|
Bez twarzy
Bez twarzy |
W betonowym lesie, pełnym znanych twarzy
Błąka się samotnie człowieczyna w masce.
Nikt nie wie naprawdę czemu głos go parzy,
Wszak każdy przychodzi do niego w trosce.
Lecz on zna ich żart ukryty za słowami,
W zmartwieniu cudzymi, własne sprawy mają.
Pocieszenia szuka walcząc z ich lękami.
Ale oni takiej szansy mu nie dają.
Więc smutek, cierpienie i resztę balastu
Trzyma z daleka przed czyimś okiem wścibskim.
Dla zachowania codziennego kontrastu,
Szarawym uśmiechu pospólstwu tak ludzkim
Przyodział i boi się stracić pozory.
W śmiech szczerobłoty pragnie zmieniać zło wszystkie,
Przed nikim nigdy nie podnieść się z swej nory,
Samemu z sobą dożyć całe dni gorzkie.
Chociażby odszukał sens swego istnienia,
Zaklął wszystko w puklach z Tarentu jedwabnych,
Nigdy nie zaznałby spokoju sumienia
Goniłby w poszukiwaniu nimf wodnych.
Każdego ranka wstawać dla jej uśmiechu?
Ostatniej ostoi tak świata mrocznego.
Spojrzeniami dotknąć jej czułego słuchu
Liczyć, by wiedziała o istnieniu jego. |
|
|
|
|
-->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.
|
|