niczym Kariatyda...
..


zygpru1948 2020.12.19; 03:02:43
Komentowany wiersz: Anioł posila się pięknem
korekta

Zygmunt takich ludzi Ty jak najwięcej z poczuciem humoru


zygpru1948 2020.12.19; 02:46:19
Komentowany wiersz: Anioł posila się pięknem
Czytelnik pisze...

awanturak

Zygmunt takich ludzi tu jak najwięcej z poczuciem humoru, z sercem a nie z nienawiścią, a są tacy w śród nas.
Jestem Twoim fanem, dawaj dalej - Krzysztof

19.12.2020



Zygmunt Jan Prusiński


GDYBYŚ SZŁA DO MNIE

Amandzie Massar


Gdybym wiedział że idziesz do mnie,
powstawiałbym sto drogowskazów.

Moja różowa sypialnia samotna
słyszy pająki spacerujące po podłodze.

Jestem Amando zapracowanym poetą -
muszę te same drogi przejść co Norwid.

Niesłychane, jak naród zapomniał o nim,
teraz korzystają z jego spuścizny.

Nie wiem czy Cyprian miał kobiety,
podkochiwał się w Greczynce

nazwana przez warszawiaków
Białym Łabędziem.

Ale ja nie muszę kochać łabędzi -
wolę kochać Amando ciebie!


16.05.2010 - Ustka
Niedziela 22:43

Wiersz z książki "Las kobiet"


zygpru1948 2020.12.19; 01:34:56
Komentowany wiersz: Anioł posila się pięknem
Otwórz drzwi snu
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Przyjdź do mnie
we śnie.
Umar­ły, przyjdź do umar­łej
na ostat­nią noc mi­ło­sną
dwoj­ga istot, któ­rych już nie ma.

To nic, że cię nie­na­wi­dzę,
to nic, że mnie nie­na­wi­dzisz.
Że inny jest już ze mną.
Zmyl czuj­ność
swo­ich my­śli, któ­re są mi wro­gie.

Zmyl czuj­ność
mego ser­ca, któ­re cię już nie ko­cha.
Otwórz ci­cho
drzwi snu.
Umar­ły, przyjdź do umar­łej.

W moim śnie
jesz­cze nie sta­ło się, co się sta­ło.
Więc po­ca­łu­jesz mnie
usta­mi na­sze­go mło­de­go szczę­ścia,
więc po­wiem ci sło­wa czul­sze,
niż mó­wi­łam za ży­cia.
To nic, że mnie nie­na­wi­dzisz,
to nic, że cię nie­na­wi­dzę.
Umar­ły,
przyjdź do umar­łej.


zygpru1948 2020.12.19; 01:31:18
Komentowany wiersz: Anioł posila się pięknem
NIEBIESKI BLUES - część szósta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
PRAGNĘ KOCHAĆ DOBRO W SŁOWIE

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1099759,niebieski-blues-czesc-vi


zygpru1948 2020.12.19; 01:30:15
Komentowany wiersz: Anioł posila się pięknem
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Wejdziemy w głąb uwielbienia (32)
2. Kobieta w oknie (31)
3. Jesteś śliczna jak tęcza (31)
4. Uśpij mnie w swoich ramionach (30)
5. Ta droga jest drogą miłości (30)


zygpru1948 2020.12.19; 01:23:44
Komentowany wiersz: Anioł posila się pięknem
William Carlos Williams, „Spóźniony śpiewak”

Magda Heydel

Dotychczas Williamsa było po polsku jak na lekarstwo. Teraz mamy zarówno wybór wierszy, jak i cały numer „Literatury na Świecie”.


Mały tomik przekładów jego poezji wydał w roku 1972 Leszek Elektorowicz, poza tym pojedyncze wiersze znaleźć można było w kolejnych antologiach poezji amerykańskiej, począwszy od „Czasu niepokoju” Pawła Mayewskiego (1958 – tu tłumaczenia Wittlina i Chałki: kuriozalne z dzisiejszej perspektywy, cudowne dla historyka przekładu), przez „Poetów języka angielskiego” (1974), „Opiewam nowoczesnego człowieka” Hartwig i Międzyrzeckiego (1992), „Wypisy z ksiąg użytecznych” Miłosza (1994), „Amerykę, Amerykę!” Musiała (1994) i Barańczaka „Od Walta Whitmana do Boba Dylana” (1998).

William Carlos Williams, „Spóźniony śpiewak”. Wybór, posłowie i przekład Julia Hartwig, Biuro Literackie, Wrocław, 90 stron, w księgarniach od 5 stycznia 2009
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/a278d793-thumb.jpg


Teraz dostajemy końską dawkę: w styczniu Julia Hartwig wydała spory tomik przekładów „Spóźniony śpiewak”, a trzy miesiące później dwieście trzydzieści stron Williamsa i o Williamsie dostarcza nam najnowszy numer „Literatury na Świecie”. Ale bez obaw, przedawkować się nie da, zwłaszcza że to specyfik nowoczesny, o przedłużonym działaniu, dobroczynnych skutkach ubocznych i krzepiącym zapachu dojrzałych śliwek. Pan doktor Williams wie, co nam zapisać.

Julia Hartwig pokazuje Williamsa jako autora krótkich form wierszowych, poetę konkretu, przedmiotu, miejsca, sceny, antysymbolistę. Tom otwiera najsłynniejsza Williamsowska notatka ze świata widzialnego – „Czerwona taczka”. Dalej mamy inne flagowe obrazy poety: portrety starych i młodych kobiet, robotników, włóczęgów, listonosza, kelnerek, wiersze o śmierci, o chorych, o kwiatach, o wiośnie. Hartwig pisze: to poezja na wskroś demokratyczna i programowo amerykańska, dostrzegająca piękno w brzydocie, posługująca się językiem codzienności zarówno w sferze tematyki i obrazowania, jak i środków wyrazu.

„Literatura na Świecie” nr 1–2/2009
https://www.dwutygodnik.com/public/media/2009_03/image/thumb_296e3b5a81d8c0027f79663a7c8b.jpg

Williams to wyzwanie rzucone przez poetę samemu sobie. Ale także tym, którzy go tłumaczą. „Literatura na Świecie” drukuje wiersze poety w wersjach Krystyny Dąbrowskiej, Piotr Sommera i Andrzeja Szuby. Mamy zatem nieczęstą okazję, by usłyszeć poetę polifonicznie, przez pryzmat wrażliwości językowej i świadomości poetyckiej twórców różnych pokoleń i poetyk.

Wrażenie wielogłosowości potęguje jeszcze to, że tom „LnŚ” skomponowany został w kontrapunkcie poetycko-krytycznym. Między wierszami dostajemy eseje o Williamsie pióra Wallace’a Stevensa, Roberta Lowella i Allena Ginsberga, a więc uważnych czytelników-poetów, dla których doktor z Rutherford był istotnym głosem i obecnością. Portretu dopełnia odważna próba przekładu dłuższego poematu Williamsa „Asfodel, ten zielonkawy kwiat”, dokonana i opatrzona komentarzem przez Krystynę Dąbrowską. To wprawdzie nie „Paterson” (pięciotomowy epicki poemat o życiu jednego miasta, nieistniejące wciąż po polsku pomnikowe dzieło Williamsa), ale i tak przełamuje stereotyp obiektywisty-miniaturzysty.

Dwie publikacje, cztery polskie głosy, szereg prób krytycznych: trochę jakby ikoniczne odbicie samego gestu twórczego Williamsa. Snopy jasnego światła rzucone na niby dobrze znany przedmiot, ujawniające nieoczekiwanie jego nowe, zaskakujące znaczenia. Czytelniczka czuje: krzepiący zapach dojrzałych wierszy jakby rozchodził się w powietrzu. Ależ one jej smakują.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.

Autor
Magda Heydel

Tłumaczka, literaturoznawczyni, przekładoznawczyni. Pracuje na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Redaktorka naczelna czasopisma „Przekładaniec. A Journal of Translation Studies”. Autorka przekładów między innymi dzieł Virginii Woolf, T.S. Eliota, Josepha Conrada, Seamusa Heaneya i Alice Oswald.


zygpru1948 2020.12.18; 09:35:39
Komentowany wiersz: Kobieta w białej sukni moczy stopy w morzu
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Skrzydlata dziewczyna snu (33)
2. Przy jodłowych marzeniach (33)
3. Uciekaj od mieszczaństwa dziewczyno! (31)
4. Uśpij mnie w swoich ramionach (30)
5. Tylko my we dwoje i drzewa (30)


zygpru1948 2020.12.18; 03:13:58
Komentowany wiersz: Kobieta w białej sukni moczy stopy w morzu
Śpiące rzęsy
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Tę­sk­nię za łąką
na któ­rej zo­sta­ło
w doł­ku zgnie­cio­nej tra­wy
na­sze cie­płe ca­ło­wa­nie.

Tę­sk­nię za la­sem,
w któ­re­go wio­sen­nych mchach
splą­ta­ły się
śpią­ce rzę­sy
dwu na­szym przy­tu­lo­nym wes­tchnie­niom.


zygpru1948 2020.12.18; 03:09:27
Komentowany wiersz: Kobieta w białej sukni moczy stopy w morzu
NIEBIESKI BLUES - część szósta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
PRAGNĘ KOCHAĆ DOBRO W SŁOWIE

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1099759,niebieski-blues-czesc-vi


zygpru1948 2020.12.18; 03:07:39
Komentowany wiersz: Kobieta w białej sukni moczy stopy w morzu
UWAŻNOŚĆ:
Gazeta w śnieżnej zamieci

Zofia Król


XVIII-wieczny mistrz haiku Buson podaje przykład złego haiku, które spełnia pozornie wszystkie wymogi estetyczne, ale nie nie zawiera hai-i, ducha haiku, bo brakuje w nim związku z codziennością:

brzeg jeziora
pogodny i przejrzysty
w jesiennej wodzie


W dobrym haiku nie wystarczy obiektywność wydarzenia. Istotny jest także jego udział w tym, co powszednie, związek z najprzeciętniejszymi, pozornie nieważnymi trybami codzienności. „Wierzba w wiosennym deszczu jest dobrym tematem pieśni renga [bardziej rozbudowany poemat, z pierwszej zwrotki renga wykształciło się haiku – przyp ZK]. Haiku jednak wymaga obrazów bardziej swojskich, jak kruk polujący na ślimaki na polu ryżowym” – podkreślał Basho. Ujawniają się tu także związki haiku z buddyzmem Zen. Mistrz Zhaozhou na pytanie ucznia o istotę nauki Buddy – nie chcąc, aby myślał, że oświecenie polega na oderwaniu się od codzienności – odpowiada: „Czy zjadłeś już swój poranny ryż? W takim razie idź i umyj swoją miskę”. Metoda „dziwnych słów i niepojętych czynów”, która ma wytrącić ucznia ze schematu myślenia, ze sztywnej struktury podmiot-przedmiot, osadza go na powrót w codzienności. „Gdy otchłań, której nie zdołałeś okiełznać, zrzuci cię z siodła, siądź na ziemi i odkryj na nowo trawę i piasek” – powiedziałby uczniowi Gombrowicz. Człowiek staje się Buddą także wtedy, kiedy myje miskę. Zen, haiku – i Gombrowicza – łączy uparte dążenie do świadomego przeżywania teraźniejszości.

Czy haiku może być wyobrażone? Czy Basho mógł konia zjadającego kwiat wymyślić? Czy

Stara sadzawka
Żaba – skok –
Plusk.
(Basho)

mogło odbyć się bez żaby? Czy taki „Plusk” można wymyślić? Wydaje się, że kolejnym warunkiem dobrego haiku jest jego – rozumiana najbardziej naiwnie – realność. Żaba musiała rzeczywiście wskoczyć do sadzawki. Albo poeta tylko opisuje ją tak, jakby wskoczyła. Ale tego nam – czytelnikom – wiedzieć nie wolno. Utrata wiary w realność jawiącego się tu i teraz świata oraz możliwość bezpośredniego uchwycenia go w słowach, skutkować mogą utratą wrażliwości na poezję uważną w ogóle. Wiersz Williamsa stałby się pociętą na wersy kartką na lodówce, a O’Hara, opisujący „godzinę lunchu”, małostkowym urzędnikiem muzeum. Trzeba zatem wierzyć w moc języka, choć oczywiście język nie wystarcza często dla opisu świata: „ja ciągle z moim nienasyceniem, jak w tej chwili kiedy podchodzę do okna, widzę wieżę z zegarem, w dole śnieg na trawnikach campusu Ann Arbor, przechodzącą po ścieżce dziewczynę i samo już to, bycie tu, przy tym oknie, w chwili takiej jak każda inna, to znaczy niepowtarzalnej, z bielą śniegu i ruchem nóg oglądanym z wysoka, wystarcza żeby mnie wpędzić w lament nad niewystarczalnością języka” (znów Miłosz).

Sztuka herbaty
Trzeba wiedzieć,
Jest niczym innym
Jak gotowaniem wody,
Przygotowaniem herbaty i piciem.

– podaje XVI-wieczny ojciec japońskiej „Drogi Herbaty” Sōeki Sen(-no) Rikyū.

Opisywana chwila pozostaje niepowtarzalna. A haiku można czytać tylko pojedynczo, tylko jedno na raz. Każde z nich jest przecież zupełnie osobnym światem. Haiku jako epifania – wąski otwór w ścianie przesłaniającej rzeczy – ujawnia tylko wycinek, ale daje pojęcie o całości świata za ścianą. Japończycy – za Basho – dla opisu tego złożonego mechanizmu używają pojęć: fueki (niezmienność, czyli wieczność) oraz ryūkō (zjawiskowa ulotność). Na plan pierwszy wysuwa się właśnie zjawiskowa ryūkō i to ona stanowi temat i zasadę haiku, ale fueki jest jej stałą i nieusuwalną podstawą metafizyczną, owym światem za ścianą. Dochodzimy tu do jednej z najważniejszych zasad haiku. Otóż paradoksalnie im wyraźniejsza, im bardziej obecna owa zjawiskowa ulotność (ryūkō), tym bardziej rośnie ukryty potencjał – niewyrażonej, a niekiedy niewyrażalnej – niezmienności (fueki). „Czyjaś gazeta / W śnieżnej zamieci / O 4-tej rano” (Jack Cain).

Większa
Niż mysikrólik
Radość mysikrólika.
(John Wills)

„Taka jest zasada poezji, / dystans między tym, co się wie / i tym, co się wyjawia” – podkreślał Miłosz w „Traktacie teologicznym”. Dystans między gazetą o 4-tej rano – którą się wyjawia – a całym światem, o którym poeta wie. Miedzy ryūkō – ulotnością przemijalnej gazety, a fueki – niezmiennością owego świata. I, co więcej, świat staje się tym bardziej niezmienny, im gazeta szybciej ulatuje w śnieżnej zamieci. I tym bardziej niewyjawiony, niedopowiedziany. Niedopowiedzenie (yūgen) stanowi kolejną ważną w sztuce japońskiej kategorię estetyczną.

„Abyście o poranku / Byli uważni: pochylenie głowy, / Ręka z grzebieniem, dwie twarze w lustrze / Są tylko raz, na zawsze. I niekoniecznie w pamięci. / Abyście byli uważni na to, co jest chociaż mija / I w każdej chwili wdzięczni, świętujący wszelkie istnienie” – pod tym manifestem Miłosza podpisałby się z pewnością Matsuo Basho. A także wielu amerykańskich poetów codzienności, od Walta Whitmana („Jestem poetą rzeczywistości. / Twierdzę, że ziemia nie jest echem”) i Robinsona Jeffersa („Wszelkie sztuki bledną / Wobec istotnej rzeczywistości / Stworzeń zajętych swoimi sprawami”), przez Williamsa, O’Harę i Reznikoffa. Ale też Seamus Heaney. Zbigniew Herbert jako wielbiciel flanowania i autor „Kamyka”, Miron Białoszewski, jako piewca łyżki durszlakowej i potocznych babich rozmów. I wielu innych, którzy mniej lub bardziej świadomie uprawiali poezję uważną. Świadomość niekoniecznie bowiem jest tu do czegokolwiek potrzebna.

Kto wie, może nasze statusy na facebooku i wpisy na twitterze, które mają odpowiedzieć na pytanie, „o czym teraz myślisz”, „co robisz” albo „co się dzieje”, bywają nowoczesnymi wersjami haiku. Na pewno mogą pełnić rolę współczesnej poezji uważnej i z powodzeniem wyłuskiwać momenty teraźniejszości ze strumienia czasu. „Jem parówki na śniadanie”. „Jesień, z okien znów widzę Pałac Kultury”. „Różę kwitnącą koło drogi zjadł mój koń”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).

Autor
Zofia Król

Redaktorka naczelna i szefowa działu literatury dwutygodnik.com. Krytyczka literacka, literaturoznawczyni, doktor filozofii. Autorka książki „Powrót do świata. Dzieje uwagi w filozofii i literaturze XX wieku” (2013). Pisała także do „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego”, „Zeszytów Literackich” i „Kontekstów”.


zygpru1948 2020.12.17; 09:52:20
Komentowany wiersz: A te jaskółki, a te namiętności
NIEBIESKI BLUES - część szósta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
PRAGNĘ KOCHAĆ DOBRO W SŁOWIE


https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1099759,niebieski-blues-czesc-vi


zygpru1948 2020.12.17; 02:40:30
Komentowany wiersz: A te jaskółki, a te namiętności
Śmiertelnie zadziwiona
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Raz uczu­łam, że war­gi jego
do­tknę­ły mo­ich. Wte­dy ode­szło
ode mnie wszyst­ko — zie­mia
i nie­bo. Ob­jął mnie ła­god­ny
błę­kit­ny pło­mień, za­czę­łam pa­lić
się ci­cho jak stos ja­snych pe­reł.

I po­tem nie czu­łam już wła­sne­go
cia­ła, tyl­ko ró­ża­ną pie­ni­stość,
lek­kie mi­go­ta­nie, cie­pło, któ­re
było za­ra­zem me­lo­dią.

Więc za­dzi­wi­łam się po­wo­li,
za­pa­dłam w za­dzi­wie­nie jak w
śmierć.


zygpru1948 2020.12.17; 02:29:55
Komentowany wiersz: A te jaskółki, a te namiętności
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Przytuliłaś się do trawy (32)
2. Za gałązką paproci (31)
3. Daleko z tobą pod wiatr (31)
4. Na ten wieczór z tobą (30)
5. W koło wokoło czegoś tam (30)


zygpru1948 2020.12.17; 02:29:10
Komentowany wiersz: A te jaskółki, a te namiętności
NIEBIESKI BLUES - część piąta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
NA PÓŁ DROGI STĄD OD WIERSZA

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1098220,niebieski-blues-czesc-v


zygpru1948 2020.12.17; 02:28:20
Komentowany wiersz: A te jaskółki, a te namiętności
UWAŻNOŚĆ:
Gazeta w śnieżnej zamieci

Zofia Król

Haiku jest wskazaniem rzeczy, zwróceniem uwagi, „wytarciem lustra do czysta”. Słowa znikają, bo nie o słowa chodzi. Pozostaje to, na co wskazywały, co uratowały z toczącego się biegu zdarzeń.


Różę kwitnącą
Koło drogi
Zjadł mój koń.
(Basho)

I od tej chwili dzieje poezji potoczyły się inaczej.

W 1684 roku mistrz haiku Matsuo Basho odbył podróż z Edo (dzisiejsze Tokio) do prowincji Iga (na południe od Kioto), w której się urodził. Powstał dziennik „Podróż roku 1684”. A ów przydrożny kwiat zjedzony przez konia zrewolucjonizował podobno historię gatunku. Subiektywne przeżycia podmiotu zostały w haiku zastąpione bezpośrednim opisem doświadczenia. I tak już zostało. Basho ustanowił haiku takim, jakie je znamy. Nie stało się to oczywiście nagle, ale koń zatrzymujący się w biegu i intensywny kolor róży przy zakurzonej drodze działają na wyobraźnię silniej niż inne delikatne haiku mistrza w rodzaju: „Tą drogą / Nikt nie idzie / Tego jesiennego wieczoru”. Wolno zatem sądzić, że koń i róża wtargnęły w dzieje poezji, aby z pełną wyrazistością dokonać tego, co później – dzięki stworzonemu przez nie casusowi – będzie mogło się ujawniać znacznie delikatniej. Dokonać opisu chwili.

Dzisiaj też
Śnieg na skrzynce do listów
Nie naruszony.
(Frank K. Robinson)

W tradycji japońskiej haiku podlegało ścisłym normom formalnym. Musiało składać się z 17 sylab – 5, 7 i 5 – oraz zawierać kigo – słowo określające czas zdarzenia: „burza jesienna”, „letni księżyc”, „ranna rosa”, „koniec roku”. I – choć także w tłumaczeniu te określenia czasu nadają całości pewien melancholijny rys – wydaje się, że oryginalne kigo umieszczają opisane zdarzenia w szczególnym kontekście czasu cyklicznego, rytualnego – a ten ich aspekt jest rzeczywiście nieprzetłumaczalny. Ścisłe określanie momentu w czasie – i miejsca – pozostało jednak (z wpływem haiku lub bez) cechą poezji uważnej, skupionej na szczegółach świata, opisującej je z wiarą w ich obiektywne i namacalne istnienie. „Nagle / wszystko zaczyna trąbić: jest 12.40 / w pewien czwartek. / Neon za dnia to / duża frajda” (Frank O’Hara). „Szedłem Czterdziestą Drugą Ulicą, gdy zapadał wieczór. / Po drugiej stronie jezdni był Bryant Park” (Charles Reznikoff). „Powietrze było wielkie z głosem jaskółek. / Ooo śpiewało we mnie, ooo. / Jakie południe a nie będzie innego” (Czesław Miłosz).

Współczesne haiku z oczywistych względów wymknęły się językowym rygorom. Skrupulatny japonista powie, że są jedynie naśladownictwem tradycyjnej formy. A jednak rygory obejmujące haiku są nie tylko formalne. A jednak nie wystarczy wybrać byle szczegół i prosto go opisać w trzech lakonicznych wersach, dorzuciwszy dla smaku wybrakowaną, zachodnią wersję kigo. Wiedział o tym dobrze Allen Ginsberg, kiedy na wykładach o poezji Williama Carlosa Williamsa na uniwersytecie w Boulder uczył studentów: „Wszystko jest poezją, jeśli umie się to zobaczyć” i powoływał się na tradycję wschodnią poetyckiej uwagi. „Umieć zobaczyć” to przede wszystkim wycofać emocje podmiotu, umożliwiając dostrzeżenie rzeczy takimi, jakimi są. Basho podkreślał, że poeta powinien zapisywać doświadczenie rzeczy jak najszybciej, zanim szczegóły znikną, a analiza intelektualna zniszczy naiwność postrzeżenia. „O sosnach ucz się od sosny, a o bambusie od bambusa”. A zatem przede wszystkim – obiektywność doświadczenia, rozumiana nie tylko jako przeciwieństwo liryki refleksyjnej, ale jako pewna tkwiąca u podstaw opisu poetyckiego pokora wobec rzeczy, lojalność – jak powiedziałby Miłosz.

„Makura-no sōshi” („Zeszyty spod poduszki”) klasyczne japońskie dzieło pani Sei Shōnagon z przełomu X i XI wieku zawiera głównie różnego rodzaju katalogi rzeczy. Stało się wyznacznikiem nowego gatunku literackiego: zuihitsu („podług pędzla”). Peter Greenaway nawiązywał do „Zeszytów spod poduszki” w filmie o takim samym tytule – „The Pillow Book”.

Nieustająca pogoń poezji uważnej za rzeczywistością, jej maniacki rytuał inwentaryzacji szczegółów świata, prostota słów i poetyckich konstrukcji, które nie mają być piękne, a (tylko? aż?) lojalne – wszystko to sprawia, że – jak twierdzi między innymi amerykańska krytyczka poezji Marjorie Perloff – owa poezja poezją być przestaje. Tymczasem właśnie zbliżanie się do rzeczywistości aż do granicy nie-poezji stanowi cel owych wierszy uważnych. Być może stara zasada Jacobsona, że język poetycki to taki, który zwraca uwagę sam na siebie, tym razem się nie sprawdza? Haiku jest wskazaniem rzeczy, wyodrębnieniem jej spośród innych, zwróceniem uwagi właśnie, „wytarciem lustra do czysta” – jak powtórzy Miłosz za historykiem literatury japońskiej, H. R. Blythem. Objawieniem, odsłonięciem rzeczywistości, nie tylko jej opisaniem. Słowa znikają, bo nie o słowa chodzi. Pozostaje to, na co wskazywały, co uratowały z jednolicie toczącego się biegu przemijających zdarzeń. Różę zjadł koń.

„Chcę ci tylko / powiedzieć / że zjadłem / śliwki / które były / w lodówce (...)”– zaczyna się jeden z najbardziej znanych wierszy Williama C. Williamsa, który niczym w zasadzie nie różni się od karteczki przyczepionej do lodówki poza tym, że jest podzielony na krótkie wersy. Zachwyca się nim Ginsberg we wspomnianych wykładach („wreszcie życie i poezja stają się tym samym”). Być może poezja uważna odnawia – ogłoszony przez filozofa George’a Steinera – zerwany kontrakt między słowem a rzeczą? Być może „śliwki” znów oznaczają śliwki. Słowo zmęczone wszystkim, co z nim w XX wieku wyczyniano, pragnie po prostu nazwać rzecz.

Cdn.


zygpru1948 2020.12.16; 07:37:18
Komentowany wiersz: Na tej stacji wróble nie śpiewają
Opinia

"Twoja twórczość ma w sobie tajemnicę uczuć, kolorów i dźwięków".

Margot Bene Avinion


zygpru1948 2020.12.16; 00:27:50
Komentowany wiersz: Słoneczna nie tylko z zewnątrz
Kobieta mówi o swoim życiu
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Wiatr mnie pę­dzi po dro­gach,
wiatr, bó­stwo od­mia­ny
o dmu­cha­ją­cych po­licz­kach.
Ko­cham ten wiatr,
cie­szę się
od­mia­nom.

Cho­dzę po świe­cie
we dwo­je albo sama
i miłe są jed­na­ko­wo
tę­sk­no­ta i śmierć tę­sk­no­ty,
któ­ra na­zy­wa się speł­nie­nie.

Cze­goś jest we mnie za dużo.
Prze­le­wam się przez brze­gi
jak droż­dże. Droż­dże mają
swój wła­sny ro­dzaj szczę­ścia.

Idę, cią­gle idę,
cza­sem przy­łą­cza się do mnie męż­czy­zna.

Idzie­my ra­zem,
on mówi, że to do śmier­ci,
po­tem gubi się o zmro­ku
jak rzecz nie­waż­na.

Idę sama,
po­tem znów na za­krę­cie
zja­wia się nowy to­wa­rzysz.

Idę, cią­gle idę,
wiatr pę­dzi po dro­gach.
Na mo­ich dro­gach
za­wsze wie­je wiatr.


zygpru1948 2020.12.16; 00:18:33
Komentowany wiersz: Słoneczna nie tylko z zewnątrz
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Mistrz i uczennica miłości (32)
2. Nie rozpuszczę dla ciebie chmur... (32)
3. Tak jak teraz, ale z tęczą na łąkach (31)
4. Na tym kocyku i wietrze... (31)
5. W tej roślinności, my w miłości (30)


zygpru1948 2020.12.16; 00:15:15
Komentowany wiersz: Słoneczna nie tylko z zewnątrz
NIEBIESKI BLUES - część piąta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
NA PÓŁ DROGI STĄD OD WIERSZA

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1098220,niebieski-blues-czesc-v


zygpru1948 2020.12.16; 00:14:29
Komentowany wiersz: Słoneczna nie tylko z zewnątrz
Krzątanina.
Elizabeth Bishop na setne urodziny

Elżbieta Wójcik-Leese


Elizabeth Bishop to nie tylko pisarka dla pisarzy, nie tylko poetka trzech narodów, ale również autorka, której utwory można podarować cioci. Jej poezja rodzi się z przeświadczenia, że język stanowi formę wiedzy – podkreślał irlandzki pisarz, Colm Tóibín podczas sympozjum w Halifaxie.


Stróżom opublikowanej spuścizny Bishop odpowiada Robert Giroux, jej wydawca w Farrar, Straus and Giroux oraz redaktor wyboru listów „One Art” z 1994 roku: nikt nie twierdzi, że pojawiające się po śmierci poetki utwory są ukończone; natomiast takie publikacje pozwalają pokazać bogactwo archiwów Elizabeth Bishop. O bogactwie tym mogę sama zaświadczyć, ponieważ przez sześć miesięcy studiowałam ponad 3500 stron rękopisów poetki zdeponowanych w archiwum Vassar College. Zebrane są tam nie tylko kolejne wersje wierszy, ale również notatniki, dzienniki, eseje, recenzje oraz listy, a nawet obrazy autorstwa Bishop. W pewnym sensie przygotowany przez Giroux wybór z obfitej korespondencji miał także wpłynąć na nasze wyobrażenie o jej „skromnej” spuściźnie. Jak słusznie zauważył Lowell (jego przepowiednię przywołuje w swoim wstępie Barańczak): „Gdy zostaną kiedyś ogłoszone (a zostaną) listy Elizabeth Bishop, objawi nam się ona jako nie tylko jeden z najlepszych, ale także jako jeden z najpłodniejszych pisarzy naszego stulecia”. Lowell dobrze wiedział, co mówi: jego korespondencja z Bishop obejmuje ponad 900 stron – czytelnicy dostali ją do rąk w 2008 roku dzięki Tomasowi Travisano i Saskii Hamilton.

Motywując swoją decyzję ogłoszenia drukiem niepublikowanych wcześniej utworów Bishop, Alice Quinn pisze oczywiście o perfekcjonizmie poetki i zastrzega, że większość zebranych przez nią wierszy nie dorównuje tym opublikowanym. Quinn przekonuje nas jednak, że taka publikacja jest interesująca pod względem biograficznym, tym bardziej, że sama Bishop nie zniszczyła tych tekstów. „Edgar Allan Poe & the Juke-Box” pokazuje także, jak może się narodzić wiersz – stąd niepublikowanym utworom towarzyszą fragmenty listów i dzienników Bishop, które mają za zadanie przybliżyć nam proces myślowy poetki, wskazując na powinowactwo tematu lub frazowania. (Na uwagę zasługuje fakt, że co najmniej połowa utworów z książki Quinn pojawiła się już drukiem w prestiżowych pismach literackich.)

Oczywiście, każda twórczość ma swoje uwarunkowania biograficzne, jednak w przypadku Elizabeth Bishop należy zachować wyjątkową ostrożność interpretatorską w odczytywaniu utworów poprzez pryzmat życia. W przeciwnym razie łatwo osunąć się w sensacjonalizm zbyt prostych kategorii i wkrótce każdy wiersz zaczyna odkrywać znane fakty z życia sieroty, alkoholiczki, lesbijki, podróżniczki... A przecież Bishop nie opublikowała wielu wierszy „miłosnych”; prostowała w liście do znajomego, że owszem, ma utwór zatytułowany „Sestyna”, ale nie „Wczesny smutek”; narzekała, że postrzega się ją jako poetkę „opisu” i egzotycznych scenerii; nie wyrażała zgody na to, aby jej wiersze pojawiały się w tzw. antologiach kobiecych (co tłumaczyć musi polskiemu czytelnikowi Julia Hartwig, która nie mogła przedstawić Bishop w swoim wyborze poetek amerykańskich „Dzikie brzoskwinie” z 2003 roku).

Do biografii można podejść na różne sposoby. Można, jak Marta Góes (dziennikarka i pisarka z São Paolo), napisać sztukę o brazylijskich latach amerykańskiej poetki. Monodram „Przystań dla Elizabeth Bishop” pokazuje, jak ważną osobistością w świadomości kulturowej i literackiej tego kraju stała się „obca” autorka. Oglądając podczas sympozjum w Halifaxie fragmenty przedstawienia z 2001 roku, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ta początkowa obcość przedzierzgnęła się w swojskość do tego stopnia, że nawet język gestów Bishop stał się południowo-amerykański. Energicznie rozentuzjazmowana gestykulacja i dykcja przeczyły wstrzemięźliwości północno-amerykańskiej Bishop. Jako tłumaczka mogłam sobie tę przemianę zdroworozsądkowo wytłumaczyć (potwierdził ją zresztą w rozmowie ze mną tłumacz Bishop na hiszpański), ale brazylijska Bishop nagle stała się dziwnie obca. Wolałam przywołać wyciszoną Bishop rodem z Nowej Anglii, a także z Nowej Szkocji.

tablica pamiątkowa
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/0f61308c-thumb.jpg


Trajektoria Brazylia-Nowa Szkocja w rozmyślaniu o Bishop nie jest niczym nowym. Sama poetka komentowała tajemniczy związek między tymi dwoma miejscami: „Tak naprawdę zajmuję tu się odtwarzaniem sobie na nowo w Brazylii czegoś w rodzaju Nowej Szkocji deluxe”. W Brazylii powstały utwory osadzone na drugiej półkuli, w miejscu drogim dla Bishop: tam się wychowała u rodziny ze strony matki; tam też nieustannie wracała – z Brazylii, czy wcześniej z Key West, a później z Bostonu.

Jej peregrynacje przebiegały również wzdłuż trasy pomiędzy Nową Anglią a Nową Szkocją, którą pokonywali emigranci, wśród nich także rodzice Bishop – dowodzi Sandra Barry, historyczka i współzałożycielka Stowarzyszenia Elizabeth Bishop w Nowej Szkocji. Na setne urodziny Bishop pojawiła się w Halifaxie nowa książka, wyimek większej całości, gdzie Barry przypomina, że sama poetka lubiła się określać jako „w trzech czwartych Kanadyjka”, oraz że Nowa Szkocja (a w szczególności Great Village) stanowi prawdziwy dom poetki. Poza domem metaforycznym, znajduje się tu dom rzeczywisty – w 2004 roku grupa miłośników Bishop zakupiła dom dziadków poetki i przekształciła go w dom gościnny dla artystów. (W 1997 roku władze prowincji Nowej Szkocji włączyły go na listę zabytków tego regionu.)

W symblicznym geście uczestnicy sympozjum zaproszeni zostali na wycieczkę do Great Village, a część prezentacji – w tym wykład Tomasa Travisano o Bishop jako poetce trzech narodów – wygłoszona została w kościele obok domu poetki. Przy drzwiach kościoła wisi zawieszona w 1992 roku przez członków Stowarzyszenia tabliczka upamiętniająca związki Bishop z Nową Szkocją. Na tablicy widnieje cytat z „Crusoe w Anglii”: „Domowa robota. Domowa robota. Wszyscyśmy wszak domowej roboty?”.

Przytaczam tu – dla porządku i schludności w mojej krzątaninie – wersję Andrzeja Sosnowskiego, aby zaznaczyć, że wybór Stanisława Barańczaka nie jest jedyną próbą przybliżenia Elizabeth Bishop polskiemu czytelnikowi. W roku 1994 „Literatura na Świecie” wydrukowała 5 przekładów Barańczaka (jako zapowiedź książki wydanej w następnym roku) oraz 2 tłumaczenia Andrzeja Sosnowskiego. Przekładom towarzyszył esej „Druga prezentacja Elizabeth Bishop”, w którym John Ashbery komplementuje Bishop jako „pisarkę dla pisarzy dla pisarzy”. Sześć lat później, również w „Literaturze na Świecie”, Sosnowski zaproponował 11 tłumaczeń (wśród nich „Crusoe w Anglii”), a także esej „Końce poezji: «druga prezentacja» Elizabeth Bishop” – odpowiedź na przemyślenia Ashbery’ego. (Ten zestaw stanowi drugą polską prezentację amerykańskiej poetki.)

Obchody setnych urodzin Elizabeth Bishop

Od lutego do października 2011 roku stowarzyszenie miłośników i badaczy Elizabeth Bishop w Nowej Szkocji organizuje spotkania poetyckie, koncerty, wystawy, wykłady, pokazy filmów inspirowane twórczością poetki. Informacje o wszystkich wydarzeniach można znaleźć na specjalnym blogu, gdzie prezentowane są również wspomnienia o pierwszych kontaktach z poezją Bishop, filmy video inspirowane jej tekstami, recenzje najnowszych publikacji, mini-eseje o związkach poetki z Nową Szkocją i nie tylko. Swoisty kalendarz „Today in Bishop” wita każdy dzień cytatem z Bishop lub o Bishop.

Podczas wykładu gościnnego w Halifaxie, Colm Tóibín dorzucił swój głos do tej wymiany. Irlandzki pisarz zataczał jeszcze szersze kręgi: wbrew pozorom, Elizabeth Bishop to nie tylko pisarka dla pisarzy, nie tylko poetka trzech narodów, ale również autorka, której utwory można podarować cioci. Jej poezja rodzi się z przeświadczenia, że język stanowi formę wiedzy i że tę wiedzę można przekazać, ponieważ w poezji nie da się uniknąć prawdy.

Rosnące zainteresowanie poezją Bishop można również wytłumaczyć zabiegami jej miłośników. W Nowej Szkocji czyta się jej wiersze, a na setne urodziny także słucha. Ja mogłam usłyszeć i zobaczyć „Brazylię, 1 stycznia 1502” z elementami brazylijskiej capoeira – połączenia sztuki walki z tańcem i akrobatyką – która wywodzi się z kolonialnej historii tego kraju i stanowi formę samoobrony afrykańskich niewolników. Bosa sopranistka w czerwonej „jak rozżarzony drut” sukni prowadziła nas wśród rytmów brazylijskich bębnów, pośród zaczepnych gestów tancerzy capoeira, melodią renesansowej „L’Homme armé” (służącą w swoim czasie nie tylko za kanwę wielu mszy, ale także jako nawoływanie do krucjat) tak, abyśmy w końcu, w ostatniej linijce wiersza, dostrzegli paradoksalne podobieństwo i zatrzymali się na frazie „always retreating”.

Zawsze oddalająca się – taka na setne urodziny Elizabeth Bishop jest jej poezja. Oddalająca się nie bezpowrotnie (jak chce polski przekład końcówki „Brazylii, 1 stycznia 1502”), ale coraz głębiej. Tą głębią nas wabi. Nawet jeśli próbujemy sobie wyjaśnić jej twórczy nieład. Nawet jeśli w naszych interpretacyjnych zapędach czytamy na marginesach i w rękopisach, śledząc paralele pomiędzy opisem bałaganu na biurku – który poetka przywołuje w liście do Lowella, przedstawiając mu niechlujny widok portu w Key West – a późniejszym wierszem zatutułowanym „Zatoka”. Pozostaje nam zatem powtarzać za solenizantką, że trzy najważniejsze cechy dobrej poezji to „Dokładność, Spontaniczność, Tajemnica”.

Autor
Elżbieta Wójcik-Leese

Tłumaczka poezji polskiej na język angielski, jest autorką książki zawierającej osiem studiów nad rękopisami ośmiu wierszy Elizabeth Bishop – „Cognitive Poetic Readings in Elizabeth Bishop: Portrait of a Mind Thinking” (Mouton de Gruyter 2010).


zygpru1948 2020.12.15; 09:45:18
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
Aforyzm?


Szalona 40-tka !!! Weronika co ma ochotę strasznie na sex! Jestem kochającą matką ale bez męża czuje się samotnie i tutaj szukam pocieszania. Spotkania tylko w ciągu tygodnia możliwe bo mąż na weekendy wraca.

dita69, 40 Wrocław


Halinka 2020.12.15; 06:47:44
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
Ciekawy wiersz, ciepły, delikatny, pełen uczuć. Pozdrawiam+


zygpru1948 2020.12.15; 03:35:26
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
NASZA KLASA

Halina ~ tylko dla przyjaciół … cichutko zakradam się na Twój profil i czytam wiersze chociaż nie dla mnie pisane, Piękna poezja ...jest ciepła i prawdziwa ...Takie słowa poruszają serducho. Pozdrawiam Cię Zygmunt cieplutko ;)

14 grudnia 2020 - 14:14


zygpru1948 2020.12.15; 03:08:37
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
Nieistniejący
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Gdzie je­steś, przy­ja­cie­lu
czy­sty jak ro­śli­na,
wier­niej­szy
niż wła­sne cia­ło.
Mi­lio­ny lu­dzi ro­dzi zie­mia,
ale ty się nie uro­dzi­łeś.

Nie ma
na­wet ci­szy ocze­ku­ją­cej na twój głos,
na­wet prze­strze­ni
ocze­ku­ją­cej na cień po­ru­sze­nia się
two­jej ręki.

Nie­ist­nie­ją­cy,
przyjdź do mnie.


zygpru1948 2020.12.15; 03:07:02
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
Dziękuję!


Wiersze na topie:

1. Chabrowa dziewczyno, nie wiem czy mi wolno... (31)
2. Szeherezada w kącie niepokoju (31)
3. W tobie moje myśli erotyczne (31)
4. Jesteśmy przygotowani do romansu (31)
5. Nie wątpię z tobą nic (30)


zygpru1948 2020.12.15; 03:06:31
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
NIEBIESKI BLUES - część piąta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
NA PÓŁ DROGI STĄD OD WIERSZA

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1098220,niebieski-blues-czesc-v


zygpru1948 2020.12.15; 03:05:46
Komentowany wiersz: Taniec z tobą to zapewne rozkosz
Krzątanina.
Elizabeth Bishop na setne urodziny

Elżbieta Wójcik-Leese


Elizabeth Bishop to nie tylko pisarka dla pisarzy, nie tylko poetka trzech narodów, ale również autorka, której utwory można podarować cioci. Jej poezja rodzi się z przeświadczenia, że język stanowi formę wiedzy – podkreślał irlandzki pisarz, Colm Tóibín podczas sympozjum w Halifaxie.

„All the untidy activity continues,
awful but cheerful”.
(I dalej trwa niechlujna krzątanina,
okropna ale pełna otuchy.)

Te dwa wersy zamykają wiersz „The Bight” z 1949 roku. Elizabeth Bishop (1911-1979) włączyła go do drugiego zbioru, „A Cold Spring”, który ukazał się sześć lat później. Polscy czytelnicy mogli przeczytać „Zatokę” w 1995 roku – wtedy właśnie pojawił się wybór 33 utworów amerykańskiej poetki z 33 przekładami Stanisława Barańczaka. Polski tomik, wydawałoby się: bardzo szczupły, w rzeczywistości prezentował ponad jedną trzecią całego (opublikowanego) dorobku Bishop. Poetki; laureatki Pulitzera; autorki zaledwie czterech książek poetyckich, ale próby tak wysokiej, że jej nazwisko wymienia się jednym tchem obok Eliota, Stevensa czy Ashbery’ego; pisarki, która potrafiła cyzelować wiersz przez prawie dwadzieścia pięć lat.

Elizabeth Bishop, 1954 / fot. J.L. Castel, courtesy of Vassar College Library, Nowy Jork
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/13628e84-thumb.jpg


Poniżej tytułu „Zatoka” Bishop umieściła swoistą dedykację: „Sobie na urodziny”. W poezji, wyróżniającej się zdyscyplinowaną powściągliwością, jest to okazja dość niezwykła. W utworach Bishop – które celowo mają niewiele wspólnego ze szkołą konfesyjną (reprezentowaną między innymi przez Roberta Lowella, wieloletniego przyjaciela poetki) – trudno znaleźć podobne odniesienia do siebie samej. Warto zatem przywołać ten wiersz na setne urodziny jego autorki. Tym bardziej, że Bishop zażyczyła sobie, aby fraza „awful but cheerful” pojawiła się na jej nagrobku. I jak to czasem w życiu (i po śmierci) bywa, jej życzenie zostało spełnione, ale nie do końca, a właściwie: z nawiązką. Na nagrobku wyryto obydwa cytowane powyżej wersy.

„Kiedy pojawiły się głosy krytyki, że samo «awful but cheerful» jest nieodpowiednie, zaproponowałem poszerzenie inskrypcji o poprzedzający wers” – wyjaśniał Tomas Travisano, współzałożyciel i pierwszy prezydent amerykańskiego Stowarzyszenia Elizabeth Bishop, w rozmowie kończącej trzydniowe sympozjum zorganizowane przez Stowarzyszenie Elizabeth Bishop w Nowej Szkocji w czerwcu 2011. Gdy zapytałam, czy nadal ma wątpliwości co do swojej propozycji, odpowiedział, że lepsze dwa wersy niż żaden. „Ostatnie słowo wprowadzającego wersu – «continues» – zdaje się nabierać dodatkowego znaczenia: nie tylko zapewnia nas o ciągłej obecności Bishop i jej poezji, ale także komentuje aktywność osób zajmujących się jej osobą i twórczością” – dodałam, a Travisano przytaknął.

dom dziadków Bishop
https://www.dwutygodnik.com/public/media/image/0ae7e0e7-thumb.jpg

I chociaż decyzja Stowarzyszenia Elizabeth Bishop może być postrzegana jako przejaw (przesadnej?) schludności, krzątanina wokół solenizantki świadczy raczej o przemyślanym porządku, niż twórczym nieładzie. Dokładnie w dniu jej urodzin, 8 lutego, na łamach „The New York Times” pojawiła się recenzja: nowego wydania zbioru wierszy Bishop („Poems”), poszerzonego o wybór z rękopisów; nowego wydania utworów prozatorskich („Prose”), wśród których znalazła się także korespondencja Bishop z Anne Stevenson (autorką pierwszej książki o amerykańskiej poetce), oraz pierwsza wersja książki o Brazylii, gdzie Bishop spędziła ponad piętnaście lat swojego życia; a także zbioru listów – świadectwa ponad czterdziestoletniej wymiany zdań pomiędzy Bishop a redaktorami „ New Yorkera”, gdzie ukazała się większość jej utworów.

Elizabeth Bishop jest autorką czterech tomów poetyckich: „North & South” (1946), „Poems” (zawierający zbiór „A Cold Spring”, 1955), „Questions of Travel” (1965) i „Geography III” (1976), wyróżnionych tak prestiżowymi nagrodami jak Nagroda Pulitzera, National Book Critics Circle Award czy Neustadt International Prize for Literature (po raz pierwszy przyznana kobiecie). Urodziła się 8 lutego 1911 roku w Worcester, Massachusetts (tam też jest pochowana); wychowała się w Nowej Szkocji; przez ponad piętnaście lat mieszkała w Brazylii, którą opisała w ramach serii Life World Library. Tłumaczyła brazylijskich poetów oraz wspomnienia dziewczynki wychowującej się w małej brazylijskiej osadzie, „Diary of Helena Morley”. Współredagowała antologię dwudziestowiecznej poezji brazylijskiej. Polscy czytelnicy znają utwory tej wybitnej amerykańskiej poetki dzięki przekładom Stanisława Barańczaka oraz Andrzeja Sosnowskiego.

Doceniając kreatywność i pomysłowość ofiarodawców, trudno jednak – nawet w świątecznej atmosferze urodzinowych obchodów – nie zgodzić się z recenzentem, że poszerzone wydania zbiorów poezji i prozy nie do końca respektują decyzje samej autorki, dla której dbałość o najdrobniejszy szczegół była nie tyle koniecznością warsztatu pisarskiego, co istotnym elementem poetyki. Warto tutaj przypomnieć, że w swoich utworach Bishop portretowała „nie myśl, ale myślący umysł”, biorąc przykład z pisarzy baroku, których twórczość prozatorską uważnie analizowała jeszcze podczas studiów w Vassar College. W jej ocenie, nieścisłości pisarskie świadczą o niedokładnościach obserwacji poczynionych niedbale przez oko i umysł autora. Mistrzami w nauce dokładnego patrzenia byli dla Bishop tacy artyści jak Vermeer, Klee oraz Cornell. Wiele nauczyła się od Charlesa Darwina. Swoją mentorkę – Marianne Moore – ceniła wysoko właśnie za „głód dokładności” oraz za „dar całkowitego oddania się rzeczy w procesie kontemplacji”. Jej korespondencja z Lowellem usiana jest uwagami na temat tego, co zostało dokładnie opisane oraz uchwycone, a co wydaje się nieścisłością, nad którą należy popracować.

Listy Bishop do redakcji „New Yorkera” stanowią fascynujący zapis procesu uściślania – świadectwo pytań, niepewności, wątpliwości, propozycji, zmian, powrotów do decyzji pisarskich, negocjacji zapoczątkowanych redaktorską prośbą o doprecyzowanie. (Oczywiście pod warunkiem, że cała ta drobiazgowość sprawia komuś przyjemność.) Próbkę wymiany zdań, która towarzyszyła ostatnim korektom późnego wiersza Bishop „Crusoe w Anglii”, można przeczytać pod tym adresem.

Pisząc o poszerzonych (wbrew woli autorki?) wydaniach, chciałabym wspomnieć wcześniejszą książkę – przygotowany w 2006 roku przez Alice Quinn, redaktorkę działu poezji „New Yorkera”, zbiór „Edgar Allan Poe & the Juke-Box: Uncollected Poems, Drafts, and Fragments”, zawiera 108 utworów Bishop w różnych stadiach ukończenia. Paradoks tej publikacji w pewnym sensie dotyczy liczb: sama Bishop zdecydowała się ogłosić drukiem mniej niż 100 wierszy. Jakkolwiek cieszyć może fakt, że wybitna poetka miała w zanadrzu dużo więcej do zaoferowania spragnionym czytelnikom, trudno jednak dziwić się, że wybór Quinn wzbudził wiele kontrowersji. Helen Vendler, wpływowa amerykańska badaczka literatury, która znała poetkę osobiście, nie kryła swojego oburzenia: Elizabeth Bishop nigdy by na to nie pozwoliła! Vendler ironicznie komentowała redaktorską krzątaninę: kiedy po śmierci poetki ukazał się drukiem wiersz „Washington as a Surveyor” (Bishop przekreśliła go w swoim notatniku), sugerowała uszczypliwie: „Może «New Yorker» powinien był opublikować cały wiersz przekreślony?”.

Cdn.


paruwa 2020.12.15; 01:00:00
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
Nikola kradnie Panu strofy!!!


zygpru1948 2020.12.14; 19:35:27
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
Dziękuję Panie Adamie i pozdrawiam świątecznie!


adambielicz 2020.12.14; 17:20:08
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
Pana wiersz i poniżej, zacne.


zygpru1948 2020.12.14; 13:25:40
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
Dusza i ciało na plaży
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Du­sza na pla­ży
stu­diu­je pod­ręcz­nik fi­lo­zo­fii.
Du­sza pyta cia­ła:
- Kto nas zwią­zał ra­zem ?
Cia­ło mówi:
- Trze­ba opa­lić ko­la­na.

Du­sza pyta cia­ła:
- Czy to praw­da,
że nas wca­le nie ma ?
Cia­ło mówi: - Opa­lam ko­la­na.

Du­sza pyta cia­ła:
- W to­bie czy we mnie
za­cznie się umie­ra­nie ?
Cia­ło się śmie­je.
Opa­li­ło ko­la­na.


zygpru1948 2020.12.14; 06:05:29
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
NIEBIESKI BLUES - część piąta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
NA PÓŁ DROGI STĄD OD WIERSZA

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1098220,niebieski-blues-czesc-v


zygpru1948 2020.12.14; 06:04:54
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
Dziękuję!


Wiersze na topie:


1. Po tych schodach pójdziemy (31)
2. Polubowne iskrzenie oczu gdzieś skądś... (31)
3. Na co nas stać pod jarzębiną (30)
4. Kobieta, drzewa, kamienie... (30)
5. Środowe zauroczenie tobą (30)


zygpru1948 2020.12.14; 06:04:05
Komentowany wiersz: Wedle mojej nuty w tobie
JESZCZE NIE W POLSCE:
Emily Dickinson

Anna Arno

Najsłynniejsza poetka Ameryki nie przestaje niepokoić kolejnych pokoleń biografów i badaczy. Czy była epileptyczką? Kim był jej tajemniczy Mistrz? I o co chodzi w jej wierszach?


Helen Vendler bierze się do dzieła

Wybitna amerykańska znawczyni poezji, Helen Vendler zastanawia się, czy twórczość Dickinson przyciąga naszą uwagę w tym samym stopniu, co jej samotne życie w Amherst? Krytyczka słusznie przypomina podstawową zasadę rozsądnej lektury— persony mówiącej w wierszach nie należy utożsamiać z rzeczywistą osobą, która mieszkała w Amherst.

Aby zrozumieć poetkę, trzeba głęboko wczytać się w jej wiersze. To skondensowane miniatury. Zamknięte w abstrakcyjnej, krystalicznej formie, eksplodują znaczeniem. Dickinson często mówi potocznym, dosadnym językiem, posługuje się arbitralnymi, niedokładnymi rymami. Jej zdania są urywane, wypowiadane bez tchu, poszatkowane myślnikami. Ten otwarty znak interpunkcyjny Dickinson zawiesza nawet na końcu utworu, zamiast kropki. Świadomie nie nadawała też wierszom tytułów, które osłabiłyby uderzenie pierwszej linijki.

Vendler skomponowała antologię stu pięćdziesięciu wierszy Dickinson, starając się w niej uwzględnić zarówno najbardziej osobiste poetyckie wyznania, jak i abstrakcyjne, komiczne zagadki. Ekstatyczne uniesienia, ale także zapisy chwil pustki i odrętwienia. „Jak ją [Dickinson] określić?”— zastanawia się Vendler— „Jest epigramatyczna, dosadna, szorstka, zaskakująca, niepokojąca, kokieteryjna, dzika, czarująca, metafizyczna, prowokacyjna, tragiczna, śmieszna — i tę listę można przedłużać”. Vendler pokazuje poetkę paradoksów i niedopowiedzeń, która, zdolna do niemal panteistycznego odczuwania natury, potrafi też na zimno relacjonować, jak ptak „Wpierw rozpołowił dziobem/ I zjadł na surowo Dżdżownicę”.

Vendler zaznacza, że jej książka nie nadaje się do lektury od deski do deski, ale raczej do uważnego wczytywania się w pojedyncze wiersze, które, jak sądzi, są „ukrytym osadem (...) żarzącego się życia myśli i emocji”. W swoich analizach zwraca szczególną uwagę na dobór słownictwa i strukturę metryczną wierszy. Często porównuje różne wersje tych samych utworów, aby odkryć, że Dickinson rozważała nieraz słownikowe warianty, które o 180 stopni przesuwały biegun znaczenia. Wspólnym mianownikiem w poezji Dickinson jest niezwykła koncentracja znaczeń i minimalizm języka. Badaczka posuwa się czasem do tak barbarzyńskiego zabiegu jak opowiedzenie trudnego wiersza „własnymi słowami”, rozluźnienie skondensowanej formy, aby potem jeszcze mocniej poczuć smak wydestylowanej esencji.


Zza grobu

Chciałoby się zacytować bluźniercze wersy Dickinson, w których jednocześnie popełniała „bluźnierstwa gramatyczne”. Pokazać, że rewolucyjną formę opierała często na wzorcach protestanckich hymnów. Dowiedzieć się, jaką to wielką stratę wciąż wspomina Emily, gdy pisze „Dwa razy tylko utraciłam/ Aż tyle — wchłonął mnie grób”. Dlaczego w swoich wierszach mówi jakby „zza grobu”, jakby już przeżyła tę utratę – ostateczną i jedyną.

Drążąc szczegóły biografii Emily Dickinson, nie zrozumiemy, jakie traumatyczne wydarzenie, zawiedzione uczucie, mistyczne doświadczenie, elektryczne rozładowanie stało u początku jej poezji.

Możemy czytać i rozszyfrowywać jej precyzyjne, algebraiczne formuły. Cierpliwie, mając w pamięci wezwanie:

Mów całą Prawdę — lecz stopniowo —
Ostrożnie i okrężnie —
Nie zniesie błysku nagłej Prawdy
Nasz Zachwyt niedołężny —
Jak Błyskawica — gdy się Dziecku
Naturę jej naświetli —
Tak prawda niech olśniewa z wolna,
Abyśmy nie oślepli –



Wszystkie utwory Emily Dickinson w przekładzie Stanisława Barańczaka. Pozostałe cytaty w przekładzie autorki artykułu.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.

Autor
Anna Arno

Ukończyła historię sztuki w Institute of Fine Arts, New York University. Współpracuje z ,,Zeszytami Literackimi” i ,,Gazetą Wyborczą”. Publikuje pod pseudonimem. Stale współpra


zygpru1948 2020.12.13; 07:35:36
Komentowany wiersz: Wielobarwność ciała Katarzyny
Samotność
Autorem wiersza jest Anna Świrszczyńska


Sa­mot­ność,
ogrom­na per­ła sa­mot­no­ści,
w niej się ukry­łam.

Prze­strzeń,
któ­ra się roz­prze­strze­nia,
w niej ogrom­nie­ję.
Ci­sza, źró­dło gło­sów.
Nie­ru­cho­mość, mat­ka ru­chu.

Je­stem sama.
Je­stem sama, a więc je­stem ni­czym.
Co za szczę­ście.
Je­stem ni­czym, a więc mogę być wszyst­kim.
Eg­zy­sten­cja bez esen­cji,
esen­cja bez eg­zy­sten­cji, wol­ność.

Je­stem czy­sta jak to, cze­go nie ma,
bez­piecz­na jak pla­toń­ska idea,
bo­ga­ta jak moż­li­wość.
Śmie­jąc się wy­cią­gam ręce
do ty­sią­ca mo­ich wspa­nia­łych przy­szło­ści.
Mogę stać się pia­ną na mo­rzu
i osią­gnąć jej szczę­ście krót­ko­trwa­nia.
Albo me­du­zą i mieć na wła­sność
całą ślicz­ność me­du­zy.
Albo pta­kiem z jego szczę­ściem lotu,
albo ka­mie­niem z jego szczę­ściem wiecz­no­ści,
albo dro­gą mlecz­ną.

Je­stem sama, je­stem sil­na.
Sa­mot­ność chro­ni mnie.
Je­stem sama, a więc mnie nie ma,
nie ma mnie, a więc ist­nie­ję
do­sko­na­le jak do­sko­na­łość,
roz­ma­icie jak roz­ma­itość.

Po­tem przyj­dą lu­dzie.
Da­dzą mi skó­rę, ko­lor oczu, płeć i na­zwi­sko.
Da­dzą prze­szłość i przy­szłość
ga­tun­ku homo sa­piens.


zygpru1948 2020.12.13; 02:36:39
Komentowany wiersz: Wielobarwność ciała Katarzyny
NIEBIESKI BLUES - część piąta
Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński
NA PÓŁ DROGI STĄD OD WIERSZA

https://www.salon24.pl/u/korespondentwojenny/1098220,niebieski-blues-czesc-v
[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270][271][272][273][274][275][276][277][278][279][280][281][282][283][284][285][286][287][288][289][290][291][292][293][294][295][296][297][298][299][300][301]
Wiersze na topie:
1. Wizjoner artysta (30)
2. Oddech (30)
3. Ściany (30)
4. Książka (30)
5. Pustka (30)

Autorzy na topie:
1. Klaudia (294)
2. Zibby77 (280)
3. Miłosz R (259)
4. darek407 (254)
5. Jojka (168)
więcej...