Wiersze poetów - poetyckie-zacisze.pl ZAPROPONUJ ZMIANĘ W SERWISIE
Logowanie:
Nick:
Hasło:
Zapamiętaj mnie
Odzyskaj hasło
Zarejestruj się
Dostępne opcje:
Strona główna
O serwisie
Regulamin
Zaproponuj zmianę
Indeks wierszy
Ranking autorów
Ranking wierszy
Dodane dziś (7)

Nowi autorzy:
- JoKo
- Yakov
- ummma
- wspanialaPati
więcej...

Ostatnie komentarze:
Twoje imię
- erni
stacja XII
- Kama
Wyszeptane
- Kama
Wyszeptane
- TESSA
więcej...

Dziś napisano 27 komentarzy.

Aforyzmy 80

Aforyzmy 80

AFORYZMY - autor Zygmunt Jan Prusiński

Łamie na pół dźwięk pożądania, dzieli się ze mną po północy.

Ograniczam się słuchając co mówi, jest mądrą kobietą – podziwiam odtwarzającą dobroć z korzeni filozofii.

Ramiona jej przy wschodzie słońca unoszą bluszcz mego bluesa, wciąż granego w empirii doświadczeń, ogarnięty nimi jakbym na nowo wschodzący...

Bogowie się cieszą - każde drzewo ma swego boga, ujarzmiony wierszem idę schodami.

Przyjechała i od razu zadzwoniła jakby mnie olejkiem miłosnym nasmarowała.

Strugam nad rzeką z kawałka drewna piszczałkę by ci zagrać o świcie kilka dźwięków w tempie budzenia jak to czyni kos.

Ze mną to jak z jabłuszkiem, jak go nie pokochasz – zrobaczywieje.

Jestem zapisany w tobie przez nieznanych poetów - którzy może zazdroszcząc piszą o nas.

Wiatry nowiny przenoszą przez oceany i góry – a w cichych zaroślach twe imię z wierszy się uczą.

I nic nie jest zdrożnego że z lubością moim pędzlem maluję twoją nagość!

Zostań we mnie i słuchaj jak się staram przejść na drugą stronę światła.

Pobieram twój miód z krzewu, smakuję rozkosz, a animusz wzrasta, twardnieje, więc przebijam przestrzeń.
Napisz do autora

« poprzedni ( 2412 / 2716) następny »

zygpru1948

dodany: 2022-09-11, 09:25:27
typ: przyroda
wyświetleń (151)
głosuj (57)


          -->> Aby głosować lub komentować musisz się zalogować.

zygpru1948 2022.09.11; 10:03:47
Zygmunt Jan Prusiński


POSĄDZAM CIĘ O MIŁOŚĆ ZE MNĄ


Owalne spustoszenie
jakby nastała pustka na nie określonej pustyni
nie wiedziałem o tych urodzinach
zbiegł się czas teraźniejszy
w czułych pokrzywach które parzyły
w intonacji skraplania łez.

Czujniki moje zawiodły
nie sposób przenieść wszystkiego do serca
otaczały mnie anioły diabła
kląłem jak szewc pospolity
prawie zgarbiałem wzgórzem
błoto spływało i zakryło mech
bez żadnej postaci która by mogła
pogodzić te przykre chwile.

Ale zaznaczam pewny
w rysach zapisanych na skalnym szczycie
że przed nami narodzi się kraina
gdzie będziesz mogła w instynkcie
nadal mnie kochać otwarcie
i zbierać plony i nasienie
ten wilgotny spływ do wnętrza
rozwijając swe skrzydła do lotu.


20.5.2016 - Ustka
Piątek 07:43

zygpru1948 2022.09.11; 09:54:50
Zygmunt Jan Prusiński


ZDEJMUJĘ RADOSNY CIEŃ Z DRZEWA


Wiem że chcesz być szczęśliwa
każde miejsce gdzie bywasz
jest zapisane w przyrodzie.

Stokrotki się uśmiechają
zrobię z nich majowy wianek
założę ci na głowę
a ty boso w sukience zatańczysz.

Skrzypce dostroi wiatr
a akordy z gitary popłyną
w rocznicę poznania.

Skup się Margot
to narodziny miłości bez słów.


22.5.2016 - Ustka
Niedziela 09:38

zygpru1948 2022.09.11; 09:53:13
Zygmunt Jan Prusiński


OSTROŻNIE Z TĄ MIŁOŚCIĄ

Motto: "Podarunkiem od losu jest
napotkany człowiek który kocha."
- Margot Bene


Wiesz jaki delikatny jestem
w tworzywie rozkoszy
gdy usta i język zagłębiam
w tej dolince poezji...

Objaśniam nowe obejście
pomiędzy gwiazdami
w dzień czynię łączenie -
łabędzie nas podglądają.

Odruchowo sięgam ręką
rozluźnienie nadchodzi
chcę być dokładny zlizuję
sok z łona twego drzewa.


24.5.2016 - Ustka
Wtorek 13:16

zygpru1948 2022.09.11; 09:48:30
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa


21.07.2011 17:23

@Ryszard Zasmucony


Szanowny Panie, młoda dziewczyna może marzy o białej ślubnej sukni, ale coraz mniej. Nawet tzw. "wsiana" jak ją nazywają koleżanki studentki, również "wsiany" miedzy sobą. Co więcej nawet wiejskie studentki na UJ-cie o swych koleżankach które marzą o ślubie mówią "ta wsiana". Spotykam je na co dzień i przecież słyszę o czym rozmawiają na korytarzach, w salach wykładowych, stołówkach, bibliotekach... Przecież ja się nie gorszę, że młodzi mają "ciupcianie w oczach". Weźmy przykład, ja usiłuję małemu gronu studentów przekazać relacje metafizyczne między "Państwem Bożym" św. Augustyna a rozwojem prawa kanonicznego i jego wpływu na Kodeksy Justyniańskie, a tymczasem widzę, jak się pod stołem, w drugim rzędzie za plecami swych kolegów, ukryci przed mym wzrokiem studentki i studenci macają po kroczach. To są oczywiście przypadki skrajne, ale wiele razy coś gadam, a w ich oczach widzę fascynację seksualną "koleżanki do kolegi" i nic nie da się z tym zrobić. Ogień się musi wypalić a ja ich traktuję jak dzieci, ze zrozumieniem i chętnie bym im udostępnił swój gabinet (za duże słowo) na godziny miłości. To oczywiście żart.

Obawiam się, że Pan, pani Anakonda, pani Hermenegilda i pan Zygmunt macie wypaczone i sfetyszyzowane pojęcie o psychologicznej istocie zjawiska, zwanego "miłością". To co dzisiaj uchodzi za "miłość" i "zapały miłosne", "cierpienia weterowskie" itd. to niestety jest tylko nadbudową społeczną nad zwierzęcym popędem. To są falbanki i fatałaszki zasłaniające organy płciowe, tak jak kiedyś w purytańskiej Ameryce szyto "spódniczki w falbankami, który miały zasłaniać ohydną i sprośną nagość fortepianowych nóg. Ta nadbudowa społeczna, funkcjonująca w psychice, jako przyjęty dobrowolnie wzorzec zachowań, zwana "miłością" jest (oczywiście) piękna i powoduje, że każdy wzwód łechtaczki lub penisa (razi to Pana?) zostaje natychmiast ubrany w girlandy fiołków i różyczek. To znaczy nie sam wzwód, lecz stojący, naprężony kutas (niech Pana nie razi to staropolskie przyzwoite wyrażenie) jest ubierany w sferze neontycznej (jak mówi Sartre) w wianuszek pachnących azalii a nad drgającą z podniecenia clitoris (udało mi się ominąć.!. "brzydki" wyraz) świergolą skowronki. Rodzice się cieszą, babcie się cieszą, ksiądz proboszcz się cieszy robiąc już miejsce w portfelu na "jus stolae". A wszystko dlatego, że kultura ubiera w kwiatuszki i białe falbanki, gotowego do kopulacji, stojącego penisa i gotową do zapłodnienia macicę (histeria). Bez tego sztafażu i (zgódźmy się) kłamliwego zasłaniania fizjologii społecznym przesądem, wiele par czujących bożą wolę wcale by nie szło do ślubu, tylko waliło się jak popadnie na klepisku. Co jest bardziej zdrowe, bo niepowodujące tej całej nerwicy wynikającej z przymierzania ślubnej sukni, z domysłów czy "ona jeszcze jest dziewicą", naukami u księdza itd. Wiaruśnicy mają zdrowiej i naturalniej.

I tu jest miłość i tam jest miłość. Trudno powiedzieć gdzie piękniejsza. Namiętność i naturalna świeżość kochanków usprawiedliwia w seksie prawie wszystko (oprócz zachowań wymienionych w Biblii jako śmiertelne dla duszy, ziemskiej "miłości" i wiecznego zbawienia). Więc to, co traktujemy jako oznaki miłości: ochy i achy (społeczne kody zachowań) i ciśnienia krwi i palpitacje serca, jako reakcje fizjologii, zależą w naszej interpretacji od warunków społecznych i od mileau w jakich się to odbywa. A mileau dla "miłości" pojmowanej, tak jak pojmowało to nasze pokolenie, jest coraz bardziej nieprzyjazne z powodu merkantylizacji i komercji. Moja żona (miejska) 30 lat temu, gdy wychodziła za mnie za mąż powiedziała mi w oczy: „Jestem wyzwolona i małżeństwo traktuję jak kontrakt. Będę twoją żoną dopóki nie znajdę lepszego dla siebie i bardziej atrakcyjnego partnera”. Wtedy takie stanowisko było rzadkie, dzisiaj jest powszechne. Partnerzy się rozchodzą gdy tylko znajdą lepszego kandydata z grubszym portfelem, z większym penisem itd. Jeśli Pan tego nie widzisz to jesteś ślepy albo mieszkasz gdzieś na wsi. Co tam na wsi! Dziś nie ma takiej wsi, gdzie by w młodych i średnich rodzinach nie było pornosów.

Jak widzimy, pojęcie miłości (istota fizjologiczna, penisy, clitoris, wzwody, palpitacje serca itd. pozostaje niezmienna) ewoluuje wraz z czasem, w zależności od warunków społecznych. Dochodzi w tej sytuacji do tego, że "miłość" "miłości" robi krzywdę, że dawny model "miłości" (starego pokolenia) musi zostać wyparty i unieważniony (poniżony etc.) przez "miłość" nowych pokoleń, nowego typu. Gdyby rozwój technologii i biznesu stał w miejscu, to ewolucje te następowałyby wolniej, ale nie w sytuacji, gdy na placach targowych, gdzie się również handluje książkami, ludność więcej kupuje filmów pornograficznych niż książek (książek wcale) i filmów normalnych. Przy filmach normalnych trzeba myśleć i mieć zdolność kojarzenia, którą zabija stres życia codziennego, w wyścigu szczurów. Natomiast z moich obserwacji (i "badań") wynika, że oglądanie eleganckich i spokojnych pornosów uspakaja i oddziałuje na psychikę leczniczo. Oczywiście, że nie zalecam tego ludziom w seksualnym „wieku produkcyjnym”, bo jednostki ulegające sugestii, że tylko „duże jest dobre”, też by chciały mieć w sypialni wielkiego penisa. Dziś wiele kobiet marzy o seksie z mężem, ale wspomaganym wynajętym „wielkolagowym” kochankiem. To jest wynaturzenie pornografii jako dziedziny sztuki artystycznej ale cóż robić, skoro takie są niechciane i kłopotliwe dobroci inwentarza przejmowanej kultury! Czasem musi się przyjąć gospodarstwo z tzw. dobrem inwentarza.

Sądzę, że i Pan Bóg lubi pornografię. W Księdze rodzaju jest passus o tym, jak Bóg przed stworzeniem Ewy, przyprowadza do Adama różne zwierzęta, żeby z nimi spółkował (co za hańba i upadek!). Bóg nakłaniał Adama, żeby wsadzał członka (nazwijmy to bez ogródek) w narządy rodne oślicy, krowy, kozy, klaczy, a może i (tytułem eksperymentu, bo sam się dopiero uczył na Adamie) i kombinował, co by było lepsze, nakłaniał Adama, żeby wkładał koniom, bykom i capom… do odbytu. A co Pan myśli? Taki zboczeniec i bestiofil!) (chwyt retoryczny!)...
Zresztą wycofuję się nazywania Boga zboczeńcem i bestiofilem (bo przecież siatka pojęć ludzkich go nie dotyczy, chociaż „Logos"! ) a gdy się konstruuje takie wielkie i skomplikowane działo stworzenia jak wszechświat to i z capem trzeba się przespać jak z przyjacielem – żeby go wybadać, czy jest z tego zadowolony, że jest capem i co o tym myśli – tego wymagają od konstruktora elementarne zasady uczciwości)! (a do tego, Bóg musiał przemienić się w lub w kozę i oddać się capowi, żeby doznać tych wrażeń, wzruszeń i ocenić odczucia kozy spółkującej ze swym capim mężem w symbiozie wszechświatowej miłości!

zygpru1948 2022.09.11; 09:47:39
Ja myślę, że jeśli Bóg cierpiał (cierpi) na samotność i brak odpowiedniego towarzystwa, a w swej szczodrości jest tak wielki, że chciał się własnym szczęściem z poczucia tej szczodrości podzielić z innymi, to po smutnej próbie zbliżenia się do lucyfera i diabolosów, postanowił spróbować z prostym capem. Bo w czymże cap (ze swoim poczciwym dobrym sercem) jest gorszy od anioła? Jest od anioła lepszy, bo anioł jest bezpłciowy nie ma go za co pomacać, a w dodatku zarozumiały i zmanierowany jak diabli… i z Panem Bogiem wracającym z Edenu, śmierdzącym gnojem wyrzucanym ze stajni, by na pewno flirtować nie chciał – bo by się inne anioły z niego śmiały, że poszukał sobie śmierdzącego fatyganta. Nie jest to takie obrazoburcze co mówię, jak wygląda, bo intuicja eschatologiczna zapodaje, że po tym, gdy św. Marcin dał Chrystusowi pół płaszcza, gdy mu się ukazał pod postacią nagiego żebraka, Chrystus chodził po niebiańskich salonach dumny jak paw, przechwalając się do świętych i aniołów: „A mnie Marcin dał pół płaszcza. Aleśmy sobie pogadali!”

Biedny Bóg tym się przechwalał, że stworzenie raczyło go zaszczycić swą uwagą. To zresztą jest zgodne z intuicją Jana Pawła II, w encyklice „Bóg bogaty w miłosierdzie”, że „Bóg żebrze dla siebie u człowieka o miłosierdzie i człowiek ma obowiązek tego miłosierdzia Bogu udzielić”.
W księdze rodzaju wynika, że Adam został stworzony najpierw z myślą o wyrzucaniu gnoju ze stajen i uprawianiu ogrodu, a więc do ciężkiej roboty (i może słusznie), natomiast lamy i sarny zostały stworzone dla głaskania i przyjemności swego stwórcy. To dopiero potem, być może przyszło Bogu do głowy, żeby się przespać z Adamem (jak z capem? Chyba nie! Chociaż Adam przed grzechem pierworodnym miał umysł i wartość capa!) Ale w końcu, w czymże cap (ze swoim poczciwym, dobrym sercem) jest gorszy od anioła? Chociaż Panu Bogu nic nie ubliża i może ON „spółkować” (słowo wieloznaczne), jeśli chce nawet, ze stonką ziemniaczaną i jest w tym niesłychana poetycka godność i sapiencja, której większość głupich ludzi nie rozumie - dlatego ja też, jako głupiec wycofuję się z tego taniego zgorszenia, bo nazywanie Boga zboczeńcem jest niezrozumieniem istoty świata.

Gdyby Bóg pragnął towarzystwa adamowego i usiłował z nim sypiać (a pamiętajmy, że stworzył go na obraz i podobieństwo swoje), podczas zimnych nocy, to musiał dojść do przekonania, ze jednak w tej postaci Adam jest prymitywny i „smutny” z braku towarzystwa, którego Bóg mu nie mógł zapewnić swoją osobą, zwierzęta jako osoby były w hierarchii nisko, żeby mu partnerować, więc szukał dalej i stworzył mu z jego ciała „Wieczną kobiecość”. To było to! Tylko mężczyzna musi umieć ją używać! „Kobiecość” zaś musi znaleźć w sobie boskie pierwiastki zadane jej w Raju boską ręką.

To co tu napisem, w to wierzę. Niestety postulat: „poznaj samego siebie” jest bardzo trudny do realizacji i czasem niemożliwy do realizacji we dwójkę, bo w miłosnym stadle, gdzie dwoje musi być jedno, postulat samego siebie jest jeszcze trudniejszy jako pomnożony przez dwa. Panie R. Zasmucony… i świętość jest możliwa i człowiek jest obowiązany dążyć do przebóstwienia… ale, gadaj z trzciną chwiejną na wietrze.

Jeśli oglądanie pornosów pomaga dążyć jednostce do przebóstwienia, niech ogląda… Pod jednym warunkiem, że będzie to służyć rozwojowi poglądów i uzdolnień tego człowieka do realizacji miłości jako życiowego zadania. A tym zadaniem jest człowieczeństwo. Jeśli Bogu nie ubliża spółkować ze stonką, to cóż to za człowiek, któremu ubliżać spółkowanie z kobietą? (jako istotą dla pederasty niższą). A tu jest styk zagadnień, które leżą u podstaw moich obiekcji w stosunku do poezji miłosnej (nazwałbym) popularnych lotów. Jest w Polsce wiele tysięcy kobiet (trochę mężczyzn), które usiłują pisać o miłości, a poeta Zygmunt Jan Prusiński się nimi zachwyca (wolno mu, to jego prawo), tylko o której miłości tu mówimy? O tej pierwszej, gdzie nastolatka wzdycha i marzy o ślubnej białej sukni, czy o tej, po kilku latach, kiedy orgazm zanika, z powodu nerwic i stresu, i ratunkiem wydaje się duży penis z filmów pornograficznych lub zwężanie pochwy w celu zwiększenia doznań sensualnych? Kobieta przyglądając się swemu ciemnemu wnętrzu zadaje pytanie: „Co jest miłością”?...

Mam takie wrażenie, że błędem współczesnej poezji miłosnej jest podnoszenie kwestii, że cierpienie pojawia się w chwili gdy brakuje (bo zanikają w związku) kwiatki, płatki i bławatki (czyli cała ta strona estetyczno-moralna tradycyjna plus renty babć i starych rodziców), natomiast zupełnie pomija lub nie widzi, że cierpienie to wiąże się (nie z zanikiem motylków i kwiatków), ale gdy zanikają (prawdziwe) relacje między filmem porno a pożyciem w konkretnej sypialni. A one zaniknąć muszą, bo i „dupa nie smakuje, gdy w brzuchu burczy a w portfelu nie ma pieniędzy na komorne do pierwszego”! Wtedy żadne ekscesy gimnastyczne nie potrafią podniecić, żeby członek stanął i pocieszył trochę żonę, żeby zapomniała o zmartwieniach pieniężnych! Biedy nie da się oszukać dupczeniem! Szczególnie biedy w kapitalizmie, który kusi tyloma możliwościami zaspokajania popędów!

Co jest dziś normalnym pożyciem? Jest nim powielanie wzoru zachowań z filmu pornograficznego. To nie życie erotyczne i miłosne naśladuje pornografię, to pornografia naśladuje życie i wyostrzając kwestie zasadnicze powoduje, że życie naśladuje pornografię sięgając do niej jako do obowiązujących wzorów zachowań. Tak tworzy się błędne koło, w którym mężczyźnie się wydaje, że jest bohaterem pornosów, a kobiecie, że idąc do sypialni bierze udział w nagraniu kolejnego odcinka, pt. rozkosze waginy.

Czy ma mi Pan za złe, że usiłuję zrozumieć co ludzie myślą i robią w rzeczywistości i dlaczego tak a nie inaczej oceniają swe życie?


Zygmunt Jan Prusiński Komunizm odebrał mi Rodzinę!

zygpru1948 2022.09.11; 09:45:41
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa


28.09.2011 15:56

@Zygmunt Jan Prusiński


Czuje Pan bluesa. Byłoby lepsze, takie widmowe, gdyby było bardziej rozrzucone po "schodkach" i rozczłonowane poszczególne frazy, aby nabrały wieloznaczności. No bo co zrobić, jakim zabiegiem dokonać, żeby wyraz "chuj" którego znajomi mi intelektualiści używają, nawet ten najbardziej nasz znany reżyser filmowy, do któregoś się Pan zwracałeś żeby kręcił film o ojcach naszych Stoltzmanów itp., on też w swoim czasie kurwował i chujował aż miło. Im po prostu wolno, oni w ten sposób manifestują swoją niezależność i talent! Swoją eksterytorialność! Bo oni każdą "kurwę" wymawianą swymi delikatnymi usteczkami (np. rozkosznie klął Gustaw Holoubek, wyzywając (pijany) mojego kolegę od skurwysynów (nie powiem kogo)!

I o co chodzi, że się ta tłuszcza, podkulturalniona, aby w jakiejś szkółce (leśnej, dla kołków w płocie) gadzina, im głupsza, im prymitywniejsza, tym bardziej wysadza na pseudo-kulturalną nowomowę?, bo gadzina sobie wyobraża, że kultura polega na nieużywaniu tzw. słówek, jak np. "skurwysyństwo".

Czym się np. różni wyraz "chuj", z franc. verrat, od np. cyngiel, z franc. detente (z l'accet aigu - czyli kreseczką -przecinkiem nad "e" - na pierwszym "e" którego tu nie mogę wygenerować), albo łac. według słownika Łukasza Koncewicza z 1929 r.: Hui, wykrzyknik zdziwienia! ; Hujuscemodi, taki, takowy, tego rodzaju. Huius w znaczeniu zaimkowym: "ten"! użyty np. w stosunku do szlachcica, z pominięciem grzecznościowych tytułów i wyrazów rewerencji, odczuwany był jako chęć postponowania i ubliżenia, obniżenia rangi itp. Wyraz "chuj" w pisowni sprzed reformy do 1938 r. pisało się "huj" (od huius). Tak zresztą jak i słowo "żyd" pisało się z malej litery. Chyba że z dużej, po kropce. Reformatorzy chyba chcieli być bardziej "kulturalni" od "kultury", czyli specyfikować (wyróżnić i naznaczyć obsceniczność) słowo wyraz "huj", przez dodanie mu literki "c". To samo dotyczy słowa "żyd" uważane w Polsce za obraźliwe (u Aleksandra Fredry w "Zemście": Dyndalski od Cześnika: "Żyd jaśnie panie, lecz w literkę go przerobię". No i w 1939 roku nasi puryści językowi przerobili "żyda" w literkę, a Niemcy nawet w popiół. Do tego prowadzi nadwrażliwość językowa. A propos, dlaczego Niemcy "żyda" w popiół? Dlaczego od wyrazu "żyd" do Cyklonu B? Bowiem u siebie, w języku niemieckim mieli te samie problemy, że mówiło się o kimś, gdy się go chciało obrazić: "du jude", byle jak, pisane z małej litery. Toteż żeby temu zapobiec, postanowiono podnieść rangę "jude", przynajmniej w znaku graficznym umieszczonym w słowniku... żeby nie poniewierać "jude" , bo to przecież niekulturalne i niehumanitarne dla narodu filozofów, więc zadekretowano, że "jude" będzie się pisać z dużej litery: "Jude" - i w ten sposób uczulili antysemitów (a może wielbicieli żydostwa inaczej!) jeszcze bardziej do przerabiania "jude" w różne inne rodzaje bytu, w małe litery, w pisanie na murze, w tłucznie szyb, w lagry. Czyli w byty... niekoniecznie językowe!

Tym przerabianiem "żyda" z małej litery na dużego "Żyda" i słowa "huj" na "chuj" żeby go wyłączyć z dostojnego łacińskiego źródłosłowia, bo nie wypada, żeby to co śmierdzi w portkach było atrybutem klasycznego dziedzictwa szlachetnej ludzkości! I doszło do tego, że gdy się wypowiedzie słowo "żyd", to takt jakby się wypowiedziało przekleństwo albo obelgę. Strach jest pisać albo wypowiadać "słowo "żyd", bo wszyscy się tak podejrzliwie patrzą i z takim oburzeniem, jakby się powiedziało słowo "cipa", "kurwa" albo "chuj". Ludzie się patrzą z oburzeniem, że się używa słów ordynarnych, uważanych za nieparlamentarne! Czyli, że żydem się wyśmienicie przeklina! Zresztą tak jak i przed wojną! Dlatego nasi księża proponują zwrot "Bracia starsi". Ale toteż nie skutkuje niczym dobrym, bo gdy kiedyś powiedziałem o żydzie, "brat starszy", tom omal nie dostałem w mordę, że się wyrażam nieprzyzwoicie. Ja ci dam "brata", ty chuju! Ponieważ "brat" się powszechnie kojarzy z pedałem, pardon, z homoseksualistą czyli gejem.

Taki są skutki, gdy się przedobrzy. Język ma iść swoim trybem żywiołowym (bo taki tryb jest bezinteresowny i nie robi nikomu krzywdy) a nie stawać się narzędziem manipulacji i metajęzykiem przenoszącym (transferującym) meta-znaczenia (na zjawiska, które się później samogenerują i okazują niebezpieczne), bo wtedy w umysłach ludzi powstają meta-pomysły, które się mogą skończyć meta-auschwitzami.

A na koniec delicje ze starego słownika: Kurwa, impudica, stuprata, devirginata, deflorata, vitriameretrix, prostituta, famosa, prostibulum, propudium, omnibus facilis; Kurwatura biskupia, zob. Pastorał; Kurwic, aliquam vitriare, corummpere, stuorare; się protituare se, vulgare corpus, quaestum corpore facere; z kim, stupri consuetudinem habere cum aliquo, (to ostatnie określenie jest tak urodziwe, że nadaje się jako dostojne epitafium na nagrobek).

Zwracam uwagę na wyraz "corumpere" określające "kurwienie się". Gdy prof. Stanisław Tarnowski chciał o jakimś biorącym łapówki rajcy miejskim Krakowa powiedzieć dosadnie, to mówił, że się "skurwił". Chyba jest jasne, że się wyrażał prawidłowo w języku polskim, który jako indoeuropejski ma wspólny rdzeń z językiem łacińskim i korupcja znaczy "kurewstwo". Tu jest "kur" i tu jest "kor". Ale, o Jezu!, słowo korupcja też będzie zakazane jako nieprzyzwoite. Nie będzie, bo nie ma, żadnej korupcji. Chamskie wyrażanie się jest zakazane! Corupcjo = interrupcjo! Słownik jest tak stary, że używa słowa "kurytarz" (korytarz): Kurytarz, via, iter; portyicus. Porticus czyli "brama". Brama miejska albo brama w kamienicy, pod którymi wstawały prostytutki. Mawiano, "nie stój jak kurwa w bramie!" O kobiecie lekkich obyczajów, albo takiej, którą chciano obrazić" Ona jest z bramy! Albo: ona stoi w bramie! Albo: "brama"... "portisus" czyli wspólny rdzeń z "propudium", "prostibulum", "prostituta". W języku łacińskim odbija się i przegląda cała kultura europejska i wszystkie jej języki.

Więc o co chodzi z tą "kurwą" i z tym "chujem", w czym mają problem współcześni prostacy uważający się za inteligentów?

Powtarzam, że uważam iż nagonka na tzw. "słówka" jest ograniczaniem wolności i zapędzaniem do getta współczesnego reżimu, którym się staje nowy imperializm kapitalistyczny i burżuazyjny, już nie tylko w dziedzinie politycznej i ekonomicznej ale również świadomościowej i językowej. Oni chcą nas wykastrować w mózgu, żebyśmy nie protestowali, gdy nas poddają wyzyskowi i spekulacji! Człowiek który nie ma cywilnej odwagi, żeby zakląć, nie ma też odwagi, żeby się bronić gdy go oszukują przy wypłacie i przy kasie.

PS. Nie jest to tekst taki, jaki być powinien, bo nie mogę używać tutaj kursywy i innych znaków.



Zygmunt Jan Prusiński Kobieta białych luster – część VI

zygpru1948 2022.09.11; 09:34:15
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa


07.10.2011 00:42

@Zygmunt Jan Prusiński


Nie wiem co tu się dzieje, że znajduję "powtórki z rozrywki", ale rozumiem jedno, że Pan powtórkami również żyje, jak ta ćma nektarem (ćmy też odżywiają się nektarem i ja czasem także a, 20 zł, 50 gr.) i wszystko to jest u Pana wymieszane dokładnie. Możność z niemożnością itd. Pan przekracza niemożność. Pan się porównuje do zefirka, do muszki, do chmurki, do odblasku porannego nieba. No, dla chłopa co kosi łąkę i przed chwilą wykuśkał swoją starą na przedsieniu albo w kopie żyta, jest Pan okazem wariata. No ale Pan jest tą muszką i tym liściem, przeistacza się Pan dla ukochanej. Pan się w ten sposób poświęca i uświęca. Ale uwaga, uświęca się Pan światem, myślą że świat jest święty, a tymczasem świat jest równie przeklęty przez Boga jak i człowiek (Genesis). Liście są "podłe", ale cóż robić, one też walczą miedzy sobą o światło, nienawidzą się obgadują nawzajem, dmuchawce walczą z pokrzywami o przeżycie, przenikając Boga, że zrobił je takimi małymi i bezbronnymi wobec wielkich łopuchów. Wszystko ze sobą walczy, kopuluje, zdradza, przeklina i zwalcza. A śmierć z kosą (czasem w postaci pijanego Franka) przychodzi i kasuje to całe towarzystwo. Więc nie jest to najlepszy wzór dla Pana do naśladownictwa ani towarzystwo dla zabawy.

"Wszystko". Podobnie jak u Zygmunta Krasińskiego. Jeśli Adam Mickiewicz musiał zabiegać i błagać u żydów o każdego grosza, jeśli to samo musiał robić biedny Juliusz Słowacki, to Krasiński niczym król utrzymywał Karola Libelta, Bronisława Ferdynanda Trentowskiego i pomniejszych naszych twórców tego okresu, bo miał pieniądze. Pan pieniędzy (dużych) nie ma ale żyje jak król. Tak jak Krasiński obracał w mózgu ciągle jednym i tym samym, kobiecością (przeważnie Delfiny), tak samo Pan obraca tymi cyckami i nogami naszej ukochanej Anakondy. Oj, oj... gorrąco, carramba! Jak tam hiszpańska milady Carterrpilar! Jak tam Sylwia Żwirska! Jakieś płomyki zwodnicze na uroczyskach, to tylko dumna zasłona, gdy marzy o Anakondzie! Pierożki są mięsiste! Do tamtych odczuwa Pan tylko zefirki i wieczorne zorze, ale gdy chodzi o nogi i cycki, to do Anakondy! I dobrze, bo to pełnokrwista kobieta! Tu są podobieństwa (z Krasińskim). A gdzie są różnice? Czytam te Pańskie wiersze i zastanawiam się, czy są to "obrazki", czy "liściki". Czy Pana wiersz jest pocztówką i tak go należy traktować, czy listem (poetyckim). Liczą się tylko te dwie formy zapisu (w Pańskim wypadku, bo w przypadku Krasińskiego, jest sposób trzeci!). Obraz, przemawia do zmysłu estetycznego, a list (semiotyka) do zmysłu logiki (w przybliżeniu! - wiem że to bardziej skomplikowane i zgódźmy się to uprościć).

"Obraz", pocztówka, jest sprawą prostszą do percepcji i analizy, ale i płytszą w odbiorze i żłobiącą płytsze ślady w tzw. duszy. Natomiast "list" jest bardziej dojmujący i osobisty, wywiera głębsze ślady i często zmusza go głębszej refleksji. Wymaga też głębszej psychiki od czytającego, uwagi i porusza głębsze pokłady sumienia. Pierwszym co podlega banalizacji w naszej kulturze, to obraz. Czytam sobie i analizuję Pańskie wiersze pod kątem, czy więcej w nich "treści wizualnych" ekwiwalentów wizualnych, czy symboliczno-słownych. Sądzę, że jest w nich więcej wizualizacji i obrazu. Obraz wcale nie jest rzeczą stabilną i nieruchomą. Wręcz przeciwnie, jest to obiekt w ruchu. Anioły Fra Angelica w momencie zwiastowania są ruchome. To my je unieruchamiamy, chcąc zrozumieć, co ich mowa oznacza do Maryji. Ale dla Japończyka np. który odbiera ten obraz bez anegdoty, anioły fruwają. Każdy obraz, każda powierzchnia się "rusza", faluje, zgodnie z ruchem gałek naszych oczu, a świadomość tych drgań odbija się jakoś na jakości wrażenie.

Żeby zrozumieć słowo "huśtać", "huśtawka", trzeba żeby nasze gałki oczu albo nasze mięśnie ciała nieznacznie poruszyły się w jedną i w drugą stronę, zgodnie z przemianami "myśli" czyli wyobrażeń "rzeczy" w naszej głowie; i aby zobaczyć zamiast rozmawanych plam i plamek widok dziewczynki Stanisława Wyspiańskiego, musimy siłą woli to kolorowe "wszystko", rozedrgane na papierze, unieruchomić. Gdzie? Częściowo w naszym mózgu, częściowo na papierze lub płótnie. Bowiem prawdziwe oglądanie odbywa się nie na zewnątrz, na owym papierze lub płótnie, lecz we wnętrzu umysłu. Obraz dziewczynki Wyspiańskiego, który dotrze do nas jest już wyabstrahowany, z dodanymi komponentami naszej osobistej kultury. Prostak ten obraz odbierze inaczej. Przyglądając mu się po raz drugi, setny, tysięczny, porównujemy już tylko smużki i kolorowe kropeczki z naszego umysłu z konkretnymi kropeczkami na płótnie. To tyle z grubsza o obrazie malowanym farbami, a teraz jak się to ma do obrazów malowanych słowem, np. w wierszach Prusińskiego? Podobnie. Ma się podobnie.

Czym się różni wobec tego struktura "listu" od struktury obrazu (opisanego słowem)? Przede wszystkim intencją.

Przykład struktury listu. List: "Byłam dzisiaj w naszym kościele i modliłam się za ciebie. Mówiłam z proboszczem, że przyjedziesz do spowiedzi".

Przykład struktury obrazu: "Modliłam się w kościele", za ciebie. "Mówiłam z proboszczem". Że przyjdziesz do spowiedzi.

W strukturze listu obraz wizualny jest zaburzony i rozpuszczony w komunikacie, że się modliła "za ciebie". Wybija się intencja dlaczego, dla kogo, po co? Natomiast w strukturze obrazu "widzimy" czytając: "Modliłam się w kościele" - widzimy klęczącą kobietę, bo nic, żadna intencja, wyrzucona poza przecinek, nie przeszkadza mam budować tego obrazu i widzieć go oczami duszy. Myślimy obrazem a nie intencją. Potem "widzimy" jak rozmawia z proboszczem (nie ważne o czym). Dopiero poza kropką lub przecinkiem dowiadujemy się, że o twojej spowiedzi. Ale to już nie jest to ważne, bo tamten pierwszy "obraz", "rozmowy" już poszedł do głębszych części mózgu. Po prostu mózgowi lepiej jest rozumować (posługiwać się) obrazami jak ideami. Idee musi unieruchamiać, (po co, bowiem idea jest "wieczna" i musi być nieruchoma, dopiero wtedy jest zrozumiała) natomiast obraz proboszcza i rozmawiającej kobiety jest rozedrgany. Ba, to rozedrganie jest warunkiem ich istnienia.

Teraz przykład z Pańskiego wiersza:

"Jeśli dotkniesz liścia
zwisający przy parkanie
poczujesz mnie"

[...] (tu cienie porównane do liści)

" - Czy widzisz jak się kochają?

Zabiegam zawsze o słońce
bo wówczas oczy twe widzą
i rozbieg ciała ku moim wierszom

składasz je w domu
one nigdy nie więdną"

Teraz miejsca wizualizacji, upodobniające wiersz do obrazka z fotografii:

Jeśli dotkniesz liścia (obraz dotykania, rąk itd.)
zwisający przy parkanie (obraz parkanu i liścia, deski drewniane, zielone...)
Czy widzisz jak się kochają (pytanie i obraz - słowo "widzisz" ustawia kontekst i uruchamia wewnętrzny wzrok umysłu)

Zabiegam zawsze o słońce (obraz fizycznego biegnięcia, zabiegania i obraz żółtego kręgu słońca)
bo wówczas oczy twe widzą (obraz oczu otwartych)
i rozbieg ciała ku (obraz rozbiegu, rozwianych włosów itp.) moim wierszom
składasz je w domu (czyżby spisane na osobnych kartkach - obraz)
one nigdy nie więdną (obraz niezwiędłych kwiatów we flakonie).

Podobnie jest ze wszystkimi wierszami u Pana. Przypominają kolorowe pocztówki, bo gdy nawet nie oddajesz Pan koloru liści, to są przedstawiane w kontekstach życia, miłości, dobroci itd, a więc muszą by żywe i zielone. Dalszy ciąg nastąpi.


Zygmunt Jan Prusiński Madryckie Ścieżki Poezji


Wiersze na topie:
1. [rozebrany ze słów***] (30)
2. liczenie słojów (30)
3. na znak (30)
4. jest dobrze (30)
5. "kto sieje wiatr zbiera razy" (30)

Autorzy na topie:
1. TaniecIluzji (446)
2. Jojka (319)
3. darek407 (271)
4. Gregorsko (154)
5. pit (71)
więcej...