Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (9)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Życzenia Wielkanocne
- Konik polny
pan Kot
- Konik polny
Heretyk
- Konik polny
Z mitami
- Konik polny
więcej...

Dziś napisano 32 komentarzy.

Komentarze otrzymane - zygpru1948



zygpru1948 2022.01.18; 00:46:58
Komentowany wiersz: Kilka kobiet mam...
Gravida - Pierre Jean Jouve


Skalista droga ciemnymi krzykami usiana
Aniołowie na straży ciężaru przeciągających
kamieni nagich pod falami mroku
szmaragdowa zieleń z pianami i krwią.
Jak pięknie. Śmierć wyśpiewa obraz smutnej
płaszczyzny, a nie ciepłą wieczoru płeć.
Wzdraga się i nieskończenie oddala
w kierunku dzikich okolic: tam zawsze
pragnąłem żyć.
Tam trawa i gorzka granica, zapach lasu
nawozu i łez i wzruszająca postać chłopca
co zadrżał powtórnie, odkrywszy okrucieństwo
brzucha, który
słodyczą był pierwszy raz.

Pierre Jean Jouve
przełożył Julian Rogoziński


zygpru1948 2022.01.18; 00:45:58
Komentowany wiersz: Kilka kobiet mam...
Jeleń nocy - Pierre Jean Jouve


Tropić jelenia musicie w skupieniu
Sekretnie pogrążony w żarze swej jedności
odpoczywa przed świtem wsparty na kolanach
śni bez tchnienia w gór gąszczu
Niespokojny wrażliwy podstępny i straszny
gotów na wszystko, niezbędny
i słodki jak kobieta
To wy wkroczycie nadzy w wasze przeznaczenie

Z waszego przeznaczenia wynika przeznaczenie
zwierzęcia niepojętego, zwierzęcia niewidzialnego
zwierzęcia które nigdy nie zjawia się pierwsze
w pełnych wrogości przestrzeniach

Waszej duszy myśliwy przeklęty
wybiegł naprzód by jelenia duszę
schwytać bardziej naprzód niż trzeba
i dusza zwierzęcia zwietrzyła już z oddali duszę myśliwego

Walka żeby się wyrwać kiedy susem boskim
stajesz nagle na skale niewidzialnej!
Walce chytrej i zręcznej waszych pragnień
kres kładzie dopiero kula.

Żeby kula trafiła w tajemniczy punkt
będzie twym ostatecznym pragnieniem
I całe twe przeznaczenie
odbije się w jelenia wzniosłym przeznaczeniu
Podczas gdy krew wynagradzać będzie cię tajemnie

Pierre Jean Jouve
przełożył Julian Rogoziński


zygpru1948 2022.01.17; 03:52:34
Komentowany wiersz: Maleńka, połóż się przy mnie
Zygmunt Jan Prusiński


KOBIETA ZAPROSIŁA MNIE W SWÓJ ŚWIAT

Zuzi Kosowskiej


Ten jej świat nie dla każdego...
ozdabia sobą las.

Idę z nią i piszę Erotyk,
zasłużyła na niego. -

Staram się nadać tło,
jak malarz malujący akt
szuka odpowiedniego koloru.

Raz w lesie zatrzymała się,
zapytała się otwarcie:
- Chcesz mnie kochać? -

Poeta nie odmawia miłości,
odpowiedziałem że później
znajdziemy na to czas.

Przyjęła dostojnie te słowa,
przecież nie skończyłem wiersza!


3.11.2010 - Ustka
Środa 19:14




MUZYKALNOŚĆ W MIŁOŚCI

Zuzannie Kosowskiej


Podobno jest muzykalna,
próbowała na skrzypcach grać.

Nauczę ją śpiewać -
choćby głosu nie miała,
mało to w orkiestrze
ludzi bez słuchu!

W mojej chatce z drewna
w Kolczastym Lesie
jest duża weranda,
okwiecona gatunkami z Japonii..

Często odpoczywam i myślę
o szczęśliwych w miłości,
nie znam ich ale wierzę że są
tacy na tej planecie.

Zuzanna ma ładne nogi -
czy można to tak nazywać?

Porusza nimi jakby była karuzelą.

Wtapiam w nie swój instynkt -
jestem przecież mężczyzną
spod planety Venus.

A to zobowiązuje...


3.11.2010 - Ustka
Środa 20:09

Wiersze z książki "Wnętrze cienia"


zygpru1948 2022.01.17; 03:49:30
Komentowany wiersz: Maleńka, połóż się przy mnie
Powrót ze spaceru - Federico García Lorca



Przez niebo zamordowany,
między kształty, co dążą ku żmii,
i kształty szukające kryształu
chcę, by me włosy upadły.

Z okaleczonym drzewem, co nie śpiewa,
i z dzieckiem o jajowatej twarzy białej.
Ze zwierzątkami o rozbitych głowach
i z brudną wodą, co ściekła z niemytych nóg.

Ze wszystkim, co objęte głuchoniemym zmęczeniem,
z motylem, co w kałamarz wpadł i zmarł od tego,

potykam się o swe oblicze, co dzień inne,
zamordowany przez niebo!

Federico García Lorca
przekład Zofia Szleyen


zygpru1948 2022.01.17; 03:48:58
Komentowany wiersz: Maleńka, połóż się przy mnie
Romanca lunatyczna - Federico García Lorca


Zielonej pragnę zieleni.
Pnie zielone. Wiatr zielony.
Koń na stromym zboczu gór
i okręt na morskiej toni.
Ona, cieniem przepasana,
śni wsparta o balustradę.
Zieleń ciała, włosów zieleń,
w oczach srebro lodowate.
Zielonej pragnę zieleni.
Cygański księżyc świeci;
rzeczy ją widzą, lecz ona
nie może ujrzeć tych rzeczy.

Zielonej pragnę zieleni.
Wielkie gwiazdy całe w szronie
nadciągają z rybą cienia,
rozchylić świtu podwoje.
Figowiec o wicher czochra
gęstwę gałęzi chropawych,
a góra, drapieżny kot,
jeży swe cierpkie agawy.
Lecz kto przyjdzie? I którędy...?
Włosów zieleń, zieleń ciała.
Ona, wciąż przy balustradzie,
w snach gorzkie morze ujrzała.

- Krewniaku, zróbmy zamianę:
za dom konia chciejcie zabrać,
mój sztylet za koc wam oddam,
moje siodło za zwierciadła.
Krewniaku, przybywam krwawiąc
od samych przełęczy Cabra.
- Rad bym, chłopcze, z tobą zawarł
tę umowę, to wiadome.
Ale ja to już nie ja,
dom mój nie jest moim domem.
- Krewniaku, godnie chcę umrzeć:
jeżeli można, w stalowym
moim łóżku, na pościeli
z holenderskich płócien nowych.
Pierś mam przebitą pod gardło (OOO) -
nie widzicie mojej rany?
-Trzysta ciemnych róż splamiło
biel twej bluzy poszarpanej.
Pachnie krew, krew po twej szarfie
spływa strumieniem czerwonym.
Ale ja to już nie ja,
dom mój nie jest moim domem.
- Więc przynajmniej pójść mi dajcie
do wysokiej balustrady!
Niech tam pójdę! Niechaj dojdę
do zielonej balustrady,
do balustrad księżycowych,
gdzie szumią wodne kaskady.

Już wspinają się Cyganie
do wysokiej balustrady,
zostawiając ślady krwi
i łez zostawiając ślady.
Latarki z blachy cieniutkiej
dygotały pod dachami.
Świt tysiącem kryształowych
tamburynów zorzę zranił.

Zielonej pragnę zieleni.
Wiatr zielony, pnie zielone.
Wspięli się obaj Cyganie.
Silny wiatr rzucił w ich stronę
dziwny smak, który lawendę,
żółć i miętę przypominał.
- Krewniaku! Gdzie twoja córka?
Mów, gdzie ta gorzka dziewczyna?
- Ileż razy cię czekała!
Ileż razy czekać miała
przy zielonej balustradzie!
Czarne włosy i twarz biała.

Na ciemnym stawie Cyganka
kołysała się samotnie.
Zieleń ciała, włosów zieleń,
w oczach twarde srebro chłodne.
Lodowy sopel księżyca
trzymał ją na tafli wodnej.
Noc się zrobiła zaciszna
jak mały placyk. We wrota
kilku pijanych żandarmów
jęło kolbami łomotać.
Zielonej pragnę zieleni.
Pnie zielone. Wiatr zielony.
Koń na stromym zboczu gór.
I okręt na morskiej toni.

Federico García Lorca
przekład Irena Kuran-Bogucka


zygpru1948 2022.01.17; 03:47:28
Komentowany wiersz: Maleńka, połóż się przy mnie
Sierpień - Federico García Lorca



Sierpień,
światłocień zmierzchów
z brzoskwini i cukru,
w wieczorze, niczym w owocu,
tkwi słońce na kształt pestki.

Pełna kolba kukurydzy kryje
uśmiech żółty i jędrny.

Sierpień.
Dzieci zajadają
ciemny chleb i pyszny księżyc.

Federico García Lorca
przełożył Azahar


zygpru1948 2022.01.17; 03:46:28
Komentowany wiersz: Maleńka, połóż się przy mnie
Nokturn schematyczny - Federico García Lorca


Koper, żmija i półcień.
Ślad, aromat i trzcina.
Ziemia, wiatr i samotność.

O księżyc wsparta drabina.

Federico García Lorca
tłum. Irena Kuran-Bogucka


zygpru1948 2022.01.17; 03:45:43
Komentowany wiersz: Maleńka, połóż się przy mnie
Kasyda ciemnych gołębi - Federico García Lorca



Dla Claudio Guilléna,
który był dzieckiem w Sewilli

Wśród laurów ujrzałem raz
dwa gołębie ciemne lecące.
Jeden z nich księżycem był,
drugi był słońcem.
– Znajomkowie — rzekłem im
– gdzie też będzie mój grobowiec?
– W moim gardle — księżyc rzekł.
– W mym ogonie — słońce odpowie.
Ja zaś, po sam pas w ziemi brnący,
kiedy tak szedłem, ujrzałem
nadchodzącą nagą dziewczynę
i dwa śnieżne orzełki dalej.
Jeden z nich tym drugim był,
a dziewczyny nie było wcale.
– Orzełki — spytałem ich
– gdzie też będzie mój grobowiec?
– W moim gardle — księżyc rzekł.
– W mym ogonie — słońce odpowie.
Wśród gałęzi laurów raz
zobaczyłem dwa nagie gołębie.
Jeden z nich tym drugim był,
a obydwóch nie ma, nie będzie.

Federico García Lorca
przekład Irena Kuran-Bogucka


zygpru1948 2022.01.16; 11:00:22
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Wiersze z książki "Wnętrze cienia"


zygpru1948 2022.01.16; 10:07:04
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Zygmunt Jan Prusiński


KSIĘŻNICZKA WYCHODZĄCA Z MGŁY

Angelice Natalii Szkup


Osobny rozdział. Każdy jest ważny.
Czekałem na nią tyle lat. Wyszła z mgły,
naga jak modlitwa; akurat grałem na gitarze
bossa novę "Wewnętrzne wzruszenie"...

Motyle się zbiegły w jedno miejsce,
tańczyły dla niej. Skrzydlate kokietowanie.
Wiatr zatrzymał się, bo piękna jest Angelika.

Patrzę na nią jak zdolny malarz. Zakładam
pajęczynę, by nikt nam nie przeszkadzał.
Miłość jest tak delikatną materią, to żyłki
ukryte, jakby muzyk improwizował bluesa.

Ukryj się w mojej sztuce. Poezja milczy,
kiedy poeta zaczyna dotykać ciało kobiety.


3.11.2010 - Ustka
Środa 21:38




NAD RZEKĄ MIŁOŚCI


Motto: "Tam, za rzeką, dwa głosy nucą pieśń miłosną".
- Katarzyna Lisek -


Jeśli byłaś tam ze mną, co zapamiętałaś żono?

Szare zaklęcia krzątają się pobocznymi ścieżkami,
miłości się nie widzi głębiej niż oczy widzą.
Szeleści motyl nad nami, wbija się w podniebne czułości.

Ale jest zakręt ostrej myśli, ile potrwa ta jałmużna światła.

Sączę z wiśni sok, by go przekazać w twoje usta,
trawy zaspane na łąkach w potulnej ciszy - delikatnie
rozbrzmiewa echo twoich bosych stóp aż do zmierzchu.

Nagromadziły się pytania wobec drzew tam rosnących.

Wierzby płaczące bliżej stada gęsi akurat się uśmiechają,
oparłaś się o jedno z nich, jakbyś czekała na czuły gest.
Jednak zajęty byłem zbieraniem leżących tam kamyków.

Jeśli się oddaliłem w kierunku rzeki, o czym myślałaś żono?

Mógłbym wytłumaczyć to nagłe zniknięcie stamtąd -
obolały krzyż z drewna minąłem na drodze, jakbym usłyszał
czyiś głos za mną, nie obejrzałem się; horyzont mnie witał.

- Czy powrócimy kiedyś Katarzyno nad Rzekę Miłości?


4.11.2010 - Ustka
Czwartek 6:19


Muza Katarzyna Lisek https://lh3.googleusercontent.com/proxy/rFlSgCO-bTBEBOeBq0VbDctWCkK1vWCQgwoXi7Rkzp8a0HosyiMds-OjWZQheJbQU1n3xbpEQlRMjUGydpbKoTSs9mtSPNZsbAds5F0Vfr68yT0wTFSuiksufw


zygpru1948 2022.01.16; 10:03:55
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Malagueńa - Federico García Lorca



Śmierć
wchodzi i wychodzi
z karczmy.

Czarne konie
i ludzie złowrodzy
kroczą głębokimi
drogami gitary.

Zapachem soli
i kobiecej krwi
tchną tuberozy
na wybrzeżu.

Śmierć
wchodzi i wychodzi,
wychodzi i wchodzi
śmierć
z karczmy.

Federico García Lorca
przełożył Leszek Engelking


zygpru1948 2022.01.16; 10:03:10
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Na uszko dziewczynie - Federico Garcia Lorca


Nie chciałem.
Nie chciałem ci nic powiedzieć.

Zobaczyłem w twoich oczach
dwa drzewka oszalałe.
Z wiatru, ze śmiechu i złota.

Chwiały się.
Nie chciałem.

Nie chciałem ci nic powiedzieć.

Federico Garcia Lorca
przekład Jerzy Ficowski


zygpru1948 2022.01.16; 10:02:36
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Sześć strun - Federico García Lorca



Gitara
każe płakać snom.
Łkanie dusz zabłąkanych
wyrywa się z ust jej okrągłych.

I niby tarantula
haftuje wielką gwiazdę,
aby łowić westchnienia
kołyszące się w czarnej
cembrowinie z drzewa.

Federico García Lorca
przekład Jan Winczakiewicz


zygpru1948 2022.01.16; 10:01:55
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Są dusze, co mają... - Federico Garcia Lorca



Są dusze, co mają modre gwiazdy z niebios,
w liściach czasu zorzę poranną uwiędłą
i czyste zakątki, co w swym wnętrzu strzegą
szmeru snów minionych i tęsknot.

Inne dusze mają widm ból i namiętność,
jabłka robaczywe i dalekie echo
mknącego jak strumień głosu spalonego.
Wspomnień pocałunków pustą beznadziejność
i okruchy płaczu dawno minionego.

Ma dusza od dawna dojrzała. Dlatego
w gruz się sypie, siłą zmąconą tajemną.
Młodzieńcze kamienie urzeczone biegną,
aż spadną ku moich myśli wodnym głębiom.
A każdy z nich mówi: - Bóg jest tak daleko.

Federico Garcia Lorca
przekład Irena Kuran – Bogucka


zygpru1948 2022.01.16; 09:59:39
Komentowany wiersz: Wokół marzeń Teresy obolała głowa
Gitara - Federico García Lorca


Zaczyna płacz swój gitara.
Pękają kielichy świtania.
Zaczyna płacz swój gitara.
Nie trzeba jej uspokajać.
Nie ma po co
jej uspokajać.
Płacze monotonnie
jak woda źródlana,
jak płacze wicher,
kiedy śnieg pada.
Nie trzeba
jej uspokajać.
Nad sprawami dalekimi
płacze gitara,
nad gorącym piaskiem południa,
że mu snem kamelia biała.
Płacze nad strzałą bez celu
i nad wieczorem bez ranka,
i opłakuje pierwszego
zmarłego na drzewie ptaka.
O gitaro!
tyś sercem przebitym
pięcioma szpadami.

Federico García Lorca
tłum. Zofia Szleyen


zygpru1948 2022.01.15; 03:14:19
Komentowany wiersz: O krawędź nieba musnęłą ustami
Zygmunt Jan Prusiński


ZŁAPANY W SIECI...

Neinie Nowakowskiej


Udało ci się.,
jestem złapany
w twoich sieciach.

Rozbudowuję
erotyczne klimaty -
nazbierało się głodu
jak liści na ziemi.

Wpierw Neino
muszę się wydostać,
sieci są mocne -
nie wypuszczasz mnie.

Więc obcałowuję te miejsca
- kwieciście -
rosną w tobie pomieszane kwiaty.

Gdybym chciał je zebrać
zmierzch by mnie zastał,
więc mi nuć piosenkę
"Szczenięcą miłość" Paul Anki.

Jeszcze trochę, namaszczę
dotykiem wiersza,
a potem wejdę głębiej
w twoje światło!


10.11.2010 - Ustka
Środa 10:19




ODLOT MARZEŃ DO KRAINY BEZ GWIAZD

Motto: "Napiętą struną me ciało jest
w obawie, że ciebie spotka".
- Paulina Gonera -


Nastrojowe malowanie słów. Poukładane
drzewa milczą przy alei; idziesz z myślami,
ptaki w gałęziach odśpiewują swoje hejnały.

Tak naprawdę to nic się nie dzieje. Hasła
stare o miłości bledną na płotach i ścianach;
odnosisz się do tych słów jak podstępna sójka.

Określ się Paulino w swym Rysunku Miłości.
Wiem że ciało twe napięte struną gra od świtu;
w lustrach przeglądasz się ukryta nago...

Jeszcze trochę, dojdziemy na to wzgórze.
Tam rośnie złotolistna morwa, nauczy nas
splotu nocnej ciszy bez gwiazd; tylko ty i ja.


9.11.2010 - Ustka
Wtorek 21:24

Wiersze z książki "Wnętrze cienia"


zygpru1948 2022.01.15; 02:23:43
Komentowany wiersz: O krawędź nieba musnęłą ustami
Theodore Agrippa D`Aubigne

Stańce

W oślepiającym blasku, co twarz twą spromienia,
Śmiertelny, ugodzony niebiańską pięknością,
Zakosztowałem śmierci i unicestwienia,
By na nowo nacieszyć się nieśmiertelnością.

Twój boski płomień wszystko, co śmiertelne, skruszył,
Niebiańskość twa porywa ku niebiańskim progom,
Dusza twoja boskością krzewi się w mej duszy,
Bogini, uczyniłaś mnie równego bogom.

Wargi me ust twych szkarłat tknęły, rozkochane,
Owo zaziemskie piękno pośród ziemskich losów,
I nektar i ambrozja są mi teraz dane,
Smakowałem najsłodsze delicje niebiosów!

Ja, pełen żądzy wściekłej, wśród bogów zazdrosnych,
Ja, ów bóg utajony, wzbudziłem ich zawiść,
Próżno palili swoje kadzidła miłosne,
Przeobraziłem niebo, gdym się w nim pojawił.

Ten zaś bóg, pośród innych, co szpetne ma lica,
Pomścić chciał gniew bezsilny strasznym ciosem młota,
Gdy jedna nam przypadła miłosna łożnica,
A śród niej szczęścia mego szczyt, twoja pieszczota.

I ludzie — zawistnicy — wydali mi wojnę,
Wspięli się po drabinie losu aż do nieba,
Gardzę nimi, gdyż w raju wiodę dni spokojne,
W pobok twojej piękności nic mi nie potrzeba.


Przełożyła
Jadwiga Dackiewicz


Théodore-Agrippa d 'Aubigné | Francuski żołnierz i autor
https://cdn.britannica.com/06/13306-004-B4D808B0/detail-Aubigne-oil-painting-Bartholomaus-Sarburgh-Basel.jpg


Théodore-Agrippa d 'Aubigné (ur. 8 lutego 1552 r., Pons, ks. - zm. 29 kwietnia 1630 r. W Genewie), główny poeta późnego XVI wieku, znany kapitan hugenotów, polemista i historyk swoich czasów. Po studiach w Paryżu, Orleanie, Genewie i Lyonie wstąpił do sił hugenotów i służył podczas wojen religijnych na polu bitwy iw sali obrad. Był écuyer („panem koni”) Henryka z Nawarry. Po wstąpieniu Henryka na tron francuski jako Henryk IV (1589) i jego zrzeczeniu się protestantyzmu, Aubigné wycofał się do swoich posiadłości w Poitou. Pod rządami Marie de Médicis, jego nieustępliwość oddzieliła go od braci hugenotów. Zarejestrowany w 1620 r. Schronił się w Genewie, gdzie pozostał aż do śmierci. Jego ostatnie lata były przyćmione przez haniebne postępowanie jego syna Constanta - ojca madame de maintena, drugiej i tajnej żony Ludwika XIV.

Wśród dzieł prozy Aubigné, The Confession catholique du sieur de Sancy, wydana po raz pierwszy w 1660 r., Jest parodią, ironicznie poświęconą kardynałowi Duperronowi, zawiłych wyjaśnień protestantów, którzy poszli za przykładem abjuracji Henryka IV. Jego komentarz na temat życia i manier obejmuje szerzejAdventures du baron de Faeneste (1617), w którym Gascon Faeneste reprezentuje przywiązanie do zewnętrznych pozorów ( le paraître ), podczas gdy uczciwy giermek Énay, ucieleśniający zasadę prawdziwego bytu ( l'être ), próbuje oczyścić umysł Faeneste z cant. PlikHistoire universelle dotyczy okresu od 1553 do 1602, z dodatkiem opisującym śmierć Henryka IV (1610); niedokończony dodatek miał przynieść opowieść aż do 1622 roku. Głównym przedmiotem zainteresowania Histoire są relacje naocznych świadków i żywotność pisarstwa Aubigné.

Jego główny wiersz w siedmiu pieśniach, The Tragiques, rozpoczęty w 1577 r. (Opublikowany w 1616 r.), Celebruje sprawiedliwość Boga, który w Dniu Sądu chwalebnie pomści zamordowanych świętych. Temat, sekciarskie uprzedzenia i nierówna kompozycja i ekspresja są równoważone przez wiele fragmentów o wielkiej mocy poetyckiej, często lirycznych w języku biblijnym i szlachetnych w rozpaczliwej intensywności inwektywy. Zakres projektu nadaje pracy epickiej wielkości. Współczesne badania nad literaturą barokową wzbudziły zainteresowanie młodzieńczą poezją miłosną Aubigné, zebraną w Printemps (1570–73, niepublikowane). Pozostawał w rękopisie do 1874 roku. W tych wierszach podstawowe znaki i frazeologia, wzorowane na Petrarki, są przekształcane w bardzo osobisty styl, pełen tragicznych rezonansów , dzięki charakterystycznej dla Aubigné gwałtowności pasji i sile wyobraźni.


zygpru1948 2022.01.14; 01:57:58
Komentowany wiersz: Pod kamiennym westchnieniem wybrana modlitwa
Zygmunt Jan Prusiński


CZTERY CZARNE KAPELUSZE

Motto: „czerwienią ust
znaczę napletek choć muśnięciem
może nie zdołasz zatrzymać
wrzenia” - Ragna


Było ich po kolei cztery i każda miała
ten sam kapelusz czarny a twarz
zakryta czarną woalką – czyżby owdowiałe
dawno nie pieszczone wtedy mi żal
bo mógłbym jako kochanek im pomóc
wydostania się z tej czerni na wskroś
przedostania się pomiędzy granicą zaspokojenia
podobno czarne wdowy ciche jak mlecz
zmieniają krajobrazy w sobie – opiewają
marzenia które do tej pory nie sprawdziły się
jedna pisze wiersze druga maluje obrazy
trzecia gra na pianinie czwarta chodzi
z aparatem i robi zdjęcia – to jakby bajka
zagubionych romantyków do których
i ja się zaliczam (według moich zainteresowań)
posiadam czternaście wolnych zawodów –
pierwszy zawód to Zapładniacz drugi zawód to
Całownik a resztę wolnych zawodów znacie…


18.12.2021 Ustka
Sobota 10:08

Wiersz z książki „Nagie Pacierze”


zygpru1948 2022.01.14; 01:56:08
Komentowany wiersz: Pod kamiennym westchnieniem wybrana modlitwa
Agrippa d'Aubigné | À l'éclair violent de ta face divine


A l'éclair violent de ta face divine,
N'étant qu'homme mortel, ta céleste beauté
Me fit goûter la mort, la mort et la ruine
Pour de nouveau venir à l'immortalité.

Ton feu divin brûla mon essence mortelle,
Ton céleste m'éprit et me ravit aux Cieux,
Ton âme était divine et la mienne fut telle :
Déesse, tu me mis au rang des autres dieux.

Ma bouche osa toucher la bouche cramoisie
Pour cueillir, sans la mort, l'immortelle beauté,
J'ai vécu de nectar, j'ai sucé l'ambroisie,
Savourant le plus doux de la divinité.

Aux yeux des Dieux jaloux, remplis de frénésie,
J'ai des autels fumants comme les autres dieux,
Et pour moi, Dieu secret, rougit la jalousie
Quand mon astre inconnu a déguisé les Cieux.

Même un Dieu contrefait, refusé de la bouche,
Venge à coups de marteaux son impuissant courroux,
Tandis que j'ai cueilli le baiser et la couche
Et le cinquième fruit du nectar le plus doux.

Ces humains aveuglés envieux me font guerre,
Dressant contre le ciel l'échelle, ils ont monté,
Mais de mon paradis je méprise leur terre
Et le ciel ne m'est rien au prix de ta beauté.



Gwałtownymi pociski twoich oczu boskich
Rażony, ja, śmiertelny niewolnik piękności,
Poznałem wszystkie bóle, cierpienia i troski,
Bym wreszcie zakosztować mógł nieśmiertelności.

Twój boski płomień palił mą ludzką istotę,
Twoje piękno porwało duszę w raju progi,
Tę samą nasze obie dusze miały cnotę,
Bogini, zrównałaś mię z uznanymi bogi.

Usta moje się wpiły w ust szkarłatnych czarę,
By poznać smak jedyny nieziemskiej piękności.
Żywiłem się ambrozją, poiłem nektarem,
Wstrząsany niezrównaną słodyczą miłości.

Bogowie ogarnięci dzikim uniesieniem
Na dymy mych ołtarzy czyhają zawzięcie
I przeciw mnie goreją Zazdrości płomienie,
Gdy moja nowa gwiazda lśni na firmamencie.

I ludzie też zazdrośni, tępi mnie ścigają,
Do nieba po drabinie usiłują wspiąć się,
Lecz ja ich ziemią gardzę ze swojego Raju
I niebo jest mi niczym przed twoją pięknością.


Przełożyła
Maria Leśniewska


No i znowu przychodzi mi podzielić się czymś, co poznałam w ramach studiów, a co ujęło mnie niesamowicie. O Agryppie i jego poezji miłosnej pisałam zresztą pracę roczną, więc zarówno Stances, jak i Odes mam obcykane. Agryppa inspirację brał z własnego doświadczenia, ze swej miłości do pięknej Diane Salviati, krewniaczki Kasandry, tej, którą opiewał w swych wierszach Ronsard. To, co czyni tę poezję - zwłaszcza późniejszą, pisaną po odrzuceniu Agryppy przez Dianę - tak piękną, to połączenie czułości i gwałtowności, wizje niemal infernalne, z pewnością mające źródło w koszmarze, jakiego Agryppa był świadkiem w Amboise (pogrom hugenotów), powracający motyw krwi i ognia piekielnego. Jest to poezja zupełnie odmienna od Agyppie współczesnej, elementy wizji miłości petrarkistycznej i platonistycznej są niejako wykrzywione i zmodyfikowane, poezja ta jest pełna prawdziwej pasji i namiętności, czegoś, co w wieku XVI nie było przyjmowane zbyt dobrze. Obok Franciszka Villona, Agryppa jest uważany za jednego z prekursorów poezji dekadenckiej, za jednego z najwcześniejszych poetów przeklętych. Moje serce podbił całkowicie.

Aż dziw, że taką ilość szczerej pasji można znaleźć u autora szesnastowiecznego! Bardzo, bardzo mi się jego poezja podoba, głownia ta ze Stances, bo Ody są zdecydowanie bardziej słodkie i sielankowe. Z racji tematu pracy semestralnej ("Gwałtowność i czułość w poezji miłosnej Agryppy d'Aubigné") przyglądałam się tylko Odom i Strofom, ale muszę zajrzeć jeszcze do Les Tragiques, które są poezją religijną, ale też zupełnie różną od jemu współczesnej, bo na Agryppę wielki wpływ miały wojny religijne i Noc św. Bartłomieja, z której cudem uszedł z życiem.


zygpru1948 2022.01.13; 00:48:31
Komentowany wiersz: W moich rękach twój klejnot
Zygmunt Jan Prusiński


NADZY JAK NAGI PACIERZ

Motto: „nad ranem śniąc twój zapach
rozchylone usta po zaciśnięte uda wilgotnieję
w białym śnie trans jasnego srebrzenia” - Ragna


Nie wątpię w szczegóły które nakreślam
mam za sobą wszystkie przyjemności
martwość i sucha spłowiałość wzmacnia
jednakowoż co było i co jest a co będzie
nie interesuje mnie ani dzisiaj ni jutro
zostaje pospolitość z ramienia władz
ogłaszają manifesty a większość milczy
doskwiera zapalczywość w miejscach
próżnych nawet wódka nie smakuje
ostatnio piję w samotnych kątach
kobiety krzywe zmieniły zęby bąkają
o jakiejś miłości której nie rozumiem
nie wierzę w ich oddanie prędzej wyrasta
inwalidzkość nad podziw samych gwiazd
więc idę - idę w jednym kierunku
do składownicy rzeczy opóźnionych…


17.12.2021 – Ustka
Piątek 12:57

Wiersz z książki „Nagie Pacierze”


zygpru1948 2022.01.13; 00:45:33
Komentowany wiersz: W moich rękach twój klejnot
Guillaume Apollinaire | Mai


Le mai le joli mai en barque sur le Rhin
Des dames regardaient du haut de la montagne
Vous êtes si jolies mais la barque s’éloigne
Qui donc a fait pleurer les saules riverains

Or des vergers fleuris se figeaient en arrière
Les pétales tombés des cerisiers de mai
Sont les ongles de celle que j’ai tant aimée
Les pétales flétris sont comme ses paupières

Sur le chemin du bord du fleuve lentement
Un ours un singe un chien menés par des tziganes
Suivaient une roulotte traînée par un âne
Tandis que s’éloignait dans les vignes rhénanes
Sur un fifre lointain un air de régiment

Le mai le joli mai a paré les ruines
De lierre de vigne vierge et de rosiers
Le vent du Rhin secoue sur le bord les osiers
Et les roseaux jaseurs et les fleurs nues des vignes




Maj piękny maj zielony barką płynie biegiem
Renu damy stoją na wysokiej skale
Choć macie tyle czaru łódź uniosą fale
Dlaczego płaczą wierzby rosnące nad brzegiem

Oto sady kwitnące zastygły w dalekim
Krajobrazie wiśniowe na murawie kwiaty
Są jak palce dziewczyny którą tak przed laty
Kochałem Kwiaty zwiędłe są jak jej powieki

Drogę nad brzegiem rzeki przechodzi miarowo
Tabor pies małpa niedźwiedź ciągnione na smyczach
Za wozem przez Cygana wóz stara oślica
Prowadzi wszystko ginie w nadreńskich winnicach
Wśród dalekich piszczałek orkiestry pułkowej

Maj piękny maj zielony przystroił ruiny
Bluszczem krzakami głogu ciemnym dzikim winem
Wiatr znad Renu kołysze przybrzeżną wiklinę
Obnażony kwiat wina swarliwe trzciny


zygpru1948 2022.01.13; 00:42:05
Komentowany wiersz: W moich rękach twój klejnot
Guillaume Apollinaire | Sous le pont Mirabeau


Sous le pont Mirabeau coule la Seine
Et nos amours
Faut-il qu'il m'en souvienne
La joie venait toujours après la peine

Vienne la nuit sonne l'heure
Les jours s'en vont je demeure

Les mains dans les mains restons face à face
Tandis que sous
Le pont de nos bras passe
Des éternels regards l'onde si lasse

Vienne la nuit sonne l'heure
Les jours s'en vont je demeure

L'amour s'en va comme cette eau courante
L'amour s'en va
Comme la vie est lente
Et comme l'Espérance est violente

Vienne la nuit sonne l'heure
Les jours s'en vont je demeure

Passent les jours et passent les semaines
Ni temps passé
Ni les amours reviennent
Sous le pont Mirabeau coule la Seine

Vienne la nuit sonne l'heure
Les jours s'en vont je demeure




Pod mostem Mirabeau płynie Sekwana
I niejedna miłość
Czy nie dość wspominania
Po bólu zawsze radość niespodziana

Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję

Z twarzą do twarzy połączmy ramiona
Nieruchomi kiedy
Pod mostem ramion kona
Fala od wiecznych spojrzeń umęczona

Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję

Miłość jak woda bieżąca odpływa
I odpływa życie
Woda jakże leniwa
Nadzieja nasza jakże natarczywa

Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję

Niech dni się toczą jak rzeka wezbrana
Ni czas nie zawraca
Ni miłość pożegnana
Pod mostem Mirabeau płynie Sekwana

Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję


(tłum. Adam Ważyk)


zygpru1948 2022.01.12; 06:27:29
Komentowany wiersz: Dziewczyna snu skrzydlata opowieść
Zygmunt Jan Prusiński


PRÓSZY NAMIASTKA TEGO CO NASTĄPI

Motto: "rozedrgałeś mnie
ciepły lekko pochylony
bez opamiętania" - Ragna


Spotkaliśmy się na Zaciszu
a cicho tak jak liryka
błogosławiona
w tobie mentalnie układam
pierwszy sen przy srebrnych
myślach zdwojonych
wraz z całym bagażem
istotnych dotknięć
i obudzisz się kobietą nagą
jak nagi jest pacierz
powędruję twoimi stopami
do rzecznych uciech
obwieszę na drzewach
erotyczną selekcję
to co przed nami zaświeci
dźwięk odbioru i przyjęcia…


27.12.2021 – Ustka
Poniedziałek 20:21

Wiersz z książki „Nagie Pacierze”


zygpru1948 2022.01.12; 06:25:40
Komentowany wiersz: Dziewczyna snu skrzydlata opowieść
Stanisław Grochowiak | Rozbieranie do snu


Chodzimy razem
Po tym wielkim wnętrzu
Ona w smołowej
Ja w błękitnej sukni
Ona z zaledwie
Zieloną łysiną

I tu
Powiada
Będzie gwóźdź najpierwszy
Tutaj powiesisz
Cytrę obu rąk

A czy ten szczygieł
Może w nich?
Ja pytam

Ona jest głucha w obu czarnych gwiazdach

I tu
Powiada
Będzie gwóźdź następny
Tutaj powiesisz
Srebrny woal płuc

A czy ta róża
Może w nich
Ja pytam

Ona jest ślepa w obu ostrych uszach

I tu
Powiada
Będzie gwóźdź na głową
Wieszaj ją lekko
Dziobem w strop podłogi

A ja
Nie pytam
Ja stoją tak biały
Z kręgiem jak Chrzciciel
Nad drucianą szyją



Stanisław Grochowiak | Zwątpienie

Papier zepsuty smutną chorobą
Niedocieczenia własnego bólu
W inkauście woda przeważa nad czernią
Że przyjdą pić z niej
Pająki i muchy

Jesteś Zbielały
Siedzisz Wyschnięty
Mózg ci maleje
Chudną ci pięty

Papier zepsuty smutną chorobą
Niedocieczenia własnej radości
W inkauście woda rozcieka kolory
Jest zapach octu
I chloroformu

Jesteś Zdrętwiały
Siedzisz Trzewiowy
Zanik fosforu
Zwiędłość wątroby

Papier zostanie jak liść w rulonik
Przyjdą mu macać żeberka i nerwy
Nie pozostawią ani wątłej tkanki
Bez bicia w kotły
Nadymania trąb

Pójdziesz Pleśniowy
Legniesz Ciekliwy
Nakarmisz osty
Najesz pokrzywy



Stanisław Grochowiak | Święty Szymon Słupnik

Powołał go Pan
Na słup
Na słupie miał dom
I grób

A ludzie chłopaka na szafot przywiedli
Unieśli mu głowę w muskularnej pętli
Powołał go pan na stryk

Powołał go Pan,
By trwał.
By śpiewał mu pieśń
I piał

A ludzie w śród przekleństw dziewczynę gwałcili
I włosy jej ścięli i ręce spalili.
Powołał ją Pan
Na gnój

Powołał go Pan
Na słup
Na słupie miał dom
I grób

A ludzie słuchając mych wierszy powstają
I wilki wychodzą żerującą zgrają ...
Powołał mnie Pan
Na Bunt.


zygpru1948 2022.01.11; 06:24:35
Komentowany wiersz: Moje przesłanie miłosne
Zygmunt Jan Prusiński


OPIEWAM SZCZEGÓŁ PO RAZ DRUGI

Motto: "wpół nocna dziewczyna
los mi wyznaczył takie szczęścia
przepust cierpienia" - Ragna


Nie musisz wątpić
zjawiłem się po raz drugi
rozstrzygnąć w tej przestrzeni środka
czy warto rzeźbić obustronne
zadowolenie bycia w bajkach dla
dorosłych nie będąc sennym
a wręcz wzniosłym bo miłość
nie lubi próżni wobec całej eskapady
więc kołyszę ciebie w sublimowanych
zachętach że to co robimy to dzieła
by je malować jako dowód współmiernej
dorzeczności jako dobitne lekarstwo
by czuć się bezpiecznie by nie zwariować
na czas dłużej niż trzy dni – ciągle mi mało
oglądać ciebie w lustrze – ciągle mi mało
w łóżku tych pieszczot zostawiać
na skórze białej by czerwienią pachniało…


28.12.2021 – Ustka
Wtorek 19:24

Wiersz z książki „Nagie Pacierze”


zygpru1948 2022.01.11; 06:17:53
Komentowany wiersz: Moje przesłanie miłosne
Stanisław Grochowiak | Pocałunek - krajobraz


Błądziłem lasem twoich włosów zioła
I płacz odkryłem. I schodziłem niżej
Na białe śniegi zimowego czoła,
Gdzie płacz już umilkł, a był cień lichtarzy.

Potem zwiedzałem pamiątki twej twarzy,
Coraz to bliżej i coraz to bliżej
Ust twoich dobrych uśpionego sioła:
W nim co się zdarzy raz tylko się zdarzy.

I wszedłem w sioło. A była pogoda
Pod całym niebem twego podniebienia.
Gdzieś w cichym kątku umierała młoda
Wstydliwość sielska w zapachu tymianku.

Nagle wróciłem i stałem na ganku.
Patrząc jak wokół krajobraz się zmienia,
Jak wschodzi pierwsza gałąź bzu w ogrodach,
I gną się rzęsy pod rosą poranku.




Stanisław Grochowiak | Dla zakochanych to samo staranie


Dla zakochanych to samo staranie – co dla umarłych,
Desek potrzeba zaledwie też sześć,
Ta sama ilość przyćmionego światła.

Dla zakochanych te same zasługi – co dla umarłych,
Pokój z miłością otoczcie bojaźnią,
Dzieciom zabrońcie przystępu.

Dla zakochanych – posępnych w radości – te same suknie.
Nim drzwi zatrzasną,
Nim zasypią ziemię,
Najcięższy brokat odpadnie z ich ciał.



Stanisław Grochowiak | Po ciemku


- Opowiedz ptaka...
Dobrze. Opowiadam:
Ta strzała była na końcu złocona,
złotnik ją strugał do perfidnych zadań...
niosąc ją z nieba, cieniutko się kona.

- Opowiedz rybę...
Dobrze. Opowiadam:
Ten motek czuły a jakże treściwy,
ktoś piękny może do twarzy przykładał,
bo twarz ma gładkość podobną do ryby.

- Opowiedz konia...
Dobrze. Opowiadam:
Najczulej pętać jedwabiem. A potem
pieszczota noża na błyszczących zadach...
Koń nawet martwy odwdzięczy pieszczotę.

- Opowiedz rzeźnię...
Dobrze. Opowiadam:
Są jednorożce o ciężkich powiekach
wędrują białe po wiśniowych sadach,
ich grzywy płaczą na leniwych rzekach...



Stanisław Grochowiak | To, co utrwalam


To, co utrwalam, przelotne jest,
To chwila jest - strzęp nieistotny.
Wykopią słowa cienkie jak ości,
Oni - o wargach soczystych jak miąższ.

I tylko obraz im może zostanie,
Przeczucie wiatru i nocy, i mgły.
W ciemnym pokoju głupia dziewczyna,
Loki jak brezent czarnozielone.

Może zobaczą ściśniętą dłoń,
Lichtarz przyssany do białej firany.
Wysoki płomień, żółtość i kurz.
Motyl popiołu wzlatujący w niebo.

Tak z moim wierszem. Tyle w nim trwania,
Tyle w nim światła - zielone, zielone...
- Ktoś chciał podpalić fundamenty światów,
A teraz płacze, wyłamując dłonie.


bronmus45 2022.01.10; 16:15:58
Komentowany wiersz: Tygrysie, oczekuję ciebie...
Dopiero teraz zauważyłem, że Wojciech M. (z kropką na końcu) to jakiś pajac, podszywający się pod Wojciech M (bez kropki) - po prostu chce skłócić z sobą, kogo tylko się da ..


Wojciech M. 2022.01.10; 08:25:58
Komentowany wiersz: Tygrysie, oczekuję ciebie...
Napiszę jak nie ja, dojebałeś w to okno, kurwa jesteś prawdziwy


zygpru1948 2022.01.10; 04:07:02
Komentowany wiersz: Tygrysie, oczekuję ciebie...
Zygmunt Jan Prusiński


NIE WĄTPIJ W POWOŁANIE

Motto: "zrywa czasem przed świtem
moje ciało świecące
kolejna nadzieja" - Ragna


Oburącz złap mgłę - zagość u niej
niesłyszalnym krokiem wędrowca.

Zatapiam w tobie moje słowa
całe wiersze które latami piszę
w tobie są - tak jakbym rozdawał
w prezencie wraz z moją Laleczką
głaszcz powierzchnię przyciągania
kraina otwiera się wiem co mam
czynić o tej porze wobec ciała
jesteś zdolna powierzyć dowodzenie
zatrzymuję się na chwilę by spojrzeć
w twoje oczy roztańczyć miejsca
niech krwawi ból – nic nie zmieniaj
twoja rola jest tylko się układać
lubię jak mnie wciągasz w ten taniec
urozmaicenia – poziomy i piony
zakwitają bluszczem w uroku zamkniętym.

31.12.2021 – Ustka
Piątek 10:49

Wiersz z książki „Nagie Pacierze”


zygpru1948 2022.01.10; 04:02:25
Komentowany wiersz: Tygrysie, oczekuję ciebie...
Justyna Jędrzejewska

Znam na pamięć wiele wierszy Śliwonika, mój ukochany poeta. Jego tomik "Potęgowanie dramatu" zmienił na zawsze moją duszę. Żałuję, że nie miałam możliwości podziękować mu za wiersze.


Roman Śliwonik

Głębiej o śmierci

Ona przychodzi późną nocą
Prawie na przesileniu Moim i świtu
czego chce Pytam otwarcie
o tej godzinie można tak pytać
wpatruje się
jest to spojrzenie którego nie ma
a które dotyka całej powierzchni ciała
dopuszczam głębiej
i tam We mnie
natrafiając na ciemność
uodpornioną Bo zamkniętą
blednie Spełza Wycofuję się
niknie w przestrzeni
żegnam ją z taktem Jak przystało damę
a później pytam siebie
co ją zmyliło
ta ciemność przez to że zamknięta we mnie
to twardniejąca w granit
czy chce jeszcze poczekać
i tak się bawimy



Głośne czytanie siebie

Poeta wychodzi żeby przeczytać wiersz Jest cisza
Nie witają go oklaski Poetów jest dużo
i nie wiadomo czy akurat temu poecie brawa się należą
sytuacja jest niezręczna Poeta czuje się nieswojo
jest jednym z wielu Inni Otaczają go pustką
lub obręczą Poeta zaczyna czytać
swoje życie zawarte na kartce papieru
kartka lekko drży mu w ręku
litery z wolna bledną Słowa są nie te
nie przeznaczone dla tej chwili
może powinny zostać w miejscu swojego urodzenia
są ogłupiałe Nie spodziewały się obnażania
Poeta zaczyna czytać coraz ciszej Nagle
przerywa czytanie w połowie
w połowie wiersza
mówi
przepraszam Wziąłem nie ten wiersz Ten właściwy
pozostał w domu
a w domu
a w domu poety leżą wiersze
czekające właściwej chwili
która we wszechświecie czasu
może nigdy się nie zdarzy
jeśli poeta to pojmie A pojąc powinien
to z reguły wyznacza nam spotkanie
ostatnie
jest to czyn nieuczciwy Chwyt pozaartystyczny
ale ja go usprawiedliwiam
usprawiedliwiam
zbyt długo trwającym czasem świata
w którym wietrzeją już nawet skały Nie tylko słowa
i piszę wiersz
o podobieństwie naszym Niepewnym
bo oto Gdzieś Ktoś wychodzi na jakąś salę
chce coś powiedzieć
Stoi Jest cisza
nie witają go oklaski
nie wiadomo kto to jest
jest zbyt podobny Do nas



Dzień bez daty

Teraz już można powiedzieć o wszystkim w żalu odsłoniętym
w dniu bezbarwnym przysłoniętym widmem światła
dniu bez daty
mówisz że nie chcesz tu zostać
już do połowy uwięzieni w ziemi
pod smutnym powietrzem winy
gdyby chcieć mówić o miłości
wszystkie strony odpowiedzą drzewem uschniętym
i ty nieobecna
powrócisz w ten dzień bez daty
zaczniemy znowu wyliczać sobie wszystko
pasma babiego lata zdejmować z twarzy
słyszeć nieuchronnie znikanie swoje
zaciśnięci jeszcze w tym żegnaniu
otwieramy ukazujemy dłonie
oszpeceni
napoczęci przez miłość



Ostrzeżenie

Kiedy spotkaliśmy się tamtego dnia
nie wiedzieliśmy że potrwa do dzisiaj
nie robiliśmy planów Nie uzgadnialiśmy kierunku
Poszliśmy razem
i zwyczajnie wypełniło i zapełniło pięknie nas
szczegółami których by nie było
zdarzeniami które bez nas by nie powstały
nie wypowie się tego Nie powtórzy
tkanki godzin wieczorów nocy drzew
które utrwaliliśmy w sobie
i lepiej niech to trwa w niewypowiedzianym
wtedy zostaje jeszcze coś więcej
a teraz
w smutny ludzki sposób Udajemy
że nie chcemy pamiętać tego świata tych lat
sprowadzamy wszystko do kilku szczegółów
widzimy je obumarłe Nie jarzą się
dniem światłem lub mrokiem w którym się urodziły
to zdjęcie na tle lasu
będzie furtką w czasie którą można będzie
tam kiedyś się udać
ten pierścionek to pamiątka z jakiegoś odpustu
zasuszone rzeczy nie przypomną
ani ogrodu ani wilgotnego cienia Niczego
to zdarzenie I to I tamto
nie ożyje już Ogołocone z nas
opuszczone przez nas Opuszcza nas
krajobrazy maleją kurczą się
stają się coraz bardziej płaskie
drzewa martwieją
ludzie będący z nami
przeprowadzają się w inne strony
zostajemy sami Ale jeszcze nie samotni Nie tak
jak to może być i będzie



Kiedyś któregoś dnia

Kiedyś
któregoś dnia ogołoconego z liści i blasku
dnia jak wieża
będziemy odnajdywać wszystko
i być może odnajdziesz mój głos
który miał być głosem
boga
boga powracającego zawsze do światła
którym ty być miałaś
bardzo starzy i mądrzy skrzypiący delikatnie jak
pergamin
usiądziemy naprzeciw siebie
bez zawiści i małych piekących udręczeń
bez gestów kurczowo zaciśniętych
powiemy sobie wszystko
powiem ci o mojej miłości
która będzie świecić za nami jak łuna dalekich ognisk
będę mówił o dziwnych drogach którymi chodziłem
i o tym że ciało twoje było jedynym latem
będziemy odnajdywać wszystko
i być może odnajdziesz mój głos
który miał być głosem
boga
boga powracającego zawsze do światła
którym ty być
miałaś


zygpru1948 2022.01.09; 05:42:18
Komentowany wiersz: Kamień ten żyje w nas
Zygmunt Jan Prusiński


NOCE POD PARASOLAMI

Motto: "przez piękne zło
trudne we mnie dziecię ludzkie
i straszliwsza pierwota" - Ragna


Nie nadawałem się na przyjście
i na przyjęcie nowego roku -
grypa ma zatargi ze mną
tydzień prawie zamknęłaś mnie
w niepamięci - byłem rybą w stawie
okruszyny spadały ze wspomnień
jaki byłem skory ryzykować
napotkaną miłość bez imienia
okrążałem ciemne ściany budynków
szukałem światełka minimalnego
nie znalazłem kobiety z głosem
dźwięcznej miłości – nie rozebrałaś
piękna o które starałem się rozwiązać
że jestem poniekąd trafnym adresatem!


8.01.2022 – Ustka
Sobota 11:20

Wiersz z książki „Nagie Pacierze”


zygpru1948 2022.01.09; 05:37:48
Komentowany wiersz: Kamień ten żyje w nas
Zygmunt Jan Prusiński


GDYBYŚ TAM ZAPROSIŁA MNIE,
PTAKI BY CI KONCERT DAŁY

Karolinie Annie Lipońskiej


Spoczywasz...
Ziemia jest ci przyjazna, a drzewa wokół
szeleszczą młodymi listkami.

Maj na północy jak sierota błądzi.
Szkli się kolor słońca odbity
od szkła taniego wina z butelki.

Mijam lokalnych wiejskich pijaczków,
ubrani jak pegeerowskie wilczęta.

Ale ty tam na górze wystrojona panna,
tylko do całowania, tylko do całowania,
odrabiam lekcje zaległe o miłości...

Karolino leśnych owoców,
przybliż się tak blisko,
by mógł mój instrument się nastroić...

Zobaczysz że będzie ładnie,
poczujesz mój jedwabny dotyk
na twych udach w środku wiosny.

Tylko brakuje pieśni z gór,
powracających z podróży wędrowników
i pasterzy owczych stad.

Chóralnie z wiatrem odśpiewaliby
moją ulubioną balladę,
"Dom skruszony nadzieją" -

to moje dawne dzieło...


20.05.2010 - Ustka
Czwartek 21:45

Wiersz z książki "Pasje i pasjanse"


zygpru1948 2022.01.09; 05:26:56
Komentowany wiersz: Kamień ten żyje w nas
Roman Śliwonik


Po podróży

Podróż odbywam po powrocie z niej
a wszystkie miejsca pamiętam poprzez ludzi
w krajobrazie dotąd dla nas obojętnym
ktoś nagle uczyni w naszą stronę gest
na który nie wiedząc o tym czekaliśmy
ktoś powie jedno słowo i inne osypią się
kontur czyjś przywieziemy
razem z przestrzenią objawioną przez kogoś
jechaliśmy tam po to A być może
ktoś nas również oczekiwał
żebyśmy w jego miejscu przystanęli
żeby rozrzutnie wzbogacić nas o siebie
podróż odbywam po powrocie
i w ciszy odbudowuję ją w sobie
i utrwalam ale tylko
jeśli złudzenie było aż tak silne
że w landszafcie wzruszenia podkrążonego cieniem
zmieszczę się i ja Może trochę
ogołocony z czegoś
trochę smutny ową radością pozostawiania
zabrania komuś cząstki czegoś
i znów nieuniknionego utracenia czegoś z siebie
podróż odbywam po powrocie
wtedy obraz staje się czysty
oczyszczony i uświęcony utraconym
czyli kolejnym fragmentem tego
co nazywa się życiem
a jest
minięciem
podróż odbywam po powrocie
i pewien wieczór
chciałbym podarować dziewczynie z pewnego miasta
kiedy śnieg chciał zasypać ciemność
i był moment kiedy samotność Staje się na moment
tylko wiecznością ludzką
bo to wszystko
i śnieg i wieczór i dłużej przetrwa w słowach
niż w niej i we mnie


zygpru1948 2022.01.09; 05:23:35
Komentowany wiersz: Kamień ten żyje w nas
Roman Śliwonik

Wiersz dla

Jeśli przyjdziesz I
obdarzysz mądrym instynktem i ciałem
i ten motyl speszenia
ta chwila
będzie przezroczyście fruwała w pokoju
i bardziej w tobie W nas
to zabij go I zostań
albo odejdź zabierając siebie
powierzchnia mego wieczoru wygładzi się
w tobie wygładzi się życie
we mnie zostanie żal
niedorysowany Jak to rysunek w powietrzu
za tobą
no i za tym człowiekiem Czyli za mną
który znów pójdzie na spacer
gdzieś na obrzeże nie istniejącego
żeby poszukać czegoś Czego nigdy nie było
ani tam
ani w nikim
tylko w nim
bo sam to stworzył I jeszcze
chciał żeby ktoś to zobaczył ową przezroczystość
która tylko dzieję się w nim
i jest ciężarem tylko jego i dla niego tak rzeczywistym
jak kamień A nie jak metafora



***

Zazdrościć należy tym którym ktoś jeden
może przesłonić świat
trwa w kimś Żyje czyimś życiem czyimiś słowami gestami
powtarza jego ruchy
jakby jeszcze w ogóle się nie narodził
zazdrościć mu trzeba że nie słyszy świata
jego płaczu Wybuchów Wojen Jęków
nie słyszy wiatru światła koloru
dla którego horyzont nie jest daleki bo go nie widzi
embrion miłosny
niektórym nawet rzeczy też potrafią przesłonić świat
codziennie mijam takich
pełen litości dla ich ubóstwa
przerażenia
i zazdrości



Pamięć

Niedokończona noc
niedokończony śpiew
drewnieje dotyk
który przeznaczyliśmy dla siebie
nie zdążyliśmy zdjąć
dojrzałego owocu dni
dlatego puste powietrze
a gdzieś na krańcach horyzontu
jesteśmy my
małe cienie
ogromnego żalu


zygpru1948 2022.01.09; 05:14:33
Komentowany wiersz: Kamień ten żyje w nas
Roman Śliwonik – Jeden wiersz

28 maja 2019



Czterdziestoletni


W czterdziestoletnim skrzypieniu łóżek

pochylamy się
oglądamy swoje zmarszczki
oglądamy zaplombowane zęby
chudzi
liczymy swoje żebra
tłuści
odlepiamy ręce od ciał

później
szarpiemy się krótkimi oddechami
żeby powrócił upał pierwszej nocy
żeby

a dniem
na wylanej słońcem ulicy
idą dwudziestoletni
piękni
którzy nie odróżniają nas od ścian


zygpru1948 2022.01.08; 01:02:03
Komentowany wiersz: Na tle wschodzącego słońca
Zygmunt Jan Prusiński


KOBIETA PRZYTULONA DO ŚCIANY

Katarzynie Dawidowskiej


Papużki śpią w klatce. Mewy zaprzyjaźnione
ze śniegiem na dachu. Koty w piwnicach
czynią niedzielne porządki, a ja tradycyjnie
układam dla pokoleń wiersze które napisałem.

Wiem że Katarzyna czeka na opis w wierszu.
Nie jest łatwo wyłuskać to co ważne w niej.
Oczyszczam słowo po słowie by dźwięczało,
miłosne wcielenie barw jest przecie ważne.

Kobieta tuli się do ściany. Jest w tym urok,
jakaś zachęta dotknięcia nóg czy ramion.
Oswobadzam z niej porwaną pajęczynę -
słowa w mych wierszach dojrzewają na niej.

Łabędzie na plaży czekają na turystów.
A poeta czeka na kobietę z wiersza...


5.12.2010 - Ustka
Niedziela 12:52



BLONDYNKA I MORZE

Annie Kowalskiej


Zostawiam ci wiele miejsca.
Motyle i pszczoły układają wiersze
o naszej letniej miłości.

Zgadzam się co do treści.
W rynnie huczy od plotek,
ale nie bierzemy tego na poważnie.

Nam wystarczy Anno jeden taniec.
Niech będzie zapamiętany na piasku,
choć tyle tam ludzkich śladów.

Opieramy swoje ego w ramionach.
Czujemy puls i rytm bluszczu,
który wciąż spina się ku górze.

Potrafimy zgodnie kochać poezję.
Doceniam to poświęcenie -
jesteś w niej rozpisana do końca.

Do samego zmierzchu słońca
spowiadamy się z tego co mamy;
ty jako kobieta - ja jako mężczyzna.


5.12.2010 - Ustka
Niedziela 20:08

Wiersz z książki "Pasje i pasjanse"


zygpru1948 2022.01.08; 00:58:29
Komentowany wiersz: Na tle wschodzącego słońca
69

Warszawa 2006

Wydawca: ad.wers

http://miloszbiedrzycki.pl/sze-dzie.png


Tym razem zacznę od końca, od notek i plotek, bo potrzebuję coś wyjaśnić na samym początku. „69” obmyśliłem sobie jako „dwa w jednym”, czyli mieszaninę starego z nowym. Stare są wiersze wybrane z wcześniejszych czterech tomików, po dwanaście z każdego, a do tego jest dołożonych dwadzieścia jeden nowych, napisanych przeważnie w latach 2003–2004. Poniżej, inaczej niż w książce, umieszczone są tylko te premierowe, a zamiast pozostałych są hiperłącza (uwielbiam to słowo, brzmi jak danie z fastfoodu!) w spisie treści na końcu. Razem 48 + 21 = 69 i wszystko się zgadza.

Wydawanie tej książeczki przypominało kopanie się z koniem. Pierwsza wersja maszynopisu była przygotowana dla pewnego zasłużonego krakowskiego wydawnictwa literackiego, poniekąd w odpowiedzi na pogłoskę, że chcieliby coś takiego wydać. Pogłoska okazała się znacznie przesadzona, więc już z gotowym maszynopisem uległem syreniemu zewowi (czy: zwowi?) trzech młodych syren, znaczy się, młodych dziewcząt z Warszawy, które postanowiły założyć wydawnictwo, jakiego nie było – rozprowadzające ambitne książki wśród licznej publiczności. „69” było drugą i ostatnią wydaną przez nie pozycją, gdyż niestety wydawnictwo zbankrutowało, nie z hukiem i nie ze skomleniem (bo skomlenie nie bardzo komponuje się z młodymi syrenami), jednak bliżej tego drugiego. Pechowo się stało, że stało się tak akurat w momencie, kiedy książkę potrzeba było wprowadzić na rynek, więc w końcu pies się z kulawą nogą o niej nie dowiedział.

Za to okładka i oprawa graficzna (autorką obu jest Paulina Zielona; niechże skorzystam z okazji i wspomnę w tym miejscu, że Paulina Zielona jest w moim przekonaniu najlepszą projektantką książek w Polsce) są po prostu piękne, a wydanie – solidne (twarda okładka!). Bo po burzy przychodzi dzień, a po nocy słońce, i tego się trzeba trzymać.

___________________________________


69

ŻYWI

mój tata podbił oko Romanowi Śliwonikowi
Roman Śliwonik usiadł i napisał wiersz „jakiś chmyz podbił mi oko”
byli wtedy bardzo młodzi
przedtem ani potem się nie znali
wujek Marian musiał tacie naświetlić szczegóły
i pokazać wiersz „jakiś chmyz podbija mi oko” w czasopiśmie kulturalnym
wujek Marian który nie był wtedy wdowcem
robił kolaże-montaże postaci swojej i cioci Joli
za kierownicami wielkich kadilaków
i wyglądali oboje jak żywi
zapatrzeni w siebie nawzajem
zatopieni w srebrowej emulsji odbitek
jak w czarno-białym bursztynie
byli wtedy bardzo młodzi
mogli być do wyboru kolażami w kadilakach
albo kolarzami na półkolarzówkach ze zjednoczenia zakładów rowerowych
z porządnej czołgowej stali
chodzili, siadali, rozbierali się i ubierali
zupełnie jak ludzie co żyją dzisiaj, dziwi się moja córka
zupełnie jak żywi


TWO STEP

dokąd można się błąkać po tym białym polu
z własnymi minizaspami za skarpetą, aż parzy
przywiązuję konia do jakiegoś szpicyka
co ledwo wystaje nad śnieg – i budzę się w Indiach!?
nagle skwar, stulecia już minęły cywilizacji,
kozy wyżarły całą zieleń. przebiera bezradnie nogami
koń uwiązany do szczytu dzwonnicy
hej tam na bandżi! woła śpiewaczka, co też lata
świetności ma już za sobą. i krótki wzrok,
myśli, że koń chce oddać skok bandżi ze szczytu
jak z dźwigu albo z diabelskiego mostu nad zielonym parowem
a na nią nie patrzy nikt, bo wszyscy wyczekują skoku
bandżi konia. hej tam!, woła, ale dykcję ma taką
jakby wołała na bandzie, i nie wiadomo:
czy to tytuł następnej piosenki, czy raczej coś będzie
z dziką bandą kowbojów, na potwornym kacu
przypasujących sfatygowane kolty, bez cienia nadziei
wlokących się odbijać kolegę z zasadzki
non sequitur i retorcio argumenti. czy może hej tam
na bandzie, pieśń kibiców hokeja na lodzie, pył lodowy
sypie się za kołnierze i (znów!) za skarpetki
bez bez zwłoki zwłoki kiści liści ziści w grona łez
lodowych, myślałbyś, że z powrotem zaczynasz od początku
ze zwałami śniegu parzącymi za skarpetą
z bezkresem jakiejś Polski Rosji pod sklepieniem czaszki
a tu sandały zmierzchu szurające, w pyle –


ZAWSZE FRAGMENT. TELEFONING

chcąc się dodzwonić do Polski, dzwoń najpierw
na zegarynkę w swoim mieście, żeby „przepchały się druty”
nauczał Przylepa, sam technik-telefonik póki lata temu
nie obraliśmy obiecującej kariery cioraczy truskaw

albo plukkerów jurdberów w Lierbyen.
w nie tym Lierbyen, w nie tej Polsce, w nie tej fazie
rozwoju telefonii. wykręcam numer, same mi palce
zjeżdżają w stronę czegoś prostszego, która godzina,

albo nic nie mówić, słuchać niewidzialnej nieznajomej
żeby po chwili chwytaki i wybieraki wskoczyły
w te miejsca, co trzeba
jak trzeba


KROPELKA

co robi tata? rozgrzewa drut i zatapia końcówki,
sztukuje części, których nie dało się skleić

więc prawie wszystkie, bo nie potrafiłem
uszanować. klej z łotewskim napisem ze
składnicy harcerskiej jako jedyny klei klocki lego
klejone lego, dziwne, chociaż wtedy
nie. mama każe spytać, czy ojciec pozwoli,
„tatusiu, czy zezwalasz?” „nie zezwalam”
(nie pamiętam na co), ojciec w łazience na tronie
sam głos, żółte światło w szczelinie pod drzwiami
archaik, rozstrój żołądka, już wtedy
ślepa kuchnia, ślepa łazienka, przerzutnie

rodziny między srogimi dobrotliwymi samozwańczymi
ojcami Tito (Ranković) – Gomułka – Tito (Dolanc) – Gierek
potem normalnie Jaruzel Jaruzel ile tego karuzela
Chrupiące Bułeczki Rakowski Król Polski i już
Lou Reed Lou Reed Lou Reed z własnego
prawa bierz nadania z własnej woli sam się
„tatusiu, czy zezwalasz?” „nie zezwalam” (ja na tronie)
„myślisz, że jesteś pięknym tatą, tak! a wcale nie jesteś!”
– cjanopan trochę zmatowił gładź na brzegach –
„idźże, idźże, już zostaw, kupi się drugie i tyle”
dzisiaj nie posklejałem palców, choć tyle.


zygpru1948 2022.01.08; 00:52:13
Komentowany wiersz: Ty, gitara i powielone skarby
69

Warszawa 2006

Wydawca: ad.wers

Tym razem zacznę od końca, od notek i plotek, bo potrzebuję coś wyjaśnić na samym początku. „69” obmyśliłem sobie jako „dwa w jednym”, czyli mieszaninę starego z nowym. Stare są wiersze wybrane z wcześniejszych czterech tomików, po dwanaście z każdego, a do tego jest dołożonych dwadzieścia jeden nowych, napisanych przeważnie w latach 2003–2004. Poniżej, inaczej niż w książce, umieszczone są tylko te premierowe, a zamiast pozostałych są hiperłącza (uwielbiam to słowo, brzmi jak danie z fastfoodu!) w spisie treści na końcu. Razem 48 + 21 = 69 i wszystko się zgadza.

Wydawanie tej książeczki przypominało kopanie się z koniem. Pierwsza wersja maszynopisu była przygotowana dla pewnego zasłużonego krakowskiego wydawnictwa literackiego, poniekąd w odpowiedzi na pogłoskę, że chcieliby coś takiego wydać. Pogłoska okazała się znacznie przesadzona, więc już z gotowym maszynopisem uległem syreniemu zewowi (czy: zwowi?) trzech młodych syren, znaczy się, młodych dziewcząt z Warszawy, które postanowiły założyć wydawnictwo, jakiego nie było – rozprowadzające ambitne książki wśród licznej publiczności. „69” było drugą i ostatnią wydaną przez nie pozycją, gdyż niestety wydawnictwo zbankrutowało, nie z hukiem i nie ze skomleniem (bo skomlenie nie bardzo komponuje się z młodymi syrenami), jednak bliżej tego drugiego. Pechowo się stało, że stało się tak akurat w momencie, kiedy książkę potrzeba było wprowadzić na rynek, więc w końcu pies się z kulawą nogą o niej nie dowiedział.

Za to okładka i oprawa graficzna (autorką obu jest Paulina Zielona; niechże skorzystam z okazji i wspomnę w tym miejscu, że Paulina Zielona jest w moim przekonaniu najlepszą projektantką książek w Polsce) są po prostu piękne, a wydanie – solidne (twarda okładka!). Bo po burzy przychodzi dzień, a po nocy słońce, i tego się trzeba trzymać.

http://miloszbiedrzycki.pl/sze-dzie.png


Wsumie_nikt 2022.01.08; 00:51:13
Komentowany wiersz: Na tle wschodzącego słońca
Pozdrawiam


zygpru1948 2022.01.07; 12:31:21
Komentowany wiersz: Ty, gitara i powielone skarby
Zygmunt Jan Prusiński


A TA ŁAWECZKA I MOJA MUZA

Martynie Sopla


Obejmuję lirycznie to spokojne miejsce,
kiedy leżysz na ławeczce -
wybijam się na pierwszego obserwatora
w przyrodzie, lubię oglądać niebo.

Ty wiesz że mam słabości do piękna,
kobieta czuła to skarb -
roznoszę po domach dobre wieści,
jako kronikarz ofiaruję wiersze.

Czasem Federico Garcia Lorca
podpowiada mi rym do wiersza;
mistrz hiszpańskiej poezji rozumie
moje zakłopotanie wiary w miłości.

Czy mówiłem ci Martyno że masz ładne oczy? -
Wiekuistość celebrowana na szkle i rysunki
malowane, tylko nie pamiętam gdzie ta ławeczka
stała, gdy odważyłem się całować twoje usta.

Zapraszam cię jutro do nowego wiersza -
wypieszczę wszystkie bóle w tobie...


5.12.2010 - Ustka
Niedziela 10:24



A TY MI ŻONĄ ZOSTAŃ PRAWDZIWĄ...

Karolinie Deczewskiej


W Ustce śnieg zacina, po swojemu śpiewa.
Spoglądam za oknem szukając ciebie.
Jesteś urocza a ta sukienka w oranż
roznamiętnia mnie na odległość.

Subtelność dotyku rozumie wrażliwa kobieta.
I za to powinna mnie kochać mocą dębu.
Roznoszę swe szczęście po kryjomu,
wiem o tobie tyle co rzeka o swych brzegach.

Karolino, a jaka pogoda jest w Otwocku?
Spędziłem w tym mieście sporo lat.
Przy ulicy Matejki 3 - dzieciństwo,
byłaby z tego książka gdybym był cierpliwy.

Chodź ze mną na Torfy, tam brzozy rosną.
Przytulę ciebie do liści - rozłożę w kwiatach.
Wycałuję każdą część piękna w tobie,
będę cię obracał jak karuzela się obraca.

- Pokochasz poetę dziewczyno?
Jemu tylko tyle z życia wystarczy...


5.12.2010 - Ustka
Niedziela 12:08

Wiersze z książki "Pasje i pasjanse"


zygpru1948 2022.01.07; 02:09:28
Komentowany wiersz: Ty, gitara i powielone skarby
Roman Śliwonik, "On i ona oni my"


Pani Krystynie Milewskiej

Leżą naprzeciw siebie Jest noc
Obnażana czasem białą błyskawicą Nienawiści
zapala się w nich W oczach Leżą naprzeciw siebie
Zwierzyna Dysząca Zapolowali na siebie

no no myśli Ona ma jednak niezłe kły
Oczywiście sam moment szarpania już minął
jej oczy ciemne i ciepłe jak spacer w głąb wilgotnego ogrodu
Erica Hopper
mylą Ale
no no Ona ma jednak kły

ona też pewnie pamięta jego skok
tak spada siekiera
zamach kiedy człowiek zmienia się
w lecącą powietrzem pięść
no tak
doczekali się

jeszcze podnoszą się ciała w napiętym pomruku
czujnie węszą siebie
ale
już
powoli powraca człowiek

białe kielichy kwiatów z pierwszego wieczoru
zaczynają kołysać się w oczach i dzwonić
przy ustach cicho skomli żal
no tak
powraca w nich człowiek

chodź Mówi chodź
stają cisi pod najjaśniejszą gwiazdą w ich pamięci
bieleją pierwsze kwiaty
Tak zapolowaliśmy na siebie Po co
chodź Mówi chodź
dzwonią kielichy pierwszych kwiatów

chodź Mówi Chodź
i tak przecież musimy
jutro
kupić chleb


zygpru1948 2022.01.07; 01:47:18
Komentowany wiersz: Ty, gitara i powielone skarby
Roman Śliwonik, "Kobieta, która już tak jest mną"

Kobieta już tak jest mną
że moim gestem posługuje się na co dzień
w jej śmiechu poznaję mój śmiech
pali papierosa tak jak ja
narzuca płaszcz podobnie
wszystko to jest trochę mniejsze lub z jakimś obcym ornamentem

lecz moje

kolor tych wspólnych lat upodobnił nas
dopasowaliśmy czynności Część należy do niej
Nasze gesty
mieszczą się w określonej godzinie lub potrzebie
nie potrącają się niezręcznie jak to bywa
w okresie pierwszej miłości
która zmieniła się w celowość
również rozkoszy I snu spokojnego

i teraz patrzę
jak codziennie ta kobieta
wykonuje wokół siebie tysiąc upiększających gestów
czesze się Maluje Wchodzi i wychodzi twarzą z lustra
upiększa się również czynnościami
robi to już nie dla mnie
codziennie dla kogoś innego
i codziennie warstwy czynności nakładają się na nią znużeniem

coraz wolniej wykonuje ruchy
aż kiedyś
znieruchomiała
zobaczyłem w lustrze odbitą z jej oczu pustkę
umilkła "krzątanina jej palców
i w ciszy w napięciu Pochylone do przodu jej ciało
mówiło dookoła że przecież
chciałaby czynić siebie

dla kogoś
trwale
przez wszystkie kształty i czynności zmienne
do dnia ostatecznego i kształtu

i ciekawe Myślałem
czy kiedyś kiedy spotka mnie w miejscu obojętnym
i będzie z kimś innym
czy wtedy mój gest który został u niej
schowa speszona do torebki


zygpru1948 2022.01.06; 02:21:55
Komentowany wiersz: Tej strofy nie przewrócę...
Zygmunt Jan Prusiński


PRZYJDŹ NAGA JAK NAGA NOC...

Demetrii Devonne Lovato


Mogę tylko napisać wiersz,
nic więcej w tej epoce.
Mogę głośno puścić muzykę,
by zagłuszyć tramwaje.
Mogę prawie wszystko dokonać,
prócz kochania kobiety.

Rozlega się po sąsiedzku
picie alkoholu w sobotę.
To tradycja w niepokojach,
coraz bardziej ludzie bojaźliwi
uciekają od zapomnienia że żyją.
Dlaczego nie można żyć normalnie,
cementuje się tradycje i kulturę.

Stoisz w morzu w białej sukience,
małe fale pieszczą twoje nogi
uśmiechasz się do mnie jak kobieta.
Może Demetrio umówimy się na drugi rok
pojedziemy do mojej Krainy Miłości?

Tam będziesz zbierać poziomki i maliny
czarne jak twoje oczy - ozłocimy czas.
Pokocham twoje nogi, pokocham brzuch
i piersi, pokocham nawet twój krzyk,
kiedy będę cię kochał wedle szeptu. -
Przyjdź dzisiaj w nocy do mego snu!

Przyjdź naga jak naga noc...


4.12.2010 - Ustka
Sobota 20:00




W TEJ INSPIRACJI WIERSZA ROZBIERAM CIEBIE

Demetrii Devonne Lovato


Nie słucham morza, słucham twego ciała.

Mam słuch wyostrzony -
jestem Ptakiem Poezji,
potrafię znaleźć dla ciebie gniazdo,
ułożyć wygodnie byś świeciła
swoim nagim ciałem w lustrze odbić.

Pilnuję czystości, jak Pan Bóg swoje owieczki.

Rozdajesz mi kobiecość od rana,
lubię na ciebie patrzeć -
ta biała sukienka gra przy każdym ruchu,
oświecony kolorem twoich oczu
wykradam słowa z jabłoni.

Na kolacji podzielimy się jabłkiem.

Miąższ twych ust smakuję -
jak podlotek wybiegam przed tobą
w tanecznej radości dotykania
twoich stron ciała - całuję opętany,
rozgrzewam, jam oszalały na piękno.

Demetrio, słuchaj moich słów w miłości!


4.12.2010 - Ustka
Sobota 20:55

Wiersze z książki "Pasje i pasjanse"


zygpru1948 2022.01.06; 02:17:27
Komentowany wiersz: Tej strofy nie przewrócę...
Maciej Sobiech

O epistemologii Goethego słów kilka


https://m.salon24.pl/e16f6a00700864f86efe009eb6a096cc,860,0,0,0.jpg
Johann Heinrich Wilhelm Tischbein (1751--1829), "Goethe w Kampanii Rzymskiej"


„Człowiek nigdy nie wie, jak bardzo jest antropomorficzny”.

– Johan Wolfgang Goethe, „Aforyzmy”

Dzisiaj, tytułem pewnego interludium, zajmiemy się czymś innym, niż zwykle, mianowicie: teorią poznania, sformułowaną przez Johana Wolfganga Goethego.

Z trudem piszę o niej. Po pierwsze – wciąż dla mnie to teren nowy, jeszcze nie do końca zbadany. Po drugie: sam Goethe nigdy nie stworzył spójnej filozofii, jak stwierdzał: nie miał do tego „żyłki”. Dlatego też jego poglądy na tę dziedzinę trzeba „wyłuskiwać” z jego pism nie-filozoficznych, przede wszystkim z „Aforyzmów” i rozpraw przyrodoznawczych. Wobec tych wszystkich czynników, wpis niniejszy ma charakter raczej wstępu, wprawki. Tym niemniej, wydaje mi się, że i warto go popełnić, bo teoria ta – jak powiadam: raczej rudymentarna i niezbyt w Polsce znana – przedstawia niebagatelną wartość, zarówno jako konstrukcja intelektualna, jak i pomoc w egzystencji.

Cóż zatem mówi nam epistemologia Goethego? Otóż, na ile znam ją z „Aforyzmów” i opracowań teoretycznych, zasadniczo można sprowadzić ją do dwóch punktów. Po pierwsze: do stwierdzenia, że idealizm nie przeczy realizmowi. Po drugie: że obiektywizm nie przeczy pewnej subiektywności. Przeanalizujmy te dwa sądy po kolei.

Jeśli zatem chodzi o kwestię pierwszą, to Goethe zauważył po prostu, że idea, czy – jak powiedzielibyśmy to w terminologii bardziej klasycznej – istota, jest czymś równie realnym, jak właściwości zmysłowe rzeczy. Fakt ten uderzył go szczególnie podczas refleksji nad przyrodą ożywioną. Otóż w przypadku przyrody nieożywionej, utrzymywał, hipoteza materialistyczna, sprowadzającego przyrodę do zespołu przypadłości wzajemnie oddziałujących na siebie, ma zastosowanie. Badanie jej prowadzi się na drodze indukcji: obserwuje się części i na podstawie tych obserwacji odtwarza się pewną całość, na którą się one składają. Jest to postępowanie względnie proste. W przypadku organizmów jednak, sprawa się komplikuje, tutaj bowiem nie tylko nie da się odtworzyć owej całości, jaką stanowi byt ożywiony, na podstawie tylko obserwacji części (bo żadna część rośliny nie powie nam nic na temat tego na przykład, czym właściwie jest życie), ale więcej nawet: sama ta obserwacja części danego przedmiotu staje się sensowna dopiero wtedy, gdy prowadzi się ją z perspektywy owej całości, do której niby to (w perspektywie nauki materialistycznej) powinniśmy dopiero dojść na podstawie obserwacji. Krótko mówiąc: aby skutecznie prowadzić badania nad funkcjonowaniem roślin, należy najpierw mieć jakieś pojęcie rośliny. I tak samo ze zwierzętami i tak samo, wreszcie, z człowiekiem. We wszystkich trzech wypadkach, pojęcia (a więc pewne obrazy całości, jaką te organizmy tworzą) uprzedzają naukową obserwację, a nie z niej wynikają.

W tym momencie rodzi się pytanie: skąd, w takim razie, umysł ludzki czerpie znajomość tych pojęć? Odpowiedzi mogą być dwie: albo z samego siebie, albo z rzeczywistości. Pierwszą Goethe odrzuca jako arbitralną i sprzeczną z doświadczeniem, gdyby bowiem pojęcie organizmu było ledwie wytworem ludzkich władz poznawczych, to badanie przyrody ożywionej nie byłoby możliwe – a jednak, WIEMY przecież, że takie badanie można prowadzić. Pozostaje zatem odpowiedź numer dwa: znajomość jakości ujmowanych w pojęciu czerpiemy z rzeczywistości, tak samo, jak postrzeżenia zmysłowe. Idea w równym stopniu stanowi przedmiot intuicji poznawczej, jak kształt czy barwa. Jest ona zatem dokładnie w takim samym stopniu obiektywna, jak tamte, a umysł można omalże tak samo nazwać „narządem percepcji”, jak skórę czy oko.

Na owo największe pytanie współczesności zatem: realizm czy idealizm, Goethe odpowiedziałby – i realizm, i idealizm. Po prostu nie ma tutaj żadnej sprzeczności. W oczywisty sposób, rzeczywistość jest pierwotna w stosunku do myśli; ale, z drugiej strony, samo istnienie umysłu znajduje swoje uzasadnienie w fakcie, że zawiera ona także elementy umysłowe.

Trzeba powiedzieć, że póki co nie zrobił właściwie wielki niemiecki poeta właściwie nic, jak tylko – w opozycji do Kantowskiego subiektywizmu – powrócił w pewien sposób do perspektywy klasycznej, dominującej w filozofii europejskiej mniej-więcej do wieku XV, a chyba nawet dłużej (wśród specjalistów trwają spory). Owo przeświadczenie o obiektywizmie idei stanowi wspólne dziedzictwo filozofii opartej na swym (mówiąc Gilsonem) źródłowym doświadczeniu. Oczywiście, jak ją wyjaśniano, to już inna sprawa – tym niemniej, we wszystkich systemach klasycznych, niezależnie od ich szczegółowych kształtów, dominowało właśnie to podstawowe przeświadczenie: że idea, czy lepiej byłoby powiedzieć: istota, „to, co uchwytne w definicji”, jest równie realne, jak przymioty zmysłowe; jest, istnieje i działa w rzeczach, obojętne czy przez „partycypację” (jak u Platona), czy bezpośrednio, jak w słynnym reizmie jego największego ucznia, Arystotela. Jednakże, jego teoria zasługuje na uznanie z trzech powodów. A właściwie czterech. Po pierwsze: ze względu na czas, w którym ją sformułował (jako się rzekło: w samym przesileniu subiektywistycznym, jakie dokonało się za sprawą Kanta). Po drugie: ze względu na otwartość na teorię transformizmu. To jest element dodatkowy, nad którym nie mamy czasu się rozwodzić, niemniej warto o nim napomknąć: dla Goethego typ, idea, istota, nie jest czymś statycznym, ale przeciwnie: ma naturę dynamiczną i wyraża się właśnie w wielości gatunków, a także w ich rozwoju i przechodzeniu w inne. Element ten, ma niebagatelne znaczenie dla umysłowości współczesnej. Po trzecie: ze względu na swoją prostotę. Bo filozofia, krótko mówiąc, ma tendencje do grzęźnięcia w sporze o szczegóły, które odwracają uwagę od spraw najistotniejszych i skutkuje różnorakimi wynaturzeniami intelektualnymi, którym później trudno zaradzić. Czasami lepiej powrócić do intuicji pierwotnych i odzyskać je – po prostu, w realnym doświadczeniu, bez balastu „książkowego” dziedzictwa wieków.


zygpru1948 2022.01.06; 02:13:43
Komentowany wiersz: Tej strofy nie przewrócę...
No i powód czwarty, to także ów drugi kluczowy, moim zdaniem, element epistemologii Goethego, na który zwróciłem wcześniej uwagę, mianowicie: dostrzeżenie, że ów obiektywizm poznania bynajmniej nie przeczy także jego subiektywizmowi. To znaczy: choć przedmiot zarówno poznania intelektualnego, jak zmysłowego, jest rzeczywisty i niezależny od podmiotu, to jednak człowiek przyjmuje go już w pewnym kontekście, który już od podmiotu zależność wykazuje. Nasza percepcja zmysłowa zależy od czułości naszych organów, od wykształcenia (np. czy nauczono nas zwracać uwagę na pewne rzeczy, czy nie), od wspomnień, jakie się z nią wiążą – i tak dalej. Nasza percepcja intelektualna również rozgrywa się w kontekście osobistych uwarunkowań i preferencji, które ją ograniczają czy kształtują. W tym właśnie sensie należy rozumieć przywołany wyżej cytat o nieodzownej „antropomorficzności” ludzkiego poznania. Nikt nie jest w stanie zupełnie przekroczyć siebie. Dlatego też na każdy system filozoficzny (na przykład) należy patrzeć poniekąd jako na zapis przeżycia, zapis sposobu obcowania danej jednostki z rzeczywistością raczej, niż na owej rzeczywistości „oderwany” opis. Tym niemniej, i to jest punkt kluczowy, nie zmienia to w niczym faktu, że jednak to właśnie owa rzeczywistość się w tych przeżyciach przejawia – i objawia. Krótko mówiąc: poznaję ja i na swój sposób – ale jednak poznaję byt. Tym właśnie tłumaczy się dwa fakty, na które Goethe zwracał baczną uwagę, mianowicie: po pierwsze nieredukowalną „polifonię” różnych filozoficznych języków, które są sobie tak obce, jak języki naturalne; i, po drugie, to, iż mówiącymi tymi językami mogą się ostatecznie zrozumieć i przynajmniej siebie nawzajem tłumaczyć. Porozumienie absolutne nie jest możliwe, ale jednak możemy się porozumieć. Nie ma poglądu, który byłby jedyny prawdziwy – ale jednak bywają poglądy prawdziwe mniej lub bardziej, i może zachodzić między nimi rozumna dyskusja.

Znów, teoretycznie, Goethe nie mówi niczego nowego – wszak już średniowieczni scholastycy mówili z wielką mądrością, że „poznane jest w poznającym na sposób poznającego”. Tym niemniej, do niego właściwie konsekwencje tej maksymy nie były w pełni urzeczywistniane. Owym „sposobem” bowiem, na który poznawane istniało w poznającym był bowiem jedynie sposób ludzki, ludzkiej natury, właściwej nam wszystkim – nie uwzględniano zatem różnic między jednostkami. Goethe natomiast, te różnice uwzględnił i dał im intelektualnie rację bytu, czym zasłużył sobie na miano kolejnego wielkiego prekursora myśli i wrażliwości personalistycznej, która tym się właśnie – przypomnijmy – charakteryzuje, iż każdemu człowiekowi przypisuje poniekąd (tylko poniekąd, ale aż poniekąd) ową odrębność gatunkową, jaka w teologii Tomasza z Akwinu przypada aniołom.

Kolejny zatem raz, Goethe niemalże bez wysiłku przekracza jeden z najbardziej palących problemów intelektualnych współczesnego świata. Subiektywizm czy obiektywizm? I znów: oba; przynajmniej w pewnym sensie. Ten potencjał transcendowania intelektualnych problemów, czy może raczej: formułowania ich w sposób racjonalny, bez wikłania się w werbalne paradoksy czy pseudointelektualne dylematy, ta prostota właściwa każdej prawdziwej myśli – oto właśnie moim zdaniem główna przyczyna, dla której epistemologia Goethego pozostaje wciąż atrakcyjna i warta studiowania.

No i dla której, po prostu, czasem ułatwia życie. Pozwolę sobie, co przecież w tak lekkiej formie w pełni dopuszczalne, na wtręt osobisty. Każdy, kto ma styczność z nauką współczesną w dowolnej jej dziedzinie wie, że jest to tak nieprawdopodobny chaos, iż trudno w pewnym momencie nie zwątpić w zdrowie własnych zmysłów. Nie ma, chyba, takiego absurdu, którego ktoś przynajmniej nie broniłby kiedyś w naukowym artykule, zgodnie z „metodą naukową” (której nie ma, przynajmniej nie w takim sensie, jak się większości zdaje), w imię naukowej powagi na łamach jakiegoś naukowego czasopisma. Na przykład, niedawno zupełnie czytałem artykuł, w którym pewien pan z tytułem z pełną powagą przekonywał, że Hegel nie był idealistą, a jak mówił o Duchu-Bogu, to wcale nie miał na myśli ani Ducha, ani Boga. Na logikę to kompletny nonsens. Tym niemniej, zdecydowałem się podejść do sprawy po Goetheańsku i przeczytałem ten esej nie tylko jako opis faktów, ale także jako wyraz subiektywnego przeżycia; i faktycznie, okazał się bardzo wartościowy. Zapewne nie z tych powodów, dla których by jego autor chciał, ale jednak.

Oczywiście trochę sobie tutaj żartuję, tym niemniej – już zupełnie poważnie mówiąc – myśl Goethego faktycznie może sporo wnieść do współczesnej debaty na temat tego, czym jest nauka, na czym polega nastawienie naukowe, no i co z tym wszystkim począć – co jest przecież niebagatelne dla współczesnej kultury. Ja oczywiście tutaj w to wchodzić nie będę, ale można to potraktować jako materiał do przemyśleń własnych. I sądzę, że byłyby to przemyślenia bardzo owocne.

Na koniec, pytanie: a jak to się ma do tematyki tego oto tutaj bloga? Odpowiedź: ma się, i to pod każdym względem. Bo przecież Goethe, choć żył w oświeceniu, reprezentował w znacznej mierze już inną wrażliwość i sposób myślenia, jakie miały charakteryzować epokę następną, epokę antyoświeceniowej reakcji. Naczelna teza, jakiej tutaj bronię, brzmi, że świat współczesny ma w znacznej mierze naturę paradoksalną – bo właściwie wszystkie jego elementy są bardzo dobre i humanistyczne, tylko trzeba je rozumieć zupełnie inaczej, niż obecnie. No i że źródło tego właściwego, humanistycznego, rozumienia, drzemie właśnie w myśli i duchu epoki romantycznej. Z nauką, nad którą pochyliliśmy się tutaj szczególnie, jest dokładnie tak samo. I wiem, że być może zabrzmi to nieco dziwnie, jeśli powiem, że Blake ze swoimi wizjami Beulah czy Coleridge ze snem o Chanie Kubiłaju myśleli i pisali znacznie bardziej naukowo, niż La Mettrie czy inni francuscy materialiści. No, ale jednak tak właśnie było. A nawet, jeżeli ktoś nie uważa, że tak było, to dobrze jest zadać sobie o to poważne pytanie – zadawał je Carl Gustav Jung, zadawali inni, nam tez nie zaszkodzi; no i takiego właśnie pogłębionego namysłu we wszystkim i nad wszystkim życzę (wszystkim) na cały rok 2022.

Maciej Sobiech


zygpru1948 2022.01.05; 01:28:05
Komentowany wiersz: W położeniu samego jestestwa
Zygmunt Jan Prusiński


ACH TE OCZY., ACH TO WSZYSTKO !

Sandrze Wierzbowskiej


Nauczyłem się patrzeć na drzewa,
nauczyłem się patrzeć na kobiety.

Nauczyłem się patrzeć
na rzeczy kuszące - jak oczy Sandry.

Kobieta jest jak drzewo -
umiejętnie trzeba zainspirować ją.

Toteż trzeba być cierpliwym,
powoli układać strofy miłości.

Ach te oczy - ach to wszystko!
Buduję w niej ciszę i krzyk...

Wiersz jest mokry po deszczu,
dlatego lubię pisać pod jarzębiną.

Może przyjdzie tą polną drogą,
dotknąć mnie i moje drzewo.

Nauczyłem się patrzeć od spodu...
Erotyczny objaw jak rosa u rzęs.


6.12.2010 - Ustka
Poniedziałek 18:59




MOJA FRANCUSKA PANI

Jolancie Wiercigroch


Moja francuska pani,
pojadę z tobą do Francji
skosztować francuskiego wina.
I od tej pory będę winny ci
powiedzieć, że kocham panią.

Pójdziemy na Wyspę Świętego Ludwika.
Tam kiedyś byłem w polskiej księgarni,
zakupiłem tomik wierszy Herberta.
Zapewne Zbigniew się ucieszył z tego.

Może przeczytam ci kilka jego strof
o zniewolonym kraju w środku Europy.
Wciąż wyglądający kraj jak pajac na scenie,
to nic moja francuska pani, tyle się dzieje
że nikt nie pamięta - rozpruta spowiedź...

Na pewno jeszcze gdzieś pójdziemy,
może na tańce przy akordeonach.
Niech Paryż bawi się z nami do wieczora
tango francuskie ma kolor biało-czarny,
a ty mnie uwodź bym nie zapomniał!

Moja francuska pani zechciej usiąść,
posłuchaj jak Sekwana płynie. -
Pokocham w hotelu twoje mokre ciało,
może zajdziesz akurat ze mną w ciążę,
wiesz jak kocham dzieci - Jolanto!


6.12.2010 - Ustka
Poniedziałek 20:12

Wiersze z książki "Pasje i pasjanse"


zygpru1948 2022.01.05; 01:20:53
Komentowany wiersz: W położeniu samego jestestwa
MAKSYMILIAN TCHOŃ o książce Nekrotrip

Redakcja 15 Marzec 2020 A A+ | Recenzja


Idąc szlakami wzdłuż prawa i bezprawia, alei leniwie zarzuconej cumy w głębię codzienności, od delty twoich ud po ul słońca z którego wylatują sekundy żądlące i żądane, tego co daje wiarę ale i wznosi na gruzach jakąś twierdzę, którą niewoli mgła: Współczesności; na pograniczu wielu dziedzin kognitywistycznych, bo z dziecięcego głosu powstają rzeczy niebywałe, a wiatr trzyma na łańcuchu przywiązanie do tęsknoty za domem, osiedlają się słowa potoczne — jednak mieszczące znaczenia wytrawne. Modelowe i wierne przekładom, ale także te nie do przełożenia,

Wymowne są słowa autora:
To żółte to może być rzepak albo mlecz, bo kocham
całą przyrodę, zaś taksonomią, jak ludźmi, spluwam do kubła.
77

To dobrze skomponowana arteria.
Ułamek skracamy dzieląc licznik i mianownik — w ciszy dorobku nocy i dorobku światła, o postawie nie raz negującej raz aprobującej, życiowy dylemat, suplikacje i wulgaryzmy rzucone na szalę, gdzie każdy dzień, każdy stosunek wielowymiarowego – tego prawa co we mnie i nade mną daje jakieś określenie, kategorię w której możemy zmieścić „ziemską dobę” i „elejską strzałę”, a ta być spowodowana alegorią pędu ‘ucieczki’, ‘pogoni’, w którym zmęczenie to tylko substytut tego co za chwilę, nadprzyrodzonego, albo po prostu wylanie łez miliony — predysponuje jak

differentia specifica.

Harmonia jaka wyłania się z kształtującego się tomu jest pełna kruczków, haczyków wbitych we współczesny ton, narracyjne kwestie – nie koniecznie uniwersalne metodycznie – wiersza, o charakterze pewnego rodzaju sekwencji, detalu, bo jest to poezja detalu, ziarna, z którego wieczność, sen i smak świata są pewnego rodzaju szyfrem i rekordem.
Według mojego gustu: albo jednak otwarte na pluralizm rany z postrzelenia, na krawędzi wariactwa ale i pewnej powagi – świata matematycznego, bo tak określiłbym te wiersze – uporządkowane, ciekawe graficznie, binarne, o charakterze regularnym, nie raz językiem zahaczającym o styl hip-hopowy.


zygpru1948 2022.01.05; 01:19:01
Komentowany wiersz: W położeniu samego jestestwa
Ciekawe jest to, co przyjęte na wiarę, a to co udowodnione (Q.E.D. — tytuł zbioru), czy w panicznym tempie w jakim porusza się świat jest solidarność, kolektyw? Gdzie jest nazwa, a gdzie znaczenie?
Gdzie podwaliny (na całe szczęście) dowolny pejzaży serca to stan, w których troski i strapienia zastępuje wewnętrzny spokój, tutaj pojawia się pytanie, dla kogo dziś poezja? Dla wytrawnego czytelnika a może blokowego wyrostka…
To jednak jest pytanie bardziej dogłębne!

W wierszach Piotra Jemioły dominuje jakaś tęsknota ale zarazem elementarny kult życia, witalności i świadomości cielesności. Żar do słowa, gdzie odpowiednio zważone wykroczy poza granice tzw. poezji klasycznej, gdyż ta poezja na pewno taką nie jest.
Jest to poezja nowoczesna, odseparowana od archetypów czy etosów, jednak pełna symboli i parafrazując słowa jednego ze współczesnych poetów:

Posłuszni jesteśmy w czekaniu jak zwierzę na powrót zza drzwi,
by obejrzeć gwiazdy i świat tysiąca porażek i miliona zwycięstw.

Poezja konkretu ale tu w grę wchodzi ulotność, efemeryczność chwili. Kiedy to kochająca kobieta porzuca ciebie Autorze i wchodzi w relację z innym. Wydawałoby się wątpliwej opinii. A jednak są to dewaluujące się znaki i pierwszoplanowe znaczenia.
Na nową drogę i górę wchodząc już czujemy pewien odcisk.

Bo byłam jak cień wymęczony, jednak źródłem do którego musimy wracać i to od ręki bez wahania, jak piorunem odprawa ze starego filmu kulminacją jest spełnienie.

Ja identyfikuję się bardziej z poezją klasyczną, jednak czytelnik wykształcony, z bazą doświadczeń o których jest mowa w wierszach P. Jemioły, odsyła nas do manifestów: miejskiego, postępowego i turpistycznego, z moim „ja”, które rozdziera język i formę, tak aby zmienić swój asortyment: dłuto na pióro, a papier na cyfrowy kadr o eksperymentalnej klauzuli i technice, bo cały czas wciąż niewiele wiemy o literaturze.

Nie sposób zarzucić tej poezji braku treści i monologów hamletowskich. To sposób postrzegania człowieka w początkowych dekadach XXI wieku, kwestie — korelacją i więzią zastygającą we współczesnych konwenansach i normach współczesnego świata.
Jedynie to, czego „poczułem” troszeczkę za mało, to czysta liryka, owszem, jest w tych wierszach poetyckość, ale w pewnych momentach czuję, że można by ulirycznić pewne frazy i nadać im koloryt pasji, zataczając koło, gdzieś między Małgorzatą Hillar; a bystrym przejawem obserwacji i bezkompromisowości Miłosza, zabawy językiem Jemioły, jego kontinuum stylu np. Sadulskiego albo Koteji, które jest widoczne w poszukiwaniach własnego stanowiska.

Miłość, wiara, wątpliwości egzystencjalne, degradacja pewnych tradycyjnych wartości, zachwyt jako wyraz pochwały istnienia. Poeci żyjący na styku tysiącleci, a jest to esencjonalny, programowy — odczuwalny „weltszmerc”, po sposobie układania wersów i strof możemy stwierdzić, iż poeta miał spore tendencje do współczesnej ‘nadbudowy’ wiersza, ale powściągającej, zakorzenionej w normie literackiej, kolektywie uproszczonego i sprowadzonego do aktu fizjologicznego, potrzeby manewru świadomości ulepionej z gliny, jakby osobnej kultury języka. Ale to tylko tendencja.

Warto wspomnieć, że Piotr Jemioło publikował, m.in. w piśmie ‘Kontent’, gdzie jego wiersze były już opatrzone pewnego rodzaju komentarzem krytycznym i dyskursem polemicznym.

W tej poezji etosy ciągle są przetransformowywane na istotę bytu i z powrotem. Ale literatura to ‘moment’, w którym są opisy pejzażu czy aktów ‘dobra’, miłości — tutaj jest degradacja sumienia ale to początek nie da się ocenić twórczości przez pryzmat jednego dystychu, całość tworzy współczesny mit, a jego uzasadnieniem jest partykularny świat ale przejmująco hedonistyczny i pełen okultyzmu, bo taki spirytualizm też tutaj wyczuwam:

Czy dżinn prędzej wylezie z niemej muszelki, czy flaszki?
ameryka na dragach wtargnęła do gabinetu dziekana
nigdy my, skoro chciały wtulać się w nasze / ptasie kości, sypiać z nami bez zobowiązań
M. in. Literaturo

Ciekawe tytuły.
Żeby zamordować literaturę albo zostawić otwartą kartę i/lub pozostawić do naświetlenia, (gdyż jak wiemy biel nie przyjmuje promieni ale promień, który codziennie wstaje na nowo może wyznaczać swoje granice) trzeba układać piramidę w szum dźwięków miasta.
Wszystko należy do nocy, natomiast za dnia wszystko jest rzeczą najpierwszą, nie ma przesileń, nie ma równonocy, są tylko spekulacje.

………………………………………
Maksymilian Tchoń (1987) — licencjat filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest członkiem Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego (STAL) z siedzibą w Krakowie. Jest autorem kilkunastu tomów poezji, m. in.: Wiedziałem (Wyd. Episteme, Lublin 2020), Ziemia złych wyroków (Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2019), Kolor po dniu Teoria geocentryczna (Wyd. Episteme, Lublin 2018), Potępiony (Wyd. Nowy Świat, Warszawa 2016), Ars poetica (Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2015), Http (Wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2015), Niecierpliwy (Miniatura, Kraków 2013) i innych. Publikował w wielu ogólnopolskich pismach literackich, np: Wyspa, Akant, Poezja dzisiaj, Biuro Literackie, 2Miesięcznik. Pismo Ludzi Przełomowych, Wydawnictwo J, Okolica Poetów, Gazeta Kulturalna, Eprawda, KoziRynek. Pasjonuje się muzyką, sportem, oraz dobrą książką. Teksty autora tłumaczone są na język angielski i włoski. Uczestnik corocznego festiwalu Pożegnanie Lata Pisarzy i Artystów.


zygpru1948 2022.01.04; 08:46:43
Komentowany wiersz: Jak wczoraj jesteś mi potrzebna
Zygmunt Jan Prusiński


KOBIETA W CIENIU SKARŻY SIĘ...

- erotyk pierwszy -


Chciałaby mieć wszystkie drzewa,
by tam schować nagie ciało.

Ciało przygotowane na smak
owocu które w niej zawsze rośnie,
soczyste wedle nowej pieśni.

Kobieta ma swoje laboratorium
szczęścia - umie rozłożyć się
jak kocica na wybranym drzewie.

Jej drapieżność wychodzi tylko
z natury samej - po krawędzi
uchwycenia krzyku w środku.


11.06.2008 – Ustka




KOBIETA W CIENIU SKARŻY SIĘ...

- erotyk drugi -


Kobieta myśli jak ofiara w pajęczynie,
nie ma dla niej pustych wymiarów
rysowanych w pustym orzechu.

Chowa swe piękno mocnymi nogami,
ściera się kolorami - nie wątpi nigdy
w ślepe przeznaczenie dotyku nocy.

W jej ciele jest film dojrzały - krzak
z żółtymi liśćmi wyciąga się leniwie.

Kobieta wybiegła do mgły nago,
przedziera się przez gęstą trawę.

Chce osiągnąć pieszczotliwy dźwięk
ptaka powracającego do gniazda.

Niedługo zgaśnie gorąca -
jak płomień ogniska na polu.


11.06.2008 – Ustka

Wiersze z książki "Erotyki pod jarzębiną"


zygpru1948 2022.01.04; 08:42:28
Komentowany wiersz: Jak wczoraj jesteś mi potrzebna
MAKSYMILIAN TCHOŃ o domach, o Domach ludzi Karola Samsela

Redakcja 2 Marzec 2020 A A+ | Recenzja


Zauważam.
Jest to literatura oblężenia zapewniająca pokój i bezpieczeństwo norm, archetypów, etosów, symboli, które miało miejsce w roku wstrzemięźliwej niewiedzy następującej, wzrastającej w polemice duchowości z ciałem, zwrócone na zewnątrz ale z przyczyną, która dała swój początek językowi z doświadczenia stworzenia.

Nurt rzeki uderza o brzeg i go niszczy — jednak na tym brzegu stojące znane mi filary religii, filozofii, etyki wyznaczają granicę za którą ‘zamyka się wiersz’ właściwy. Za którą pewna sekwencja zdarzeń kulturowych ‘oczyszcza’ zarówno odbiorcę (czytelnika), jak i autora. To poezja trudna, lecz nie pozbawiona wymowy, w której dużo jest odniesień.

Polisemia słowna, jak mniemam stawia pytania o otwartej strukturze — rozumiem w celu poznania siebie i zaprzepaszczenia wędrownych szlaków migracji, które znamy chyba wszyscy biorąc pod uwagę prawa natury, temperament, głębię duszy — tutaj obecny rys prometejski, który to nauczył ludzi pisać, gotować jedzenie, uprawiać rolę, budować domy, czytać, pięknie żyć i pięknie umierać, a także ujarzmiać siły przyrody. A zarazem być oddanym nauczycielem i uczniem, mężem i ojcem, i co najważniejsze starającym się brud, nikczemność, krzywdę — kwiaty zła i lekcję ‘stanów poetyckich’ przemienić w dobro.

Wersal jest moim pasterzem. Niczego mi
nie braknie. Wehrsahl zmienia swą postać
i swoją definicję. Dziś Wersal oznacza dystych,
którym zamknę ten wiersz, właściwie
jego siłę podaną w liczbie wehrsahli,
z których fildekosy wyjmę, by liczba ta
wzrosła (…)

Moja


odwieczna walka:
prymasa Europy Wschodniej
z prymasem Aurory Zachodniej.
Wersal [w:] Z domami ludzi, s. 9


Mam tu garść pełną motywów literackich wpisanych w krąg tematów tabu.
Za namową własnej stalówki, wstrzymuje deszcze a daje niebo.
Oto literatura najbardziej ascetyczna w swoim dostatku.
Gdzie burzy się dom z naszego dzieciństwa,
jednak spadek dziedzictwa wiedzy, kultury, wartości pozostaje.

Do Ciebie, zmęczeniu, któreś zamieszkało
w moim ciele i którego nie wiem, jak z siębie wyprowadzić.
Do Ciebie, zmęczeniu

*

lecz zrozum mnie właściwie. Po pierwsze:
ciało, cuchnące ciasto niesione w rękach,
w zakrwawionych paterach sytuacji kafkowskich. (…)

z ludzkich źdźbeł, kosmogonady świata. Trzeba
to wyjaśnić, może wytłumaczyć, skąd
wiem, że aż do śmierci będzie mi towarzyszyć


Zmęczenie, w którym umrę. I czemu jestem
śmiercią bijącą we własne okno, czemu nie jestem wojną (…)

*

Czkawką po Desdemonie? Kataklizm oprowadzania? Wstydliwy
strach o dno skóry, o to, że umrę zmęczony w trakcie nocnego dwupunktu?
Czkawka po Desdemonie [w:] Z domami ludzi, s. 55-56


Wiarą moją mnie prowadź, jeśli tylko mały i zawstydzony nie wyznam się na subtelności i urodzie tej poezji. Daj mi kamień, który porwę do swojego pawlacza; kamień ten należy do mojego wachlarza interpretacji odzwierciedlenia głosu, a z końcem dzieła buduje gwiazdy, o mocy dla których warto i trzeba się dokształcać, nieustanną w drodze być kometą — słyszalnym milczeniem, wymownym esejem i widzialnym niematerialnym, energetycznym zasobem źródeł. Głosu uznanych i ostatnich, tych, którzy będą pierwszymi, nawet jeśli stracone zostaną pokutne dwupunkte ‘Amen’.

Karol Samsel, Z domami Ludzi, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2017

………………………………………
Maksymilian Tchoń (1987) — licencjat filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest członkiem Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego (STAL) z siedzibą w Krakowie. Jest autorem kilkunastu tomów poezji, m. in.: Wiedziałem (Wyd. Episteme, Lublin 2020), Ziemia złych wyroków (Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2019), Kolor po dniu Teoria geocentryczna (Wyd. Episteme, Lublin 2018), Potępiony (Wyd. Nowy Świat, Warszawa 2016), Ars poetica (Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2015), Http (Wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2015), Niecierpliwy (Miniatura, Kraków 2013) i innych. Publikował w wielu ogólnopolskich pismach literackich, np: Wyspa, Akant, Poezja dzisiaj, Biuro Literackie, 2Miesięcznik. Pismo Ludzi Przełomowych, Wydawnictwo J, Okolica Poetów, Gazeta Kulturalna, Eprawda, KoziRynek. Pasjonuje się muzyką, sportem, oraz dobrą książką. Teksty autora tłumaczone są na język angielski i włoski. Uczestnik corocznego festiwalu Pożegnanie Lata Pisarzy i Artystów.
[1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16][17][18][19][20][21][22][23][24][25][26][27][28][29][30][31][32][33][34][35][36][37][38][39][40][41][42][43][44][45][46][47][48][49][50][51][52][53][54][55][56][57][58][59][60][61][62][63][64][65][66][67][68][69][70][71][72][73][74][75][76][77][78][79][80][81][82][83][84][85][86][87][88][89][90][91][92][93][94][95][96][97][98][99][100][101][102][103][104][105][106][107][108][109][110][111][112][113][114][115][116][117][118][119][120][121][122][123][124][125][126][127][128][129][130][131][132][133][134][135][136][137][138][139][140][141][142][143][144][145][146][147][148][149][150][151][152][153][154][155][156][157][158][159][160][161][162][163][164][165][166][167][168][169][170][171][172][173][174][175][176][177][178][179][180][181][182][183][184][185][186][187][188][189][190][191][192][193][194][195][196][197][198][199][200][201][202][203][204][205][206][207][208][209][210][211][212][213][214][215][216][217][218][219][220][221][222][223][224][225][226][227][228][229][230][231][232][233][234][235][236][237][238][239][240][241][242][243][244][245][246][247][248][249][250][251][252][253][254][255][256][257][258][259][260][261][262][263][264][265][266][267][268][269][270][271][272][273][274][275][276][277][278][279][280][281][282][283][284][285][286][287][288][289][290][291][292][293][294][295][296][297][298][299][300][301]
Wiersze na topie:
1. na znak (30)
2. po sąsiedzku (30)
3. a kogo (30)
4. "kto sieje wiatr zbiera razy" (30)
5. ***[pora wracać...] (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (326)
2. darek407 (269)
3. Jojka (260)
4. pawlikov_hoff (115)
5. globus (99)
więcej...